Wydawnictwo Literackie, Okładka twarda, 240 s, Moja ocena 6/6
Książka, której pożądaliśmy z mężem równie mocno. Mąż to wielbiciel sagi na podstawie, której powstała niniejsza pozycja. Ja z kolei jestem fanką wszelkich ciekawych książek kucharskich. A ta z pewnością do takich należy.
Książka ma same zalety. Przede wszystkim jest pięknie wydana. Wspaniała, kolorowa, lakierowana okładka i najwyższej jakości papier sprawiają, że w trakcie intensywnego użytkowania (a z założenia po to są książki kucharskie) nic się nie zniszczy, strony się nie pogniotą, a ewentualne różnorodne ślady (jak to w kuchni) zarówno z okładki, jak i kart książki można będzie łatwo usunąć.
Treść książki, to nie tylko przepisy. To także (a może przede wszystkim) opisy i to jakie opisy. Każdy przepis opatrzony jest dodatkowym tekstem. Z ich treści możemy się dowiedzieć wiele o samej sadze, jak i o ucztach, jedzeniu, kuchni średniowiecznej. Autorki wspaniale opisują także kuchnie różnych regionów. Nie chodzi tu jednak o takie zwyczajne regiony świata, które my znamy. Regiony w Uczcie... to te znane z sagi, czyli np. Mur, Północ, Dolina etc.
Przepisów jest dużo, wszystkie są bardzo bogato ilustrowane, dokładnie opisane krok po kroku. Sądzę, że nawet największy kuchenny laik nie będzie miał problemów z przygotowaniem większości dań. Do sięgnięcia po książkę i pracy w kuchni niech was zachęcą chociażby takie dania, jak: ciasto cytrynowe, grzane wino, średniowieczne placuszki z jabłkami, kurczak w miodzie i wiele innych.
Ponieważ potrawy są podzielone na regiony, na końcu książki znajduje się spis potraw, ale taki "normalny" spis z podziałem na: ciasta, dania mięsne, sałatki etc. Bardzo przydatna i porządkująca wszystko rzecz.
Książkę przeczytałam i obejrzałam z wielką przyjemnością, kilka razy ślinka mi poleciała, a i do głowy przyszło kilka pomysłów na niebanalne posiłki dla rodziny i przyjaciół.
Uczta Lodu i Ognia to doskonała pozycja na prezent zarówno dla fanów sagi, jak i osób nie mających z nią nic wspólnego, a ceniących pięknie wydane książki kucharskie. A Gwiazdka i Mikołajki za pasem. Idealny prezent. Polecam. A kto jeszcze nie zna sagi, koniecznie po książki musi sięgnąć. Żaden z autorów nie dba tak o żołądki i podniebienie swoich bohaterów, jak George R.R. Martin, który zabiera nas nie tylko w podróż do tajemniczego świata Westeros, ale także kulinarnych doznań.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
sobota, 30 listopada 2013
piątek, 29 listopada 2013
Złoto Himmlera - Leo Kessler
Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Leo Kessler zasłynął jako autor cyklu książek opowiadających o wojennych losach Batalionu Szturmowego SS Edelweiss. Do batalionu należą najlepsi z najlepszych, żołnierze reprezentujący niezwykle wysoki poziom i nie bojący się żadnych zadań. Na przestrzeni kilku ostatnich lat, wykonywali oni dla Niemiec zadania, które innym wydawały się niemożliwymi.
Jest rok 1944, II wojna światowa jest w zasadzie rozstrzygnięta, Niemcy i ich iluzoryczna potęga chylą się ku upadkowi.Są jednak osoby, które nadal wierzą w odrodzenie III Rzeszy. Jedną z nich jest Heinrich Himmler. W poprzednich latach wojny, Himmler wraz z innymi przywódcami III Rzeszy, zgromadził niewyobrażalnie wielki majątek w złocie i drogich kamieniach. Jedynym wyjście z patowej sytuacji, w jakiej znalazły się Niemcy, jest przerzucenie tej fortuny do Ameryki Południowej. Gdyby to się udało (a Himmler wierzy, że tak się stanie), III Rzesza miałaby szansę na odrodzenie. Z tym, że nie jest to łatwe zadanie. Raz, że rzecz do przewiezienia jest sporych rozmiarów, a dwa podróż, transport przez ogarniętą wojną Europę i spory kawałek świata to zadanie karkołomne. Jest tylko jedna grupa osób, która może sobie z tym zadaniem potencjalnie poradzić. To Strzelcy Alpejscy Edelweiss. Czy jednak ich umiejętności nie są przeceniane? Czy ich misja zakończy się sukcesem?
Na te i wiele innych pytań, które rodzą się w trakcie lektury, znajdziecie odpowiedź w książce.
Od razu zaznaczę, że jest to moim zdaniem najlepszy z dotychczas przeze mnie przeczytanych tomów o przygodach Strzelców Alpejskich. Autorowi udało się zbudować całkiem zręczną intrygę, tempo akcji już od pierwszej strony jest podkręcone do maksimum możliwości. Dodatkowo okazuje się, że wyborowa drużyna specjalna nie jest wcale tak kryształowa, jakby się sądziła. Strzelcy alpejscy wobec skarbu maja swój własny plan. Czyj plan wygra? Do kogo w efekcie będzie należał majątek?
Dodatkowym plusem są doskonale opisane sceny batalistyczne oraz rzeczy z pozoru niemożliwe, które bohaterska drużyna wiernie dotychczas służąca Rzeszy, wykonuje bez mrugnięcia okiem. Kessler po raz kolejny udowodnił, iż jest mistrzem powieści wojennej, a jego bohaterowie są nie tylko wyjątkowymi żołnierzami, ale mają także swoista klasę.
Gorąco zachęcam do lektury., Złoto Hiimmlera to doskonała, wciągająca opowieść, w sam raz na nadchodzące zimowe wieczory.
Recenzja mojego męża.
Leo Kessler zasłynął jako autor cyklu książek opowiadających o wojennych losach Batalionu Szturmowego SS Edelweiss. Do batalionu należą najlepsi z najlepszych, żołnierze reprezentujący niezwykle wysoki poziom i nie bojący się żadnych zadań. Na przestrzeni kilku ostatnich lat, wykonywali oni dla Niemiec zadania, które innym wydawały się niemożliwymi.
Jest rok 1944, II wojna światowa jest w zasadzie rozstrzygnięta, Niemcy i ich iluzoryczna potęga chylą się ku upadkowi.Są jednak osoby, które nadal wierzą w odrodzenie III Rzeszy. Jedną z nich jest Heinrich Himmler. W poprzednich latach wojny, Himmler wraz z innymi przywódcami III Rzeszy, zgromadził niewyobrażalnie wielki majątek w złocie i drogich kamieniach. Jedynym wyjście z patowej sytuacji, w jakiej znalazły się Niemcy, jest przerzucenie tej fortuny do Ameryki Południowej. Gdyby to się udało (a Himmler wierzy, że tak się stanie), III Rzesza miałaby szansę na odrodzenie. Z tym, że nie jest to łatwe zadanie. Raz, że rzecz do przewiezienia jest sporych rozmiarów, a dwa podróż, transport przez ogarniętą wojną Europę i spory kawałek świata to zadanie karkołomne. Jest tylko jedna grupa osób, która może sobie z tym zadaniem potencjalnie poradzić. To Strzelcy Alpejscy Edelweiss. Czy jednak ich umiejętności nie są przeceniane? Czy ich misja zakończy się sukcesem?
Na te i wiele innych pytań, które rodzą się w trakcie lektury, znajdziecie odpowiedź w książce.
Od razu zaznaczę, że jest to moim zdaniem najlepszy z dotychczas przeze mnie przeczytanych tomów o przygodach Strzelców Alpejskich. Autorowi udało się zbudować całkiem zręczną intrygę, tempo akcji już od pierwszej strony jest podkręcone do maksimum możliwości. Dodatkowo okazuje się, że wyborowa drużyna specjalna nie jest wcale tak kryształowa, jakby się sądziła. Strzelcy alpejscy wobec skarbu maja swój własny plan. Czyj plan wygra? Do kogo w efekcie będzie należał majątek?
Dodatkowym plusem są doskonale opisane sceny batalistyczne oraz rzeczy z pozoru niemożliwe, które bohaterska drużyna wiernie dotychczas służąca Rzeszy, wykonuje bez mrugnięcia okiem. Kessler po raz kolejny udowodnił, iż jest mistrzem powieści wojennej, a jego bohaterowie są nie tylko wyjątkowymi żołnierzami, ale mają także swoista klasę.
Gorąco zachęcam do lektury., Złoto Hiimmlera to doskonała, wciągająca opowieść, w sam raz na nadchodzące zimowe wieczory.
czwartek, 28 listopada 2013
Formacja trójkąta - Mariusz Zielke
Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, 392 s., Moja ocena 5/6
Seks, polityka i wielkie pieniądze, o tym jest nowa książka Mariusza Zielke. Trup (i to nie byle jaki) pojawia się już na pierwszych stronach książki. Ginie sam prezes warszawskiej giełdy, czyli szycha nad szychami. Ponieważ był skonfliktowany z maklerami i ministrem skarbu finansista, liczba podejrzanych rośnie z minuty na minutę. A to dopiero początek.Trudno nawet opisać fabułę w kilku zdaniach, tak jest pełna niespodzianek.
Zagadkę śmierci prezesa (która daje początek wszystkim wydarzeniom) próbuje rozwikłać trójka bohaterów: początkujący dziennikarz Bartek Milik, niepokorna agentka ABW Marta i porywczy policjant Greg.
Nasi bohaterowie sami nie wiedza w co się wplątują, jaką rozgrywkę rozpoczynają i z kim. Prowadzone dochodzenie zaprowadzi ich o wiele dalej niż sami by chcieli. Natrafiają bowiem na ślad niezwykle groźnych bandytów działających w najwyższych kręgach polskiej polityki i wielkiego biznesu. Gdy chodzi o politykę, seks i niewyobrażalnie wielkie (nie duże, tylko wielkie) pieniądze, wszystkie chwyty są dozwolone. Bartek, Marta i Greg z polujących staja się łowną zwierzyną, a ci, którzy ich ścigają są bezwzględni.
