Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Brutalne morderstwo w małej sörmlandzkiej wsi Ormberg to jeden z głównych motywów książki. W zasadzie to taki kręgosłup, wokół którego toczy się cała akcja.
Oprócz zabójstwa mamy także małą, hermetyczną społeczność, w której każdy bez wyjątku ma jakiegoś przysłowiowego trupa w szafie, skrywam od lat mroczne sekrety.
Do tego dochodzi bohaterka, która się w tej okolicy wychowała, która będzie prowadzić dochodzenie. I samo śledztwo, zręcznie prowadzone, ze zwrotami akcji, roztrząsaniem psychiki kolejnych postaci, ukazaniem problemów społeczeństwa w szerszym kontekście, czyli klasyka skandynawskiego kryminału.
Sami bohaterowie są ciekawi, zręcznie nakreśleni, ale też tacy, jakich w tego typu książce można się spodziewać - sterani życiem, z problemami, traumami, nie za bardzo potrafiący sobie poradzić zarówno z przeszłością, jak i teraźniejszością.
Każdy z głównych bohaterów wiele odkryje, wiele doświadczy i zapłaci za prawdę wysoką cenę.
Ciekawym jest zastosowanie innej niż zazwyczaj narracji. Wydarzenia będziemy bowiem poznawać z punktu widzenia aż trzech osób. Ciekawy i dający różne możliwości zabieg. Grebe w pełni wykorzystała możliwości. Nie będę jednak zdradzać o co mi chodzi. Nie chcę odbierać wam elementu zaskoczenia.
Dziennik mojego zniknięcia czyta się dobrze. Książka jest ciekawie napisana, analiza psychologiczno-społeczna bardzo dogłębna. Świetne zakończenie, które zadziwia i zmusza do sporej porcji przemyśleń. W ogóle cała książka zmusza do analiz, przemyśleń, niesie ze sobą przewodnią myśl morał...jak to w skandynawskich powieściach bywa. Książka z przesłaniem, ku przestrodze i bardzo, bardzo aktualna w dzisiejszych czasach.
Camilla Grebe nie jest moim ukochanym Henningiem Mankellem, ale Dziennik mojego zniknięcia mogę szczerze polecić. Dla fanów skandynawskiej literatury satysfakcja gwarantowana.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
poniedziałek, 31 grudnia 2018
sobota, 29 grudnia 2018
Iskra światła - Jodi Picoult
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5/6
Kolejna doskonała powieść Jodi Picoult, kolejna chwytająca za serce i sprawiająca, iż książkę wręcz się połyka.
Tym razem autorka opowiada losy kilkorga ludzi. Są to osoby, których nic nie łączy. Jak się okaże... do czasu. W obliczu zagrożenia ci z pozoru obcy dla siebie ludzie, łączą się żeby podjąć wspólną walkę.
Z drugiej strony mamy problem, który dotyka miliony kobiet na całym świecie bez względu na pochodzenie, kolor skóry, majątek. Wiele staje przed takim dylematem, dla wielu to najcięższa decyzja w życiu. Do tego dochodzi męźczyzna z bronią. Co z tego wyniknie?
To nie jest książka będąca kwestionariuszem - jesteś za czy przeciw aborcji. Nie jest to też opowieść o tym, czy taka decyzja jest trudna czy prosta. To opowieść o losach kilku osób, które pewnego dnia stanęły przed takim wyborem, zostały zmuszone różnymi powodami do jego dokonania.
Picoult nie osądza, nie wygłasza morałów, po prostu opowiada nam kilka historii. Ukazują one, że nic nie jest tak proste jak się wydaje, że nic nie jest tylko białe albo czarne.
Autorka stawia też kilka pytań, na które w zależności od tego kogo zapytamy, uzyskamy różną odpowiedź. Przykładem może być choćby takie pytanie: Jak to możliwe, że chwila rozpoczęcia życia aż tak różni się w zależności od punktu widzenia?
Ważny, trudny temat przyobleczony w obyczajowo-społeczno-psychologiczną beletrystykę i bardzo zręcznie ukazany.
Jodi Picoult po raz kolejny podejmuje tematykę trudną, bolesną, wzbudzającą skrajne emocje. Autorka wręcz mistrzowsko gra na emocjach osoby czytającej książkę. Robi to przy tym inaczej, nie jątrząc, nie wdając się w dyskusję, a jednocześnie stawiając przed czytelnikiem pytania, dylematy. Nawet osoby, które do tej pory nie miały zdania na temat aborcji, sięgając po Iskrę światła zaczną sobie zadawać pytania, zastanawiać się nad wieloma kwestiami. Bardzo dużo emocji i przemyśleń. Polecam.
Kolejna doskonała powieść Jodi Picoult, kolejna chwytająca za serce i sprawiająca, iż książkę wręcz się połyka.
Tym razem autorka opowiada losy kilkorga ludzi. Są to osoby, których nic nie łączy. Jak się okaże... do czasu. W obliczu zagrożenia ci z pozoru obcy dla siebie ludzie, łączą się żeby podjąć wspólną walkę.
Z drugiej strony mamy problem, który dotyka miliony kobiet na całym świecie bez względu na pochodzenie, kolor skóry, majątek. Wiele staje przed takim dylematem, dla wielu to najcięższa decyzja w życiu. Do tego dochodzi męźczyzna z bronią. Co z tego wyniknie?
To nie jest książka będąca kwestionariuszem - jesteś za czy przeciw aborcji. Nie jest to też opowieść o tym, czy taka decyzja jest trudna czy prosta. To opowieść o losach kilku osób, które pewnego dnia stanęły przed takim wyborem, zostały zmuszone różnymi powodami do jego dokonania.
Picoult nie osądza, nie wygłasza morałów, po prostu opowiada nam kilka historii. Ukazują one, że nic nie jest tak proste jak się wydaje, że nic nie jest tylko białe albo czarne.
Autorka stawia też kilka pytań, na które w zależności od tego kogo zapytamy, uzyskamy różną odpowiedź. Przykładem może być choćby takie pytanie: Jak to możliwe, że chwila rozpoczęcia życia aż tak różni się w zależności od punktu widzenia?
Ważny, trudny temat przyobleczony w obyczajowo-społeczno-psychologiczną beletrystykę i bardzo zręcznie ukazany.
Jodi Picoult po raz kolejny podejmuje tematykę trudną, bolesną, wzbudzającą skrajne emocje. Autorka wręcz mistrzowsko gra na emocjach osoby czytającej książkę. Robi to przy tym inaczej, nie jątrząc, nie wdając się w dyskusję, a jednocześnie stawiając przed czytelnikiem pytania, dylematy. Nawet osoby, które do tej pory nie miały zdania na temat aborcji, sięgając po Iskrę światła zaczną sobie zadawać pytania, zastanawiać się nad wieloma kwestiami. Bardzo dużo emocji i przemyśleń. Polecam.
piątek, 28 grudnia 2018
Amos Oz nie żyje :(
Zmarł jeden z najbardziej uwielbianych przeze mnie pisarzy, Amos Oz, autor ponad 20 książek. Smutek wielki, że taki pisarz i mądry człowiek odszedł.
Przeczytałam wszystkie jego książki, które zostały przetłumaczone na język polski. Bardzo mocno wpłynęły one na moje postrzeganie świata, ludzi, dały mnóstwo materiały do przemyśleń, ukształtowały mnie.
