Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 470 s., Moja ocena 6/6
Nie,
nie przeczytałam dzisiaj tej książki, aż tak dobra to nawet ja nie
jestem :)), lekturę skończyłam w okolicach Sylwestra, ale w zamęcie
wyjazdu do Wiednia zupełnie zapomniałam o zamieszczeniu recenzji. W tym
wieku to już ma się postępującą sklerozę:)
Dopiero wczorajsza rozmowa emailowa z panią Martą z Wydawnictwa Literackiego
uzmysłowiła mi, że mam zaległą recenzję do napisania, co niniejszym
czynię.
Uwielbiam i bardzo cenię Orhana Pamuka, czemu dawałam wyraz chociażby w recenzji Pisarza naiwnego i sentymentalnego, Innych kolorów.
Stambuł potwierdził, że Pamuk doskonałym pisarzem jest i basta:)
Jest
to kolejna bardzo osobista powieść, pełna nostalgii, wzruszeń,
wspomnień, bajecznych opisów ukochanego miasta noblisty oraz jego
rodziny.Taka swoista autobiografia Pamuka na tle biografii Stambułu.
Sam autor pisze: Moje dzieciństwo było jak czarno-białe fotografie Stambułu - dwubarwne, zatopione w stalowoszarym półmroku.
Pamuk
snuje pełne magii oraz uczucia opowieści o obecnym Stambule, ale także i
o tym wcześniejszym, który niestety w wielu miejscach zanika. Cechą
charakterystyczną są przeskoki o kilka-kilkanaście lat wstecz, po
których wracamy do teraźniejszości. Powieść jest jednak tak doskonale
skomponowana, że takie wędrówki w czasie w niczym nam nie przeszkadzają,
a wręcz przeciwnie - są dodatkowym ubarwieniem i tak wspaniałej
lektury.
Pamuk snuje opowieść o Stambule jako takim, ale także o tym, jaki wpływ na jego twórczość oraz innych artystów miało to miasto.
Dzięki
niezwykle barwnym opowieściom poznamy miasto, którego zwykły turysta
nigdy nie dostrzeże, poznamy miasto zupełnie inne niż to z pocztówek,
czy turystycznych folderów, poznamy miasto z jego zaletami, ale także
wielkimi wadami.
Miasto,
po którym literacko nas oprowadza noblista, to miasto kontrastów - obok
wspaniałych zabytków i hoteli są rozpadające się domy, obok osiedli
bogaczy są osiedla niczym slumsy etc.
Poznajemy
także miasto pełne tajemniczych zaułków, wspaniałych domów nad
Bosforem. Dodatkową cechą charakterystyczną jest swoista mieszanka
kultur - europejskiej i azjatyckiej. W końcu Stambuł to jedyne miasto na
świecie znajdujące się na dwóch kontynentach. Takie położenie,
wspaniałe dziedzictwo kulturowe oraz licząca wiele setek lat
(częstokroć burzliwa) historia sprawiły, że jest to miasto wyjątkowe i
takim postrzega je Pamuk.
Ale
to co mnie bardzo urzekło, to fakt, iż pisarz doskonale zdaje sobie
sprawę z wszelkich wad ukochanego miasta, ale częstokroć potrafi je
przekuć w zalety, a poza tym jest na tyle zakochany w Stambule, że nie
przeszkadzają mu one.
Ale to jeszcze nie wszystko. Nad całością opowieści snuje się hüzün. Cóż to takiego? Jest to swoisty smutek, melancholia. Najlepiej będzie, gdy przytoczę co o tym stanie pisze sam noblista: Hüzün nie daje jasnego widzenia świata, raczej zasłania rzeczywistość,
ułatwiając życie, jak para, która wylatuje w chłodny dzień z czajnika
prosto na szybę. Każdy dorosły mieszkaniec Stambułu w pewnym momencie swojego życia
dostrzega, że jego przeznaczenie zaczyna się splatać z losem miasta, i
nagle zdaje sobie sprawę, że czeka na smutek, który przyjdzie do niego w
przebraniu skromności, wrażliwości albo innej namiastki szczęścia.
W książce brak szybkiej, akcji, brak intryg, ale jest tęsknota, nostalgia, piękne opisy i wspaniałe fotografie zupełnie nieznanego większości osób Stambułu.
To co jednak najważniejsze to przebijająca z każdej strony miłość do miasta i przekonanie, że mimo, iż miasto straciło dużo ze swojej dawnej świetności nadal jest najwspanialszym na świecie, jest jedynym miejscem, w którym Pamuk potrafi i chce żyć.
Gorąco polecam lekturę tej niebanalnej, podwójnie biografii.
Kto z was nie mial jeszcze okazji odwiedzić Stambułu, tego gorąco namawiam na wycieczkę, to wyjątkowe, magiczne miejsce. Wierzę, że po lekturze książki Pamuka nabierzecie ogromnej ochoty na poznanie miasta.
A poniżej kilka zdjęć pisarza na tle jego ukochanego miasta (źródło www.ft.com i www.orhanpamuk.net).
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
czwartek, 31 stycznia 2013
środa, 30 stycznia 2013
Zatopione miasta - Paolo Bacigalupi
Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 416 s., Moja ocena 5,5/6
Przyznam się, że jestem po lekturze w lekkim szoku. W szoku, ponieważ jako przeciwnik fantastyki nie liczyłam zupełnie na to, że książka aż tak przypadnie mi do gustu, a przypadła i to bardzo.
Autor zabiera nas w niedaleką przyszłość do wyniszczonej przez kataklizmy Ameryki. Nic tam nie jest takim, jakie było wcześniej, rządzą wszechobecne terror i przemoc. Olbrzymi niegdyś kraj padł łupem niezliczonych partyzantek, które pod wzniosłymi hasłami walki o wolność nieustannie ze sobą rywalizują. O amunicję. Jedzenie. I niewolników. Dawniej potężne państwo nie istnieje, jest podzielone, wyniszczone, straszne. Ameryka jest nędznym, wyniszczonym, zapomnianym przez Boga kawałkiem ziemi.
Poznajemy głównych bohaterów, młodych ludzi o imieniu Mahlia i Mouse. Są oni ścierwami wojny - sierotami, które uciekają z tytułowych Zatopionych Miast do dżungli. Szukają spokoju, wytchnienia, schronienia, bezpieczeństwa.
Schronienie znajdują u doktora Mahfouza, idealisty, który wciąż wierzy, że w każdym człowieku drzemie dobro. Jednak na ich drodze staje Tool – zmutowany genetycznie żołnierz, czyli człowiek z domieszką zwierzęcego (tygrysa, psa i hieny) DNA. Młodzi ludzie znajdują się w potrzasku. Prawdziwy koszmar, walka o przeżycie dopiero przed nimi
Świat młodych ponownie obraca się w ruinę. Mouse trafia do niewoli - żołnierze werbują go siłą do swego oddziału, a Mahlia staje przed dylematem: uciekać ku wymarzonej wolności, czy ryzykować życie i ratować przyjaciela?
Co zwycięży? Przyjaźń i lojalność czy chęć przetrwania za wszelką cenę, nawet za cenę przyjaźni?
Książka jest świetna i ma wiele plusów. Przede wszystkim niesamowicie szybkie tempo i wciągającą akcję. Prawie od początku lektury znajdujemy się w samym centrum wydarzeń i tak jest już do końca. Tempo jakie autor nadał akcji od pierwszych stron utrzymuje się na tym samym poziomie i gna na złamanie karku.
Zatopione miasta czyta się doskonale, język jakim operuje autor jest żywy, niezwykle barwny, są sceny gdy jest niezmiernie brutalny, ale tylko wtedy gdy wymaga tego akcja.
Bacigalupi nie stroni też od opisów realiów w jakich znajdują się bohaterowie, realiów wyniszczonej kataklizmem Ameryki. Opisy wierzcie mi są niezwykłe, plastyczne i wzbudzają strach oraz radość, że my się tam nie znajdujemy.
Bardzo dużym atutem są bohaterowie. Od początku kibicowałam młodym ludziom, trzymałam za nich kciuki. Ta część, która ich bezpośrednio dotyczy jest niezwykle emocjonalna. Niesprawiedliwość, której doświadczają, lęk, obawy i bezsilność są na porządku dziennym.
Doskonała lektura z mądrym przesłaniem. Od razu zaznaczam, że nie jest to jakieś ckliwe pitupitu o człowieczeństwie, uczuciach wyższych etc. Nie jest to też książka epatująca brutalnością. Ot mądra, niezwykle wciągająca, napisana barwnym językiem opowieść o...wszytkim w zasadzie, a najbardziej o najważniejszych wartościach. i może dlatego (w połączeniu z doskonałym piórem autora i barwnymi opisami) tak mi się spodobała. No, bo jak można wytłumaczyć, że osoba (czyli ja), która fantastyki nie tknęłaby kijem zachwyca się Bacigalupim. Moze dlatego, że to dobry pisarz i dobra książka...
Reasumując, dawno nie czytałam tak doskonałej powieści, polecam.
Gorąco zachęcam do lektury, nawet takich przeciwników fantastyki jak ja.
Przyznam się, że jestem po lekturze w lekkim szoku. W szoku, ponieważ jako przeciwnik fantastyki nie liczyłam zupełnie na to, że książka aż tak przypadnie mi do gustu, a przypadła i to bardzo.
Autor zabiera nas w niedaleką przyszłość do wyniszczonej przez kataklizmy Ameryki. Nic tam nie jest takim, jakie było wcześniej, rządzą wszechobecne terror i przemoc. Olbrzymi niegdyś kraj padł łupem niezliczonych partyzantek, które pod wzniosłymi hasłami walki o wolność nieustannie ze sobą rywalizują. O amunicję. Jedzenie. I niewolników. Dawniej potężne państwo nie istnieje, jest podzielone, wyniszczone, straszne. Ameryka jest nędznym, wyniszczonym, zapomnianym przez Boga kawałkiem ziemi.
Poznajemy głównych bohaterów, młodych ludzi o imieniu Mahlia i Mouse. Są oni ścierwami wojny - sierotami, które uciekają z tytułowych Zatopionych Miast do dżungli. Szukają spokoju, wytchnienia, schronienia, bezpieczeństwa.
Schronienie znajdują u doktora Mahfouza, idealisty, który wciąż wierzy, że w każdym człowieku drzemie dobro. Jednak na ich drodze staje Tool – zmutowany genetycznie żołnierz, czyli człowiek z domieszką zwierzęcego (tygrysa, psa i hieny) DNA. Młodzi ludzie znajdują się w potrzasku. Prawdziwy koszmar, walka o przeżycie dopiero przed nimi
Świat młodych ponownie obraca się w ruinę. Mouse trafia do niewoli - żołnierze werbują go siłą do swego oddziału, a Mahlia staje przed dylematem: uciekać ku wymarzonej wolności, czy ryzykować życie i ratować przyjaciela?
Co zwycięży? Przyjaźń i lojalność czy chęć przetrwania za wszelką cenę, nawet za cenę przyjaźni?
Książka jest świetna i ma wiele plusów. Przede wszystkim niesamowicie szybkie tempo i wciągającą akcję. Prawie od początku lektury znajdujemy się w samym centrum wydarzeń i tak jest już do końca. Tempo jakie autor nadał akcji od pierwszych stron utrzymuje się na tym samym poziomie i gna na złamanie karku.
Zatopione miasta czyta się doskonale, język jakim operuje autor jest żywy, niezwykle barwny, są sceny gdy jest niezmiernie brutalny, ale tylko wtedy gdy wymaga tego akcja.
Bacigalupi nie stroni też od opisów realiów w jakich znajdują się bohaterowie, realiów wyniszczonej kataklizmem Ameryki. Opisy wierzcie mi są niezwykłe, plastyczne i wzbudzają strach oraz radość, że my się tam nie znajdujemy.
Bardzo dużym atutem są bohaterowie. Od początku kibicowałam młodym ludziom, trzymałam za nich kciuki. Ta część, która ich bezpośrednio dotyczy jest niezwykle emocjonalna. Niesprawiedliwość, której doświadczają, lęk, obawy i bezsilność są na porządku dziennym.
