Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5,5/6
W krainie cedrów to powieść wyjątkowa, klimatyczna. To także cudownie i magicznie opowiedziana historia Samira, jego zaginionego ojca, całej rodziny i tego, jak wielki wpływ na teraźniejszość, na nas samych mają nasze pochodzenie i tajemnice z przeszłości.
Samir urodził się w Niemczech, jakiś czas po tym, gdy jego rodzina uciekła z ogarniętego niepokojami Libanu. Gdy chłopiec ma 8 lat jego ojciec zaczyna się bardzo dziwnie zachowywać, znika na całe dnie, noce, wraca pobity, milczący. Pewnego dnia głowa rodziny po prostu zostawia swoich bliskich, znika, opuszcza ich. 20 lat póżniej Samir postanawia odnaleźć ojca, wyjaśnić jego tajemnicę. W tym celu udaje się do Libanu. To podróż trudna logistycznie, ale także emocjonalnie. Pierwsza wizyta Samira w kraju jego przodków, pierwsze spotkanie z nieznaną codziennością, natłok myśli, niezwykle trudne (o ile nie niemożliwe) zadanie do wykonania. Co z tego wyniknie?
Pierre Jarawan napisał niezwykłą, intrygującą i wciągającą od pierwszej strony powieść. Czyta się ją niczym jakąś magiczną opowieść, która hipnotyzuje. To jedna z tych książek, której nie możemy odłożyć dopóki nie skończymy czytać.
Opisywane w książce losy Samira i jego najbliższych są ciekawe, intrygujące, niepokoją, sprawiają, iż część książki jawi się nam jako opowieść magiczna, a część wydaje się wręcz nieprawdopodobna.
Dramaty polityczne, trudne podziały, tragiczne historie, tragedie będące udziałem zwykłych ludzi, niezwykła historia Libanu i Bliskiego Wschodu, przeplatają się z pozytywnymi okruchami historii miłosnych, dot. przyjaźni, międzyludzkiej pomocy i wsparcia.
Autor porusza w książce wiele ważnych problemów, które są ponadczasowe i mogą mieć zastosowanie niezależnie od tego, gdzie i kiedy żyjemy.
Książka wciąga, porusza, ale i zmusza do myślenia. Dodatkowo rodzinna opowieść o Samirze, jego bliskich i zawirowaniach Bliskiego Wschodu sprawia, iż na kilka rzeczy, zagadnień spojrzymy zupełnie inaczej. Gorąco zachęcam do lektury.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
środa, 31 października 2018
poniedziałek, 29 października 2018
Diabelski młyn - Daria Orlicz
Wydawnictwo Harper Collins Polska, Moja ocena 4,5/6
Diabelski młyn to niezły miks powieści kryminalnej, obyczajowej z silnymi elementami psychologicznymi.
To także dobry debiut kryminalny autorki, która do tej pory pisała tylko powieści obyczajowe.
Niewątpliwym plusem książki jest szybkie tempo akcji, lekki sposób narracji i bardzo ciekawie nakreślony klimat niewielkiego, wręcz klaustrofobicznego nadmorskiego miasteczka.
Życie wewnętrzne miasteczka, jego klimat, charakter mieszkańców, niedopowiedzenia, przemilczenia i tajemnice, zdają się oblepiać czytelnika, wnikać w każdą komórkę czytającego, a skrywane latami sekrety szokują nadmiarem i tym czego dotyczą.
Bardzo dobre jest zastosowanie kontrastów. Z jednej strony wakacyjna, polska idylla, nadmorskie miasteczko, upał, pełno turystów, w tym dzieci, typowe przy tym rozrywki, pisk, hałas, tłumy, beztroska, a w tle krwawa zbrodnia. Jak sie okaże, to miejsce tylko na pozór jest sielskie i spokojne. Autorce udało się dobrze i ciekawie ukazać, zestawić na zasadzie kontrastu oba elementy, wakacyjną beztroskę i jej zupełne przeciwieństwo.
Do tego dochodzą ciekawie nakreśleni bohaterowie, którzy są jakby przekrojem naszego społeczeństwa. Wśród nich większość z nas odnajdzie kogoś znajomego, sąsiada, ale także nielubianego współpracownika, kogoś z kim nie chce się mieć do czynienia.
Bardzo ciekawie i przerażająco prawdziwie ukazana jest relacja ofiara-sprawca, pedofil- dziecko, którym nikt się nie interesuje. Poruszający opis i mechanizm ukazujący, jak blisko nas czai się prawdziwe zło, takie w najprymitywniejszej, najczystszej postaci.
Dobra, nieźle napisana, mocna, w wielu miejscach brutalna książka. Polecam.
Diabelski młyn to niezły miks powieści kryminalnej, obyczajowej z silnymi elementami psychologicznymi.
To także dobry debiut kryminalny autorki, która do tej pory pisała tylko powieści obyczajowe.
Niewątpliwym plusem książki jest szybkie tempo akcji, lekki sposób narracji i bardzo ciekawie nakreślony klimat niewielkiego, wręcz klaustrofobicznego nadmorskiego miasteczka.
Życie wewnętrzne miasteczka, jego klimat, charakter mieszkańców, niedopowiedzenia, przemilczenia i tajemnice, zdają się oblepiać czytelnika, wnikać w każdą komórkę czytającego, a skrywane latami sekrety szokują nadmiarem i tym czego dotyczą.
Bardzo dobre jest zastosowanie kontrastów. Z jednej strony wakacyjna, polska idylla, nadmorskie miasteczko, upał, pełno turystów, w tym dzieci, typowe przy tym rozrywki, pisk, hałas, tłumy, beztroska, a w tle krwawa zbrodnia. Jak sie okaże, to miejsce tylko na pozór jest sielskie i spokojne. Autorce udało się dobrze i ciekawie ukazać, zestawić na zasadzie kontrastu oba elementy, wakacyjną beztroskę i jej zupełne przeciwieństwo.
Do tego dochodzą ciekawie nakreśleni bohaterowie, którzy są jakby przekrojem naszego społeczeństwa. Wśród nich większość z nas odnajdzie kogoś znajomego, sąsiada, ale także nielubianego współpracownika, kogoś z kim nie chce się mieć do czynienia.
Bardzo ciekawie i przerażająco prawdziwie ukazana jest relacja ofiara-sprawca, pedofil- dziecko, którym nikt się nie interesuje. Poruszający opis i mechanizm ukazujący, jak blisko nas czai się prawdziwe zło, takie w najprymitywniejszej, najczystszej postaci.
Dobra, nieźle napisana, mocna, w wielu miejscach brutalna książka. Polecam.
niedziela, 28 października 2018
Silva Rerum II - Kristina Sabaliauskaitė
Wydawnictwo Literackie, Ocena 6/6
Silva Rerum to saga o burzliwych dziejach polsko-litewskiej rodziny Narwojszów na tle wielkiej wojny północnej. To także forma pamiętnika, rodzinnej księgi, pasjonująca, poruszająca i na długo zapadająca w pamięć.
Silva Rerum II jest bezpośrednią kontynuacją części I. W tym tomie akcja rozgrywa się w latach 1707 – 1710. Jest to okres, gdy wojny, waśnie, plagi chorób, nieurodzaju, a co za tym głodu i wysokiej śmiertelności w połączeniu z biedą wprost nie nie do opisania, były na porządku dziennym. Z drugiej strony nieliczna garstka uprzywilejowanych miała do dyspozycji wszystko, a ich życie to była jedna wielka sielanka w luksusie.
Bieda, głód, choroby, ale i najazdy szwedzkich żołnierzy, plądrowanie przez nich miasta i okolic, stają się także udziałem Wilna. Los nie oszczędza też bohaterów książki. Do ogólnonarodowych dramatów dochodzą też ich własne, mniejsze, ale także tragiczne w skutkach dramaty, których zwieńczeniem będą brzemienne w skutki wydarzenia i decyzje.
Celowo nie napisze o co chodzi, żeby nie odbierać wam przyjemności wynikającej z elementu zaskoczenia i samej lektury.
Krisitna Sabaliauskaitė po raz kolejny stworzyła wspaniałą, pełną dramaturgii i napięcia powieść. Książkę czyta się bardzo dobrze, ale..dopiero po tym, gdy czytelnik przyzwyczai się do stylu pisarskiego autorki, dla której charakterystyczne są długie, często określane mianem barokowych zdania i prawie całkowity brak dialogów. Gdy zaakceptuje się taki sposób pisania, dalsza lektura jest wielka, przeogromna przyjemnością.
Nie dziwię się, iż Silva rerum została litewską książką roku w 2009 roku i jedną z książek dekady na Litwie. Jestem pewna, iż część II powtórzy ten sukces.
Wisienką na torcie są opisy ówczesnego Wilna, miasta, które obecnie nazwalibyśmy multi-kulti. Istniały w nim obok siebie takie narodowości, jak: polska, litewska, żydowska, ormiańska, rosyjska, niemiecka i wiele innych. Ich współistnienie, wielokrotne przenikanie się obyczajów, kultur także zostało wspaniale w książce ukazane.
Gorąco polecam.
Silva Rerum to saga o burzliwych dziejach polsko-litewskiej rodziny Narwojszów na tle wielkiej wojny północnej. To także forma pamiętnika, rodzinnej księgi, pasjonująca, poruszająca i na długo zapadająca w pamięć.
