Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
poniedziałek, 31 grudnia 2012
Podsumowanie roku, czyli najlepsze książki jakie czytałam..
Łącznie przeczytałam...201 książek. Mnie też ta liczba zaskoczyła. Z tym, że część z nich to takie czytadła na 1 dzień, cienkie, lekkie, nie wymagające myślenia, które ot czyta sie błyskawicznie, 5 książek to gnioty całkowite, których nie skończyłam, a ok. 8-10% to książki przeczytane i zrecenzowane przez mojego męża:).
Trudno będzie wybrać te naj, ale postaram się.
Podaję je w kolejności czytania (czyli miesiącami), a nie wg. rankingu, która jest ta naj, naj.
Jak widzicie nie udało mi się wybrać tylko 12 książek, było to po prostu niemożliwe, zbyt dużo wspaniałych książek przeczytałam w tym roku.
Czytaliście którąś z tych pozycji?
A co planuję w 2013r.? Trochę podróży, spodziewajcie się więc kilku relacji, na pewno dalej będę katować was Wiedniem. Latem planujemy południowe Włochy (jeżeli nic się nie zmieni).
Poza tym powrócę do cyklu postów o Łodzi. Jeszcze sporo zabytków kryje moje miasto, o których chciałabym wam opowiedzieć.
I rozpocznę, lub reaktywuję (różnie to można traktować) cykl o literaturze antycznej. Nie będzie gryzło gwarantuję:) Rozpoczęłam jakiś czas temu recenzją Dziejów Herodota i na tym był koniec, a chciałabym pociągnąć cykl dalej. Jest wiele wspaniałych dzieł literackich z okresu antycznego, które warto poznać.
Niedługo 100,000 wejść na bloga, będzie rozdawajka.
Planuję także kolejne wywiady.
A wam życzę udanego Sylwestra i wspaniałego Nowego 2013 Roku:)
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
Recenzja tutaj.
niedziela, 30 grudnia 2012
Callas. Zbyt dumna zbyt krucha - Alfonso Signorini
Wydawnictwo Świat Książki, Okładka miękka, Moja ocena 5,5/6
Nie jest to pierwsza, ani ostatnia opowieść o Marii Callas. Jednak książka Alfonso Signoriniego ma w sobie to coś.Na pewno nie jest biografią, jest za to doskonałą powieścią biograficzną napisaną sprawnie i z ogromną pasją, która przebija z każdej strony. Szczególnie ta pasja niezwykle mnie urzekła, ba porwała w trakcie lektury.
Autor bardzo emocjonalnie ukazuje życie znanej śpiewaczki. Poczynając od nieudanego (wręcz toksycznego) dzieciństwa poprzez mozolne wspinanie się na szczyt, sławę, oklaski, bogactwo, namiętność, aż do dramatycznego końca. Ogromne emocje przebijają zarówno z opisów trudnego dzieciństwa, miłości do Onasisa, jak i póżniejszego cierpienia Marii.
W trakcie lektury wielokrotnie zastanawiałam się ile jest w stanie znieść zakochana kobieta, jak daleko się posunąć, żeby zatrzymać miłość? Czy kobieta dla miłości może wyrzec się godności, szczęścia, szacunku do samej siebie?
Przerażające pytania, tak samo jak przerażająca jest historia samej Marii Callas.
Wiem, wiem kobiet o podobnych losach były, są i będą setki tysięcy na całym świecie, ale Callas to taki przykład, swoista ikona cierpienia i poniżenia, jakie w walce o szczęście i miłość są w stanie znieść kobiety, kobiety mądre, silne, które powinny być realistkami, patrzeć obiektywnie na to co dzieje się z nimi, z ich życiem. Ale miłość i żądza szczęścia odbierają rozum i instynkt samozachowawczy. A może kluczem do wytłumaczenia zachowania Callas jest fakt, iż każdy człowiek potrzebuje drugiej osoby i przez całe życie szuka szczęścia?!
Ten fragment bardzo zapadł mi w pamięć:
Nie mogła tego znieść. Zniosła już dosyć. Za każdym razem, kiedy Aristo sprowadzał na pokład swoje dziwki, żeby organizować orgie, musiała faszerować się środkami uspokajającymi, żeby zasnąć i nie słyszeć tych obrzydliwych hałasów. Pozwalała nawet, żeby ją bił, kiedy był pijany, ponieważ wiedziała, że nie jest sobą. Ale nie mogła znieść, żeby uważał ją za dziwkę i stawiał na tym samym poziomie co dziewczyny, którym płacił za wspólną zabawę.
W książce brak zbędnych dłużyzn, czy patosu z jakim spotkałam się w przypadku lektury książek czy artykułów o Marii Callas, brak epatowania jej ciężkim dzieciństwem i trudnym uczuciem do Onasisa. Jest za to obraz kobiety wspaniałej, utalentowanej, bajecznie bogatej i przerażliwie samotnej. Nie potrafię wypowiedzieć się na ile książka jest prawdziwa w zakresie faktów z życia Callas, na ile wizerunek diwy operowej zgodny jest z rzeczywistością.
Jednak biorąc pod uwagę, że książka powstała ze wspomnień i listów artystki, sądzę, że jest bardzo wiernym odbiciem kobiety i jej duszy oraz cierpienia i miłości, które w jej życiu splatały się w jedno.
