czwartek, 28 lutego 2013

Pułapka - Mark Billingham

Wydawnictwo G+J, Okładka miękka, 384 s., Moja ocena 5-/6
To moje kolejne spotkanie z twórczością Marka Billinghama i po raz kolejny muszę uznać je za wyjątkowo udane.

Mimo posiadania na koncie całkiem sporego dorobku pisarskiego, autor niezmiennie trzyma formę, chociaż odrobinę zbyt mocno korzysta ze schematów, ale o tym za chwilę.  
Pułapka to dziewiąty tom bestsellerowej serii o przygodach detektywa Toma Thorne'a, uznawanego za jednego z najciekawszych bohaterów powieści kryminalnych.
Akcja rozpoczyna się niezwykle banalnie. Otóż pewnego dnia do podrzędnej agencji detektywistycznej przychodzi kobieta, która odsiedziała wyrok za zabójstwo męża i teraz po odbyciu kary twierdzi, że mąż żyje, ma na to nawet dowód – jego zdjęcie, które otrzymała tuż przed końcem odsiadki. Pani detektyw, którą zatrudnia ma być swoistym ogniwem łączącym kobietę z policją. Żona-morderczyni, Donna chce za wszelka cenę odnaleźć męża, który wg jej słów żyje i do tego przetrzymuje ich nastoletnia obecnie córkę. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że w zasadzie zwłok ofiary nie znaleziono nigdy, tzn. znaleziono, ale doszczętnie zwęglone i ich identyfikacja w żaden sposób nie była możliwa.
Człowiek, którego Donna nienawidziła całym sercem i - jak się wszystkim wydawało - zamordowała, żyje i ma się świetnie.
Kto i dlaczego wysłał te fotografie? Jak to możliwe, że Alanowi nic się nie stało? Gdzie on się ukrywa?
Tym razem inspektor Thorne zajmie się sprawą, w której nikt nie jest tym, kim się wydaje...
Aby rozwiązać tę zagadkę inspektor będzie musiał rozszerzyć swój teren działania daleko poza Londyn. Czy uda mu się schwytać bezwzględnego przestępcę, który nie zawaha się przed niczym, by ochronić swoje nowe życie?
Książka jest doskonałą lekturą, od samego początku trzyma w napięciu, a prosta z pozoru sprawa okazuje się bardziej zawiła niż można by sobie chociaż przez moment wyobrazić. Akcja od pierwszych stron początku pędzi niczym kolejka górska i do końca lektury nie zwalnia ani na moment. 

Mimo tych niewątpliwych plusów, widać wyraźnie, że Billingham skorzystał z wyeksploatowanego aż do bólu przez innych pisarzy motywu. Zaznaczę w tym miejscu tylko, że pisarz opiera się na starym, sprawdzonym schemacie – czyli karze za dawne zbrodnie. 
W zasadzie można by Pułapkę uznać za kolejny dobry, acz sztampowy kryminał, gdyby nie zakończenie. No cóż na pewno was ono zadziwi, jest nie do przewidzenia, jak na doskonały kryminał przystało. I w tym momencie zmieniłam o Pułapce diametralnie zdanie, a Billingham nadal pozostaje w kręgu najbardziej przeze mnie lubianych twórców kryminałów.
Udało mu się stworzyć bardzo ciekawych bohaterów, trzymającą w napięciu akcję i niebanalne zakończenie. Całość jest doskonale skomponowana, a rozwikłanie intrygi to prawdziwy kryminalny majstersztyk.  Fabuła jest przemyślana, a napięcie tak dozowane, że z wypiekami na twarzy śledzimy poczynania zarówno niby ofiary, jak i inspektora policji.
Specyficzny klimat, wartka akcja i zaskakujące zwroty akcji, to tylko niektóre atuty tej książki. 

Kawał dobrej, kryminalnej roboty, polecam. Pułapka to kryminał na bardzo wysokim poziomie, taki w starym, dobrym stylu. Gorąco zachęcam do lektury wszystkich miłośników tego gatunku literackiego.

Wyzwanie - Czytamy kryminały - Ostatni dzien I etapu...

Przypominam, że I etap wyzwania trwa do dziś do godz. 23.59:) Do tego czasu możecie zamieszczać o tutaj:)  linki do recenzji. Przypominam - w styczniu i lutym czytamy kryminały polskie i skandynawskie + Agathę Christie, którą, jako niekwestionowaną królową czytamy nieustająco:) Kto się jeszcze nie dopisał do wyzwania, zapraszam. Sprawdżcie proszę czy wszystkie wasze recenzje pododawałam, czasami wpadają do spamów i mogę jakąś przeoczyć.

Po lewo na marginesie macie ankietkę, wyzwanie na marzec/kwiecień będzie zawierało jeden typ kryminałów wymyślony przeze mnie, a o drugim sami zdecydujecie. 
Zapraszam do głosowania (kto jeszcze nie głosował), ew. jeżeli ktoś zmienił zdanie do zmiany głosu...też można:)
Nie wiem, czy w ankiecie coś się zmieni, ale zapowiada się, że w marcu/kwietniu będziemy czytać kryminały angielskie + 1 typ, który ja przygotowałam, ale to dopiero jutro wam napisze...
Zapraszam jutro rano - opublikuję wszystkie nasze recenzje za styczeń/luty i podam co czytamy w marcu/kwietniu.

środa, 27 lutego 2013

Książka na którą od dawna czekam...

Sodoma i Gomora,
ostatni tom Trylogii Pogranicza
                          premiera: 28 lutego
Moje recenzje poprzednich tomów: I tom - Rącze konie,  II tom - Przeprawa.

Lata pięćdziesiąte, amerykańskie pogranicze Teksasu i Meksyku.
John Grady Cole, kowboj, którego poznaliśmy w Rączych koniach
i Billy Parham, który wraz z młodszym bratem wyruszył do Meksyku,
by odzyskać skradziony majątek w Przeprawie –
pracują teraz razem na ranczo na przedmieściach El Paso.
Ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę,
gdy John Grady zakochuje się w pięknej Magdalenie.
Za to uczucie obaj będą musieli słono zapłacić...

Znakomite zwieńczenie trylogii,
pobudzająca wyobraźnię i tęsknotę za nieznanym
opowieść o przyjaźni i pasji życia.
Oraz o miłości, równie niebezpiecznej, co pociągającej.

Ponura i majestatyczna trylogia…
McCarthy stworzył dzieło wspanialsze i głębsze niż jakakolwiek książka.
Tacy pisarze mogą mierzyć się jedynie z bogami.
„Washington Post Book World”

Cormac McCarthy (właśc. Charles McCarthy, ur. 1933 w Providence, mieszka w Nowym Meksyku)
uważany za jednego z czterech najlepszych współczesnych pisarzy amerykańskich
(obok Thomasa Pynchona, Dona DeLillo i Philipa Rotha), następcę Faulknera.
Każda jego książka staje się wydarzeniem literackim.