Silva Rerum II jest bezpośrednią kontynuacją części I. W tym tomie akcja rozgrywa się w latach 1707 – 1710. Jest to okres, gdy wojny, waśnie, plagi chorób, nieurodzaju, a co za tym głodu i wysokiej śmiertelności w połączeniu z biedą wprost nie nie do opisania, były na porządku dziennym. Z drugiej strony nieliczna garstka uprzywilejowanych miała do dyspozycji wszystko, a ich życie to była jedna wielka sielanka w luksusie.
Bieda, głód, choroby, ale i najazdy szwedzkich żołnierzy, plądrowanie przez nich miasta i okolic, stają się także udziałem Wilna. Los nie oszczędza też bohaterów książki. Do ogólnonarodowych dramatów dochodzą też ich własne, mniejsze, ale także tragiczne w skutkach dramaty, których zwieńczeniem będą brzemienne w skutki wydarzenia i decyzje.
Celowo nie napisze o co chodzi, żeby nie odbierać wam przyjemności wynikającej z elementu zaskoczenia i samej lektury.
Krisitna Sabaliauskaitė po raz kolejny stworzyła wspaniałą, pełną dramaturgii i napięcia powieść. Książkę czyta się bardzo dobrze, ale..dopiero po tym, gdy czytelnik przyzwyczai się do stylu pisarskiego autorki, dla której charakterystyczne są długie, często określane mianem barokowych zdania i prawie całkowity brak dialogów. Gdy zaakceptuje się taki sposób pisania, dalsza lektura jest wielka, przeogromna przyjemnością.
Nie dziwię się, iż Silva rerum została litewską książką roku w 2009 roku i jedną z książek dekady na Litwie. Jestem pewna, iż część II powtórzy ten sukces.
Wisienką na torcie są opisy ówczesnego Wilna, miasta, które obecnie nazwalibyśmy multi-kulti. Istniały w nim obok siebie takie narodowości, jak: polska, litewska, żydowska, ormiańska, rosyjska, niemiecka i wiele innych. Ich współistnienie, wielokrotne przenikanie się obyczajów, kultur także zostało wspaniale w książce ukazane.
Gorąco polecam.
piątek, 26 października 2018
Lissy - Luca D’Andrea
Wydawnictwo WAB, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Lata 70. XX wieku, wysokie góry Tyrolu, ucieczka kobiety, ścigający ją wściekły mąż kryminalista, wynajęty płatny zabójca i coraz bardziej gęstniejąca atmosfera zagrożenia. Taki jest w ogólnym zarysie klimat tej książki.
Do tego dochodzi groźny wypadek uciekającej i ratujący ją z niego pustelnik. Całość okraszona niebezpieczeństwem i sporą garścią tajemnic.
Luca D'Andrea napisał dobrą, ciekawą, niezwykle intrygującą książkę, w której początkowo prym wiedzie wątek uciekającej kobiety, który stopniowo ustępuje miejsca siatce tajemnic, grozie skrywanych sekretów i czającemu się tuż pod powierzchnią napięciu. Cała fabuła jest przy tym niczym meandrująca rzeka z wieloma odnogami zakolami. Co i rusz pojawia się nowy element, nowa postać, kolejna kwestia, która zadziwia, wprowadza zamieszanie, zwiększa napięcie i poczucie zagrożenia. Fabuła jest wielowątkowa, skomplikowana i w wielu miejscach wprowadzająca spore zamieszanie.
Wszystko, co z początku zdawało się być oczywistym wraz z pojawieniem się nowych postaci, kolejnych tajemnic, wątków, komplikuje się, jak to tylko jest możliwe.
Niewiele wiemy o kolejnych postaciach, niewiele (ba, praktycznie nic) wiemy także o tytułowej Lissy. Co z tego wyniknie? Jeżeli jesteście ciekawi, jeżeli intryguje was jak na teraźniejszość wpływa koszmar sprzed lat, sięgnijcie po tę pozycję, warto.
Lissy to swoisty miks wątków, które wydają się być z jednej strony oczywiste, a z drugiej nad wyraz zagadkowe, niezmiernie intrygujące i wzbudzające niepokój. To taki miks bajki obyczajowej z thrillerem i horrorem.
Sporo miejsca poświęcone jest też warstwie psychologicznej, kwestii psychiki i postępowania bohaterów. Te zagadnienia wymieszane z tajemnicami i atmosferą zagrożenia tworzą bardzo ciekawy efekt. Lissy to książka, w której do końca trudno przewidzieć rozwój wypadków.
Fabuła zaciekawia, akcja wciąga już od pierwszych stron i generalnie książkę czyta się bardzo szybko i ze sporą przyjemnością, a bieg wydarzeń trudno przewidzieć nieomal do ostatnich stron. Polecam.
Recenzja mojego męża.
Lata 70. XX wieku, wysokie góry Tyrolu, ucieczka kobiety, ścigający ją wściekły mąż kryminalista, wynajęty płatny zabójca i coraz bardziej gęstniejąca atmosfera zagrożenia. Taki jest w ogólnym zarysie klimat tej książki.
Do tego dochodzi groźny wypadek uciekającej i ratujący ją z niego pustelnik. Całość okraszona niebezpieczeństwem i sporą garścią tajemnic.
Luca D'Andrea napisał dobrą, ciekawą, niezwykle intrygującą książkę, w której początkowo prym wiedzie wątek uciekającej kobiety, który stopniowo ustępuje miejsca siatce tajemnic, grozie skrywanych sekretów i czającemu się tuż pod powierzchnią napięciu. Cała fabuła jest przy tym niczym meandrująca rzeka z wieloma odnogami zakolami. Co i rusz pojawia się nowy element, nowa postać, kolejna kwestia, która zadziwia, wprowadza zamieszanie, zwiększa napięcie i poczucie zagrożenia. Fabuła jest wielowątkowa, skomplikowana i w wielu miejscach wprowadzająca spore zamieszanie.
Wszystko, co z początku zdawało się być oczywistym wraz z pojawieniem się nowych postaci, kolejnych tajemnic, wątków, komplikuje się, jak to tylko jest możliwe.
Niewiele wiemy o kolejnych postaciach, niewiele (ba, praktycznie nic) wiemy także o tytułowej Lissy. Co z tego wyniknie? Jeżeli jesteście ciekawi, jeżeli intryguje was jak na teraźniejszość wpływa koszmar sprzed lat, sięgnijcie po tę pozycję, warto.
Lissy to swoisty miks wątków, które wydają się być z jednej strony oczywiste, a z drugiej nad wyraz zagadkowe, niezmiernie intrygujące i wzbudzające niepokój. To taki miks bajki obyczajowej z thrillerem i horrorem.
Sporo miejsca poświęcone jest też warstwie psychologicznej, kwestii psychiki i postępowania bohaterów. Te zagadnienia wymieszane z tajemnicami i atmosferą zagrożenia tworzą bardzo ciekawy efekt. Lissy to książka, w której do końca trudno przewidzieć rozwój wypadków.
Fabuła zaciekawia, akcja wciąga już od pierwszych stron i generalnie książkę czyta się bardzo szybko i ze sporą przyjemnością, a bieg wydarzeń trudno przewidzieć nieomal do ostatnich stron. Polecam.
czwartek, 25 października 2018
Byle do przodu - Olga Rudnicka
Wydawnictwo Prószyński, Moja ocena 5/6
Olga Rudnicka po raz kolejny sprawiła, że na mojej twarzy zagościł uśmiech, a perypetie jej bohaterów były doskonałą odskocznią od problemów dnia codziennego.
Autorka, jak żadna inna z obecnie piszących, potrafi mnie rozbawić, poprawić humor, sprawić, iż na pewien czas zapominam o problemach, a lektura jest czystym relaksem.
Byle do przodu ma przede wszystkim niesamowity przebieg akcji, jej niespodziewane zwroty i bardzo, ale to bardzo ciekawie nakreślonych bohaterów.
Wszystkie książki Rudnickiej, to wielki chaos, tym większy, im bardziej wnikamy w kolejne perypetie bohaterów, poznajemy ich zwariowane przygody, niezwykłe wypowiedzi.
Tym razem głównych bohaterów jest kilku....Maria, która marzy o własnej restauracji, a o jej prowadzeniu, tak jak o gotowaniu, nie ma pojęcia; jej brat Piotr, który zarządza centrum urody, choć nie odróżnia najbardziej fundamentalnych pojęć.
Jest także wielki sponsor, czyli ojciec obojga, który na 100% coś knuje...trzeba tylko w najprostszy sposób dowiedzieć się co i jak. Należy przy tym pamiętać, iż wszystkie chwyty są dozwolone! I zaczyna się...
Więcej o fabule nie napiszę. Nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury. Świetna zabawa i mile spędzone godziny gwarantowane.
Rudnickiej udało się stworzyć wprost niesamowitą historię z maksymalnie przerysowanymi postaciami i ich kuriozalnym do granic absurdu zachowaniem. O dziwo takie przerysowanie nie przeszkadzało mi absolutnie. Autorce udało się wszystko tak opisać, tak ze sobą powiązać, że nic nie razi, a całość to wyśmienita komedia absurdów.
Byle do przodu czyta się świetnie, lekko, z prawdziwą przyjemnością. Rudnicka ma lekkie pióro, niesamowite poczucie humoru, cięty język, spostrzegawcze oko (celnie obrazuje i puentuje nasze przywary) i zdolność przelewania wszystkiego na papier w arcyciekawy sposób.