Doskonała lektura z mądrym przesłaniem. Od razu zaznaczam, że nie jest to jakieś ckliwe pitupitu o człowieczeństwie, uczuciach wyższych etc. Nie jest to też książka epatująca brutalnością. Ot mądra, niezwykle wciągająca, napisana barwnym językiem opowieść o...wszytkim w zasadzie, a najbardziej o najważniejszych wartościach. i może dlatego (w połączeniu z doskonałym piórem autora i barwnymi opisami) tak mi się spodobała. No, bo jak można wytłumaczyć, że osoba (czyli ja), która fantastyki nie tknęłaby kijem zachwyca się Bacigalupim. Moze dlatego, że to dobry pisarz i dobra książka...
Reasumując, dawno nie czytałam tak doskonałej powieści, polecam.
Gorąco zachęcam do lektury, nawet takich przeciwników fantastyki jak ja.
niedziela, 27 stycznia 2013
Przeprawa - Cormac McCarthy
Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 600 s., Moja ocena 5/6
Przeprawa to II tom trylogii Pogranicze.
I tom Rącze konie recenzowałam tutaj.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że II tom musi być kontynuacją I, mieć tych samych bohaterów. Może i musi, ale nie u McCarthy'ego. Na tym polega specyfika autora, u niego nic nie jest pewne, nic nie musi być.
Oba tomy wiele łączy, ale nie bohaterowie. Łączy je przede wszystkim umiejscowienie akcji i oczywiście osoba wyjątkowego autora.
Bo Cormac McCarthy dla mnie jest świetnym pisarzem i nie ukrywam tego.
Ale wracajmy do trylogii Pogranicze. W obu tomach akcja dzieje się na nomen omen pograniczu:) na granicy USA i Meksyku, czyli w krainie dzikiej, krainie bezprawia. W obu tomach mamy ten sam klimat westernu i początku. Czego początku? A wszystkiego. Trudno to nawet opisać, podobnie, jak trudno opisać całą twórczość autora. Dodam tylko, że jest ona o tyleż wspaniała, co niesłychanie specyficzna i albo się ją pokocha, albo zniechęci do niej na zawsze.
Przeprawa podzielona jest na trzy części.
I część to wspaniała opowieść o rzadko spotykanej przyjaźni chłopca i wilczycy; kolejne części opowiadają o poszukiwaniach – II zagubionych koni, III brata.
Głównymi bohaterami książki są dwaj bracia – Bill i Boyd, którzy mają odpowiednio 16 i 14 lat.
Podobnie, jak bohater I tomu są w drodze, drodze ku początkowi, ku nieuniknionemu, można śmiało napisać, że ku przeznaczeniu. Dla McCarthy'ego wydaje się być charakterystyczne, że jego bohaterowie szukają, są w drodze.
Obaj chłopcy dorastali i żyli w latach 30. XX w., a więc w okresie niełatwym, który ukształtował ich charaktery. Pisarz bardzo ciekawie ukazuje nam Meksyk zupełnie inny od tego widzianego na Discovery czy pocztówkach, nie jest to kraj kaktusów, plaż i uśmiechniętych ludzi. To kraj trudny, okrutny, ale i wspaniały, kwintesencja życia.
W trakcie podróży, która jest osią książki, bracia spotykają niesamowitych ludzi, przeżywają przygody, o których im się nawet nie śniło. Od razu muszę zaznaczyć, iż chłopcy przeżywają podwójną podróż - fizyczną, czyli na prawdę podróżują i taką, którą można nazwać, jako psychologiczną, nawet metafizyczną (podróżują w głąb siebie, zmieniają się, poznają sami siebie).
Może wydawać się dziwnym, że w obu tomach trylogii występują zupełnie inni bohaterowie, co ciekawsze akcja II tomu rozgrywa się wiele lat przed I:) Ale jestem przekonana, że w III tomie Sodoma i gomora, który ma się ukazać pod koniec lutego, autor połączy w magiczny sposób bohaterów obu części.
Wiem, może brzmi to trochę enigmatycznie, niejasno, ale inaczej (bez opowiadania treści i spojlerowania) nie da się napisać.W każdym bądź razie zachęcam do sięgnięcia po oba tomy, które jednak można czytać niezależnie od siebie.
Ja po raz kolejny jestem zachwycona niezwykle realistyczną i wyrazistą prozą Cormaca McCarthyego, autor nie zawiódł mnie.
Przeprawa to świetna powieść, fantastycznie oddane szczegóły życia na pograniczu dwóch krajów. Realia USA i Meksyku, skomplikowane charaktery ludzkie, dzika natura, odrobina psychologii i z lekka magiczno-gotycki klimat, to jest to.
Charles "Cormac" McCarthy - urodził się w 20 lipca 1933 r., w Providence w stanie Rhode Island.
Zajmuje się głównie pisaniem książek, scenariuszy i dramatów. Jest wymieniany jako jeden z czterech, obok Thomasa Pynchona, Dona DeLillo i Philipa Rotha, najważniejszych amerykańskich powieściopisarzy. Przez znawców literatury, jego styl bywa niekiedy porównywany do twórczości Williama Faulknera i Hermana Melville'a. W 1951 r. McCarthy zaczął studia na University of Tennessee (1951-1952), a w 1953 wstąpił na 4 lata do United States Air Force (Sił Powietrznych USA). Dwa lata spędził na Alasce prowadząc audycje radiowe. Reaktywował studia w 1957. Cztery lata później pobrał się z Lee Holleman - przyjaciółką ze studiów, z którą ma syna Cullena. Małżeństwo jednak nie przetrwało nawet roku. Porzucił studia i przeprowadził się z rodziną do Chicago. Zajął się twórczością literacką i tam właśnie powstała jego pierwsza powieść (The Orchard Keeper - Strażnik Sadu). Po powrocie do Sevier County w stanie Tennessee rozstał się z żoną. Latem 1965r. poznał Anne DeLisle. W 1966r. podczas pobytu w Anglii pobrali się. W tym samym roku po otrzymaniu stypendium od Rockefeller Foundation podróżował po południowej Europie i zatrzymał się na dłużej na Ibizie, gdzie napisał swoją drugą powieść Outer Dark. W 1969r., McCarthy z żoną przeprowadzili się do Louisville w stanie Tennessee gdzie kupili nieruchomość, którą McCarthy własnoręcznie wyremontował. Tam też napisał kolejną, opartą na faktach, książkę "Child of God" (wydana w 1974 r.) W 1976 r. przeprowadził się do El Paso w Teksasie i pozostawał w separacji z żoną Anne DeLisle. Powieść "Suttree", którą pisał z przerwami przez 20 lat, została opublikowana ostatecznie w 1979 r.
W 2005 r. wydał kolejną książkę To nie jest kraj dla starych ludzi, z której bracia Cohen zrobili nagrodzony czterema Oscarami film.
W kwietniu 2007r., Oprah Winfrey wybrała Drogę McCarthy'ego jako książkę miesiąca do Oprah's Book Club.
5 czerwca 2007r., Winfrey przeprowadziła z nim pierwszy wywiad telewizyjny jakiego udzielił i który ukazał się na antenie w The Oprah Winfrey Show. Wywiad został nagrany w bibliotece Santa Fe Institute, gdzie McCarthy opowiedział o doświadczeniach związanych z byciem ojcem w starszym wieku, co było inspiracją i miało wpływ na powieść Droga.
Na język polski przetłumaczono: Rącze konie (All the Pretty Horses) - 1996, Przeprawę (The Crossing) - 2000, To nie jest kraj dla starych ludzi (No Country for Old Men) - 2008 i Drogę (The Road) - 2008. W 2009 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się kolejna powieść - Dziecię Boże, a w 2010r. Krwawy południk, Strażnik Sadu.
Dziś Cormac McCarthy mieszka w miejscowości Tesuque w Nowym Meksyku na północ od Santa Fe z trzecią żoną Jennifer Winkley i ich synem Johnem, który urodził się, gdy jego ojciec miał już 60 lat. Pisarz chroni ściśle swoją prywatność i rzadko udziela wywiadów.
Przeprawa to II tom trylogii Pogranicze.
I tom Rącze konie recenzowałam tutaj.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że II tom musi być kontynuacją I, mieć tych samych bohaterów. Może i musi, ale nie u McCarthy'ego. Na tym polega specyfika autora, u niego nic nie jest pewne, nic nie musi być.
Oba tomy wiele łączy, ale nie bohaterowie. Łączy je przede wszystkim umiejscowienie akcji i oczywiście osoba wyjątkowego autora.
Bo Cormac McCarthy dla mnie jest świetnym pisarzem i nie ukrywam tego.
Ale wracajmy do trylogii Pogranicze. W obu tomach akcja dzieje się na nomen omen pograniczu:) na granicy USA i Meksyku, czyli w krainie dzikiej, krainie bezprawia. W obu tomach mamy ten sam klimat westernu i początku. Czego początku? A wszystkiego. Trudno to nawet opisać, podobnie, jak trudno opisać całą twórczość autora. Dodam tylko, że jest ona o tyleż wspaniała, co niesłychanie specyficzna i albo się ją pokocha, albo zniechęci do niej na zawsze.
Przeprawa podzielona jest na trzy części.
I część to wspaniała opowieść o rzadko spotykanej przyjaźni chłopca i wilczycy; kolejne części opowiadają o poszukiwaniach – II zagubionych koni, III brata.
Głównymi bohaterami książki są dwaj bracia – Bill i Boyd, którzy mają odpowiednio 16 i 14 lat.
Podobnie, jak bohater I tomu są w drodze, drodze ku początkowi, ku nieuniknionemu, można śmiało napisać, że ku przeznaczeniu. Dla McCarthy'ego wydaje się być charakterystyczne, że jego bohaterowie szukają, są w drodze.
Obaj chłopcy dorastali i żyli w latach 30. XX w., a więc w okresie niełatwym, który ukształtował ich charaktery. Pisarz bardzo ciekawie ukazuje nam Meksyk zupełnie inny od tego widzianego na Discovery czy pocztówkach, nie jest to kraj kaktusów, plaż i uśmiechniętych ludzi. To kraj trudny, okrutny, ale i wspaniały, kwintesencja życia.
W trakcie podróży, która jest osią książki, bracia spotykają niesamowitych ludzi, przeżywają przygody, o których im się nawet nie śniło. Od razu muszę zaznaczyć, iż chłopcy przeżywają podwójną podróż - fizyczną, czyli na prawdę podróżują i taką, którą można nazwać, jako psychologiczną, nawet metafizyczną (podróżują w głąb siebie, zmieniają się, poznają sami siebie).
Może wydawać się dziwnym, że w obu tomach trylogii występują zupełnie inni bohaterowie, co ciekawsze akcja II tomu rozgrywa się wiele lat przed I:) Ale jestem przekonana, że w III tomie Sodoma i gomora, który ma się ukazać pod koniec lutego, autor połączy w magiczny sposób bohaterów obu części.
Wiem, może brzmi to trochę enigmatycznie, niejasno, ale inaczej (bez opowiadania treści i spojlerowania) nie da się napisać.W każdym bądź razie zachęcam do sięgnięcia po oba tomy, które jednak można czytać niezależnie od siebie.
Ja po raz kolejny jestem zachwycona niezwykle realistyczną i wyrazistą prozą Cormaca McCarthyego, autor nie zawiódł mnie.
Przeprawa to świetna powieść, fantastycznie oddane szczegóły życia na pograniczu dwóch krajów. Realia USA i Meksyku, skomplikowane charaktery ludzkie, dzika natura, odrobina psychologii i z lekka magiczno-gotycki klimat, to jest to.
Charles "Cormac" McCarthy - urodził się w 20 lipca 1933 r., w Providence w stanie Rhode Island.