Przeczytałam wszystkie jego książki, które zostały przetłumaczone na język polski. Bardzo mocno wpłynęły one na moje postrzeganie świata, ludzi, dały mnóstwo materiały do przemyśleń, ukształtowały mnie.
czwartek, 27 grudnia 2018
Berta Isla - Javier Marias
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 6/6
Doskonała literatura na najwyższym poziomie. Taki miks powieści szpiegowsko-kryminalnej z wyborną powieścią obyczajowo-społeczną z dodatkiem garści elementów opowieści psychologicznej.
Tytułowa Berta Isla to samotna kobieta choć zona męża. Mąż, Tomas, pół-Hiszpan, pół-Anglik, prowadzi bowiem podwójne życie. Nie jest ono jednak tak podwójne, jak większość sobie to w tym momencie wyobraża. O co dokładnie chodzi, tego nie zdradzę. Zachęcam was za to do sięgnięcia po tę wyjątkową powieść.
Proza Marias porywa, choć nie ukrywam, do najłatwiejszych nie należy. Trzeba poświęcić jej całą uwagę, uruchomić szare komórki i pozwolić słowom by nas otaczały.
Fascynująco przedstawieni są główni bohaterowie, ich sedno życia, oczekiwania, radości, rozczarowania, wzajemne relacje, przyzwyczajanie się do pewnych sytuacji i cichy,często nie werbalizowany bunt. Sporo w książce jest także pytań o granice i to w najróżniejszym tego słowa znaczeniu.
Równie doskonale przedstawiona jest Hiszpania czasów Franco. Opis tego kraju z lat 60. XX wieku dodaje książce niesamowitego wprost klimatu.
Cała opowieść jest nie tylko rysem historyczno-społeczno-psychologicznym, ale także swoista krytyką rządów Franco, ale i tego co było dalej, co po drodze. Berta Isla kończy się bowiem w latach 90. XX wieku.
Cala historia nie jest opowiedziana wprost. Jest ona snuta bardziej na zasadzie niedopowiedzeń, wątpliwości, domniemywań, często także sugestii. Dodatkowo już od pierwszej strony w książce możemy wyczuć pewien niepokój, który w większym bądź mniejszym nasileniu towarzyszy nam aż do końca lektury.
Jak to u Marias, w książce sporo jest rozmyślań, metafor, dużo mniej dialogów, praktycznie zero szybkiej akcji. Sięgając po tę, ale także i inne, książkę hiszpańskiego prozaika, warto o tym pamiętać. Gorąco zachęcam do lektury.
Doskonała literatura na najwyższym poziomie. Taki miks powieści szpiegowsko-kryminalnej z wyborną powieścią obyczajowo-społeczną z dodatkiem garści elementów opowieści psychologicznej.
Tytułowa Berta Isla to samotna kobieta choć zona męża. Mąż, Tomas, pół-Hiszpan, pół-Anglik, prowadzi bowiem podwójne życie. Nie jest ono jednak tak podwójne, jak większość sobie to w tym momencie wyobraża. O co dokładnie chodzi, tego nie zdradzę. Zachęcam was za to do sięgnięcia po tę wyjątkową powieść.
Proza Marias porywa, choć nie ukrywam, do najłatwiejszych nie należy. Trzeba poświęcić jej całą uwagę, uruchomić szare komórki i pozwolić słowom by nas otaczały.
Fascynująco przedstawieni są główni bohaterowie, ich sedno życia, oczekiwania, radości, rozczarowania, wzajemne relacje, przyzwyczajanie się do pewnych sytuacji i cichy,często nie werbalizowany bunt. Sporo w książce jest także pytań o granice i to w najróżniejszym tego słowa znaczeniu.
Równie doskonale przedstawiona jest Hiszpania czasów Franco. Opis tego kraju z lat 60. XX wieku dodaje książce niesamowitego wprost klimatu.
Cała opowieść jest nie tylko rysem historyczno-społeczno-psychologicznym, ale także swoista krytyką rządów Franco, ale i tego co było dalej, co po drodze. Berta Isla kończy się bowiem w latach 90. XX wieku.
Cala historia nie jest opowiedziana wprost. Jest ona snuta bardziej na zasadzie niedopowiedzeń, wątpliwości, domniemywań, często także sugestii. Dodatkowo już od pierwszej strony w książce możemy wyczuć pewien niepokój, który w większym bądź mniejszym nasileniu towarzyszy nam aż do końca lektury.
Jak to u Marias, w książce sporo jest rozmyślań, metafor, dużo mniej dialogów, praktycznie zero szybkiej akcji. Sięgając po tę, ale także i inne, książkę hiszpańskiego prozaika, warto o tym pamiętać. Gorąco zachęcam do lektury.
poniedziałek, 24 grudnia 2018
Manhattan Beach - Jennifer Egan
Wydawnictwo Znak, Moja ocena 5,5/6
Manhattan Beach to fascynująca, niezwykła powieść.
Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku w 1934 roku oraz w 1942 roku.
Bohaterów książki jest kilku.
Przede wszystkim to morze i tajemnica, która się z nim wiąże. Sama woda, morze odegrają w książce niebagatelną rolę. To z wodą zwiąże się Anna, która nudną posadę w stoczni porzuci dla fascynującego zajęcia nurka.
Tak na marginesie, jednymi z ciekawszych fragmentów są opisy pracy nurka w latach 49. XX wieku charakterystyka prymitywnego sprzętu, opowieść o tym, z jakimi problemami musieli sobie radzić ówcześni nurkowie
Morze będzie także miejscem, świadkiem wielu symbolicznych scen, których wymowa jest ważna nie tylko dla bohaterów, ona jest ponadczasowa.
Kolejnym bohaterem jest miasto Nowy Jork, metropolia potężna, skrywająca wiele tajemnic, ale i wiele dająca od siebie. Lata 30. i 40. XX wieku to okres ogromnych możliwości, ale i wielkich niebezpieczeństw. Miasto zaprezentowane jest w bardzo ciekawym okresie, czasie tuż po wielkim kryzysie, w czasie, gdy miastem rządzą mafijne klany, związki zawodowe, ale i w momencie, gdy USA przyłączają się do wojny.
Potęga miasta, jego przemiany są ściśle powiązane z coraz silniejszymi zmianami społecznymi. Dodatkowo są ukazane w fascynujący sposób. Wiele się w tym momencie zmienia, czy to za sprawą ogólnoświatowych trendów, czy z powodu uwarunkowań historycznych i zawieruchy wojennej.
Bohaterami jest też kilku pokoleniowa irlandzka rodzina Kerriganów, w której każdy stara się przetrwać, każdy ma marzenia. Dzieje rodziny są niezwykle zręcznie wplecione w historię miasta, metaforę wody, opowieść o ówczesnych przemianach. Jennifer Egan płynnie przechodzi z jednej kwestii do drugiej, miesza je ze sobą, zręcznie nimi żongluje.
Bardzo przypadły mi do gustu opisy historyczne, socjologiczne. Jest ich w książce bardzo dużo. Dla niektórych to może być wada, dla mnie wręcz przeciwnie. Genialnie wprowadzają one w klimat miasta i epoki, a dodatkowo pozwalają dowiedzieć się wielu nowych faktów.
Jest jeszcze jeden bohater, który przewija się przez całą książkę. To marzenia. O ich spełnienie walczy każda z postaci Manhattan Beach. Czy i na ile im się to uda, tego dowiecie się z lektury tej fascynującej książki.
Manhattan Beach to fascynująca, niezwykła powieść.
Akcja rozgrywa się w Nowym Jorku w 1934 roku oraz w 1942 roku.
Bohaterów książki jest kilku.