-------------------------------------------------------------------------------------------------
W kwietniu natomiast ukaże się nowa książka tureckiej pisarki Elif Shafak.

Przestraszył się, że odnajdzie siebie i przelęknie się tego, co odkryje… Dręczony nieznaną zgryzotą młody derwisz wyrusza w drogę, której nie zna celu. Wskaże mu go ukryta w mieszku niezwykła perła…   
           
Pewna stambulska dzielnica, niegdyś szczęśliwa i błogosławiona, pada ofiarą złego uroku. Dawny dobrobyt niknie, same nieszczęścia spadają na jej mieszkańców. Jak odegnać zły los?
 
Staruchy twierdzą, że tylko Pinhan może zaradzić złemu. Pinhan czyli Ukryty…

 Oto pełen magii świat wędrownych mistyków, dżinów, amuletów, imion o tajemnej mocy i miłości, której zniewalającej sile nikt nie zdoła się oprzeć. Świat baśni z tysiąca i jednej nocy.

                    

Nauczycielka z Villette - Ingrid Hedström

Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, 304 s., Moja ocena 5-/6
To moje pierwsze spotkanie z książkami Ingrid  Hedström, ale na pewno nie ostatnie. Larssonem czy Mankellem pisarka na pewno nie jest, ale ma spory potencjał i na tle niektórych pseudo twórców skandynawskich kryminałów prezentuje się całkiem nieźle.
Ale po kolei.  
Nauczycielka z Villette, to pierwsza część kryminalnych przygód sędzi śledczej, Martine Poirot. Akcję tej powieści, a także czterech kolejnych części cyklu, umiejscowiła w fikcyjnej miejscowości Villette w Belgii, która jest brukselską sypialnią i całkiem miłym miasteczkiem.
Akcja książki rozpoczyna się dramatycznym prologiem rozgrywającym się w 1961r. Szczegółów prologu nie zdradzę napiszę natomiast, że jest on wyjątkowo dramatyczny.
Po nim przenosimy się w lata 90. XX w. Wtedy w Villette ma miejsce tragiczne wydarzenie. Ukochana przez wszystkich nauczycielka Jeanne Demaret zostaje śmiertelnie potrącona przez samochód, a kierowca ucieka z miejsca zdarzenia. Teren błyskawicznie zostaje zabezpieczony, świadkowie przesłuchani, ale niewiele z tego wynika poza informacją, ze samochód był ciemny...
Prowadząc śledztwo, już w pierwszej jego fazie policja dochodzi do wniosku, że nie był to nieszczęśliwy wypadek, ale zaplanowane działanie. Dlaczego ktoś chciałby zamordować sześćdziesięcioletnią wręcz uwielbianą przez wszystkich, dobrą jak anioł nauczycielkę? 
Na to pytanie musi znaleźć odpowiedź sędzia śledcza Martine Poirot. Bardzo szybko Martin wraz ze współpracownikami dochodzi do wniosku, że rozwiązania zagadki należy szukać w przeszłości ofiary.
Wspierana przez komisarza Christiana de Jonge rozpoczyna dochodzenie, którego wyniki okażą się zaskakujące. Mimo niezawisłości sędziego śledczego, Martin jest nękana telefonami z góry, delikatnymi sugestiami polityków (tych czynnych i będących już na emeryturze), jak i zwyczajnych mieszkańców miasteczka. Zamieszany jest w to nawet jeden duchowny.
Rozwiązanie zagadki jest zaskakujące, chociaż mniej więcej po lekturze 1/3 książki wiemy o co chodzi, jaką tajemnicę skrywała ofiara, ale zakończenie książki i tak zaskakuje. To należy zaliczyć pisarce na plus.
Kolejnym plusem jest ciekawe ukazanie Martin i jej męża. Ten historyk mediewista wzbudził moją wielką sympatię. Istny ideał męża - mądry, z poczuciem humoru, przystojny, dobrze zarabiający, dbający o żonę, dzielnie opierający się zakusom płci przeciwnej i pomagający żonie w pracy... Wiem, niewiarygodne..Jednak od razu wyjaśniam, Nauczycielka... to nie bajka ani S-F, a dobry kryminał. Akcja toczy się zaledwie przez kilka dni, tyle ile potrzeba sędzi Martin na rozwikłanie śledztwa. Jednak autorce udało się zmieścić niesamowicie dużo faktów i wydarzeń w tak krótkim okresie czasu. Nie ukrywam, że na początku miałam pewne problemy z przyswojeniem nazw, nazwisk i stylu funkcjonowania w belgijskiej miejscowości. Jednak po wdrożeniu się w tamtejszą rzeczywistość lektura była przyjemnością. Trochę brakowało mi skandynawskiej rzeczywistości, ale mówi się trudno.
Bohaterowie są bardzo interesujący, akcja pędzi, intryga kryminalna niezła, a przy tym jest to kryminał ze swoistym przesłaniem - autorka ukazuje nam czym może skończyć się bezmyślność, głupota, okrucieństwo poparte rasizmem.
Na pewno sięgnę po kolejne części cyklu. Jak na debiut literacki Nauczycielka z Villette to na prawdę niezły kryminał. Nie super wybitny, ale niezły i dający szansę na coraz lepszą kontynuację, co w zalewie większych lub mniejszych kryminalnych gniotów i gniotków jest ogromna zaletą.
 Ingrid Hedström to nowa pisarka na naszym rynku. Pochodzi ze Szwecji, obecnie mieszka w Sztokholmie. Studiowała psychologię i przez pewien czas pracowała jako psycholog szkolny. W latach osiemdziesiątych XX w. podjęła się pierwszych prac jako dziennikarka i redaktorka znanych magazynów. Od 1992 r. pisze teksty na temat Europy dla "Daily News". Od niedawna jest autorką kryminałów.
W 2008 r. Hedström otrzymała nagrodę Szwedzkiej Akademii Autorów Kryminalnych za najlepszy debiut,czyli Nauczycielkę z Villette.

wtorek, 26 lutego 2013

Dom ciszy - Orhan Pamuk

Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 408 s., Moja ocena 4,5/6
Każdą dotychczas przeczytaną książką Pamuka byłam zachwycona, jak dotąd nigdy się nie zawiodłam na twórczości noblisty. Tym razem niby też się nie zawiodłam, doceniam talent (choć dopiero kiełkujący w zarodku) Pamuka, ale czy książka mi się podobała, to nie jestem do końca pewna. Można nie być pewnym, czy książka przypadła do gustu, wierzcie mi.
Ale po kolei...
Dom ciszy jest jednym z pierwszych dzieł literackich w dorobku noblisty, jest to bardzo dobra książka jako taka, jako dzieło literackie, choć nie ukrywam bardzo specyficzna jeżeli chodzi o treść i nie dla każdego.
Tym razem autor zabrał mnie do XX-wiecznej Turcji i opowiedział dzieje niezwykłej rodziny (a może zwyczajnej...aż strach się bać). 