Zajmuje się głównie pisaniem książek, scenariuszy i dramatów. Jest wymieniany jako jeden z czterech, obok Thomasa Pynchona, Dona DeLillo i Philipa Rotha, najważniejszych amerykańskich powieściopisarzy. Przez znawców literatury, jego styl bywa niekiedy porównywany do twórczości Williama Faulknera i Hermana Melville'a. W 1951 r. McCarthy zaczął studia na University of Tennessee (1951-1952), a w 1953 wstąpił na 4 lata do United States Air Force (Sił Powietrznych USA). Dwa lata spędził na Alasce prowadząc audycje radiowe. Reaktywował studia w 1957. Cztery lata później pobrał się z Lee Holleman - przyjaciółką ze studiów, z którą ma syna Cullena. Małżeństwo jednak nie przetrwało nawet roku. Porzucił studia i przeprowadził się z rodziną do Chicago. Zajął się twórczością literacką i tam właśnie powstała jego pierwsza powieść (The Orchard Keeper - Strażnik Sadu). Po powrocie do Sevier County w stanie Tennessee rozstał się z żoną. Latem 1965r. poznał Anne DeLisle. W 1966r. podczas pobytu w Anglii pobrali się. W tym samym roku po otrzymaniu stypendium od Rockefeller Foundation podróżował po południowej Europie i zatrzymał się na dłużej na Ibizie, gdzie napisał swoją drugą powieść Outer Dark. W 1969r., McCarthy z żoną przeprowadzili się do Louisville w stanie Tennessee gdzie kupili nieruchomość, którą McCarthy własnoręcznie wyremontował. Tam też napisał kolejną, opartą na faktach, książkę "Child of God" (wydana w 1974 r.) W 1976 r. przeprowadził się do El Paso w Teksasie i pozostawał w separacji z żoną Anne DeLisle. Powieść "Suttree", którą pisał z przerwami przez 20 lat, została opublikowana ostatecznie w 1979 r.
W 2005 r. wydał kolejną książkę To nie jest kraj dla starych ludzi, z której bracia Cohen zrobili nagrodzony czterema Oscarami film.
W kwietniu 2007r., Oprah Winfrey wybrała Drogę McCarthy'ego jako książkę miesiąca do Oprah's Book Club.
5 czerwca 2007r., Winfrey przeprowadziła z nim pierwszy wywiad telewizyjny jakiego udzielił i który ukazał się na antenie w The Oprah Winfrey Show. Wywiad został nagrany w bibliotece Santa Fe Institute, gdzie McCarthy opowiedział o doświadczeniach związanych z byciem ojcem w starszym wieku, co było inspiracją i miało wpływ na powieść Droga.
Na język polski przetłumaczono: Rącze konie (All the Pretty Horses) - 1996, Przeprawę (The Crossing) - 2000, To nie jest kraj dla starych ludzi (No Country for Old Men) - 2008 i Drogę (The Road) - 2008. W 2009 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się kolejna powieść - Dziecię Boże, a w 2010r. Krwawy południk, Strażnik Sadu.
Dziś Cormac McCarthy mieszka w miejscowości Tesuque w Nowym Meksyku na północ od Santa Fe z trzecią żoną Jennifer Winkley i ich synem Johnem, który urodził się, gdy jego ojciec miał już 60 lat. Pisarz chroni ściśle swoją prywatność i rzadko udziela wywiadów.
POWIEŚCI:
- Strażnik sadu (1965) - Nagroda Faulknera
- Outer Dark (1968)
- Dziecię boże (Child of God 1974)
- Suttree (1979)
- Krwawy południk (Blood Meridian, Or the Evening Redness in the West, 1985)
- Rącze konie (All the Pretty Horses, 1992) w 1992 National Book Award i National Book Critics Circle Award za Rącze konie
- Przeprawa (The Crossing, 1994)
- Cities of the Plain (1998)
- To nie jest kraj dla starych ludzi (No Country for Old Men, 2005)
- Droga (The Road, 2006) - w 2006 James Tait Black Memorial Prize za Drogę, a w 2007, Nagrodę Pulitzera za Drogę
sobota, 26 stycznia 2013
Jerzy Giedroyć. Życie przed Kulturą - Marek Żebrowski
Wydawnictwo Literackie, Oprawa twarda, 532 s., Ocena 5/6
Ja książki nie czytałam, mimo, iż na mojej półce znajduje się już od listopada, więc ładne kilka tygodni. Co prawda kilkakrotnie robiłam do niej podejście, próbowałam zaprzyjaźnić się z jej bohaterem, ale chyba nie po drodze nam było.Nie żeby książka była zła merytorycznie, nic z tych rzeczy, na podstawie tych kilku rozdziałów które przeczytałam, mogę śmiało stwierdzić, że jest doskonała. Niestety Jerzy Giedroyć nie znajdował się nigdy w kręgu moich zainteresowań, ot tak po prostu, mimo, iż doceniam jego wkład w kulturę i historię.
Książkę za to przeczytali moja mama i mąż i oboje są nią zachwyceni, mama odrobinę mniej, mąż bardziej. Przytoczę wiec ich krótkie opinie.
Jerzy Giedroyć ur. 27.07.1906r. w Mińsku, zm. 14.09.2000r. w Maisons-Laffitte pod Paryżem. Był polskim publicystą, politykiem, działaczem emigracyjnym, nie ebz kozery nazywano go polskim księciem emigracji. Po przewrocie majowym jeden z liderów Myśli Mocarstwowej i Związku Pracy Mocarstwowej. Był m.in. prezesem Związku Drużyn Ludowych Mocarstwowej Polski.
Był także twórcą i sercem Kultury. W 1947r. ukazał się pierwszy numer czasopisma Kultura (wówczas kwartalnika), które wkrótce miało się stać najważniejszym czasopismem powojennej emigracji polskiej oraz ośrodkiem skupiającym najwybitniejszych polskich publicystów i pisarzy emigracyjnych.
Marek Żebrowski w swojej książce prezentuje nam Giedroycia (jak sam tytuł wskazuje) takim, jakim był przed założeniem i wydaniem 1. numeru Kultury.
Poznajemy wiec dzieciństwo Giedroycia, który wędrował z Moskwy do Mińska w trakcie szalejącej rewolucji (mając zaledwie kilkanaście lat). Palił nałogowo jako jedenastolatek. Nie kochał szkoły, ale uwielbiał pikniki z kolegami i koleżankami. Ożenił się z piękną femme fatale. Lubił wylegiwać się do dziesiątej. Zafascynowany Witkacym eksperymentował z narkotykami.
Poznajemy wiec zupełnie odmiennego człowieka od późniejszego zdyscyplinowanego tytana pracy.
Opowieść jest o tyle poruszająca, a nawet momentami szokująca, że jej bohaterem jest dziecko, a póżniej nastolatek.
Żebrowskie przedstawia lata nieznanej dotąd, ale bardzo prywatnej sfery życia człowieka, który dla wszystkich stał się sławnym autorytetem i obrońcą wolności słowa.
Książka odkrywa tajemnice życia prywatnego Giedroycia. Opisuje krąg najbliższych mu wówczas ludzi.
W tle szaleje rewolucja 1917r., dramatyczne konflikty II RP, narasta antysemityzm i napięcie w polityce wobec mniejszości ukraińskiej. To zdecydowanie wpłynęło na późniejszy światopogląd Giedroycia.
Śledzimy także jego wojenne doświadczenia, barwny obraz jego pracy w ambasadzie polskiej w Bukareszcie i opis drogi, jaką przebył z armią gen. Andersa.
Niewątpliwym plusem książki jest ogromna ilość zdjęć wygrzebanych z rodzinnego lamusa oraz bardzo dokładnie oddane realia świata, w którym w danym okresie czasu żył Giedroyć.
Mojemu mężowi najbardziej przypadł do gustu opis Mińska na początku XX w., tuż przed narodzinami Giedroycia i w pierwszych latach jego życia, oraz opisy późniejszej przeprowadzki do Moskwy.
Książka bez wątpienia jest świetna pod względem merytorycznym, jest także unikalnym świadectwem historycznym i obyczajowym różnych epok na przestrzeni 40 lat, a sami przyznacie, że działo się wtedy zarówno w naszej, jak i światowej historii.
Żebrowski pokusił się o zebranie (oprócz dużej ilości zdjęć, o czym już wspominałam) dokumentów, listów, które zdecydowanie ubarwiają lekturę i sprawiają, że wszystkie fakty zdają się być jeszcze prawdziwsze.
Warto wspomnieć, że ksiażka mimo wielu faktów historycznych i skanów dokumentów, napisana jest językiem bardzo przystepnym, co sprawia, że może ją przeczytać każdy.
Gorąco zachęcam do lektury.
Ja książki nie czytałam, mimo, iż na mojej półce znajduje się już od listopada, więc ładne kilka tygodni. Co prawda kilkakrotnie robiłam do niej podejście, próbowałam zaprzyjaźnić się z jej bohaterem, ale chyba nie po drodze nam było.Nie żeby książka była zła merytorycznie, nic z tych rzeczy, na podstawie tych kilku rozdziałów które przeczytałam, mogę śmiało stwierdzić, że jest doskonała. Niestety Jerzy Giedroyć nie znajdował się nigdy w kręgu moich zainteresowań, ot tak po prostu, mimo, iż doceniam jego wkład w kulturę i historię.
Książkę za to przeczytali moja mama i mąż i oboje są nią zachwyceni, mama odrobinę mniej, mąż bardziej. Przytoczę wiec ich krótkie opinie.
Jerzy Giedroyć ur. 27.07.1906r. w Mińsku, zm. 14.09.2000r. w Maisons-Laffitte pod Paryżem. Był polskim publicystą, politykiem, działaczem emigracyjnym, nie ebz kozery nazywano go polskim księciem emigracji. Po przewrocie majowym jeden z liderów Myśli Mocarstwowej i Związku Pracy Mocarstwowej. Był m.in. prezesem Związku Drużyn Ludowych Mocarstwowej Polski.
Był także twórcą i sercem Kultury. W 1947r. ukazał się pierwszy numer czasopisma Kultura (wówczas kwartalnika), które wkrótce miało się stać najważniejszym czasopismem powojennej emigracji polskiej oraz ośrodkiem skupiającym najwybitniejszych polskich publicystów i pisarzy emigracyjnych.
Marek Żebrowski w swojej książce prezentuje nam Giedroycia (jak sam tytuł wskazuje) takim, jakim był przed założeniem i wydaniem 1. numeru Kultury.
Poznajemy wiec dzieciństwo Giedroycia, który wędrował z Moskwy do Mińska w trakcie szalejącej rewolucji (mając zaledwie kilkanaście lat). Palił nałogowo jako jedenastolatek. Nie kochał szkoły, ale uwielbiał pikniki z kolegami i koleżankami. Ożenił się z piękną femme fatale. Lubił wylegiwać się do dziesiątej. Zafascynowany Witkacym eksperymentował z narkotykami.
Poznajemy wiec zupełnie odmiennego człowieka od późniejszego zdyscyplinowanego tytana pracy.
Opowieść jest o tyle poruszająca, a nawet momentami szokująca, że jej bohaterem jest dziecko, a póżniej nastolatek.
Żebrowskie przedstawia lata nieznanej dotąd, ale bardzo prywatnej sfery życia człowieka, który dla wszystkich stał się sławnym autorytetem i obrońcą wolności słowa.
Książka odkrywa tajemnice życia prywatnego Giedroycia. Opisuje krąg najbliższych mu wówczas ludzi.
W tle szaleje rewolucja 1917r., dramatyczne konflikty II RP, narasta antysemityzm i napięcie w polityce wobec mniejszości ukraińskiej. To zdecydowanie wpłynęło na późniejszy światopogląd Giedroycia.
Śledzimy także jego wojenne doświadczenia, barwny obraz jego pracy w ambasadzie polskiej w Bukareszcie i opis drogi, jaką przebył z armią gen. Andersa.
Niewątpliwym plusem książki jest ogromna ilość zdjęć wygrzebanych z rodzinnego lamusa oraz bardzo dokładnie oddane realia świata, w którym w danym okresie czasu żył Giedroyć.
