wtorek, 24 czerwca 2025

Władza i postęp. Tysiąc lat walki o technologię i dobrobyt - Daron Acemoglu, Simon Johnson

 



Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6

Książka podczytywana we fragmentach przez ostatnie 2 tygodnie. Warto. Daron Acemoglu i Simon Johnson, świeżo upieczeni laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii (2024), w swojej najnowszej książce Władza i postęp podejmują się ambitnego i kontrowersyjnego zadania: zrewidowania naszego rozumienia postępu technologicznego. To nie kolejna publikacja o zaletach innowacji czy apoteoza Doliny Krzemowej. To bardzo ciekawy, intelektualny manifest, który stawia jedno fundamentalne pytania: dla kogo właściwie jest technologia – i kto płaci jej prawdziwą cenę i dlaczego rozwój technologii tak często służy tylko bogatym i wpływowym, a nie zwykłym ludziom?
Zwykle myślimy, że postęp technologiczny oznacza coś dobrego, np. szybsze komputery, wygodniejsze życie, więcej możliwości . Jednak autorzy pokazują, że historia technologii to często historia nierówności. Nowe wynalazki, maszyny i cyfrowe rozwiązania niejednokrotnie pomagały przede wszystkim tym, którzy już mieli władzę i pieniądze. 
Autorzy prowadzą nas przez tysiąc lat historii, od średniowiecznych reform rolniczych po rewolucję przemysłową i współczesną erę cyfrową. Ich główna teza brzmi jasno: technologia zbyt często była narzędziem władzy, nie emancypacji. Postęp, zamiast demokratyzować dobrobyt, systematycznie pogłębiał nierówności społeczne. Nowe wynalazki zwiększały zyski właścicieli ziemskich, fabrykantów czy współczesnych gigantów technologicznych, ale niekoniecznie poprawiały życie przeciętnych obywateli. Tak jest do dzisiaj. 
W dzisiejszych czasach wiele osób zachwyca się możliwościami AI, automatyzacją i cyfryzacją. Autorzy przestrzegają jednak, że jeśli nie będziemy uważać, możemy stracić kontrolę nad tym, dokąd zmierza postęp. Wielkie firmy technologiczne gromadzą coraz więcej danych, pieniędzy i wpływów – a jednocześnie coraz mniej ludzi korzysta z efektów ich działalności. Pojawia się pytanie: czy demokracja i równość mają jeszcze szansę przetrwać w świecie zdominowanym przez kilka potężnych korporacji? 
Władza i postęp to lektura obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się ekonomią, polityką, technologią lub po prostu przyszłością społeczeństw. To mądra, odważna i głęboko humanistyczna książka, która nie tylko identyfikuje problemy, ale również wskazuje drogę do ich rozwiązania. W świecie opanowanym przez narrację o „nieuchronności technologii”, Acemoglu i Johnson przypominają, że przyszłość nie jest określona – jest wyborem.
Jeżeli interesuje was ta tematyka, zachęcam do lektury. Autorzy piszą jasno, rzeczowo i z pasją. Nawet jeśli nie masz wykształcenia ekonomicznego, bez trudu zrozumiesz, o co im chodzi, a  może nawet poczujesz złość, że tak wiele decyzji technologicznych jest podejmowanych bez udziału zwykłych ludzi. Polecam, warto.

 Zapraszam na mój profil na instagramie (klik)

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Wędrówka przez życie. Wspomnienia - Donna Leon

