Wydawnictwo Sonia draga, Okładka miękka, 440 s., Moja ocena 5/6
Doskonała powieść historyczna, od której nie mogłam się oderwać.
Akcję książki autorka umiejscowiła w XVIII wieku, we Francji. Są to ostatnie lata przed wybuchem Rewolucji francuskiej, okres panowania Ludwika XVI i Marii Antoniny. Nadmieniam o tym nie bez kozery, bowiem pisarka doskonale ukazała klimat epoki, odmalowała wszelkie historyczne szczegóły.
Główną bohaterką jest Marie Grosholtz. Nie, nie pomyliłam się. Tak właśnie brzmiało imię i nazwisko (panieńskie) tytułowej Madame Tussaud. Marie i jej wujek otwierają w Paryżu miejsce, o którym wieść rozchodzi się lotem błyskawicy po całej ówczesnej Europie. Miejscem tym jest Salon de Cire. Co jest tak niezwykłego w tym miejscu? A to, iż można tam zobaczyć woskowe figury sławnych ludzi. Przybywających tłumnie ludzi najbardziej zadziwia fakt, iż figury te wyglądają jak żywi ludzie. Jak na tamte czasy, coś niewiarygodnego.
Moran w fascynujący sposób opisała dar, jaki niewątpliwie posiadała Marie. Była to przede wszystkim doskonałą, wręcz mistrzowska pamięć wzrokowa oraz talent w dłoniach. Wystarczyło, że kobieta jeden raz spojrzała na daną osobę lub jej portret, a potrafiła wiernie oddać w wosku jej rysy twarzy.
Jednocześnie autorka odmalowuje przed nami wizerunek kobiety nie przystającej do swojej epoki. Marie była bowiem zupełnie inna od kobiet z jej epoki. przede wszystkim była niezależna, nie bała się nowych wyzwań, była niesamowicie pracowita i sama zarabiała na swoje utrzymanie.
To wszystko toczy się na tle coraz bardziej narastającego wrzenia i niezadowolenia. Marie zdaje sobie sprawę, iż wybuch rewolucji jest tylko kwestią czasu. Czy przyłączy się do niezadowolonych tłumów? Czy weźmie udział w walce?
Moran nie szczędzi nam opisów niezwykle krwawych walk, jakie miały miejsce w trakcie Rewolucji Francuskiej. Śledzimy także przeobrażanie się jednej, królewskiej tyranii w kolejną, moim zdaniem jeszcze okrutniejszą.
Pod względem odmalowania tła epoki, wydarzeń historycznych (Rewolucji Francuskiej), książka ta nie ma sobie równych, jest prawdziwym majstersztykiem.
Madame Tussaud to także wyborny zapis francuskiej
kultury, mody, a także życia codziennego praktycznie wszystkich warstw społecznych.
Co cenne, wszystkie opisy (czy to starć zbrojnych, czy życia, strojów, obyczajów) są przedstawione niezwykle plastyczne. W trakcie lektury miałam uczucie przeniesienia się do epoki Marie Grosholtz.
Trzeba autorce przyznać, że w poznanie epoki włożyła wiele trudu i dało to wspaniały efekt.
Dodatkowym plusem jest fakt, iż na główną bohaterkę swojej opowieści, przez pryzmat życia której poznajemy epokę, wybrała Moran osobę wyjątkowo niebanalną i nietuzinkową. Kobieta mądra, uzdolniona, niezależna, sama się utrzymująca i nie szukająca męża, to w tamtych czasach było coś niebywałego. Z jednej strony Marie narażała się na etykietkę dziwaka, odmieńca, a z drugiej strony kto wie, czy jej życie, jej działania nie stały się bodźcem do zmiany codzienności dla kilku przynajmniej kobiet.
Trudno coś więcej napisać o tej książce. Trudno w kilku zdaniach oddać talent Moran i wspaniały klimat powieści. Gorąco zachęcam do lektury. Madame Tussaud to doskonała lektura nie tylko na jesienno-zimową porę.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
sobota, 31 sierpnia 2013
Pępowina - Majgull Axelsson
Wydawnictwo WAB, Okładka miękka, 544 s., Moja ocena 5,5/6
Majgull Axelsson w szczytowej formie, jak zwykle porywająca i poruszająca lektura.
Wyjątkowo gwałtowny sztorm nawiedza niewielkie, prowincjonalne miasteczko. Ci, którym nie udało się w porę wyjechać, schronienia szukają w miejscowej gospodzie. W trakcie przymusowego odosobnienia, te kilka osób przeprowadzi wiele trudnych rozmów, do których w innych warunkach zapewne by nie doszło. Znać o sobie dadzą wszelkie możliwe animozje, lęki, latami tłumione problemy i wzajemne żale. Każdy z bohaterów to osobna historia, osobny świat, osobne problemy (dużo rzadziej radości), lęki. Żaden z bohaterów nie ma recepty na życie. Każdego z nich życie jest nie tylko nie takie, jak sobie to kiedyś zaplanował, ale przede wszystkim jest bagnem pełnym dramatów, niespełnionych obietnic (które każdy z nas składa sam sobie). Żadna z tych osób nie wie co zrobić dalej, jak żyć, żeby być szczęśliwym, żeby wyjść z tego swoistego zapętlenia. Każdy z nich potrzebuje jednak pomocnej ręki i dużej, ogromnej dawki miłości, jak to w życiu bywa.
Pępowina to nie tylko poruszająca lektura, ale także swoista terapia nie tylko dla bohaterów książki, ale także dla wielu czytelników. Axelsson we wspaniały, tak charakterystyczny dla niej sposób rysuje sylwetki bohaterów, zarówno dzieci, jak i ich rodziców. Bo tak to już jest, że czyny jednych mają wpływ na całe życie innych osób, często nawet na kolejne pokolenia. Nie inaczej jest w Pępowinie. Autorka stawia przed swoimi czytelnikami, a tym samym przed nami samymi wiele trudnych pytań, z których najważniejszymi są: jak żyć, jak mądrze kochać i czy można nie powielać zachowań naszych rodziców samemu wychowując dzieci? Zdawałoby się proste, banalne, zwyczajne pytania. Ale tylko z pozoru. Ilu z nas tak z ręką na sercu nie ma trudnych wspomnień (w mniejszym lub większym stopniu) z własnego dzieciństwa? Ilu z nas wie jak żyć, jak kochać, jak postępować z własnymi dziećmi, z samym sobą? Założę się, że niewielu.
Axelsson nie daje nam uniwersalnej recepty, skłania za to do przemyśleń, daje drobne wskazówki. To czy z nich skorzystamy. To już zależy od nas.
Wspaniała, życiowa, mądra opowieść o ponadczasowym charakterze ze wspaniale wykreowanymi bohaterami. Pępowina to opowieść dotykająca co prawda najboleśniejszych rzeczy, ale niezwykle potrzebna.
Axelsson po raz kolejny udowodniła, że jest wspaniałą pisarką i znawczynią ludzkiej duszy.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy literaturę skandynawską
Majgull Axelsson w szczytowej formie, jak zwykle porywająca i poruszająca lektura.
Wyjątkowo gwałtowny sztorm nawiedza niewielkie, prowincjonalne miasteczko. Ci, którym nie udało się w porę wyjechać, schronienia szukają w miejscowej gospodzie. W trakcie przymusowego odosobnienia, te kilka osób przeprowadzi wiele trudnych rozmów, do których w innych warunkach zapewne by nie doszło. Znać o sobie dadzą wszelkie możliwe animozje, lęki, latami tłumione problemy i wzajemne żale. Każdy z bohaterów to osobna historia, osobny świat, osobne problemy (dużo rzadziej radości), lęki. Żaden z bohaterów nie ma recepty na życie. Każdego z nich życie jest nie tylko nie takie, jak sobie to kiedyś zaplanował, ale przede wszystkim jest bagnem pełnym dramatów, niespełnionych obietnic (które każdy z nas składa sam sobie). Żadna z tych osób nie wie co zrobić dalej, jak żyć, żeby być szczęśliwym, żeby wyjść z tego swoistego zapętlenia. Każdy z nich potrzebuje jednak pomocnej ręki i dużej, ogromnej dawki miłości, jak to w życiu bywa.
Pępowina to nie tylko poruszająca lektura, ale także swoista terapia nie tylko dla bohaterów książki, ale także dla wielu czytelników. Axelsson we wspaniały, tak charakterystyczny dla niej sposób rysuje sylwetki bohaterów, zarówno dzieci, jak i ich rodziców. Bo tak to już jest, że czyny jednych mają wpływ na całe życie innych osób, często nawet na kolejne pokolenia. Nie inaczej jest w Pępowinie. Autorka stawia przed swoimi czytelnikami, a tym samym przed nami samymi wiele trudnych pytań, z których najważniejszymi są: jak żyć, jak mądrze kochać i czy można nie powielać zachowań naszych rodziców samemu wychowując dzieci? Zdawałoby się proste, banalne, zwyczajne pytania. Ale tylko z pozoru. Ilu z nas tak z ręką na sercu nie ma trudnych wspomnień (w mniejszym lub większym stopniu) z własnego dzieciństwa? Ilu z nas wie jak żyć, jak kochać, jak postępować z własnymi dziećmi, z samym sobą? Założę się, że niewielu.
Axelsson nie daje nam uniwersalnej recepty, skłania za to do przemyśleń, daje drobne wskazówki. To czy z nich skorzystamy. To już zależy od nas.
Wspaniała, życiowa, mądra opowieść o ponadczasowym charakterze ze wspaniale wykreowanymi bohaterami. Pępowina to opowieść dotykająca co prawda najboleśniejszych rzeczy, ale niezwykle potrzebna.
Axelsson po raz kolejny udowodniła, że jest wspaniałą pisarką i znawczynią ludzkiej duszy.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy literaturę skandynawską
piątek, 30 sierpnia 2013
Londyn we krwi - James Craig
Wydawnictwo Akurat, Okładka miękka, 336 s., Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża:)
Londyn we krwi to debiutancka książka nieznanego autora. Z debiutami różnie bywa. Jedne książki zachwycają, są jak objawienie, inne się podobają, a trzecia grupa to te, w trakcie lektury których mamy ochotę krzyczeć. Londyn we krwi należy do tej drugiej grupy. Jest to bardzo dobra, trzymająca w napięciu powieść sensacyjno-polityczna.
Głównym bohaterem powieści jest John Carlyle, policjant, który całe życie ma pod górę. To człowiek z typu prawdziwych policjantów, takich ze starej szkoły, który zawsze postępuje tak jak nakazuje mu sumienie, choćby miał przez to nawet coś stracić. Carlyle uważa, że tylko on jest w stanie dobrze poprowadzić dochodzenie, że bez niego nic nie zostanie dobrze zrobione.
Policjant dostaje za zadanie wyjaśnienie serii tajemniczych i okrutnych morderstw, które wstrząsają Londynem. Sprawa jest o tyle pilna, a jednocześnie delikatna, że Wielka Brytania jest w przededniu wybrania nowego premiera. A wszystko wskazuje, że to przyszły premier oraz jego brat bliżniak (bez doszukiwania się analogii proszę) będą kolejnymi ofiarami tajemniczego zabójcy.
Carlyle stopniowo, krok po kroku, z tak charakterystyczną dla siebie przenikliwością prowadzi dochodzenie. Prowadzone dochodzenie stopniowo układa się w przerażająco całość o silnym zabarwieniu politycznym. Proszę się nie obawiać. Nawet jeżeli jesteście przeciwnikami polityki w książkach, a lubicie kryminały, Londyn we krwi z pewnością przypadnie wam do gustu. Polityka, mimo, iż jest jej w książce sporo, nie razi, nie dominuje. Na pierwszy plan przez cały czas wysuwa się prowadzone przez Carlyle'a dochodzenie.
Tym co może niektórych razić jest kilka niezwykle dobitnie i plastycznie nakreślonych scen gwałtu i morderstw. Co prawda doskonale wpisuje się to w całość książki, ale nie wszystkim musi przypaść do gustu.
Drobnym zgrzytem jest (tak mniej więcej od połowy książki) pewna przewidywalność zakończenia.
Mimo niewielkich minusów, książkę czyta się doskonale. Jest ona I tomem serii przygód Johna Carlyle'a. Czekam na kolejne.
Recenzja mojego męża:)
Londyn we krwi to debiutancka książka nieznanego autora. Z debiutami różnie bywa. Jedne książki zachwycają, są jak objawienie, inne się podobają, a trzecia grupa to te, w trakcie lektury których mamy ochotę krzyczeć. Londyn we krwi należy do tej drugiej grupy. Jest to bardzo dobra, trzymająca w napięciu powieść sensacyjno-polityczna.
Głównym bohaterem powieści jest John Carlyle, policjant, który całe życie ma pod górę. To człowiek z typu prawdziwych policjantów, takich ze starej szkoły, który zawsze postępuje tak jak nakazuje mu sumienie, choćby miał przez to nawet coś stracić. Carlyle uważa, że tylko on jest w stanie dobrze poprowadzić dochodzenie, że bez niego nic nie zostanie dobrze zrobione.
Policjant dostaje za zadanie wyjaśnienie serii tajemniczych i okrutnych morderstw, które wstrząsają Londynem. Sprawa jest o tyle pilna, a jednocześnie delikatna, że Wielka Brytania jest w przededniu wybrania nowego premiera. A wszystko wskazuje, że to przyszły premier oraz jego brat bliżniak (bez doszukiwania się analogii proszę) będą kolejnymi ofiarami tajemniczego zabójcy.
Carlyle stopniowo, krok po kroku, z tak charakterystyczną dla siebie przenikliwością prowadzi dochodzenie. Prowadzone dochodzenie stopniowo układa się w przerażająco całość o silnym zabarwieniu politycznym. Proszę się nie obawiać. Nawet jeżeli jesteście przeciwnikami polityki w książkach, a lubicie kryminały, Londyn we krwi z pewnością przypadnie wam do gustu. Polityka, mimo, iż jest jej w książce sporo, nie razi, nie dominuje. Na pierwszy plan przez cały czas wysuwa się prowadzone przez Carlyle'a dochodzenie.
Tym co może niektórych razić jest kilka niezwykle dobitnie i plastycznie nakreślonych scen gwałtu i morderstw. Co prawda doskonale wpisuje się to w całość książki, ale nie wszystkim musi przypaść do gustu.
Drobnym zgrzytem jest (tak mniej więcej od połowy książki) pewna przewidywalność zakończenia.