Ogromnym plusem książki są przede wszystkim niesamowite tempo akcji i bohaterowie. Tempo jest mocno podkręcone już od pierwszych stron i do końca lektury mknie niczym kolejka górska w lunaparku. Z kolei bohaterowie, może odrobinę sztampowi, ale świetnie narysowani, pełni energii i determinacji.
Rozpoczynając lekturę obawiałam się, czy Zielke nie przesadzi z ilością serwowanych wiadomości dot. giełdy, papierów wartościowych etc. Moje obawy były niepotrzebne. Wiadomości jest sporo, owszem, ale autorowi udało się wyważyć ich ilość w taki sposób, że czytelnik doskonale orientuje się w świecie giełdy, a jednocześnie nie czuje się przytłoczony nadmiarem wiedzy specjalistycznej.
Formacja trójkąta jest o tyle porywającą lekturą, co przerażającą. Powodem jest autentyczność opisywanych przez autora wydarzeń. Nie myślcie, że skoro nie macie nic wspólnego z giełdą i wielkimi pieniędzmi, wam nie może się przydarzyć to, co bohaterom książki. Może i to każdemu. I to jest najgorsze, a przy tym stanowi o tym, iż jest to porywająca lektura. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu lubi utożsamiać się z bohaterami, a część realiów śledztwa ze swoim otoczeniem, z znanymi rzeczami, wydarzeniami, faktami. Zielke tak wszystko realnie nakreślił, że wniosek nasuwa się sam, żyjemy w wyjątkowo podłym i parszywym świecie.
Formacja trójkąta jest w zasadzie dla wszystkich (może poza wielbicielami książkowych romansów). Każdy znajdzie w niej coś dla siebie - inteligentną, zagmatwana intrygę, pościgi, seks, wielkie pieniądze, życie w luksusie, spełnienie marzeń i katastrofę.
Gorąco zachęcam do lektury.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytanie miejskie
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy polskie kryminały
Seks, polityka i wielkie pieniądze, o tym jest nowa książka Mariusza Zielke. Trup (i to nie byle jaki) pojawia się już na pierwszych stronach książki. Ginie sam prezes warszawskiej giełdy, czyli szycha nad szychami. Ponieważ był skonfliktowany z maklerami i ministrem skarbu finansista, liczba podejrzanych rośnie z minuty na minutę. A to dopiero początek.Trudno nawet opisać fabułę w kilku zdaniach, tak jest pełna niespodzianek.
Zagadkę śmierci prezesa (która daje początek wszystkim wydarzeniom) próbuje rozwikłać trójka bohaterów: początkujący dziennikarz Bartek Milik, niepokorna agentka ABW Marta i porywczy policjant Greg.
Nasi bohaterowie sami nie wiedza w co się wplątują, jaką rozgrywkę rozpoczynają i z kim. Prowadzone dochodzenie zaprowadzi ich o wiele dalej niż sami by chcieli. Natrafiają bowiem na ślad niezwykle groźnych bandytów działających w najwyższych kręgach polskiej polityki i wielkiego biznesu. Gdy chodzi o politykę, seks i niewyobrażalnie wielkie (nie duże, tylko wielkie) pieniądze, wszystkie chwyty są dozwolone. Bartek, Marta i Greg z polujących staja się łowną zwierzyną, a ci, którzy ich ścigają są bezwzględni.
Ogromnym plusem książki są przede wszystkim niesamowite tempo akcji i bohaterowie. Tempo jest mocno podkręcone już od pierwszych stron i do końca lektury mknie niczym kolejka górska w lunaparku. Z kolei bohaterowie, może odrobinę sztampowi, ale świetnie narysowani, pełni energii i determinacji.
Rozpoczynając lekturę obawiałam się, czy Zielke nie przesadzi z ilością serwowanych wiadomości dot. giełdy, papierów wartościowych etc. Moje obawy były niepotrzebne. Wiadomości jest sporo, owszem, ale autorowi udało się wyważyć ich ilość w taki sposób, że czytelnik doskonale orientuje się w świecie giełdy, a jednocześnie nie czuje się przytłoczony nadmiarem wiedzy specjalistycznej.
Formacja trójkąta jest o tyle porywającą lekturą, co przerażającą. Powodem jest autentyczność opisywanych przez autora wydarzeń. Nie myślcie, że skoro nie macie nic wspólnego z giełdą i wielkimi pieniędzmi, wam nie może się przydarzyć to, co bohaterom książki. Może i to każdemu. I to jest najgorsze, a przy tym stanowi o tym, iż jest to porywająca lektura. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu lubi utożsamiać się z bohaterami, a część realiów śledztwa ze swoim otoczeniem, z znanymi rzeczami, wydarzeniami, faktami. Zielke tak wszystko realnie nakreślił, że wniosek nasuwa się sam, żyjemy w wyjątkowo podłym i parszywym świecie.
Formacja trójkąta jest w zasadzie dla wszystkich (może poza wielbicielami książkowych romansów). Każdy znajdzie w niej coś dla siebie - inteligentną, zagmatwana intrygę, pościgi, seks, wielkie pieniądze, życie w luksusie, spełnienie marzeń i katastrofę.
Gorąco zachęcam do lektury.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytanie miejskie
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy polskie kryminały
Jesienno-zimowa aura...
Pogoda paskudna w Wiedniu, jak na załączonym obrazku (to budynek Parlamentu). Zimno, deszczowo, wietrznie brrr. A jak u was?
To jest idealna pora żeby zaszyć się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty ew. czekolady i dobrą książką.
W weekend idziemy na Jarmark Bożonarodzeniowy - kramy, muzyka, Mikołaje, grzane wino i mnóstwo okazji do wydania pieniędzy:). Uwielbiam te miejsca. Mam nadzieję, że pogoda bardziej dopisze.
Dobrze, że chociaż po zmroku miasto prezentuje się ciekawiej...
To jest idealna pora żeby zaszyć się pod kocem z kubkiem gorącej herbaty ew. czekolady i dobrą książką.
W weekend idziemy na Jarmark Bożonarodzeniowy - kramy, muzyka, Mikołaje, grzane wino i mnóstwo okazji do wydania pieniędzy:). Uwielbiam te miejsca. Mam nadzieję, że pogoda bardziej dopisze.
Dobrze, że chociaż po zmroku miasto prezentuje się ciekawiej...
środa, 27 listopada 2013
Dramat na polowaniu - Antoni Czechow
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka twarda, 272 s., Moja ocena 5,5/6
Od dawna (bo od czasów LO, a to wieki świetlne temu) nie czytałam nic Czechowa. Z tym większą radością sięgnęłam po Dramat na polowaniu, który to utwór był mi dotychczas obcy.
Akcja rozgrywa się w 1880 roku. Pewnego dnia do redakcji jednego z popularnych wydawnictw zgłasza się pewien człowiek. Proponuje on, że da redaktorowi (który jednocześnie jest narratorem) do przeczytania kryminał, który chce wydać w jego oficynie. Zaznacza przy tym, że wszystkie opisane wydarzenia są autentyczne, a on sam był ich świadkiem. Redaktor początkowo niechętny (bo to prawdopodobnie kolejny niespełniony autor pseudo literackiego koszmarka) zasiada jednak do lektury, a ta wprawia go w prawdziwe zdumienie. Zapewne też przynajmniej kilka razy trafiliście na książkę, po której nie spodziewaliście się niczego rewelacyjnego, a która całkowicie was (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) zaskoczyła. Wiecie więc co odczuwał redaktor. Męźczyzna czyta kryminał trzykrotnie. Zapewne zdziwi was to. Bo w sumie w jakim celu? Przecież już po pierwszym razie wszystko było wiadomo. Od razu wam powiem, że tak się tylko wydaje. Dlaczego? Tego nie zdradzę, gwarantuję, że będziecie zaskoczeni.
W tym momencie przechodzimy do drugiej części książki. Zmienia się narrator, jest nim autor kryminału. Daje nam to spojrzenie na całość historii z innego punktu, wszystko więc przedstawia się odmiennie.
Dramat na polowaniu to bardzo ciekawa opowieść o miłości, morderstwie i tytułowym dramacie. Mimo z pozoru spokojnego prowadzenia akcji, spokojnej narracji, całość aż kipi od uczuć.
Książka miała być swoistą zabawą, żartem, a nawet ukłonem w stronę miłośników kryminałów i rozwiązywania zagadek. Czechow pisząc Dramat... bawił się tym gatunkiem literackim, drwił z niego, wykorzystał wszystko co w nim najlepsze. Z założenia miał to być pastiż, a wyszedł całkiem zręczny...o ironio...kryminał. Chociaż może trafniejszym było by napisanie - powieść społeczno-obyczajowa z silnym wątkiem kryminalnym. Dlaczego? Otóż dlatego, że z reguły w kryminałach cała akcja toczy się wokół śledztwa, przestępstwa. Tutaj natomiast mamy w centrum ludzi, ich charaktery, psychikę, problemy, zachowania. Czechow wyśmienicie, wręcz po mistrzowsku je opisuje. Zbrodnia (a może nie zbrodnia), do której wszystko zmierza, jest tylko pretekstem do ukazania ludzi, ich zachowań, emocji i wnętrza. Najważniejsi są bowiem ludzie i wniosek do jakiego prowadzi cała opowieść.
Gorąco zachęcam do lektury.
Od dawna (bo od czasów LO, a to wieki świetlne temu) nie czytałam nic Czechowa. Z tym większą radością sięgnęłam po Dramat na polowaniu, który to utwór był mi dotychczas obcy.
Akcja rozgrywa się w 1880 roku. Pewnego dnia do redakcji jednego z popularnych wydawnictw zgłasza się pewien człowiek. Proponuje on, że da redaktorowi (który jednocześnie jest narratorem) do przeczytania kryminał, który chce wydać w jego oficynie. Zaznacza przy tym, że wszystkie opisane wydarzenia są autentyczne, a on sam był ich świadkiem. Redaktor początkowo niechętny (bo to prawdopodobnie kolejny niespełniony autor pseudo literackiego koszmarka) zasiada jednak do lektury, a ta wprawia go w prawdziwe zdumienie. Zapewne też przynajmniej kilka razy trafiliście na książkę, po której nie spodziewaliście się niczego rewelacyjnego, a która całkowicie was (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) zaskoczyła. Wiecie więc co odczuwał redaktor. Męźczyzna czyta kryminał trzykrotnie. Zapewne zdziwi was to. Bo w sumie w jakim celu? Przecież już po pierwszym razie wszystko było wiadomo. Od razu wam powiem, że tak się tylko wydaje. Dlaczego? Tego nie zdradzę, gwarantuję, że będziecie zaskoczeni.