Przede wszystkim to morze i tajemnica, która się z nim wiąże. Sama woda, morze odegrają w książce niebagatelną rolę. To z wodą zwiąże się Anna, która nudną posadę w stoczni porzuci dla fascynującego zajęcia nurka.
Tak na marginesie, jednymi z ciekawszych fragmentów są opisy pracy nurka w latach 49. XX wieku charakterystyka prymitywnego sprzętu, opowieść o tym, z jakimi problemami musieli sobie radzić ówcześni nurkowie
Morze będzie także miejscem, świadkiem wielu symbolicznych scen, których wymowa jest ważna nie tylko dla bohaterów, ona jest ponadczasowa.
Kolejnym bohaterem jest miasto Nowy Jork, metropolia potężna, skrywająca wiele tajemnic, ale i wiele dająca od siebie. Lata 30. i 40. XX wieku to okres ogromnych możliwości, ale i wielkich niebezpieczeństw. Miasto zaprezentowane jest w bardzo ciekawym okresie, czasie tuż po wielkim kryzysie, w czasie, gdy miastem rządzą mafijne klany, związki zawodowe, ale i w momencie, gdy USA przyłączają się do wojny.
Potęga miasta, jego przemiany są ściśle powiązane z coraz silniejszymi zmianami społecznymi. Dodatkowo są ukazane w fascynujący sposób. Wiele się w tym momencie zmienia, czy to za sprawą ogólnoświatowych trendów, czy z powodu uwarunkowań historycznych i zawieruchy wojennej.
Bohaterami jest też kilku pokoleniowa irlandzka rodzina Kerriganów, w której każdy stara się przetrwać, każdy ma marzenia. Dzieje rodziny są niezwykle zręcznie wplecione w historię miasta, metaforę wody, opowieść o ówczesnych przemianach. Jennifer Egan płynnie przechodzi z jednej kwestii do drugiej, miesza je ze sobą, zręcznie nimi żongluje.
Bardzo przypadły mi do gustu opisy historyczne, socjologiczne. Jest ich w książce bardzo dużo. Dla niektórych to może być wada, dla mnie wręcz przeciwnie. Genialnie wprowadzają one w klimat miasta i epoki, a dodatkowo pozwalają dowiedzieć się wielu nowych faktów.
Jest jeszcze jeden bohater, który przewija się przez całą książkę. To marzenia. O ich spełnienie walczy każda z postaci Manhattan Beach. Czy i na ile im się to uda, tego dowiecie się z lektury tej fascynującej książki.
sobota, 22 grudnia 2018
Czerń kruka - Ann Cleeves
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Dobry, dopracowany miks kryminału z powieścią społeczno-obyczajowo-kulturoznawczą.
Groza, mrok, mróz ogarniają od początku lektury Jest zimny styczniowy poranek i Szetlandy pokrywa gruba warstwa śniegu. Zostają znalezione zwłoki uduszonej nastolatki. Mieszkańcy spokojnej dotąd wyspy zaczynają się bać i robić podejrzliwi.
Akcja co prawda rozwija się powoli, ale jest ciekawa, dobrze prowadzona i wielokrotnie zaskakuje. Książka napisana jest dobrze, jednak rozczaruje ona wielbicieli dynamicznych, pisanych ala zabiligoiuciekł kryminałów. W Czerni kruka trup nie ściele się gęsto, nie leją się hektolitry krwi, bohaterowie nie uciekają. Za to mamy doskonałą pracę dochodzeniową, inteligentną zagadkę i to nieuchwytne coś, co sprawia, iż od lektury trudno się oderwać.
Bardzo ciekawie nakreślona jest postać detektywa. Kryminały pisane w ostatnich latach przyzwyczaiły nas do detektywa steranego życiem, przeczołganego przez dramatyczne przeżycia, takiego, który właśnie wpadł w nałóg lub tez z mozołem próbuje się z niego wydostać. Bohater Czerni kruka jest inny. owszem ma za sobą pewne negatywne życiowe doświadczenia, ale w porównaniu do śledczych z innych książek, to wyjątkowo pozytywna, dobrze doświadczona przez życie postać. Trudno tego detektywa nie polubić.
Do tego należy dodać bardzo ciekawie nakreślone barwne postaci oraz wplecenie w całą historię opisów Szetlandów i życia na wyspie oraz obyczajów jej mieszkańców.
Warto dodać, iż smaczku dodaje także fakt, iż miejsce, w którym dochodzi do zbrodni, to hermetyczne skupisko ludzi, osób znających się od dawna, mających swoje sekrety, żyjących inaczej niz ludzie w wielkim, czy średnim mieście. Opisy są tak sugestywne, iż w wielokrotnie czułam, jakbym znajdowała się w tej osadzie, chodziła między domami, rozmawiała z bohaterami, próbowała poznać ich głęboko skrywane tajemnice.
Dzięki takiemu otoczeniu, licznym opisom autorka przenosi czytelnika w obcy dla większości osób świat Szetlandów. Lodowata atmosfera tego miejsca (które z jednej strony fascynuje, a z drugiej przeraża), umiejętnie prowadzone dochodzenie nie zawiodą wielbicieli tego typu powieści. Ja jestem bardzo usatysfakcjonowana lekturą i za kilka dni sięgam po 2. tom serii - Biel nocy.
Dobry, dopracowany miks kryminału z powieścią społeczno-obyczajowo-kulturoznawczą.
Groza, mrok, mróz ogarniają od początku lektury Jest zimny styczniowy poranek i Szetlandy pokrywa gruba warstwa śniegu. Zostają znalezione zwłoki uduszonej nastolatki. Mieszkańcy spokojnej dotąd wyspy zaczynają się bać i robić podejrzliwi.
Akcja co prawda rozwija się powoli, ale jest ciekawa, dobrze prowadzona i wielokrotnie zaskakuje. Książka napisana jest dobrze, jednak rozczaruje ona wielbicieli dynamicznych, pisanych ala zabiligoiuciekł kryminałów. W Czerni kruka trup nie ściele się gęsto, nie leją się hektolitry krwi, bohaterowie nie uciekają. Za to mamy doskonałą pracę dochodzeniową, inteligentną zagadkę i to nieuchwytne coś, co sprawia, iż od lektury trudno się oderwać.
Bardzo ciekawie nakreślona jest postać detektywa. Kryminały pisane w ostatnich latach przyzwyczaiły nas do detektywa steranego życiem, przeczołganego przez dramatyczne przeżycia, takiego, który właśnie wpadł w nałóg lub tez z mozołem próbuje się z niego wydostać. Bohater Czerni kruka jest inny. owszem ma za sobą pewne negatywne życiowe doświadczenia, ale w porównaniu do śledczych z innych książek, to wyjątkowo pozytywna, dobrze doświadczona przez życie postać. Trudno tego detektywa nie polubić.
Do tego należy dodać bardzo ciekawie nakreślone barwne postaci oraz wplecenie w całą historię opisów Szetlandów i życia na wyspie oraz obyczajów jej mieszkańców.
Warto dodać, iż smaczku dodaje także fakt, iż miejsce, w którym dochodzi do zbrodni, to hermetyczne skupisko ludzi, osób znających się od dawna, mających swoje sekrety, żyjących inaczej niz ludzie w wielkim, czy średnim mieście. Opisy są tak sugestywne, iż w wielokrotnie czułam, jakbym znajdowała się w tej osadzie, chodziła między domami, rozmawiała z bohaterami, próbowała poznać ich głęboko skrywane tajemnice.