Mimo niewielkich minusów, książkę czyta się doskonale. Jest ona I tomem serii przygód Johna Carlyle'a. Czekam na kolejne.
czwartek, 29 sierpnia 2013
I etap podsumowania IV etapu:):):) wyzwania Czytamy kryminały.
2 osoby mnie via email prosiły, żeby chwilę przed 01.09 podać, jakie kryminały będziemy czytać w V etapie wyzwania, czyli wrześniu i październiku, bo wyjeżdżają na urlop, a chciałyby znaleźć sobie pod kątem wyzwania lekturę. W sumie...czemu nie pomyślałam, tym bardziej, że 01.09 wypada w niedzielę, a wtedy mniej osób na blog zagląda.
W związku z tym, uprzejmie donoszę, iż w V etapie czyli we wrześniu i październiku będziemy czytać:
Alicia Gimenez-Bartlett i jej cykl kryminałów;
Manuel Vázquez Montalbán i jego 26-tomowa seria o detektywie Pepe Carvahlo,
Wilson Robert-Ślepiec z Sewilli,
Eduardo Mendoza i jego Oliwkowy labirynt...w sumie też jakby kryminał,
Rodolfo Martínez Sherlock Holmes i mądrość umarłych,
Martin Casariego Mnie nie kupisz to czarny kryminał w stylu Chandlera;
w Ameryce Pd. rozgrywa się akcja kryminału - Trzeba umieć przegrywać,Hotel Pekin autor Gamboa Santiago,
inni autorzy z Ameryki Pd, to:
Leonardo Padura, Gorączka w Hawanie, Trans w Hawanie, Wichura w Hawanie
Pablo de Santis Kaligraf Woltera, Przekład, Tajemnica Paryża, Teatr pamięci
Rozumiem, że jesteście zadowoleni:)?
Kto zamierza wziąć udział w V etapie wyzwania?
Jakieś plany odnośnie obu typów lektur?
Mam nadzieję, że powyższa ściąga pomoże w wyborze lektur. Sami musicie przyznać, że jest w czym wybierać. Jeżeli macie jakieś sugestie dot. autorów wpisujcie proszę w komentarzach.
Pouzupełniałam wszystkie linki na bieżąco. Sprawdżcie proszę, czy nikt mi nie umknął - klikając w baner na lewym marginesie.
W związku z tym, uprzejmie donoszę, iż w V etapie czyli we wrześniu i październiku będziemy czytać:
- kryminały, w których ofiarą jest kobieta (to wasz wybór) i
- kryminały...z Hiszpanii i krajów hiszpańskojęzycznych mogą to być kryminały z Ameryki Południowej, Hiszpanii, napisane przez autorów z tych rejonów pochodzących lub tam się rozgrywające, np. Arturo Perez-Reverte, Roberto Bolano, doskonały autor z Chile,
Alicia Gimenez-Bartlett i jej cykl kryminałów;
Manuel Vázquez Montalbán i jego 26-tomowa seria o detektywie Pepe Carvahlo,
Wilson Robert-Ślepiec z Sewilli,
Eduardo Mendoza i jego Oliwkowy labirynt...w sumie też jakby kryminał,
Rodolfo Martínez Sherlock Holmes i mądrość umarłych,
Martin Casariego Mnie nie kupisz to czarny kryminał w stylu Chandlera;
w Ameryce Pd. rozgrywa się akcja kryminału - Trzeba umieć przegrywać,Hotel Pekin autor Gamboa Santiago,
inni autorzy z Ameryki Pd, to:
Leonardo Padura, Gorączka w Hawanie, Trans w Hawanie, Wichura w Hawanie
Pablo de Santis Kaligraf Woltera, Przekład, Tajemnica Paryża, Teatr pamięci
Rozumiem, że jesteście zadowoleni:)?
Kto zamierza wziąć udział w V etapie wyzwania?
Jakieś plany odnośnie obu typów lektur?
Mam nadzieję, że powyższa ściąga pomoże w wyborze lektur. Sami musicie przyznać, że jest w czym wybierać. Jeżeli macie jakieś sugestie dot. autorów wpisujcie proszę w komentarzach.
Pouzupełniałam wszystkie linki na bieżąco. Sprawdżcie proszę, czy nikt mi nie umknął - klikając w baner na lewym marginesie.
środa, 28 sierpnia 2013
Po tamtej stronie śmierć - Maria Nurowska
Wydawnictwo WAB, Okładka miękka, 208 s., Moja ocena 5,5/6
Nie mam dzisiaj nic pilnego do zrobienia, w domu siedze. Zrobilam sobie dobra herbatę, póżniej jeszcze jedną i jeszcze jedną i przeczytałam Po tamtej stronie śmierć. Niby to aż 208 stron, ale całość pochłania się w mgnieniu oka. To jedna z tych pozycji, co do których w trakcie lektury czujemy wręcz fizyczną niechęć, strach, a jednocześnie nie potrafimy przerwać czytania. Dawno żadna książka tak mnie nie poruszyła.
Pierwszy raz zdarza mi się także, żebym w jednym dniu zamieściła dwie recenzje:)
Po tamtej stronie śmierć, to jedna z pierwszych powieści bardzo przeze mnie lubianej Marii Nurowskiej i jedna z bardziej poruszających. Nie jestem pewna, czy będę potrafiła o niej odpowiednio napisać, przekazać wszystkie uczucia.
Bohaterką jest 30-letnia Magda, córka zmarłej alkoholiczki. Staje ona przed obowiązkiem pochowania matki. Z jednej strony chce i wie, że powinna wywiązać się z tej powinności, a z drugiej strony coś ją od tego odsuwa, coś sprawia, że naturalna wydawałoby się czynność, jaką jest pochowanie własnej matki, staje się niemożliwa do wykonania. To coś to wspomnienia, a w zasadzie całe morze złych wspomnień. Poprzez życie, piekło jakie zgotowała jej matka-alkoholiczka, przebijają okruchy naturalnej miłości córki do matki.Spomiędzy ciągów alkoholowych w jakie wpadała matka, widać jej sporadyczne czułe gesty, wspomnienia wspólnych wakacji etc. Życie, a raczej piekło jakie matka zgotowała Magdzie położyły się cieniem na całym życiu młodej kobiety. Magda ma bowiem córkę. Zdaje sobie sprawę, że nie potrafi zająć się nią tak, jak powinna. Wie to, a jednak nie potrafi tego zmienić. Czy jej się to uda? Czy Magda przerwie swoista nić łączącą ją ze zmarłą matką-alkoholiczką? Czy pozbędzie się traumatycznych wspomnień? Czy potrafi żyć, kochać, cieszyć się życiem?
Kto nie czytał jeszcze Po tamtej stronie śmierć, gorąco zachęcam do lektury. Wspaniała, poruszająca, niezwykle prawdziwa książka. Nurowska napisała tę pozycję ponad 30 lat temu, będąc młodą kobietą, jej warsztat pisarski także dopiero się rozwijał. Nie mam pojęcia, w jaki sposób udało jej się zawrzeć w książce taką bombę emocjonalną, napisać tak wspaniałą, poruszającą i prawdziwą książkę.
Polecam.
Nie mam dzisiaj nic pilnego do zrobienia, w domu siedze. Zrobilam sobie dobra herbatę, póżniej jeszcze jedną i jeszcze jedną i przeczytałam Po tamtej stronie śmierć. Niby to aż 208 stron, ale całość pochłania się w mgnieniu oka. To jedna z tych pozycji, co do których w trakcie lektury czujemy wręcz fizyczną niechęć, strach, a jednocześnie nie potrafimy przerwać czytania. Dawno żadna książka tak mnie nie poruszyła.
Pierwszy raz zdarza mi się także, żebym w jednym dniu zamieściła dwie recenzje:)
Po tamtej stronie śmierć, to jedna z pierwszych powieści bardzo przeze mnie lubianej Marii Nurowskiej i jedna z bardziej poruszających. Nie jestem pewna, czy będę potrafiła o niej odpowiednio napisać, przekazać wszystkie uczucia.
Bohaterką jest 30-letnia Magda, córka zmarłej alkoholiczki. Staje ona przed obowiązkiem pochowania matki. Z jednej strony chce i wie, że powinna wywiązać się z tej powinności, a z drugiej strony coś ją od tego odsuwa, coś sprawia, że naturalna wydawałoby się czynność, jaką jest pochowanie własnej matki, staje się niemożliwa do wykonania. To coś to wspomnienia, a w zasadzie całe morze złych wspomnień. Poprzez życie, piekło jakie zgotowała jej matka-alkoholiczka, przebijają okruchy naturalnej miłości córki do matki.Spomiędzy ciągów alkoholowych w jakie wpadała matka, widać jej sporadyczne czułe gesty, wspomnienia wspólnych wakacji etc. Życie, a raczej piekło jakie matka zgotowała Magdzie położyły się cieniem na całym życiu młodej kobiety. Magda ma bowiem córkę. Zdaje sobie sprawę, że nie potrafi zająć się nią tak, jak powinna. Wie to, a jednak nie potrafi tego zmienić. Czy jej się to uda? Czy Magda przerwie swoista nić łączącą ją ze zmarłą matką-alkoholiczką? Czy pozbędzie się traumatycznych wspomnień? Czy potrafi żyć, kochać, cieszyć się życiem?
Kto nie czytał jeszcze Po tamtej stronie śmierć, gorąco zachęcam do lektury. Wspaniała, poruszająca, niezwykle prawdziwa książka. Nurowska napisała tę pozycję ponad 30 lat temu, będąc młodą kobietą, jej warsztat pisarski także dopiero się rozwijał. Nie mam pojęcia, w jaki sposób udało jej się zawrzeć w książce taką bombę emocjonalną, napisać tak wspaniałą, poruszającą i prawdziwą książkę.
Polecam.
Historie Gordianusa: Rzut Wenus, Morderstwo na Via Appia - Steven Saylor
Wydawnictwo Rebis, Okładka miękka, 834 s., Moja ocena 5,5/6
Historie Gordianusa, to moim zdaniem najlepsza z licznych na rynku serii antycznych kryminałów. Akcja kryminałów toczy się w starożytnym Rzymie u schyłku republiki, a bohaterem jest detektyw, tytułowy Gordianus, nie bez kozery nazywany Poszukiwaczem. Jego cechą charakterystyczną jest nieprzeciętna inteligencja i upór w dochodzeniu do prawdy. Dzięki temu nie cierpi na brak klientów, a i wielu ludziom (z różnych warstw społecznych) nieżle zalazł za skórę. Ma więcej wrogów niż przyjaciół, wielokrotnie czyhano na jego życie, ale to nie odstrasza Gordianusa, który rozwiązuje każdą zagadkę.
Rzut Wenus, rozgrywa się w 56r. p.n.e. Do naszego detektywa przybywają dwaj przebierańcy. No, bo jak można określić mężczyznę przebranego za kobietę i eunucha przebranego za mężczyznę. Przebrania są na tyle nieudolne, ze nawet nastoletnia córka Gordianusa, Diana nie daje się na te mistyfikację nabrać. Szybko okazuje się, ze jeden z gości to wielce sławny filozof z Aleksandrii.Prosi on Gordianusa o pomoc. Niestety, ale Poszukiwacz musi odmówi. Tej samej nocy mędrzec zostaje zamordowany. Gordianus zostaje wynajęty, żeby rozwikłać zagadkę morderstwa, które z każdym krokiem staje się coraz bardziej zawikłane i niebezpieczne. W trakcie dochodzenia zostaje wielokrotnie napadnięty, wplącze się w afere polityczną o jakiej mu sie nie śniło (mimo, iż antyczny Rzym pełen był intryg), będzie musiał przeniknąć w najbardziej wyuzdane i mroczne rzymskie lupanaria.
Czy uda mu się rozwiązać zagadkę? Czy wyjdzie z tych niebezpieczeństw obronną ręką?
Morderstwo na Via Appia, to z kolei sprawa, która miała miejsce w 52r. p.n.e. Ten rok był dla Rzymu wyjątkowy. Po raz pierwszy w historii republiki rzymskiej, najwyższą władzę objęli nowi konsulowie. Stało się tak dlatego, że z powodu intryg wybory, które powinny odbyć się jakiś czas wcześniej nie doszły do skutku. Pewnego dnia w rozgrzanej do czerwoności atmosferze sporów i skandali, na słynnej drodze Via Appia ginie przywódca plebsu. Gordianus po raz kolejny zostaje poproszony o pomoc. Czy uda mu się rozwiązać sprawę i wykryć mordercę?
Jak to u Saylora, postaci mnóstwo, jedne są fikcyjne, inne jak najbardziej prawdziwe, znane nam z lekcji historii. Każda z nich opisana jest drobiazgowo, z dbałością o wszystkie, najdrobniejsze nawet szczegóły. Autor odmalowuje przed nami niezwykle realistyczny obraz epoki u schyłku republiki. Tło historyczne jest niezwykle plastyczne, takie w 3D. Dzięki tym opisom świat, w którym żyje i prowadzi swoje śledztwa Gordianus jest dla nas tak prawdziwy, jak ten, w którym sami żyjemy. Zaułki oraz historia antycznego Rzymu nie mają dla nas tajemnic. Świat, w którym żyją bohaterowie powieści Saylora z jednej strony zachwyca (ach ten wspaniały antyczny Rzym), a z drugiej strony budzi obrzydzenie (do bólu realne i plastyczne opisy).
Tak fascynujące książki, jakimi jest cykl przygód Gordianusa, ze wspaniale odmalowanym tłem epoki, pokazują, że ich autor Steven Saylor jest na równi świetnym historykiem (bo nim jest z wykształcenia i zawodu), jak i pisarzem.
Przygody Gordianusa to doskonale napisane, niebanalne kryminały historyczna pełne niesamowitych intryg, dochodzenia na najwyższym poziomie i specyficznych klimatów antycznego Rzymu. Jestem zakochana w tej serii. Kto nie zna Gordianusa, nie prowadził z nim śledztwa nawet nie wie ile stracił. Zachęcam do lektury.
Historie Gordianusa, to moim zdaniem najlepsza z licznych na rynku serii antycznych kryminałów. Akcja kryminałów toczy się w starożytnym Rzymie u schyłku republiki, a bohaterem jest detektyw, tytułowy Gordianus, nie bez kozery nazywany Poszukiwaczem. Jego cechą charakterystyczną jest nieprzeciętna inteligencja i upór w dochodzeniu do prawdy. Dzięki temu nie cierpi na brak klientów, a i wielu ludziom (z różnych warstw społecznych) nieżle zalazł za skórę. Ma więcej wrogów niż przyjaciół, wielokrotnie czyhano na jego życie, ale to nie odstrasza Gordianusa, który rozwiązuje każdą zagadkę.