Akcja rozpoczyna się latem na początku lat osiemdziesiątych XX w., gdy  troje wnuków odwiedza 90-letnią babkę, która mieszka w starym rozsypującym się domu na prowincji. 
Dom babki jest niezwykły, od zawsze taki był, jest pełen ciszy, swoistej magi, kryje wiele rodzinnych sekretów. Owe tajemnice pochodzą z wczesnej młodości babki, która przybyła do małego miasteczka ze Stambułu wraz ze swoim mężem. Zafascynowany zachodnią kulturą lekarz-ateista marzył, że pisana przez niego i ostatecznie nigdy nieukończona wielotomowa encyklopedia zbierająca całość ludzkiej nauki i doświadczenia, oświeci zabobonne umysły tureckiego ludu. 
Plan ambitny, ale czy realny? Czy tak się stało? Czy udało mu się chociaż trochę oświecić rodaków? Co wspólnego z tym wszystkim ma dom i wnukowie babki?
Książka jak wspomniałam jest bardzo dobra literacko, ale...nie oczekujcie pięknej, słonecznej sagi rodzinnej. Jest to i owszem opowieść o rodzinie, ale opowieść tak realistyczna, nieubarwiona, pełna okropieństw, wręcz brudu, momentami takiego absurdu, że z jednej strony strach, że są (były) takie rodziny, a z drugiej strony niesamowity realizm, z jakim Pamuk opisuje wszystko jest po prostu porywający. A może po prostu w Turcji te kilkadziesiąt lat temu tak było? 

Przyznam się, że z tą książką jest dziwnie, niby nie jest to lektura, którą pokochałam od pierwszej kartki, ale ma w sobie coś takiego, co sprawiło, że nie mogłam się oderwać od niej mimo, iż momentami czułam obrzydzenie do niektórych członków rodziny babki. 
Tak myślę, że chyba do większości bohaterów czułam wyraźną niechęć, żadnego z nich nie polubiłam.
Co ciekawe, bohaterami książki są prawie sami mężczyźni, a wśród pięciorga narratorów jest jedna kobieta, babka, czyli Fatma. Może to taka metafora ukazująca nam, jak bardzo męskim społeczeństwem była Turcja kilkadziesiąt lat temu... 

Jeżeli chodzi o babkę, to bardzo ciekawa postać (chyba najciekawsza z całej rodziny). 
W  młodości pochodziła ze średniozamożnego rodu, wydana za obiecującego lekarza dobrze na tym nie wyszła. Małżonek nie spełnił pokładanych w nim nadziei, kariery nie zrobił. Co się z nim później stało? Dlaczego praktycznie wszyscy znajomi i rodzina odsunęli się od niego?
To chyba najciekawszy wątek w całej książce, ale odpowiedzi na w/w pytania nie zdradzę, zachęcam do zapoznania się z nimi poprzez lekturę Domu ciszy.
W książce mamy wszystko co potrzebne do stworzenia doskonałej sagi – tajemnice, bohaterów skrywających mroczne sekrety, umierającą protoplastkę rodu, która chowa w zanadrzu duchy przeszłości, mroczne domostwo, nieślubne dzieci...tylko przewrotnie Pamuk serwuje nam nie hollywoodzką opowieść, ale turecki realizm. I o tym trzeba pamiętać rozpoczynając swoją przygodę z tą pozycją.
Genialnie ukazane są realia II połowy XX w. i psychika bohaterów. Każda z postaci jest inna, każda skrywa sekrety, każda jest nakreślona niesamowicie mocną kreską. Można nie lubić bohaterów Domu ciszy, ale na pewno nie pozostanie się wobec nich obojętnym. Wielu z ich zachowań nie pochwalam, wiele razy miałam ochotę każdym z  bohaterów mocno potrząsnąć, ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że większość ich czynów można usprawiedliwić okolicznościami, ale czy wszystkie?
Przeciwieństwem bohaterów i ich zachowań są wspaniałe opisy prowincjonalnego, prawie sielskiego Cennethisar, miasteczka znajdującego się kilkadziesiąt kilometrów od Stambułu.
O czym jest więc Dom ciszy, tak w skrócie? Przede wszystkim o szukaniu siebie i swoich korzeni i jak zwykle jest to książka z silnymi elementami autobiograficznymi. Jednak zaznaczam, jest to odrobinę słabsza, a na pewno mniej dojrzała warsztatowo książka od najlepszego (wg. mnie) dzieła Pamuka- Stambułu, który recenzowałam tutaj. 

Stambuł jest dla mnie kwintesencją twórczości noblisty, a Dom ciszy dobrą, ale jednak wprawką:). Mimo wszystko uważam, że po książkę warto sięgnąć. 
Orhan Pamuk, zapytany  jednym z wywiadów o Dom ciszy, powiedział: Wiem, że młodzi ludzie ze wszystkich moich książek najbardziej lubią Dom ciszy. Może dlatego, że zawarłem w tej powieści cząstkę mojej własnej młodości, mojego ducha… Każdy z młodych bohaterów był mną. W każdej z postaci przedstawiłem inne oblicze młodości. Dom ciszy jest opowieścią o młodości – o dojrzewaniu i poszukiwaniu własnego miejsca w świecie.
Tak jak wspomniałam na początku książka nie jest dla każdego, ale żeby się o tym przekonać należy po nią sięgnąć do czego gorąco zachęcam.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Stosiki dwa...

Udałam, że nie słyszę, co listonosz mamrotał pod nosem...No co, na poprawę humoru. Zawodowo mi idzie kiepsko (szukam zdalnej dodatkowej pracy, jakbyście o czymś słyszeli...dajcie proszę znać, głównie tłumaczenia jęz. niemiecki, grecki lub coś innego), więc chociaż w zakresie książkowym mam pełnię zadowolenia.
A swoja drogą, jak to jest, że wiedzie się na ogół nie w tej dziedzinie, co by się chciało?!
A to od pana kuriera...on nic nie mamrotał, dobra mężczyzna:), tylko spojrzał wymownie na mnie:)
Anglia, początek XIX wieku. Tajemniczy pan Norrell jest jednym z nielicznych, którzy zajmują się jeszcze czarami. Ale to właśnie dzięki niemu i jego młodemu przyjacielowi - Jonathanowi Strange'owi, Anglia stanie się na powrót krainą tajemnej sztuki. Dwaj bohaterowie posiądą niezwykłą władzę, a sam rząd poprosi ich o pomoc w walce z Napoleonem. Lecz magia ma swoją cenę...