Dzięki takiemu otoczeniu, licznym opisom autorka przenosi czytelnika w obcy dla większości osób świat Szetlandów. Lodowata atmosfera tego miejsca (które z jednej strony fascynuje, a z drugiej przeraża), umiejętnie prowadzone dochodzenie nie zawiodą wielbicieli tego typu powieści. Ja jestem bardzo usatysfakcjonowana lekturą i za kilka dni sięgam po 2. tom serii - Biel nocy.
środa, 19 grudnia 2018
Obsesyjna miłość - Elena Ferrante
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 3-/6
Obsesyjna miłość to opowieść o trudnych relacjach między matką i córką.
W trakcie lektury poznajemy dzieje głównych bohaterek, historie dorastania, dzieciństwa, dorosłości, teraźniejszości, wzajemnych relacji, smutków i radości.
Pewną trudność może sprawiać fakt, iż wspomnienia bohaterki nie są ułożone chronologicznie, dzieciństwo przeplata się z teraźniejszością, wydarzenia sprzed 5 lat z tymi sprzed dwóch dekad.
Cała książka przypomina wielki worek wymieszanego ze sobą maku i np. kaszy, drobinek z których musimy coś wyłuskać, puzzle, w których trzeba znaleźć i dopasować do siebie konkretne elementy.
To moje pierwsze spotkanie z prozą Ferrante, autorki przez wielu uznanej za wręcz kultową, włoskie objawienie.
Doceniam talent pisarki, ale sama książka po prostu mnie nie zachwyciła. Nie wiem, czy to wina przebijającego z niej smutku, chaosu wydarzeń (czytanie wymieszanych ze sobą, nie chronologicznych opisów wydarzeń na dłuższą metę jest męczące) czy swoistego rozedrgania bohaterki. Dziwne wydarzenia, bieganina, chronienie się w sklepach, rozmowy nijak się mające do ogólnej sytuacji i fabuły, swoiste adhd autorki męczą.
Brak też jednoznacznych wskazówek, kogo, czego tytułowa obsesyjna miłość dotyczy. Możemy się jedynie domyślać, snuć przypuszczenia i to wszystko.
No i brak jakichkolwiek emocji. Ta książka jest po prostu jak suchy przekaz, opis, garść dni i nocy rzuconych ot tak sobie. Zero emocji, zero wzruszeń. Ba, ta książka nawet nie irytuje. Kilkakrotnie miałam wrażenie, iż równie dobrze mogłabym czytać nieuporządkowaną alfabetycznie książkę telefoniczną.
Obsesyjna miłość mnie znużyła i bardzo rozczarowała. Nie wiem, może proza Ferrante nie jest dla mnie, może nie jestem odpowiednią czytelniczką, może to nie był ten czas na lekturę.
Obsesyjna miłość to opowieść o trudnych relacjach między matką i córką.
W trakcie lektury poznajemy dzieje głównych bohaterek, historie dorastania, dzieciństwa, dorosłości, teraźniejszości, wzajemnych relacji, smutków i radości.
Pewną trudność może sprawiać fakt, iż wspomnienia bohaterki nie są ułożone chronologicznie, dzieciństwo przeplata się z teraźniejszością, wydarzenia sprzed 5 lat z tymi sprzed dwóch dekad.
Cała książka przypomina wielki worek wymieszanego ze sobą maku i np. kaszy, drobinek z których musimy coś wyłuskać, puzzle, w których trzeba znaleźć i dopasować do siebie konkretne elementy.
To moje pierwsze spotkanie z prozą Ferrante, autorki przez wielu uznanej za wręcz kultową, włoskie objawienie.
Doceniam talent pisarki, ale sama książka po prostu mnie nie zachwyciła. Nie wiem, czy to wina przebijającego z niej smutku, chaosu wydarzeń (czytanie wymieszanych ze sobą, nie chronologicznych opisów wydarzeń na dłuższą metę jest męczące) czy swoistego rozedrgania bohaterki. Dziwne wydarzenia, bieganina, chronienie się w sklepach, rozmowy nijak się mające do ogólnej sytuacji i fabuły, swoiste adhd autorki męczą.
Brak też jednoznacznych wskazówek, kogo, czego tytułowa obsesyjna miłość dotyczy. Możemy się jedynie domyślać, snuć przypuszczenia i to wszystko.
No i brak jakichkolwiek emocji. Ta książka jest po prostu jak suchy przekaz, opis, garść dni i nocy rzuconych ot tak sobie. Zero emocji, zero wzruszeń. Ba, ta książka nawet nie irytuje. Kilkakrotnie miałam wrażenie, iż równie dobrze mogłabym czytać nieuporządkowaną alfabetycznie książkę telefoniczną.
Obsesyjna miłość mnie znużyła i bardzo rozczarowała. Nie wiem, może proza Ferrante nie jest dla mnie, może nie jestem odpowiednią czytelniczką, może to nie był ten czas na lekturę.
niedziela, 16 grudnia 2018
Ja, deprawator - Józef Hen
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 6/6
Ja, deprawator to na poły dziennik na poły brulion z zapiskami z rozmaitych przemyśleń.
Publikacja zawiera spostrzeżenia i refleksje z bieżących wydarzeń lat 2016–2018.
Hen dzieli się w książce swoim zdaniem, swoją opinią na temat otaczającego nas świata. Jego rozmyślania dotyczą na równi literatury, teatru, jak i kondycji nas, ludzi. Szczególnie to ostatnie ukazuje przez pryzmat tego, czego najwięcej w obecnych czasach wokół nas, polityki.
95-letni pisarz nie szczędzi sarkastycznych uwag, trafnych opinii, inteligentnych podsumowań. Powaga tematów doskonale się łączy z lekko frywolnym podejściem do wielu aspektów.
Całość czyta się doskonale i z wielką przyjemnością. Zadziwiają przy tym język, spostrzegawcze oko i trafność opinii. Ukazują one w jak doskonalej formie (mimo zaawansowanego wieku) jest pisarz.
Dodatkowym atutem są liczne wstawki dotyczące niezwykle barwnej rodziny autora. Od razu rzuca się w oczy, jak wiele znaczy dla Hena rodzina, jak ważni są najbliżsi.
Książka koi, łagodzi napięcie w czytelniku, bawi, ale i zmusza do wielu, często głębokich przemyśleń. Co najważniejsze, jest mądra i wielu aspektach ponadczasowa Nic dziwnego, iż zapiski Józefa Hena cieszą się niesłabnącym od kilku dekad uznaniem czytelników.
Józef Hen po raz kolejny udowodnił, że jak nikt inny potrafi pisać zwyczajnie, a jednocześnie w sposób wyjątkowy. W słowa zwykłe, a jednocześnie niebanalne ubiera otaczający nas świat, na który dzięki niemu zdajemy się patrzeć po raz pierwszy.
Niewątpliwie warto po tę pozycję sięgnąć. Warto ją poznać, delektować się nią, rozsmakować się w zapiskach. Ja, deprawator jest niezwykły, podobnie, jak cale pisarstwo Józefa Hena.
Ja, deprawator to na poły dziennik na poły brulion z zapiskami z rozmaitych przemyśleń.
Publikacja zawiera spostrzeżenia i refleksje z bieżących wydarzeń lat 2016–2018.
Hen dzieli się w książce swoim zdaniem, swoją opinią na temat otaczającego nas świata. Jego rozmyślania dotyczą na równi literatury, teatru, jak i kondycji nas, ludzi. Szczególnie to ostatnie ukazuje przez pryzmat tego, czego najwięcej w obecnych czasach wokół nas, polityki.