Mojemu mężowi najbardziej przypadł do gustu opis Mińska na początku XX w., tuż przed narodzinami Giedroycia i w pierwszych latach jego życia, oraz opisy późniejszej przeprowadzki do Moskwy.
Książka bez wątpienia jest świetna pod względem merytorycznym, jest także unikalnym świadectwem historycznym i obyczajowym różnych epok na przestrzeni 40 lat, a sami przyznacie, że działo się wtedy zarówno w naszej, jak i światowej historii.
Żebrowski pokusił się o zebranie (oprócz dużej ilości zdjęć, o czym już wspominałam) dokumentów, listów, które zdecydowanie ubarwiają lekturę i sprawiają, że wszystkie fakty zdają się być jeszcze prawdziwsze.
Warto wspomnieć, że ksiażka mimo wielu faktów historycznych i skanów dokumentów, napisana jest językiem bardzo przystepnym, co sprawia, że może ją przeczytać każdy.
Gorąco zachęcam do lektury.
Wywiad z Alexandrą Salmelą...
To ta pani na zdjęciu, może średnio ją kojarzycie, więc przybliżę, to autorka bardzo kontrowersyjnej (to chyba dobre określenie) książki 27, czyli śmierć tworzy artystę , którą recenzowałam tutaj.
Niebawem pojawią się kolejne wywiady z autorką w mediach.
Jeżeli macie ochotę zajrzyjcie.
Wywiady otrzymałam od Wydawnictwa WAB wydawcy w/w książki.
A Matrasie promocja, kto ma jakieś zakupy książkowe w planach warto skorzystać...
Już dostępne
Nagranie w programie „Pytanie na śniadanie” w TVP2
Audycja „Kontrkultura” w Polskim Radiu PR4
Wywiad na portalu onet.pl
http://kultura.onet.pl/ ksiazki/rozmowy/alexandra- salmela-jestem-pod-ostrzalem, 1,5400870,artykul.html
Audycja "Poczytalnia" w Radiu Afera Poznań
Jeżeli macie ochotę zajrzyjcie.
Wywiady otrzymałam od Wydawnictwa WAB wydawcy w/w książki.
A Matrasie promocja, kto ma jakieś zakupy książkowe w planach warto skorzystać...
czwartek, 24 stycznia 2013
Białe autobusy - Sune Persson
Wydawnictwo Naukowe PWN, Okładka twarda, Moja ocena 6-/6
Wrażenia i recenzja na żywo, właśnie skończyłam czytać książkę, od której przyznam szczerze nie mogłam się oderwać.
Może na początek czym były tytułowe Białe Autobusy.
W lutym 1945r. rząd Szwecji postanowił zorganizować niezwykła humanitarną akcję i uratować z obozów koncentracyjnych, jak największą liczbę więźniów. Przede wszystkich chodziło o osoby szwedzkiego pochodzenia, ale nie tylko. Rozpoczęto wtedy akcję znaną w historii jako ekspedycja Białych Autobusów. Na jej czele stanął hrabia Folke Bernadotte.
Urodził się on w Sztokholmie. Był synem księcia Oscara Bernadotte i Ebby Munck af Fulkila. Jego dziadkiem był król Szwecji Oskar II. Różne (nie zawsze ciekawe) były koleje losu hrabiego, możecie o nich przeczytać w książce. Ja tylko nadmienię, że w momencie gdy Bernadotte został kierownikiem akcji, miał 50 lat, miał ogromne doświadczenie w kierowaniu różnymi przedsięwzięciami, talent organizacyjny i perfekcyjnie władał jęz. niemieckim.
W kwietniu 1945r. ze Szwecji wyruszyła do Niemiec kawalkada złożona z 36 przerobionych na ambulanse autobusów, 27 samochodów ciężarowych, 12 motocykli, 8 samochodów osobowych i jednego
pojazdu obsługi technicznej. Była to największa i najważniejsza akcja humanitarna przeprowadzona przez Szwecję w całym XX w.
Konwój obsługiwało 309 wolontariuszy, w większości młodych żołnierzy szwedzkiej armii. Zabrano ze sobą dużą ilość paliwa, medykamenty, środki opatrunkowe, żywność i wszystko to, co mogło się przydać na objętych wojną terenach. Wszystkie pojazdy były pomalowane na biało, oznaczone symbolami czerwonego krzyża i szwedzkimi flagami.
Dzięki tej akcji udało się wywieźć kilkadziesiąt tysięcy przeznaczonych do eksterminacji ludzi. Niestety, była to kropla w morzu, niemniej zawsze coś.
Na początku całej operacji, jak podaje autor, niemiecka machina biurokratyczna działała bez zarzutu i skrupulatnie sprawdzano liczbę więźniów, których zezwolono Szwedom wywieźć. Jednak w ostatnich tygodniach wojny przepisy te i rozkazy były łamane, a Szwedzi mogli wywozić tylu więźniów ilu udało im się upchnąć w pojazdach. Nie było możliwości ani czasu żeby sporządzać listy wywożonych, jednak autorowi udało się dotrzeć do pewnego spisu, który podaje liczbę 20937 ocalonych. Wśród nich było 5911 Polaków. Nie jest to, jak podaje sam autor, lista pełna i na 100% wiarygodna, wiele źródeł podaje bowiem odmienne liczby ocalonych i prawdopodobnie nigdy nie uda się sporządzić pełnego, wiarygodnego spisu ocalonych osób.
Misja Białych Autobusów była niezwykła pod wieloma względami, głównie dlatego, że Bernadotte musiał każdy najmniejszy nawet krok uzgadniać z Himmlerem. Niektórzy uważali, że to hańba, że hrabia nie powinien się do tego zniżać, żeby z kimś takim jak Himmler pertraktować, ale dla szefa misji najważniejsze było ocalenie jak największej ilości osób.
Wiele osób zarówno po stronie obsługi misji, jak i tych, których uratowano, spisało wspomnienia, dłuższe lub krótsze, ale zawsze niesamowicie wzruszające i chwytające za serce. Na ich podstawie oraz na podstawie dodatkowo zebranych materiałów powstała niniejsza książka.
Wiem, o holokauście, końcu II wojny światowej etc napisano bardzo dużo książek, ale ta jest wyjątkowa.
Dlaczego warto po nią sięgnąć? Przede wszystkim dlatego, że opowiada o niezwykłej akcji. Zdaję sobie sprawę, że dużo więcej osób zginęło niż Bernadotte i jego pomocnikom udało się uratować, ale liczyło się każde ocalone ludzkie życie.
Poza tym autor wykonał ogrom pracy przebijając się przez tysiące zapisków, dokumentów, grzebiąc w archiwach, tłumacząc dokumenty w obcych językach. Dzieło końcowe jest wspaniałe, niezwykle ważne i potrzebne.
Książka jest także swoistym może nie tyle oczyszczeniem, co rozprawieniem się z kilkoma niezbyt pochlebnymi opiniami o Bernadotte, jakie przez lata w światowej historii pokutowały. Krążyły słuchy, że hrabia był agentem nazistów, a po zakończeniu wojny ich następców. Tak się w trakcie lektury zastanawiałam - czyli kogo w sumie, kto był niby następcą nazistów? Twierdzono, że pierwszeństwo w trakcie ewakuacji mieli wszyscy poza Żydami, że Bernadotte stosował swoją selekcję decydując kto zostanie uratowany, a kto nie.
Tak rozpuszczane plotki doprowadziły do przeprowadzenia 17 września 1948r. zamachu, którego ofiarą padł Bernadotte. Hrabia nie mógł już się bronić, odpierać podłych kalumnie, udowodnić, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Książka Sune Perssona to, jak wspomniałam także pewnego rodzaju odbudowa wizerunku Bernadotte.
Na ile to autorowi się udało? Sami musicie sprawdzić w trakcie lektury, do czego gorąco zachęcam.
Jednak nie o samej akcji ratunkowej jest ta książka. Sporo w niej informacji dot. tego co było przed i po ekspedycji. Autor doskonale nakreśla tło polityczne, społeczne i historyczne oraz drobiazgowo przedstawia kluczowe dla całego przedsięwzięcia osoby.
Książkę czyta się doskonale, błyskawicznie ponieważ napisana jest ona w taki sposób, że od lektury trudno się oderwać; czyta się ją niczym najlepszą powieść sensacyjną.
Bez obaw, w książce wbrew pozorom nie ma zbyt dużej ilości faktów historycznych. Oczywiście niemożliwym by było, żeby taka pozycja nie zawierała w sobie w ogóle historii, ale przytaczanych faktów, odniesień jest tak w sam raz.
Autor zebrał ogromną ilość materiałów, drążył w archiwach, analizował fakty, rozpatrywał pewne sprzeczności, które w wielu relacjach się pojawiały. Efekt końcowy jest doskonały. udało się stworzyć wciągającą, doskonałą merytorycznie lekturę. Co ważne Persson ustrzegł się epatowania okrucieństwem holokaustu, nieszczęściem tych, których udało i nie udało się ocalić. Perssonowi udało się tego uniknąć, aczkolwiek przyznam, że wiele razy w trakcie lektury wzruszyłam się i czułam podziw dla osób biorących udział w akcji.
Wiem, książek o holokauście jest sporo, a ich lektura nie należy raczej do przyjemności, ale jest swoistym obowiązkiem - raz, żeby wiedzieć, dwa, żeby nie zapomnieć.
Dlatego z czystym sumieniem polecam obowiązkową lekturę Białych autobusów.
Książce dałam ocenę 6-/6, - za przypisy skomasowane na końcu książki, z tym, że tym razem nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo jak w trakcie lektury recenzowanych wczoraj Kobiet na marginesach, może dlatego, że do przypisów sięgałam tylko kilkakrotnie.
Wrażenia i recenzja na żywo, właśnie skończyłam czytać książkę, od której przyznam szczerze nie mogłam się oderwać.
Może na początek czym były tytułowe Białe Autobusy.
W lutym 1945r. rząd Szwecji postanowił zorganizować niezwykła humanitarną akcję i uratować z obozów koncentracyjnych, jak największą liczbę więźniów. Przede wszystkich chodziło o osoby szwedzkiego pochodzenia, ale nie tylko. Rozpoczęto wtedy akcję znaną w historii jako ekspedycja Białych Autobusów. Na jej czele stanął hrabia Folke Bernadotte.
Urodził się on w Sztokholmie. Był synem księcia Oscara Bernadotte i Ebby Munck af Fulkila. Jego dziadkiem był król Szwecji Oskar II. Różne (nie zawsze ciekawe) były koleje losu hrabiego, możecie o nich przeczytać w książce. Ja tylko nadmienię, że w momencie gdy Bernadotte został kierownikiem akcji, miał 50 lat, miał ogromne doświadczenie w kierowaniu różnymi przedsięwzięciami, talent organizacyjny i perfekcyjnie władał jęz. niemieckim.
Folke Bernadotte |
Konwój obsługiwało 309 wolontariuszy, w większości młodych żołnierzy szwedzkiej armii. Zabrano ze sobą dużą ilość paliwa, medykamenty, środki opatrunkowe, żywność i wszystko to, co mogło się przydać na objętych wojną terenach. Wszystkie pojazdy były pomalowane na biało, oznaczone symbolami czerwonego krzyża i szwedzkimi flagami.
Dzięki tej akcji udało się wywieźć kilkadziesiąt tysięcy przeznaczonych do eksterminacji ludzi. Niestety, była to kropla w morzu, niemniej zawsze coś.
Na początku całej operacji, jak podaje autor, niemiecka machina biurokratyczna działała bez zarzutu i skrupulatnie sprawdzano liczbę więźniów, których zezwolono Szwedom wywieźć. Jednak w ostatnich tygodniach wojny przepisy te i rozkazy były łamane, a Szwedzi mogli wywozić tylu więźniów ilu udało im się upchnąć w pojazdach. Nie było możliwości ani czasu żeby sporządzać listy wywożonych, jednak autorowi udało się dotrzeć do pewnego spisu, który podaje liczbę 20937 ocalonych. Wśród nich było 5911 Polaków. Nie jest to, jak podaje sam autor, lista pełna i na 100% wiarygodna, wiele źródeł podaje bowiem odmienne liczby ocalonych i prawdopodobnie nigdy nie uda się sporządzić pełnego, wiarygodnego spisu ocalonych osób.