W tym momencie przechodzimy do drugiej części książki. Zmienia się narrator, jest nim autor kryminału. Daje nam to spojrzenie na całość historii z innego punktu, wszystko więc przedstawia się odmiennie.
Dramat na polowaniu to bardzo ciekawa opowieść o miłości, morderstwie i tytułowym dramacie. Mimo z pozoru spokojnego prowadzenia akcji, spokojnej narracji, całość aż kipi od uczuć.
Książka miała być swoistą zabawą, żartem, a nawet ukłonem w stronę miłośników kryminałów i rozwiązywania zagadek. Czechow pisząc Dramat... bawił się tym gatunkiem literackim, drwił z niego, wykorzystał wszystko co w nim najlepsze. Z założenia miał to być pastiż, a wyszedł całkiem zręczny...o ironio...kryminał. Chociaż może trafniejszym było by napisanie - powieść społeczno-obyczajowa z silnym wątkiem kryminalnym. Dlaczego? Otóż dlatego, że z reguły w kryminałach cała akcja toczy się wokół śledztwa, przestępstwa. Tutaj natomiast mamy w centrum ludzi, ich charaktery, psychikę, problemy, zachowania. Czechow wyśmienicie, wręcz po mistrzowsku je opisuje. Zbrodnia (a może nie zbrodnia), do której wszystko zmierza, jest tylko pretekstem do ukazania ludzi, ich zachowań, emocji i wnętrza. Najważniejsi są bowiem ludzie i wniosek do jakiego prowadzi cała opowieść.
Gorąco zachęcam do lektury.
wtorek, 26 listopada 2013
Kocham Paryż - Isabelle Lafleche
Wydawnictwo Literackie,Okładka miękka,352 s., Moja ocena 5/6
Kocham Paryż, to kontynuacja losów Catherine, bohaterki świetnej powieści Kocham Nowy Jork, którą recenzowałam tutaj (klik).
Tym razem nasza bohaterka wraca do rodzinnego miasta. W Paryżu czeka na nią wymarzona praca w domu mody Christiana Diora, ukochany Antoine i stęskniona maman. Świat stoi przed Catherine otworem, ale czy na pewno? Czy znajomość tego co się obecnie nosi wystarczy, aby nie wpaść w kłopoty? Catherine dzięki nowej pracy pozna świat mody niejako od podszewki. Szybko przekona się, że to nawet nie bagienko, a bagno i to momentami wyjątkowo paskudne. Na dodatek w sferze prywatnej też nie jest idealnie - mieszkanko, w którym żyje z Antoinem klimatyczne (hehe najlepsze określenie marnej dziury, jakie może być), ale malutkie. No bo co to za mieszkanie, w którym nawet połowa ubrań nie może być porządnie rozwieszona z powodu tak prozaicznego, jak brak miejsca. Na dodatek życie z ukochanym to nie sielanka i spijanie sobie z dzióbków. Super przystojny i męski prawnik, Antoine po prostu strzela fochy i okazuje się być mega nieczułym egocentrykiem. Jakby tego było mało, Catherine zaczyna dostawać dziwne emaile, głuche telefony, a w końcu telefony z pogróżkami.
Po raz kolejny potwierdza się teza, że jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. A w tym wypadku są to niewyobrażalnie duże pieniądze. Życie nie oszczędza nikogo, nawet optymistycznie nastawionych, przebojowych prawniczek. Dobrze, że przy boku Catherine wiernie trwa niezastąpiony Rikash.
Jak potoczą się losy Catherine i jej asystenta? Tego dowiecie się w trakcie lektury, do której gorąco zachęcam.
Trzeba autorce obu książek przyznać, że zadania, kłopoty i komplikacje jakie wymyśliła dla obojga bohaterów są niesamowite. Oboje (Catherine i Rikash) idealnie się uzupełniają i tworzą duet nie do pobicia. I to chyba stanowi o tym, iż obie części ich przygód są fantastyczną lekturą, a w trakcie czytania uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Przyznaję, zarówno Kocham Nowy Jork, jak i Kocham Paryż wydawać się mogą na pierwszy rzut oka do bólu sztampowymi opowieściami, takimi ot infantylnymi czytadełkami. Jednak to tylko pozory. Lafleche udało się stworzyć doskonale powieści, przy których nie dość, że miło w relaksującej atmosferze spędza się czas, to na dodatek można się z nich sporo nauczyć- ożyciu, o prawie, o paryskim braku uprzejmości, o francuskiej kuchni i wielu innych ciekawych sprawach. Książkę dosłownie połknęłam i odkładając ją na półkę bardzo żałowałam, że to już koniec przygód Catherine i Rikasha. Teraz niecierpliwie czekam na Kocham Bombaj:).
Gorąco zachęcam was do sięgnięcia po obie części przygód Catherine. Mile spędzony czas, relaks, porcja uśmiechu gwarantowane.
Kocham Paryż, to kontynuacja losów Catherine, bohaterki świetnej powieści Kocham Nowy Jork, którą recenzowałam tutaj (klik).
Tym razem nasza bohaterka wraca do rodzinnego miasta. W Paryżu czeka na nią wymarzona praca w domu mody Christiana Diora, ukochany Antoine i stęskniona maman. Świat stoi przed Catherine otworem, ale czy na pewno? Czy znajomość tego co się obecnie nosi wystarczy, aby nie wpaść w kłopoty? Catherine dzięki nowej pracy pozna świat mody niejako od podszewki. Szybko przekona się, że to nawet nie bagienko, a bagno i to momentami wyjątkowo paskudne. Na dodatek w sferze prywatnej też nie jest idealnie - mieszkanko, w którym żyje z Antoinem klimatyczne (hehe najlepsze określenie marnej dziury, jakie może być), ale malutkie. No bo co to za mieszkanie, w którym nawet połowa ubrań nie może być porządnie rozwieszona z powodu tak prozaicznego, jak brak miejsca. Na dodatek życie z ukochanym to nie sielanka i spijanie sobie z dzióbków. Super przystojny i męski prawnik, Antoine po prostu strzela fochy i okazuje się być mega nieczułym egocentrykiem. Jakby tego było mało, Catherine zaczyna dostawać dziwne emaile, głuche telefony, a w końcu telefony z pogróżkami.
Po raz kolejny potwierdza się teza, że jak nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. A w tym wypadku są to niewyobrażalnie duże pieniądze. Życie nie oszczędza nikogo, nawet optymistycznie nastawionych, przebojowych prawniczek. Dobrze, że przy boku Catherine wiernie trwa niezastąpiony Rikash.
Jak potoczą się losy Catherine i jej asystenta? Tego dowiecie się w trakcie lektury, do której gorąco zachęcam.
Trzeba autorce obu książek przyznać, że zadania, kłopoty i komplikacje jakie wymyśliła dla obojga bohaterów są niesamowite. Oboje (Catherine i Rikash) idealnie się uzupełniają i tworzą duet nie do pobicia. I to chyba stanowi o tym, iż obie części ich przygód są fantastyczną lekturą, a w trakcie czytania uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Przyznaję, zarówno Kocham Nowy Jork, jak i Kocham Paryż wydawać się mogą na pierwszy rzut oka do bólu sztampowymi opowieściami, takimi ot infantylnymi czytadełkami. Jednak to tylko pozory. Lafleche udało się stworzyć doskonale powieści, przy których nie dość, że miło w relaksującej atmosferze spędza się czas, to na dodatek można się z nich sporo nauczyć- ożyciu, o prawie, o paryskim braku uprzejmości, o francuskiej kuchni i wielu innych ciekawych sprawach. Książkę dosłownie połknęłam i odkładając ją na półkę bardzo żałowałam, że to już koniec przygód Catherine i Rikasha. Teraz niecierpliwie czekam na Kocham Bombaj:).
Gorąco zachęcam was do sięgnięcia po obie części przygód Catherine. Mile spędzony czas, relaks, porcja uśmiechu gwarantowane.
poniedziałek, 25 listopada 2013
Ruth - Elizabeth Gaskell
Wydawnictwo MG, Okładka twarda, 546 s., Moja ocena 5,5/6
To moja trzecia książka autorstwa Elizabeth Gaskell i kolejny raz jestem zachwycona. Muszę jednak przyznać, że Ruth najbardziej przypadła mi do gustu, popłakałam się niesamowicie w trakcie lektury. Północy i południu czy Żonom i córkom oczywiście nic nie można zarzucić, ale Ruth po prostu chwyciła mnie za serce.Jest to moim zdaniem najdojrzalsza powieść Gaskell.
Kolejny raz autorka w magiczny sposób zabiera nas do Anglii okresu wiktoriańskiego. Ruth jest młodziutką, bo zaledwie 16-letnią, ubogą sierotą. Jej opiekun oddaje ją do krawcowej żeby dziewczyna nauczyła się zawodu. Ruth jest nie tylko niezwykle zdolną młodą kobieta o dobrym sercu, ale także niewinną o zniewalającej wprost urodzie. Ponieważ o otaczającym ją świecie i jego zepsuciu oraz czyhających na nią niebezpieczeństwach ma bardzo mgliste pojęcie dochodzi do nieuniknionego w takiej sytuacji. Zwraca na nią uwagę zamożny panicz,dziewczyna zakochuje się w nim. Jednak szczęście nie trwa długo. Po pewnym czasie na skutek przeciwności losu następuje kres miłości. Nad dziewczyną wisi okrutne fatum. Nie dość, że bez mieszkania, pracy, pieniędzy, ukochanego, to na dodatek z nieślubnym dzieckiem. W dzisiejszych czasach panna z dzieckiem nie jest już skandalem, ale ponad 150 lat temu...Na szczęście na drodze Ruth pojawiają się ludzie, którzy chcą jej pomóc. Czy im się to uda? Czy Ruth znajdzie drogę do szczęścia? A może okrutny los kolejny raz zakpi z dziewczyny?
Nadmienię tylko, że Ruth na pewien czas uda się poukładać życie, jednak przeszłość lubi wracać w najmniej oczekiwanym momencie. Co z tego wyniknie? Jakie będą koleje losu Ruth?