Jako opowieść biograficzną oceniam książkę jednak wysoko ze względu na w/w ładunek emocjonalny i niezwykle sprawne pióro autora.
Gorąco polecam lekturę książki. Mimo, iż o losach Callas czytałam wielokrotnie, oglądałam także filmy o jej życiu, książkę Signoriniego czyta łam z zapartym tchem. Nie trzeba być miłośnikiem opery, lubić Callas, żeby jej los poruszył.
Nie jest to pierwsza, ani ostatnia opowieść o Marii Callas. Jednak książka Alfonso Signoriniego ma w sobie to coś.Na pewno nie jest biografią, jest za to doskonałą powieścią biograficzną napisaną sprawnie i z ogromną pasją, która przebija z każdej strony. Szczególnie ta pasja niezwykle mnie urzekła, ba porwała w trakcie lektury.
Autor bardzo emocjonalnie ukazuje życie znanej śpiewaczki. Poczynając od nieudanego (wręcz toksycznego) dzieciństwa poprzez mozolne wspinanie się na szczyt, sławę, oklaski, bogactwo, namiętność, aż do dramatycznego końca. Ogromne emocje przebijają zarówno z opisów trudnego dzieciństwa, miłości do Onasisa, jak i póżniejszego cierpienia Marii.
W trakcie lektury wielokrotnie zastanawiałam się ile jest w stanie znieść zakochana kobieta, jak daleko się posunąć, żeby zatrzymać miłość? Czy kobieta dla miłości może wyrzec się godności, szczęścia, szacunku do samej siebie?
Przerażające pytania, tak samo jak przerażająca jest historia samej Marii Callas.
Wiem, wiem kobiet o podobnych losach były, są i będą setki tysięcy na całym świecie, ale Callas to taki przykład, swoista ikona cierpienia i poniżenia, jakie w walce o szczęście i miłość są w stanie znieść kobiety, kobiety mądre, silne, które powinny być realistkami, patrzeć obiektywnie na to co dzieje się z nimi, z ich życiem. Ale miłość i żądza szczęścia odbierają rozum i instynkt samozachowawczy. A może kluczem do wytłumaczenia zachowania Callas jest fakt, iż każdy człowiek potrzebuje drugiej osoby i przez całe życie szuka szczęścia?!
Ten fragment bardzo zapadł mi w pamięć:
Nie mogła tego znieść. Zniosła już dosyć. Za każdym razem, kiedy Aristo sprowadzał na pokład swoje dziwki, żeby organizować orgie, musiała faszerować się środkami uspokajającymi, żeby zasnąć i nie słyszeć tych obrzydliwych hałasów. Pozwalała nawet, żeby ją bił, kiedy był pijany, ponieważ wiedziała, że nie jest sobą. Ale nie mogła znieść, żeby uważał ją za dziwkę i stawiał na tym samym poziomie co dziewczyny, którym płacił za wspólną zabawę.
W książce brak zbędnych dłużyzn, czy patosu z jakim spotkałam się w przypadku lektury książek czy artykułów o Marii Callas, brak epatowania jej ciężkim dzieciństwem i trudnym uczuciem do Onasisa. Jest za to obraz kobiety wspaniałej, utalentowanej, bajecznie bogatej i przerażliwie samotnej. Nie potrafię wypowiedzieć się na ile książka jest prawdziwa w zakresie faktów z życia Callas, na ile wizerunek diwy operowej zgodny jest z rzeczywistością.
Jednak biorąc pod uwagę, że książka powstała ze wspomnień i listów artystki, sądzę, że jest bardzo wiernym odbiciem kobiety i jej duszy oraz cierpienia i miłości, które w jej życiu splatały się w jedno.
Jako opowieść biograficzną oceniam książkę jednak wysoko ze względu na w/w ładunek emocjonalny i niezwykle sprawne pióro autora.
Gorąco polecam lekturę książki. Mimo, iż o losach Callas czytałam wielokrotnie, oglądałam także filmy o jej życiu, książkę Signoriniego czyta łam z zapartym tchem. Nie trzeba być miłośnikiem opery, lubić Callas, żeby jej los poruszył.
sobota, 29 grudnia 2012
Pieśń kolibra - Ana Veloso
Wydawnictwo Świat Książki, Okładka miękka, 334 s., Moja ocena 4,5/6
Czas na zaległą recenzję:)
Czytając Pieśń kolibra przeniosłam się do dawnej Brazylii. Ogromnym plusem książki jest doskonałe oddanie klimatu i realiów kolonialnej Brazylii.
Autorka przedstawia nam świat niewolników i ich właścicieli, świat z jednej strony wielkiego dobrobytu, a z drugiej - nędzy, poniżenia, ale też i zadowolenia z losu niewolnika.
Główną bohaterką jest Lua – młoda, niezwykłej urody niewolnica, która (co rzadko się zdarzało) potrafi czytać i pisać. Jak każda dziewczyna w jej wieku marzy o lepszym życiu, ale przede wszystkim o miłości, takiej wielkiej, prawdziwej. I los jej taką miłość da. Ale nie będzie łatwo, ponieważ jej wybranek nie jest zwyczajnym niewolnikiem. Jego charakter, poglądy i plany będą przyczyną całej serii perypetii i nieszczęść, które ich i ich przyjaciół spotkają.