Książkę polecam wszystkim lubiącym dobrą literaturę, ceniących lektury z przymróżeniem oka, momentami odrobinę wyolbrzymionymi sytuacjami, czasami nawet bardzo nieprawdopodobnymi.Polecam,.
wtorek, 23 października 2018
Człowiek z brzytwą - Anna Trojanowska
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5/6
Człowiek z brzytwą, kryminał retro, nie tylko dobrze i ciekawie oddający klimat XIX wieku i niewielkiego miasteczka znajdującego się w pobliżu Warszawy. To także kryminał z ciekawie nakreśloną intrygą i niezłym śledztwem.
Dla mnie jest to jednak bardziej dobra powieść z wątkiem kryminalnym nie stricte rasowy kryminał. Dlaczego? Otóż dlatego, iż opowieść o miasteczku, która jest też bardzo ciekawym rysem psychologicznym jego mieszkańców, kopalnią wręcz wiedzy o życiu w tamtym okresie, wysuwa się na plan pierwszy.
Trojanowska bardzo rzetelnie przyłożyła się do zadania i genialnie oddała atmosferę miasteczka, duszną, klaustrofobiczną, nużącą, jakby oblepiająca swoimi prymitywnymi, prowincjalnymi mackami. Jednocześnie ukazała nieomal wszystkie warstwy społeczne, pełen przekrój ludności, ze sporą garścią ekscentryków, ba wręcz dziwaków, różnych osób odstających od przeciętnego mieszkańca, ale i zwyczajnych osób, domatorów, bywalców salonów, ludzi spokojnych, ale i karierowiczów, którzy za lepsze stanowisko są w stanie zrobić nieomal wszystko.
Dochodzenie jest prowadzone, a jakże, ale jest ono jakby dodatkiem, pretekstem do pokazania właśnie miasteczka i jego mieszkańców ze wszystkimi ich przywarami, zaletami, specyfiką, atmosfera miejsca. Jeżeli chodzi o samo dochodzenie, to mamy całą gromadę podejrzanych o zabójstwo. W Zakładzie Przyrodoleczniczym ginie młoda kuracjuszka i to jej śmierć staje się przedmiotem śledztwa, którego intryga jest bardzo ciekawa i przemyślana oraz doskonale prowadzona, choć od pewnego momentu wiadomo kim jest sprawca. W żadnym jednak stopniu nie zmniejsza to satysfakcji wynikającej z lektury.
Człowieka z brzytwą czyta się z prawdziwą przyjemnością, którą stanowi dobra, dopracowana lektura i smaczki rodem z końca XIX wieku. Polecam.
Człowiek z brzytwą, kryminał retro, nie tylko dobrze i ciekawie oddający klimat XIX wieku i niewielkiego miasteczka znajdującego się w pobliżu Warszawy. To także kryminał z ciekawie nakreśloną intrygą i niezłym śledztwem.
Dla mnie jest to jednak bardziej dobra powieść z wątkiem kryminalnym nie stricte rasowy kryminał. Dlaczego? Otóż dlatego, iż opowieść o miasteczku, która jest też bardzo ciekawym rysem psychologicznym jego mieszkańców, kopalnią wręcz wiedzy o życiu w tamtym okresie, wysuwa się na plan pierwszy.
Trojanowska bardzo rzetelnie przyłożyła się do zadania i genialnie oddała atmosferę miasteczka, duszną, klaustrofobiczną, nużącą, jakby oblepiająca swoimi prymitywnymi, prowincjalnymi mackami. Jednocześnie ukazała nieomal wszystkie warstwy społeczne, pełen przekrój ludności, ze sporą garścią ekscentryków, ba wręcz dziwaków, różnych osób odstających od przeciętnego mieszkańca, ale i zwyczajnych osób, domatorów, bywalców salonów, ludzi spokojnych, ale i karierowiczów, którzy za lepsze stanowisko są w stanie zrobić nieomal wszystko.
Dochodzenie jest prowadzone, a jakże, ale jest ono jakby dodatkiem, pretekstem do pokazania właśnie miasteczka i jego mieszkańców ze wszystkimi ich przywarami, zaletami, specyfiką, atmosfera miejsca. Jeżeli chodzi o samo dochodzenie, to mamy całą gromadę podejrzanych o zabójstwo. W Zakładzie Przyrodoleczniczym ginie młoda kuracjuszka i to jej śmierć staje się przedmiotem śledztwa, którego intryga jest bardzo ciekawa i przemyślana oraz doskonale prowadzona, choć od pewnego momentu wiadomo kim jest sprawca. W żadnym jednak stopniu nie zmniejsza to satysfakcji wynikającej z lektury.
Człowieka z brzytwą czyta się z prawdziwą przyjemnością, którą stanowi dobra, dopracowana lektura i smaczki rodem z końca XIX wieku. Polecam.
niedziela, 21 października 2018
Ci, o których pamiętamy - Lidia Jorge
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4,5/6
W 2004 r. Ana Maria Machado, portugalska reporterka z Waszyngtonu, została poproszona o nakręcenie filmu dokumentalnego o rewolucji z 1974 r. Była to tzw. rewolucja goździków. Pucz doprowadził do obalenia dyktatury i przywrócenia swobód obywatelskich i politycznych i dekolonizacji portugalskich posiadłości w Afryce i Azji.
Ana wraz z dwoma współpracownikami odwiedza i przeprowadza wywiady z różnymi aktorami i świadkami zamachu stanu, tym, którzy całe wydarzenie mają jeszcze w pamięci. Tym samym Ana odbywa swoistą podróż w czasie, a także w pamięć samych uczestników wydarzeń. Zebrany do filmu materiał to rozmowy, przemyślenia, zapiski, często prawda mieszająca się ze złudzeniem, wyobrażeniem o tamtych dniach. Część wspomnień z powodu upływu czasu zatarły kolejne dekady, a część uległa zamianie w to, jakimi te dni chcą pamiętać rozmówcy reporterki.
Największym atutem książki są dwa aspekty. Po pierwsze język, jakiego używa autorka. Jest on niezwykle barwny, plastyczny. Wydarzenia opisane takim językiem zdają się ożywać przez oczyma czytelnika. Wyjątkowych barw i uroku nabiera także Lizbona, która mimo tragicznych wydarzeń, na kartach książki staje się miastem wyjątkowym.
Drugim aspektem, na który warto zwrócić uwagę są liczne pytania, które rodzą się w trakcie lektury w głowie czytelnika. Rodzące się pytania dotyczą nie tylko samej rewolucji, jej przebiegu, genezy, efektu. Sporo przemyśleń dot. także tego, dlaczego część osób wymyśliła, czy też podała odbiegającą od prawdziwej wersję wydarzeń.Tak, ta książka niewątpliwie zmusza do myślenia, refleksji, zatrzymania się choć na chwilę.
W książce jest także wątek biograficzny. Jednym z bohaterów opowieści jest ojciec autorki, Any Marii Machado, który był znanym portugalskim dziennikarzem, gwiazdą w swoim fachu.
Ci o których pamiętamy to dobra, dopracowana, niezwykle barwnie i ciekawie napisana książka. Jednak nie będę ukrywać, nie jest to lektura rozrywkowa, łatwa, szybka do czytania. Lekturze trzeba poświęcić całą uwagę, skupić się na tym co czytamy, nad sensem, kontekstem i tym, co z tego wynika. Pewną trudność może sprawiać także język książki. Tak, jak napisałam, jest on bardzo ciekawy, momentami piękny, ale trudny w odbiorze.
Książka może na początku zniechęcać, ale nie poddawajcie się. Warto zadać sobie trud lektury.
W 2004 r. Ana Maria Machado, portugalska reporterka z Waszyngtonu, została poproszona o nakręcenie filmu dokumentalnego o rewolucji z 1974 r. Była to tzw. rewolucja goździków. Pucz doprowadził do obalenia dyktatury i przywrócenia swobód obywatelskich i politycznych i dekolonizacji portugalskich posiadłości w Afryce i Azji.
Ana wraz z dwoma współpracownikami odwiedza i przeprowadza wywiady z różnymi aktorami i świadkami zamachu stanu, tym, którzy całe wydarzenie mają jeszcze w pamięci. Tym samym Ana odbywa swoistą podróż w czasie, a także w pamięć samych uczestników wydarzeń. Zebrany do filmu materiał to rozmowy, przemyślenia, zapiski, często prawda mieszająca się ze złudzeniem, wyobrażeniem o tamtych dniach. Część wspomnień z powodu upływu czasu zatarły kolejne dekady, a część uległa zamianie w to, jakimi te dni chcą pamiętać rozmówcy reporterki.
Największym atutem książki są dwa aspekty. Po pierwsze język, jakiego używa autorka. Jest on niezwykle barwny, plastyczny. Wydarzenia opisane takim językiem zdają się ożywać przez oczyma czytelnika. Wyjątkowych barw i uroku nabiera także Lizbona, która mimo tragicznych wydarzeń, na kartach książki staje się miastem wyjątkowym.
Drugim aspektem, na który warto zwrócić uwagę są liczne pytania, które rodzą się w trakcie lektury w głowie czytelnika. Rodzące się pytania dotyczą nie tylko samej rewolucji, jej przebiegu, genezy, efektu. Sporo przemyśleń dot. także tego, dlaczego część osób wymyśliła, czy też podała odbiegającą od prawdziwej wersję wydarzeń.Tak, ta książka niewątpliwie zmusza do myślenia, refleksji, zatrzymania się choć na chwilę.