Rzut Wenus, rozgrywa się w 56r. p.n.e. Do naszego detektywa przybywają dwaj przebierańcy. No, bo jak można określić mężczyznę przebranego za kobietę i eunucha przebranego za mężczyznę. Przebrania są na tyle nieudolne, ze nawet nastoletnia córka Gordianusa, Diana nie daje się na te mistyfikację nabrać. Szybko okazuje się, ze jeden z gości to wielce sławny filozof z Aleksandrii.Prosi on Gordianusa o pomoc. Niestety, ale Poszukiwacz musi odmówi. Tej samej nocy mędrzec zostaje zamordowany. Gordianus zostaje wynajęty, żeby rozwikłać zagadkę morderstwa, które z każdym krokiem staje się coraz bardziej zawikłane i niebezpieczne. W trakcie dochodzenia zostaje wielokrotnie napadnięty, wplącze się w afere polityczną o jakiej mu sie nie śniło (mimo, iż antyczny Rzym pełen był intryg), będzie musiał przeniknąć w najbardziej wyuzdane i mroczne rzymskie lupanaria.
Czy uda mu się rozwiązać zagadkę? Czy wyjdzie z tych niebezpieczeństw obronną ręką?
Morderstwo na Via Appia, to z kolei sprawa, która miała miejsce w 52r. p.n.e. Ten rok był dla Rzymu wyjątkowy. Po raz pierwszy w historii republiki rzymskiej, najwyższą władzę objęli nowi konsulowie. Stało się tak dlatego, że z powodu intryg wybory, które powinny odbyć się jakiś czas wcześniej nie doszły do skutku. Pewnego dnia w rozgrzanej do czerwoności atmosferze sporów i skandali, na słynnej drodze Via Appia ginie przywódca plebsu. Gordianus po raz kolejny zostaje poproszony o pomoc. Czy uda mu się rozwiązać sprawę i wykryć mordercę?
Jak to u Saylora, postaci mnóstwo, jedne są fikcyjne, inne jak najbardziej prawdziwe, znane nam z lekcji historii. Każda z nich opisana jest drobiazgowo, z dbałością o wszystkie, najdrobniejsze nawet szczegóły. Autor odmalowuje przed nami niezwykle realistyczny obraz epoki u schyłku republiki. Tło historyczne jest niezwykle plastyczne, takie w 3D. Dzięki tym opisom świat, w którym żyje i prowadzi swoje śledztwa Gordianus jest dla nas tak prawdziwy, jak ten, w którym sami żyjemy. Zaułki oraz historia antycznego Rzymu nie mają dla nas tajemnic. Świat, w którym żyją bohaterowie powieści Saylora z jednej strony zachwyca (ach ten wspaniały antyczny Rzym), a z drugiej strony budzi obrzydzenie (do bólu realne i plastyczne opisy).
Tak fascynujące książki, jakimi jest cykl przygód Gordianusa, ze wspaniale odmalowanym tłem epoki, pokazują, że ich autor Steven Saylor jest na równi świetnym historykiem (bo nim jest z wykształcenia i zawodu), jak i pisarzem.
Przygody Gordianusa to doskonale napisane, niebanalne kryminały historyczna pełne niesamowitych intryg, dochodzenia na najwyższym poziomie i specyficznych klimatów antycznego Rzymu. Jestem zakochana w tej serii. Kto nie zna Gordianusa, nie prowadził z nim śledztwa nawet nie wie ile stracił. Zachęcam do lektury.
wtorek, 27 sierpnia 2013
Zapowiedź...
Biografię Tuwima muszę przeczytać z kilku powodów: dla świetnego i rzetelnego autora książki, dla niebanalnej postaci, jaką był Tuwim. Ale przede wszystkim dla Łodzi, z którą był tak mocno przez wiele, wiele lat związany. Miasto to jest także moim rodzinnym, znam wszystkie miejsca związane z Tuwimem.
Tutaj link do Łodzi śladami Juliana Tuwima...
I jeszcze jeden link tutaj:).
Sam Tuwim napisał... Gdy w Polsce będzie pomników mych
Więcej, niż grzybów po deszczu,
I w każdym mieście zacznie się krzyk:
"Ja Ciebie wydałem, wieszczu!" -
Niechaj potomni przestaną snuć
Domysły "w sprawie Tuwima",
Bo sam oświadczam: mój gród - to Łódź,
To moja kolebka rodzima!
I jeszcze kilka słów o zapowiedzi...
Nazywano go księciem poetów, debiut porównywano do debiutu Adama Mickiewicza, a dzieło jego życia Kwiaty polskie zestawiano z Panem Tadeuszem. Napisał wiele wierszy i piosenek, które przeszły do legendy: Miłość ci wszystko wybaczy śpiewaną przez Hankę Ordonównę, Grande Valse Brillante w wykonaniu Ewy Demarczyk, Wspomnienie z muzyką Czesława Niemena. Jego Ptasie radio i Lokomotywa do dziś nie mają sobie równych w polskiej literaturze dziecięcej, Bal w Operze wciąż na nowo i z tą samą precyzją opisuje rzeczywistość Polski. A muzycy punkowi odkryli Tuwima anarchistę i alterglobalistę.
Książka Mariusza Urbanka opisuje meandry losu i kulisy twórczości
Juliana Tuwima – poety, tekściarza kabaretowego, tłumacza, bibliofila,
kolekcjonera, badacza i popularyzatora dziejów kultury.
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Wojna w Europie - Frido von Senger und Etterlin
Wydawnictwo Rebis, Okładka twarda z obwolutą, 472 s., Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Wojna w Europie, to wspomnienia niemieckiego dowódcy obrony Monte Cassino. Autor wspomnień i jednocześnie ich narrator, Frido von Senger und Etterlin ur. się w 1891r. w szlacheckiej rodzinie w Badenii w Niemczech. Rodzinie powodziło się na tyle dobrze, że Frido przez 2 lata studiował w Oksfordzie. Jego kariera była związana z wojskiem. W czasie I wojny światowej walczył w okopach, ale II wojna światowa pozwoliła mu się wybić. Przechodził różne koleje losu, walczył na wielu frontach, ale to obrona Monte Cassino zagwarantowała mu wysoką pozycję i sławę, von Senger dowodził bowiem słynną Linią Gustawa i przez ponad 4 miesiące odpierał kolejne ataki aliantów. Niewątpliwie von Senger był jednym z najlepszych niemieckich dowódców. O ironio, był zagorzałym antynazistą. Jego poglądy choć znane, nie przeszkodziły mu w zrobieniu wojskowej kariery. W swojej książce bardzo ciekawie i w przystępny sposób opowiada o okresie II wojny światowej. Ciekawie opowiada o swoich losach na kolejnych frontach II wojny światowej, snuje refleksje nad wątpliwym sensem wielu bitew, potępia wiele czynów, których dopuszczali się inni żołnierze. W ten sposób prezentuje unikalne spojrzenie niemieckiego dowódcy na decyzje Berlina. Wiele z jego opinii popartych jest ciekawymi, wnikliwymi i jak już wiemy z historii - proroczymi refleksjami.
W książce znajdziemy także informacje na temat specyfiki walk prowadzonych na wyspach, przemyślenia dotyczące przyczyn klęski III Rzeszy, ocenę strategii aliantów.
Von Senger boleje także w wielu miejscach nad losem Żydów. Ujawnia, że wysokich rangą dowódców o poglądach typowo antyhitlerowskich było wbrew pozorom w wojsku niemieckim wielu. Żeby jednak przeżyć starali się wykonywać jak najlepiej swoje obowiązki, chociaż było to sprzeczne z ich sumieniem, poglądami i zdawali sobie sprawę, iż każdego dnia giną kolejni ludzie, czy to w bezsensownych bitwach, czy w komorach gazowych.
Istotna jest jednak kwestia, na którą niestety w książce nie znajdziemy odpowiedzi - ile z tych refleksji, żalów powstawało na bieżąco w trakcie walk, w okresie II wojny światowej, a ile powstało dopiero w trakcie spisywania wspomnień; ile w tych refleksjach jest rzeczywistych uczuć, a ile pod publikę. Trudno jednoznacznie oceniać postępowanie von Sengera i jemu podobnych. Nigdy nie wiemy, jak my byśmy postąpili będąc na ich miejscu. Dobrze się krytykuje siedząc na kanapie, czy w fotelu. Trudniej podjąć właściwe moralnie decyzje, gdy są one częstokroć powiązane z karą śmierci.
Książka jest niewątpliwie bardzo dobrze napisana, przystępnym językiem, w sposób ciekawy. Interesującym jest spojrzenie na pewne rzeczy z punktu widzenia niemieckiego dowódcy oraz śledzenie jego ewoluujących poglądów i swoistej niezwykle dyskusyjnej "moralności".
Recenzja mojego męża.
Wojna w Europie, to wspomnienia niemieckiego dowódcy obrony Monte Cassino. Autor wspomnień i jednocześnie ich narrator, Frido von Senger und Etterlin ur. się w 1891r. w szlacheckiej rodzinie w Badenii w Niemczech. Rodzinie powodziło się na tyle dobrze, że Frido przez 2 lata studiował w Oksfordzie. Jego kariera była związana z wojskiem. W czasie I wojny światowej walczył w okopach, ale II wojna światowa pozwoliła mu się wybić. Przechodził różne koleje losu, walczył na wielu frontach, ale to obrona Monte Cassino zagwarantowała mu wysoką pozycję i sławę, von Senger dowodził bowiem słynną Linią Gustawa i przez ponad 4 miesiące odpierał kolejne ataki aliantów. Niewątpliwie von Senger był jednym z najlepszych niemieckich dowódców. O ironio, był zagorzałym antynazistą. Jego poglądy choć znane, nie przeszkodziły mu w zrobieniu wojskowej kariery. W swojej książce bardzo ciekawie i w przystępny sposób opowiada o okresie II wojny światowej. Ciekawie opowiada o swoich losach na kolejnych frontach II wojny światowej, snuje refleksje nad wątpliwym sensem wielu bitew, potępia wiele czynów, których dopuszczali się inni żołnierze. W ten sposób prezentuje unikalne spojrzenie niemieckiego dowódcy na decyzje Berlina. Wiele z jego opinii popartych jest ciekawymi, wnikliwymi i jak już wiemy z historii - proroczymi refleksjami.
W książce znajdziemy także informacje na temat specyfiki walk prowadzonych na wyspach, przemyślenia dotyczące przyczyn klęski III Rzeszy, ocenę strategii aliantów.
Von Senger boleje także w wielu miejscach nad losem Żydów. Ujawnia, że wysokich rangą dowódców o poglądach typowo antyhitlerowskich było wbrew pozorom w wojsku niemieckim wielu. Żeby jednak przeżyć starali się wykonywać jak najlepiej swoje obowiązki, chociaż było to sprzeczne z ich sumieniem, poglądami i zdawali sobie sprawę, iż każdego dnia giną kolejni ludzie, czy to w bezsensownych bitwach, czy w komorach gazowych.
Istotna jest jednak kwestia, na którą niestety w książce nie znajdziemy odpowiedzi - ile z tych refleksji, żalów powstawało na bieżąco w trakcie walk, w okresie II wojny światowej, a ile powstało dopiero w trakcie spisywania wspomnień; ile w tych refleksjach jest rzeczywistych uczuć, a ile pod publikę. Trudno jednoznacznie oceniać postępowanie von Sengera i jemu podobnych. Nigdy nie wiemy, jak my byśmy postąpili będąc na ich miejscu. Dobrze się krytykuje siedząc na kanapie, czy w fotelu. Trudniej podjąć właściwe moralnie decyzje, gdy są one częstokroć powiązane z karą śmierci.
Książka jest niewątpliwie bardzo dobrze napisana, przystępnym językiem, w sposób ciekawy. Interesującym jest spojrzenie na pewne rzeczy z punktu widzenia niemieckiego dowódcy oraz śledzenie jego ewoluujących poglądów i swoistej niezwykle dyskusyjnej "moralności".
niedziela, 25 sierpnia 2013
Kciuki proszę uprzejmie trzymać...
...jutro za mnie, rozpoczynam nową pracę. Co prawda praca zdalna, jadę do firmy, zabieram zabawki, papierki i do domu. Pracę wykonuję w domu. Nie mniej jest to stres, jak każda chyba nowa sytuacja, tym bardziej, że w obcym kraju.
Za tydzień moje dzieci zaczynają szkołę - w obcym kraju, język dopiero w trakcie nauki. Przyznam, że trochę się obawiam, jak to wypadnie.
Wczoraj mój 6-ciolatek po raz kolejny pobił się i popluł:) z córką sąsiadów. Dziewczynka w tym samym wieku, razem do szkoły będą chodzić. Pierwsze koty za płoty. Ja próbowałam dzieci rozdzielić, a mój mądry prawie 12-letni syn podpuszczał brata - co ty dziewczynie się dasz:) Dobrze, że sąsiedzi normalni, bez zadęcia. Poprzednio ich córka zaczęła, a teraz mój synek:) Mąż się śmieje, że jeszcze nam z tego wielka miłość sześciolatków wyjdzie.
Ktoś ma takie sytuacje za sobą?
W związku z tym uprasza się uprzejmie o trzymanie kciuków, cobym nie oszalała i tak w ogóle:)
A jak spędzacie niedzielę? U nas słoneczko, po śniadaniu wybieramy się rodzinnie na piknik. Koce naszykowane, wałówka się szykuje. A jak u was? Jakie plany na dzisiaj?
Za tydzień moje dzieci zaczynają szkołę - w obcym kraju, język dopiero w trakcie nauki. Przyznam, że trochę się obawiam, jak to wypadnie.
Wczoraj mój 6-ciolatek po raz kolejny pobił się i popluł:) z córką sąsiadów. Dziewczynka w tym samym wieku, razem do szkoły będą chodzić. Pierwsze koty za płoty. Ja próbowałam dzieci rozdzielić, a mój mądry prawie 12-letni syn podpuszczał brata - co ty dziewczynie się dasz:) Dobrze, że sąsiedzi normalni, bez zadęcia. Poprzednio ich córka zaczęła, a teraz mój synek:) Mąż się śmieje, że jeszcze nam z tego wielka miłość sześciolatków wyjdzie.