Musze od razu zaznaczyć, że powieść jest dwu wątkowa. Jeden wątek to wspomniane wyżej perypetie Lui i jej ukochanego, a drugi wątek to świetnie opisane przygody Imaculady.
Kim jest Imaculada? Otóż to stara, ale wbrew temu co większość mówi, niezwykle mądra niewolnica. Jej ciekawe, momentami niezwykle dramatyczne losy poznajemy dzięki opowieści jaką snuje, a które każe spisywać Lui.
Możecie zastanawiać się, co wspólnego mają te dwa wątki - losy pary zakochanych i starej niewolnicy. Mają i to bardzo dużo, ale wyjaśnienie otrzymujemy dopiero prawie na końcu książki. Zdradzę tylko tyle, że Imaculada bardzo pomoże Lui i jej kochankowi, pomoże im godnie żyć, całkowicie zmieni ich los.
Co pozwoli staruszce zrobić taki krok? W jaki sposób młodzi zyskają szansę na nowe życie? Jak potoczą się ich losy? I kim tak na prawdę jest Imaculada? Czy tylko zwykłą niewolnicą?
Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do sięgnięcia po Pieśń kolibra.
Rozpoczynając lekturę miałam trochę obawy, że książka może okazać się mdłym, tandetnym romansidłem umiejscowionym w egzotycznej scenerii. Nic bardziej mylnego. Oczywiście mamy w książce wątek miłosny, ale tak poprowadzony, że jest on dodatkiem do akcji, a nie osią powieści.
Przy okazji recenzji Woalu wspominałam, że w przeciwieństwie do poprzednich książek Woal średnio przypadł mi do gustu. Zastanawiałam się, czy to może wina mojego odbioru, czy autorka odrobinę się wyeksploatowała.
Pieśń kolibra miała to sprawdzić.
Książkę czytało mi się doskonale, szybko, szczególnie wciągnęły mnie losy Imaculady. Trzeba Veloso przyznać, że po raz kolejny stworzyła na prawdę niebagatelnych, wyrazistych bohaterów.
Koleje ich losów wciągają, w trakcie lektury automatycznie trzyma się za nich kciuki. Akcja w porównaniu do Woalu jest szybsza, taka bardziej konkretna bez przysłowiowego lania wody.
Czyli ogólnie książkę zapisuję na plus i szczerze polecam sięgniecie po nią. Na pewno nie dorównuje ona pierwszym książkom autorki (Bądź zdrowa Lizbono, Zapach kwiatów kawy), ale jest dużo lepsza od Woalu, a to już coś:).
Jednym zdaniem - doskonała książka dla szukających odprężenia, ale i wciągającej lektury.
Czas na zaległą recenzję:)
Czytając Pieśń kolibra przeniosłam się do dawnej Brazylii. Ogromnym plusem książki jest doskonałe oddanie klimatu i realiów kolonialnej Brazylii.
Autorka przedstawia nam świat niewolników i ich właścicieli, świat z jednej strony wielkiego dobrobytu, a z drugiej - nędzy, poniżenia, ale też i zadowolenia z losu niewolnika.
Główną bohaterką jest Lua – młoda, niezwykłej urody niewolnica, która (co rzadko się zdarzało) potrafi czytać i pisać. Jak każda dziewczyna w jej wieku marzy o lepszym życiu, ale przede wszystkim o miłości, takiej wielkiej, prawdziwej. I los jej taką miłość da. Ale nie będzie łatwo, ponieważ jej wybranek nie jest zwyczajnym niewolnikiem. Jego charakter, poglądy i plany będą przyczyną całej serii perypetii i nieszczęść, które ich i ich przyjaciół spotkają.
Musze od razu zaznaczyć, że powieść jest dwu wątkowa. Jeden wątek to wspomniane wyżej perypetie Lui i jej ukochanego, a drugi wątek to świetnie opisane przygody Imaculady.
Kim jest Imaculada? Otóż to stara, ale wbrew temu co większość mówi, niezwykle mądra niewolnica. Jej ciekawe, momentami niezwykle dramatyczne losy poznajemy dzięki opowieści jaką snuje, a które każe spisywać Lui.
Możecie zastanawiać się, co wspólnego mają te dwa wątki - losy pary zakochanych i starej niewolnicy. Mają i to bardzo dużo, ale wyjaśnienie otrzymujemy dopiero prawie na końcu książki. Zdradzę tylko tyle, że Imaculada bardzo pomoże Lui i jej kochankowi, pomoże im godnie żyć, całkowicie zmieni ich los.
Co pozwoli staruszce zrobić taki krok? W jaki sposób młodzi zyskają szansę na nowe życie? Jak potoczą się ich losy? I kim tak na prawdę jest Imaculada? Czy tylko zwykłą niewolnicą?
Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do sięgnięcia po Pieśń kolibra.
Rozpoczynając lekturę miałam trochę obawy, że książka może okazać się mdłym, tandetnym romansidłem umiejscowionym w egzotycznej scenerii. Nic bardziej mylnego. Oczywiście mamy w książce wątek miłosny, ale tak poprowadzony, że jest on dodatkiem do akcji, a nie osią powieści.