 Jason Walker często marzy, żeby życie stało się odrobinę mniej przewidywalne - aż do dnia, kiedy codzienne obowiązki w zoo sprawiają, że Jason przenosi się z basenu hipopotama do dziwnego świata, któremu grozi niebezpieczeństwo.
Lyrian to miejsce pełne niebezpieczeństw i wyzwań - nie przypomina niczego, z czym Jason zetknął się do tej pory. Ludzie żyją tu w strachu przed nikczemnym czarnoksiężnikiem i cesarzem w jednej osobie, Maldorem. Dzielni ludzie, którzy kiedyś przeciwstawiali się Maldorowi, zostali przekupieni lub złamani, zostawiając po sobie królestwo, w którym górę wzięły strach i podejrzliwość.
W poszukiwaniu drogi do domu Jason spotyka Rachel, która także została w tajemniczy sposób ściągnięta z naszego świata do Lyrianu. Jason i Rachel wplątują się w misję, mającą na celu złożenie w całość słowa mocy, które może zniszczyć cesarza, i dowiadują się, że muszą uratować ten świat pozbawiony bohaterów, jeżeli chcą mieć jakąś szansę powrotu do domu.


 Pewnej chłodnej jesiennej nocy agent biura federalnego, detektyw Chase McMillan, otrzymuje dziwne zgłoszenie. W niewielkim, prowincjonalnym miasteczku hrabstwa Darkmoor odnalezione zostaje okaleczone w nietypowy sposób ciało mężczyzny. Lokalna społeczność, jak i sama policja, nie potrafią udzielić żadnych istotnych informacji. Już po wstępnych oględzinach sprawa zaczyna nabierać tempa. Wszystko wskazuje na to, że niezidentyfikowany mężczyzna padł ofiarą rytualnego obrzędu.
Z czasem wychodzi na jaw dużo bardziej skomplikowane zaplecze śledztwa. Odnalezione zwłoki nie są pojedynczym przypadkiem, a sam detektyw, działający na granicy prawa, stara się coś zataić.



I do mojej kolekcji książek Marii Rodziewiczówny...


 Oglądamy Warszawę okresu międzywojnia. Piękny Andrzej Sawicki, uwikłany w gorący romans z rozwódką, musi wypełnić ostatnią wolę matki i ożenić się. Wybór jego ojca pada na Kazię Szpanowską, cichą, spokojną, pracowitą pannę z prowincji, która godzi się na to małżeństwo z rozsądku, by uszczęśliwić rodzinę a jednocześnie dochować wiary zaginionemu narzeczonemu. Czy taki związek może przetrwać na wielkomiejskim targowisku próżności? Czy wrzos może zakwitnąć na bruku?




 A to było tak. Ze czterysta lat temu jechała tędy królowa Bona. Babsko włoskie chciwe i chytre wymaniło od męża cały ten kraj - i jechała z pocztem i zgrają dworzan ziemię dzierżawić, zastawiać i sprzedawać. Kto dukaty miał, albo drogie kamienie, leciał jak pszczoły na sytę i na każdym popasie powstawali dziedzice, arendatory, ciwuny, gubernatory, a sepet Włoszki pęczniał. Otóż się zdarzyło, że gdy do Hłuszy dotarła, już wracając ku Koronie, most się pod karocą zawalił i królowa Bona w bagnie ugrzęzła. Królowa i sepety, które zaraz za karocą podskarbi wiózł. Zrobił się sądny dzień. Rzucili się dworzanie i ci, co jeszcze nic nie dostali, i choć się dwóch utopiło, reszta królową na ląd wyniosła, a franciszkanie dali jej pierwsze poratowanie i gościnę. Wskutek tego przebyła w Hłuszy trzy dni - na długie wieki w historii tego kraju pamiętne.(...)I wtedy to ufundowała królowa Bona wielki dzwon do franciszkańskiego kościoła, który otrzymał na chrzcie w królewskiej ludwisarni imię Florian.
Tak rozpoczyna się opowieść o dzwonie, którego nie tylko początki są ważne, ale i dalszy los. Szczególnie ta chwilą, gdy zaborca chce go przetopić na potrzeby wojenne... Polskie Kresy zajmowane są raz przez jedne wojska, raz przez drugie. Przez mały majątek przetaczają się wędrówki ludów. Ale sa tacy, którzy trwają na swej placówce... Opowieść oparta o osobiste doświadczenia Autorki.


 Niezwykła opowieść o walce o zachowanie polskości i wiary na polskich terenach pod butem Moskwy.
Bohaterami tej przepięknej opowieści jest rodzina Barcikowskich. Walka o polską duszę rozegra się między dwoma braćmi. Jednym, wysłanym przez matkę i babkę, na nauki do gimnazjum w Petersburgu, pod skrzydłami zruszczonego kuzyna. Choć kobiety lękają się o duszę chłopca, tak bardzo pragną, by zdobył on wykształcenie, że decydują się podjąć ryzyko. To, co wydaje się na początku tylko drobnym ustępstwem na rzecz systemu, wypacza duszę, która niestety przegrywa walkę z żywiołem rosyjskim.
Drugi chłopiec, nie tak zdolny, może też i nie tak bardzo kochany, zostaje na gospodarstwie. Ale to on nie skala nazwiska, nie zaprzepaści wiary.
I choć świat podziwia Wacława, który pnie się po szczeblach kariery urzędniczej, z piękną jak madonna z ikony Rosjanką u boku, to Filip osiągnie prawdziwe szczęście, spokój duszy, miłość dzieci i żony oraz szacunek sąsiadów. I w ostatecznym rozrachunku, to on będzie zwycięzcą


Maria Rodziewiczówna uwielbiała przyrodę. Wiele z jej powieści i opowiadań rozgrywa się na ukochanych Kresach, których uroda nieustannie ją oszałamiała. I podczas gdy o ludziach potrafiła pisać niekiedy bardzo szorstko i gorzko, przyrodę zawsze opisywała z zachwytem.
Kochała las. I nie był to zachwyt pensjonarki, lecz miłość znawczyni. Obrazy przepastnych kniei znajdziemy w wielu jej utworach. Ale umiała również zachwycić się pojedynczym kwiatem, którego wdzięk może odmienić szarość rzeczywistości. Bardzo kochała także zwierzęta i często to właśnie one są pozytywnymi bohaterami wymyślanych przez nią historii.



 Muminki to nie całkiem bajka?
Tove Jansson, młoda, obiecująca malarka, ilustratorka książek dla dzieci i uznana rysowniczka politycznych karykatur, wydała w 1945 roku pierwszą powieść o małych trollach, które bardzo spodobały się dorosłym, a dzieci je pokochały. Stworzyła Dolinę Muminków ? szczęśliwą krainę, o której marzyła podczas wojennych nalotów ? pełną ciepła, przyjaźni i koloru.
Wymarzyła sobie cudowny świat, do niego weszła i w nim się spełniła. Jako malarka, pisarka i kobieta, która na całe życie pokochała inną wyjątkową kobietę, Tooti. Intymne dzienniki z niemal całego życia, tysiące listów i szpargałów, ale przede wszystkim wieloletnia zażyłość z Tove pozwoliły Boel Westin, profesorce ze Sztokholmu, napisać fascynującą opowieść o twardo stąpającej po ziemi artystce i fenomenie jej Muminków.