95-letni pisarz nie szczędzi sarkastycznych uwag, trafnych opinii, inteligentnych podsumowań. Powaga tematów doskonale się łączy z lekko frywolnym podejściem do wielu aspektów.
Całość czyta się doskonale i z wielką przyjemnością. Zadziwiają przy tym język, spostrzegawcze oko i trafność opinii. Ukazują one w jak doskonalej formie (mimo zaawansowanego wieku) jest pisarz.
Dodatkowym atutem są liczne wstawki dotyczące niezwykle barwnej rodziny autora. Od razu rzuca się w oczy, jak wiele znaczy dla Hena rodzina, jak ważni są najbliżsi.
Książka koi, łagodzi napięcie w czytelniku, bawi, ale i zmusza do wielu, często głębokich przemyśleń. Co najważniejsze, jest mądra i wielu aspektach ponadczasowa Nic dziwnego, iż zapiski Józefa Hena cieszą się niesłabnącym od kilku dekad uznaniem czytelników.
Józef Hen po raz kolejny udowodnił, że jak nikt inny potrafi pisać zwyczajnie, a jednocześnie w sposób wyjątkowy. W słowa zwykłe, a jednocześnie niebanalne ubiera otaczający nas świat, na który dzięki niemu zdajemy się patrzeć po raz pierwszy.
Niewątpliwie warto po tę pozycję sięgnąć. Warto ją poznać, delektować się nią, rozsmakować się w zapiskach. Ja, deprawator jest niezwykły, podobnie, jak cale pisarstwo Józefa Hena.
środa, 12 grudnia 2018
41 dni nadziei - Susea McGearhart, Tami Oldham Ashcraft
Wydawnictwo Książnica, Moja ocena 3-/6
Historia oparta na faktach i to jest jej największy atut i w sumie jedyny.
Para, przyjaciele, wspólne żeglowanie, mile spędzanie czasu. Ma to być magiczny, relaksujący rejs z wybrzeży Tahiti do Kalifornii.
Wszystko ok do chwili gdy nagle, zupełnie niespodziewanie pojawiają się problemy, i to poważne. Idealna pogoda nagle zamienia się w huragan. Ogromne fale, starcie z żywiołem, bezbronni wobec potęgi oceanu ludzie.
Następuje katastrofa, z której ocalała Tami Oldham, jedna z autorek niniejszej książki. Zawarte w 41 dniach nadziei jej wspomnienia z pewnością poruszają, ale bardziej przypominają suchą relację w gazecie, niż ciekawie napisana książkę. Styl, narracja są bardzo kiepskie, oceniam je wyjątkowo źle. W trakcie lektury miałam wrażenie czytania instrukcji obsługi jakiegoś sprzętu AGD. I to największa wada książki. Gdyby jej napisaniem zajął się ktoś z dobrym piórem, potrafiący zręcznie dobrać słowa, byłaby to porywająca lektura. Niestety, ale tak się nie stało. Mam wręcz wrażenie, iz książka ta została celowo napisana przez sama bohaterkę, że miała być dla niej swoista terapią, oczyszczeniem, poradzeniem sobie z traumą, dramatem jakich doznała.
Do tego dochodzi mnóstwo żeglarskiej terminologii i konieczność szukania wyjaśnienia słów na końcu książki. Nie znoszę tego.
Książka po prostu nudzi i męczy.
Szkoda, że tak ciekawy temat, poruszające wydarzenia zostały w pewien sposób zmarnowane. Mogła z nich powstać niesamowita opowieść, która wzbudzałaby emocje, sprawiała, iż czytelnik z niecierpliwością odwracałby kolejne kartki książki. Niestety, ale tak się nie stało.
Historia oparta na faktach i to jest jej największy atut i w sumie jedyny.
Para, przyjaciele, wspólne żeglowanie, mile spędzanie czasu. Ma to być magiczny, relaksujący rejs z wybrzeży Tahiti do Kalifornii.
Wszystko ok do chwili gdy nagle, zupełnie niespodziewanie pojawiają się problemy, i to poważne. Idealna pogoda nagle zamienia się w huragan. Ogromne fale, starcie z żywiołem, bezbronni wobec potęgi oceanu ludzie.
Następuje katastrofa, z której ocalała Tami Oldham, jedna z autorek niniejszej książki. Zawarte w 41 dniach nadziei jej wspomnienia z pewnością poruszają, ale bardziej przypominają suchą relację w gazecie, niż ciekawie napisana książkę. Styl, narracja są bardzo kiepskie, oceniam je wyjątkowo źle. W trakcie lektury miałam wrażenie czytania instrukcji obsługi jakiegoś sprzętu AGD. I to największa wada książki. Gdyby jej napisaniem zajął się ktoś z dobrym piórem, potrafiący zręcznie dobrać słowa, byłaby to porywająca lektura. Niestety, ale tak się nie stało. Mam wręcz wrażenie, iz książka ta została celowo napisana przez sama bohaterkę, że miała być dla niej swoista terapią, oczyszczeniem, poradzeniem sobie z traumą, dramatem jakich doznała.
Do tego dochodzi mnóstwo żeglarskiej terminologii i konieczność szukania wyjaśnienia słów na końcu książki. Nie znoszę tego.
Książka po prostu nudzi i męczy.
Szkoda, że tak ciekawy temat, poruszające wydarzenia zostały w pewien sposób zmarnowane. Mogła z nich powstać niesamowita opowieść, która wzbudzałaby emocje, sprawiała, iż czytelnik z niecierpliwością odwracałby kolejne kartki książki. Niestety, ale tak się nie stało.
poniedziałek, 10 grudnia 2018
Wyspa dusz - Johanna Holmstrom
Wydawnictwo Sonia Draga
Doprawdy nie wiem, jak mam tę książkę ocenić. Nie chodzi o to, że książka jest zła. Wręcz przeciwnie. Jest bardzo dobra. I na tym polega problem....
Wyspa dusz to doskonałe, mistrzowskie wręcz studium depresji, zapadania się w sobie, wewnętrznej niemocy, walki o każdą sekundę życia. Każda kolejna strona jest jeszcze bardziej sugestywna od poprzednich, jeszcze bardziej działająca na wyobraźnię.
Historie z teraźniejszości przeplatają się z tymi z przeszłości i są doskonale ze sobą powiązane.
Opisy życia, doznań, walki bohaterek, pacjentek szpitala psychiatrycznego i ich opiekunek, niezwykle poruszają, działają na wyobraźnię.
Z jednej strony to mistrzowsko skonstruowana lektura. Miałam wrażenie, jakby autorka części rzeczy, uczuć, przeżyć doświadczyła we własnym życiu. Holstrom w wyjątkowy sposób ukazała zarówno świat byłych, obecnych szpitali psychiatrycznych, jak i zmagania jednostki z chorobą oraz jej wewnętrzne przeżycia.
Z drugiej strony książka dołuje, tak dobrze i sugestywnie jest napisana. Wyspa dusz działa na wyobraźnię i poprzez swoją doskonałą narrację sprawia, iż nie da się jej czytać całej od razu. Nie ukrywam, ja książkę czytałam fragmentami, co kilka dni po kilkanaście kartek. Inaczej nie byłam w stanie.
Wyspa dusz to także opowieść z takimi pozytywnymi promykami nadziei. W całym depresyjnym, dołującym natłoku fabuły przeciskają się pozytywne poszukiwania miłości, akceptacji, przyjaźni, ludzkie odruchy.