Przy okazji recenzji Woalu wspominałam, że w przeciwieństwie do poprzednich książek Woal średnio przypadł mi do gustu. Zastanawiałam się, czy to może wina mojego odbioru, czy autorka odrobinę się wyeksploatowała.
Pieśń kolibra miała to sprawdzić.
Książkę czytało mi się doskonale, szybko, szczególnie wciągnęły mnie losy Imaculady. Trzeba Veloso przyznać, że po raz kolejny stworzyła na prawdę niebagatelnych, wyrazistych bohaterów.
Koleje ich losów wciągają, w trakcie lektury automatycznie trzyma się za nich kciuki. Akcja w porównaniu do Woalu jest szybsza, taka bardziej konkretna bez przysłowiowego lania wody.
Czyli ogólnie książkę zapisuję na plus i szczerze polecam sięgniecie po nią. Na pewno nie dorównuje ona pierwszym książkom autorki (Bądź zdrowa Lizbono, Zapach kwiatów kawy), ale jest dużo lepsza od Woalu, a to już coś:).
Jednym zdaniem - doskonała książka dla szukających odprężenia, ale i wciągającej lektury.
piątek, 28 grudnia 2012
Być kobietą. Sto lat temu na Śląsku Austriackim i w Galicji - Jacek Kachel
Wydawnictwo Żywia, Okładka miękka, 126 s., Moja ocena 5,5/6
Nadrabiam zaległości recenzenckie z wczorajszej podróży do Wiednia.
Być kobietą. Sto lat temu na Śląsku Austriackim i w Galicji to książka oparta na bogatym materiale źródłowym z ówczesnej prasy.
Autor, historyk i dziennikarz doskonale połączył swoje pasje - pisarstwo i wyszukiwanie ciekawostek historyczno-obyczajowych.
Pierwsze, co rzuca się w oczy w trakcie lektury niniejszej książki, to ogrom pracy, jaki autor musiał sobie zadać, żeby zgromadzić tak bogate materiały.
W trakcie lektury nieodparcie miałam wrażenie, że owo gromadzenie materiałów nie było bynajmniej ciężką praca dla autora, lecz świetną zabawą i fascynująca przygodą. Przemawia za tym przebogate źródłoznawstwo i lekkość pióra, którym charakteryzuje się cała pozycja. Bo nie wystarczy być historykiem, pasjonatem, znaleźć x ciekawostek i artykułów prasowych, trzeba jeszcze to wszystko umiejętnie połączyć, dodać co nieco (niczym w kuchni), żeby ze strzępów historii wyszła nam arcyciekawa, niepozbawiona humoru opowieść.
Powinnam chyba w końcu napisać o czym jest książka, a nie tylko się nią zachwycać.
Otóż ta niepozorna pozycja opowiada (jak sam tytuł na to wskazuje) o życiu kobiet na terenie zaboru austriackiego do czasów I wojny światowej.
Żyjącą w tamtych czasach kobietę poznajemy głównie z artykułów prasowych. Jak twierdzi sam autor, gazety są o tyle cennym źródłem informacji, że pisane są na gorąco. Redaktor opisujący zdarzenie, pisze co widzi. Dlatego też notatki prasowe doskonale oddają atmosferę chwili.
Poznajemy życie codzienne nie tylko wielkich dam, ale także chłopek, robotnic, mieszczanek, inteligentek i kobiet o zdecydowanie mniejszym IQ. Trzeba pamiętać, że okres, którego dot. niniejsza książka, czyli początek XX w., to czasy prawdziwej rewolucji, zarówno społecznej, przemysłowej, jak i obyczajowej. Zmieniało się wszystko od ubrań, stylu życia, po zachowania i to co wypada, a co nie. Autor pragnie nam pokazać jak wyglądało życie społeczne sto lat temu i jak zmieniała się ludzka obyczajowość. Ukazuje nie tylko proces emancypacji kobiet, ale i życie codzienne.
Dowiadujemy się m.in., że snadniej o kawkę białą, niż o sługę poczciwą; jak kobiece spodnie salony zdobywały; czy kobieta była faktycznie ozdobą męża; jaki był kobiecy dekalog postępowania z mężczyznami; jakie były dole i niedole ówczesnej kobiety. Sporo miejsca autor poświęca kobietom, które miały związek z kryminałem, a wbrew pozorom nie było to rzadkie zjawisko. Były kobiety złodziejki, prostytutki, samobójczynie etc. Najbardziej zdumiała mnie informacja o...kobiecym pojedynku, który miał miejsce we Lwowie. W szranki stanęły dwie eks przyjaciółki, które poróżniła miłość do tego samego mężczyzny. Nie mogły dojść do porozumienia, która ma szukać szczęścia u boku pewnego kapitana. Postanowiły ów spór rozstrzygnąć...honorowo w podmiejskim lasku. Wcześniej dla kurażu wstąpiły na...setkę wódki:). Jak zakończył się ów kuriozalny pojedynek nie zdradzę. przekonajcie się sami w trakcie lektury.
Książka kończy się garścią hmm....niezwykle...cennych informacji przyzwoitej pani domu z Kalendarza Roli z 1912r.
Okrasą książki są fantastyczne przedruki stron gazet, rycin, okładek książek.