Elizabeth Gaskell udało się mnie po raz kolejny zachwycić. Może nie tyle samą tytułową bohaterką, która (nie ukrywam) denerwowała mnie na początku książki i to strasznie (głupia, infantylna dziewczyna, ale podejrzewam, że taki był standard intelektualny niewykształconej panny w epoce wiktoriańskiej), ale wspaniałymi opisami wiktoriańskiego świata. Wszystkie szczegóły życia, wykreowane postacie, ich charaktery, to istny majstersztyk. Gaskell udało się także po mistrzowsku ukazać mechanizmy, które rządziły ówczesną Anglią, zakłamanie, obłudę żyjących wtedy ludzi.
Ogromnym plusem są także wyraziste sylwetki bohaterów, które autorka wspaniale nakreśliła oraz ukazanie ich postępowania i motywacji, które do niego prowadziły,
Jedynym minusem jest zbyt duża moim zdaniem liczba cytatów i odniesień do Biblii. Wiem, że autorka była żoną pastora, a w okresie gdy żyła i tworzyła, Biblia była w zasadzie jedyną dostępną książką, ale bez przesady.
Jeżeli do wszystkich w/w zalet dodamy piękny, plastyczny język, będziemy mieli wyborne dzieło literackie, po które koniecznie trzeba sięgnąć.
Ruth to wspaniała, mądra i ponadczasowa opowieść z wiktoriańskimi smaczkami w tle. Gorąco zachęcam do lektury.
To moja trzecia książka autorstwa Elizabeth Gaskell i kolejny raz jestem zachwycona. Muszę jednak przyznać, że Ruth najbardziej przypadła mi do gustu, popłakałam się niesamowicie w trakcie lektury. Północy i południu czy Żonom i córkom oczywiście nic nie można zarzucić, ale Ruth po prostu chwyciła mnie za serce.Jest to moim zdaniem najdojrzalsza powieść Gaskell.
Kolejny raz autorka w magiczny sposób zabiera nas do Anglii okresu wiktoriańskiego. Ruth jest młodziutką, bo zaledwie 16-letnią, ubogą sierotą. Jej opiekun oddaje ją do krawcowej żeby dziewczyna nauczyła się zawodu. Ruth jest nie tylko niezwykle zdolną młodą kobieta o dobrym sercu, ale także niewinną o zniewalającej wprost urodzie. Ponieważ o otaczającym ją świecie i jego zepsuciu oraz czyhających na nią niebezpieczeństwach ma bardzo mgliste pojęcie dochodzi do nieuniknionego w takiej sytuacji. Zwraca na nią uwagę zamożny panicz,dziewczyna zakochuje się w nim. Jednak szczęście nie trwa długo. Po pewnym czasie na skutek przeciwności losu następuje kres miłości. Nad dziewczyną wisi okrutne fatum. Nie dość, że bez mieszkania, pracy, pieniędzy, ukochanego, to na dodatek z nieślubnym dzieckiem. W dzisiejszych czasach panna z dzieckiem nie jest już skandalem, ale ponad 150 lat temu...Na szczęście na drodze Ruth pojawiają się ludzie, którzy chcą jej pomóc. Czy im się to uda? Czy Ruth znajdzie drogę do szczęścia? A może okrutny los kolejny raz zakpi z dziewczyny?
Nadmienię tylko, że Ruth na pewien czas uda się poukładać życie, jednak przeszłość lubi wracać w najmniej oczekiwanym momencie. Co z tego wyniknie? Jakie będą koleje losu Ruth?
Elizabeth Gaskell udało się mnie po raz kolejny zachwycić. Może nie tyle samą tytułową bohaterką, która (nie ukrywam) denerwowała mnie na początku książki i to strasznie (głupia, infantylna dziewczyna, ale podejrzewam, że taki był standard intelektualny niewykształconej panny w epoce wiktoriańskiej), ale wspaniałymi opisami wiktoriańskiego świata. Wszystkie szczegóły życia, wykreowane postacie, ich charaktery, to istny majstersztyk. Gaskell udało się także po mistrzowsku ukazać mechanizmy, które rządziły ówczesną Anglią, zakłamanie, obłudę żyjących wtedy ludzi.
Ogromnym plusem są także wyraziste sylwetki bohaterów, które autorka wspaniale nakreśliła oraz ukazanie ich postępowania i motywacji, które do niego prowadziły,
Jedynym minusem jest zbyt duża moim zdaniem liczba cytatów i odniesień do Biblii. Wiem, że autorka była żoną pastora, a w okresie gdy żyła i tworzyła, Biblia była w zasadzie jedyną dostępną książką, ale bez przesady.
Jeżeli do wszystkich w/w zalet dodamy piękny, plastyczny język, będziemy mieli wyborne dzieło literackie, po które koniecznie trzeba sięgnąć.
Ruth to wspaniała, mądra i ponadczasowa opowieść z wiktoriańskimi smaczkami w tle. Gorąco zachęcam do lektury.
Inne powieści Elizabeth Gaskell, które recenzowałam:
4. stosik wiedeński
Kilka dni temu przyjechał do mnie za sprawą przyjaciół ten oto stosik:)
Rozgrywająca się w 18 wiecznej Japonii historia miłości Jacoba de Zoes, urzędnika Holenderskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej do japońskiej położnej, jest podobnie jak bestsellerowy Atlas Chmur wielopoziomowa i rozgrywa się jednocześnie w kilku epokach. Po tym, jak czytelnicy dowiadują się, że jest 1799 lub 11 roku ery Kansei (czyli 11 rok nowej ery, która trwała od stycznia 1789 do lutego 1801) , niespodziewanie następuje zwrot akcji do czasów współczesnych i porodu, który odbiera japońska położna Orito Aibagawa za pomocą holenderskiego podręcznika medycznego. Japonia, kraj tysiąca jesieni, który zamieszkuje Orito, w 1799 roku jest ,od początku ery Edo, niedostępny zarówno dla Jacoba de Zoet jak i innych obcokrajowców. Obecność Holenderskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej ogranicza się jedynie do wyspy Dejima. W wyniku spisku brytyjskiego mającego na celu przejęcie wpływu w Japonii od Holendrów, Jakub zostaje wysłany na sztucznie wybudowaną wyspę Dejima w porcie Nagasaki stając się de facto więźniem na małym wyspiarskim świecie. Pierwotne zamiary wzbogacenia się i poślubienia córki wpływowego holenderskiego kupca burzy spotkanie z oszpecona córką lekarza samuraja. Jego konsekwencje przekroczą najgorsze wyobrażenia Jakuba.
Osierocona przez rodziców szesnastoletnia Sai mieszka w miasteczku w Himalajach, w domu dziadka, emerytowanego sędziego. Pod czujnym okiem jego kucharza przezywa pierwszą miłość. W tym samym czasie syn kucharza, Bidźu, w Nowym Jorku śni swój amerykański sen, który szybko przemienia się w pełen rozgoryczenia koszmar. Ich losy ukazane są na tle społecznych i politycznych przemian w postkolonialnych Indiach. To lata osiemdziesiąte XX wieku, czas zamieszek o podłożu narodowościowym, konfliktów wewnętrznych targających Indiami. Dla Sai i Bidźu - także czas poszukiwania własnej tożsamości.
Tryskająca humorem i chwytająca za serce, liryczna i satyryczna, pełna emocji i przemyślana do ostatniej kropki - opowieść o życiu, miłości i rodzinie, zarazem uniwersalna i bardzo indyjska. Poczujemy zapach piżma i drzewa sandałowego, przekonamy się, jak złożonym tworem jest hinduskie społeczeństwo i jak bogata jest jego kultura i tradycja.
Rozgrywająca się w 18 wiecznej Japonii historia miłości Jacoba de Zoes, urzędnika Holenderskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej do japońskiej położnej, jest podobnie jak bestsellerowy Atlas Chmur wielopoziomowa i rozgrywa się jednocześnie w kilku epokach. Po tym, jak czytelnicy dowiadują się, że jest 1799 lub 11 roku ery Kansei (czyli 11 rok nowej ery, która trwała od stycznia 1789 do lutego 1801) , niespodziewanie następuje zwrot akcji do czasów współczesnych i porodu, który odbiera japońska położna Orito Aibagawa za pomocą holenderskiego podręcznika medycznego. Japonia, kraj tysiąca jesieni, który zamieszkuje Orito, w 1799 roku jest ,od początku ery Edo, niedostępny zarówno dla Jacoba de Zoet jak i innych obcokrajowców. Obecność Holenderskiej Kompanii Wschodnio-Indyjskiej ogranicza się jedynie do wyspy Dejima. W wyniku spisku brytyjskiego mającego na celu przejęcie wpływu w Japonii od Holendrów, Jakub zostaje wysłany na sztucznie wybudowaną wyspę Dejima w porcie Nagasaki stając się de facto więźniem na małym wyspiarskim świecie. Pierwotne zamiary wzbogacenia się i poślubienia córki wpływowego holenderskiego kupca burzy spotkanie z oszpecona córką lekarza samuraja. Jego konsekwencje przekroczą najgorsze wyobrażenia Jakuba.
Osierocona przez rodziców szesnastoletnia Sai mieszka w miasteczku w Himalajach, w domu dziadka, emerytowanego sędziego. Pod czujnym okiem jego kucharza przezywa pierwszą miłość. W tym samym czasie syn kucharza, Bidźu, w Nowym Jorku śni swój amerykański sen, który szybko przemienia się w pełen rozgoryczenia koszmar. Ich losy ukazane są na tle społecznych i politycznych przemian w postkolonialnych Indiach. To lata osiemdziesiąte XX wieku, czas zamieszek o podłożu narodowościowym, konfliktów wewnętrznych targających Indiami. Dla Sai i Bidźu - także czas poszukiwania własnej tożsamości.
Tryskająca humorem i chwytająca za serce, liryczna i satyryczna, pełna emocji i przemyślana do ostatniej kropki - opowieść o życiu, miłości i rodzinie, zarazem uniwersalna i bardzo indyjska. Poczujemy zapach piżma i drzewa sandałowego, przekonamy się, jak złożonym tworem jest hinduskie społeczeństwo i jak bogata jest jego kultura i tradycja.