Misja Białych Autobusów była niezwykła pod wieloma względami, głównie dlatego, że Bernadotte musiał każdy najmniejszy nawet krok uzgadniać z Himmlerem. Niektórzy uważali, że to hańba, że hrabia nie powinien się do tego zniżać, żeby z kimś takim jak Himmler pertraktować, ale dla szefa misji najważniejsze było ocalenie jak największej ilości osób.
Wiele osób zarówno po stronie obsługi misji, jak i tych, których uratowano, spisało wspomnienia, dłuższe lub krótsze, ale zawsze niesamowicie wzruszające i chwytające za serce. Na ich podstawie oraz na podstawie dodatkowo zebranych materiałów powstała niniejsza książka.
Wiem, o holokauście, końcu II wojny światowej etc napisano bardzo dużo książek, ale ta jest wyjątkowa.
Dlaczego warto po nią sięgnąć? Przede wszystkim dlatego, że opowiada o niezwykłej akcji. Zdaję sobie sprawę, że dużo więcej osób zginęło niż Bernadotte i jego pomocnikom udało się uratować, ale liczyło się każde ocalone ludzkie życie.
Poza tym autor wykonał ogrom pracy przebijając się przez tysiące zapisków, dokumentów, grzebiąc w archiwach, tłumacząc dokumenty w obcych językach. Dzieło końcowe jest wspaniałe, niezwykle ważne i potrzebne.
Książka jest także swoistym może nie tyle oczyszczeniem, co rozprawieniem się z kilkoma niezbyt pochlebnymi opiniami o Bernadotte, jakie przez lata w światowej historii pokutowały. Krążyły słuchy, że hrabia był agentem nazistów, a po zakończeniu wojny ich następców. Tak się w trakcie lektury zastanawiałam - czyli kogo w sumie, kto był niby następcą nazistów? Twierdzono, że pierwszeństwo w trakcie ewakuacji mieli wszyscy poza Żydami, że Bernadotte stosował swoją selekcję decydując kto zostanie uratowany, a kto nie.
Tak rozpuszczane plotki doprowadziły do przeprowadzenia 17 września 1948r. zamachu, którego ofiarą padł Bernadotte. Hrabia nie mógł już się bronić, odpierać podłych kalumnie, udowodnić, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Książka Sune Perssona to, jak wspomniałam także pewnego rodzaju odbudowa wizerunku Bernadotte.
Na ile to autorowi się udało? Sami musicie sprawdzić w trakcie lektury, do czego gorąco zachęcam.
Jednak nie o samej akcji ratunkowej jest ta książka. Sporo w niej informacji dot. tego co było przed i po ekspedycji. Autor doskonale nakreśla tło polityczne, społeczne i historyczne oraz drobiazgowo przedstawia kluczowe dla całego przedsięwzięcia osoby.
Książkę czyta się doskonale, błyskawicznie ponieważ napisana jest ona w taki sposób, że od lektury trudno się oderwać; czyta się ją niczym najlepszą powieść sensacyjną.
Bez obaw, w książce wbrew pozorom nie ma zbyt dużej ilości faktów historycznych. Oczywiście niemożliwym by było, żeby taka pozycja nie zawierała w sobie w ogóle historii, ale przytaczanych faktów, odniesień jest tak w sam raz.
Autor zebrał ogromną ilość materiałów, drążył w archiwach, analizował fakty, rozpatrywał pewne sprzeczności, które w wielu relacjach się pojawiały. Efekt końcowy jest doskonały. udało się stworzyć wciągającą, doskonałą merytorycznie lekturę. Co ważne Persson ustrzegł się epatowania okrucieństwem holokaustu, nieszczęściem tych, których udało i nie udało się ocalić. Perssonowi udało się tego uniknąć, aczkolwiek przyznam, że wiele razy w trakcie lektury wzruszyłam się i czułam podziw dla osób biorących udział w akcji.
Wiem, książek o holokauście jest sporo, a ich lektura nie należy raczej do przyjemności, ale jest swoistym obowiązkiem - raz, żeby wiedzieć, dwa, żeby nie zapomnieć.
Dlatego z czystym sumieniem polecam obowiązkową lekturę Białych autobusów.
Książce dałam ocenę 6-/6, - za przypisy skomasowane na końcu książki, z tym, że tym razem nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo jak w trakcie lektury recenzowanych wczoraj Kobiet na marginesach, może dlatego, że do przypisów sięgałam tylko kilkakrotnie.
Stosik w formie płaskiej:)
Przed chwilą pan listonosz i pan kurier zderzyli się w drzwiach wejściowych do mnie do biura i takie skarby przynieśli...
Z chirurgiczną precyzją, szczotka od wydawnictwa - nowy polski thriller medyczny, o którym przedwczoraj wspominałam. Przeczytam, obadam, dam znać:)
Czarodziejskie więzy Nory Roberts, brakujący III tom trylogii Wyspy Trzech Sióstr. Teraz mogę rozpocząć lekturę, nie znoszę, gdy któregoś tomu mi brakuje.
Wielki północny ocean, to pięciotomowa powieść rozgrywająca się w fikcyjnym Królestwie Eskaflonu. Rin, syn grabarza, którego – z racji pochodzenia i zajęcia – ludzie zaliczają do nieczystych, trafia pod skrzydła Wolnego Kruka – okrutnego żołnierza, mistrza fechtunku i tortur. Rin, uznając w nim pana swego życia i śmierci, wkracza w świat, w którym tylko bezwzględne posłuszeństwo przynosi bladą obietnicę odnalezienia własnego miejsca w gorzkim morzu ludzkości.
Powieść koncentruje się na doznaniach i przeżyciach głównego bohatera, jego relacjach z innymi ludźmi i – co najistotniejsze – jego kształtującym się sposobie odbierania świata. Mówi o niekompletności bytu ludzkiego, o jego mentalnym i duchowym kalectwie.
Bez litości, Jedenasta powieść o losach Aloysiusa Pendergasta! W "Bez litości" błyskotliwy agent FBI kontynuuje swoją prywatną krucjatę. Dokonał już wstrząsającego odkrycia na temat śmierci ukochanej żony. Helen zginęła przed dwunastoma laty podczas polowania w Afryce - poturbowana została przez lwa ludojada. Jednak wbrew pozorom nie był to nieszczęśliwy wypadek. Pendergast podąża tropem kolejnych osób zamieszanych w tę sprawę. Poznaje nowe wątki i szerszy kontekst całej historii, która może łączyć się z mglistą przeszłością Helen i jej brata Judsona. Aloysius nie zawaha się przed niczym, aby poznać prawdę. Śledztwo zaprowadzi go na szkockie moczary i do zapomnianego grobu kobiety, o której istnieniu nie miał dotąd pojęcia.
Pułapka, Kto raz został gangsterem, pozostaje nim na zawsze... "Pułapka" to dziewiąty tom bestsellerowej serii o przygodach detektywa Toma Thorne'a, uznawanego za jednego z najciekawszych bohaterów powieści kryminalnych. Tym razem inspektor zajmie się sprawą, w której nikt nie jest tym, kim się wydaje... Upłynęło już dziesięć lat, odkąd zwęglone szczątki Alana Langforda odnaleziono w lesie, w spalonym samochodzie. Żona mężczyzny, Donna, została skazana za zaplanowanie tego zabójstwa i trafiła do więzienia. Właśnie kończy odbywać karę, gdy otrzymuje anonimowy list, a w kopercie aktualne zdjęcia swojego męża. Kobieta jest w szoku. Człowiek, którego nienawidziła całym sercem i - jak jej się wydawało - zamordowała, żyje i ma się świetnie. Kto i dlaczego wysłał te fotografie? Jak to możliwe, że Alanowi nic się nie stało? Gdzie on się ukrywa? Aby rozwiązać tę zagadkę inspektor Tom Thorne będzie musiał rozszerzyć swój teren działania daleko poza Londyn. Czy uda mu się schwytać bezwzględnego przestępcę, który nie zawaha się przed niczym, by ochronić swoje nowe życie?
Z chirurgiczną precyzją, szczotka od wydawnictwa - nowy polski thriller medyczny, o którym przedwczoraj wspominałam. Przeczytam, obadam, dam znać:)
Czarodziejskie więzy Nory Roberts, brakujący III tom trylogii Wyspy Trzech Sióstr. Teraz mogę rozpocząć lekturę, nie znoszę, gdy któregoś tomu mi brakuje.
Wielki północny ocean, to pięciotomowa powieść rozgrywająca się w fikcyjnym Królestwie Eskaflonu. Rin, syn grabarza, którego – z racji pochodzenia i zajęcia – ludzie zaliczają do nieczystych, trafia pod skrzydła Wolnego Kruka – okrutnego żołnierza, mistrza fechtunku i tortur. Rin, uznając w nim pana swego życia i śmierci, wkracza w świat, w którym tylko bezwzględne posłuszeństwo przynosi bladą obietnicę odnalezienia własnego miejsca w gorzkim morzu ludzkości.
Powieść koncentruje się na doznaniach i przeżyciach głównego bohatera, jego relacjach z innymi ludźmi i – co najistotniejsze – jego kształtującym się sposobie odbierania świata. Mówi o niekompletności bytu ludzkiego, o jego mentalnym i duchowym kalectwie.
Bez litości, Jedenasta powieść o losach Aloysiusa Pendergasta! W "Bez litości" błyskotliwy agent FBI kontynuuje swoją prywatną krucjatę. Dokonał już wstrząsającego odkrycia na temat śmierci ukochanej żony. Helen zginęła przed dwunastoma laty podczas polowania w Afryce - poturbowana została przez lwa ludojada. Jednak wbrew pozorom nie był to nieszczęśliwy wypadek. Pendergast podąża tropem kolejnych osób zamieszanych w tę sprawę. Poznaje nowe wątki i szerszy kontekst całej historii, która może łączyć się z mglistą przeszłością Helen i jej brata Judsona. Aloysius nie zawaha się przed niczym, aby poznać prawdę. Śledztwo zaprowadzi go na szkockie moczary i do zapomnianego grobu kobiety, o której istnieniu nie miał dotąd pojęcia.
Pułapka, Kto raz został gangsterem, pozostaje nim na zawsze... "Pułapka" to dziewiąty tom bestsellerowej serii o przygodach detektywa Toma Thorne'a, uznawanego za jednego z najciekawszych bohaterów powieści kryminalnych. Tym razem inspektor zajmie się sprawą, w której nikt nie jest tym, kim się wydaje... Upłynęło już dziesięć lat, odkąd zwęglone szczątki Alana Langforda odnaleziono w lesie, w spalonym samochodzie. Żona mężczyzny, Donna, została skazana za zaplanowanie tego zabójstwa i trafiła do więzienia. Właśnie kończy odbywać karę, gdy otrzymuje anonimowy list, a w kopercie aktualne zdjęcia swojego męża. Kobieta jest w szoku. Człowiek, którego nienawidziła całym sercem i - jak jej się wydawało - zamordowała, żyje i ma się świetnie. Kto i dlaczego wysłał te fotografie? Jak to możliwe, że Alanowi nic się nie stało? Gdzie on się ukrywa? Aby rozwiązać tę zagadkę inspektor Tom Thorne będzie musiał rozszerzyć swój teren działania daleko poza Londyn. Czy uda mu się schwytać bezwzględnego przestępcę, który nie zawaha się przed niczym, by ochronić swoje nowe życie?
środa, 23 stycznia 2013
6. rocznica śmierci Ryszarda Kapuścińskiego
Ryszard Kapuściński (ur. 04.03.1932r. -
zm. 23.01.2007r.) – był najsłynniejszym polskim reportażysta,
publicystą, poetą, pisarzem, fotografem; nazywany był cesarzem reportażu.
Był także (a może przede wszystkim) podróżnikiem, pisarzem, w latach 1958-1972
dziennikarzem i korespondentem Polskiej Agencji Prasowej.
