Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Daliśmy radę, chłopaku to książka, którą czyta się tak, jakby sam Anthony Hopkins siedział naprzeciw nas – przy kuchennym stole, z kubkiem herbaty, czasem się śmiejąc, czasem marszcząc brwi, a czasem po prostu milknąc na dłużej. Wyraźnie widać, że niektóre wspomnienia nadal bolą naszego bohatera. To nie jest typowa autobiografia, gładka, be zwiększych emocji. To gęsta, uczciwa, chwilami szorstka opowieść człowieka, który przeżył wiele, zrozumiał jeszcze więcej, a teraz potrafi mówić o tym do bólu szczerze. Ale czy o wszystkim potrrafi mówić?
Hopkins wraca do swojego dzieciństwa w Port Talbot – szarego, zwyczajnego, pełnego braku wiary w sukces i przekonania, że „nieudacznik” powinien trzymać się w cieniu. To tło jest kluczowe, bo z niego nieuchronnie wyrasta późniejszy kontrast. Jakimś cudem człowiek uznawany za beznadziejnego ucznia zostaje jednym z największych aktorów swoich czasów. Hopkins opisuje tę przemianę z prostotą, bez triumfalizmu. Kluczowym momentem jest przypadkowe spotkanie z filmowym Hamletem z 1948 roku. Tojedno popołudnie odmieniło życie chłopca. Autor nie ukrywa, że sam długo nie rozumiał, dlaczego akurat ta historia go poruszyła. Po prostu coś w nim zapłonęło. I ten płomień nie zgasł już nigdy.
Najciekawsze fragmenty dotyczą jego artystycznej drogi. Hopkins nigdy nie popada w mentorski ton, nie ma w nim chwały czy samouwielbienia. Pokazuje za to, jak wiele zawdzięcza swojej determinacji, ale też przypadkowi, szczęściu i ludziom, których spotkał po drodze. Opowieść o dostaniu się do Royal Academy of Dramatic Art dzięki monologowi Jaga jest fascynująca. To zdawało się być niemożliwym do spełnienia marzeniem. Stało się czymś niesamowitym za sprawą zupełnie nieprawdopodobnego zbiegu okoliczności. Jeszcze bardziej poruszają późniejsze spotkania – z Olivierem, Burtonem. Isttne i poruszające są i inne spotkania. Długo można je wymieniać. Trzeba po prostu o nich przeczytać.
Hopkins świetnie pisze o aktorstwie. Kiedy opisuje, jak budował rolę Króla Leara na wspomnieniu stoicyzmu swojego ojca i dziadka, każdy czytelnik będzie poruszony i zachwycony. Ten i wiele innych fragmentów brzmią jak wyznania człowieka, który całe życie próbował zrozumieć samego siebie poprzez role, jakie grał.
Najbardziej bolesna w książce jest jednak szczerość dotycząca życia osobistego. Hopkins nie owija w bawełnę – pisze o uzależnieniu, które zniszczyło jego małżeństwa i relację z dzieckiem. Nie usprawiedliwia się. Nie szuka taniej empatii. Pokazuje upadki takimi, jakie były: brutalne, czasem poniżające, prawie śmiertelne. Trzeźwość jawi się tu nie jako triumf, lecz codzienne zobowiązanie, ciężka praca. Hopkins doskonale rozumie, że jego sukces zawodowy nie zawsze szedł w parze z sukcesem w sferze prywatnej.
Wiele miejsca nasz bohater poświęca samotności. Jak sam pisze, samotność to pragnieniu, które jest w nim równie silne jak lęk przed bliskością. To nie są typowe hollywoodzkie zwierzenia o „życiu w świetle reflektorów”. To raczej uniwersalny opis człowieka, który przez lata nie potrafił przyjmować miłości, a jeszcze dłużej nie umiał jej dawać.
Motyw przewodni książki – fotografia trzyletniego Tony’ego, porusza i to bardzo. Hopkins spogląda na chłopca, którym kiedyś był, z niezwykłą czułością. W tym jednym zdaniu „Daliśmy radę, chłopaku” mieści się chyba cała mądrość jego wspomnień: akceptacja błędów, duma z przetrwania, brak potrzeby udawania, że życie było czymś innym niż było.
Daliśmy radę, chłopaku to pięknie niedoskonała książka. Opowiada ona o człowieku utalentowanym, trudnym, wrażliwym, czasem zagubionym, zawsze jednak szczerze próbującym zrozumieć samego siebie. To lektura, która inspiruje, ale przede wszystkim porusza – nie tanimi wzruszeniami, lecz prawdziwością. Jeśli ktoś szuka autobiografii gładkiej i efektownej, to nie ta lektura. Jeśli jednak chce usłyszeć głos człowieka, który przeszedł długą drogę, potknął się niezliczoną ilość razy, a mimo to potrafi dziś spojrzeć na dawnego siebie z czułym uśmiechem – ta książka jest strzałem w dziesiątkę.
Po prostu: dali radę. I Hopkins, i trzyletni Tony.