Na sam koniec autor serwuje nam garść aforyzmów o kobietach. Czytając je łatwo zorientować się, że ich autorami są z pewnością mężczyźni. Przytoczę jeden z aforyzmów: Kobieta podobna jest do złego przekładu poezji - ten ostatni bowiem, gdy jest piękny, rzadko jest wierny - a gdy wierny rzadko piękny.
Liczne przypisy (umieszczone tak jak lubię - u dołu każdej strony) pozwolą zainteresowanym tematyką sięgnąć po dawne źródła.
Mam nadzieję, że autor pokusi się o autorstwo pokażniejszej objętościowo pozycji, może dot. także innych regionów Polski. Książka ma tylko jedną, jedyną wadę, jest zbyt cienka i zbyt szybko się ją czyta.
Poza tym jest to świetna, zabawna i pouczająca pozycja. Warto po nią sięgnąć. Ja w trakcie lektury doskonale się bawiłam.
Nic dziwnego, że książka została doceniona przez jury i internautów.
Otrzymała bowiem Nagrodę internautów w głosowaniu na Najlepszą książkę na zimę oraz Najlepsza książka na gwiazdkę (2012).
Książka dostępna jest w dużych księgarniach w Bielsku-Białej i Żywcu oraz w księgarniach internetowych.
Nadrabiam zaległości recenzenckie z wczorajszej podróży do Wiednia.
Być kobietą. Sto lat temu na Śląsku Austriackim i w Galicji to książka oparta na bogatym materiale źródłowym z ówczesnej prasy.
Autor, historyk i dziennikarz doskonale połączył swoje pasje - pisarstwo i wyszukiwanie ciekawostek historyczno-obyczajowych.
Pierwsze, co rzuca się w oczy w trakcie lektury niniejszej książki, to ogrom pracy, jaki autor musiał sobie zadać, żeby zgromadzić tak bogate materiały.
W trakcie lektury nieodparcie miałam wrażenie, że owo gromadzenie materiałów nie było bynajmniej ciężką praca dla autora, lecz świetną zabawą i fascynująca przygodą. Przemawia za tym przebogate źródłoznawstwo i lekkość pióra, którym charakteryzuje się cała pozycja. Bo nie wystarczy być historykiem, pasjonatem, znaleźć x ciekawostek i artykułów prasowych, trzeba jeszcze to wszystko umiejętnie połączyć, dodać co nieco (niczym w kuchni), żeby ze strzępów historii wyszła nam arcyciekawa, niepozbawiona humoru opowieść.
Powinnam chyba w końcu napisać o czym jest książka, a nie tylko się nią zachwycać.
Otóż ta niepozorna pozycja opowiada (jak sam tytuł na to wskazuje) o życiu kobiet na terenie zaboru austriackiego do czasów I wojny światowej.
Żyjącą w tamtych czasach kobietę poznajemy głównie z artykułów prasowych. Jak twierdzi sam autor, gazety są o tyle cennym źródłem informacji, że pisane są na gorąco. Redaktor opisujący zdarzenie, pisze co widzi. Dlatego też notatki prasowe doskonale oddają atmosferę chwili.
Poznajemy życie codzienne nie tylko wielkich dam, ale także chłopek, robotnic, mieszczanek, inteligentek i kobiet o zdecydowanie mniejszym IQ. Trzeba pamiętać, że okres, którego dot. niniejsza książka, czyli początek XX w., to czasy prawdziwej rewolucji, zarówno społecznej, przemysłowej, jak i obyczajowej. Zmieniało się wszystko od ubrań, stylu życia, po zachowania i to co wypada, a co nie. Autor pragnie nam pokazać jak wyglądało życie społeczne sto lat temu i jak zmieniała się ludzka obyczajowość. Ukazuje nie tylko proces emancypacji kobiet, ale i życie codzienne.
Dowiadujemy się m.in., że snadniej o kawkę białą, niż o sługę poczciwą; jak kobiece spodnie salony zdobywały; czy kobieta była faktycznie ozdobą męża; jaki był kobiecy dekalog postępowania z mężczyznami; jakie były dole i niedole ówczesnej kobiety. Sporo miejsca autor poświęca kobietom, które miały związek z kryminałem, a wbrew pozorom nie było to rzadkie zjawisko. Były kobiety złodziejki, prostytutki, samobójczynie etc. Najbardziej zdumiała mnie informacja o...kobiecym pojedynku, który miał miejsce we Lwowie. W szranki stanęły dwie eks przyjaciółki, które poróżniła miłość do tego samego mężczyzny. Nie mogły dojść do porozumienia, która ma szukać szczęścia u boku pewnego kapitana. Postanowiły ów spór rozstrzygnąć...honorowo w podmiejskim lasku. Wcześniej dla kurażu wstąpiły na...setkę wódki:). Jak zakończył się ów kuriozalny pojedynek nie zdradzę. przekonajcie się sami w trakcie lektury.
Książka kończy się garścią hmm....niezwykle...cennych informacji przyzwoitej pani domu z Kalendarza Roli z 1912r.
Okrasą książki są fantastyczne przedruki stron gazet, rycin, okładek książek.
Na sam koniec autor serwuje nam garść aforyzmów o kobietach. Czytając je łatwo zorientować się, że ich autorami są z pewnością mężczyźni. Przytoczę jeden z aforyzmów: Kobieta podobna jest do złego przekładu poezji - ten ostatni bowiem, gdy jest piękny, rzadko jest wierny - a gdy wierny rzadko piękny.