Kapuściński w swoich książkach podniósł reportaż do rangi
gatunku literackiego, mawiał, że pisanie to straszna, fizyczna praca.
Pytany, dlaczego wybrał ten właśnie zawód, odpowiadał zazwyczaj, że powodem była ciekawość. Pasjonowali mnie ludzie, życie, świat.
Pytany, dlaczego wybrał ten właśnie zawód, odpowiadał zazwyczaj, że powodem była ciekawość. Pasjonowali mnie ludzie, życie, świat.
Jak wyliczył w swojej karierze reportera był świadkiem
27 rewolucji, cztery razy był przeznaczony do rozstrzelania, przebywał
na frontach dwunastu wojen.
Pierwsza podróż zagraniczna Kapuścińskiego miała miejsce w 1956 r.,
kiedy z ramienia Sztandaru Młodych odwiedził Indie. Jechał tam z
bardzo słabą znajomością angielskiego. Podczas przesiadki, na lotnisku w
Rzymie, kupił Komu bije dzwon? Ernesta Hemingwaya po angielsku, a w
walizce miał słownik - taki był jego pierwszy zestaw do nauki języka.
W 1957 r. pojechał do Japonii i Chin. W roku 1958 przez dziesięć
miesięcy pracował w Polskiej Agencji Prasowej, potem zaproponowano mu
etat w Polityce. Jako wysłannik tego pisma przez cztery lata jeździł
po kraju i pisał reportaże, z których najlepsze złożyły się na jego
debiut książkowy Busz po polsku (1962).
Pierwszą podróż do Afryki odbył zimą 1959/60 - przebywał wtedy w Ghanie, odwiedził też Dahomej i Niger. Był zafascynowany zmianami, jakie na tym kontynencie akurat miały miejsce.
W 1962 r. został wysłany do Dar es-Salaam, jako pierwszy polski korespondent PAP na całą Afrykę. Spędził tam pięć lat.
W 1962 r. został wysłany do Dar es-Salaam, jako pierwszy polski korespondent PAP na całą Afrykę. Spędził tam pięć lat.
W 1967 r. został korespondentem PAP w Ameryce Łacińskiej, tam
również spędził pięć lat. Mieszkał w Chile, Meksyku, Boliwii i Brazylii.
Wyprawa zaowocowała książkami: Dlaczego zginął Karl von Spreti (1970)
- o Gwatemali na tle porwania i zamordowania niemieckiego ambasadora
oraz Chrystus z karabinem na ramieniu (1975) - o Boliwii i Antylach.
Lata 70. to czas intensywnych podróży Kapuścińskiego - na Bliski Wschód, do Indii, na Cypr, do wielu państw Afryki.
Lata 80. to okres, w którym Kapuściński wydaje się zmęczony
relacjonowaniem rewolucji i przewrotów. Z reportera staje się
publicystą, pisarzem, poetą i myślicielem.
Był najczęściej, obok Stanisława Lema,
tłumaczonym za granicą polskim autorem.Kapuściński przez wiele lat
publikował w Czytelniku, pod koniec życia w Znaku.
Przed jego śmiercią
ukazało się wiele wartościowych, wspaniałych dzieł, wymienię tylko te,
które czytałam, w nawiasie rok wydania :Czarne gwiazdy (1962r.), Kirgiz schodzi z konia (1968r.), Gdyby cała Afryka (1969r.), Jeszcze dzień z życia (1976r.), Wojna futbolowa (1978r.), Cesarz ( 1978r.), Szachinszach (1982r.), Lapidarium (1990r.), Heban (1998r.), Autoportret reportera (2003r.), Podróże z Herodotem (2004r.).
Czytałam także wspaniałe Podróże z Ryszardem Kapuścińskim. Jest to zbiór osobistych opowieści o Ryszardzie Kapuścińskim, przedstawionych przez trzynastu tłumaczy jego utworów. Miał to być prezent dla Kapuścińskiego na 75. urodziny, pisarz zmarł jednak tuż przed wydaniem książki.
Czytałam także wspaniałe Podróże z Ryszardem Kapuścińskim. Jest to zbiór osobistych opowieści o Ryszardzie Kapuścińskim, przedstawionych przez trzynastu tłumaczy jego utworów. Miał to być prezent dla Kapuścińskiego na 75. urodziny, pisarz zmarł jednak tuż przed wydaniem książki.
Kobiety na marginesach. Trzy siedemnastowieczne życiorysy - Natalie Zemon Davis
Wydawnictwo Naukowe PWN, Okładka miękka, 392 s., Moja ocena 5,5/6
Natalie Zemon Davis to kanadyjska i amerykańska historyk, która zawodowo związana jest z kilkoma uczelniami. Jest także laureatką wielu prestiżowych nagród. Opublikowała wiele prac, które od lat cieszą się niesłabnącym powodzeniem i były tłumaczone na wiele języków.
Kobiety na marginesach zaczęłam podczytywać już jaki czas temu, bo jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Książka jest niezwykle ciekawa, ale wymaga odrobiny skupienia, więc do czytania jednym ciągiem (przynajmniej dla mnie) nie nadaje się, stąd moje podczytywanie po kilka-kilkanaście stron.
Autorka zabiera nas do europejskiego i amerykańskiego świata, świata siedemnastowiecznego, świata gdzie kobiety (nieważne czy zamożne czy biedne) nie miały w zasadzie nic do powiedzenia. Davis prezentuje nam losy trzech niezwykłych jak na tamte czasy kobiet, kobiet, które nie bały się walczyć o swoje, ruszyć do boju z losem i życiem, rzucić wyzwanie ówczesnym konwenansom i oczekiwaniom innych.
Poznajemy losy: Żydówki, która w wieku 14 lat wyszła za maż za Chaima, miała z nim 12 dzieci, owdowiała i musiała radzić sobie sama zajmując się handlem; katolickiej mistyczki, która w wieku 17 lat wyszła za mąż, a rok póżniej była już wdową, wstąpiła do zamkniętego zakonu, wyjechała do kanady żeby założyć klasztor i zaczęła mieć objawienia mistyczne; oraz protestanckiej artystki, która pięknie malowała i rysowała, wydała kilka książek.
A o to i nasze bohaterki:
Kobiety te żyły właśnie na tytułowych marginesach Europy, Ameryki Południowej i Północnej.
Relacja Davis jest o tyle poruszająca, że oparta na faktach, a konkretnie na pismach, listach, notatkach i pamiętnikach pozostawionych przez bohaterki książki.
Davis ukazała losy niezwykłe, a zrobiła to w sposób zarówno naukowy, jak i prosty, przystępny także dla historycznego laika. Książkę czyta się doskonale, a w trakcie lektury ma się wrażenie, jakby te trzy wspaniałe kobiety opowiadały same o sobie siedząc na fotelu obok nas.
W książce oprócz życiorysów znajdziemy także bardzo dużo opisów dot. życia, obyczajów, zachowania w XVII w. w miejscach, gdzie nasze bohaterki żyły. Najbardziej pod tym względem zaciekawiły mnie opisy dot. żydowskich obyczajów i życia Glikl. Opisy te czynią lekturę jeszcze ciekawszą, a książka jest doskonałą pozycją zarówno dla specjalistów w dziedzinie historii i biografii, jak i laików w tym zakresie.
Znalazłam tylko jeden i to tym razem poważny minus - przypisy. Przy każdej możliwej okazji podkreślam, jak istotnym dla mnie jest umieszczanie przypisów u dołu strony, a nie ich komasowanie na końcu książki. Są tytuły, w przypadku których na fakt umieszczenia przypisów na końcu można przymknąć (powiedzmy!) oko, ale nie w tym przypadku. W treści jest tak wiele obcych (przynajmniej dla mnie) określeń, oznaczeń (jak chociażby w jidysz, czy dot. danego obyczaju), że czytanie tekstu bez spoglądania do przypisów jest błądzeniem ślepego, a na prawdę średnią atrakcją jest przerywanie co kilka minut lektury i szukanie objaśnienia do konkretnego przypisu. Gdyby nie kwestia przypisów dałabym wyższą ocenę.
Może osoba odpowiedzialna w wydawnictwie wzięłaby to pod uwagę przy okazji druku innych książek. Zarówno ja, jak i spora grupa czytelników bylibyśmy bardzo wdzięczni.
Poza tym istotnym mankamentem Kobiety na marginesach są doskonałe i gorąco polecam lekturę.
Natalie Zemon Davis to kanadyjska i amerykańska historyk, która zawodowo związana jest z kilkoma uczelniami. Jest także laureatką wielu prestiżowych nagród. Opublikowała wiele prac, które od lat cieszą się niesłabnącym powodzeniem i były tłumaczone na wiele języków.
Kobiety na marginesach zaczęłam podczytywać już jaki czas temu, bo jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Książka jest niezwykle ciekawa, ale wymaga odrobiny skupienia, więc do czytania jednym ciągiem (przynajmniej dla mnie) nie nadaje się, stąd moje podczytywanie po kilka-kilkanaście stron.
Autorka zabiera nas do europejskiego i amerykańskiego świata, świata siedemnastowiecznego, świata gdzie kobiety (nieważne czy zamożne czy biedne) nie miały w zasadzie nic do powiedzenia. Davis prezentuje nam losy trzech niezwykłych jak na tamte czasy kobiet, kobiet, które nie bały się walczyć o swoje, ruszyć do boju z losem i życiem, rzucić wyzwanie ówczesnym konwenansom i oczekiwaniom innych.
Poznajemy losy: Żydówki, która w wieku 14 lat wyszła za maż za Chaima, miała z nim 12 dzieci, owdowiała i musiała radzić sobie sama zajmując się handlem; katolickiej mistyczki, która w wieku 17 lat wyszła za mąż, a rok póżniej była już wdową, wstąpiła do zamkniętego zakonu, wyjechała do kanady żeby założyć klasztor i zaczęła mieć objawienia mistyczne; oraz protestanckiej artystki, która pięknie malowała i rysowała, wydała kilka książek.
A o to i nasze bohaterki:
Glikl bas Judah Leib - Żydówka zajmująca się handlem |
Marie de I'Incarnation - katolicka mistyczka |
Maria Sibylla Merian - protestancka artystka |
Kobiety te żyły właśnie na tytułowych marginesach Europy, Ameryki Południowej i Północnej.
Relacja Davis jest o tyle poruszająca, że oparta na faktach, a konkretnie na pismach, listach, notatkach i pamiętnikach pozostawionych przez bohaterki książki.
Davis ukazała losy niezwykłe, a zrobiła to w sposób zarówno naukowy, jak i prosty, przystępny także dla historycznego laika. Książkę czyta się doskonale, a w trakcie lektury ma się wrażenie, jakby te trzy wspaniałe kobiety opowiadały same o sobie siedząc na fotelu obok nas.
W książce oprócz życiorysów znajdziemy także bardzo dużo opisów dot. życia, obyczajów, zachowania w XVII w. w miejscach, gdzie nasze bohaterki żyły. Najbardziej pod tym względem zaciekawiły mnie opisy dot. żydowskich obyczajów i życia Glikl. Opisy te czynią lekturę jeszcze ciekawszą, a książka jest doskonałą pozycją zarówno dla specjalistów w dziedzinie historii i biografii, jak i laików w tym zakresie.
Znalazłam tylko jeden i to tym razem poważny minus - przypisy. Przy każdej możliwej okazji podkreślam, jak istotnym dla mnie jest umieszczanie przypisów u dołu strony, a nie ich komasowanie na końcu książki. Są tytuły, w przypadku których na fakt umieszczenia przypisów na końcu można przymknąć (powiedzmy!) oko, ale nie w tym przypadku. W treści jest tak wiele obcych (przynajmniej dla mnie) określeń, oznaczeń (jak chociażby w jidysz, czy dot. danego obyczaju), że czytanie tekstu bez spoglądania do przypisów jest błądzeniem ślepego, a na prawdę średnią atrakcją jest przerywanie co kilka minut lektury i szukanie objaśnienia do konkretnego przypisu. Gdyby nie kwestia przypisów dałabym wyższą ocenę.