Ktoś ma takie sytuacje za sobą?
W związku z tym uprasza się uprzejmie o trzymanie kciuków, cobym nie oszalała i tak w ogóle:)
A jak spędzacie niedzielę? U nas słoneczko, po śniadaniu wybieramy się rodzinnie na piknik. Koce naszykowane, wałówka się szykuje. A jak u was? Jakie plany na dzisiaj?
sobota, 24 sierpnia 2013
Kalkulować...Polacy na szczytach C.K. monarchii - Waldemar Łazuga
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka twarda z obwolutą, 458 s., Moja ocena 6/6
Czytałam, czytałam od kilku tygodni, a w zasadzie podczytywałam fragmentami. Właśnie skończyłam, więc na gorąco opiszę wrażenia.
Dla osoby interesującej się historią, życiorysami niebanalnych ludzi, a wreszcie C.K. monarchią (ja, ja, ja:)) pozycja obowiązkowa i wspaniała lektura w jednym.
Autor książki, Waldemar Łazuga jet profesorem, znawcą dziejów Polski i powszechnych XIX i XX wieku. Jest także kierownikiem Zakładu Myśli i Kultury Politycznej Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
W niniejszej książce autor przybliża nam życiorysy i historię karier trzech postaci, które choć są zapomniane obecnie, to odegrały niebagatelna rolę w historii tego fragmentu naszej ojczyzny, który znajdował się pod zaborem austriackim.
Te postaci to: Agenor Gołuchowski, arystokrata, Julian Dunajewski, który był profesorem także z arystokratycznymi korzeniami i Michał Bobrzyński - mieszczanin, który nie zgodził się na przyjęcie tytułu szlacheckiego. Co łączyło tych mężczyzn, poza tym, że wszyscy żyli pod zaborem austriackim? Otóż wszyscy oni odnieśli niebagatelne sukcesy zawodowe, byli ministrami austriackimi, dwóch było namiestnikami i profesorami Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jednak każdy z tych panów reprezentował sobą inne wartości, miał inny światopogląd. Gołuchowski by największym konserwatystą z całej trójki. Bobrzyński z kolei miał poglądy najbardziej liberalne. Autor omawia ich życie i działalność na przestrzeni okresu od powstania austro-węgierskiej monarchii, czyli od roku 1867 do momentu jej rozpadu, czyli zakończenia I wojny światowej (1918r.).
Jednak nie tylko o w/w panach traktuje ta książka. Łazuga dużo miejsca poświęca także innym Polakom, których życie lub działalność miała znaczenie dla rozwoju karier naszych bohaterów.
Książce daleko do suchej biografii najeżonej faktami i datami. Owszem, faktów i dat jest sporo, ale trudno ich też uniknąć w tego typu dziele. Wszystko to jednak zaserwowane jest w sposób arcyciekawy, poparte licznymi przypisami (podziękowanie dla wydawcy za umieszczenie przypisów u dołu każdej strony), cytatami z listów, pamiętników, a wreszcie ozdobione licznymi fotografiami, przedrukami rycin, plakatów i anegdotami. Wszystko to czyni lekturę wspaniałą wyprawą wstecz do Galicji i pozostałej części austro-węgierskiej monarchii. Dla osoby kochającej jak ja historię i czasy c.k. wspaniała i niezwykła podróż wehikułem czasu.
Swoistą wisienką na torcie są: przebogata bibliografia i piękne wydanie książki - doskonałej jakości papier, wydanie szyte, oprawa twarda z obwolutą.
Gorąco zachęcam do lektury.
Czytałam, czytałam od kilku tygodni, a w zasadzie podczytywałam fragmentami. Właśnie skończyłam, więc na gorąco opiszę wrażenia.
Dla osoby interesującej się historią, życiorysami niebanalnych ludzi, a wreszcie C.K. monarchią (ja, ja, ja:)) pozycja obowiązkowa i wspaniała lektura w jednym.
Autor książki, Waldemar Łazuga jet profesorem, znawcą dziejów Polski i powszechnych XIX i XX wieku. Jest także kierownikiem Zakładu Myśli i Kultury Politycznej Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
W niniejszej książce autor przybliża nam życiorysy i historię karier trzech postaci, które choć są zapomniane obecnie, to odegrały niebagatelna rolę w historii tego fragmentu naszej ojczyzny, który znajdował się pod zaborem austriackim.
Te postaci to: Agenor Gołuchowski, arystokrata, Julian Dunajewski, który był profesorem także z arystokratycznymi korzeniami i Michał Bobrzyński - mieszczanin, który nie zgodził się na przyjęcie tytułu szlacheckiego. Co łączyło tych mężczyzn, poza tym, że wszyscy żyli pod zaborem austriackim? Otóż wszyscy oni odnieśli niebagatelne sukcesy zawodowe, byli ministrami austriackimi, dwóch było namiestnikami i profesorami Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jednak każdy z tych panów reprezentował sobą inne wartości, miał inny światopogląd. Gołuchowski by największym konserwatystą z całej trójki. Bobrzyński z kolei miał poglądy najbardziej liberalne. Autor omawia ich życie i działalność na przestrzeni okresu od powstania austro-węgierskiej monarchii, czyli od roku 1867 do momentu jej rozpadu, czyli zakończenia I wojny światowej (1918r.).
Jednak nie tylko o w/w panach traktuje ta książka. Łazuga dużo miejsca poświęca także innym Polakom, których życie lub działalność miała znaczenie dla rozwoju karier naszych bohaterów.
Książce daleko do suchej biografii najeżonej faktami i datami. Owszem, faktów i dat jest sporo, ale trudno ich też uniknąć w tego typu dziele. Wszystko to jednak zaserwowane jest w sposób arcyciekawy, poparte licznymi przypisami (podziękowanie dla wydawcy za umieszczenie przypisów u dołu każdej strony), cytatami z listów, pamiętników, a wreszcie ozdobione licznymi fotografiami, przedrukami rycin, plakatów i anegdotami. Wszystko to czyni lekturę wspaniałą wyprawą wstecz do Galicji i pozostałej części austro-węgierskiej monarchii. Dla osoby kochającej jak ja historię i czasy c.k. wspaniała i niezwykła podróż wehikułem czasu.
Swoistą wisienką na torcie są: przebogata bibliografia i piękne wydanie książki - doskonałej jakości papier, wydanie szyte, oprawa twarda z obwolutą.
Gorąco zachęcam do lektury.
piątek, 23 sierpnia 2013
Dziewczęta z Villette - Ingrid Hedstrom
Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, Moja ocena 4-/6
Nie mogę spać w nowym mieszkaniu (chyba muszę się zaaklimatyzować), to czytam...
Podsumuję tak, niezłe czytadło z silnym wątkiem kryminalno-społecznym.
I część serii przygód sędzi śledczej Martine Poirot Nauczycielka z Villette recenzowałam tutaj. I chociaż w euforię czytelniczą nie wpadłam, książka podobała mi się. Mialam nadzieję, ba byłam pewna, że Ingrid Hedstrom w II tomie zaprezentuje wyższy poziom, że książka będzie lepsza. Niestety mamy tu powielanie schematu z poprzedniego tomu, tylko ofiary są inne. Tym razem ofiary to 3 nastoletnie dziewczęta wracające po zmroku z dorocznego święta Villette. Morderstwo to ma miejsce w trakcie świątecznego dyżuru Martine, więc siłą rzeczy ona przejmuje nad nim pieczę. Podejrzany zostaje zatrzymany w kilka godzin. Ale to tylko pozorny sukces. Szybko się bowiem okaże, że nie tędy droga, że aresztowany brat przyjaciółki Martine nie ma ze sprawą nic wspólnego. Kto więc i dlaczego zamordował trzy nastolatki?
Martine uparcie prowadzi śledztwo, które zaczyna sięgać daleko w przeszłość (schemat aż za dobrze znany z Nauczycielki...). Kilkakrotnie kobieta nadepnie na przysłowiowy odcisk wielu wpływowym osobom (znowu powielany schemat), a rozwiązanie będzie szokiem dla miejscowości (znamy, znamy ten motyw...).
Nie twierdzę, że Dziewczęta...są złą książką. Są dosyć dobre, dobrze się je czyta, ale jest to pozycja czysto odtwórcza. Tak, jak wspomniałam na początku, po II tomie serii oczekiwałam czegoś więcej. Intryga kryminalna i rozwiązanie są niezłe, bohaterowie ciekawi, doskonale oddane realia miasteczka i pracy sędzi śledczej, genialnie ukazana skrywana przez lata tajemnica matki Martine. I niby powinna być doskonała lektura. Powinna, tylko coś w środku nie zagrało, jak trzeba. Niezbyt umiejętnie autorka skleiła początek z zakończeniem. Mimo wszystko książkę czyta się nieżle, szybko, nie wymaga ona wielkich przemyśleń, ot czytadło na lato o zabarwieniu obyczajowo-kryminalnym.
Mimo kilku w/w zastrzeżeń dam Ingrid Hedstrom jeszcze jedną szansę, przeczytam także III tom, zobaczymy jak z nim da sobie pisarka radę.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy kryminały
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy literaturę skandynawską
Nie mogę spać w nowym mieszkaniu (chyba muszę się zaaklimatyzować), to czytam...
Podsumuję tak, niezłe czytadło z silnym wątkiem kryminalno-społecznym.
I część serii przygód sędzi śledczej Martine Poirot Nauczycielka z Villette recenzowałam tutaj. I chociaż w euforię czytelniczą nie wpadłam, książka podobała mi się. Mialam nadzieję, ba byłam pewna, że Ingrid Hedstrom w II tomie zaprezentuje wyższy poziom, że książka będzie lepsza. Niestety mamy tu powielanie schematu z poprzedniego tomu, tylko ofiary są inne. Tym razem ofiary to 3 nastoletnie dziewczęta wracające po zmroku z dorocznego święta Villette. Morderstwo to ma miejsce w trakcie świątecznego dyżuru Martine, więc siłą rzeczy ona przejmuje nad nim pieczę. Podejrzany zostaje zatrzymany w kilka godzin. Ale to tylko pozorny sukces. Szybko się bowiem okaże, że nie tędy droga, że aresztowany brat przyjaciółki Martine nie ma ze sprawą nic wspólnego. Kto więc i dlaczego zamordował trzy nastolatki?
Martine uparcie prowadzi śledztwo, które zaczyna sięgać daleko w przeszłość (schemat aż za dobrze znany z Nauczycielki...). Kilkakrotnie kobieta nadepnie na przysłowiowy odcisk wielu wpływowym osobom (znowu powielany schemat), a rozwiązanie będzie szokiem dla miejscowości (znamy, znamy ten motyw...).
Nie twierdzę, że Dziewczęta...są złą książką. Są dosyć dobre, dobrze się je czyta, ale jest to pozycja czysto odtwórcza. Tak, jak wspomniałam na początku, po II tomie serii oczekiwałam czegoś więcej. Intryga kryminalna i rozwiązanie są niezłe, bohaterowie ciekawi, doskonale oddane realia miasteczka i pracy sędzi śledczej, genialnie ukazana skrywana przez lata tajemnica matki Martine. I niby powinna być doskonała lektura. Powinna, tylko coś w środku nie zagrało, jak trzeba. Niezbyt umiejętnie autorka skleiła początek z zakończeniem. Mimo wszystko książkę czyta się nieżle, szybko, nie wymaga ona wielkich przemyśleń, ot czytadło na lato o zabarwieniu obyczajowo-kryminalnym.
Mimo kilku w/w zastrzeżeń dam Ingrid Hedstrom jeszcze jedną szansę, przeczytam także III tom, zobaczymy jak z nim da sobie pisarka radę.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy kryminały
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy literaturę skandynawską
czwartek, 22 sierpnia 2013
Wyzwanie - Czytamy kryminały + różne takie:)
Przypominam, że tylko do jutra do godz. 23.59 można głosować, jakie kryminały będziemy czytać w V etapie wyzwania, czyli we wrześniu i pażdzierniku.
Głosy oddajemy wpisując się w komentarzach w poście z takim oznaczeniem jak powyżej. Post znajduje się na marginesie po lewej stronie bloga.
Do końca sierpnia br. czekam na linki waszych recenzji ze wszystkich miesięcy wyzwania, także recenzje kryminałów zimowych i wiosennych. Pouzupełniałam recenzje, sprawdżcie proszę czy wszystko jest.
Dodałam też kilka książek (przybyło mi sporo ebooków, więc papierowe wydania mogę odsprzedać) na stronie Sprzedam książki (link po lewo na marginesie, albo u góry). Jeżeli ktoś jest zainteresowany zajrzyjcie proszę klikając w obrazek o ten, który widać w poście tu po prawo:)
Jestem w trakcie gospodarzenia w nowym mieszkaniu. Opornie to idzie, generalnie wszystko jest na wielkiej stercie. Mąż poszedł do pracy, dzieci śpią, a ja muszę uporać się z tym. Najpierw jednak porządna kawa i pomyślę od czego zacząć.
Jak znajdę kiedyś tam przewód od aparatu to wkleję zdjęcia..ale nie wiem kiedy znajdę...bo chyba z Polski zabrałam...chyba.
Miłego dnia.
Głosy oddajemy wpisując się w komentarzach w poście z takim oznaczeniem jak powyżej. Post znajduje się na marginesie po lewej stronie bloga.
Do końca sierpnia br. czekam na linki waszych recenzji ze wszystkich miesięcy wyzwania, także recenzje kryminałów zimowych i wiosennych. Pouzupełniałam recenzje, sprawdżcie proszę czy wszystko jest.
Dodałam też kilka książek (przybyło mi sporo ebooków, więc papierowe wydania mogę odsprzedać) na stronie Sprzedam książki (link po lewo na marginesie, albo u góry). Jeżeli ktoś jest zainteresowany zajrzyjcie proszę klikając w obrazek o ten, który widać w poście tu po prawo:)
Jestem w trakcie gospodarzenia w nowym mieszkaniu. Opornie to idzie, generalnie wszystko jest na wielkiej stercie. Mąż poszedł do pracy, dzieci śpią, a ja muszę uporać się z tym. Najpierw jednak porządna kawa i pomyślę od czego zacząć.
Jak znajdę kiedyś tam przewód od aparatu to wkleję zdjęcia..ale nie wiem kiedy znajdę...bo chyba z Polski zabrałam...chyba.