W książce jest także wątek biograficzny. Jednym z bohaterów opowieści jest ojciec autorki, Any Marii Machado, który był znanym portugalskim dziennikarzem, gwiazdą w swoim fachu.
Ci o których pamiętamy to dobra, dopracowana, niezwykle barwnie i ciekawie napisana książka. Jednak nie będę ukrywać, nie jest to lektura rozrywkowa, łatwa, szybka do czytania. Lekturze trzeba poświęcić całą uwagę, skupić się na tym co czytamy, nad sensem, kontekstem i tym, co z tego wynika. Pewną trudność może sprawiać także język książki. Tak, jak napisałam, jest on bardzo ciekawy, momentami piękny, ale trudny w odbiorze.
Książka może na początku zniechęcać, ale nie poddawajcie się. Warto zadać sobie trud lektury.
czwartek, 18 października 2018
Przygody młodego podróżnika - David Attenborough
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
David Attenborough to niezwykle ważna w świecie i dla wielu z nas postać. Brytyjski biolog, popularyzator wiedzy przyrodniczej na świecie, pisarz, narrator i podróżnik zaszczepił żądze podróżowania, chęć poznawania świata w milionach ludzi na całym świecie.
Filmy, których jest realizatorem i narratorem charakteryzują się przede wszystkim przepięknymi ujęciami i ukazywaniem świata, którego większość z nas nigdy by nie zobaczyła, a także prezentowaniem rzadkich, trudno osiągalnych zwierząt, które przywoził do kolekcji londyńskiego zoo.
Niniejsza książka to zapiski z wieloletnich podróży, notatki z obserwacji, dowcipne, ale i pouczające anegdoty, wspomnienia, zachwyty i uczucia wręcz przeciwne. To także opowieść o tym co było, a co (tu stwierdzam z żalem) niestety już nie wróci. Wiele rzeczy, zjawisk przestało być najważniejszych, pewne aspekty przegrały w wyścigu z wszechobecnym pieniądzem. Świat już niestety nie jest tym samy, jakim z początku swojej kariery opisuje go Attenborough.
Książka aż skrzy się od wspaniałych opisów. I nic dziwnego. Wszak jej autor to wielki pasjonat natury. Całość okraszona lekkim, ale naprawdę leciutki moralizatorstwem (wsadzonym w tekst, ot tak mimochodem) jest doskonale, lekko, acz inteligentnie napisana. Czyta się z wielką przyjemnością co i rusz wybuchając śmiechem...angielski humor jest jednak niesamowity.
Przygody młodego podróżnika, to także mądra książka, która uczy miłości do natury, pokory wobec świata, na którym żyjemy i który niestety konsekwentnie niszczymy, szacunku i po prostu innego spojrzenia na kilka ważnych spraw.
Recenzja mojego męża.
David Attenborough to niezwykle ważna w świecie i dla wielu z nas postać. Brytyjski biolog, popularyzator wiedzy przyrodniczej na świecie, pisarz, narrator i podróżnik zaszczepił żądze podróżowania, chęć poznawania świata w milionach ludzi na całym świecie.
Filmy, których jest realizatorem i narratorem charakteryzują się przede wszystkim przepięknymi ujęciami i ukazywaniem świata, którego większość z nas nigdy by nie zobaczyła, a także prezentowaniem rzadkich, trudno osiągalnych zwierząt, które przywoził do kolekcji londyńskiego zoo.
Niniejsza książka to zapiski z wieloletnich podróży, notatki z obserwacji, dowcipne, ale i pouczające anegdoty, wspomnienia, zachwyty i uczucia wręcz przeciwne. To także opowieść o tym co było, a co (tu stwierdzam z żalem) niestety już nie wróci. Wiele rzeczy, zjawisk przestało być najważniejszych, pewne aspekty przegrały w wyścigu z wszechobecnym pieniądzem. Świat już niestety nie jest tym samy, jakim z początku swojej kariery opisuje go Attenborough.
Książka aż skrzy się od wspaniałych opisów. I nic dziwnego. Wszak jej autor to wielki pasjonat natury. Całość okraszona lekkim, ale naprawdę leciutki moralizatorstwem (wsadzonym w tekst, ot tak mimochodem) jest doskonale, lekko, acz inteligentnie napisana. Czyta się z wielką przyjemnością co i rusz wybuchając śmiechem...angielski humor jest jednak niesamowity.
Przygody młodego podróżnika, to także mądra książka, która uczy miłości do natury, pokory wobec świata, na którym żyjemy i który niestety konsekwentnie niszczymy, szacunku i po prostu innego spojrzenia na kilka ważnych spraw.
wtorek, 16 października 2018
Skradzione małżeństwo - Diane Chamberlain
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5/6
Kolejna, bardzo sprawnie napisana książką Chamberlain. Kolejna wg. znanego, sprawdzającego się schematu.
Jest rok 1944, Tess DeMello podejmuje brzemienną w skutki decyzję... zrywa zaręczyny z ukochanym mężczyzną i wyprowadza się z Baltimore do Hickory, małego miasteczka, aby tam poślubić człowieka, którego widziała tylko jeden raz w życiu.
Dlaczego? Co nią kierowało? Jak odnajdzie się w nowym środowisku, we wrogim jej miasteczku? Tess bardzo szybko zdaje sobie sprawę, jak wielki błąd popełniła. Wrogie otoczenie, nieznany, dziwny, często wrogo zachowujący się mąż. A to dopiero początek historii.
Chamberlain napisała dobrą, poruszająca powieść o tym, jak jeden krok może zmienić nasze całe życie i o tym do czego zdolna jest kobieta.
Bardzo ciekawie odmalowane male miasteczko, jego atmosfera, wizerunek mieszkających w nim ludzi. To niewątpliwie plus powieści.
Kolejnym atutem jest warstwa emocjonalna., Jak to u tej autorki, ładunek emocjonalny, gra na uczuciach czytelników jest ogromny. Książka, opisana w niej historia poruszają od pierwszego rozdziału. Chociaż nie ukrywam, główna bohaterka, Tess jest dziecinna, infantylna, w wielu momentach po prostu irytująca. Jednak takie wykreowanie p6sotaci to celowy zabieg. Młodziutka dziewczyna w połowie lat 40. XX wieku, małe miasteczko, jego atmosfera, problem, z którym boryka się Tess, w taką fabułę p6sotać infantylnej, egzaltowanej dziewczyny doskonale się wpisuje.
Na końcu oczywiście wielki happy end, który jest bardzo charakterystyczny dla prozy Diane Chamberlain. Scenariusz, tak jak napisałam, wyeksploatowany znany od wielu książek, ale doskonale się sprawdzający. Skradzione małżeństwo czyta się dobrze, szybko, doskonała lektura na długie jesienne i zimowe wieczory.
Kolejna, bardzo sprawnie napisana książką Chamberlain. Kolejna wg. znanego, sprawdzającego się schematu.
Jest rok 1944, Tess DeMello podejmuje brzemienną w skutki decyzję... zrywa zaręczyny z ukochanym mężczyzną i wyprowadza się z Baltimore do Hickory, małego miasteczka, aby tam poślubić człowieka, którego widziała tylko jeden raz w życiu.
Dlaczego? Co nią kierowało? Jak odnajdzie się w nowym środowisku, we wrogim jej miasteczku? Tess bardzo szybko zdaje sobie sprawę, jak wielki błąd popełniła. Wrogie otoczenie, nieznany, dziwny, często wrogo zachowujący się mąż. A to dopiero początek historii.
Chamberlain napisała dobrą, poruszająca powieść o tym, jak jeden krok może zmienić nasze całe życie i o tym do czego zdolna jest kobieta.
Bardzo ciekawie odmalowane male miasteczko, jego atmosfera, wizerunek mieszkających w nim ludzi. To niewątpliwie plus powieści.
Kolejnym atutem jest warstwa emocjonalna., Jak to u tej autorki, ładunek emocjonalny, gra na uczuciach czytelników jest ogromny. Książka, opisana w niej historia poruszają od pierwszego rozdziału. Chociaż nie ukrywam, główna bohaterka, Tess jest dziecinna, infantylna, w wielu momentach po prostu irytująca. Jednak takie wykreowanie p6sotaci to celowy zabieg. Młodziutka dziewczyna w połowie lat 40. XX wieku, małe miasteczko, jego atmosfera, problem, z którym boryka się Tess, w taką fabułę p6sotać infantylnej, egzaltowanej dziewczyny doskonale się wpisuje.
Na końcu oczywiście wielki happy end, który jest bardzo charakterystyczny dla prozy Diane Chamberlain. Scenariusz, tak jak napisałam, wyeksploatowany znany od wielu książek, ale doskonale się sprawdzający. Skradzione małżeństwo czyta się dobrze, szybko, doskonała lektura na długie jesienne i zimowe wieczory.
niedziela, 14 października 2018
Trwaj przy mnie - Elizabeth Strout
Wydawnictwo Wielka Litera, Moja ocena 5-/6
Bardzo dobra powieść (jak to u Strout) opowiadająca o małej, odizolowanej od świata mieścinie, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, a jedyną sensacją jest plotka, która jak nigdzie indziej potrafi zniszczyć każdego, nawet najbardziej cenionego obywatela.
To także opowieść o wykluczeniu z grupy, społeczności, o ferowaniu wyroków, o tym, jak szybko obdarzamy sympatią, szacunkiem i jak szybko kogoś z tych przywilejów obdzieramy.