Liczne przypisy (umieszczone tak jak lubię - u dołu każdej strony) pozwolą zainteresowanym tematyką sięgnąć po dawne źródła.
Mam nadzieję, że autor pokusi się o autorstwo pokażniejszej objętościowo pozycji, może dot. także innych regionów Polski. Książka ma tylko jedną, jedyną wadę, jest zbyt cienka i zbyt szybko się ją czyta.
Poza tym jest to świetna, zabawna i pouczająca pozycja. Warto po nią sięgnąć. Ja w trakcie lektury doskonale się bawiłam.
Nic dziwnego, że książka została doceniona przez jury i internautów.
Otrzymała bowiem Nagrodę internautów w głosowaniu na Najlepszą książkę na zimę oraz Najlepsza książka na gwiazdkę (2012).
Książka dostępna jest w dużych księgarniach w Bielsku-Białej i Żywcu oraz w księgarniach internetowych.
Po drugiej stronie jaźni - Wulf Dorn
Wydawnictwo Sonia Draga, Okładka miękka, 344 s., Moja ocena 5/6
Nie wiem, czy lubicie thrillery psychologiczne. Ja bardzo. Do tej pory niekwestionowanym moim "guru" tego gatunku literackiego był Sebastian Fitzek. Od 2 dni dołączył do niego także Wulf Dorn.
Główną bohaterką książki jest doktor Ellen Roth niezwykle ceniony psychiatra.
Od kilku lat pracuje w znanej Leśnej Klinice. Jest to szpital znajdujący się w sielskim otoczeniu, lecz to co spotka dr Roth dalekie będzie od spokojnej sielanki i sprawi, że pani doktor będzie bliska znalezienia się na własnym oddziale. Ale po kolei.
Do kliniki rafia pewnego dnia zaniedbana, brudna kobieta z widocznymi śladami maltretowania. Pacjentka z pozoru zwyczajna. Takich jak ona w Leśnej Klinice jest wiele. Jest śmiertelnie przerażona i cały czas mówi bez sensu i ładu o Czarnym Ludzie, który ją ponoć prześladuje. Boi się, że oprawca ją w końcu dopadnie i błaga Ellen o pomoc, nie chce jednak wyjawić, jak się nazywa, gdzie mieszka, ani kim/czym jest ów Czarny Lud.
Ich rozmowę przerywa zamieszanie na korytarzu. Jeden z pacjentów próbuje popełnić samobójstwo. Kiedy lekarce udaje się opanować sytuację i wraca, by dokończyć rozmowę z przestraszoną kobietą, okazuje się, że ta zniknęła. Ellen zaczyna jej szuka, rozpytuje personel, sprawdza karty pacjentów. Niestety, nikt nie wie o jej istnieniu, nikt nie zna jej nazwiska, w papierach nie ma o takiej pacjentce wzmianki, jakby nigdy nie istniała. Ale przecież istniała, lekarka doskonale pamięta każdy szczegół przeprowadzonej niedawno rozmowy.
Ellen próbuje zbadać na własną rękę, co stało się z kobietą. Ale nie dość, że koledzy z kliniki nie pomagają jej, to na dodatek uważają, że postradała zmysły. Dodatkowo kobieta odkrywa, że jest obserwowana i ktoś zaczyna jej grozić. Na policji także nie traktują jej poważnie, ponieważ nie potrafi podać nawet imienia zaginionej kobiety.
Tymczasem dostaje wiadomość od tajemniczego człowieka, który każe jej stawić się w umówionym miejscu na spotkanie, inaczej pacjentka-widmo zginie. Ellen pojawia się na spotkaniu i zostaje zaatakowana. W pewnym momencie nabiera pewności, kto jest napastnikiem i kto za tym wszystkim stoi.
Ale czy tak jest naprawdę? Czy faktycznie poznała napastnika? Czy uda jej się ocalić siebie i tajemniczą kobietę?
Więcej nie zdradzę, napisze tylko, że w tym momencie akcja dopiero zaczyna się rozkręcać i szybko okazuje się, że nic nie jest takim za jakie to uważaliśmy. Momentami czułam się, jak na kolejce górskiej.
Po drugiej stronie jażni to debiut na naszym rynku Wulfa Dorna. Znacie zapewne książki Sebastiana Fitzka?! Ten autor jest u nas dosyć popularny. Jeszcze przed rozpoczęciem lektury miałam wrażenie, że książka Dorna będzie odrobinę fitzkowata:) i nie myliłam się.
Mamy ten sam nastrój, tajemnicę, próby jej rozwikłania i mnożenie się grożnych, dziwnych i z lekka absurdalnych sytuacji. Jednak Fitzek wydaje mi się odrobinę bardziej (jakby to nazwać...) psychodelicznym autorem. U Fitzka boimy się od samego początku (przynajmniej ja się bałam czytając jego książki), natomiast u Dorna boimy się stopniowo, ba śmiało mogę napisać, że na początku w ogóle się nie boimy tylko jesteśmy zaciekawieni. Bać zaczynamy się póżniej, gdy wszystko zaczyna się gmatwać i okazuje się, że wcale nie jest takie proste jakby się z początku zdawało. I to też jest sztuka, tak dozować napięcie...