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6

Donna Leon to od lat moja ukochana pisarka, autorka i "matka" :) komisarza Guido Brunettiego, przewodniczka po mojej ukochanej Wenecji. To także mistrzyni ciekawej intrygi, znawczyni ludzkich słabości i przywar. W swojej autobiografii Leon odsłania się w sposób, który zaskakuje, wzrusza i bawi. 
Wędrówka przez życie. Wspomnienia to literacka podróż przez koleje losu kobiety, która nigdy nie planowała być ikoną, ale los zdecydował inaczej. 
Dla wielbicieli serii z komisarzem Guido Brunettim nazwisko Donny Leon to niemal synonim Wenecji. Co istotne, ba chyba najważniejsze, jest to Wenecja prawdziwa, zamieszkała przez lokalnych sklepikarzy, stetryczałych urzędników i przekupne elity, a nie pocztówkowa sceneria dla turystów. To właśnie ten duch miasta, jego piękno splecione z codziennym absurdem, jest nierozerwalnie związany z prozą Leon. W swojej autobiografii autorka wraca do miasta, które przez dziesięciolecia było jej domem, choć nigdy formalnie nie została jego obywatelką. 
Wenecja Donny Leon w Wędrówce przez życie to miejsce żywe, intensywne, pełne anegdot, wspomnień, złośliwości i czułości. Opisując starcia wenecjanek o najświeższe ryby na targu Rialto czy swoje poszukiwania idealnego cappuccino, autorka nie tylko uchwyca koloryt miejsca, ale także ukazuje, jak głęboko zakorzeniona była w lokalnej codzienności. Donna Leon żyła w Wenecji nie jako turystka, ale jako uważna obserwatorka, sąsiadka, uczestniczka, wielbicielka miasta, ale i surowa krytyczka.
Leon pisze swoje wspomnienia z ogromnym wyczuciem. Na szczęście brak w nich egzaltacji czy przesadnej intymności. Wędrówka przez życie napisana jest z dystansem i niesamowitym poczuciem humoru. Autorka pozostawia wiele niedopowiedzianego, jakby sama nie do końca chciała zburzyć mur prywatności. 
Nie znajdziemy tu tabloidowych sensacji ani zwierzeń z rodzaju „odważnych”, które obecnie często stają się wabikiem dla czytelników. Zamiast tego mamy historie, które składają się na portret kobiety odważnej, ciekawej świata, otwartej na nieoczekiwane i często przez to wplątanej w przygody, które mogłyby równie dobrze posłużyć za materiał do nowego kryminału. Gwarantuję, że będziecie zaskoczeni i to mocno. 
Z dzieciństwa w New Jersey przenosimy się z Leon do Iranu tuż przed wybuchem rewolucji, potem do Chin, Arabii Saudyjskiej i wreszcie do ukochanych Włoch. Każde z tych miejsc staje się kolejnym aktem w niecodziennej biografii kobiety, która twierdzi, że „przydarzyło jej się więcej, niż zaplanowała”.
Dla tych, którzy znają Donnę Leon głównie jako autorkę serii o komisarzu Brunettim, Wędrówka przez życie będzie zaskoczeniem – przyjemnym i nieoczywistym. Choć postać Brunettiego jest zaledwie wspomniana, duch tej serii obecny jest na każdej stronie – w refleksjach nad kondycją ludzką, w przenikliwej obserwacji zachowań społecznych, w humorze podszytym smutkiem i ironią. 
Zadziwiające, jak bardzo ta autobiografia przypomina jej powieści – nie pod względem konstrukcji czy fabuły, ale tonu i atmosfery. To opowieść snuta niespiesznie, z muzyką (Bach, Mozart, Händel) w tle, z kieliszkiem dobrego wina w dłoni, podszyta mądrością, którą daje czas, ale i lekkością, którą można osiągnąć tylko, gdy nie bierze się siebie zbyt serio.
Ksiązka jest idealną lekturą dla wielbicieli nie tylko Brunettiego, ale samej Leon – jako pisarki, jako postaci literackiej niemal. Jej wspomnienia nie są klasyczną autobiografią, w której daty, wydarzenia i osiągnięcia ustawiają się w rządek. To raczej zbiór esejów, refleksji i obrazków z życia, które układają się w mozaikę osobowości niezwykłej: błyskotliwej, skromnej, pełnej pasji i zdrowego sceptycyzmu. 
Ci, którzy oczekują klasycznej, chronologicznej opowieści biograficznej, mogą poczuć się nieco zaskoczeni. Ale ci, którzy cenią sobie opowieści z duszą – zostaną wciągnięci bez reszty.
Wędrówka przez życie. Wspomnienia to książka, która zachwyca i wzrusza bez tanich trików. To portret kobiety, która żyje intensywnie, z pasją, ale i z pokorą wobec świata. Donna Leon w tej odsłonie jest taka jak jej proza: elegancka, ironiczna i nieslychanie mądra. Polecam.

 

 

niedziela, 22 czerwca 2025

Czarcie Wzgórze - Eugène Sue

 


Wydawnictwo MG, Moja cena 5/6
Czarcie Wzgórze to barwna, zaskakująco aktualna i bez reszty wciągająca powieść przygodowa. Jej akcja rozgrywa się na malowniczej Martynice pod koniec XVII wieku. Eugène Sue, znany głównie z monumentalnych Tajemnic Paryża, po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem kreowania dramatycznych opowieści. Jego powieści zawsze osadzone są w niezwykłej scenerii. Tym razem jednak zamiast dusznych ulic francuskiej stolicy, autor zabiera nas w tropikalną scenerię pełną magii, grozy i uwodzicielskiej niepewności. 
Już sam poczatek budzi dreszcz ekscytacji. Na szczycie Czarciego Wzgórza, wśród gęstego lasu i ostrych skał, wznosi się pałac niczym z gotyckiego snu. Jest on tajemniczy, odizolowany, niemal nierealny. Zamieszkuje go księżniczka tak piękna, jak niebezpieczna. Jest to kobieta, której obecność przynosi śmierć każdemu mężczyźnie, który ośmieli się do niej zbliżyć. 
Główny bohater, kawaler de Croustillac to taki miks błazna, Don Kichota i romantycznego śmiałka. Bardzo ciekawa postać. To sztampowy, jak na tamte czasy awanturnik. Jest on odważny, nierozważny, kieruje się impulsem bardziej niż rozsądkiem. Kawaler wprowadza do fabuły energię, humor i kontrast wobec mrocznego tła historii. Jego losy toczy się z tempem godnym najlepszych powieści płaszcza i szpady.
Styl Eugène’a Sue zachwyca plastycznością opisów i wyczuciem tempa. Autor z niezwykłą precyzją i dbałością o szczegóły kreśli pejzaże Martyniki. Dzieki tym opisom wędrujemy od bujnych ogrodów po zdradliwe ścieżki prowadzące do pałacu. W trakcie lektury czujemy się jakbyśmy przechadzali się uliczkami wyspy, spacerowali pośród bujnej roślinności. Jednocześnie autor potrafi umiejętnie stopniować napięcie, prowadząc czytelnika przez kolejne warstwy tajemnicy. Cechą charakterystyczną jest to, iż w książce jest mnóstwo teatralności, przerysowania czy patosu. To celowy zabieg. 
Powieść można odczytywać na różne sposoby, np. jako klasyczną historię przygodową z elementami romansu i zagadki, ale też jako opowieść o obsesji, kobiecej niezależności i fascynacji śmiercią. 
W książce są liczne wątki grozy i tajemnicy, jak choćby „klątwa” księżniczki czy obecność strażników skarbów. Nadają one fabule klimat gotycki, ale w bardziej takim francuskim wydaniu. 
Bardzo ciekawa jest rola kobiet w tej historii. Choć księżniczka może się wydawać początkowo jedynie piękną zagadką, z czasem jej postać nabiera głębi. Sue zaskakuje portretem bardzo świadomej i innej od ówczesnych, kobiety. Jej relacja z de Croustillakiem, która nawet przez moment nie jest prosta, latwa w ocenie, czy przewidywalna. 
Czarcie wzgórze to świetna, nieoczywista powieśc z egzotyką w tle. To także doskonała  propozycja dla tych, którzy chcą odkryć mniej znane dzieła Eugène’a Sue. To mało u nas znany autor. A szkoda. Jego talent był ogromny. Polecam. Czarcie wzgórze to literacka podróż w czasie i przestrzeni, której nie sposób nie ulec.