Nie wiem jak ocenić Wyspę dusz. Walczą we mnie dwie sprzeczności. Z pewnością warto po tę książkę sięgnąć. Polecam ją jednak tylko osobom mającym teraz dobry czas, z pozytywnym nastawieniem, bez żadnych życiowych dołów, obciążeń.
Doprawdy nie wiem, jak mam tę książkę ocenić. Nie chodzi o to, że książka jest zła. Wręcz przeciwnie. Jest bardzo dobra. I na tym polega problem....
Wyspa dusz to doskonałe, mistrzowskie wręcz studium depresji, zapadania się w sobie, wewnętrznej niemocy, walki o każdą sekundę życia. Każda kolejna strona jest jeszcze bardziej sugestywna od poprzednich, jeszcze bardziej działająca na wyobraźnię.
Historie z teraźniejszości przeplatają się z tymi z przeszłości i są doskonale ze sobą powiązane.
Opisy życia, doznań, walki bohaterek, pacjentek szpitala psychiatrycznego i ich opiekunek, niezwykle poruszają, działają na wyobraźnię.
Z jednej strony to mistrzowsko skonstruowana lektura. Miałam wrażenie, jakby autorka części rzeczy, uczuć, przeżyć doświadczyła we własnym życiu. Holstrom w wyjątkowy sposób ukazała zarówno świat byłych, obecnych szpitali psychiatrycznych, jak i zmagania jednostki z chorobą oraz jej wewnętrzne przeżycia.
Z drugiej strony książka dołuje, tak dobrze i sugestywnie jest napisana. Wyspa dusz działa na wyobraźnię i poprzez swoją doskonałą narrację sprawia, iż nie da się jej czytać całej od razu. Nie ukrywam, ja książkę czytałam fragmentami, co kilka dni po kilkanaście kartek. Inaczej nie byłam w stanie.
Wyspa dusz to także opowieść z takimi pozytywnymi promykami nadziei. W całym depresyjnym, dołującym natłoku fabuły przeciskają się pozytywne poszukiwania miłości, akceptacji, przyjaźni, ludzkie odruchy.
Nie wiem jak ocenić Wyspę dusz. Walczą we mnie dwie sprzeczności. Z pewnością warto po tę książkę sięgnąć. Polecam ją jednak tylko osobom mającym teraz dobry czas, z pozytywnym nastawieniem, bez żadnych życiowych dołów, obciążeń.
niedziela, 9 grudnia 2018
Łowca dusz - Alex Kava
Wydawnictwo HarperCollins, Moja ocena 3-/6
Książki Alex Kava czytam od dawna. Jedne są lepsze, inne trochę słabsze.
Łowca dusz plasuje się w tej dolnej części rankingu, niestety.
Plusy....sam pomysł (bardzo ciekawy), akcja i fabuła. Jak to u Kavy, doskonale przemyślane, dobrze prowadzone, ale tylko do pewnego momentu. Póżniej jakby nagle coś się zmieniło, fabuła staje się męcząca, rozwlekła, po prostu w wielu momentach nudna. Nie wiem, co jest tego przyczyną.
Minus to główna postać, agentka FBI Maggie O'Dell jest specjalistka od portretów psychologicznych seryjnych morderców. W poprzednich książkach była pełna energii, tryskała pomysłami, działała błyskawicznie. W Łowcy dusz jest niemrawa, bez inwencji. Miałam wrażenie, jakby ktoś wyjął z niej baterie. Niezniszczalna Maggie działa jak na zwolnionych obrotach, zero inicjatywy, zero energii. No i ta mania popełniania wciąż tych samych błędów. Szkoda, bardzo lubię tę postać i w każdym tomie wiernie jej kibicowałam. Doprawdy nie wiem, co autorka z nią zrobiła.
Kolejny minus to słabo wykorzystane możliwości, jakie dawała tematyka książki. Kwestie można było zdecydowanie dalej i szerzej pociągnąć. Aż jestem zaskoczona, że Kava jest autorką tej książki.
Generalnie to jedna z najsłabszych książek autorki. Mam jakieś takie wrażenie (i nie ukrywam...nadzieję), że napisał ją ktoś inny, a Kava tylko firmowała swoim nazwiskiem.
Bo jak wytłumaczyć taki spadek formy, zmianę wszystkiego mniej więcej w połowie książki i fakt, iż samą zagadkę, która miała być osią książki, rozwiązałam po lekturze ok. 50% książki? Czy sięgać po Łowcę dusz? Tak, jeżeli bardzo się nudzicie i nie macie nic innego do czytania.
Książki Alex Kava czytam od dawna. Jedne są lepsze, inne trochę słabsze.
Łowca dusz plasuje się w tej dolnej części rankingu, niestety.
Plusy....sam pomysł (bardzo ciekawy), akcja i fabuła. Jak to u Kavy, doskonale przemyślane, dobrze prowadzone, ale tylko do pewnego momentu. Póżniej jakby nagle coś się zmieniło, fabuła staje się męcząca, rozwlekła, po prostu w wielu momentach nudna. Nie wiem, co jest tego przyczyną.
Minus to główna postać, agentka FBI Maggie O'Dell jest specjalistka od portretów psychologicznych seryjnych morderców. W poprzednich książkach była pełna energii, tryskała pomysłami, działała błyskawicznie. W Łowcy dusz jest niemrawa, bez inwencji. Miałam wrażenie, jakby ktoś wyjął z niej baterie. Niezniszczalna Maggie działa jak na zwolnionych obrotach, zero inicjatywy, zero energii. No i ta mania popełniania wciąż tych samych błędów. Szkoda, bardzo lubię tę postać i w każdym tomie wiernie jej kibicowałam. Doprawdy nie wiem, co autorka z nią zrobiła.
Kolejny minus to słabo wykorzystane możliwości, jakie dawała tematyka książki. Kwestie można było zdecydowanie dalej i szerzej pociągnąć. Aż jestem zaskoczona, że Kava jest autorką tej książki.
Generalnie to jedna z najsłabszych książek autorki. Mam jakieś takie wrażenie (i nie ukrywam...nadzieję), że napisał ją ktoś inny, a Kava tylko firmowała swoim nazwiskiem.
Bo jak wytłumaczyć taki spadek formy, zmianę wszystkiego mniej więcej w połowie książki i fakt, iż samą zagadkę, która miała być osią książki, rozwiązałam po lekturze ok. 50% książki? Czy sięgać po Łowcę dusz? Tak, jeżeli bardzo się nudzicie i nie macie nic innego do czytania.
sobota, 8 grudnia 2018
Bakhita - Véronique Olmi
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
To bardzo dobra, bardzo ciekawa i wstrząsająca opowieść - biografia.
Bohaterką jest tytułowa Bakhita, czarnoskóra pochodząca z Sudanu i żyjąca w XIX wieku niewolnica, którą w 2000r. papież Jan Paweł II ogłosił świętą.
Jest to trudna, wymagająca i bardzo emocjonalna książka. Jednak równocześnie jest to także wyjątkowe doznanie literackie.
Sama bohaterka była osobą wyjątkową. Niezwykłe i poruszające były także jej losy. Bakhita w 1877 r., jako mała dziewczynka została porwana z rodzinnej wioski przez handlarzy ludźmi. W kolejnych latach czekało ją tylko, to co najgorsze. M.in. była 5x sprzedawana, bita, głodzona, torturowana. A to dopiero początek tego, czego doświadczyła. Jej udziałem stały się okropne rzeczy. Wprost niewyobrażalnym jest ile bólu, cierpienia, zła może zadać jeden człowiek drugiemu. Cała historia wstrząsa czytelnikiem, wyciska niejedną łzę z oczu i sprawia, iż od lektury trudno się oderwać.
