Wydawnictwo Hachette, 376 s., Okładka miękka, Moja ocena 5,5/6
Jest to książka, dla której zarwałam noc i teraz w pracy skończyłam czytać, dobrze, że szefa mam wyrozumiałego, czyli siebie:)
Co mamy w Inkwizytorze? Przede wszystkim parę wspólników i to niebanalną. Dwóch mężczyzn (Geiger i Harry) wpada na pomysł własnego biznesu - będą torturować ludzi na zlecenie innych. Nie, źle napisałam, nie torturować, oni będą odzyskiwać informacje, w skrócie OI. I robią to bardzo skutecznie od 10 lat. A ich współpraca jest o tyleż perfekcyjna co dziwna.
Jeden o drugim w zasadzie niewiele wie, nie spotykają się prywatnie, nie wiedzą gdzie partner mieszka, ale wszystko działa idealnie, a firma OI funkcjonuje bez zastrzeżeń.
Z ich usług można skorzystać tylko poprzez wpisanie odpowiedniego hasła na nieszkodliwej z pozoru stronie internetowej i podanie kto jest osobą polecającą. Póżniej potencjalny zleceniodawca wyjaśnia kto jest celem OI. Cel ten zawsze nazywany jest Johnsem. Na ogół jest to Pan Jons, ale zdarzają się też Panie Jons.
Mózgiem w całym przedsięwzięciu, tytułowym Inkwizytorem jest Geiger. Człowiek bez przeszłości, który sam o sobie nic nie wie. Jego obecne życie zaczęło się pewnego mglistego poranka, gdy wysiadł z autobusu w nowojorskim Harlemie. Nie pamiętał kim jest, skąd się tam wziął, jak ma na imię. Nazwisko Geiger pożyczył sobie z albumu H.R. Giger, który dojrzał w oknie wystawowym księgarni. Dodał tylko „e”, ot tak, żeby było symetrycznie, ładniej i już miał nową tożsamość.
Harry i Geiger to jak wspomniałam niebanalna para. Jeden z nich cierpiący na koszmarne migreny i nawracające senne koszmary chodzi w przerwach między sesjami OI na terapię do psychologa - faceta życiowo przegranego, świeżo po rozwodzie, bez perspektyw na lepsze życie . Jednak Geiger- pacjent mobilizuje całą wiedzę psychologiczną terapeuty, który chce dowiedzieć się, dlaczego klient jest emocjonalnie martwy i dlaczego nie pamięta nic z własnego dzieciństwa - sprawia wrażenie, jakby narodził się już jako dojrzały mężczyzna. Dzięki niemu życie psychologa za chwilę zacznie przypominać kino akcji.
Geiger mimo, że para się OI ma swoje zasady, taki niepisany kodeks moralny, zawodowy – nie pracuje z dziećmi. Jednak pewnego dnia zleceniodawca zamiast Jonsa dostarcza jego 12 letniego syna. Geiger odmawia wykonania zadania, porywa chłopca i sam staje się Jonsem, jest ścigany przez innego, ale w przeciwieństwie do niego nie mającego żadnych zahamowań OI- Daltona.
Jak dalej rozwinie się akcja nie zdradzę. Napisze tylko, że to jedna z najlepszych powieści sensacyjnych jakie ostatnio czytałam. Akcja wciąga od pierwszej strony i do końca nie puszcza. Malutki niedosyt czułam tylko w związku z przeszłością Geigera. Będąc poddawanym OI przez sadystę Daltona Geiger sięga do swojej podświadomości, dokonuje się w nim coś na kształt cofnięcia się w swoją jażń, przeszłość. Geiger na tyle zapada się w sobie, że nie czuje niewyobrażalnego wprost bólu, jaki zadaje mu Dalton. Dzięki torturom Daltona bardzo wiele dowiadujemy się o Geigerze, o jego przeszłości, ale za mało, nie wszystko zostaje do końca wyjaśnione, a szkoda.