Ta książka przeżyje nas wszystkich ("El País"). Dwustu bohaterów, siedem wieków historii Europy, cztery kraje. Zatrważające studium zła. Cabre z klasztoru w Hiszpanii zabiera nas do seminarium w Rzymie, by następnie przenieść w czasy szalejącej inkwizycji. A potem do Berlina i Paryża. Starodruki, klasztory, księża, antyki - opus magnum poczytnego katalońskiego autora.






 Do odziedziczonego na mazurskiej wsi domu przenoszą się Marianna i Krzysztof - małżeństwo z Warszawy. Nikt jednak nie lubi panoszących się i wszystko "lepiej wiedzących" warszawiaków, którzy chcą zaprowadzać własne porządki i zmieniać wszystko na "niby lepsze i ładniejsze". Miejscowa społeczność nie przyjmuje ich z radością, a życie codzienne stanie się trudne i pełne konfliktów. Coś jednak połączy te dwa światy w jeden przyjazny... Będzie to wspólna sprawa, która udowodni, że jedni drugim są bardzo potrzebni. "Miastowi" wrosną w mazurskie środowisko i pokochają je z wzajemnością, a ich dojrzała, wyrozumiała miłość będzie sojusznikiem tej sprawy.


 Kontynuacja bestsellerowej powieści Siedlisko. Na prośbę czytelników autor napisał dalszy ciąg losów rodziny Kalinowskich i ich mazurskich sąsiadów. W życiu Marianny zachodzi nieodwracalna zmiana. Musi poradzić sobie z losem, który jak zwykle przynosi chwile i tragiczne, i szczęśliwe. Marianna jest silna, jak zwykle szepcze do siebie ?Nie dam się!?. Tylko czy teraz rzeczywiście da radę ? Powstaje scenariusz do drugiej części filmu i plan trzeciej, ostatniej części powieści.




 Sztuka uprawiania róż z kolcami to pogodna i mądra opowieść o więzach rodzinnych, przyjaźni i prawdziwej pasji, która pozwala rywalizować z najlepszymi. Gal to przewlekle chora na nerki nauczycielka biologii, która ma nietypowe hobby: krzyżuje z powodzeniem rzadkie i piękne odmiany róż. Wszystko się zmienia, gdy w jej poukładanym i nieco nudnym świecie ląduje niespodzianie jej nastoletnia siostrzenica, spragniona rodzinnego ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Nagle okazuje się, że nie wszyscy ludzie wokół Gal są jej wrogami - być może ona sama pokazywała im tylko kolce. Powoli, krok po kroku świat pokazuje swoje jaśniejsze oblicze: jest szansa na zwycięstwo w zawodach hodowców, pogodzenie się z siostrą, a nawet na miłość.

 Komiczna i przenikliwa powieść obyczajowa o grupie kilku trzydziestolatków, dawnych przyjaciół z nowojorskiego college'u, którzy spotykają się po kilku latach na weselu jednej z przyjaciółek. Większość singli się zna (a nawet ze sobą romansowało!), ale jest też dwóch obcych - i nie wiadomo, jak się zachowają. Już przed samym ślubem jest gorąco od emocji, a podczas nocy weselnej dochodzi - jak to często bywa i w życiu - do nieoczekiwanych konfrontacji, które przynoszą w sumie oczyszczające skutki. Każdy z singli odpowiada sobie podczas tej nocy kogo (lub czego) najbardziej potrzebuje w życiu - i próbuje to zrealizować.



Książka jest zbiorem wspomnień małej dziewczynki, zapisanych ręką dorosłej już kobiety. Nie jest to saga rodzinna w pełnym tego słowa znaczeniu, w której przedstawione zostały losy wielu pokoleń, ale raczej zbiór impresji dotyczących poszczególnych zdarzeń czy osób. Na gruncie mojej dzisiejszej wiedzy wiele z tych opisów wymagałoby uzupełnienia, a nawet zmiany, ale w tych historiach ważniejszy niż idealna zgodność z realiami jest sposób odbioru świata i opowieści rodzinnych usłyszanych i zapamiętanych przez dziecko, a potem odtwarzanych po latach. Symbolem mojego dzieciństwa stała się dla mnie z czasem owa, opisana w jednym z rozdziałów, dzika jabłonka. Choć odeszła wraz z moim dzieciństwem, to wracałam do niej w myślach setki razy, także i w swoim dorosłym już życiu. Zawsze wtedy, gdy chciałam schronić się przed natłokiem kłopotów i znaleźć się tam, gdzie czas płynie inaczej, a bezpiecznym schronieniem może stać się prowizoryczny namiot z koca zaczepionego o rogi kuchennego stołu albo gałąź jabłoni ukryta wśród liści.

 Rozmowy bez retuszu to niekonwencjonalny wywiad z jednym z najbardziej znanych polskich aktorów filmowych i teatralnych Arturem Barcisiem. Książka jest wzruszającą wędrówką poprzez koleje życia aktora; zawiera wiele anegdot, ukazuje kulisy pracy teatralnej i filmowej , mówi o spotkaniach z wielkimi twórcami polskiego kina i teatru. Pełna ciepła książka niesie podstawowe przesłania ? marzenia się spełniają, jeśli są połączone z talentem, pracą i wytrwałością.





 To niezwykła książka, w której archiprezbiter Bazyliki św. Piotra, kardynał Angelo Comastri, posługując się żywym i barwnym językiem, pozwala św. Piotrowi opowiedzieć o swoim życiu. Odwołuje się przy tym do świadectw Ojców Kościoła i świętych. Zrekonstruowana "autobiografia" pierwszego papieża ukazuje jego losy od momentu powołania, przez wyznanie wiary pod Cezareą Filipową, po zaparcie się Chrystusa, uzyskanie przebaczenia i powierzenie mu opieki nad tworzącym się Kościołem.

Początki druku, jak drukarstwo zmieniło świat....

Natknęłam się w sieci na sporo informacji o początkach drukarstwa (a szukałam jak to bywa, czegoś zupełnie innego...) i poczułam wenę do napisania tego posta...bez tego wiekopomnego wynalazku, nie było by nas, moli książkowych:) Na naszych półkach gości wiele książek, czasopism i gazet, a wokół nieraz sporo ulotek i wizytówek. Drukowanie to dziś codzienność. A jak wyglądało dawniej, gdy było prawdziwą sztuką? W starożytnej i średniowiecznej Europie nie znano innych metod powielania tekstu niż jego ręczne przepisywanie. Techniki polegające na odbijaniu znaku czy obrazu w glinie, na tkaninach lub pergaminie znano co prawda już w Mezopotamii, starożytnej Grecji i Turcji, lecz miały one raczej jednorazowe zastosowanie i nie służyły do powielania dłuższych tekstów. Kultury Dalekiego Wschodu, zwłaszcza chińska i koreańska, od wieków stosowały druk właśnie do sporządzania dłuższych dokumentów.  Papier, wynaleziony przez Chińczyków około II w  tuszem, zaś około roku 100 n.e. zastosowano ruchome ceramiczne, później zaś metalowe i drewniane czcionki. W roku 1107 w Chinach wynaleziono druk kolorowy. Z Chin, Korei i Japonii druk rozprzestrzenił się na zachód, pod koniec XII w dotarł do Persji.