Sampath Chawla, urodził się w czasie suszy w rodzinie mało podobnej do
innych rodzin, w miasteczku innym niż inne miasteczka. I życie Sampatha
jest inne niż życie jego rówieśników. Bo po porażce w szkole i w pracy
Sampath zamieszkał na... drzewie. Ekscentryczna decyzja zmieniła życie
nie tylko Sampatha i jego rodziny, ale i całego miasteczka, prowokując
serię zaskakujących wydarzeń.
"Jedenaście godzin" to powieść trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Paullina Simons stworzyła nowy gatunek thrillera, który prowadzi czytelnika do najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży opuszcza centrum handlowe w upalny dzień. Życie upływa jej na dbaniu o najbliższych - ukochanego męża Richa i dwie córeczki - oraz na oczekiwaniu na narodziny trzeciego dziecka. Nagle rodzinne szczęście zostaje brutalnie zakłócone przez zdesperowanego młodego człowieka, który uprowadza Didi. Jakie są motywy porywacza? Przez jedenaście godzin policja, FBI i zrozpaczony Rich prowadzą morderczy wyścig z czasem. A Didi dociera do granic ludzkiej wytrzymałości, mierząc się z koszmarnym przeznaczeniem.
Florencja, piękna stolica Toskanii, której zabytki i dzieła sztuki przyciągają miliony turystów, ma też swoje drugie, mroczne oblicze. Komisarz Michele Ferrara, szef wydziału śledczego policji wie o tym bardzo dobrze - dla niego świat zbrodni to codzienność od ponad dwudziestu lat.
W mieście, które jeszcze nie otrząsnęło się po sprawie słynnego Potwora, znów działa seryjny morderca. Nie tylko zabija swoje ofiary, ale także okalecza ich ciała. Pozostaje nieuchwytny, policja nie jest w stanie znaleźć powiązań pomiędzy poszczególnymi zabójstwami ani przewidzieć kolejnego posunięcia sprawcy. Do komisarza Ferrary przychodzą anonimowe listy. Czy ich enigmatyczna treść jest powiązana z serią morderstw? Czy stoją za tym dawni wrogowie Ferrary z okrutnej mafii kalabryjskiej? Czyżby komisarz był następną ofiarą na liście mordercy?
Mayfair, lato 1911. Rodzina Rotherfieldów wydaje bal na cześć młodziutkiej Victorii. Przyjęcie psuje zniknięcie jej siostry Evangeline. Nieobecność dziewczyny sprawia, że na jaw wychodzą napięcia pomiędzy członkami rodziny. Julian, najstarszy syn Rotherfieldów, odnajduje siostrę w więzieniu w robotniczym Bermondsey. Spadkobierca dynastii krytykuje zachowanie niepokornej dwudziestolatki, równie egoistycznej, co ich najmłodszy brat Edward, który wpadł w szpony hazardu. Aby zwrócić długi, Edward musi wziąć udział w zawodach lotniczych i pokonać swojego francuskiego rywala, nieobliczalnego uwodziciela.
Nadchodzi czas nieuchronnego schyłku angielskiej arystokracji i starej, francuskiej noblesse; oba narody wkrótce stawią czoło wojennemu kataklizmowi.
Autorka "Ostatniego listu od kochanka" o sile miłości dwojga ludzi wyrzuconych poza nawias życia.
Dwudziestosześcioletnia Lou spotyka na swej drodze Willa. Ona właśnie straciła pracę i rozstała się ze swoim chłopakiem, a on po wypadku samochodowym nie ma chęci do życia i chce je sobie odebrać. Will nie wie jeszcze, że Lou wtargnie w jego życie niczym kolorowy ptak.
Czy wielka miłość, nawet bolesna, naprawdę może przezwyciężyć frustrację, zniechęcenie i natarczywe myśli o samobójstwie? Doskonale rozegrana psychologicznie, sugestywna powieść o sile uczuć i magicznym wpływie człowieka na człowieka.
W życiu Arianny było wielu mężczyzn, ale nigdy jednocześnie. Gdy tylko pojawiał się ten drugi, należało natychmiast rozwiązać problem. Bo Arianna nie potrafiła zdradzać. Związek ze starszym od niej Giuliem każe jej ułożyć życie erotyczne w bardzo szczególny sposób. Co czwartek Arianna spotyka się z innym mężczyzną - wybierają go wspólnie z mężem, który zostaje z kochankami do samego końca. I układ działałby bez zakłóceń, gdyby nie pewien przypadkowo napotkany licealista.
Dwie siostry, dwie różne ścieżki życiowe, dwa dramaty... Po tragedii, która wstrząsnęła małą społecznością w Seattle, Elsa, która jest pastorem, przeżywa kryzys wiary. Tamsin, piękna i zamożna, pewnego dnia odkrywa, że jej mąż jest przestępcą. W ciągu jednego dnia traci wszystko. Elsa wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie praca w kuchni dla ubogich pozwala jej odnaleźć ukojenie. Dla Tamsin deską ratunku okazuje się praca społeczna przy rewitalizacji ogrodu komunalnego w najbiedniejszej części miasta.
Na stosiku zabrakło:
Właśnie zabieram się za lekturę, świetna książka. I część przygód przebojowej prawniczki bardzo przypadła mi do gustu.
Czyta mąż:)
"Jedenaście godzin" to powieść trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Paullina Simons stworzyła nowy gatunek thrillera, który prowadzi czytelnika do najmroczniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Kobieta w dziewiątym miesiącu ciąży opuszcza centrum handlowe w upalny dzień. Życie upływa jej na dbaniu o najbliższych - ukochanego męża Richa i dwie córeczki - oraz na oczekiwaniu na narodziny trzeciego dziecka. Nagle rodzinne szczęście zostaje brutalnie zakłócone przez zdesperowanego młodego człowieka, który uprowadza Didi. Jakie są motywy porywacza? Przez jedenaście godzin policja, FBI i zrozpaczony Rich prowadzą morderczy wyścig z czasem. A Didi dociera do granic ludzkiej wytrzymałości, mierząc się z koszmarnym przeznaczeniem.
Florencja, piękna stolica Toskanii, której zabytki i dzieła sztuki przyciągają miliony turystów, ma też swoje drugie, mroczne oblicze. Komisarz Michele Ferrara, szef wydziału śledczego policji wie o tym bardzo dobrze - dla niego świat zbrodni to codzienność od ponad dwudziestu lat.
W mieście, które jeszcze nie otrząsnęło się po sprawie słynnego Potwora, znów działa seryjny morderca. Nie tylko zabija swoje ofiary, ale także okalecza ich ciała. Pozostaje nieuchwytny, policja nie jest w stanie znaleźć powiązań pomiędzy poszczególnymi zabójstwami ani przewidzieć kolejnego posunięcia sprawcy. Do komisarza Ferrary przychodzą anonimowe listy. Czy ich enigmatyczna treść jest powiązana z serią morderstw? Czy stoją za tym dawni wrogowie Ferrary z okrutnej mafii kalabryjskiej? Czyżby komisarz był następną ofiarą na liście mordercy?
Mayfair, lato 1911. Rodzina Rotherfieldów wydaje bal na cześć młodziutkiej Victorii. Przyjęcie psuje zniknięcie jej siostry Evangeline. Nieobecność dziewczyny sprawia, że na jaw wychodzą napięcia pomiędzy członkami rodziny. Julian, najstarszy syn Rotherfieldów, odnajduje siostrę w więzieniu w robotniczym Bermondsey. Spadkobierca dynastii krytykuje zachowanie niepokornej dwudziestolatki, równie egoistycznej, co ich najmłodszy brat Edward, który wpadł w szpony hazardu. Aby zwrócić długi, Edward musi wziąć udział w zawodach lotniczych i pokonać swojego francuskiego rywala, nieobliczalnego uwodziciela.
Nadchodzi czas nieuchronnego schyłku angielskiej arystokracji i starej, francuskiej noblesse; oba narody wkrótce stawią czoło wojennemu kataklizmowi.
Autorka "Ostatniego listu od kochanka" o sile miłości dwojga ludzi wyrzuconych poza nawias życia.
Dwudziestosześcioletnia Lou spotyka na swej drodze Willa. Ona właśnie straciła pracę i rozstała się ze swoim chłopakiem, a on po wypadku samochodowym nie ma chęci do życia i chce je sobie odebrać. Will nie wie jeszcze, że Lou wtargnie w jego życie niczym kolorowy ptak.
Czy wielka miłość, nawet bolesna, naprawdę może przezwyciężyć frustrację, zniechęcenie i natarczywe myśli o samobójstwie? Doskonale rozegrana psychologicznie, sugestywna powieść o sile uczuć i magicznym wpływie człowieka na człowieka.
W życiu Arianny było wielu mężczyzn, ale nigdy jednocześnie. Gdy tylko pojawiał się ten drugi, należało natychmiast rozwiązać problem. Bo Arianna nie potrafiła zdradzać. Związek ze starszym od niej Giuliem każe jej ułożyć życie erotyczne w bardzo szczególny sposób. Co czwartek Arianna spotyka się z innym mężczyzną - wybierają go wspólnie z mężem, który zostaje z kochankami do samego końca. I układ działałby bez zakłóceń, gdyby nie pewien przypadkowo napotkany licealista.
Dwie siostry, dwie różne ścieżki życiowe, dwa dramaty... Po tragedii, która wstrząsnęła małą społecznością w Seattle, Elsa, która jest pastorem, przeżywa kryzys wiary. Tamsin, piękna i zamożna, pewnego dnia odkrywa, że jej mąż jest przestępcą. W ciągu jednego dnia traci wszystko. Elsa wraca do rodzinnego miasteczka, gdzie praca w kuchni dla ubogich pozwala jej odnaleźć ukojenie. Dla Tamsin deską ratunku okazuje się praca społeczna przy rewitalizacji ogrodu komunalnego w najbiedniejszej części miasta.
Na stosiku zabrakło:
Właśnie zabieram się za lekturę, świetna książka. I część przygód przebojowej prawniczki bardzo przypadła mi do gustu.
Czyta mąż:)
niedziela, 24 listopada 2013
Dzienniki ze Spandau - Albert Speer
Wydawnictwo Magnum, Okładka miękka, 568 s.
Książkę podczytywałam od ok. 1,5 tygodnia, ale całej nie przeczytałam. Dlaczego? O tym za chwilę. Najpierw kilka słów o autorze.