Taką osoba był miejscowy pastor, którego uznanie niewielkiej społeczności wyniosło na piedestał, a póżniej paskudna plotka nieomal zniszczyła, a dotychczasowa sympatia przerodziła się w pogardę, ostracyzm.
Strout nie tylko ukazuje bardzo ciekawie zobrazowaną małomiasteczkową społeczność, ale także mechanizm powstawania plotki, jej ewoluowanie, to w jaki sposób owa plotka staje się nie tyle sensacją okolicy, co możliwością wniesienia energii, życia, jakiegoś ulotnego blasku w tak przeciętne małomiasteczkową egzystencję.
To bardzo kameralna, momentami nawet intymna powieść. W wielu momentach w trakcie lektury możemy czuć się zażenowani. Wszak omawiane, ba roztrząsane na publicznym forum są najintymniejsze problemy jednego człowieka, jego życie, poczynania, słowa poddawane są prawdziwej wiwisekcji. Z jednej strony to poruszające, może nawet szokujące, żenujące, a z drugiej strony w każdym z nas ludzi istnieje odrobina zaciekawienia ludzkim losem, ludzkimi poczynaniami, gestami.
Połączenie plotki, jej istnienia z ludźmi,którzy ją tworzą, rozprzestrzeniają, z ich charakterami, jest poruszające, arcyciekawe i prowadzi do niek6eidy bardzo smutnych wniosków. Tego typu zachowania, jakie przedstawia w swojej powieści Elizabeth Strout, są ponadczasowe i nie ograniczają się niestety tylko do małych miejscowości. Ludzie są z reguły bardzo podobni do siebie, bez względu na miejsce zamieszkania, rasę, narodowość. Smutne, ale prawdziwe.
Autorka oprócz naczelnego tematu, czyli egzystencji plotki i tego, co jest ona w stanie zrobić, porusza także inne zagadnienia, jak np. utrata wiary, kryzys w małżeństwie, różne lęki i obawy. Główny temat wyszedł jej mistrzowsko. Tematy poboczne umiarkowanie dobrze. Miałam wrażenia, jakby autorka dodała je trochę na siłę, nie dopracowała ich.
Mimo tego drobnego mankamentu warto po tę książkę sięgnąć. Doskonałe pióro i sporo materiału do przemyśleń.
Bardzo dobra powieść (jak to u Strout) opowiadająca o małej, odizolowanej od świata mieścinie, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą, a jedyną sensacją jest plotka, która jak nigdzie indziej potrafi zniszczyć każdego, nawet najbardziej cenionego obywatela.
To także opowieść o wykluczeniu z grupy, społeczności, o ferowaniu wyroków, o tym, jak szybko obdarzamy sympatią, szacunkiem i jak szybko kogoś z tych przywilejów obdzieramy.
Taką osoba był miejscowy pastor, którego uznanie niewielkiej społeczności wyniosło na piedestał, a póżniej paskudna plotka nieomal zniszczyła, a dotychczasowa sympatia przerodziła się w pogardę, ostracyzm.
Strout nie tylko ukazuje bardzo ciekawie zobrazowaną małomiasteczkową społeczność, ale także mechanizm powstawania plotki, jej ewoluowanie, to w jaki sposób owa plotka staje się nie tyle sensacją okolicy, co możliwością wniesienia energii, życia, jakiegoś ulotnego blasku w tak przeciętne małomiasteczkową egzystencję.
To bardzo kameralna, momentami nawet intymna powieść. W wielu momentach w trakcie lektury możemy czuć się zażenowani. Wszak omawiane, ba roztrząsane na publicznym forum są najintymniejsze problemy jednego człowieka, jego życie, poczynania, słowa poddawane są prawdziwej wiwisekcji. Z jednej strony to poruszające, może nawet szokujące, żenujące, a z drugiej strony w każdym z nas ludzi istnieje odrobina zaciekawienia ludzkim losem, ludzkimi poczynaniami, gestami.
Połączenie plotki, jej istnienia z ludźmi,którzy ją tworzą, rozprzestrzeniają, z ich charakterami, jest poruszające, arcyciekawe i prowadzi do niek6eidy bardzo smutnych wniosków. Tego typu zachowania, jakie przedstawia w swojej powieści Elizabeth Strout, są ponadczasowe i nie ograniczają się niestety tylko do małych miejscowości. Ludzie są z reguły bardzo podobni do siebie, bez względu na miejsce zamieszkania, rasę, narodowość. Smutne, ale prawdziwe.
Autorka oprócz naczelnego tematu, czyli egzystencji plotki i tego, co jest ona w stanie zrobić, porusza także inne zagadnienia, jak np. utrata wiary, kryzys w małżeństwie, różne lęki i obawy. Główny temat wyszedł jej mistrzowsko. Tematy poboczne umiarkowanie dobrze. Miałam wrażenia, jakby autorka dodała je trochę na siłę, nie dopracowała ich.
Mimo tego drobnego mankamentu warto po tę książkę sięgnąć. Doskonałe pióro i sporo materiału do przemyśleń.
piątek, 12 października 2018
Jesienna wyprzedaż książkowa...Książki za 10 zł, 15 zł i 20 zł!
My, mole książkowe, mamy okazję skorzystać z kolejnej, wspaniałej i niezwykle kuszącej promocji w Księgarni Tania Książka.
Tym razem mamy okazje kupić mnóstwo tanich i bardzo tanich, ciekawych, idealnych na jesienne i zimowe wieczory książek.
Wśród tytułów, które przykuły moją uwagę (a które szczerze wam polecam) znajdują się m.in. takie pozycje, jak:
Mój przyjaciel kot, czyli historia po prostu niesamowitej i wyjątkowej przyjaźni człowieka i kota;
Dziewczyna z nagietkowym szalem, czyli wspaniałą opowieść łącząca dwa wymiary czasowe,
Dziedzictwo Orchana, poruszającą opowieść
o miłości, strachu i klątwie pokoleń, rozgrywającą się na tle zapomnianej masakry Ormian
o miłości, strachu i klątwie pokoleń, rozgrywającą się na tle zapomnianej masakry Ormian
Ja na 100% skuszę się na takie książki, jak:
Ogród marzeń, love story z rodzinnymi sekretami w tle,
Na gwiażdzistych morzach, opowieść o miłości i sekretach, oraz XIX-wiecznej Brazylii,
List z przeszłości, wspaniałą opowieść o odkrywaniu sekretów z przeszłości,
Amulet Jaśminy, opowieść o przeznaczeniu i prawdziwej magii....i niestety chyba zamówię jeszcze kilka książek..tytuły i ceny kuszą niesamowicie.
Pamiętajcie, promocja trwa tylko do 16 października br.
czwartek, 11 października 2018
Naturalista - Andrew Mayne
Wydawnictwo WAB, Ocena 3,5/6
Recenzja mojego męża
Nie ukrywam, spodziewałem się czegoś więcej. Co prawda czyta się nieźle, szybko, w wielu momentach książka wciąga, ale przez cały czas lektury miałem wrażenie, że to no może nie wtórnik, ale coś co już było.
Na plus należy niewątpliwie zapisać ciekawe zastosowanie nauki w toczącym się w fabule śledztwie. Theo Cray, naukowiec i główny bohater, ściga zabójcę. W swojej pogoni za nim wykorzystuje wszystkie znane mu naukowe metody. Sięga po to, co często dla wielu zwykłych, nie będących naukowcami, ludzi jest przysłowiową czarną magią. Botanika, biologia, chemia, fizyka, antropologia, skomplikowane anagramy i równania, to wszystko służy Crayowi do rozwiązywania kolejnych etapów zagadki, a czytelnikowi do poznania często niezwykłego zastosowania nauki. Ciekawostki, novum ratują książkę w wielu miejscach. I w zasadzie na tym plusy Naturalisty się kończą.
Książka mogłaby być dużo lepsza, gdyby Mayne nie zrobi z niej zwyczajnego czytadła z krótkimi rozdziałami, błyskawicznie zmieniającą się akcją. Wielu uzna to zapewne za zaletę. Dla mnie to wada, która z książki uczyniła klon wielu innych. A sam pomysł był bardzo dobry i ciekawy.
Wadą jest też sam główny bohater, Theo Cray. Autor uczynił go alfą i omegą, postacią nieomylną, a przez to maksymalnie irytującą i w wielu momentach po prostu śmieszną. Ot taki genialny, mało subtelny, arogancki, niedelikatny, żyjący we własnym skomplikowanym świecie człowiek. Wiem, że takie osoby są. I wszystko byłoby ok, gdyby autor trochę inaczej przedstawił Craya. Niestety, ale uczynił z niego parodię tego typu osób.
Poza tym nadmiar dramatyzmu wydarzeń. Wszystko ma swoje granice, nawet groza i dramatyzm. Ich nadmierne zastosowanie sprawiło, iż fabuła nie była mroczna, czy ciekawa, a po prostu śmieszna i w kilku miejscach infantylna, groteskowa.
No i obezwładniająca wprost liczba stereotypów. Ich ilość dosłownie poraża. Wyglądało to trochę tak, jakby autor przekopiował je z kilku innych książek i zsumował w jednej.
Naturalista nie znudził mnie, ani nie sprawił, iż zarwałem dla tej książki noc. Ot po prostu czytadło jakich wiele, które co najwyżej w wielu momentach wywołuje śmiech, albo uśmiech połączony ze zdziwieniem. Książka mimo swoich wad jest dosyć sprawnie napisana, ale po szybkim przeczytaniu, po kilku dniach czytelnik zapomni o czym była.