Może osoba odpowiedzialna w wydawnictwie wzięłaby to pod uwagę przy okazji druku innych książek. Zarówno ja, jak i spora grupa czytelników bylibyśmy bardzo wdzięczni.
Poza tym istotnym mankamentem Kobiety na marginesach są doskonałe i gorąco polecam lekturę.
wtorek, 22 stycznia 2013
Zapowiedż nowego polskiego!!! thrillera medycznego i wywiad z autorem...
Premiera 21 lutego 2013, książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
JUŻ DWIE OFIARY UPIORNEGO KARDIOLOGA! KTO NASTĘPNY?
KOMISARZ PODWAŻA OGLĘDZINY ZWŁOK. BĘDZIE ŚLEDZTWO!
KTO ROZWIKŁA ZAGADKĘ „ŁOWCÓW ORGANÓW”?
Historia
zaczyna się jak thriller Hitchcocka: biznesmen zostaje napadnięty i pobity tak, że staje się warzywem. W tym samym
czasie na wrocławskim basenie umiera na udar młody mężczyzna. Obaj byli
pacjentami Huberta Kłosowskiego. Policja podejrzewa, że sympatyczny
lekarz jest zamieszany w handel ludzkimi organami. Inspektor
Niedźwiecki ma twardy orzech do zgryzienia, tym bardziej, że w
dochodzeniu wspomaga go aspirant narkoman, zamieszany w gangsterskie
porachunki.
Wartko
napisana, świetna lektura do podróży. Znakomicie oddane realia
współczesnego Wrocławia. Postaci są tak wyraziste, że stają się bliskie
czytelnikowi. Autor błyszczy inteligentnym poczuciem humoru. Mic hał Olszański
Zapowiada się nieżle, ja na pewno przeczytam, uwielbiam thrillery medyczne...a poniżej wywiad z autorem, jaki przeprowadzili pracownicy Wydawnictwa Literackiego.
Rozmowa z Błażejem Przygodzkim autorem książki
Z chirurgiczną precyzją rozmawia Wydawnictwo Literackie
- Wydawnictwo Literackie
Błażej Przygodzki
Wrocław to miasto tajemnicze. Pełne małych uliczek, zabytkowych kamienic, cmentarzy i parków, w których można się zgubić na długie godziny. Stare drzewa opowiadają historie nierozwikłanych zagadek kryminalnych i historycznych.
Podczas Drugiej Wojny Światowej Wrocław ogłoszono twierdzą nie do zdobycia. Miasto poddało się cztery dni po upadku Berlina. Zostały legendy o podziemnym mieście, ukryte schrony, szpitale, a nawet fabryki i dworce kolejowe, które do dziś czekają na odkrycie.
To miasto uzależnia, intryguje i pobudza wyobraźnię.
- WL
BP
„Primum non nocere”. To jedna z naczelnych zasad w medycynie. Co jednak gdy lekarz, któremu powierzamy własne życie sprzeniewierzy się tej doktrynie? Z chęci zysku, ignorancji, zbytniej wiary we własne możliwości.
Myśl ta intryguje autorów thrillerów, scenarzystów, a nawet pacjentów, którzy zostali wtłoczeni w szpitalną machinę.
Strach przed lekarzem to też lęk przed bólem, ingerencją w nasze ciało, krwią, bolesnymi i niezrozumiałymi zabiegami. Na mnie potężne wrażenie robi oglądanie zdjęć opuszczonych, starych szpitali. Pustych łóżek, porzuconych kroplówek, pordzewiałej aparatury medycznej, która wygląda jak narzędzia tortur.
Taka scenografia wystarczy za tysiące słów.
- WL
BP
Pracując nad książką spotkałem się z określeniem – kompleks Boga.
Kompleks Boga to stan umysłu, w którym człowiek wierzy, że staje ponad prawem. Chce decydować o życiu i śmierci innych. Świadomość nieograniczonej władzy idzie w parze z poczuciem bezkarności. Lekarz, który cierpi na taką przypadłość, jest szczególnie niebezpieczny. Kiedy wszystko wymknie się spod kontroli, życie pacjenta zamieni się w horror.
- WL
BP
Jest nim Niedźwiecki. Niepozorny, bardzo pracowity policjant komendy wojewódzkiej. Chodzi w sztruksowych spodniach, jest pacyfistą, kiepsko prowadzi samochód. Nie pasuje do kipiących testosteronem kolegów z komendy. Jego postać to hołd złożony twórcom porucznika Columbo.
Brodaty komisarz przy pierwszym spotkaniu sprawia wrażenie człowieka, który nie potrafi bezbłędnie wypisać mandatu. Przestępcy go lekceważą i robią błąd, który będzie ich sporo kosztował.
Niedźwiecki nie pije alkoholu, ma udane życie rodzinne, nie nosi w sobie żadnej mrocznej tajemnicy. Jego wyjątkowość polega na niebywałej spostrzegawczości i inteligencji.
- WL
BP
Zaprzyjaźniony producent filmowy, który czytał pierwszą wersję książki określił bohaterów mianem „soczystych”.
Tacy też oni mają być. Z krwi i kości. Bez zadęcia, sztuczności i sztampy. Najważniejsze było uniknięcie stereotypów. Mam nadzieję, że moi czytelnicy w postaciach policjantów, prokuratorów i lekarzy odnajdą prawdziwych ludzi. Czas twardzieli, którzy nigdy nie mają kaca, minął.
- WL
BP
Akcja książki dzieje się w starym żydowskim szpitalu. W przedwojennych murach szumią współczesne respiratory, szczękają chirurgiczne narzędzia. Stukot pielęgniarskich chodaków odbija się echem po korytarzach.
Zimne kamienne posadzki, stare łóżka, zapach zupy mlecznej i otuleni szlafrokami pacjenci dopełniają ponurej atmosfery najbardziej nieprzytulnego miejsca na ziemi.
Czyż może być lepszy plan na thriller medyczny?
- WL
BP
W centrum Wrocławia giną młodzi ludzie. Wszystkie tropy prowadzą do kardiologa ze szpitala miejskiego, doktora Kłosowskiego. Policjanci przyjmują hipotezę, że sprawa ma związek z handlem organami. Niestety. Śledztwo komplikuje się z każdą stroną powieści.
Oprócz sprawy handlu organami, komisarz Niedźwiecki musi zdemaskować policjanta-mordercę, a także odkryć jaka rola w całej intrydze przypadła pewnemu szanowanemu biznesmenowi.
W tle codzienne sprawy szpitala i historie chorych, którzy walczą o życie.
Klątwa kanionu - Heather Graham
Wydawnictwo G+J, Okładka miękka, 320 s., Moja ocena 4,5/6
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Heather Graham, ale na pewno nie ostatnie.
Główną bohaterką jest piękna i utalentowana Jennifer Connolly, ceniona gwiazda tasiemcowych seriali telewizyjnych. Kobieta oprócz pracy na planie filmowym, opiekuje się matką Abby, która od jakiegoś czasu choruje na Parkinsona. Abby jest żywą legendą kina, kobietą piękną i mądrą, która bardzo martwi się otrzymywanymi anonimami, w których ktoś grozi jej córce. Skarży się także na tajemnicze wizje, jakie ja prześladują. Wszyscy z jej otoczenia zarówno strach jak i wizje tłumaczą, jako efekt zażywania bardzo silnych leków na postępującą chorobę. Nikt nie bierze słów Abby na serio, do czasu jednak, gdy na dnie kanionu, nad którym stoi jej dom, policja odnajduje ciało zamordowanej gwiazdy filmowej. Rozpoczyna się żmudne śledztwo, ale zabójca jest nieuchwytny, pojawiają się tymczasem kolejne jego ofiary. Każda z ofiar jest jakoś związana albo z Jennifer, albo z przemysłem filmowym. Podejrzanych jest wielu, ale kto jest prawdziwym zabójcą? Kto jest mega świrem aranżującym kolejne zabójstwa zgodnie ze scenariuszem filmów Hitchcocka?
Czy córka Abby będzie kolejna ofiarą? Czy scena zabójstwa pod prysznicem, którą ma zagrać (ala Psychoza Hitchcocka) będzie dla niej śmiertelnym niebezpieczeństwem?
Klątwa kanionu to doskonała, niesamowicie wciągająca lektura, trochę ala książki Marry Higgins Clark, połączenie sensacji, kryminału z lekkim wątkiem miłosnym, ot taka wciągająca opowieść z suspensem. Pisarce udało się doskonale połączyć wątek romansowy z kryminalnym i zbudować fabułę tak, że do końca nie było wiadomo kto i dlaczego morduje.
Książkę czyta się bardzo szybko, lektura jest prawdziwą przyjemnością. Przyznam wam się, że nie do końca byłam przekonana do tej pozycji, gdy rozpoczynałam jej czytanie, ale jakość prozy Heather Graham i napięcie, jakie zbudowała, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Nawet przez moment nie spodziewałam się tak doskonałej opowieści. Na pewno sięgnę po kolejne książki tej autorki. Spędziłam niesamowicie wciągający wieczór z Klątwą kanionu. Gorąco polecam lekturę książki.
Heather Graham dorastała na Florydzie, tam ukończyła studia poświęcone teatrowi. Podczas lat studenckich dużo podróżowała po Europie, Azji i Afryce. Po uzyskaniu dyplomu zaczęła występować w teatrze; dorabiała także jako kelnerka i barmanka. Po urodzeniu trzeciego dziecka zdecydowała, że najwyższy czas spełnić życiowe marzenie i zacząć pisać. W 1982 r. udało się jej opublikować pierwszą książkę. Ma w swoim dorobku ponad 70 powieści, które nie tylko sprzedały się w ponad 20 milionach egzemplarzy w 15 językach, ale także zdobyły liczne wyróżnienia i nagrody. Ta niezwykle płodna pisarka umiejętnie godzi karierę z życiem rodzinnym. Zapytana o to, co w swoim zawodzie lubi najbardziej, odpowiada: "Płacą mi za to, co kocham robić".
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Heather Graham, ale na pewno nie ostatnie.
Główną bohaterką jest piękna i utalentowana Jennifer Connolly, ceniona gwiazda tasiemcowych seriali telewizyjnych. Kobieta oprócz pracy na planie filmowym, opiekuje się matką Abby, która od jakiegoś czasu choruje na Parkinsona. Abby jest żywą legendą kina, kobietą piękną i mądrą, która bardzo martwi się otrzymywanymi anonimami, w których ktoś grozi jej córce. Skarży się także na tajemnicze wizje, jakie ja prześladują. Wszyscy z jej otoczenia zarówno strach jak i wizje tłumaczą, jako efekt zażywania bardzo silnych leków na postępującą chorobę. Nikt nie bierze słów Abby na serio, do czasu jednak, gdy na dnie kanionu, nad którym stoi jej dom, policja odnajduje ciało zamordowanej gwiazdy filmowej. Rozpoczyna się żmudne śledztwo, ale zabójca jest nieuchwytny, pojawiają się tymczasem kolejne jego ofiary. Każda z ofiar jest jakoś związana albo z Jennifer, albo z przemysłem filmowym. Podejrzanych jest wielu, ale kto jest prawdziwym zabójcą? Kto jest mega świrem aranżującym kolejne zabójstwa zgodnie ze scenariuszem filmów Hitchcocka?
Czy córka Abby będzie kolejna ofiarą? Czy scena zabójstwa pod prysznicem, którą ma zagrać (ala Psychoza Hitchcocka) będzie dla niej śmiertelnym niebezpieczeństwem?
Klątwa kanionu to doskonała, niesamowicie wciągająca lektura, trochę ala książki Marry Higgins Clark, połączenie sensacji, kryminału z lekkim wątkiem miłosnym, ot taka wciągająca opowieść z suspensem. Pisarce udało się doskonale połączyć wątek romansowy z kryminalnym i zbudować fabułę tak, że do końca nie było wiadomo kto i dlaczego morduje.