Książka podzielona jest na dwie części. Część pierwsza to opis tego, co spotkało Bakhitę w Afryce, przed i po porwaniu przez handlarzy ludźmi. Tam znajduje się opis całego okrucieństwa, jakiego doświadczyła. Porusza język, jakim całość jest napisana. Są to krótkie, oszczędne zdania. Tworzą one niesamowity kontrast w połączeniu z gehenną kobiety.
Druga część to zmiana życia Bakhity, jej przemiana i wszystko, co z tym związane.
Każda z części wstrząsa czytelnikiem na swój sposób.
Na początku napisałam, iż książka ta to opowieść - biografia. To taki miks. Autentyczny jest szkielet, rys historyczny, prawdziwe są postaci, daty miejsca, wydarzenia. Pozostała część to fikcja, bardzo prawdopodobna, ale jednak fikcja. Tym samym Bakhita idealnie wpisuje się w hagiografię, opowieść o świętych. Wszak na przestrzeni minionych wieków powstało bardzo dużo różnych opowieści, legend, przekazów o świętych. Miały one na ogół jakiś tam autentyczny szkielet, rys, a pozostała część była wypełniana poruszającą, moralizatorską opowieścią. Tak samo jest z Bakhitą.
Całość zdecydowanie warta przeczytania.
To bardzo dobra, bardzo ciekawa i wstrząsająca opowieść - biografia.
Bohaterką jest tytułowa Bakhita, czarnoskóra pochodząca z Sudanu i żyjąca w XIX wieku niewolnica, którą w 2000r. papież Jan Paweł II ogłosił świętą.
Jest to trudna, wymagająca i bardzo emocjonalna książka. Jednak równocześnie jest to także wyjątkowe doznanie literackie.
Sama bohaterka była osobą wyjątkową. Niezwykłe i poruszające były także jej losy. Bakhita w 1877 r., jako mała dziewczynka została porwana z rodzinnej wioski przez handlarzy ludźmi. W kolejnych latach czekało ją tylko, to co najgorsze. M.in. była 5x sprzedawana, bita, głodzona, torturowana. A to dopiero początek tego, czego doświadczyła. Jej udziałem stały się okropne rzeczy. Wprost niewyobrażalnym jest ile bólu, cierpienia, zła może zadać jeden człowiek drugiemu. Cała historia wstrząsa czytelnikiem, wyciska niejedną łzę z oczu i sprawia, iż od lektury trudno się oderwać.
Książka podzielona jest na dwie części. Część pierwsza to opis tego, co spotkało Bakhitę w Afryce, przed i po porwaniu przez handlarzy ludźmi. Tam znajduje się opis całego okrucieństwa, jakiego doświadczyła. Porusza język, jakim całość jest napisana. Są to krótkie, oszczędne zdania. Tworzą one niesamowity kontrast w połączeniu z gehenną kobiety.
Druga część to zmiana życia Bakhity, jej przemiana i wszystko, co z tym związane.
Każda z części wstrząsa czytelnikiem na swój sposób.
Na początku napisałam, iż książka ta to opowieść - biografia. To taki miks. Autentyczny jest szkielet, rys historyczny, prawdziwe są postaci, daty miejsca, wydarzenia. Pozostała część to fikcja, bardzo prawdopodobna, ale jednak fikcja. Tym samym Bakhita idealnie wpisuje się w hagiografię, opowieść o świętych. Wszak na przestrzeni minionych wieków powstało bardzo dużo różnych opowieści, legend, przekazów o świętych. Miały one na ogół jakiś tam autentyczny szkielet, rys, a pozostała część była wypełniana poruszającą, moralizatorską opowieścią. Tak samo jest z Bakhitą.
Całość zdecydowanie warta przeczytania.
czwartek, 6 grudnia 2018
Kopnij piłkę ponad chmury. Reportaże z Nepalu - Iwona Szelezińska
Wydawnictwo Marginesy, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Kopnij piłkę ponad chmury, to zbiór doskonałych reportaży z Nepalu, w którym autorka, Iwona Szelezińska prezentuje społeczeństwo w okresie po tragicznym wydarzeniu, jakim było trzęsienie ziemi z 2015 roku.
Autorka w bardzo ciekawy sposób prezentuje różne postaci nepalskiego, często odciętego od świata społeczeństwa, problemy ludzi żyjących w tym kraju, kwestie społeczne, gospodarcze, kulturalne. Ukazuje społeczeństwo, w którym bieda jest czymś normalnym, gro obywateli nadal jest analfabetami, a kobieta znaczy zdecydowanie mniej niż męźczyzna.
Z drugiej strony autorka prezentuje gro ambitnych osób, które za wszelką cenę chcą zdobyć wykształcenie, wyrwać się z zaklętego kręgu ubóstwa, swojego życia, poprawić byt swój i rodziny. Bohaterowie książki to także w większości ludzie, którzy potrafią wziąć się za przysłowiowe bary z tym, co ich spotkało, z naturą, która jest ich sprzymierzeńcem, ale i wrogiem, z ciężkim życiem, problemami, których na ogół nawet my ludzie żyjący w dostatniej Europie, nie potrafimy sobie wyobrazić.
Szelezińska pisze ciekawie, porusza ważne problemy, zwraca uwagę na kwestie, które ludziom spoza Nepalu po prostu umykają.
Oczywiście autorka nie była w stanie wyczerpać wszystkich zagadnień, poruszyć każdą kwestię, omówić je dokładnie. Niemniej Kopnij piłkę.. to ważna i potrzebna książka.
Zwraca nam ona uwagę na to co dzieje się w kraju tak odległym od naszego, jak traktowani są tam ludzie, z jakim bezprawiem i problemami muszą się borykać. Po lekturze tego zbioru reportaży wielu czytelników inaczej, ze sporym dystansem spojrzy na swoje problemy, doceni to co ma.
Recenzja mojego męża.
Kopnij piłkę ponad chmury, to zbiór doskonałych reportaży z Nepalu, w którym autorka, Iwona Szelezińska prezentuje społeczeństwo w okresie po tragicznym wydarzeniu, jakim było trzęsienie ziemi z 2015 roku.
Autorka w bardzo ciekawy sposób prezentuje różne postaci nepalskiego, często odciętego od świata społeczeństwa, problemy ludzi żyjących w tym kraju, kwestie społeczne, gospodarcze, kulturalne. Ukazuje społeczeństwo, w którym bieda jest czymś normalnym, gro obywateli nadal jest analfabetami, a kobieta znaczy zdecydowanie mniej niż męźczyzna.
Z drugiej strony autorka prezentuje gro ambitnych osób, które za wszelką cenę chcą zdobyć wykształcenie, wyrwać się z zaklętego kręgu ubóstwa, swojego życia, poprawić byt swój i rodziny. Bohaterowie książki to także w większości ludzie, którzy potrafią wziąć się za przysłowiowe bary z tym, co ich spotkało, z naturą, która jest ich sprzymierzeńcem, ale i wrogiem, z ciężkim życiem, problemami, których na ogół nawet my ludzie żyjący w dostatniej Europie, nie potrafimy sobie wyobrazić.
Szelezińska pisze ciekawie, porusza ważne problemy, zwraca uwagę na kwestie, które ludziom spoza Nepalu po prostu umykają.
Oczywiście autorka nie była w stanie wyczerpać wszystkich zagadnień, poruszyć każdą kwestię, omówić je dokładnie. Niemniej Kopnij piłkę.. to ważna i potrzebna książka.