Miłego dnia.
środa, 21 sierpnia 2013
Pieśń o poranku, czyli o książce, której nie dałam rady przeczytać, a moja przyjaciółka...
Wydawnictwo Świat Książki, Okładka miękka.
Książkę zaczęłam czytać w czerwcu, ale nie skończyłam, dotarłam mniej więcej do 80 strony i nie dałam rady dalej. Główna bohaterka maksymalnie mnie irytowała, jej głupota i egocentryzm biły wg. mnie wszystko. Styl pisarski Simmons, który przy Jeżdżcu miedzianym bardzo polubiłam, tu doprowadzał mnie do szału. Bez żalu oddałam więc książkę przyjaciółce, która kilka dni temu skończyła ja czytać i...jest zachwycona (w sensie, że taka poruszająca), już dawno żadna książka tak nią nie wstrząsnęła.
Cóż...po raz kolejny potwierdza się, że o gustach nie powinno się dyskutować. Przytoczę więc kilka zdań z jej opinii.
Bohaterką powieści jest idealna z pozoru matka, żona, 40-letnia Larissa. Jej rodzina (wspaniały, troskliwy mąż, trójka dzieci, piękny dom) wygląda jak z amerykańskiego filmu familijnego, wydaje się, że nic im więcej do szczęścia nie potrzeba. Do czasu. Kobieta spotyka na drodze mężczyznę, za sprawą którego rozpoczyna życie w kłamstwie, podejmuje decyzje dobre tylko dla niej, niszczące natomiast jej rodzinę, raniące najbliższych.Dla spełnienia własnych zachcianek niszczy to co z mężem wspólnie przez wiele lat budowali, sprawia, że rodzina przestaje istnieć.
Simmons w książce zawarła ogromny ładunek emocjonalny, stworzyła bohaterkę, której nie da się lubić, która jest uosobieniem wszystkiego co negatywne w kobiecie.
Pieśń o poranku to nie jest łatwa i miła lektura. Jest to książka głęboko poruszająca, zmuszająca do zastanowienia, co w życiu jest tak na prawdę ważne - czy chwilowa ekscytacja i spełnienie zachcianek, czy szczęście rodzinne.
Jest to opowieść pełna smutku, rozważań, zagubienia, ale warto ją przeczytać, bo każda z nas może znależć się w podobnej sytuacji jak Larissa. Choćbyśmy nie wiem, jak się zaklinały, że nigdy byśmy tak nie postąpiły, życie niesie ze sobą różne niespodzianki.Książka porusza bardzo dyskusyjne kwestie, napisana jest też w sposób, który nie każdemu bezie odpowiadał. W związku z tym podejrzewam, że będzie miała tyle samo zwolenników co i przeciwników.
Czytaliście książkę? Jakie macie zdanie o niej?
Książkę zaczęłam czytać w czerwcu, ale nie skończyłam, dotarłam mniej więcej do 80 strony i nie dałam rady dalej. Główna bohaterka maksymalnie mnie irytowała, jej głupota i egocentryzm biły wg. mnie wszystko. Styl pisarski Simmons, który przy Jeżdżcu miedzianym bardzo polubiłam, tu doprowadzał mnie do szału. Bez żalu oddałam więc książkę przyjaciółce, która kilka dni temu skończyła ja czytać i...jest zachwycona (w sensie, że taka poruszająca), już dawno żadna książka tak nią nie wstrząsnęła.
Cóż...po raz kolejny potwierdza się, że o gustach nie powinno się dyskutować. Przytoczę więc kilka zdań z jej opinii.
Bohaterką powieści jest idealna z pozoru matka, żona, 40-letnia Larissa. Jej rodzina (wspaniały, troskliwy mąż, trójka dzieci, piękny dom) wygląda jak z amerykańskiego filmu familijnego, wydaje się, że nic im więcej do szczęścia nie potrzeba. Do czasu. Kobieta spotyka na drodze mężczyznę, za sprawą którego rozpoczyna życie w kłamstwie, podejmuje decyzje dobre tylko dla niej, niszczące natomiast jej rodzinę, raniące najbliższych.Dla spełnienia własnych zachcianek niszczy to co z mężem wspólnie przez wiele lat budowali, sprawia, że rodzina przestaje istnieć.
Simmons w książce zawarła ogromny ładunek emocjonalny, stworzyła bohaterkę, której nie da się lubić, która jest uosobieniem wszystkiego co negatywne w kobiecie.
Pieśń o poranku to nie jest łatwa i miła lektura. Jest to książka głęboko poruszająca, zmuszająca do zastanowienia, co w życiu jest tak na prawdę ważne - czy chwilowa ekscytacja i spełnienie zachcianek, czy szczęście rodzinne.
Jest to opowieść pełna smutku, rozważań, zagubienia, ale warto ją przeczytać, bo każda z nas może znależć się w podobnej sytuacji jak Larissa. Choćbyśmy nie wiem, jak się zaklinały, że nigdy byśmy tak nie postąpiły, życie niesie ze sobą różne niespodzianki.Książka porusza bardzo dyskusyjne kwestie, napisana jest też w sposób, który nie każdemu bezie odpowiadał. W związku z tym podejrzewam, że będzie miała tyle samo zwolenników co i przeciwników.
Czytaliście książkę? Jakie macie zdanie o niej?
Pan Whicher w Warszawie - Agnieszka Chodkowska-Gyurcis, Tomasz Bochiński
Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 496 s., Moja ocena 5/6
Doskonały, polski, historyczny kryminał. Aż jestem zła, że książka tyle czasu musiała czekać na swoją kolej.
Akcja rozgrywa się w Warszawie będącej pod zaborem rosyjskim, pod koniec 1862r. Jest to czas, który śmiało można określić, jako tykającą bombę zegarową. Zarówno strona polska, jak i rosyjska czekają na ruch przeciwnika, a powstanie tuż, tuż.
W niewyjaśnionych okolicznościach znika krewna cara.Rzecz niesłychana. Do jej odnalezienia zostają postawione na nogi wszystkie możliwe służby. Nawet z Anglii zostaje ściągnięty wybitny specjalista, tytułowy pan Whicher, który jest detektywem Scotland Yardu.
W tym samym czasie inspektor Mikołaj Czernyszewski prowadzi śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, który terroryzuje miasto.
Niezwykle ciekawy pomysł na książkę. Jak twierdzą sami autorzy, nie jest to stricte kryminał, a książka historyczna z wątkiem kryminalnym w tle. Dla mnie to jednak przede wszystkim kryminał, ponieważ akcja toczy się głównie wokół śledztwa. Jak zwał, tak zwał. Z pewnością jest to książka doskonała, sprawnie napisana, z wielkim zacięciem autorów do stworzenia dobrej lektury i z wielka dbałością o oddanie najdrobniejszych nawet szczegółów historycznych epoki.
Fantastycznie ukazany jest kontrast pomiędzy realiami życia codziennego pod zaborem carskim, a przywykłymi do zgoła odmiennego życia Anglikami.
Najbardziej jednak spodobało mi się wczucie autorów i wydawnictwa w epokę. Konkretnie chodzi mi o stronę graficzną książki. Jest ona stylizowana na tą z końca XIX w. Nie brak w treści przedruków gazet z tamtego okresu, zdjęć Warszawy z II połowy XIX w. Wszystko to nadaje specyficznego klimatu całej opowieści. Wielu wydawców mogłoby się uczyć, jak wydawać ciekawie kryminały czy też beletrystykę historyczną. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy sprawnie prowadzone śledztwo i niezwykle ciekawą intrygę kryminalną, mamy wyśmienitą, pełną smaczków lekturę.
Czekam na kolejną książkę duetu pisarskiego. Ta udała im się znakomicie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy kryminały.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytanie miejskie
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy polskie kryminały
Doskonały, polski, historyczny kryminał. Aż jestem zła, że książka tyle czasu musiała czekać na swoją kolej.
Akcja rozgrywa się w Warszawie będącej pod zaborem rosyjskim, pod koniec 1862r. Jest to czas, który śmiało można określić, jako tykającą bombę zegarową. Zarówno strona polska, jak i rosyjska czekają na ruch przeciwnika, a powstanie tuż, tuż.
W niewyjaśnionych okolicznościach znika krewna cara.Rzecz niesłychana. Do jej odnalezienia zostają postawione na nogi wszystkie możliwe służby. Nawet z Anglii zostaje ściągnięty wybitny specjalista, tytułowy pan Whicher, który jest detektywem Scotland Yardu.
W tym samym czasie inspektor Mikołaj Czernyszewski prowadzi śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, który terroryzuje miasto.
Niezwykle ciekawy pomysł na książkę. Jak twierdzą sami autorzy, nie jest to stricte kryminał, a książka historyczna z wątkiem kryminalnym w tle. Dla mnie to jednak przede wszystkim kryminał, ponieważ akcja toczy się głównie wokół śledztwa. Jak zwał, tak zwał. Z pewnością jest to książka doskonała, sprawnie napisana, z wielkim zacięciem autorów do stworzenia dobrej lektury i z wielka dbałością o oddanie najdrobniejszych nawet szczegółów historycznych epoki.
Fantastycznie ukazany jest kontrast pomiędzy realiami życia codziennego pod zaborem carskim, a przywykłymi do zgoła odmiennego życia Anglikami.
Najbardziej jednak spodobało mi się wczucie autorów i wydawnictwa w epokę. Konkretnie chodzi mi o stronę graficzną książki. Jest ona stylizowana na tą z końca XIX w. Nie brak w treści przedruków gazet z tamtego okresu, zdjęć Warszawy z II połowy XIX w. Wszystko to nadaje specyficznego klimatu całej opowieści. Wielu wydawców mogłoby się uczyć, jak wydawać ciekawie kryminały czy też beletrystykę historyczną. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy sprawnie prowadzone śledztwo i niezwykle ciekawą intrygę kryminalną, mamy wyśmienitą, pełną smaczków lekturę.
Czekam na kolejną książkę duetu pisarskiego. Ta udała im się znakomicie.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy kryminały.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytanie miejskie
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy polskie kryminały
poniedziałek, 19 sierpnia 2013
W szpilkach od Manolo - Agnieszka Lingas Łoniewska
Wydawnictwo Novaeres, Okładka miękka, Moja ocena 5/6
Doskonała komedia kryminalna, którą dosłownie połyka się w jeden wieczór (szczególnie, jak ktoś jest słomianą wdową jak ja obecnie) i nie pęka się ze śmiechu w trakcie lektury, tylko dosłownie (hmmm przepraszam za określenie) kwiczy.
Agnieszka Lingas Łoniewska bohaterką książki uczyniła Lilianę, kobietę samodzielną, doskonale wykształconą, jeszcze lepiej zarabiającą i jeszcze bardziej pewną siebie. Liliana jest przekonana, że nad wszystkim ma kontrolę. O niebiosa!!! Sama nie wie, jak bardzo się myli, ale szybko się o tym przekona. Korposzczurzyca, którą Liliana bez wątpienia jest, znajdzie się w zupełnie nowej dla siebie roli, straci nad sobą i swoim życiem kontrolę. A to wszystko za sprawą super przystojnego, super wysokiego właściciela pewnej czarnej beemki. Co z tego wyniknie? Nie zdradzę. Sami się przekonacie w trakcie lektury.
Sam pomysł na fabułę nie jest odkrywczy, wielokrotnie był powielany. Na czym więc polega zaleta Szpilek od Manolo? A przede wszystkim na niesamowitym poczuciu humoru autorki i sposobie zaserwowania zdawałoby się enty raz odgrzewanego kotleta. Bo czyż wielokrotnie nie mieliśmy już w mniej lub bardziej udany sposób do czynienia z polską komedią pomyłek, omyłek, miłosno-romatyczno-kryminalno-...no nie wiem jaką jeszcze? Mieliśmy i pewnie niejednokrotnie będziemy mieli. Kwestia jest tylko tego typu, jak ten odgrzewany kotlet zaserwować czytelnikom. Jednym się to udaje dobrze, innym wcale, a Agnieszce Lingas Łoniewskiej udało się wyśmienicie.
Zachęcam do lektury. Doskonała zabawa, reset psychiczny i w/w kwiczenie gwarantowane w pakiecie:)
Doskonała komedia kryminalna, którą dosłownie połyka się w jeden wieczór (szczególnie, jak ktoś jest słomianą wdową jak ja obecnie) i nie pęka się ze śmiechu w trakcie lektury, tylko dosłownie (hmmm przepraszam za określenie) kwiczy.
Agnieszka Lingas Łoniewska bohaterką książki uczyniła Lilianę, kobietę samodzielną, doskonale wykształconą, jeszcze lepiej zarabiającą i jeszcze bardziej pewną siebie. Liliana jest przekonana, że nad wszystkim ma kontrolę. O niebiosa!!! Sama nie wie, jak bardzo się myli, ale szybko się o tym przekona. Korposzczurzyca, którą Liliana bez wątpienia jest, znajdzie się w zupełnie nowej dla siebie roli, straci nad sobą i swoim życiem kontrolę. A to wszystko za sprawą super przystojnego, super wysokiego właściciela pewnej czarnej beemki. Co z tego wyniknie? Nie zdradzę. Sami się przekonacie w trakcie lektury.
Sam pomysł na fabułę nie jest odkrywczy, wielokrotnie był powielany. Na czym więc polega zaleta Szpilek od Manolo? A przede wszystkim na niesamowitym poczuciu humoru autorki i sposobie zaserwowania zdawałoby się enty raz odgrzewanego kotleta. Bo czyż wielokrotnie nie mieliśmy już w mniej lub bardziej udany sposób do czynienia z polską komedią pomyłek, omyłek, miłosno-romatyczno-kryminalno-...no nie wiem jaką jeszcze? Mieliśmy i pewnie niejednokrotnie będziemy mieli. Kwestia jest tylko tego typu, jak ten odgrzewany kotlet zaserwować czytelnikom. Jednym się to udaje dobrze, innym wcale, a Agnieszce Lingas Łoniewskiej udało się wyśmienicie.
Zachęcam do lektury. Doskonała zabawa, reset psychiczny i w/w kwiczenie gwarantowane w pakiecie:)
Moje dwie ostatnie zdobycze...
Pasjonująca opowieść o historii Jerozolimy na tle wojen, powstań i losów
jej królów, cesarzy, zdobywców oraz proroków, świętych, pisarzy,
poetów, którzy tworzyli, burzyli, odbudowywali i spisywali dzieje
Świętego Miasta. Od króla Dawida do Ariela Szarona; od Abrahama do
Jezusa i Mahometa; od Józefa Flawiusza do Amosa Oza.