Średniowiecze było okresem książki rękopiśmienniczej, ale już tradycje antyczne przekazały ciekawy sposób powielenia grafiki – drzeworyt. Korzystał z niego imaginer Warrona, a w Chinach zdobiono w ten sposób tkaniny. Drzeworyt, co warto zaznaczyć, jest techniką wypukłodrukową. Drzeworyty wykonywano w miękkim drewnie, jeden klocek wystarczał na około 200–300 odbitek. Do początku XIX w. wycinano klocek drzeworytniczy w desce o grubości około 20 milimetrów. Białą farbą rysowano na nim konturowo odwrócony rysunek, a następnie przy pomocy dłutek i noży usuwano z deski te miejsca, które nie były oznaczone rysunkiem. Jako podłoża drukowego używano pergaminu, papieru lub tkanin. Odbijanie następowało poprzez silne pocieranie gładzikiem, wykonanym z kości lub poprzez tłoczenie na ręcznej prasie śrubowej. Tak wykonaną odbitkę kolorowano ręcznie farbami wodnymi. W XV w. klocki drzeworytowe cięto konturowo.
Do szczytowego punktu rozwoju, doprowadzony został drzeworyt, przez Albrechta Durera. Poza mniejszymi pracami wydał on u Kobergera w Norymberdze Objawienie św. Jana, najwspanialsze dzieło sztuki drzeworytniczej. 
Objawienie św. Jana Durer 198r.

Ilustrację drzeworytową stosowały poza wydawnictwami książkowymi wysokonakładowe czasopisma. W Polsce ilustrowano w ten sposób w XIX w. Tygodnik Ilustrowany i Kłosy. Umieszczali w nich swoje ilustracje tak wybitni malarze jak Franciszek Kostrzewski, Juliusz Kossak i Wojciech Gerson.
W średniowiecznej Europie umiano produkować odbitki drzeworytów, w ten sposób wytwarzano karty do gry i popularne wśród pielgrzymów obrazki o treści religijnej, a także powielano ozdobne inicjały w książkach. Za pomocą ruchomych czcionek tłoczono tytuły na grzbietach książek, lecz nie stosowano tej techniki do drukowania dłuższych tekstów. 

W XV w. popularność zyskały Biblie pauperum - ilustrowane wydania Biblii zawierające obrazy przedstawiające sceny staro- i nowotestamentowe z krótkim komentarzem. Miały one zazwyczaj formę książek blokowych - powstawały przez odbijanie na papierze całych stron, wyciętych w bloku drewna. Była to jednak metoda bardzo pracochłonna, wymagała bowiem bezbłędnego wykonania drewnianej matrycy.

Johannes Gutenberg

Egzemplarz Biblii Gutenberga z seminarium w Pelpinie


Dopiero Johannes Gutenberg połączył techniki znane wcześniej w Europie (a być może również inspirował się chińskim wynalazkiem druku, który znany był ówcześnie w Konstantynopolu), lecz zamiast odbijania całych stron zdecydował się na składanie tekstu z pojedynczych liter. Kolejną innowacją Gutenberga było zastosowanie prasy do nanoszenia tuszu na papier, co pozwoliło na znacznie szybsze powielanie tekstu. Johannes Gutenberg (właściwie Johannes Gensfleisch zum Gutenberg) swoje pierwsze druki wykonywał już w pierwszej połowie XV w. w Strasburgu.  Do drukowania używał ołowiano - cynowych czcionek odlewanych w miedzianych matrycach. Pojedyncze czcionki układano w wersy, dbając o ich równą długość (justowanie), wersy składano w kolumny i tak przygotowaną stronę odbijano na papierze za pomocą prasy drukarskiej. Początkowo drukowano tylko jedną stronę jednocześnie, lecz wraz z udoskonalaniem prasy drukarskiej rosła liczba stron kopiowanych jednorazowo.  Książki Gutenberga były drukowane jedynie czarnym tuszem, barwne inicjały ilustracje nanoszono ręcznie na już wydrukowana stronę. Początkowo Johannes Gutenberg drukował głównie podręczniki, kalendarze i drobne druki religijne. Największym i najsłynniejszym jego dziełem jest łacińska Biblia, zwana Biblią Gutenberga.  Dzięki nawiązaniu współpracy z Johannesem Fustem, mogunckim złotnikiem i bankierem, Gutenberg otworzył drugą, nowocześniejszą drukarnię. Biblia 42 - wierszowa powstała w latach 1452 - 1455 w nakładzie około 180 egzemplarzy, z czego trzydzieści wydrukowano na pergaminie, a około 150 na papierze, który w owym czasie powoli wypierał droższy pergamin. Biblia Gutenberga została wydrukowana gotycką czcionką, w układzie dwóch kolumn na stronę, każda kolumna liczy 42 wiersze, stąd nazwa. Ponieważ inicjały i inne zdobienia zostały dodane ręcznie już po wydrukowaniu dzieła, Biblia przypomina dzieło kopisty, a nie drukarza i jest uważana za jedno z arcydzieł sztuki typograficznej.  Współcześnie istnieje 48 egzemplarzy Biblii Gutenberga, w tym jeden znajduje się w Polsce, w bibliotece seminarium duchownego w Pelplinie. Tzw. Biblia Gutenberga, to Biblia Czterdziestodwuwierszowa lub Biblia Mazarina – pierwsze wydawnictwo dziełowe w Europie wykonane za pomocą druku (przy użyciu czcionki ruchomej). Jest kompletnym wydaniem Pisma Świętego. Została przygotowana do druku i wydrukowana w latach 1452-1455 w Moguncji przez Jana Gutenberga, który był również jej wydawcą.

Biblia wydrukowana została w ok. 200 egzemplarzach: 165 na papierze i 35 na pergaminie. Znaki wodne świadczą, ze papier o grubości od 0,21 do 0,29 mm pochodził z piemonckich papierni. 

Strona Biblii Gutenberga
Trzecia popularna nazwa dzieła związana jest z nazwiskiem Kardynała Mazarina. Z jego biblioteki pochodzi pierwszy opisany przez bibliografów egzemplarz.

XV- wieczna drukarnia

W Europie powstanie druku zbiegło się w czasie z wynalezieniem papieru, co umożliwiło rozpowszechnienie się słowa pisanego oraz spadek cen książek. Szacuje się, że ręczne przepisanie egzemplarza Biblii przez kopistę trwało koło trzech lat; wynalazek druku znacznie przyspieszył ten proces. Popularyzacja druku przebiegała niezwykle szybko; w całej Europie w latach 1450 - 1500 powstały setki drukarni (miedzy innymi w Strasburgu w 1458 r., Bazylei w 1468 r., Paryżu w 1470 r., Krakowie w 1473 r.), wydrukowano dziesiątki tysięcy książek. Przyczyniło się to w istotny sposób do rozwoju cywilizacyjnego, utorowało drogę dla renesansu i idei reformacyjnych. Druk umożliwił rozwój prasy, przyspieszył przekazywanie informacji, obniżył poziom analfabetyzm.  