Po kolejną książkę Dorna na pewno sięgnę, tym bardziej, że autor ma talent do stwarzania makabrycznych sytuacji, które potrafią przerażać, a ich korzenie (no korzonki) ma każdy gdzieś głęboko w psychice.
Akcja jest niesamowicie dynamiczna i pełna niespodzianek, więc nuda czytelnikowi absolutnie nie grozi. Do tego spora dawka tajemnic i zgłębiania meandrów ludzkiej psychiki oraz zaskakujące zakończenie.
Zachęcam do lektury, a ja czekam na kolejnego Dorna i Fitzka też.
Wulf Dorn (urodzony w 1969 r.). Po skończeniu studiów ekonomicznych przez kilka lat pracował w dużym międzynarodowym koncernie, studiując równocześnie dziennikarstwo. Przez długi czas był również korespondentem zagranicznym. W 1994 r. rozstał się ze swoim wyuczonym zawodem, by rozpocząć pracę w jednej z klinik psychiatrycznych. Równolegle uczęszczał na specjalistyczne kursy z zakresu rehabilitacji zawodowej osób z zaburzeniami psychicznymi.
Od trzech lat prowadzi wspólnie z grupą międzynarodowych psychiatrów wspierany przez Unię Europejską projekt badawczy, mający na celu stworzenie osobom po traumatycznych przejściach warunków powrotu do normalnego życia Swoje doświadczenia w pracy z chorymi wykorzystuje w książkach. Zadebiutował thrillerem Po drugiej stronie jaźni , który natychmiast trafił do czołówki list bestsellerów. Prawa do adaptacji filmowej natychmiast zakupiło studio TeamWorx Television & Film.
Nie wiem, czy lubicie thrillery psychologiczne. Ja bardzo. Do tej pory niekwestionowanym moim "guru" tego gatunku literackiego był Sebastian Fitzek. Od 2 dni dołączył do niego także Wulf Dorn.
Główną bohaterką książki jest doktor Ellen Roth niezwykle ceniony psychiatra.
Od kilku lat pracuje w znanej Leśnej Klinice. Jest to szpital znajdujący się w sielskim otoczeniu, lecz to co spotka dr Roth dalekie będzie od spokojnej sielanki i sprawi, że pani doktor będzie bliska znalezienia się na własnym oddziale. Ale po kolei.
Do kliniki rafia pewnego dnia zaniedbana, brudna kobieta z widocznymi śladami maltretowania. Pacjentka z pozoru zwyczajna. Takich jak ona w Leśnej Klinice jest wiele. Jest śmiertelnie przerażona i cały czas mówi bez sensu i ładu o Czarnym Ludzie, który ją ponoć prześladuje. Boi się, że oprawca ją w końcu dopadnie i błaga Ellen o pomoc, nie chce jednak wyjawić, jak się nazywa, gdzie mieszka, ani kim/czym jest ów Czarny Lud.
Ich rozmowę przerywa zamieszanie na korytarzu. Jeden z pacjentów próbuje popełnić samobójstwo. Kiedy lekarce udaje się opanować sytuację i wraca, by dokończyć rozmowę z przestraszoną kobietą, okazuje się, że ta zniknęła. Ellen zaczyna jej szuka, rozpytuje personel, sprawdza karty pacjentów. Niestety, nikt nie wie o jej istnieniu, nikt nie zna jej nazwiska, w papierach nie ma o takiej pacjentce wzmianki, jakby nigdy nie istniała. Ale przecież istniała, lekarka doskonale pamięta każdy szczegół przeprowadzonej niedawno rozmowy.
Ellen próbuje zbadać na własną rękę, co stało się z kobietą. Ale nie dość, że koledzy z kliniki nie pomagają jej, to na dodatek uważają, że postradała zmysły. Dodatkowo kobieta odkrywa, że jest obserwowana i ktoś zaczyna jej grozić. Na policji także nie traktują jej poważnie, ponieważ nie potrafi podać nawet imienia zaginionej kobiety.
Tymczasem dostaje wiadomość od tajemniczego człowieka, który każe jej stawić się w umówionym miejscu na spotkanie, inaczej pacjentka-widmo zginie. Ellen pojawia się na spotkaniu i zostaje zaatakowana. W pewnym momencie nabiera pewności, kto jest napastnikiem i kto za tym wszystkim stoi.
Ale czy tak jest naprawdę? Czy faktycznie poznała napastnika? Czy uda jej się ocalić siebie i tajemniczą kobietę?
Więcej nie zdradzę, napisze tylko, że w tym momencie akcja dopiero zaczyna się rozkręcać i szybko okazuje się, że nic nie jest takim za jakie to uważaliśmy. Momentami czułam się, jak na kolejce górskiej.
Po drugiej stronie jażni to debiut na naszym rynku Wulfa Dorna. Znacie zapewne książki Sebastiana Fitzka?! Ten autor jest u nas dosyć popularny. Jeszcze przed rozpoczęciem lektury miałam wrażenie, że książka Dorna będzie odrobinę fitzkowata:) i nie myliłam się.