Wykorzystując nieznane wcześniej archiwalia, najnowsze badania naukowe oraz dokumenty swojej rodziny i własne wspomnienia, Simon Sebag Montefiore stworzył wspaniałą epopeję trzech tysięcy lat wiary, fanatyzmu, zbrodni i współistnienia.
Książka jest na pierwszych miejscach list bestsellerów w Wielkiej Brytanii.
"Znakomita biografia Jerozolimy Simona Sebaga Montefiorego ma wielkość i rozmach jej trzechtysiącletniej historii. Dzięki tytanicznej pracy badawczej autora i jego talentowi ożywiania przeszłości ta fascynująca książka jest prawdziwą skarbnicą wiedzy zarówno dla uczonych, jak i laików."
Henry Kissinger
Orlando Figes opisuje historie ludzi, którzy żyli w czasach dyktatury stalinowskiej. Są wśród nich także znane postaci: Jelena Bonner, Bułat Okudżawa, Konstantin Simonow, Anatolij Gołownia... Korzystając z setek rodzinnych archiwów, a także z niezliczonych wywiadów z tymi, którzy przeżyli, autor odtwarza tamten świat dramatycznych moralnych wyborów i kompromisów. Świat, w którym ludzie mówili szeptem, aby ochronić siebie, rodzinę lub przyjaciół, a życie prywatne w warunkach totalnej kontroli państwa wydawało się niemożliwe. Książka, wydana w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych przy końcu 2007 roku, znalazła się na liście 100 Notable Books of 2007 dziennika "New York Times".
Wykorzystując nieznane wcześniej archiwalia, najnowsze badania naukowe oraz dokumenty swojej rodziny i własne wspomnienia, Simon Sebag Montefiore stworzył wspaniałą epopeję trzech tysięcy lat wiary, fanatyzmu, zbrodni i współistnienia.
Książka jest na pierwszych miejscach list bestsellerów w Wielkiej Brytanii.
"Znakomita biografia Jerozolimy Simona Sebaga Montefiorego ma wielkość i rozmach jej trzechtysiącletniej historii. Dzięki tytanicznej pracy badawczej autora i jego talentowi ożywiania przeszłości ta fascynująca książka jest prawdziwą skarbnicą wiedzy zarówno dla uczonych, jak i laików."
Henry Kissinger
Orlando Figes opisuje historie ludzi, którzy żyli w czasach dyktatury stalinowskiej. Są wśród nich także znane postaci: Jelena Bonner, Bułat Okudżawa, Konstantin Simonow, Anatolij Gołownia... Korzystając z setek rodzinnych archiwów, a także z niezliczonych wywiadów z tymi, którzy przeżyli, autor odtwarza tamten świat dramatycznych moralnych wyborów i kompromisów. Świat, w którym ludzie mówili szeptem, aby ochronić siebie, rodzinę lub przyjaciół, a życie prywatne w warunkach totalnej kontroli państwa wydawało się niemożliwe. Książka, wydana w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych przy końcu 2007 roku, znalazła się na liście 100 Notable Books of 2007 dziennika "New York Times".
niedziela, 18 sierpnia 2013
Brzechwa nie dla dzieci - Mariusz Urbanek
Wydawnictwo Iskry, Okładka twarda, 400 s., Moja ocena 6/6
Doskonała biografia ukazująca niebanalnego człowieka.
Któż nie zna Jana Brzechwy, któż nie zna np. jego Kaczki Dziwaczki, czy Akademii Pana Kleksa? Chyba nie ma takiej osoby. Ale na ile znamy twórcę wierszy i bajek dziecięcych?
Po lekturze biografii pióra Mariusza Urbanka, mogę napisać, że Brzechwy nie znałam w ogóle.
Urbanek w swojej książce ukazuje trzy twarze Brzechwy - prawnika, którym był z wykształcenia i zawodu Jan Lesman (bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko Brzechwy), doskonałego o niezwykle ciętym piórze satyryka o pseudonimie Szer-szeń i trzecią twarz, która jest w zasadzie wszystkim znana - bajkopisarza Jana Brzechwy.
Każdą z twarzy Pana Jana (jak pozwolę sobie nazywać Brzechwę, bo w zasadzie jak inaczej go nazywać...jednoznacznie żadnym nazwiskiem ani pseudonimem nie da się) Mariusz Urbanek opisuje z niezwykłą dbałością o szczegóły. Od razu rzuca się w oczy doskonałe przygotowanie merytoryczne autora. Żeby zgromadzić tak wiele materiału dot. Pana Jana, wyszperać co smakowitsze kąski (których w książce znajdziemy bardzo dużo) Urbanek musiał zadać sobie bardzo wiele trudu. Praca włożona w stworzenie niniejszej pozycji dała fantastyczny efekt, którym jest rzetelna, arcyciekawa, a momentami wręcz porywająca biografia, po którą bez wątpienia warto sięgnąć.
Sporo w książce nawiązań do przyjaciół, rodziny Pana Jana. Ot chociażby, jak w przypadku powstania pseudonimu Jan Brzechwa. Ten pseudonim literacki jest zasługą Bolesława Leśmiana, który był kuzynem Pana Jana. To za jego namową poeta i bajkopisarz zaczął podpisywać nim swoje utwory. Ponieważ Bolesław Leśmian także pisał wiersze, obaj panowie uznali, że nie może być poety Lesmana i Leśmiana. I tak na firmamencie polskiej literatury, pojawił się Jan Brzechwa.
Dodatkowym plusem są wspaniale nakreślone obrazy przed- i powojennej Polski, wraz ze zmieniającym się społeczeństwem, przewijającą się w tle historią i zmianami ustrojowymi. Dla mnie, łodzianki, najciekawszymi były opisy Łodzi tuż po wojnie. Wspaniałe, poruszające opisy.
Wspomniałam, że w książce nie brak smakowitych kąsków. Jednak tych, którzy obawiają się ciekawostek rodem z tabloidów pragnę uspokoić, są to anegdoty, ale na bardzo wysokim poziomie, z dbałością o wiarygodność. Urbanek stroni od taniej sensacji, choć burzliwe i w wielu momentach różnie oceniane życie Pana Jana, mogłoby dostarczyć licznych pikantnych plotek i ubarwić niejedną biografię. Autorowi książki zależy jednak przede wszystkim na prawdzie i ukazaniu swojego bohatera oraz jego życia, takimi jakimi były w rzeczywistości.
Poznajemy więc wspaniałego autora bajek dla dzieci, a jednocześnie zdolnego prawnika, wręcz nałogowego gracza w brydża, wielbiciela płci przeciwnej, człowieka z niesamowitym wręcz poczuciem humoru, walczącego o wolność w oddziałach Piłsudskiego, a wiele lat póżniej członka jedynej słusznej PZPR. Która z twarzy, osobowości Pana Jana jest tą prawdziwą? Czy któraś, z ukazanych przez Urbanka jest w ogóle prawdziwa w 100%. A może każda po trochu? Jaki był Pan Jan w kontaktach z najbliższymi oraz współpracownikami? Co go skłoniło do podjęcia wielu bardzo kontrowersyjnych decyzji?
Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedż w niniejszej książce. Całość napisana jest pięknym językiem, dopracowana w każdym calu zarówno pod względem stylistycznym, jak i merytorycznym.
Dodatkową, swoistą wisienką na torcie są liczne zdjęcia Pana Jana i wywiad, jaki Mariusz Urbanek przeprowadził z córką naszego bohatera. Gorąco zachęcam do lektury.
Po Brzechwę nie dla dzieci powinien sięgnąć każdy, kto podobnie jak ja wychował się na Akademii Pana Kleksa, Szelmostwach Lisa Witalisa czy Ptasim radiu .
Ponieważ od wielu osób słyszałam, że biografia Władysława Broniewskiego pióra Mariusza Urbanka jest jeszcze lepsza niż biografia Brzechwy, w najbliższych dniach planuję zakup biografii Broniewskiego. Już ciesze się na fascynującą lekturę.
Doskonała biografia ukazująca niebanalnego człowieka.
Któż nie zna Jana Brzechwy, któż nie zna np. jego Kaczki Dziwaczki, czy Akademii Pana Kleksa? Chyba nie ma takiej osoby. Ale na ile znamy twórcę wierszy i bajek dziecięcych?
Po lekturze biografii pióra Mariusza Urbanka, mogę napisać, że Brzechwy nie znałam w ogóle.
Urbanek w swojej książce ukazuje trzy twarze Brzechwy - prawnika, którym był z wykształcenia i zawodu Jan Lesman (bo tak brzmiało prawdziwe nazwisko Brzechwy), doskonałego o niezwykle ciętym piórze satyryka o pseudonimie Szer-szeń i trzecią twarz, która jest w zasadzie wszystkim znana - bajkopisarza Jana Brzechwy.
Każdą z twarzy Pana Jana (jak pozwolę sobie nazywać Brzechwę, bo w zasadzie jak inaczej go nazywać...jednoznacznie żadnym nazwiskiem ani pseudonimem nie da się) Mariusz Urbanek opisuje z niezwykłą dbałością o szczegóły. Od razu rzuca się w oczy doskonałe przygotowanie merytoryczne autora. Żeby zgromadzić tak wiele materiału dot. Pana Jana, wyszperać co smakowitsze kąski (których w książce znajdziemy bardzo dużo) Urbanek musiał zadać sobie bardzo wiele trudu. Praca włożona w stworzenie niniejszej pozycji dała fantastyczny efekt, którym jest rzetelna, arcyciekawa, a momentami wręcz porywająca biografia, po którą bez wątpienia warto sięgnąć.
Sporo w książce nawiązań do przyjaciół, rodziny Pana Jana. Ot chociażby, jak w przypadku powstania pseudonimu Jan Brzechwa. Ten pseudonim literacki jest zasługą Bolesława Leśmiana, który był kuzynem Pana Jana. To za jego namową poeta i bajkopisarz zaczął podpisywać nim swoje utwory. Ponieważ Bolesław Leśmian także pisał wiersze, obaj panowie uznali, że nie może być poety Lesmana i Leśmiana. I tak na firmamencie polskiej literatury, pojawił się Jan Brzechwa.
Dodatkowym plusem są wspaniale nakreślone obrazy przed- i powojennej Polski, wraz ze zmieniającym się społeczeństwem, przewijającą się w tle historią i zmianami ustrojowymi. Dla mnie, łodzianki, najciekawszymi były opisy Łodzi tuż po wojnie. Wspaniałe, poruszające opisy.
Wspomniałam, że w książce nie brak smakowitych kąsków. Jednak tych, którzy obawiają się ciekawostek rodem z tabloidów pragnę uspokoić, są to anegdoty, ale na bardzo wysokim poziomie, z dbałością o wiarygodność. Urbanek stroni od taniej sensacji, choć burzliwe i w wielu momentach różnie oceniane życie Pana Jana, mogłoby dostarczyć licznych pikantnych plotek i ubarwić niejedną biografię. Autorowi książki zależy jednak przede wszystkim na prawdzie i ukazaniu swojego bohatera oraz jego życia, takimi jakimi były w rzeczywistości.
Poznajemy więc wspaniałego autora bajek dla dzieci, a jednocześnie zdolnego prawnika, wręcz nałogowego gracza w brydża, wielbiciela płci przeciwnej, człowieka z niesamowitym wręcz poczuciem humoru, walczącego o wolność w oddziałach Piłsudskiego, a wiele lat póżniej członka jedynej słusznej PZPR. Która z twarzy, osobowości Pana Jana jest tą prawdziwą? Czy któraś, z ukazanych przez Urbanka jest w ogóle prawdziwa w 100%. A może każda po trochu? Jaki był Pan Jan w kontaktach z najbliższymi oraz współpracownikami? Co go skłoniło do podjęcia wielu bardzo kontrowersyjnych decyzji?
Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedż w niniejszej książce. Całość napisana jest pięknym językiem, dopracowana w każdym calu zarówno pod względem stylistycznym, jak i merytorycznym.
Dodatkową, swoistą wisienką na torcie są liczne zdjęcia Pana Jana i wywiad, jaki Mariusz Urbanek przeprowadził z córką naszego bohatera. Gorąco zachęcam do lektury.
Po Brzechwę nie dla dzieci powinien sięgnąć każdy, kto podobnie jak ja wychował się na Akademii Pana Kleksa, Szelmostwach Lisa Witalisa czy Ptasim radiu .
Ponieważ od wielu osób słyszałam, że biografia Władysława Broniewskiego pióra Mariusza Urbanka jest jeszcze lepsza niż biografia Brzechwy, w najbliższych dniach planuję zakup biografii Broniewskiego. Już ciesze się na fascynującą lekturę.
sobota, 17 sierpnia 2013
Głosowanie...+wyniki konkursu...
Najpierw kwestia wyzwania - Czytamy kryminały.
Mamy 3 propozycje do V etapu, czyli tematyki kryminałów, jakie będziemy czytać we wrześniu i pażdzierniku.
Są to:
Koniec głosowania to 23.08.2013 godz. 23.59:)
Teraz ogłoszenie wyników konkursu:)
Moja dłoń losowała przed wyjazdem od teściów i wylosowała..wiki. Gratuluję i poproszę adres do wysyłki na email: anetapzn@gazeta.pl Wysyłka w ciągu 7 dni od otrzymania adresu litem poleconym.
A oto odpowiedzi i wskazówki, jakie książki grozy polskich autorów mogłabym przeczytać. Może ktoś z was także skorzysta:)
Polecam Ci powieść "I dusza moja" Michała Cetnarowskiego, dzięki któremu przekonałam się do polskich thrillerów psychologicznych. Nie brakuje w niej nagłych zwrotów akcji, stopniowego budowania napięcia, możemy poznać myśli bohaterów, ich odczucia, marzenia, ale także emocje związane z makabrycznymi wydarzeniami; co więcej książka zmusza czytelnika do refleksji - jak człowiek radzi sobie w chwilach zagrożenia życia? czy myśli wtedy tylko o sobie, czy ratuje też innych? co się odczuwa w takich chwilach? jakim trzeba być zwyrodnialcem, by sterroryzować szkołę pełną niewinnych dzieci?