Jego pełne imię i nazwisko, to Berthold Konrad Hermann Albert Speer, ur. 19 marca 1905 roku, zm. 01 września 1981 roku w Londynie. Był jednym z przywódców hitlerowskich Niemiec. W 1931 roku wstąpił do NSDAP i od tego momentu rozpoczęła się jego znajomość z Hitlerem. W 1932 roku jako architekt wykonał pierwsze zlecenia projektowe dla partii i dla Hitlera. Od tego momentu nazywany był architektem Hitlera. 5 lat póżniej został mianowany generalnym inspektorem budowlanym stolicy III Rzeszy. Rozpoczął przygotowywanie planów przebudowy miasta w stolicę świata. Był to tzw. Plan Germania. Centralnym budynkiem nowego centrum miała być wielka hala zgromadzeń, naśladująca rzymski Panteon, o kopule wysokości 300 metrów. By móc wyburzyć dużą część berlińskiego centrum, Speer osobiście nadzorował w okresie od października 1941 roku do kwietnia 1942 roku deportację 23 tysięcy Żydów niemieckich. Ich mieszkania potrzebne były do przesiedlenia mieszkańców z wyburzanych budynków.
Na przełomie 1941 i 1942 roku Speer dostaje nowe zadania. Jest ministrem uzbrojenie Niemiec. Do nowego zadania przykłada się z równą energią, co do prac architektonicznych. Jego staraniom przypisuje się fenomenalny rozwój niemieckiej produkcji wojennej od 1942 roku. Po raz kolejny objawia się jego geniusz. Historycy są zdania, że był genialnym planistą o wyjątkowych zdolnościach. Był wg. potomnych także przykładem najbardziej twórczego umysłu technicznego I połowy XX wieku. Potrafił planować na wielką skalę i wprowadzać na bieżąco niezbędne korekty. Szkoda, że działał dla Hitlera w czasie II wojny światowej.
Nie będę dalej opisywać jego dokonań, jest ich zbyt dużo i nie w tym rzecz. Chciałam nakreślić sylwetkę i rolę, jaką Speer odegrał w przebiegu wojny. Chodzi mi o kwestię, czy zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i holokaustu jako takiego, czy nie.
Po zakończeniu II wojny światowej, Speer zostaje aresztowany i osądzony w procesach w Norymberdze. Został skazany na 20 lat więzienia. Oskarżono go m.in. o organizację deportacji milionów robotników przymusowych do Niemiec. Przyznał się do winy i jako jedyny z oskarżonych wyraził skruchę i ubolewanie.
W trakcie pobytu w więzieniu napisał swoje wspomnienia, które zostały opublikowane w 1969 roku. Chodzi o Dzienniki ze Spandau, które wam w tej chwili prezentuję. Książka jest podzielona na 20 rozdziałów, czyli tyle lat, ile Speer spędził w więzieniu. Jest to unikalny na skalę światową opis najbliższego otoczenia Hitlera, jego samego i stosunku Speera do wojny, holokaustu i całości kwestii. Speer próbował w dziennikach umniejszyć, a nawet zniwelować całkowicie swoją rolę. I tu zmierzam do sedna, dlaczego nie przeczytałam całej książki. Autor i jego wybielanie własnej osoby, utrzymywanie na przykład, że nic nie wiedział o obozach zagłady, doprowadziły mnie (przyznaję z ręką na sercu) do furii. Wiem, że Speer już nie żyje, że to książka i koszmaru holokaustu nic nie zmieni, ale nie przyjmuję do wiadomości, że człowiek będący prawą ręką Hitlera, przyjażniący się z nim, nadzorujący wysiedlenie tysięcy Żydów, patrzący na to co wyprawia Hitler, nie zdawał sobie sprawy z holokaustu. Nie przyjmuję tego do wiadomości i już. Do lektury książki zachęcił mnie mąż, pasjonata wszystkiego, co z II wojną związane. Jego interesuje kwestia wojskowa, militarna, bitwy, broń etc, mnie kwestia psychologiczna, socjologiczna. Wiele razy zastanawiałam się, czy Niemcy (ludzie) na prawdę w większości przypadków nie zdawali sobie sprawy z tego co wyrabia ich führer, do czego prowadzą podejmowane przez niego działania? Jeżeli chodzi o przeciętnego niemieckiego Kowalskiego, powiedzmy mam mieszane uczucia, ale jestem skłonna przyjąć, że mógł on nie widzieć, a jak się dowiedział nie chciał uwierzyć. Jednak Speer, człowiek niesamowicie inteligentny, wykształcony, będący całą wojnę tuż obok Hitlera miałby żyć w nieświadomości? Nie, w to już nie uwierzę. Wizerunek "dobrego nazisty", jaki we wspomnieniach prezentuje, jest oburzający. Słowa "dobry" i "nazista" wykluczają się moim zdaniem. A na takiego Speer się kreuje. Co prawda przyjmuje odpowiedzialność za część zła, jakie wyrządziła np. broń, której produkcję zwiększył od 1942 roku. Jednak moim zdaniem to tylko maska oznajmiająca - patrzcie, gdybym wiedział co Hitler wyprawia, przyznałbym się.
Dodatkowo wspomnienia z okresu wojny przeplatane są opisami dnia codziennego w więzieniu w Spandau. Utyskiwania Speera, jak mu ciężko, gdyby to był ktoś inny, spowodowałyby współczucie. Jednak nie w tym przypadku. Maksymalna hipokryzja Speera doprowadziła mnie do "szału". I dlatego nie dotrwałam do końca Dzienników...
Mój mąż (podchodzący do sprawy spokojniej) przeczytał książkę całą. Jego zdaniem najciekawsze są opisy Speera dot. samego Hitlera, jego zachowań, kompleksów oraz dnia codziennego w więzieniu.
Oboje jesteśmy zdania, iż dobrze się stało, że Wydawnictwo Magnum wznowiło tę pozycję. Jest ona ważnym źródłem wiedzy psychologicznej, historycznej i (jak w moim przypadku) lekturą, która maksymalnie podnosi ciśnienie.
Zachęcam was do sięgnięcia po Dzienniki ze Spandau, chociażby dlatego, żebyście sprawdzili, jak wy zareagujecie. Jestem przekonana, iż każdy odbierze zapiski inaczej.
Książkę podczytywałam od ok. 1,5 tygodnia, ale całej nie przeczytałam. Dlaczego? O tym za chwilę. Najpierw kilka słów o autorze.
Jego pełne imię i nazwisko, to Berthold Konrad Hermann Albert Speer, ur. 19 marca 1905 roku, zm. 01 września 1981 roku w Londynie. Był jednym z przywódców hitlerowskich Niemiec. W 1931 roku wstąpił do NSDAP i od tego momentu rozpoczęła się jego znajomość z Hitlerem. W 1932 roku jako architekt wykonał pierwsze zlecenia projektowe dla partii i dla Hitlera. Od tego momentu nazywany był architektem Hitlera. 5 lat póżniej został mianowany generalnym inspektorem budowlanym stolicy III Rzeszy. Rozpoczął przygotowywanie planów przebudowy miasta w stolicę świata. Był to tzw. Plan Germania. Centralnym budynkiem nowego centrum miała być wielka hala zgromadzeń, naśladująca rzymski Panteon, o kopule wysokości 300 metrów. By móc wyburzyć dużą część berlińskiego centrum, Speer osobiście nadzorował w okresie od października 1941 roku do kwietnia 1942 roku deportację 23 tysięcy Żydów niemieckich. Ich mieszkania potrzebne były do przesiedlenia mieszkańców z wyburzanych budynków.
Na przełomie 1941 i 1942 roku Speer dostaje nowe zadania. Jest ministrem uzbrojenie Niemiec. Do nowego zadania przykłada się z równą energią, co do prac architektonicznych. Jego staraniom przypisuje się fenomenalny rozwój niemieckiej produkcji wojennej od 1942 roku. Po raz kolejny objawia się jego geniusz. Historycy są zdania, że był genialnym planistą o wyjątkowych zdolnościach. Był wg. potomnych także przykładem najbardziej twórczego umysłu technicznego I połowy XX wieku. Potrafił planować na wielką skalę i wprowadzać na bieżąco niezbędne korekty. Szkoda, że działał dla Hitlera w czasie II wojny światowej.
Nie będę dalej opisywać jego dokonań, jest ich zbyt dużo i nie w tym rzecz. Chciałam nakreślić sylwetkę i rolę, jaką Speer odegrał w przebiegu wojny. Chodzi mi o kwestię, czy zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i holokaustu jako takiego, czy nie.
Po zakończeniu II wojny światowej, Speer zostaje aresztowany i osądzony w procesach w Norymberdze. Został skazany na 20 lat więzienia. Oskarżono go m.in. o organizację deportacji milionów robotników przymusowych do Niemiec. Przyznał się do winy i jako jedyny z oskarżonych wyraził skruchę i ubolewanie.
W trakcie pobytu w więzieniu napisał swoje wspomnienia, które zostały opublikowane w 1969 roku. Chodzi o Dzienniki ze Spandau, które wam w tej chwili prezentuję. Książka jest podzielona na 20 rozdziałów, czyli tyle lat, ile Speer spędził w więzieniu. Jest to unikalny na skalę światową opis najbliższego otoczenia Hitlera, jego samego i stosunku Speera do wojny, holokaustu i całości kwestii. Speer próbował w dziennikach umniejszyć, a nawet zniwelować całkowicie swoją rolę. I tu zmierzam do sedna, dlaczego nie przeczytałam całej książki. Autor i jego wybielanie własnej osoby, utrzymywanie na przykład, że nic nie wiedział o obozach zagłady, doprowadziły mnie (przyznaję z ręką na sercu) do furii. Wiem, że Speer już nie żyje, że to książka i koszmaru holokaustu nic nie zmieni, ale nie przyjmuję do wiadomości, że człowiek będący prawą ręką Hitlera, przyjażniący się z nim, nadzorujący wysiedlenie tysięcy Żydów, patrzący na to co wyprawia Hitler, nie zdawał sobie sprawy z holokaustu. Nie przyjmuję tego do wiadomości i już. Do lektury książki zachęcił mnie mąż, pasjonata wszystkiego, co z II wojną związane. Jego interesuje kwestia wojskowa, militarna, bitwy, broń etc, mnie kwestia psychologiczna, socjologiczna. Wiele razy zastanawiałam się, czy Niemcy (ludzie) na prawdę w większości przypadków nie zdawali sobie sprawy z tego co wyrabia ich führer, do czego prowadzą podejmowane przez niego działania? Jeżeli chodzi o przeciętnego niemieckiego Kowalskiego, powiedzmy mam mieszane uczucia, ale jestem skłonna przyjąć, że mógł on nie widzieć, a jak się dowiedział nie chciał uwierzyć. Jednak Speer, człowiek niesamowicie inteligentny, wykształcony, będący całą wojnę tuż obok Hitlera miałby żyć w nieświadomości? Nie, w to już nie uwierzę. Wizerunek "dobrego nazisty", jaki we wspomnieniach prezentuje, jest oburzający. Słowa "dobry" i "nazista" wykluczają się moim zdaniem. A na takiego Speer się kreuje. Co prawda przyjmuje odpowiedzialność za część zła, jakie wyrządziła np. broń, której produkcję zwiększył od 1942 roku. Jednak moim zdaniem to tylko maska oznajmiająca - patrzcie, gdybym wiedział co Hitler wyprawia, przyznałbym się.