Naturalisty ani nie polecam ani nie odradzam. Można po tę książkę sięgnąć, jeżeli macie ochotę na sztampowe do bólu czytadło z amerykańską akcją na zasadzie zabiligoiuciekł.
Recenzja mojego męża
Nie ukrywam, spodziewałem się czegoś więcej. Co prawda czyta się nieźle, szybko, w wielu momentach książka wciąga, ale przez cały czas lektury miałem wrażenie, że to no może nie wtórnik, ale coś co już było.
Na plus należy niewątpliwie zapisać ciekawe zastosowanie nauki w toczącym się w fabule śledztwie. Theo Cray, naukowiec i główny bohater, ściga zabójcę. W swojej pogoni za nim wykorzystuje wszystkie znane mu naukowe metody. Sięga po to, co często dla wielu zwykłych, nie będących naukowcami, ludzi jest przysłowiową czarną magią. Botanika, biologia, chemia, fizyka, antropologia, skomplikowane anagramy i równania, to wszystko służy Crayowi do rozwiązywania kolejnych etapów zagadki, a czytelnikowi do poznania często niezwykłego zastosowania nauki. Ciekawostki, novum ratują książkę w wielu miejscach. I w zasadzie na tym plusy Naturalisty się kończą.
Książka mogłaby być dużo lepsza, gdyby Mayne nie zrobi z niej zwyczajnego czytadła z krótkimi rozdziałami, błyskawicznie zmieniającą się akcją. Wielu uzna to zapewne za zaletę. Dla mnie to wada, która z książki uczyniła klon wielu innych. A sam pomysł był bardzo dobry i ciekawy.
Wadą jest też sam główny bohater, Theo Cray. Autor uczynił go alfą i omegą, postacią nieomylną, a przez to maksymalnie irytującą i w wielu momentach po prostu śmieszną. Ot taki genialny, mało subtelny, arogancki, niedelikatny, żyjący we własnym skomplikowanym świecie człowiek. Wiem, że takie osoby są. I wszystko byłoby ok, gdyby autor trochę inaczej przedstawił Craya. Niestety, ale uczynił z niego parodię tego typu osób.
Poza tym nadmiar dramatyzmu wydarzeń. Wszystko ma swoje granice, nawet groza i dramatyzm. Ich nadmierne zastosowanie sprawiło, iż fabuła nie była mroczna, czy ciekawa, a po prostu śmieszna i w kilku miejscach infantylna, groteskowa.
No i obezwładniająca wprost liczba stereotypów. Ich ilość dosłownie poraża. Wyglądało to trochę tak, jakby autor przekopiował je z kilku innych książek i zsumował w jednej.
Naturalista nie znudził mnie, ani nie sprawił, iż zarwałem dla tej książki noc. Ot po prostu czytadło jakich wiele, które co najwyżej w wielu momentach wywołuje śmiech, albo uśmiech połączony ze zdziwieniem. Książka mimo swoich wad jest dosyć sprawnie napisana, ale po szybkim przeczytaniu, po kilku dniach czytelnik zapomni o czym była.
Naturalisty ani nie polecam ani nie odradzam. Można po tę książkę sięgnąć, jeżeli macie ochotę na sztampowe do bólu czytadło z amerykańską akcją na zasadzie zabiligoiuciekł.
wtorek, 9 października 2018
Skaza - Robert Małecki
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5,5/6
Bardzo dobry kryminał i powieść społeczno-obyczajowa w jednym.
Głównym bohaterem jest policjant z wieloletnim stażem, Bernard Gross, który żyje i pracuje zgodnie ze stwierdzeniem...Psem nie zostajesz wtedy, gdy zakładasz mundur. Psem zostajesz, nasiąkając złością na wyrządzone zło, gdy w dobrym człowieku wyczuwasz skazę.
Gross ma wyjątkowy talent, dar, nawet jak na policjanta. Do tego jest pracowity i bezkompromisowy. W pracy odnosi kolejne sukcesy, a w życiu prywatnym kolejne porażki.
Małeckiemu udało się bardzo dobrze sportretować steranego życiem gliniarza, po przejściach, z wielkim bagażem porażek i trudów do udźwignięcia.
Pewnego zimowego dnia ze skutego lodem jeziora zostają wyciągnięte zwłoki nastolatka. Za moment znalezione zostają drugie zwłoki. Wokół tych wydarzeń toczy się akcja książki. Śledztwo, które prowadzi Gross jest powolne, ale dokładne i jestem przekonana, iż miłośnikom drobiazgowo prowadzon6cyh dochodzeń, da mnóstwo satysfakcji.
Dodatkowo śledztwo ubarwia dochodzenie w sprawie zaginięcia sprzed ponad 10 lat. Retrospekcje są zręcznie włączone w bieżące wydarzenia.
Małecki od pierwsze rozdziału trzyma czytelnika w napięciu, niezwykle umiejętnie dozując zarówno kolejne okruchy informacji dot. prowadzonego dochodzenia, jak ukazując fragmenty życia samego Grossa, który co dzień mierzy się z kolejnymi demonami. Oba wątki są nad wyraz interesujące.
Skaza to bardzo dobry, mroczny, klimatyczny, obezwładniający książkową mroźną atmosferą kryminał Nie ma w nim żadnej masakry ala amerykański thriller, nie ma rozlewu krwi, strzelaniny, błyskawicznej akcji. Jest za to doskonale ukazane dochodzenie, które krok po kroku prowadzi nas do finału i jest portret porządnego człowieka, który ma wyjątkowo pod górę. Gorąco polecam.
Bardzo dobry kryminał i powieść społeczno-obyczajowa w jednym.
Głównym bohaterem jest policjant z wieloletnim stażem, Bernard Gross, który żyje i pracuje zgodnie ze stwierdzeniem...Psem nie zostajesz wtedy, gdy zakładasz mundur. Psem zostajesz, nasiąkając złością na wyrządzone zło, gdy w dobrym człowieku wyczuwasz skazę.
Gross ma wyjątkowy talent, dar, nawet jak na policjanta. Do tego jest pracowity i bezkompromisowy. W pracy odnosi kolejne sukcesy, a w życiu prywatnym kolejne porażki.
Małeckiemu udało się bardzo dobrze sportretować steranego życiem gliniarza, po przejściach, z wielkim bagażem porażek i trudów do udźwignięcia.
Pewnego zimowego dnia ze skutego lodem jeziora zostają wyciągnięte zwłoki nastolatka. Za moment znalezione zostają drugie zwłoki. Wokół tych wydarzeń toczy się akcja książki. Śledztwo, które prowadzi Gross jest powolne, ale dokładne i jestem przekonana, iż miłośnikom drobiazgowo prowadzon6cyh dochodzeń, da mnóstwo satysfakcji.
Dodatkowo śledztwo ubarwia dochodzenie w sprawie zaginięcia sprzed ponad 10 lat. Retrospekcje są zręcznie włączone w bieżące wydarzenia.
Małecki od pierwsze rozdziału trzyma czytelnika w napięciu, niezwykle umiejętnie dozując zarówno kolejne okruchy informacji dot. prowadzonego dochodzenia, jak ukazując fragmenty życia samego Grossa, który co dzień mierzy się z kolejnymi demonami. Oba wątki są nad wyraz interesujące.
Skaza to bardzo dobry, mroczny, klimatyczny, obezwładniający książkową mroźną atmosferą kryminał Nie ma w nim żadnej masakry ala amerykański thriller, nie ma rozlewu krwi, strzelaniny, błyskawicznej akcji. Jest za to doskonale ukazane dochodzenie, które krok po kroku prowadzi nas do finału i jest portret porządnego człowieka, który ma wyjątkowo pod górę. Gorąco polecam.
poniedziałek, 8 października 2018
Zapowiedź...
Autor Półbrata i Beatlesów powraca – tym razem z powieścią o miłości!
Lars Saabye Christensen
MAGNES
przeł. Iwona Zimnicka
MAGNES
przeł. Iwona Zimnicka
premiera: 31 X 2018
Nowa powieść najpoważniejszego norweskiego kandydata do literackiej
Nagrody Nobla to historia miłosna. Jej bohaterowie, Jokum i Synne,
próbują za wszelką cenę być razem, choć, jak się wydaje, nic ich nie
łączy poza zamiłowaniem do sztuk wizualnych. Jokum jest wycofanym i
melancholijnym fotografem, a Synne historyczką sztuki, specjalizującą
się w twórczości Edwarda Hoppera, uwielbiającą sławę i blask wielkiego
świata. Poznali się na studiach w latach 70. XX wieku i od początku
zdają sobie sprawę, że są jak bieguny tytułowego magnesu.
Tłem dla tej opowieści są dwa duże miasta – Oslo i San Francisco.
Wraz z Synne i Jokumem czytelnik obserwuje kolejne dekady XX wieku,
towarzyszące im zmiany w sztuce, społeczeństwie i sposobach postrzegania
świata. Po raz kolejny jednym z pierwszoplanowych bohaterów w
twórczości Christensena okazuje się... czas.