Żródła informacji i ilustracji: wikipedia.pl, polityka.pl, Svend Dahl: Dzieje książki. Ossolineum, 1965

niedziela, 24 lutego 2013

Sekret drzewa oliwnego - Courtney Miller Santo

Wydawnictwo Wielka Litera, Okładka miękka, 368 s., Moja ocena 5/6
Doskonała, choć przyznam szczerze momentami trudna opowieść. Trudna, ponieważ traktująca o życiu i wszystkich jego aspektach, także tych, które wiele rodzin stara się ukryć.
Mamy pięć pokoleń niezależnych kobiet i ich, jak szybko się okaże wielkie tajemnice. Kobiety od pokoleń mieszkają na farmie Hill House w dolinie Sacramento i uprawiają drzewka oliwne. Tak się jakoś na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat złożyło, że to właśnie one, kobiety decydowały o najważniejszych sprawach, prowadziły farmę, borykały się z trudami dnia codziennego. Jak im to wychodziło, a różnie, raz lepiej raz gorzej. Mężczyżni znikali z tej rodziny, a to umierali, a to szli na wojnę, a to wchodzili w konflikt z prawem. Jedynymi na prawdę silnymi osobami w tej rodzinie były i są kobiety. Ale czy na prawdę są tak silne? A może to tylko maska, fasada, poza?
Pewnego dnia w ich życie wkracza mężczyzna, naukowiec,  który zajmuje się badaniem długowieczności. Namawia wszystkie pięć pań do rozmów, które szybko przeradzają się w zwierzenia. Kobiety mniej lub bardziej chętnie opowiadają o swoim życiu, o podjętych decyzjach, o ich konsekwencjach. Bardzo szybko okazuje się, że idealna z pozoru rodzina Kellerów wcale taką nie jest. Na jaw wychodzą żale i animozje, które narastały latami. 
Okazuje się także, że przepaść, która dzieli matki i córki, jest głęboka tak bardzo, że wydawałoby się, że nie do pokonania. Ale czy na pewno? 
Dlaczego najmłodsza z kobiet Erin po latach nagle wróciła do domu? Co złego zrobiła Deborah, że została skazana na 20 lat więzienia?  Czy wszystkie decyzje Anne, nestorki rodu były słuszne i podyktowane dobrem rodziny?

Naukowiec prowadzący badania i rozmowy z kobietami, dr Hashmi, jest swoistym katalizatorem. Mimo początkowej niechęci kobiety zwierzają mu się, ale jednocześnie boją się, że odkryje nie tylko sekret ich życiodajnych drzew oliwnych, ale także wtargnie w ich pilnie strzeżony świat kobiet.
Czy tak się stanie? Czy to coś zmieni w ich życiu? Jakie staną się one same po wyjawieniu sekretów?
Sekret drzewa oliwnego napisany jest bardzo ciekawie, pisarka zastosowała ciekawy podział książki na pięć części, czyli tyle ile jest kobiet w rodzinie. Dzięki temu poznajemy rodzinne wydarzenia z punktu widzenia różnych osób i zaskakujące jest jak to samo wydarzenie można różnie odbierać. Te opowieści poszczególnych bohaterek wywarły na mnie wrażenie swoistych sesji terapeutycznych u psychologa. Bardzo szybko okazuje się, że każdej z kobiet taka sesja bardzo by się przydała. 
Jak potoczą się ich losy? Czy rozmowy z dr Hashmi odniosą pozytywny skutek? Czy relacje między tymi pięcioma kobietami da się naprawić?
Książka jest odrobinę nietypową sagą ponieważ autorka zastosowała bardzo szybkie tempo akcji, ale ja to poczytuję na plus mimo, iż zwroty w niektórych momentach były zaskakujące. 
Przyznam się, że spodziewałam się odrobinę innej książki, takiej bardziej...cukierkowej, słodkiej. Tymczasem dostałam kawałek doskonałej, choć momentami niełatwej prozy. 
A wielość poruszanych problemów i zwierzenia kobiet dały mi sporo do myślenia. 
Sądzę, ze jest to lektura dla wszystkich. W ilu rodzinach są takie sekrety, narastające animozje?! W większości, bo życie to nie serial i rzadko która rodzina przypomina tą amerykańską z filmu Disneya. A kontakty matka - córka wiadomo, że należą częstokroć do wyjątkowo trudnych. Warto zajrzeć do Sekretu drzewa oliwnego można sporo wynieść z lektury, a na pewno przemyśleć niektóre sprawy.
Mam nadzieję, że autorka opublikuje wkrótce kolejną książkę.
Gorąco zachęcam do lektury.   

sobota, 23 lutego 2013

Stosik - 3. w tym tygodniu...

Sobota dzisiaj, więc jest pewność, że już żadnej książki w tym tygodniu nie dostanę. A te nabytki listonosz w czwartek przyniósł...

Uwielbiam tę serię...chyba najlepszy cykl antycznych kryminałów:) Rzymski detektyw Gordianus jest doskonały.
Rzut Wenus
Rzym, 56 r. p.n.e. Gordianusa Poszukiwacza odwiedzają dwaj niezwykli goście - poseł aleksandryjski w towarzystwie kapłana-eunucha. Tym razem jednak chodzi o coś, czego detektyw zapewnić im nie może. Nim minie noc, poseł zginie z ręki mordercy. Dla Gordianusa  rozpoczyna się najniebezpieczniejsza sprawa w jego karierze. Wynajęty przez piękną kobietę o skandalicznej opinii do rozwikłania zagadki morderstwa, podążając tropem politycznej intrygi, dotrze do najwyższych kręgów władzy i najskrytszych miejsc rozpusty w Rzymie...
Morderstwo na via Appia
Rok 52 p.n.e. zaczął się w Rzymie nietypowo - po raz pierwszy w historii republiki wraz z nowym rokiem nie objęli swoich stanowisk nowi konsulowie, ponieważ ze względu na machinacje rywalizujących fakcji wybory nie doszły do skutku. W atmosferze politycznej niepewności na słynnym trakcie via Appia ginie w krwawej potyczce przywódca plebsu Publiusz Klodiusz. Wynik śledztwa Gordianusa Poszukiwacza może zaważyć na losach potężnych osobistości, czy można się więc dziwić, że i nad nim zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo...
Szokująca historia o handlu dziećmi, matkami i rodzicielstwem. Książka, której nie można odłożyć obojętnie.