Dodatkowo wspomnienia z okresu wojny przeplatane są opisami dnia codziennego w więzieniu w Spandau. Utyskiwania Speera, jak mu ciężko, gdyby to był ktoś inny, spowodowałyby współczucie. Jednak nie w tym przypadku. Maksymalna hipokryzja Speera doprowadziła mnie do "szału". I dlatego nie dotrwałam do końca Dzienników...
Mój mąż (podchodzący do sprawy spokojniej) przeczytał książkę całą. Jego zdaniem najciekawsze są opisy Speera dot. samego Hitlera, jego zachowań, kompleksów oraz dnia codziennego w więzieniu.
Oboje jesteśmy zdania, iż dobrze się stało, że Wydawnictwo Magnum wznowiło tę pozycję. Jest ona ważnym źródłem wiedzy psychologicznej, historycznej i (jak w moim przypadku) lekturą, która maksymalnie podnosi ciśnienie.
Zachęcam was do sięgnięcia po Dzienniki ze Spandau, chociażby dlatego, żebyście sprawdzili, jak wy zareagujecie. Jestem przekonana, iż każdy odbierze zapiski inaczej.
sobota, 23 listopada 2013
Maria Antonina II tom - Juliet Grey
Wydawnictwo Bukowy Las, Okładka miękka, 392 s., Moja ocena 5/6
Jest to II tom trylogii autorstwa Juliet Grey (I tom recenzowałam o tutaj (klik).)
Ta część opowieści o królowej Francji podobała mi się mniej niż tom I. Nie chodzi tu absolutnie o styl pisarski Grey. Nadal jest on bowiem fantastyczny. Rzecz raczej w tym czymś nieuchwytnym, co trudno określić. Najprawdopodobniej jednak nie polubiłam tej nowej Marii Antoniny. Ot co. Ale sama książka jest doskonała. Szczerze polecam lekturę.
Mamy rok 1774. Umiera król Ludwik XV. Na tronie zasiadają jego wnuk i Maria Antonina. Młoda królowa chce zrobić wszystko, żeby mąż ją kochał, lud polubił, ba także pokochał i żeby rządząca Austrią matka była z niej zadowolona. Jak szybko pokaże historia, nie da się tego ani pogodzić, ani zrealizować. I w sumie nawet nie wiadomo komu trudniej będzie się przypodobać, czyje oczekiwania spełnić. Przede wszystkim jednak w samej Marii Antoninie następuje zmiana, zaczyna się buntować. Przede wszystkim przeciwko sztywnej, dworskiej etykiecie.
Nie zyskuje tym sobie przyjaciół, oj nie. Dodatkowym problemem jest niemal pusty skarbiec. Ludwik XV doprowadził kraj na skraj bankructwa. Jego (nie ukrywajmy tego) niezbyt zaradny wnuk, musi teraz sobie jakoś poradzić z tym problemem.
Gdyby chociaż życie intymne było dla naszej bohaterki jakimś pocieszeniem, odskocznią. Ale nie, jest wręcz przeciwnie. Małżeństwo Ludwika i Marii Antoniny nadal pozostaje nieskonsumowane, a mama rezydująca w Wiedniu domaga się wnuka. Czy królowa doczeka się potomstwa?
Mimo przepychu w jaki otaczał młodą francuską królową, jej życie było nie do pozazdroszczenia i niezwykle smutne. Pewne pocieszenie królowej przynoszą nowe stroje, bale, polowania, zadawanie szyku i kierowanie całym ówczesnym światem w zakresie tego co modne. Dzięki opisom Grey poznajemy Marię Antoninę zarówno jako nieszczęśliwą kobietę, która wbrew otaczającemu ja tłumowi była samotna. Poznajemy ją także od drugiej strony, jako kobietę wyuzdana, zadufana w sobie, rozrzutną, okrutną. Który obraz władczyni jest tym prawdziwym? Chyba oba, niestety. Dlatego jej osoba po upływie kilku wieków, nadal wzbudza tyle emocji.
Najbardziej z całego II tomu urzekły mnie niezwykle barwne opisy francuskiego dworu. Grey opowiada nam o Wersalu (ale nie tylko) w niezwykle plastyczny sposób, z dbałością o wszelkie detale historyczne. Autorka prowadzi nas od koronacji, poprzez problemy, namiętny romans królowej, aż do słynnej afery naszyjnikowej. Dodatkowym atutem jest celne oddanie wyjątkowo nieciekawej, pełnej jadu i intryg atmosfery francuskiego dworu. Brrr, koszmarne miejsce.
Trzeba autorce przyznać, że stworzyła doskonałe dwa tomy, które we wspaniały sposób opowiadają o jednej z najbardziej dyskusyjnych europejskich władczyń. Książki (co cenne) czyta się lekko, szybko, a odmalowane plastycznie obrazy Francji, dworu, królowej zachwycają i sprawiają, iż od lektury trudno się oderwać. Z niecierpliwością czekam na III tom.
Jest to II tom trylogii autorstwa Juliet Grey (I tom recenzowałam o tutaj (klik).)
Ta część opowieści o królowej Francji podobała mi się mniej niż tom I. Nie chodzi tu absolutnie o styl pisarski Grey. Nadal jest on bowiem fantastyczny. Rzecz raczej w tym czymś nieuchwytnym, co trudno określić. Najprawdopodobniej jednak nie polubiłam tej nowej Marii Antoniny. Ot co. Ale sama książka jest doskonała. Szczerze polecam lekturę.
Mamy rok 1774. Umiera król Ludwik XV. Na tronie zasiadają jego wnuk i Maria Antonina. Młoda królowa chce zrobić wszystko, żeby mąż ją kochał, lud polubił, ba także pokochał i żeby rządząca Austrią matka była z niej zadowolona. Jak szybko pokaże historia, nie da się tego ani pogodzić, ani zrealizować. I w sumie nawet nie wiadomo komu trudniej będzie się przypodobać, czyje oczekiwania spełnić. Przede wszystkim jednak w samej Marii Antoninie następuje zmiana, zaczyna się buntować. Przede wszystkim przeciwko sztywnej, dworskiej etykiecie.
Nie zyskuje tym sobie przyjaciół, oj nie. Dodatkowym problemem jest niemal pusty skarbiec. Ludwik XV doprowadził kraj na skraj bankructwa. Jego (nie ukrywajmy tego) niezbyt zaradny wnuk, musi teraz sobie jakoś poradzić z tym problemem.
Gdyby chociaż życie intymne było dla naszej bohaterki jakimś pocieszeniem, odskocznią. Ale nie, jest wręcz przeciwnie. Małżeństwo Ludwika i Marii Antoniny nadal pozostaje nieskonsumowane, a mama rezydująca w Wiedniu domaga się wnuka. Czy królowa doczeka się potomstwa?
Mimo przepychu w jaki otaczał młodą francuską królową, jej życie było nie do pozazdroszczenia i niezwykle smutne. Pewne pocieszenie królowej przynoszą nowe stroje, bale, polowania, zadawanie szyku i kierowanie całym ówczesnym światem w zakresie tego co modne. Dzięki opisom Grey poznajemy Marię Antoninę zarówno jako nieszczęśliwą kobietę, która wbrew otaczającemu ja tłumowi była samotna. Poznajemy ją także od drugiej strony, jako kobietę wyuzdana, zadufana w sobie, rozrzutną, okrutną. Który obraz władczyni jest tym prawdziwym? Chyba oba, niestety. Dlatego jej osoba po upływie kilku wieków, nadal wzbudza tyle emocji.
Najbardziej z całego II tomu urzekły mnie niezwykle barwne opisy francuskiego dworu. Grey opowiada nam o Wersalu (ale nie tylko) w niezwykle plastyczny sposób, z dbałością o wszelkie detale historyczne. Autorka prowadzi nas od koronacji, poprzez problemy, namiętny romans królowej, aż do słynnej afery naszyjnikowej. Dodatkowym atutem jest celne oddanie wyjątkowo nieciekawej, pełnej jadu i intryg atmosfery francuskiego dworu. Brrr, koszmarne miejsce.
Trzeba autorce przyznać, że stworzyła doskonałe dwa tomy, które we wspaniały sposób opowiadają o jednej z najbardziej dyskusyjnych europejskich władczyń. Książki (co cenne) czyta się lekko, szybko, a odmalowane plastycznie obrazy Francji, dworu, królowej zachwycają i sprawiają, iż od lektury trudno się oderwać. Z niecierpliwością czekam na III tom.
piątek, 22 listopada 2013
Przystań wiatrów
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Okładka miękka, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Nie ukrywam, że do lektury Przystani wiatrów zachęciło mnie nazwisko jednego z moich ulubionych pisarzy, Georgea R.R. Martina. O Lisie Tuttle nic nie wiedziałem. po drobnym reserchu w sieci dowiedziałem się, że pisze ona horrory i powieści z kręgu fantasy. Byłem ciekaw, jaka jest ich wspólna książka. Ze względu na talent Martina, stawiałem przed nimi wysoko poprzeczkę. I nie zawiodłem się.