 

sobota, 21 czerwca 2025

Tonąc w morzu krwi - Ludwik Lunar

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5,5/6
Tonąc w morzu krwi to nie tylko kryminał, ale literacka próba zbadania, czym jest prawda, pamięć i zło – a może raczej: jak łatwo się one zacierają w mroku czasu.
W centrum fabuły znajduje się tajemnicze zaginięcie rodziny Albrechtów w Gdyni na początku lat 90. To znikniecie jest tylko pretekstem do pokazania czegoś więcej. Lata 90. XX wieku to był czas przemian, chaosu. To była także doskonała sceneria dla kryminału opartego na domysłach i niedopowiedzeniach. Autor rewelacyjnie rekonstruuje atmosferę tamtych lat: szarzyznę transformacji, w której przeszłość PRL-u zderza się z brutalnością rodzącego się kapitalizmu. Lunar nie idealizuje, przeciwnie, odsłania brzydotę i pęknięcia w nowym świecie. Ten klimat lat 90. mocno mnie ujął. Cóż, jestem dziecko PRL-u :)
Edward Sokulski i Daria Tyszka z Archiwum X nie są typowymi "glinami z katalogu". Sokulski to zmęczony życiem glina z trudnym charakterm. Z koledi Tyszka jest młodsza i bardziej dynamiczna, do tego mocno zdeterminowana, wnosi do zespołu świeżość i energię. Każde z nich ma swoje lęki i demony. Ich relacja opiera się na napięciu, wzajemnym szacunku i chropowatej współpracy, która przypomina nieco duet z klasycznych thrillerów noir. Przy czym Tyszka to ta bardziej irytująca czytelnika. Z jednej strony miałam ochtę powiedzieć jej kilka ostrych słów, a z drugiej strony mono jej kibicowałam. Lunar bardzo ciekawie buduje ich portrety psychologiczne z dbałością o szczegóły, ale bez przesady. Dzięki temu pozostają autentyczni i wielu czytelników będzie mogło się z nimi utożsamić. 
Śledztwo prowadzone przez ten duet to właściwie brodzenie w bagnie. To bajorko, bagno jest pełne fałszywych tropów, martwych świadków, celowo niszczonych dokumentów. Czytelnik nie znajdzie tu typowego dla wielu kryminałów „momentu przełomu”. Wręcz przeciwnie: zagadka gęstnieje, zamiast się rozwiązywać. Jak się szybko okaże, ta książka nie porządkuje, nie rozwiązuje, pozostawia czytelnika bez ukojenia. 
Ogromnym atutem powieści jest umiejscowienie fabuły – Gdynia lat 90., sfatygowana po transformacji. To nie tylko tło, ale integralny składnik opowieści. Lunar nie tylko kreśli miejsca – on je ożywia. Czytelnik wręcz czuje wilgoć portowego powietrza, słyszy skrzypienie starych klatek schodowych. To Polska zapomniana, ale nie wymarła. Cały czas znajduje się tam coś niepokojącego. Tym czymś są ślady po ludziach, których wymazano z historii. 
Lunar pisze bardzo ciekawie. Narracja jest wielowarstwowa, oparta na retrospekcjach i świadectwach ludzi, którzy coś widzieli, ale nie chcą mówić. Przypomina to bardziej reportaż kryminalny niż powieść, kryminał. To opowieść, w której śledztwo grzęźnie – i to właśnie stanowi jej największą siłę. 
Zamiast tradycyjnego „kto zabił?”, autor zadaje pytanie: „czy jesteśmy w stanie rozpoznać zło, jeśli staje obok nas?”. Ta filozoficzna warstwa to coś innego, dalekiego od standardu w  przeciętnym thrillerze. W świecie, gdzie wszystko można zmanipulować – wspomnienia, dokumenty, relacje – prawda jest bardzo deficytowym towarem.
Głównym motywem powieści jest pamięć, zarówno indywidualna, jak i zbiorowa. Istotne jest też to, jak łatwo może ona ulec zatarciu, zniekształceniu, a nawet celowemu fałszerstwu. To właśnie pokazuje nam pisarz. Biorąc pod uwagę, co dzieje się wokół nas, jest to bardzo ważne. Kolejnym istotnym wątkiem jest milczenie: nie tylko to wymuszone strachem, ale i to dobrowolne, wynikające z niechęci do konfrontacji z przeszłością, z niechęci do spojrzenia prawdzie w oczy. 
Lunar zdaje się pytać czytelnika: czy naprawdę chcemy znać prawdę, jeśli może ona wszystko zniszczyć? I co gorsza – czy nie jesteśmy czasem współwinni, że jej nie znamy? Są to jednak pytanie bez odpowiedzi.
Tonąc w morzu krwi nie jest książką dla każdego. To nie jest thriller, który „czyta się jednym tchem”. Autor wymaga od czytelnika uwagi, cierpliwości i gotowości na fragmenty jakby gęste od atmosfery, śladów, poruszanych zagadnień. Jednak ci, którzy dadzą się porwać tej narracji, zostaną nagrodzeni historią zaskakującą, głęboką i pozostającą w pamięci. 
Autor nie prowadzi czytelnika do satysfakcjonującego rozwiązania jak klasyczny Agatha Christie. Zamiast tego oferuje zakończenie mocne, ale pełne goryczy i niepewności. To zakończenie  zostawia nas z uczuciem pustki, refleksji i wielu pytań. 
Tonąc w morzu krwi to kryminał mądry, bardzo ambitny, dojrzały i wymagający. Nie szuka tanich efektów, ale zmusza do myślenia – o przeszłości, winie, milczeniu i odwadze. Ludwik Lunar pokazuje, że polska literatura kryminalna ma do zaoferowania coś więcej niż tylko zgrabną intrygę – potrafi opowiadać o nas samych. Polecam. Naprawdę poruszające, mocne, dosadne i smutne. Mnie ta książka wpędziłą w nostalgię, ale i zachwyciła. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