Mamy ten sam nastrój, tajemnicę, próby jej rozwikłania i mnożenie się grożnych, dziwnych i z lekka absurdalnych sytuacji. Jednak Fitzek wydaje mi się odrobinę bardziej (jakby to nazwać...) psychodelicznym autorem. U Fitzka boimy się od samego początku (przynajmniej ja się bałam czytając jego książki), natomiast u Dorna boimy się stopniowo, ba śmiało mogę napisać, że na początku w ogóle się nie boimy tylko jesteśmy zaciekawieni. Bać zaczynamy się póżniej, gdy wszystko zaczyna się gmatwać i okazuje się, że wcale nie jest takie proste jakby się z początku zdawało. I to też jest sztuka, tak dozować napięcie...
Po kolejną książkę Dorna na pewno sięgnę, tym bardziej, że autor ma talent do stwarzania makabrycznych sytuacji, które potrafią przerażać, a ich korzenie (no korzonki) ma każdy gdzieś głęboko w psychice.
Akcja jest niesamowicie dynamiczna i pełna niespodzianek, więc nuda czytelnikowi absolutnie nie grozi. Do tego spora dawka tajemnic i zgłębiania meandrów ludzkiej psychiki oraz zaskakujące zakończenie.
Zachęcam do lektury, a ja czekam na kolejnego Dorna i Fitzka też.
Wulf Dorn (urodzony w 1969 r.). Po skończeniu studiów ekonomicznych przez kilka lat pracował w dużym międzynarodowym koncernie, studiując równocześnie dziennikarstwo. Przez długi czas był również korespondentem zagranicznym. W 1994 r. rozstał się ze swoim wyuczonym zawodem, by rozpocząć pracę w jednej z klinik psychiatrycznych. Równolegle uczęszczał na specjalistyczne kursy z zakresu rehabilitacji zawodowej osób z zaburzeniami psychicznymi.
Od trzech lat prowadzi wspólnie z grupą międzynarodowych psychiatrów wspierany przez Unię Europejską projekt badawczy, mający na celu stworzenie osobom po traumatycznych przejściach warunków powrotu do normalnego życia Swoje doświadczenia w pracy z chorymi wykorzystuje w książkach. Zadebiutował thrillerem Po drugiej stronie jaźni , który natychmiast trafił do czołówki list bestsellerów. Prawa do adaptacji filmowej natychmiast zakupiło studio TeamWorx Television & Film.
czwartek, 27 grudnia 2012
Wyprzedaż w Weltbildzie, 3 ksiażki + 1 za 1,00zł.+ takie różne...
A w Weltbildzie znowu promocja i wyprzedaże. Mam nadzieję, że to tylko porządki związane z końcem roku a nie z likwidacją wydawnictwa...mamy zamiar poszaleć na wyprzedaży, ale to dopiero jutro, bo za moment jedziemy do Wiednia, po drodze tylko dzieci z babcią wysadzamy w Bukowinie Tatrzańskiej i dalej do stolicy Austrii.
Jutro recenzja przeczytanej już książki Wulfa Dorna, na marginesie- fantastyczny thriller psychologiczny, polecam.
Na drogę zabieram, jako lekturę Anę Veloso tzn. jej najnowszą powieść, zobaczymy, jak mi przypadnie do gustu, bo generalnie książki Veloso bardzo lubię, ale ostatnio czytany Welon średnio przypadł mi do gustu.
Zabieram też niewielką książeczkę Być kobietą sto lat temu.
Książka zdobyła nagrodę internautów w głosowaniu Książka na zimę w granice.pl.
Nie wiem ile której lektury przeczytam, ale jutro maja szansę ukazać się dwie recenzje (albo i trzy, zależy, jak mi będzie się w trakcie jazdy czytać).
A wy dzisiaj w pracy czy dalej wolne?
Do końca roku można przysyłać jeszcze przepisy w tym konkursie, o tym.
Do Wiednia zabieram jeszcze kilka innych książek, nie wiadomo ile czasu na czytanie będę miała i na jaką lekturę nastrój:)
Będziecie coś zamawiać w wyprzedaży Weltbildu?
Miłego dnia.
Jutro recenzja przeczytanej już książki Wulfa Dorna, na marginesie- fantastyczny thriller psychologiczny, polecam.
Na drogę zabieram, jako lekturę Anę Veloso tzn. jej najnowszą powieść, zobaczymy, jak mi przypadnie do gustu, bo generalnie książki Veloso bardzo lubię, ale ostatnio czytany Welon średnio przypadł mi do gustu.
Zabieram też niewielką książeczkę Być kobietą sto lat temu.
Książka zdobyła nagrodę internautów w głosowaniu Książka na zimę w granice.pl.
Nie wiem ile której lektury przeczytam, ale jutro maja szansę ukazać się dwie recenzje (albo i trzy, zależy, jak mi będzie się w trakcie jazdy czytać).
A wy dzisiaj w pracy czy dalej wolne?
- Aha, Kalendarz na 2013r. z przepisami Siostry Anastazji otrzymuje (po waszym głosowaniu) binola, autorka przepisu na muffinki:) Gratuluję.
Do końca roku można przysyłać jeszcze przepisy w tym konkursie, o tym.
Do Wiednia zabieram jeszcze kilka innych książek, nie wiadomo ile czasu na czytanie będę miała i na jaką lekturę nastrój:)
Będziecie coś zamawiać w wyprzedaży Weltbildu?
Miłego dnia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)