Dziś, ponad dwa lata po premierze norweskiej edycji, wiadomo już, że Magnes
jest jedną z trzech najistotniejszych książek w dorobku Larsa Saabye
Christensena: Beatlesi stanowią największe osiągnięcie w młodzieńczym
okresie jego twórczości, Półbrat jest arcydziełem pisarza w średnim
wieku, zaś Magnes – dzieło artysty dojrzałego –
to suma wszystkiego, co najlepsze w jego pisarstwie, a przy tym – i to
jest najbardziej imponujące – czytelnik ma wrażenie, że autor znów robi
coś absolutnie nowego.
Oświadczenie jury Brageprisen, które nagrodziło powieść w 2015 roku:
„Magnes to jednocześnie typowa powieść Christensena i coś
zupełnie nowego. Znajdziemy tu nieprzebrane bogactwo myśli, wielką
radość z pisania i zarazem wielką powagę. Tekst, który zaczyna się jak
typowa opowieść o dojrzewaniu i miłości, szybko zmienia formę i staje
się potężnym, doskonale napisanym dziełem, bogatym w odniesienia i
elementy krytyki społecznej. Autor, który lubuje się w osobliwych
protagonistach i urokliwych imionach, otwiera przed nami bramy innego
świata”.
niedziela, 7 października 2018
Przepaść - Michelle Paver
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 3-/6
Paver opowiada historię brytyjskiej wyprawy na Kanczendzongę, drugi co do wysokości szczyt w Himalajach, trzeci na ziemi. Wyprawa Z tym, iż pragnę od razu zaznaczyć, sednem książki nie jest sama wspinaczka, a przygotowanie do niej, konkretne postaci z ekipy, relacje pomiędzy nimi.
Książka ma być opowieścią i takim miksem powieści obyczajowej, grozy, z porcją historii i psychologii. Grozy dopełniać miała nie tyle sama potężna i groźna góra, co wizje (i to bardzo dziwaczne z pogranicza horroru) narratora.
Taki zabieg no cóż, wyszedł żenująco słabo. Uważam, że gdyby autorka więcej miejsca i uwagi poświęciła samej wyprawie, trudowi zdobywania góry, książka tylko by na tym skorzystała. A tak, elementy, które z założenia miały być elementami grozy są po prostu infantylne i nudne. Mogą one co najwyżej wzbudzać uśmiech politowania.
Dużo ciekawszy jest wątek przedstawiający samych bohaterów wyprawy i relacje pomiędzy nimi. Szkoda, że proporcje nie zostały odrzucone - mniej uwagi i treści poświęcone wizjom narratora, dużo więcej przygotowaniom ekipy, wspólnemu działaniu, waśniom i przyjaźniom pomiędzy nimi. Bohaterowie są, ale jacyś tacy niedopracowani, niedorobieni, wielu z nich jest po prostu nijakich. Szkoda, bo ten wątek dawał spore możliwości. Autorka ich po prostu nie wykorzystała.
Generalnie przez większą część czasu książka nudzi. Ot tak po prostu. Nie ma w sobie absolutnie nic z horroru, czy dobrej literatury. Po poprzedniej książce autorki, Cieniach w mroku, Przepaść nie powinna zostać w ogóle wydana. Cieniami w mroku autorka bardzo wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę i niestety, Przepaść do tej poprzeczki nie dobiła w najmniejszym nawet stopniu. Szkoda.
Paver opowiada historię brytyjskiej wyprawy na Kanczendzongę, drugi co do wysokości szczyt w Himalajach, trzeci na ziemi. Wyprawa Z tym, iż pragnę od razu zaznaczyć, sednem książki nie jest sama wspinaczka, a przygotowanie do niej, konkretne postaci z ekipy, relacje pomiędzy nimi.
Książka ma być opowieścią i takim miksem powieści obyczajowej, grozy, z porcją historii i psychologii. Grozy dopełniać miała nie tyle sama potężna i groźna góra, co wizje (i to bardzo dziwaczne z pogranicza horroru) narratora.
Taki zabieg no cóż, wyszedł żenująco słabo. Uważam, że gdyby autorka więcej miejsca i uwagi poświęciła samej wyprawie, trudowi zdobywania góry, książka tylko by na tym skorzystała. A tak, elementy, które z założenia miały być elementami grozy są po prostu infantylne i nudne. Mogą one co najwyżej wzbudzać uśmiech politowania.
Dużo ciekawszy jest wątek przedstawiający samych bohaterów wyprawy i relacje pomiędzy nimi. Szkoda, że proporcje nie zostały odrzucone - mniej uwagi i treści poświęcone wizjom narratora, dużo więcej przygotowaniom ekipy, wspólnemu działaniu, waśniom i przyjaźniom pomiędzy nimi. Bohaterowie są, ale jacyś tacy niedopracowani, niedorobieni, wielu z nich jest po prostu nijakich. Szkoda, bo ten wątek dawał spore możliwości. Autorka ich po prostu nie wykorzystała.
Generalnie przez większą część czasu książka nudzi. Ot tak po prostu. Nie ma w sobie absolutnie nic z horroru, czy dobrej literatury. Po poprzedniej książce autorki, Cieniach w mroku, Przepaść nie powinna zostać w ogóle wydana. Cieniami w mroku autorka bardzo wysoko zawiesiła sobie poprzeczkę i niestety, Przepaść do tej poprzeczki nie dobiła w najmniejszym nawet stopniu. Szkoda.
sobota, 6 października 2018
Była raz wojna. Bomby poszły - Steinbeck John
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża
Była raz wojna... to niezapomniany i poruszający obraz życia w czasie wojny. Jest początek lat 40. XX wieku, środek najokrutniejszej z okrutnych wojen.
Steinbeck ukazuje nam Wielką Brytanię, Afrykę północną, Włochy i wielką wojnę w poruszającym kolażu obrazów i opisów.
Razem z autorem jesteśmy w samym sercu wydarzeń. Obcujemy z ludźmi, jemy, śpimy, przezywamy z nimi sukcesy i porażki, rozmawiamy, walczymy obok nich.
To co moim zdaniem najważniejsze w tej książce to fakt, iż Steinbeck głos oddaje ludziom, walczącym żołnierzom, tym, którzy na co dzień mają do czynienia z okrucieństwem wojny. To oni są na pierwszym miejscu. Walka, wojna jest tylko tłem do ukazania prawdziwych bohaterów.
Autor reportaży ukazuje swoich bohaterów we wszystkich możliwych sytuacjach. Steinbeck, tak znany ze swojej wnikliwości, także tym razem zdaje się nie opuszczać żołnierzy ani na krok, a obrazy, które widzi, wydarzenia, których jest świadkiem prezentuje wyraziście, bez upiększania.
Drugi aspekt książki, oprócz ukazania żołnierzy wplecionych w okrucieństwo wojny, to fakt zaprezentowania wyjątkowej grupy ludzi. Są nimi lotnicy obsługujący bombowce. Śledzimy ich proces rekrutacji, szkolenia, działanie w sercu akcji, poznajemy dzień codzienny, poczynania, przemyślenia elity żołnierskiej, jak nazywa ich Steinbeck.
Była raz wojna... to reportaże, które pisane na zamówienie dziennika "New York Herald Tribune" tworzą poruszający i wyjątkowy zbiór, który z pewnością warto przeczytać.
To także swoisty przykład doskonale napisanej literatury na zamówienie, literatury, która z założenia miała podnieść morale zarówno żołnierzy, jak i cywilów. Niezależnie od tego, jak potraktujemy tę książkę, warto po nią sięgnąć i poznać reportaże. W kilku miejscach może razić odrobinę afektowany styl pisarski, ale należy pamiętać w jakim celu powstały te teksty.
Recenzja mojego męża
Była raz wojna... to niezapomniany i poruszający obraz życia w czasie wojny. Jest początek lat 40. XX wieku, środek najokrutniejszej z okrutnych wojen.
Steinbeck ukazuje nam Wielką Brytanię, Afrykę północną, Włochy i wielką wojnę w poruszającym kolażu obrazów i opisów.
Razem z autorem jesteśmy w samym sercu wydarzeń. Obcujemy z ludźmi, jemy, śpimy, przezywamy z nimi sukcesy i porażki, rozmawiamy, walczymy obok nich.
To co moim zdaniem najważniejsze w tej książce to fakt, iż Steinbeck głos oddaje ludziom, walczącym żołnierzom, tym, którzy na co dzień mają do czynienia z okrucieństwem wojny. To oni są na pierwszym miejscu. Walka, wojna jest tylko tłem do ukazania prawdziwych bohaterów.
Autor reportaży ukazuje swoich bohaterów we wszystkich możliwych sytuacjach. Steinbeck, tak znany ze swojej wnikliwości, także tym razem zdaje się nie opuszczać żołnierzy ani na krok, a obrazy, które widzi, wydarzenia, których jest świadkiem prezentuje wyraziście, bez upiększania.
Drugi aspekt książki, oprócz ukazania żołnierzy wplecionych w okrucieństwo wojny, to fakt zaprezentowania wyjątkowej grupy ludzi. Są nimi lotnicy obsługujący bombowce. Śledzimy ich proces rekrutacji, szkolenia, działanie w sercu akcji, poznajemy dzień codzienny, poczynania, przemyślenia elity żołnierskiej, jak nazywa ich Steinbeck.
Była raz wojna... to reportaże, które pisane na zamówienie dziennika "New York Herald Tribune" tworzą poruszający i wyjątkowy zbiór, który z pewnością warto przeczytać.