 

 

środa, 18 czerwca 2025

W stronę Anny. Opowieść o Annie Iwaszkiewicz - Sylwia Góra

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja cena 5,5/6
W stronę Anny to nie tylko biografia, ale także literacka wędrówka po świecie kobiety skomplikowanej, wielowymiarowej i w sumie bardzo mało znanej. Sylwia Góra dokonała rzeczy niezwykłej, wydobyła z cienia postać, która przez dekady istniała przede wszystkim jako „żona wielkiego pisarza”. Autorka pokazała ją jako osobną, silną indywidualność. Anna Iwaszkiewicz – z domu Hania Lilpop – zasłużyła na tę opowieść nie tylko przez swój związek z Jarosławem, ale przez to, kim była sama z siebie. Nasza bohaterka była intelektualistką, tłumaczką, kobietą pełną duchowych poszukiwań i bolesnych przeżyć, zakładniczką swojej epoki i konwenansów. 
Góra rekonstruuje jej życie niezwykle dokładnie, bazuje przy tym na dużej ilości materiałów źrdłowych. Korzysta z listów, dzienników i wspomnień zarówno Anny, jak i tych, którzy ją znali i cenili – nie tylko jako „żonę pisarza”, ale jako osobowość samą w sobie. Dzięki temu z fragmentów wyłania się kobieta zainteresowana mistycyzmem, duchowością i literaturą. To także osoba uwikłana w realia epoki, konwenanse i tkwiąca w trudnym małżeństwie. 
To, co szczególnie porusza w tej książce, to jej intymność – nie w sensacyjnych szczegółach, lecz w sposobie, w jaki autorka oddaje emocje i wewnętrzne życie bohaterki. Góra nie ocenia, nie narzuca interpretacji. Badaczka po prostu pokazuje swoją bohaterkę, jej życie, marzenia, pasje.
To także historia miłości trudnej i skomplikowanej, jaką była relacja Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów. Był to związek oparty nie na klasycznym modelu małżeństwa, ale na porozumieniu dusz, współdzielonej samotności i lojalności, która przetrwała mimo wielu cichych dramatów. 
Nie można też pominąć piękna języka, jakim napisana jest ta książka. To proza piękna, a jednocześnie pełna literackiej wrażliwości. Góra umiejętnie łączy analizę biograficzną z delikatnym ukazaniem emocji i kontekstów. Czytając W stronę Anny, ma się wrażenie obcowania z czymś intymnym, osobistym, pieknym. 
W stronę Anny to książka potrzebna. Przywraca ona głos kobiecie, która była nie tylko towarzyszką życia Jarosława Iwaszkiewicza, ale jego równorzędną partnerką duchową i intelektualną. To także opowieść o zmaganiu się z chorobą, samotnością, duchowością – i o sile, jaka płynie z prób nadania sensu własnemu istnieniu. 
Sylwia Góra stworzyła portret nieoczywisty, wielowarstwowy, złożony z odcieni. To książka dla tych, którzy chcą zobaczyć więcej niż tylko znane nazwiska i literackie pomniki. To opowieść o kobiecie, która przez lata była „w tle”, i która wreszcie znalazła się w centrum opowieści. Zdecydowanie polecam.

 Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik)

poniedziałek, 16 czerwca 2025

Drugie dno - Klaudia Muniak

 



Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Klaudia Muniak po raz kolejny udowadnia, że potrafi stworzyć intrygującą historię, która nie tylko trzyma w napięciu, ale też skłania do refleksji. Drugie dno to połączenie thrillera psychologicznego, kryminału i klimatycznej opowieści o ludziach, którzy codziennie balansują na granicy życia i śmierci – dosłownie i w przenośni.
Akcja powieści rozgrywa się latem w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej – miejscu pełnym skalnych labiryntów, jaskiń i dzikiej przyrody. To właśnie tam dochodzi do dramatycznego wypadku. Ratowniczka GOPR-u, Marietta Wejman, zostaje wezwana do rutynowej – jak się wydaje – akcji. Jednak to, co znajduje na dnie jaskini, zmienia wszystko. Nie chodzi już tylko o ratunek. Chodzi o prawdę, której nikt nie chce znać. Ta prawda jest zbyt mroczna, zbyt skomplikowana i zbyt niewygodna. 
Z pomocą podkomisarza Łukasza Zaborowskiego, Marietta zaczyna zagłębiać się w śledztwo, które prowadzi ich przez lokalne legendy, plotki, przeszłość i kłamstwa oraz tajemnice.  Pojawiają się tropy, które zdają się nie mieć sensu, dopóki nie spojrzy się na nie z innej strony. I wtedy właśnie wychodzi na jaw drugie dno – nie tylko samego wypadku, ale też ludzi, którzy w nim uczestniczyli.
Największą siłą książki jest atmosfera. Muniak doskonale buduje napięcie – nie przez pościgi czy brutalność, ale przez poczucie narastającego niepokoju. Czytelnik nieustannie czuje, że coś jest nie tak, że coś czai się tuż za rogiem. To takie poczucie lekkiego zagrożenia, jakby coś siedziało czytelnikowi tuż pod skórą. Jaskinie, wąskie przejścia, wilgotne korytarze, mrok, cisza i tajemnicr, wszedzie tajemnice. To wszystko sprawia, że podczas czytania można niemal poczuć klaustrofobię. Autorka sprawnie wykorzystuje przestrzeń naturalną, by podkreślić emocje bohaterów . Na wyciągnięcie ręki mamy zagubienie, lęk, determinację i obsesję.
Na uwagę zasługuje też bardzo rzetelne przedstawienie pracy ratowników górskich. Klaudia Muniak bardzo ciekawie i z ogrmnym szacunkiem pokazuje ich codzienne wyzwania, etykę zawodową i siłę charakteru. To nie są superbohaterowie – to ludzie z krwi i kości, którzy boją się jak każdy, ale mimo to schodzą pod ziemię, by ratować innych. Ten wątek dodaje powieści głębi i autentyczności.
Bardzo ciekawie nakreśleni są też inni bohaterowie. Marietta Wejman to postać nietuzinkowa. To kobieta silna, ale mocno poraniona. Ma w sobie wewnętrzny kompas moralny, który pcha ją do działania, nawet gdy wszystko wokół mówi jej, żeby odpuściła. Jej relacja z Łukaszem Zaborowskim nie jest oparta na schematach, to nie romans z obowiązku, ale raczej trudne partnerstwo. Obie postacie są dobrze zbudowane, mają swoje historie, emocje i tajemnice. Dzięki temu łatwo się z nimi zżyć i kibicować im, nawet gdy decyzje, które podejmują, są ryzykowne. 
Tytuł Drugie dno nie odnosi się tylko do warstw geologicznych czy ukrytej prawdy w sprawie kryminalnej. To też metafora ludzkiej psychiki, złożoności relacji i przeszłości, która wraca w najmniej oczekiwanym momencie. Każda postać ma swoje „drugie dno”, coś, co próbuje ukryć – czasem nawet przed samą sobą.
Drugie dno to świetnie skonstruowana, klimatyczna powieść, która zachwyci fanów thrillerów psychologicznych i kryminałów z dobrze zarysowanym tłem społecznym. Klaudia Muniak nie idzie na skróty, nie serwuje łatwych rozwiązań ani prostych emocji. Zamiast tego daje czytelnikowi historię, która zostaje z nim na dłużej – jak echo, które nie cichnie po wyjściu z jaskini. 
To książka dla tych, którzy lubią zagadki, silne postacie i historie, w których prawda nie zawsze daje ukojenie, ale zawsze jest warta poznania. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik)  

 