Książkę czyta się bardzo szybko, lektura jest prawdziwą przyjemnością. Przyznam wam się, że nie do końca byłam przekonana do tej pozycji, gdy rozpoczynałam jej czytanie, ale jakość prozy Heather Graham i napięcie, jakie zbudowała, bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Nawet przez moment nie spodziewałam się tak doskonałej opowieści. Na pewno sięgnę po kolejne książki tej autorki. Spędziłam niesamowicie wciągający wieczór z Klątwą kanionu. Gorąco polecam lekturę książki.
Heather Graham dorastała na Florydzie, tam ukończyła studia poświęcone teatrowi. Podczas lat studenckich dużo podróżowała po Europie, Azji i Afryce. Po uzyskaniu dyplomu zaczęła występować w teatrze; dorabiała także jako kelnerka i barmanka. Po urodzeniu trzeciego dziecka zdecydowała, że najwyższy czas spełnić życiowe marzenie i zacząć pisać. W 1982 r. udało się jej opublikować pierwszą książkę. Ma w swoim dorobku ponad 70 powieści, które nie tylko sprzedały się w ponad 20 milionach egzemplarzy w 15 językach, ale także zdobyły liczne wyróżnienia i nagrody. Ta niezwykle płodna pisarka umiejętnie godzi karierę z życiem rodzinnym. Zapytana o to, co w swoim zawodzie lubi najbardziej, odpowiada: "Płacą mi za to, co kocham robić".
poniedziałek, 21 stycznia 2013
Szósta lamentacja - William Brodrick
Wydawnictwo Hachette, Okładka miękka, 471 s., Moja ocena 5,5/6
To moje drugie spotkanie z twórczością Williama Brodricka i z Anselmem, zakonnikiem z opactwa gilbertynów. Ponownie jest to spotkanie niezwykle udane.
Poprzednio przygody zakonnika-detektywa (bo tak można go śmiało określić) opisywałam przy recenzji Dnia kłamstwa (recenzja tutaj)
Od razu zaznaczę, ze obie części tworzą cykl przygód Anselma, ale każdą z części można czytać oddzielnie, nie koniecznie po kolei.Gdyby ktoś jednak chciał pokusić się o chronologiczną lekturę uprzedzam, że pierwsza jest Szósta lamentacja i od niej warto zacząć lekturę.
Do opactwa gilbertynów, gdzie posługę Bogu sprawuje ojciec Anselm, pewnego dnia przybywa Eduard Schwermann, który powołując się na stara kościelną zasadę prosi o schronienie w opactwie. Schronienie otrzymuje i wydaje się, że mężczyzna za murami klasztornymi jest bezpieczny. Jednak zakonnicy nie wiedzą co ich czeka w związku z niespodziewanym gościem.
Bardzo szybko okazuje się, że Schwermann to nie jakiś miły, pogodny staruszek, tylko zatwardziały hitlerowski zbrodniarz, którego w końcu dosięgły- ramię sprawiedliwości i przeszłość. Przez wiele lat od zakończenia II wojny światowej, mężczyzna ukrywał swoją tożsamość, nie ujawniał swojej przeszłości, założył rodzinę, ale nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie z okresu okupacji.
Jak to bywa w takich przypadkach, prawda wyszła na jaw przypadkiem, a póżniej zaczęła żyć swoim własnym życiem. W momencie, gdy o mężczyźnie i ukrywających go zakonnikach zaczyna być głośno, mnisi postanawiają oddalić Schwermanna. Jednak o dziwo sprzeciwia się temu Watykan. Dlaczego? Dlaczego Kościołowi tak zależy na udzieleniu zbrodniarzowi wojennemu schronienia, że aż z Watykanu zostają przysłani wysłannicy papiescy, którzy mają dopilnować, żeby mężczyzna nadal przebywał w opactwie.
Na prośbę swojego bezpośredniego zwierzchnika, ojciec Anselm rozpoczyna śledztwo. Jednak sam nie wie w co się pakuje i co poruszył. Zakonnik próbuje dociec prawdy o wydarzeniach, które rozegrały się w czasach drugiej wojny światowej w Paryżu. Prawdy, która okazuje się szokująca i bardzo niewygodna, a przez to niebezpieczna.
Tej samej prawdy próbuje dociec także młoda kobieta Lucy, która jest wnuczką umierającej byłej znajomej/ofgiary Schwermanna. Babcia spisuje wspomnienia w kilku cienkich zeszytach i daje je Lucy. Sporo w tych zapiskach zwierzeń, przerażających opowieści o pobycie w obozach koncentracyjnych, o okupacyjnej rzeczywistości, sporo tajemnic rodzinnych, które są szokujące. Ku zaskoczeniu Lucy jej rodzina okaże się zupełnie inna niż sądziła.
Młoda kobieta poznaje przez przypadek (a może jednak to nie był przypadek) wnuka Schwermanna, z którym razem zaczynają dochodzić prawdy.
To co odkryją oni i co odkryje ojciec Anselm będzie szokujące, podobnie jak samo zakończenie. Gwarantuję wam, że będziecie mocno zaskoczeni.
Szósta lamentacja to doskonała pozycja, pełna trzymającej w napięciu intrygi kryminalnej, która odsłania zaskakujące tajemnice przeszłości, w które wplątany jest także Kościół. Z jednej strony jest to pozycja sensacyjna z bogatym i bardzo ciekawie skonstruowanym wątkiem kryminalnym, z drugiej strony jest to historyczno-obyczajowa pozycja, a z trzeciej świetny thriller, od lektury którego nie sposób się oderwać.
Do tego warto dodać bardzo ciekawie skonstruowanych bohaterów. Wśród nich prym wiedzie ojciec Anselm, niezwykle mądry, doskonale wykształcony człowiek, samorodny detektyw, który uparcie, krok po kroku dochodzi do prawdy robi to jednak z ogromnym wyczuciem, co szczególnie widać było w przypadku Dnia kłamstwa.
Jednak Anselm to nie jedyny ciekawy bohater. W obu powieściach autor stworzył całą plejadę bardzo wyrazistych i niebanalnych postaci, które zdecydowanie ubarwiają i tak świetne książki.
Plusem jest także bogate tło historyczne, w które wpleciona jest każda ze spraw, jakie Anselm ma rozwikłać. Przeciwników historii jako takiej od razu uspokoję, historia, a właściwie jej meandry są tylko tłem do opowieści innych, niezwykle ważnych faktów. Historia nie jest sensem książek sama w sobie, więc nie musicie się jej obawiać. Sensem obu powieści Brodricka są ludzie, ich czyny, wybory oraz ich konsekwencje.
Gorąco zachęcam do lektury zarówno Szóstej lamentacji, jak i Dnia kłamstwa. Jeżeli szukacie dobrej, wartościowej, a jednocześnie wciągającej lektury, przy której trzeba uruchomić szare komórki, książki Williama Brodricka są dla was.
To moje drugie spotkanie z twórczością Williama Brodricka i z Anselmem, zakonnikiem z opactwa gilbertynów. Ponownie jest to spotkanie niezwykle udane.
Poprzednio przygody zakonnika-detektywa (bo tak można go śmiało określić) opisywałam przy recenzji Dnia kłamstwa (recenzja tutaj)
Od razu zaznaczę, ze obie części tworzą cykl przygód Anselma, ale każdą z części można czytać oddzielnie, nie koniecznie po kolei.Gdyby ktoś jednak chciał pokusić się o chronologiczną lekturę uprzedzam, że pierwsza jest Szósta lamentacja i od niej warto zacząć lekturę.
Do opactwa gilbertynów, gdzie posługę Bogu sprawuje ojciec Anselm, pewnego dnia przybywa Eduard Schwermann, który powołując się na stara kościelną zasadę prosi o schronienie w opactwie. Schronienie otrzymuje i wydaje się, że mężczyzna za murami klasztornymi jest bezpieczny. Jednak zakonnicy nie wiedzą co ich czeka w związku z niespodziewanym gościem.
Bardzo szybko okazuje się, że Schwermann to nie jakiś miły, pogodny staruszek, tylko zatwardziały hitlerowski zbrodniarz, którego w końcu dosięgły- ramię sprawiedliwości i przeszłość. Przez wiele lat od zakończenia II wojny światowej, mężczyzna ukrywał swoją tożsamość, nie ujawniał swojej przeszłości, założył rodzinę, ale nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie z okresu okupacji.
Jak to bywa w takich przypadkach, prawda wyszła na jaw przypadkiem, a póżniej zaczęła żyć swoim własnym życiem. W momencie, gdy o mężczyźnie i ukrywających go zakonnikach zaczyna być głośno, mnisi postanawiają oddalić Schwermanna. Jednak o dziwo sprzeciwia się temu Watykan. Dlaczego? Dlaczego Kościołowi tak zależy na udzieleniu zbrodniarzowi wojennemu schronienia, że aż z Watykanu zostają przysłani wysłannicy papiescy, którzy mają dopilnować, żeby mężczyzna nadal przebywał w opactwie.
Na prośbę swojego bezpośredniego zwierzchnika, ojciec Anselm rozpoczyna śledztwo. Jednak sam nie wie w co się pakuje i co poruszył. Zakonnik próbuje dociec prawdy o wydarzeniach, które rozegrały się w czasach drugiej wojny światowej w Paryżu. Prawdy, która okazuje się szokująca i bardzo niewygodna, a przez to niebezpieczna.
Tej samej prawdy próbuje dociec także młoda kobieta Lucy, która jest wnuczką umierającej byłej znajomej/ofgiary Schwermanna. Babcia spisuje wspomnienia w kilku cienkich zeszytach i daje je Lucy. Sporo w tych zapiskach zwierzeń, przerażających opowieści o pobycie w obozach koncentracyjnych, o okupacyjnej rzeczywistości, sporo tajemnic rodzinnych, które są szokujące. Ku zaskoczeniu Lucy jej rodzina okaże się zupełnie inna niż sądziła.
Młoda kobieta poznaje przez przypadek (a może jednak to nie był przypadek) wnuka Schwermanna, z którym razem zaczynają dochodzić prawdy.
To co odkryją oni i co odkryje ojciec Anselm będzie szokujące, podobnie jak samo zakończenie. Gwarantuję wam, że będziecie mocno zaskoczeni.
Szósta lamentacja to doskonała pozycja, pełna trzymającej w napięciu intrygi kryminalnej, która odsłania zaskakujące tajemnice przeszłości, w które wplątany jest także Kościół. Z jednej strony jest to pozycja sensacyjna z bogatym i bardzo ciekawie skonstruowanym wątkiem kryminalnym, z drugiej strony jest to historyczno-obyczajowa pozycja, a z trzeciej świetny thriller, od lektury którego nie sposób się oderwać.
Do tego warto dodać bardzo ciekawie skonstruowanych bohaterów. Wśród nich prym wiedzie ojciec Anselm, niezwykle mądry, doskonale wykształcony człowiek, samorodny detektyw, który uparcie, krok po kroku dochodzi do prawdy robi to jednak z ogromnym wyczuciem, co szczególnie widać było w przypadku Dnia kłamstwa.
Jednak Anselm to nie jedyny ciekawy bohater. W obu powieściach autor stworzył całą plejadę bardzo wyrazistych i niebanalnych postaci, które zdecydowanie ubarwiają i tak świetne książki.
Plusem jest także bogate tło historyczne, w które wpleciona jest każda ze spraw, jakie Anselm ma rozwikłać. Przeciwników historii jako takiej od razu uspokoję, historia, a właściwie jej meandry są tylko tłem do opowieści innych, niezwykle ważnych faktów. Historia nie jest sensem książek sama w sobie, więc nie musicie się jej obawiać. Sensem obu powieści Brodricka są ludzie, ich czyny, wybory oraz ich konsekwencje.
Gorąco zachęcam do lektury zarówno Szóstej lamentacji, jak i Dnia kłamstwa. Jeżeli szukacie dobrej, wartościowej, a jednocześnie wciągającej lektury, przy której trzeba uruchomić szare komórki, książki Williama Brodricka są dla was.
Subskrybuj:
Posty (Atom)