Zwraca nam ona uwagę na to co dzieje się w kraju tak odległym od naszego, jak traktowani są tam ludzie, z jakim bezprawiem i problemami muszą się borykać. Po lekturze tego zbioru reportaży wielu czytelników inaczej, ze sporym dystansem spojrzy na swoje problemy, doceni to co ma.
wtorek, 4 grudnia 2018
Upolowane 1,000,000 wejść....
Wczoraj o 15.30 Jagna O, jako pierwsza upolowała i nadesłała na mój email anetapzn@gazeta.pl screen ekranu z 1,000,000 wejść na blog.
Tym samym Jagna wygrała wspaniałą książkę, która niedawno recenzowałam na blogu.
Poproszę o adres do wysyłki na w/w email :)
Tym samym Jagna wygrała wspaniałą książkę, która niedawno recenzowałam na blogu.
Poproszę o adres do wysyłki na w/w email :)
poniedziałek, 3 grudnia 2018
Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w okresie II wojny światowej - Joanna Ostrowska
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 6/6
Szokująca, mocna, świetnie opracowana książka.
Autorka porusza temat zazwyczaj pomijany w opracowaniach dot. II wojny światowej. Jest to kwestia seksualności i wszystkiego co z nią związane.
Każdy konflikt zbrojny to przemoc, agresja, ból, cierpienie. Gdy w grę wchodzi kwestia seksu wiadomo, iż z jednej strony będzie ogromna przemoc, a z drugiej niewyobrażalny wprost dramat. O tym jest właśnie ta książka. O dramacie wielu, zbyt wielu ludzi.
Ów dramat do tej pory był pomijany milczeniem. Doświadczenie seksualnej pracy przymusowej w nazistowskim burdelu nadal pozostaje w sferze tabu. Mimo tysięcy mniejszych i większych prac w zakresie II wojny światowej. Książka Ostrowskiej w sporej części tę lukę wypełnia. Liczę, iż będzie początkiem większej liczby prac na ten temat.
Kim były przymusowe pracownice seksualne w czasie II wojny światowej? Skąd się brały?
Jak większość innych przymusowych pracowników chwytano je w łapankach, umieszczano w obozach, gdzie były gwałcone, bite, poniżane, torturowane, upokarzane. W obozowych realiach były różnie określane. Po wojnie po prostu dziwkami, karane chłostą, goleniem głowy, ostracyzmem. Ich narodowość była różna. Wykluczone z nich były tylko Żydówki. Dla nich przeznaczano od razu eksterminację.
Ze zrozumiałych względów rzadko która z owych kobiet przyznawała się do tego, co ją spotkało. Ostrowska miała więc utrudnione zadanie. W zasadzie brak materiałów, a jeżeli już coś znalazła, to były to niewielkie zapiski, oficjalne dokumenty, przekazywane z ust do ust relacje. Mimo to powstałą poruszająca, ważna, potrzebna książka, która ukazuje prawdę będącą zapewne dla wielu niewygodną. Przyzwyczailiśmy się bowiem, iż w trakcie wojny istniał klarowny podział - Niemcy kaci, pozostali ofiary. Autorka burzy częściowo ten porządek prezentując m.in. więźniów, którym z różnych powodów pozwalano korzystać z usług obozowych domów publicznych. Więźniowie ci często katowali pracujące tam kobiety. Powodów możemy się tylko domyślać. Bardzo ciekawe są rozważania na ten temat, przy czym Ostrowska pozostawia czytelnikowi sporo miejsca na własne analizy.
Ukazując więźniów w roli katów burzy klarowny podział na białe i czarne, złych innych, dobrych naszych. Co ważne, jasno pokazuje, iż nic nie jest tak proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Prawdopodobnie z racji badań nad niewygodnym tematem, kilkakrotnie próbowano autorkę zniechęcić do pracy nad książką. Na szczęście nie zrezygnowała.
Joanna Ostrowska, jako pierwsza napisała w Polsce książkę o seksualnych niewolnicach w trakcie II wojny światowej, w obozowych realiach. Napisała poruszającą, ważną książkę. Liczę, że to nie ostatnia publikacja na ten temat.
Gorąco zachęcam do lektury tej niezwykle poruszającej książki, która wycisnęła z moich oczu kilka łez z powodu bezsilności i żalu nad losem tak wielu kobiet..
Szokująca, mocna, świetnie opracowana książka.
Autorka porusza temat zazwyczaj pomijany w opracowaniach dot. II wojny światowej. Jest to kwestia seksualności i wszystkiego co z nią związane.
Każdy konflikt zbrojny to przemoc, agresja, ból, cierpienie. Gdy w grę wchodzi kwestia seksu wiadomo, iż z jednej strony będzie ogromna przemoc, a z drugiej niewyobrażalny wprost dramat. O tym jest właśnie ta książka. O dramacie wielu, zbyt wielu ludzi.
Ów dramat do tej pory był pomijany milczeniem. Doświadczenie seksualnej pracy przymusowej w nazistowskim burdelu nadal pozostaje w sferze tabu. Mimo tysięcy mniejszych i większych prac w zakresie II wojny światowej. Książka Ostrowskiej w sporej części tę lukę wypełnia. Liczę, iż będzie początkiem większej liczby prac na ten temat.
Kim były przymusowe pracownice seksualne w czasie II wojny światowej? Skąd się brały?
Jak większość innych przymusowych pracowników chwytano je w łapankach, umieszczano w obozach, gdzie były gwałcone, bite, poniżane, torturowane, upokarzane. W obozowych realiach były różnie określane. Po wojnie po prostu dziwkami, karane chłostą, goleniem głowy, ostracyzmem. Ich narodowość była różna. Wykluczone z nich były tylko Żydówki. Dla nich przeznaczano od razu eksterminację.
Ze zrozumiałych względów rzadko która z owych kobiet przyznawała się do tego, co ją spotkało. Ostrowska miała więc utrudnione zadanie. W zasadzie brak materiałów, a jeżeli już coś znalazła, to były to niewielkie zapiski, oficjalne dokumenty, przekazywane z ust do ust relacje. Mimo to powstałą poruszająca, ważna, potrzebna książka, która ukazuje prawdę będącą zapewne dla wielu niewygodną. Przyzwyczailiśmy się bowiem, iż w trakcie wojny istniał klarowny podział - Niemcy kaci, pozostali ofiary. Autorka burzy częściowo ten porządek prezentując m.in. więźniów, którym z różnych powodów pozwalano korzystać z usług obozowych domów publicznych. Więźniowie ci często katowali pracujące tam kobiety. Powodów możemy się tylko domyślać. Bardzo ciekawe są rozważania na ten temat, przy czym Ostrowska pozostawia czytelnikowi sporo miejsca na własne analizy.
Ukazując więźniów w roli katów burzy klarowny podział na białe i czarne, złych innych, dobrych naszych. Co ważne, jasno pokazuje, iż nic nie jest tak proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Prawdopodobnie z racji badań nad niewygodnym tematem, kilkakrotnie próbowano autorkę zniechęcić do pracy nad książką. Na szczęście nie zrezygnowała.
Joanna Ostrowska, jako pierwsza napisała w Polsce książkę o seksualnych niewolnicach w trakcie II wojny światowej, w obozowych realiach. Napisała poruszającą, ważną książkę. Liczę, że to nie ostatnia publikacja na ten temat.
Gorąco zachęcam do lektury tej niezwykle poruszającej książki, która wycisnęła z moich oczu kilka łez z powodu bezsilności i żalu nad losem tak wielu kobiet..
Subskrybuj:
Posty (Atom)