niedziela, 15 czerwca 2025

Słodka choroba - Patricia Highsmith

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Ponownie jestem zachwycona. Patricia Highsmith w najlepszej formie. 
Pisarka udowadnia, iż jest mistrzynią niepokoju i psychologicznego napięcia. Autorka pokazuje, że potrafi stworzyć dzieło, które nie tylko intryguje fabularnie, ale również zostawia głęboki ślad w psychice czytelnika. Słodka choroba to opowieść o miłości, która staje się obsesją; o tęsknocie tak silnej, że potrafi zniekształcić rzeczywistość. To również arcyciekawy portret Ameryki końca lat 50., widzianej oczami outsidera – samotnego, sfrustrowanego, rozdartego między marzeniem, a tym co niemożliwe, nierealne.
David, główny bohater, jest człowiekiem, którego można uznać za sympatycznego, a przynajmniej nieszkodliwego. Pozory... Prowadzi on zwyczajne życie, funkcjonuje społecznie, jest akceptowany i co ważne – nie wzbudza większych podejrzeń. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości David żyje w świecie, który sam sobie stworzył, świecie gdzie Annabelle, jego dawna ukochana, wciąż jest mu przeznaczona, mimo że dawno wyszła za mąż za kogoś innego. 
Highsmith bardzo precyzyjnie buduje psychologiczny portret człowieka odklejającego się od rzeczywistości. Jego działania – uporczywe listy, telefony, kupno domu, a nawet zmiana tożsamości – wydają się początkowo wyrazem zranionej dumy, potem pasji, wreszcie czegoś znacznie bardziej niepokojącego: manii. W miarę jak fabuła się rozwija, zaczynamy rozumieć, że David nie potrafi – a może nie chce – zaakceptować, że jego miłość jest jednostronna, że jego uczucia są po prostu nierealne. Stalking, tak byśmy to dzisiaj nazwali. Ale czy do końca?
W tym sensie tytułowa "słodka choroba” jest trafnym i bolesnym określeniem tego, co przeżywa bohater. Miłość u Highsmith nie jest tu źródłem szczęścia, lecz trucizną, która powoli, ale skutecznie zatruwa życie Davida i otaczających go ludzi. Czyni to kropla po kropli, minuta po minucie, niezauwżalnie.
Highsmith nie moralizuje, nie wskazuje palcem, nie dzieli świata na dobrych i złych. Zamiast tego każe czytelnikowi wejść do wnętrza umysłu człowieka pogrążonego w obsesji, a następnie... zrozumieć go, czasem nawet mu współczuć. 
Sprawia to, że książka jest tak przejmująca i na bardzo dlugo zapada w pamięć. Czytelnik, zamiast potępiać Davida, zaczyna się z nim utożsamiać. Któż z nas nie zna bólu odrzucenia, pragnienia bliskości, tęsknoty za kimś, kto zniknął z naszego życia? Highsmith celowo gra na tych emocjach, sprawiając, że postać bohatera staje się przerażająco znajoma. Jego decyzje mogą być nieracjonalne, ale motywacje – przerażająco ludzkie. Gwarantuję, iż wielu czytelników będzie potrafiło utożsamić się z naszym bohaterem.
W przeciwieństwie do klasycznych kryminałów, autorka rezygnuje z tradycyjnej intrygi detektywistycznej. Nie ma tu seryjnego mordercy, zbrodni z premedytacją czy wielkiego śledztwa. Zamiast tego dostajemy coś znacznie bardziej niepokojącego: powolne zanikanie granicy między tym, co akceptowalne, a tym, co niepokojąco dziwaczne. Przerażające, jak bardzo jest to aktualne. Spójrzymy chociażby do świata polityki, social mediów, jak zmienia się tam granica tego co normalne, moralne. 
Kulminacja prowadzi do tragicznego obrotu spraw, który nie jest jedynie konsekwencją decyzji bohatera, lecz również przypadku. Więcej wam nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej niezwykłej i zaskakująco aktualnej książki. Słodka choroba jest po prostu genialna i przerażająco aktualna.
Wielkim atutem tej powieści jest także portret Ameryki lat 50. XX wieku. 
Jest to portret niezwykle ciekawy, subtelny. Ukazuje on społeczeństwo amerykańskie lat 50. XX wieku. Była to epoka pozornego dobrobytu i obsesji na punkcie „normalności”. David jako postać funkcjonuje właśnie na obrzeżach tej normalności. Mimo że spełnia zewnętrzne kryteria – ma pracę, mieszka w pensjonacie, utrzymuje kontakt z ludźmi – jego wewnętrzny świat zupełnie rozmija się z tą rzeczywistością. David, wg. ówczesnych kryteriów, jest tak nienormalny, że to aż boli.
W tym sensie książka Highsmith może być odczytywana jako krytyka społeczeństwa, które spycha jednostki zmagające się z emocjonalną niestabilnością na margines. David nie ma gdzie się zgłosić, nie znajduje zrozumienia, bo nie istnieje społeczna przestrzeń dla jego cierpienia – zwłaszcza że nie pasuje ono do kanonu męskości lat 50., opartego na sile, opanowaniu i sukcesie.
Styl autorki w tej powieści jest typowy dla jej prozy: oszczędny, precyzyjny, chłodny, a przy tym niesamowicie przenikliwy. Brak tu ozdobników, kwiecistych sformułowań. Każde zdanie ma swoją wagę, każda obserwacja psychologiczna jest celna i bezlitosna. Ta narracja nie ocenia, lecz rejestruje. 
Wrażenie robi także konstrukcja narracyjna: powieść stopniowo narasta, gęstnieje, aż do punktu kulminacyjnego, który wybucha jak zatrzymywany zbyt długo oddech. A potem... pozostaje już tylko milczenie i refleksja.
Słodka choroba to jedna z najlepszych, najbardziej przejmujących i dojrzałych powieści psychologicznych Patricii Highsmith. Nie oferuje prostych odpowiedzi ani łatwych emocji. Zamiast tego zmusza do zadawania ponadczasowych pytań: o naturę miłości, o granice obsesji, o to, jak łatwo można się zagubić w uczuciu, które powinno dawać ukojenie, a zamienia się w przekleństwo. 
To niepokojąca, mroczna, lecz głęboko ludzka opowieść, która długo pozostaje w pamięci. Dla miłośników literatury psychologicznej – lektura obowiązkowa. Polecam. Zaskakujące i przerażające.

 