 Autorka urodziła się w Pradze, ze związku Irakijczyka z Czeszką, a dorastała we względnym luksusie w Iraku, w uprzywilejowanej klasie średniej. Rodzina była w pełni lojalna wobec Saddama Husseina, nieświadoma potworności i okrucieństw reżimu.
Dorastanie Michelle komplikuje się, gdy rodzina, zgodnie z tradycją, nakazuje dziewczynie poślubić swojego kuzyna. Michelle odmawia i rozpoczyna flirt z Udayem Husseinem, najstarszym synem irackiego dyktatora. Tymczasem wybucha wojna iracko-irańska, a ojciec opuszcza rodzinę dla innej kobiety. Michelle, jej matka i siostry zostają same, bez środków do życia. W desperacji uciekają do Czechosłowacji, gdzie czeka je bolesna konfrontacja między dwiema kulturami - arabską i postkomunistyczną. Nouri jednak nie daje za wygraną - po kilku dramatycznych latach w Pradze, w wieku 18 lat, wyjeżdża do Włoch, gdzie osiągnęła sukces jako dziennikarka. Pracuje zarówno w prasie jak i w telewizji.


Matka i córka, Claire i Mia Fontaine, zainspirowane programem szalonej wycieczki dookoła globu, zwanej Ogólnoświatowymi Wielkimi Łowami, wyruszają w podróż po Azji, Egipcie i Bałkanach, by na koniec przez cztery miesiące smakować życie w południowej Francji. Przemierzają dwanaście krajów, odwiedzają dwadzieścia miast, przeżywają nadzwyczajne, często przezabawne przygody. Puszczają latawce z chińskimi dziećmi, odwiedzają wioski dziecięce SOS w Nepalu, niemalże tracą życie w Egipcie, szukają śladów przodków w Budapeszcie, podziwiają monumentalne figury mistyczek unoszących się w basenie w jednym z kościołów Awinionu i poznają francuski przepis na udane życie.. Stykają się także z trudnym doświadczeniem nędzy w ubogich krajach, a mądrość tradycyjnych społeczności często konfrontują z nowoczesnym sposobem życia.

 Wyjątkowo upalne lato... Mieszkańcy Parmy gorzej niż zwykle znoszą zaduch i skwar. W barach wybuchają bójki. Nocami nieznani sprawcy podpalają pojemniki na śmieci. W samym centrum, przed budynkiem Teatro Regio, słynnej parmeńskiej opery, ktoś napada na popularnego ulicznego akordeonistę i zabiera mu instrument. Właściciel luksusowego butiku zostaje pobity na śmierć w swoim mieszkaniu. Komisarz Soneri coraz częściej słyszy o potężnym lichwiarzu doprowadzającym do ruiny wielu obywateli miasta. Wkrótce okaże się, że wszystkie te sprawy są ze sobą powiązane bardziej, niżby się mogło wydawać, i że to dopiero początek historii mrocznej i duszącej jak sierpniowy upał w centrum włoskiego miasta.

piątek, 22 lutego 2013

W cudzym domu - Hanna Cygler

Wydawnictwo Rebis, Okładka miękka, 356 s., Moja ocena 5/6
Tym razem to moja recenzja nie męża:)


Malutki, maciupeńki "-" daję za zakończenie, takie odrobinę zbyt...cukierkowe jak dla mnie, oczekiwałam czegoś bardziej wyrazistego. Mam jednak taką cichą nadzieję, że autorka pociągnie wątek dalej...
Generalnie jednak to doskonała książka, która po raz kolejny potwierdza kunszt Hanny Cygler.
Ale po kolei, najpierw kilka słów o treści, ale dosłownie kilka, żeby za dużo nie zdradzić i nie odbierać tym, którzy nie czytali książki, przyjemności lektury.
Akcja rozgrywa się pod koniec XIX w. w najciekawszych, najbarwniejszych miejscach ówczesnej Europy i nie tylko. Warszawa, Gdańsk, Berlin, a nawet daleka Syberia, stoją przed nami otworem.
Główną bohaterką jest Luiza Sokołowska, młodziutka Polka mieszkająca z matką w Paryżu i posiadająca mitycznego ojca żyjącego w Warszawie. Pewnego dnia Luiza dotąd wychowywana w klasztorze, przyjeżdża do domu matki i podsłuchując rozmowę (jak to dobrze czasami być żle wychowanym i podsłuchiwać) dowiaduje się, że matka zdecydowała o jej ślubie z wyjątkowo paskudnym człowiekiem. Niewiele myśląc, z pomocą przyjaciela Luiza ucieka do Warszawy, do ojca. Szybko jednak spada z obłoków na ziemię, a informacja o śmierci ojca okazuje się dopiero czubkiem góry jej problemów.
Co dalej stanie się z Luizą? Tego nie zdradzę, zachęcam za to do sięgnięcia po książkę. Gwarantuję wam wspaniałą, porywającą lekturę.  
W książce mamy to co najlepsze - niebanalnych bohaterów, wciągającą akcję, której kwintesencją jest zesłanie na Sybir, miłość wielka, która jednak nie miała możliwości dobrze się wykluć, a nawet nieślubne dziecko.
Autorka stworzyła niesamowicie różnorodną galerię postaci, mamy infantylne dojrzewające panienki z dworku, panienki na pensji (już mniej infantylne), apodyktyczne rodziny, niezależnych młodzieńców, wrednych urzędników carskich nienawidzących wszystkiego co polskie, a nawet spiskowców.
Wszyscy oni bardzo aktywnie działają i wszyscy przechodzą metamorfozę, co nie znaczy, że wszyscy żli stają się dobrymi, o nie, tak dobrze nie ma. Ale muszę przyznać jedno, bohaterowie są niebanalni. Odrobinę odstaje od nich główna bohaterka Luiza. Dziewczę jest takie, że w trakcie lektury miałam ochotę nią kilkakrotnie porządnie potrząsnąć. Nawet trudy życia i to co ją spotka (a spotka, oj spotka) w sumie nie zmienią jej. Taka trochę irytująca, infantylna gęś. Przepraszam, ale inaczej jej nie można określić. Aż dziw, że tylu mężczyzn się do niej zalecało. Może takie panienki miały właśnie w XIX w. powodzenie...
Książkę czyta się doskonale, szybko i nie sposób się od niej oderwać. Napisana jest bardzo przystępnym językiem, a wielość wątków (w których jednak nie można się pogubić, spokojnie), kłopotów głównych bohaterów i szybkie tempo akcji, sprawiają, że książkę dosłownie się połyka. 
Dodatkowym plusem jest wierne oddanie ówczesnych realiów, szczegółowe opisy strojów, miejsc, bohaterów. Jest to także doskonały obraz ówczesnego społeczeństwa, konwenansów, które krępowały niczym fiszbiny gorsetu, brudów kryjących się po spelunkach etc. 
Gorąco zachęcam do lektury.  Na pewno się nie rozczarujecie. Wspaniała, dająca wytchnienie, ale i skłaniająca do chwili zadumy powieść.