To także swoisty przykład doskonale napisanej literatury na zamówienie, literatury, która z założenia miała podnieść morale zarówno żołnierzy, jak i cywilów. Niezależnie od tego, jak potraktujemy tę książkę, warto po nią sięgnąć i poznać reportaże. W kilku miejscach może razić odrobinę afektowany styl pisarski, ale należy pamiętać w jakim celu powstały te teksty.
piątek, 5 października 2018
Zniknięcie Josefa Mengele - Guez Olivier
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Josef Mengele, potwór, były oprawca w Auschwitz nazywany doktorem śmierć ucieka w 1949 roku przed wymiarem sprawiedliwości i wierzy, że na nowo ułoży sobie życie w Buenos Aires. Nazistowscy zbrodniarze są tropieni na całym świecie.
Do Argentyny zbiegło wielu zbrodniarzy wojennych. Mengele jest pewien, że i jemu się uda.
Pod fałszywą tożsamością, na początku butny, arogancki, nadal przekonany o swojej nadludzkiej wyższości, póżniej zżerany strachem, ucieka, krąży po całym świecie, zmienia kolejne kryjówki, nie zaznając spokoju. Argentyna i dostatnie życie tam, to dopiero początek. Mengele nigdzie nie zaznaje spokoju, ;pościg nadciąga, a on musi uciekać. Udaje mu się to, mimo iż kilka razy był o włos od złapania. Pomogło mu okrutne szczęście, pomogli zafascynowani nim i złem, które wyrządzał ludzie.
Mengele umiera 07 lutego 1979 roku w Bertiodze, w Brazylii. Zadziwiające, iż udało mu się uniknąć kary.
Książka ta, to fabularyzowana, doskonale napisana opowieść o ucieczce, ogromnym szczęściu kata, pościgu, zmienianiu tożsamości, ukrywaniu się potwora. Całość bazuje na relacjach z pościgów, zachowanych dokumentach, notatkach, przekazywany droga ustną informacjach. Gro treści książki to domysły, przypuszczenia, ale szkielet stanowią fakty, jakie miały miejsce od zakończenia II wojny światowej aż do śmierci Mengele.
W opowieść o ucieczce i pościgu, tropieniu wpleciona jest spora garść informacji o ówczesnej sytuacji Ameryki Południowej. Te informacje wyjaśniają, dlaczego nazistom tak łatwo było ukryć się w tamtejszych krajach.
Zniknięcie...jest świetnie, bardzo ciekawie napisane. Lektura wciąga już od pierwszej strony.
Nic dziwnego, iż książka uhonorowana została bardzo prestiżową Prix Renaudot 2017 oraz nominowana do licznych nagród literackich, m.in. Prix Médicis i Listy Goncourtów (w kilku krajach). Czyta się doskonale, gorąco polecam
Josef Mengele, potwór, były oprawca w Auschwitz nazywany doktorem śmierć ucieka w 1949 roku przed wymiarem sprawiedliwości i wierzy, że na nowo ułoży sobie życie w Buenos Aires. Nazistowscy zbrodniarze są tropieni na całym świecie.
Do Argentyny zbiegło wielu zbrodniarzy wojennych. Mengele jest pewien, że i jemu się uda.
Pod fałszywą tożsamością, na początku butny, arogancki, nadal przekonany o swojej nadludzkiej wyższości, póżniej zżerany strachem, ucieka, krąży po całym świecie, zmienia kolejne kryjówki, nie zaznając spokoju. Argentyna i dostatnie życie tam, to dopiero początek. Mengele nigdzie nie zaznaje spokoju, ;pościg nadciąga, a on musi uciekać. Udaje mu się to, mimo iż kilka razy był o włos od złapania. Pomogło mu okrutne szczęście, pomogli zafascynowani nim i złem, które wyrządzał ludzie.
Mengele umiera 07 lutego 1979 roku w Bertiodze, w Brazylii. Zadziwiające, iż udało mu się uniknąć kary.
Książka ta, to fabularyzowana, doskonale napisana opowieść o ucieczce, ogromnym szczęściu kata, pościgu, zmienianiu tożsamości, ukrywaniu się potwora. Całość bazuje na relacjach z pościgów, zachowanych dokumentach, notatkach, przekazywany droga ustną informacjach. Gro treści książki to domysły, przypuszczenia, ale szkielet stanowią fakty, jakie miały miejsce od zakończenia II wojny światowej aż do śmierci Mengele.
W opowieść o ucieczce i pościgu, tropieniu wpleciona jest spora garść informacji o ówczesnej sytuacji Ameryki Południowej. Te informacje wyjaśniają, dlaczego nazistom tak łatwo było ukryć się w tamtejszych krajach.
Zniknięcie...jest świetnie, bardzo ciekawie napisane. Lektura wciąga już od pierwszej strony.
Nic dziwnego, iż książka uhonorowana została bardzo prestiżową Prix Renaudot 2017 oraz nominowana do licznych nagród literackich, m.in. Prix Médicis i Listy Goncourtów (w kilku krajach). Czyta się doskonale, gorąco polecam
środa, 3 października 2018
Bona. Zmierzch Jagiellonów - Magdalena Niedźwiedzka
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Bona otwiera cykl, który nie ukrywam, zapowiada się doskonale...Zmierzch Jagiellonów.
Chyba każdy, nawet osoba nieinteresująca się historią, słyszał, czytał o królowej Bonie, ma o niej większe lub mniejsze pojęcie. Była jedną z najsłynniejszych kobiet na polskim tronie, najbardziej władczą, ale i taką, która najwięcej zrobiła dla naszego kraju.
Żyła w fascynujący sposób,umarła osamotniona i zdradzona. Byłam bardzo ciekawa, jak przedstawi ją Magdalena Niedźwiedzka, jaka to powieść. Bo od razu zaznaczę, należy pamiętać, iż Bona,,, Niedźwiedzkiej to powieść historyczna, nie rozprawa naukowa.
Jednak należy od razu zaznaczyć, iż powieść jest niesłychanie dopracowana pod względem merytorycznym. Dotyczy to zarówno wszystkich szczegółów życia dworskiego, jak i postaci uwiecznionych na kartach książki.
Kraków XV i XVI wieku nakreślony przez pisarkę ożywa na kartach książki na tyle, iż czytelnik w trakcie lektury zdaje się przenosić w czasie. Wierne oddanie realiów Polski w tym okresie to jeden z wielu atutów książki. O Polsce tuż przed przybyciem Bony do Krakowa i za jej czasów dowiadujemy się bardzo wiele i ze wszystkimi szczegółami. Trzeba autorce przyznać, iż w tym (ale nie tylko w tym) zakresie dokonała bardzo drobiazgowego resarchu.
Podobnie ma się sprawa z Italią, w której rodzi się i dorasta przyszła królowa Polski. Dwór matki Bony, księżnej Izabeli zdaje się ożywać w trakcie lektury.
A sama główna bohaterka....no cóż, jest niezwykła, nietuzinkowa, ostra, inteligentna, nie dająca się podporządkować nikomu i niczemu. Z pewnością jest kimś więcej niż tylko żoną swojego męża. Niedźwiedzka swoją bohaterkę uczyniła kobietą z krwi i kości, niezwykłą, pełną werwy, żądzy, nietuzinkową. Warto ją poznać w trakcie lektury książki. Zachęcam do lektury.
Bona otwiera cykl, który nie ukrywam, zapowiada się doskonale...Zmierzch Jagiellonów.
Chyba każdy, nawet osoba nieinteresująca się historią, słyszał, czytał o królowej Bonie, ma o niej większe lub mniejsze pojęcie. Była jedną z najsłynniejszych kobiet na polskim tronie, najbardziej władczą, ale i taką, która najwięcej zrobiła dla naszego kraju.
Żyła w fascynujący sposób,umarła osamotniona i zdradzona. Byłam bardzo ciekawa, jak przedstawi ją Magdalena Niedźwiedzka, jaka to powieść. Bo od razu zaznaczę, należy pamiętać, iż Bona,,, Niedźwiedzkiej to powieść historyczna, nie rozprawa naukowa.
Jednak należy od razu zaznaczyć, iż powieść jest niesłychanie dopracowana pod względem merytorycznym. Dotyczy to zarówno wszystkich szczegółów życia dworskiego, jak i postaci uwiecznionych na kartach książki.
Kraków XV i XVI wieku nakreślony przez pisarkę ożywa na kartach książki na tyle, iż czytelnik w trakcie lektury zdaje się przenosić w czasie. Wierne oddanie realiów Polski w tym okresie to jeden z wielu atutów książki. O Polsce tuż przed przybyciem Bony do Krakowa i za jej czasów dowiadujemy się bardzo wiele i ze wszystkimi szczegółami. Trzeba autorce przyznać, iż w tym (ale nie tylko w tym) zakresie dokonała bardzo drobiazgowego resarchu.
Podobnie ma się sprawa z Italią, w której rodzi się i dorasta przyszła królowa Polski. Dwór matki Bony, księżnej Izabeli zdaje się ożywać w trakcie lektury.
A sama główna bohaterka....no cóż, jest niezwykła, nietuzinkowa, ostra, inteligentna, nie dająca się podporządkować nikomu i niczemu. Z pewnością jest kimś więcej niż tylko żoną swojego męża. Niedźwiedzka swoją bohaterkę uczyniła kobietą z krwi i kości, niezwykłą, pełną werwy, żądzy, nietuzinkową. Warto ją poznać w trakcie lektury książki. Zachęcam do lektury.
Subskrybuj:
Posty (Atom)