sobota, 14 czerwca 2025

Nim zgasną sny - Maria Paszyńska

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5,5/6
Maria Paszyńska po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzynią w kreowaniu barwnych, wielowymiarowych światów. W Jej powieściach wielka historia splata się z losem jednostki, a emocje bohaterów dotykają najczulszych strun czytelnika. Nim zgasną sny to nie tylko kontynuacja Warszawskiego niebotyku i Gonitwy chmur, ale przede wszystkim literacka uczta, która zostaje w pamięci na długo.
Akcja powieści przenosi nas do Berlina roku 1936. Jest to miasto, które z jednej strony błyszczy światłami olimpijskiego splendoru, a z drugiej skrywa cień narastającego totalitaryzmu. Paszyńska z wielką precyzją ukazuje igrzyska olimpijskie jako spektakl pozorów, w którym sport staje się tylko fasadą dla propagandowej machiny III Rzeszy. To tło jest sugestywne, przerażające, a jednocześnie fascynujące. Kontrastuje ono z osobistymi dramatami i marzeniami bohaterów, którzy nieustannie walczą o swoje miejsce w świecie.
Na pierwszy plan wysuwa się postać Tadeusza Zasławskiego, sportowca z ogromnymi ambicjami. Jest to człowieka przede wszystkim owładniętego pragnieniem chwały. To bohater nieoczywisty, pełen sprzeczności. Z jednej strony można mu współczuć, z drugiej trudno nie dostrzec jego egoizmu. Paszyńska nie ocenia, ale pozwala czytelnikowi samodzielnie interpretować motywacje i wybory postaci. To właśnie taka narracja stanowi jeden z największych atutów tej powieści.
Równolegle śledzimy losy Warszawy pod rządami prezydenta Stefana Starzyńskiego. To miasto rozkwita na przekór zbliżającej się katastrofie. Opisy przedwojennej stolicy są niezwykle plastyczne, pełne koloru, życia i nadziei. Paszyńska z ogromnym wyczuciem historycznym oddaje atmosferę tamtych czasów, nie tylko w warstwie faktograficznej, ale przede wszystkim emocjonalnej. To Warszawa marzeń – piękna, ambitna, pełna ludzi, którzy wierzą, że przyszłość należy do nich.
Jednak ta wiara zostaje wystawiona na ciężką próbę. Autorka subtelnie, ale z wyczuwalnym napięciem buduje nastrój zbliżającej się tragedii. Cień wojny zaczyna kłaść się na kartach powieści coraz mocniej, a czytelnik czuje niepokój. W tym kontekście tytułowe „sny” stają się symbolem zarówno marzeń, które mogą się ziścić, jak i tych, które muszą zgasnąć w obliczu nadchodzącego mroku.
Nim zgasną sny to opowieść o zderzeniu idealizmu z brutalnością świata, o dojrzewaniu do trudnych decyzji i o miłości, tej romantycznej, trudnej, pełnej cierni, ale też tej najprawdziwszej, która potrafi przetrwać nawet najciemniejsze czasy. Maria Paszyńska z niezwykłą wrażliwością i literackim kunsztem prowadzi czytelnika przez meandry emocji, nie pozostawiając nikogo obojętnym.
Na uwagę zasługuje również język powieści – barwny, bogaty, dopracowany w najmniejszych szczegółach. Opisy są pełne malarskich detali, a narracja płynie wartko, nie pozwalając oderwać się od lektury. Paszyńska nie tylko opowiada historię – ona ją maluje, rzeźbi i tka z najdelikatniejszych emocji.
Nim zgasną sny to książka, która porusza, inspiruje i zostawia ślad. To nie tylko świetna literatura historyczna, ale także uniwersalna opowieść o ludziach, ich marzeniach, słabościach, sile i nadziei. Jeśli szukacie powieści, która nie tylko opowiada historię, ale także ją przeżywa razem z Wami – ta książka będzie idealnym wyborem. Polecam.

 

czwartek, 12 czerwca 2025

Coast Road. Powieść - Alan Murrin

 


Wydawnictwo Bo.wiem, Moja ocena 6/6
Coast Road to niezwykle piękna, poruszająca i głęboko ludzka opowieść o kobiecej sile, przyjaźni, samotności. Dodatkowo to opowieść o cenie, jaką płacimy za wolność w świecie rządzonym przez niepisane zasady i patriarchalne struktury. Ta powieść, rozgrywa się w dusznej atmosferze irlandzkiego miasteczka lat 90. Autor nie tylko genialnie odmalowuje obraz ówczesnych realiów społecznych, ale też przejmująco ukazuje poruszającą intensywność życia wewnętrznego swoich bohaterek.
Już od pierwszych stron opowieśc ta przyciąga wyrazistą narracją. Murrin z precyzją i wyczuciem buduje świat, w którym kobiety, choć z pozoru podporządkowane, zaczynają coraz głośniej mówić własnym głosem.
Główną bohaterką jest Colette, poetka, która po zakończeniu romansu i rozpadzie małżeństwa próbuje odnaleźć siebie na nowo. Jej powrót do zamkniętej społeczności rodzinnego miasteczka ukazuje, jak silne mogą być społeczne napiętnowania i jak trudne bywa przebicie się przez mur konwenansów.
Narracja Murrina jest gęsta od emocji i znaczeń. Autor świetnie radzi sobie z opowiadaniem historii przez niedopowiedzenia, subtelne gesty, przemyślenia bohaterów. Znakomicie buduje napięcie, stopniowo odsłaniając dramaty przeszłości i teraźniejszości.
Największą siłą powieści są jej kobiece postaci. Colette, artystka i matka, to postać głęboko złożona – rozdarta między potrzebą wolności a bólem wynikającym z rozstania z dziećmi i wykluczenia społecznego. Z kolei Izzy, żona lokalnego polityka, jest kobietą pozornie spełnioną, która w zaciszu własnego domu przeżywa rozczarowanie i samotność. Jeszcze jest Dolores, matka czworga dzieci, żona poniżającego i zdradzającego ją męża.
Colette robi to, na co nie odważyły się pozostałe dwie kobiety. Colette odchodzi od męża. To początek i sedno historii.
Kobiety poznają się. Ich relacja jest z początku oparta na ostrożnym zaufaniu. Z biegiem czasu, krok po kroku, ostrożnie, to sie zmienia. Znajmość przeradza się w silną więź i szybko staje się sercem, sednem powieści. Fabuły nie będę wam opowiadać. Nie da się. Są takie książki. Nadmienię tylko, iż autor pokazuje, że każda decyzja niesie konsekwencje, a odwaga często kończy się cierpieniem. Mimo to, nie brakuje tu nadziei. W tej opowieści jest miejsce zarówno na cichą solidarność, jak i na bunt, który może przynieść zmianę. Genialnie napisany, mądry protest book, książka z przesłaniem i morałem.