Trudno opisać tę książkę w dwóch zdaniach. Jeśli jesteś ciekawa, czym mnie jeszcze urzekała, zapraszam do zapoznania się z moją recenzją:
http://literaturomania. blogspot.com/2013/06/i-dusza- moja-znakomity-polski- thriller.html
Drugą książką wartą polecenia jest "Ymar" Magdaleny Marii Kałużyńskiej - połączenie kryminału, z powieścią z pogranicza thrillera i horroru, z dużą dozą metafizyki. Tajemniczy tytuł, świetna zabawa konwencją, zdarzenia zawarte w powieści są tak niesamowite, że przypominają serial "Z Archiwum X", tyle że dużo bardziej krwawy - na zaostrzenie apetytu na tę lekturę napiszę jedynie, że podczas sekcji zwłok ożywa martwa dziewczyna, do tego dochodzą koszmarne ramy do obrazu oraz kolejne nadprzyrodzone zjawiska...
O tej książce nie da się napisać w telegraficznym skrócie, bo pominie się wiele ciekawych rzeczy:
http://literaturomania. blogspot.com/2011/08/ koszmarne-ramy-czyli-ymar- magdaleny.html
blogspot.com/2012/10/zbrodnie- ktorych-wybaczyc-nie-mozna. html
Polecam ci znakomity horror ,,Grizzly’’ Adama Zalewskiego. To naprawdę świetna , interesująca powieść o sprawiedliwości napisana w dosadnym języku, bez zbędnych słów, ale za to z realistycznymi obrazami dewiacji i makabrycznej grozy. W trakcie czytania nie będziesz w stanie odczuć, że książkę napisał polski autor. Naprawdę porządna męska proza, ale i kobiety także znajdą tutaj coś dla siebie. Przekonaj się o tym osobiście. Tylko ostrzegam, jeśli jednak jesteś mało odporna na drastyczne i brutalne sceny, to odpuść sobie, bo po skończeniu tej lektury długo jeszcze twoja wyobraźnia będzie pracować na najwyższych obrotach.
Polecam Ci książkę „Śmierć i dziewczyna” Andrzeja Klawittera, którą czytałam dobrych kilka lat temu – a nadal pozostaje w mojej pamięci. Morderstwo ubogiej rodziny z czwórką dzieci stara się rozwiązać Dorota siostra Janusza (ojca tejże rodziny). Wspólnie z nią odkrywamy, że polska rzeczywistość może jednak przerażać…
Polecam "Zombiefilia". Coś dla fanów Zombie pod każdą postacią :D Jest to zbiór opowiadań znakomitych polskich autorów.
Mamy 3 propozycje do V etapu, czyli tematyki kryminałów, jakie będziemy czytać we wrześniu i pażdzierniku.
Są to:
- kryminały, w których ofiarą jest kobieta; 6
- kryminały z wątkiem nadprzyrodzonym; 1
- kryminały z wątkiem romansowym.1
Koniec głosowania to 23.08.2013 godz. 23.59:)
Teraz ogłoszenie wyników konkursu:)
Moja dłoń losowała przed wyjazdem od teściów i wylosowała..wiki. Gratuluję i poproszę adres do wysyłki na email: anetapzn@gazeta.pl Wysyłka w ciągu 7 dni od otrzymania adresu litem poleconym.
A oto odpowiedzi i wskazówki, jakie książki grozy polskich autorów mogłabym przeczytać. Może ktoś z was także skorzysta:)
Polecam Ci powieść "I dusza moja" Michała Cetnarowskiego, dzięki któremu przekonałam się do polskich thrillerów psychologicznych. Nie brakuje w niej nagłych zwrotów akcji, stopniowego budowania napięcia, możemy poznać myśli bohaterów, ich odczucia, marzenia, ale także emocje związane z makabrycznymi wydarzeniami; co więcej książka zmusza czytelnika do refleksji - jak człowiek radzi sobie w chwilach zagrożenia życia? czy myśli wtedy tylko o sobie, czy ratuje też innych? co się odczuwa w takich chwilach? jakim trzeba być zwyrodnialcem, by sterroryzować szkołę pełną niewinnych dzieci?
Trudno opisać tę książkę w dwóch zdaniach. Jeśli jesteś ciekawa, czym mnie jeszcze urzekała, zapraszam do zapoznania się z moją recenzją:
http://literaturomania.
Drugą książką wartą polecenia jest "Ymar" Magdaleny Marii Kałużyńskiej - połączenie kryminału, z powieścią z pogranicza thrillera i horroru, z dużą dozą metafizyki. Tajemniczy tytuł, świetna zabawa konwencją, zdarzenia zawarte w powieści są tak niesamowite, że przypominają serial "Z Archiwum X", tyle że dużo bardziej krwawy - na zaostrzenie apetytu na tę lekturę napiszę jedynie, że podczas sekcji zwłok ożywa martwa dziewczyna, do tego dochodzą koszmarne ramy do obrazu oraz kolejne nadprzyrodzone zjawiska...
O tej książce nie da się napisać w telegraficznym skrócie, bo pominie się wiele ciekawych rzeczy:
http://literaturomania.
Ze swojej
strony polecam "Bez wybaczenia" Ewy Ostrowskiej. Brutalna zbrodnia i
przestępcy, których ciężko ukarać, bo mają wysoko postawionych rodziców.
Przerażająca bezkarność, ciężka atmosfera, mroczny klimat, a to
wszystko na naszym polskim podwórku.
Dwa zdania już były, jak masz ochotę przeczytać więcej, to zostawiam link do mojej recenzji:
http://soy-como-el-viento.Polecam ci znakomity horror ,,Grizzly’’ Adama Zalewskiego. To naprawdę świetna , interesująca powieść o sprawiedliwości napisana w dosadnym języku, bez zbędnych słów, ale za to z realistycznymi obrazami dewiacji i makabrycznej grozy. W trakcie czytania nie będziesz w stanie odczuć, że książkę napisał polski autor. Naprawdę porządna męska proza, ale i kobiety także znajdą tutaj coś dla siebie. Przekonaj się o tym osobiście. Tylko ostrzegam, jeśli jednak jesteś mało odporna na drastyczne i brutalne sceny, to odpuść sobie, bo po skończeniu tej lektury długo jeszcze twoja wyobraźnia będzie pracować na najwyższych obrotach.
Polecam Ci książkę „Śmierć i dziewczyna” Andrzeja Klawittera, którą czytałam dobrych kilka lat temu – a nadal pozostaje w mojej pamięci. Morderstwo ubogiej rodziny z czwórką dzieci stara się rozwiązać Dorota siostra Janusza (ojca tejże rodziny). Wspólnie z nią odkrywamy, że polska rzeczywistość może jednak przerażać…
Polecam "Zombiefilia". Coś dla fanów Zombie pod każdą postacią :D Jest to zbiór opowiadań znakomitych polskich autorów.
piątek, 16 sierpnia 2013
Honor legionu - Andrzej Sawicki
Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 352 s., Ocena 5/6
Recenzja mojego męża:)
Honor legionu, to I tom przygód Kazimierza Luxa. Naszego bohatera poznajemy w 1797r. w samym szczycie epoki napoleońskiej. Lux jest oficerem Legionów, a przez przypadek (a może i nie) zostaje wplątany w morderczą aferę. Na szali zostaje położony honor polskiego legionisty i samego Luxa, który za wszelką cenę musi udowodnić, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Bardzo szybko okaże się, że nie jet to wcale takie proste, a problemy zdają się mnożyć z każdym dniem bardziej i bardziej...
Sawickiemu udało się stworzyć doskonałą powieść historyczną o lekko awanturniczym zabarwieniu. Zaletą opowieści jest bez wątpienia dbałość autora o szczegóły historyczne. Od razu rzuca się w oczy doskonałe przygotowanie merytoryczne Sawickiego. Musiał on zadać sobie niezmiernie dużo trudu w tym zakresie, ponieważ zawodowo nie ma nic wspólnego z historią, wręcz przeciwnie, pracuje w wyjątkowo niehumanistycznym zawodzie, jest bowiem chemikiem. Historia to hobby, pasja Sawickiego. Ogromne brawa za przekucie tej pasji w coś wymiernego i tak wybornego, jak Honor legionu.
Akcja prowadzona jest równomiernie, w odpowiednim tempie. Brak w książce momentów słabszych, co niestety wielu autorom zdarza się. Ile to razy spotykaliśmy w książkach akcji "nierówną" fabułę? Zbyt wiele. U Sawickiego czegoś takiego nie znajdziemy.
Za kolejny plus należy poczytać wykorzystanie przez autora wątków z życia autentycznej postaci. Major Kazimierz Lux (1780-1846) – polski żołnierz Napoleona. Legionista w korpusie Dąbrowskiego, weteran batalii na San Domingo, pirat karaibski, bohater wojny wyzwoleńczej 1807 roku, oficer armii Księstwa Warszawskiego, uczestnik wyprawy na Moskwę 1812 roku, żołnierz armii Królestwa Kongresowego. Odznaczony Legią Honorową, Krzyżem Złotym Virtuti Militari i Orderem św. Stanisława. Awanturnik, bohater, poszukiwacz przygód, dzielny żołnierz, a w potrzebie oddany przyjaciel. Walczył o honor i ojczyznę, równość, wolność, braterstwo, za Cesarza oraz o złoto i sławę.
Honor legionu to I tom przygód Kazimierza Luxa. Mam nadzieję, że na kolejne autor nie każe nam zbyt długo czekać.
Recenzja mojego męża:)
Honor legionu, to I tom przygód Kazimierza Luxa. Naszego bohatera poznajemy w 1797r. w samym szczycie epoki napoleońskiej. Lux jest oficerem Legionów, a przez przypadek (a może i nie) zostaje wplątany w morderczą aferę. Na szali zostaje położony honor polskiego legionisty i samego Luxa, który za wszelką cenę musi udowodnić, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Bardzo szybko okaże się, że nie jet to wcale takie proste, a problemy zdają się mnożyć z każdym dniem bardziej i bardziej...
Sawickiemu udało się stworzyć doskonałą powieść historyczną o lekko awanturniczym zabarwieniu. Zaletą opowieści jest bez wątpienia dbałość autora o szczegóły historyczne. Od razu rzuca się w oczy doskonałe przygotowanie merytoryczne Sawickiego. Musiał on zadać sobie niezmiernie dużo trudu w tym zakresie, ponieważ zawodowo nie ma nic wspólnego z historią, wręcz przeciwnie, pracuje w wyjątkowo niehumanistycznym zawodzie, jest bowiem chemikiem. Historia to hobby, pasja Sawickiego. Ogromne brawa za przekucie tej pasji w coś wymiernego i tak wybornego, jak Honor legionu.
Akcja prowadzona jest równomiernie, w odpowiednim tempie. Brak w książce momentów słabszych, co niestety wielu autorom zdarza się. Ile to razy spotykaliśmy w książkach akcji "nierówną" fabułę? Zbyt wiele. U Sawickiego czegoś takiego nie znajdziemy.
Za kolejny plus należy poczytać wykorzystanie przez autora wątków z życia autentycznej postaci. Major Kazimierz Lux (1780-1846) – polski żołnierz Napoleona. Legionista w korpusie Dąbrowskiego, weteran batalii na San Domingo, pirat karaibski, bohater wojny wyzwoleńczej 1807 roku, oficer armii Księstwa Warszawskiego, uczestnik wyprawy na Moskwę 1812 roku, żołnierz armii Królestwa Kongresowego. Odznaczony Legią Honorową, Krzyżem Złotym Virtuti Militari i Orderem św. Stanisława. Awanturnik, bohater, poszukiwacz przygód, dzielny żołnierz, a w potrzebie oddany przyjaciel. Walczył o honor i ojczyznę, równość, wolność, braterstwo, za Cesarza oraz o złoto i sławę.
Honor legionu to I tom przygód Kazimierza Luxa. Mam nadzieję, że na kolejne autor nie każe nam zbyt długo czekać.
Na szafocie - Hilary Mantel
Wydawnictwo Sonia Draga, Okładka miękka, 432 s., Moja ocena 5,5/6
Książkę przeczytałam w trakcie podróży z portu we Włoszech do Łodzi, wracaliśmy promem od teściów z Grecji:( I już po urlopie, i znowu do kieratu:(
Książkę czytało mi się doskonale, mimo ciągłych awantur, jakie wybuchały na tylnym siedzeniu auta (trójka naszych synów z tyłu jechała...macie odrobinę wyobrażni?).
Na szafocie to doskonała kontynuacja losów bohaterów znanych zarówno z angielskiej historii, jak i książki Hilary Mantel W komnatach Wolf Hall. Jest to II tom swoistej trylogii, której głównym bohaterem jest Tomasz Cromwell.
I to jest ciekawe, rzadko zdarza się, żeby bohaterem nie był Henryk VIII lub któraś z jego żon, a królewski doradca i przyjaciel. Mantel odrobinę udało się wybielić tę postać, lub raczej określmy to jako swoiste rozjaśnienie mrocznego wizerunku Cromwella.
Obie książki zostały docenione zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Przyniosły Mantel sławę, pieniądze, uznanie i niezwykle prestiżową nagrodę, jaką jest Booker. Jest to najważniejsza nagroda literacka w Wielkiej Brytanii.
O treści książki pisać nie będę, każdy w większym lub mniejszym stopniu zna historię króla Henryka VIII i Anny Boleyn. Nadmienię tylko, iż I tom kończy się egzekucją Tomasza Morusa, II - wynosi Cromwella na sam szczyt, jest pierwszym po królu, a czasami także przed królem.
Mantel wspaniale ukazuje swoich bohaterów. Narysowana przez nią sylwetka Cromwella, syna zwykłego kowala, który stał się szarą eminencją dworu Henryka VIII, to majstersztyk. Najbardziej zachwyciła mnie scena, gdy na sali sądowej, w czasie procesu Anny Boleyn, Cromwell po mistrzowsku przedstawił fakty na korzyść władcy.Królewski sekretarz za pomocą pióra Mantel udowadnia, iż jest mistrzem w swoim fachu, mistrzem intryg, który na słodką zemstę potrafi długo czekać.
Na szafocie, to niezwykła, pasjonująca opowieść o najbardziej znanym okresie historii Anglii, o czasach Tudorów. Co cenne u Mantel, to fakt niezwykle wiernego przedstawienia historii, bohaterów, epoki i każdego szczegółu, który ich dotyczy. U pisarki nie ma miejsca na (jak ja to nazywam) wesołą twórczość własną (w przeciwieństwie do wielu innych pisarzy). Wierne realia epoki to największy atut powieści Mantel.Dzięki temu, oraz dzięki niezwykłemu stylowi pisarskiemu, w trakcie lektury czujemy się, jakbyśmy znależli się w centrum akcji, a postaci, o których czytamy ożywają.
Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam na ostatni tom trylogii.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne
Książkę przeczytałam w trakcie podróży z portu we Włoszech do Łodzi, wracaliśmy promem od teściów z Grecji:( I już po urlopie, i znowu do kieratu:(
Książkę czytało mi się doskonale, mimo ciągłych awantur, jakie wybuchały na tylnym siedzeniu auta (trójka naszych synów z tyłu jechała...macie odrobinę wyobrażni?).
Na szafocie to doskonała kontynuacja losów bohaterów znanych zarówno z angielskiej historii, jak i książki Hilary Mantel W komnatach Wolf Hall. Jest to II tom swoistej trylogii, której głównym bohaterem jest Tomasz Cromwell.
I to jest ciekawe, rzadko zdarza się, żeby bohaterem nie był Henryk VIII lub któraś z jego żon, a królewski doradca i przyjaciel. Mantel odrobinę udało się wybielić tę postać, lub raczej określmy to jako swoiste rozjaśnienie mrocznego wizerunku Cromwella.
Obie książki zostały docenione zarówno przez krytyków, jak i czytelników. Przyniosły Mantel sławę, pieniądze, uznanie i niezwykle prestiżową nagrodę, jaką jest Booker. Jest to najważniejsza nagroda literacka w Wielkiej Brytanii.
O treści książki pisać nie będę, każdy w większym lub mniejszym stopniu zna historię króla Henryka VIII i Anny Boleyn. Nadmienię tylko, iż I tom kończy się egzekucją Tomasza Morusa, II - wynosi Cromwella na sam szczyt, jest pierwszym po królu, a czasami także przed królem.
Mantel wspaniale ukazuje swoich bohaterów. Narysowana przez nią sylwetka Cromwella, syna zwykłego kowala, który stał się szarą eminencją dworu Henryka VIII, to majstersztyk. Najbardziej zachwyciła mnie scena, gdy na sali sądowej, w czasie procesu Anny Boleyn, Cromwell po mistrzowsku przedstawił fakty na korzyść władcy.Królewski sekretarz za pomocą pióra Mantel udowadnia, iż jest mistrzem w swoim fachu, mistrzem intryg, który na słodką zemstę potrafi długo czekać.
Na szafocie, to niezwykła, pasjonująca opowieść o najbardziej znanym okresie historii Anglii, o czasach Tudorów. Co cenne u Mantel, to fakt niezwykle wiernego przedstawienia historii, bohaterów, epoki i każdego szczegółu, który ich dotyczy. U pisarki nie ma miejsca na (jak ja to nazywam) wesołą twórczość własną (w przeciwieństwie do wielu innych pisarzy). Wierne realia epoki to największy atut powieści Mantel.Dzięki temu, oraz dzięki niezwykłemu stylowi pisarskiemu, w trakcie lektury czujemy się, jakbyśmy znależli się w centrum akcji, a postaci, o których czytamy ożywają.
Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam na ostatni tom trylogii.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne
czwartek, 15 sierpnia 2013
Godzina szakala - Bernard Jaumann
Wydawnictwo Czarne, Okładka miękka, 293 s., Moja ocena 4,5/6, ocena mojego męża 5,5/6
Książka bardzo dobra, doskonale napisana, ale spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Z tego powodu jestem odrobinę rozczarowana. Mojemu mężowi książka z kolei bardzo przypadła do gustu.
Akcja rozgrywa się w Namibii, mało znanym afrykańskim kraju. Jeden po drugim giną szanowani obywatele. Każdy z nich zostaje zamordowany strzałem z Kałasznikowa. Już przy odkryciu pierwszych zwłok, miejscowa policja nie ma wątpliwości, że sprawca okrutnej zbrodni jest profesjonalistą, płatnym zabójcą.
Dlaczego osoby, które z pozoru nic nie łączy zostają zamordowane z tej samej broni, przez najprawdopodobniej tego samego człowieka?
Śledztwem kieruje (o tu ciekawostka, rzadko spotykana w kryminałach) czarnoskóra policjantka - Clemencii Garises. Mimo doskonałego przygotowania merytorycznego, olbrzymiego zapału śledztwo idzie jak po przysłowiowej grudzie. W Namibii mimo, iż mamy XXI wiek, niewiele się zmieniło, panują ciągle te same zasady i stereotypy. W końcu policjantce udaje się trafić na ślad łączący obie ofiary. Ich powiązania sięgają daleko w przeszłość.
Czy Garies uda się rozwikłać do końca zagadkę i ująć mordercę?
Jak wspomniałam na początku, książka jest świetnie napisana, chociaż chwilę trwało zanim przyzwyczaiłam się do stylu pisarskiego Jaumanna. Co mi jednak przeszkadzało, to zbyt duża ilość polityki. W zasadzie całość intrygi oparta jest o historie Namibii i polityczne zależności w tym kraju. Autor niezwykle dosadnie, bez owijania w bawełnę powraca do nie tak znowu odległych czasów, gdy w kraju rządził Apartheid. Wszystko co z nim związane jest szczegółowo opisane i w pewien swoisty sposób napiętnowane. Dla mnie tak duża ilość polityki i społecznego przesłania była minusem, dla mojego męża wielka zaletą.
W pewnym stopniu Godzinę szakala można przyrównać do Białej lwicy Mankella. Jednak u Mankella duża ilość polityki i spraw społecznych nie przeszkadzała mi, aż tak jak u Jaumanna.Może to kwestia zupełnie innego stylu pisarskiego obu autorów?!
Obojgu nam za to bardzo przypadła do gustu główna bohaterka, nowoczesna, w pewien sposób (o ile to w afrykańskim kraju możliwe) wyemancypowana, śmiało dążąca do celu. Kobieta bez wahania stawia czoło namibijskim stereotypom i szowinistycznym kolegom policjantom.Co z tego wyniknie? Przekonajcie się najlepiej sami. Gorąco zachęcam do lektury. Niezależnie od tego, czy lubicie dużą ilość tła społecznego i politycznego w kryminałach, po Godzinę szakala warto sięgnąć. To kawał doskonałej literatury z niezwykle ciekawą główną bohaterką.
Książka bardzo dobra, doskonale napisana, ale spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Z tego powodu jestem odrobinę rozczarowana. Mojemu mężowi książka z kolei bardzo przypadła do gustu.
Akcja rozgrywa się w Namibii, mało znanym afrykańskim kraju. Jeden po drugim giną szanowani obywatele. Każdy z nich zostaje zamordowany strzałem z Kałasznikowa. Już przy odkryciu pierwszych zwłok, miejscowa policja nie ma wątpliwości, że sprawca okrutnej zbrodni jest profesjonalistą, płatnym zabójcą.
Dlaczego osoby, które z pozoru nic nie łączy zostają zamordowane z tej samej broni, przez najprawdopodobniej tego samego człowieka?
Śledztwem kieruje (o tu ciekawostka, rzadko spotykana w kryminałach) czarnoskóra policjantka - Clemencii Garises. Mimo doskonałego przygotowania merytorycznego, olbrzymiego zapału śledztwo idzie jak po przysłowiowej grudzie. W Namibii mimo, iż mamy XXI wiek, niewiele się zmieniło, panują ciągle te same zasady i stereotypy. W końcu policjantce udaje się trafić na ślad łączący obie ofiary. Ich powiązania sięgają daleko w przeszłość.
Czy Garies uda się rozwikłać do końca zagadkę i ująć mordercę?
Jak wspomniałam na początku, książka jest świetnie napisana, chociaż chwilę trwało zanim przyzwyczaiłam się do stylu pisarskiego Jaumanna. Co mi jednak przeszkadzało, to zbyt duża ilość polityki. W zasadzie całość intrygi oparta jest o historie Namibii i polityczne zależności w tym kraju. Autor niezwykle dosadnie, bez owijania w bawełnę powraca do nie tak znowu odległych czasów, gdy w kraju rządził Apartheid. Wszystko co z nim związane jest szczegółowo opisane i w pewien swoisty sposób napiętnowane. Dla mnie tak duża ilość polityki i społecznego przesłania była minusem, dla mojego męża wielka zaletą.
W pewnym stopniu Godzinę szakala można przyrównać do Białej lwicy Mankella. Jednak u Mankella duża ilość polityki i spraw społecznych nie przeszkadzała mi, aż tak jak u Jaumanna.Może to kwestia zupełnie innego stylu pisarskiego obu autorów?!
Obojgu nam za to bardzo przypadła do gustu główna bohaterka, nowoczesna, w pewien sposób (o ile to w afrykańskim kraju możliwe) wyemancypowana, śmiało dążąca do celu. Kobieta bez wahania stawia czoło namibijskim stereotypom i szowinistycznym kolegom policjantom.Co z tego wyniknie? Przekonajcie się najlepiej sami. Gorąco zachęcam do lektury. Niezależnie od tego, czy lubicie dużą ilość tła społecznego i politycznego w kryminałach, po Godzinę szakala warto sięgnąć. To kawał doskonałej literatury z niezwykle ciekawą główną bohaterką.
środa, 14 sierpnia 2013
Wywiad z Iwoną Mejzą...
- Anne18
- Czy Pani zdaniem kiedyś powstanie lub już powstał kryminał , który spodoba się wszystkim nawet najbardziej "wybrednym" fanom gatunku.
- Co poza tematyką powieści decyduje o tym kto obejmuje patronat medialny nad daną książką?
- Zapytam tak trochę kulinarnie. Jakie są podstawowe składniki dobrego kryminału, czego nie powinno w nim zabraknąć?
- Pani Iwono wyczytałam, że Pani drugą pasją poza książkami jest fotografia .Dlaczego właśnie ona? I drugie powiązane ze zdjęciami pytanie. Czy jest coś rzecz/ osoba/ miejsce, które chciałaby Pani sfotografować a jeszcze nie miała takiej szansy ?
Czy chciałabym coś konkretnego sfotografować? Jest wiele miejsc na świecie w których jeszcze nie byłam i nie wiem czy będę, ale jeżeli miałabym okazję to chciałabym sfotografować zamki nad Loarą. Kiedyś, głównie za sprawą książki „Pan Samochodzik i Fantomas”, pasjonowałam się ich historią.
- " Wszystkie grzechy nieboszczyka" dlaczego właśnie taki tytuł nosi Pani książka?
- Werka77
- Czy wydanie książki jest w Polsce czymś bardzo trudnym? (chodzi o znalezienie wydawnictwa, które zechce wydać książkę).
- Jak wiele w Pani książce zawarła Pani siebie?
- Czy kreując bohaterów książki, wzorowała się Pani na ludziach Panią otaczających?
„Wszystkie grzechy nieboszczyka” po kolei czytały moje najbliższe koleżanki, czytały dość szybko przekazując sobie tekst z rąk do rąk. I nagle zastój, a tekst Nieboszczyka u osoby z której zdaniem bardzo się liczę. Upłynął tydzień, dwa, pytam nieśmiało czy zaczęła czytać, może książka się jej nie podoba, wolę wiedzieć. W odpowiedzi usłyszałam, że remont, że czasu brak… dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, że koleżanka usiłowała dopasować postaci z książki do tych z naszego wspólnego otoczenia i dopiero gdy przestała się zastanawiać kto jest kim czytanie ruszyło z miejsca.
- Czy pisząc książkę, miała Pani momenty zwątpienia, kiedy sądziła Pani, że nie dokończy swojego dzieła?
- Rozpoczynając pisanie pierwszej książki, od razu robiła to Pani z myślą o jej wydaniu, czy też robiła to Pani dla czystej przyjemności?
- Czy uważa Pani, że szkolne lektury zachęcają do czytania, czy też wręcz przeciwnie? Słyszy się nieraz, że młodzi ludzie często odrzucają taką formę rozrywki, a może problem leży właśnie tutaj?
- Co się zmieniło po wydaniu pierwszej książki? Czy były to ogromne emocje? Czy zaczęła być Pani rozpoznawana?
A rozpoznawalność? Mieszkam w niedużym mieście, wiele osób znam, nie stałam się rozpoznawalna jako pisarka, natomiast zdarza się, że ktoś się mnie pyta, czy to ja napisałam książkę, bo przeczytał na stronie naszej biblioteki, czy znalazł informację w necie.
- Jak przyjmuje Pani krytykę? Czy jest ona budująca, czy też wręcz pogrążająca?
- Kwiatusia
- Kiedy narodziła się u Pani chęć pisania? Czy w tej chwili spontanicznie chwyciła Pani za długopis, usiadła przed klawiaturą komputera; a może wróciła Pani do tego pomysłu po pewnym czasie?
- Co czuje autor który pisze ostatnie zdanie swojej książki?
- Jeśli Pani najnowszy kryminał miałby zostać wydany w formie audiobooka i miałaby Pani możliwość wyboru czytającego – kto by to był?
- Czy pamięta Pani tytuł pierwszego kryminału, który Pani przeczytała?
- Jaki kryminał wywarł na Pani największe wrażenie?
- Czy pisze Pani teraz kolejny kryminał, jeżeli tak to proszę nam zdradzić kto będzie ofiarą :)?
- Czy zamierza Pani pisać tylko kryminały? Czy inne gatunki powieści pojawią się w Pani twórczości?
- Czym jest dla Pani pasja? Czy wyobraża sobie Pani życie bez niej?
- Sezon urlopowy w pełni więc proszę nam zdradzić jakie są Pani plany urlopowe? Czy jest jakieś miejsce do którego lubi Pani wracać?
- Prowincjonalna nauczycielka
- Co najtrudniej jest Pani opisać? Przed czym się Pani wzdraga? Do czego brak Pani słów? (to jedno, rozbudowane pytanie)
- Anetapzn
- Kiedy następna książka. Jaka ona będzie kryminał czy może powieść obyczajowa?
- Gdzie jest Pani miejsce na ziemi. Czy w ogóle ma Pani takie?
- Na ile twórczość Joanny Chmielewskiej (którą także uwielbiam) miała/ma wpływ na pani książki. Bo, że ma to widać po „Wszystkich grzechach nieboszczyka”
Książki Iwony Mejzy otrzymuje Kwiatusia.
Proszę o przesłanie adresów w Polsce do wysyłki na email: anetapzn@gazeta.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)