Co mamy w Inkwizytorze? Przede wszystkim parę wspólników i to niebanalną. Dwóch mężczyzn (Geiger i Harry) wpada na pomysł własnego biznesu - będą torturować ludzi na zlecenie innych. Nie, źle napisałam, nie torturować, oni będą odzyskiwać informacje, w skrócie OI. I robią to bardzo skutecznie od 10 lat. A ich współpraca jest o tyleż perfekcyjna co dziwna.
Jeden o drugim w zasadzie niewiele wie, nie spotykają się prywatnie, nie wiedzą gdzie partner mieszka, ale wszystko działa idealnie, a firma OI funkcjonuje bez zastrzeżeń.
Z ich usług można skorzystać tylko poprzez wpisanie odpowiedniego hasła na nieszkodliwej z pozoru stronie internetowej i podanie kto jest osobą polecającą. Póżniej potencjalny zleceniodawca wyjaśnia kto jest celem OI. Cel ten zawsze nazywany jest Johnsem. Na ogół jest to Pan Jons, ale zdarzają się też Panie Jons.
Mózgiem w całym przedsięwzięciu, tytułowym Inkwizytorem jest Geiger. Człowiek bez przeszłości, który sam o sobie nic nie wie. Jego obecne życie zaczęło się pewnego mglistego poranka, gdy wysiadł z autobusu w nowojorskim Harlemie. Nie pamiętał kim jest, skąd się tam wziął, jak ma na imię. Nazwisko Geiger pożyczył sobie z albumu H.R. Giger, który dojrzał w oknie wystawowym księgarni. Dodał tylko „e”, ot tak, żeby było symetrycznie, ładniej i już miał nową tożsamość.
Harry i Geiger to jak wspomniałam niebanalna para. Jeden z nich cierpiący na koszmarne migreny i nawracające senne koszmary chodzi w przerwach między sesjami OI na terapię do psychologa - faceta życiowo przegranego, świeżo po rozwodzie, bez perspektyw na lepsze życie . Jednak Geiger- pacjent mobilizuje całą wiedzę psychologiczną terapeuty, który chce dowiedzieć się, dlaczego klient jest emocjonalnie martwy i dlaczego nie pamięta nic z własnego dzieciństwa - sprawia wrażenie, jakby narodził się już jako dojrzały mężczyzna. Dzięki niemu życie psychologa za chwilę zacznie przypominać kino akcji.
Geiger mimo, że para się OI ma swoje zasady, taki niepisany kodeks moralny, zawodowy – nie pracuje z dziećmi. Jednak pewnego dnia zleceniodawca zamiast Jonsa dostarcza jego 12 letniego syna. Geiger odmawia wykonania zadania, porywa chłopca i sam staje się Jonsem, jest ścigany przez innego, ale w przeciwieństwie do niego nie mającego żadnych zahamowań OI- Daltona.
Jak dalej rozwinie się akcja nie zdradzę. Napisze tylko, że to jedna z najlepszych powieści sensacyjnych jakie ostatnio czytałam. Akcja wciąga od pierwszej strony i do końca nie puszcza. Malutki niedosyt czułam tylko w związku z przeszłością Geigera. Będąc poddawanym OI przez sadystę Daltona Geiger sięga do swojej podświadomości, dokonuje się w nim coś na kształt cofnięcia się w swoją jażń, przeszłość. Geiger na tyle zapada się w sobie, że nie czuje niewyobrażalnego wprost bólu, jaki zadaje mu Dalton. Dzięki torturom Daltona bardzo wiele dowiadujemy się o Geigerze, o jego przeszłości, ale za mało, nie wszystko zostaje do końca wyjaśnione, a szkoda.
Wbrew pozorom niewiele w
książce znajdziemy krwawych, sadystycznych opisów tortur, czy jakby to
Geiger nazwał - OI. Owszem są, ale w ilości dużo mniejszej niż można by
się było spodziewać przed rozpoczęciem lektury.
Gorąco polecam Inkwizytora,to świetna pozycja trzymająca w napięciu, z niebanalnymi bohaterami, bardzo wyrazistymi i niebanalną akcją, a w zasadzie pomysłem na nią.
Liczę na kolejną co najmniej tak dobra pozycję tego samego autora. Czasami warto sięgnąć po książkę pisarza nieznanego, można przeżyć duże, bardzo miłe zaskoczenie.