Jednym z najmocniejszych aspektów powieści jest osadzenie historii w bardzo konkretnym kontekście historyczno-społecznym Jest Irlandia lat 90. XX wieku, gdzie rozwody wciąż były nielegalne, a kobiety wciąż funkcjonowały w cieniu tradycji i religii. Murrin pokazuje, jak prawo – a właściwie jego brak – wpływa na życie jednostek, jak skutecznie może uniemożliwiać im szczęście i niezależność.
Ta historia to także krytyka społeczna. Autor kreśli portret społeczeństwa, w którym reputacja ważniejsza jest od dobra jednostki, a cisza i milczenie są często wybierane zamiast prawdy i konfrontacji. To nie tylko tło wydarzeń – to współbohater powieści.
Cennym uzupełnieniem są opisy przyrody i codzienności. Są one wyjątkowo nastrojowe i zmysłowe. Z niezwykłą precyzją autor oddaje atmosferę małej miejscowości – z jej cichymi dramatami, pozorami i ukrytymi pęknięciami.
Coast Road to książka głęboko poruszająca, ważna, zaskakująca i mądra. Wywarła ona na mnie ogromne wrażenie. Choć opowiada o konkretnym czasie i miejscu, jej przekaz jest uniwersalny. To opowieść o tym, jak trudno być sobą w świecie, który nie pozwala na indywidualizm. Powieść traktuje także o sile przyjaźni, która może być ostatnią deską ratunku, i o tym, że droga do wolności bywa trudna, ale warta każdej ceny – nawet jeśli oznacza stratę.
Coast Road Alana Murrina to powieść absolutnie wyjątkowa, poruszająca, zapadająca w pamięć i niestety brutalnie szczera. To książka, która zostaje z czytelnikiem na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Jej bohaterki stają się naszymi towarzyszkami, w w ich wyborach często widzimy nasze włąsne decyzje. Trudne i bolesne dla czytelnika. To literatura najwyższej próby, której siła tkwi w prawdzie i odwadze.
Polecam tę książkę każdemu, kto ceni sobie literaturę zaangażowaną, psychologicznie pogłębioną i emocjonalnie prawdziwą. Mistrzostwo.

 

środa, 11 czerwca 2025

Gra w kości - Elżbieta Cherezińska

 



Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Elżbieta Cherezińska kolejny raz udowadnia, że historia nie musi być zbiorem dat i nudnych faktów. Gra w kości to bez wątpienia jedna z jej najwybitniejszych powieści. Na jej kartach pisarka wskrzesza przeszłość pelną energii, emocji, intryg. Lektura pochłania od pierwszej strony.

Powieść przenosi nas w sam środek jednego z najbardziej fascynujących momentów europejskiej historii, czyli przełomu pierwszego tysiąclecia. Europa balansuje między chrześcijaństwa a pogaństwem. Na tym tle rozgrywa się historia dwóch tytanów: młodego cesarza Ottona III i dojrzałego, ambitnego Bolesława Chrobrego.
Otton to postać o rzadko spotykanej głębi. Jest on genialnym, ale rozdartym wewnętrznie idealistą, który pragnie odnowy cesarstwa i jedności chrześcijańskiego świata. Otton to wizjonerstwo, religijna ekstaza i intelektualna potęga epoki. Świetnie ukazane mistyczne uniesienia Ottona to elementy, które budują prawdziwy dramat człowieka rozdartego między boską misją a realiami władzy.
Bolesław Chrobry z kolei to bohater z krwi i kości, pełen życia, pasji, namiętności i żądzy władzy. Jest przebiegłym graczem politycznym, wojownikiem, kochankiem, a przy tym mistrzem sojuszy i manipulacji. Cherezińska niezwykle ciekawie kreśli jego postać. Jej Chrobry to nie papierowy bohater z podręcznika, ale pełnowymiarowy człowiek z ambicjami, lękami i marzeniami.
Kulminacyjnym momentem powieści jest spotkanie Ottona i Bolesława w Gnieźnie. Mamy rok 1000. Autorka buduje napięcie niemal jak w thrillerze, każdy krok, każda rozmowa, każde spojrzenie ma znaczenie. To polityczna gra najwyższej stawki. Tą stawką jest przyszłość Europy Środkowej i symboliczne uznanie Polski na arenie międzynarodowej. A między nimi znajduje się duch świętego Wojciecha, który staje się nie tyle postacią, co siłą napędową zdarzeń, symbolem.
Cherezińska to mistrzyni szczegółów. Nie poprzestaje na ogólnikach. Jej średniowiecze jest pełne barw, zapachów, emocji. Nie ma tu miejsca na kszczątkowe informacje czy suchą fakty. Mamy więc porywający świat, w którym tajne służby działają równie sprawnie jak w XXI wieku, propaganda to codzienność, a relacje międzyludzkie są niezwykle złożone. Autorka znakomicie pokazuje też, że średniowiecze nie było epoką ciemnoty, ale czasem intensywnych duchowych i intelektualnych przemian i wydarzeń.
Co cenne, Gra w kości oparta jest na rzetelnych źródłach historycznych. Cherezińska nie tworzy fantazji, lecz literacką rekonstrukcję wydarzeń. Owszem, ta rekonstrukcja czasem zaskakuje, ale jest zawsze oparta na faktach. Dialogi tętnią energią, bohaterowie nie są sztuczni ani archaiczni – ich sposób myślenia, choć osadzony w realiach średniowiecza, przemawia do współczesnego czytelnika. Tempo akcji nie zwalnia ani na moment. Gra w kości to wspaniała powieść polityczna z elementami thrillera, romansu i psychologicznego dramatu.
Jest to jedna z lepszych książek Elżbiety Cherezińskiej. To książka, która łączy w sobie erudycję i pasję, wierne oddanie realiów epoki i literacki rozmach. To także historia o władzy, wierze, pożądaniu i cenie marzeń.
Jeśli szukasz lektury, która cię pochłonie, zachwyci i zostawi z przemyśleniami – sięgnij po Grę w kości. Lektura ta to wspaniała przygoda i zarazem przypomnienie, że historia jest żywa, pełna namiętności, konfliktów i ludzi, którzy grali o wszystko.