Akcja powieści rozgrywa się na tajemniczej planecie, na której ludzie znależli się po awarii promu kosmicznego. Planeta prawie w całości zalana jest przez ocean. Spomiędzy fal widoczne są niewielkie fragmenty lądu. Są to wysepki, których jedynymi mieszkańcami są nieliczni potomkowie ziemskich osadników. Ponieważ kolonistów jest niewielu, tym bardziej pragną utrzymać ze sobą kontakt. Ponieważ zamieszkują różne wyspy, sprawa jest niezwykle trudna. Jedyny sposób, aby dostać się z jednej wyspy na drugą, to droga morska. Z powodu kiepskiej jakości łodzi, niebezpiecznych prądów i silnych wiatrów, podróż morska jest prawdziwym i niezwykle trudnym wyzwaniem. Jedyny sposób to latanie, czyli zrealizowanie odwiecznego ludzkiego marzenia. Skrzydła koloniści wykuwają sami, lecz nie wystarcza ich dla wszystkich.Jest niewielka grupa wybrańców, lotników, którzy je posiadają. Dzięki nim szybko i bez większych problemów mogą przemieszczać się z jednej wyspy na drugą.
Główna bohaterka, nastoletnia Maris, nie należy jednak do tej uprzywilejowanej grupy. Bardzo natomiast pragnie latać. Pewnego dnia ma jednak miejsce coś co zmienia stary porządek i podział na bogatych uprzywilejowanych i biednych nie mających nic. Owe zmiany oraz ich przebieg i efekt końcowy, są treścią, sensem opowieści. Ponieważ książka powstała w 1981 roku, można ją uznać za swoistą metaforę historycznych zmian, które w tym okresie miały miejsce na świecie. Tego rodzaju bunty miały miejsce w przeszłości wielokrotnie, a i w przyszłości zapewne nieraz się wydarzą. Pod tym względem jest to pozycja uniwersalna.
Jednak nie jest to tylko opowieść o buncie, o burzeniu starych struktur. To przede wszystkim wspaniała historia (z morałem) o odwiecznym dążeniu człowieka do wolności, o spełnianiu marzeń. Wszak marzenia są po to aby je urzeczywistniać. Bez nich życie nie ma większego sensu. Bo jak żyć bez marzeń?
Co jeszcze uderza w trakcie lektury to rozbudowana opowieść oraz plastyczność opisów. Pamiętajmy, iż książka powstała ponad 30 lat temu. Były to dopiero początek epickiego rozmachu w książkach fantasy. Turtle i Martin, jako swoiści prekursorzy, sprawdzili się doskonale. Świat w Przystani wiatrów dzięki ich opisom jest nad wyraz rzeczywisty i mimo, szorstki, zimny, momentami okrutny, fascynuje i to jak. Rok 1981 to czas, gdy o kinie 3D jeszcze nikt nie słyszał. Opisy w Przystani wiatrów takie kino zastępują.
Gorąco zachęcam do lektury. Jestem pewien, iż nawet osoby niegustujące w literaturze fantasy, będą książką oczarowane.
Recenzja mojego męża.
Nie ukrywam, że do lektury Przystani wiatrów zachęciło mnie nazwisko jednego z moich ulubionych pisarzy, Georgea R.R. Martina. O Lisie Tuttle nic nie wiedziałem. po drobnym reserchu w sieci dowiedziałem się, że pisze ona horrory i powieści z kręgu fantasy. Byłem ciekaw, jaka jest ich wspólna książka. Ze względu na talent Martina, stawiałem przed nimi wysoko poprzeczkę. I nie zawiodłem się.
Akcja powieści rozgrywa się na tajemniczej planecie, na której ludzie znależli się po awarii promu kosmicznego. Planeta prawie w całości zalana jest przez ocean. Spomiędzy fal widoczne są niewielkie fragmenty lądu. Są to wysepki, których jedynymi mieszkańcami są nieliczni potomkowie ziemskich osadników. Ponieważ kolonistów jest niewielu, tym bardziej pragną utrzymać ze sobą kontakt. Ponieważ zamieszkują różne wyspy, sprawa jest niezwykle trudna. Jedyny sposób, aby dostać się z jednej wyspy na drugą, to droga morska. Z powodu kiepskiej jakości łodzi, niebezpiecznych prądów i silnych wiatrów, podróż morska jest prawdziwym i niezwykle trudnym wyzwaniem. Jedyny sposób to latanie, czyli zrealizowanie odwiecznego ludzkiego marzenia. Skrzydła koloniści wykuwają sami, lecz nie wystarcza ich dla wszystkich.Jest niewielka grupa wybrańców, lotników, którzy je posiadają. Dzięki nim szybko i bez większych problemów mogą przemieszczać się z jednej wyspy na drugą.
Główna bohaterka, nastoletnia Maris, nie należy jednak do tej uprzywilejowanej grupy. Bardzo natomiast pragnie latać. Pewnego dnia ma jednak miejsce coś co zmienia stary porządek i podział na bogatych uprzywilejowanych i biednych nie mających nic. Owe zmiany oraz ich przebieg i efekt końcowy, są treścią, sensem opowieści. Ponieważ książka powstała w 1981 roku, można ją uznać za swoistą metaforę historycznych zmian, które w tym okresie miały miejsce na świecie. Tego rodzaju bunty miały miejsce w przeszłości wielokrotnie, a i w przyszłości zapewne nieraz się wydarzą. Pod tym względem jest to pozycja uniwersalna.
Autorzy książki, źródło wikipedia org |
Co jeszcze uderza w trakcie lektury to rozbudowana opowieść oraz plastyczność opisów. Pamiętajmy, iż książka powstała ponad 30 lat temu. Były to dopiero początek epickiego rozmachu w książkach fantasy. Turtle i Martin, jako swoiści prekursorzy, sprawdzili się doskonale. Świat w Przystani wiatrów dzięki ich opisom jest nad wyraz rzeczywisty i mimo, szorstki, zimny, momentami okrutny, fascynuje i to jak. Rok 1981 to czas, gdy o kinie 3D jeszcze nikt nie słyszał. Opisy w Przystani wiatrów takie kino zastępują.
Gorąco zachęcam do lektury. Jestem pewien, iż nawet osoby niegustujące w literaturze fantasy, będą książką oczarowane.
środa, 20 listopada 2013
2 zapowiedzi Wydawnictwa Magnum...
·
Liczba stron: 320
·
Format: 153 x 234 mm
·
Oprawa: twarda z obwolutą
·
ISBN: 978-83-63986-45-2
·
Data wydania: 27 listopada 2013
·
Cena detaliczna:
49,90 zł (w tym 5% VAT)
Jeśli Amsterdam jest
szalony, prawdą jest też, że to miasto, choć niewielkie w porównaniu ze
światowymi metropoliami, wywarło na świat współczesny wpływ tak wielki, jak
chyba żadne inne, a jego znaczenie dla dziejów Stanów Zjednoczonych w
szczególności sięga samych korzeni amerykańskiej historii.
Russell
Shorto
Amsterdam
Biografia miasta słynącego z
kanałów, rowerów, szlifierni diamentów, znakomitych kolekcji malarstwa, a także
niezwykłej tolerancji władz dla wszelkiej odmienności, zakazanych używek i
prostytucji. Autor w fascynujący sposób opowiada o historii i dniu dzisiejszym
miasta, w którym mieszka od wielu lat. Są w tej książce także barwne portrety
związanych z Amsterdamem sławnych ludzi, m.in. Spinozy, Rembrandta, Kartezjusza,
van Gogha oraz Anny Frank.
Z fascynującej przeszłości
miasta Shorto wywołuje tolerancyjnego ducha dzisiejszego Amsterdamu, z jego
dzielnicami czerwonych latarni i palarniami marihuany. To opowiedziana ze
znawstwem historia miasta nowych, szokujących swobód i twardych ludzi, którzy je
wywalczyli.
„Publisher’s
Weekly”
Dynamiczna opowieść o
tętniącym życiem europejskim mieście i tradycjach społecznego, politycznego i
gospodarczego liberalizmu, które przekazało ono światu zachodniemu… Książka
napisana z werwą i znajomością przedmiotu, znakomicie się
czyta.
„Kirkus
Reviews”
Wspaniała książka Russella
Shorto to pasjonująca historia jednego z najbardziej niezwykłych miast świata.
To także ciekawa opowieść pełna znakomicie nakreślonych postaci i
oszałamiających idei, które uczyniły Amsterdam kolebką liberalizmu w jego wielu
wcieleniach.
Katrina
van den Heuvel
redaktor i wydawca „The Nation”
Russell Shorto kocha
Amsterdam, ja kocham jego książkę.
Job
Cohen
były burmistrz Amsterdamu
Ron
Chernow
TYTAN
Życie Johna D.
Rockefellera
tłum. Krzysztof Obłucki
·
Liczba stron: 216
·
Format: 153 x 234 mm
·
Oprawa: broszurowa
·
ISBN: 978-83-63986-44-5
·
Data wydania: 28 listopada
2013
·
Cena detaliczna:
39,90 zł (w tym 5% VAT)
Biografia najbogatszego
biznesmena, przemysłowca i filantropa swoich czasów, pierwszego w historii
miliardera. Uosabiał amerykański mit człowieka startującego w biznesie od zera,
który dzięki nadzwyczajnej oszczędności, pracowitości i odwadze w podejmowaniu
bezprecedensowych przedsięwzięć zbudował w drugiej połowie XIX wieku naftowe
imperium i potęgę swojego rodu. Nie liczył się z rządowymi przepisami, ignorował
konkurencję, a stosowane przez niego reguły gry ekonomicznej jeszcze dziś mogą
być interesujące dla ludzi rozpoczynających karierę w świecie biznesu.
Ron Chernow, tak jak
oczekiwaliśmy, podarował nam nieprzeciętną biografię człowieka
biznesu.
„NEW YORK
OBSERVER”
Biografia, która ma wiele
najlepszych cech powieści… Wspaniała, pasjonująca lektura.
„New York
Times”
Ron Chernow napisał
frapującą biografię jednego z najsłynniejszych ludzi w historii amerykańskiego
biznesu… Biznes potrzebuje więcej takich książek jak „Tytan”.
„Newsday”
„Tytan” Rona Chernowa to
wspaniały, błyskotliwy, poruszający i monumentalny portret fascynującego
człowieka i jego czasów.
Robert A.
Caro
Subskrybuj:
Posty (Atom)