Wydawnictwo Czarna Owca, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Bardzo dobra książka, świetny pomysł i doskonałe wykonanie. Nie ukrywam, czegoś takiego się nie spodziewałem.
Książka liczy zaledwie 208 stron, ale udowadnia, że nie ilość, a jakość ma znaczenie.
Błahy, najzwyczajniejszy początek powoli przeradza się w wielkie bum. A po skończonej lekturze w głowie kłębi się wiele pytań.
Błahe z pozoru wydarzenie (choć odrobinę niezwykłe to fakt) zmienia życie bardzo wielu osób i ich spojrzenie na zwyczajne z pozoru sprawy.
Millas świetnie wykreował głównego bohatera, męźczyznę po 40-tce, bezrobotnego, rozbitego wewnętrznie, skomplikowanego. Mój stosunek do tego człowieka zmieniał się wraz z każdą kolejną przeczytana stroną.
Wydarzenia, które są udziałem bohatera są niezwykłe. Jednak to nie one, a sam człowiek, sam główny bohater są kwintesencją tej niebanalnej historii. Bardzo ciekawie ukazany jest charakter, sylwetka, przemiany psychologiczne (niekiedy bardzo skomplikowane), kwestie, które popchnęły bohatera do takich, a nie innych czynów. No i ich konsekwencje.
A wszystko zaczęło się od tego, iż bohater dokonując kradzieży na targu staroci przypadkiem schował się w wielkiej szafie, która została wraz z nim przetransportowana do domu kilkuosobowej rodziny. Damian postanawia pozostać w szafie i z ukrycia obserwować rodzinę.Trudno jednoznacznie określić o czym jest ta książka. Z pewnością o samotności, takiej przez duże S, ale także o przemianach psychicznych, reakcjach człowieka, który zostaje postawiony w ekstremalnych sytuacjach i tym, że właściwie sami o sobie nic nie wiemy.
Na zaledwie 208 stronach Millas zawarł ogromną ilość treści i różnorodnych bodźców, które wręcz zmuszają czytelnika do aktywnego uczestnictwa w fabule, ale i do przemyślenia wielu kwestii.
Książka wciąga i to bardzo, porusza, momentami wzbudza sympatię, a nawet pewne rozczulenie. Lektura na jedną, zarwana noc. Polecam.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
środa, 28 czerwca 2017
wtorek, 27 czerwca 2017
Wiesław Jędrzejczak. Pozytywista do szpiku kości
Wydawnictwo Emka, Moja ocena 5/6
Bardzo lubię czytać wywiady z niebanalnymi osobami, ich biografie, wspomnienia. W związku z tym ta książka od razu mnie zainteresowała. Wiesław Jędrzejczak jest bez wątpienia niezwykłą osobą, co udowadnia każde zdanie Pozytywisty do szpiku kości.
Jest on lekarzem hematologiem, onkologiem klinicznym i transplantologiem. To tyle suchego określenia specjalizacji bohatera.
To kim jest i czym zajmuje się profesor wprawiło mnie w wielkie zdumienie. To nie jest zwykły lekarz, czy badacz. To człowiek z misją, charyzmą, lekarz przez duże L z duszą i ciepłem dla pacjenta, którego dobro jest dla niego najważniejsze.
Profesor opowiada o swoim życiu, o tym, jak się ono potoczyło, o trudnych (czasami wbrew tragediom pacjentów śmiesznych sytuacjach), kolejnych etapach kariery, ale przede wszystkim o badaniach i trosce o pacjenta. Sporo miejsca poświęcone jest także temu co najtrudniejsze wg. profesora - odchodzeniu pacjentów i nieuniknionych rozmowach z chorymi i ich najbliźszymi.
Jeżeli mam być szczera, nie mam pojęcia, jak lekarze pokroju profesora Jędrzejczaka, czyli z duszą, nie wchłonięci przez chory system naszej opieki zdrowotnej, lekarze, którzy nadal pozostali ludźmi, potrafią powiedzieć choremu, że odchodzi, a rodzinie, że nie ma już szans.
Pozytywistę do szpiku kości (na marginesie, tytuł genialny) czyta się powoli, fragmentami. Książka porusza niezwykle trudne tematy. Każdy ma nadzieję, że jego taka choroba nigdy nie dotknie. Życie pokazuje, jak często nadzieje bywają złudne.
Jeżeli mnie lub odpukać kogoś z najbliższych dotknęłaby straszna choroba nowotworowa, chciałabym w tym nieszczęściu trafić do profesora Jędrzejczaka lub innego, podobnego mu charakterem i ogromem pozytywnego, pełnego zaangażowania podejścia do pacjenta.
Zachęcam do lektury książki. Wspaniała opowieść o mądrym, ludzkim człowieku. Bardzo potrzebna w tym coraz bardziej okrutnym, odhumanizowanym świecie, jaki nas otacza. Lektura uświadamia, ze są jeszcze prawdziwi ludzie, ale także, że warto cieszyć się każdą chwilą, nigdy nie wiadomo co okrutny los nam szykuje.
Bardzo lubię czytać wywiady z niebanalnymi osobami, ich biografie, wspomnienia. W związku z tym ta książka od razu mnie zainteresowała. Wiesław Jędrzejczak jest bez wątpienia niezwykłą osobą, co udowadnia każde zdanie Pozytywisty do szpiku kości.
Jest on lekarzem hematologiem, onkologiem klinicznym i transplantologiem. To tyle suchego określenia specjalizacji bohatera.
To kim jest i czym zajmuje się profesor wprawiło mnie w wielkie zdumienie. To nie jest zwykły lekarz, czy badacz. To człowiek z misją, charyzmą, lekarz przez duże L z duszą i ciepłem dla pacjenta, którego dobro jest dla niego najważniejsze.
Profesor opowiada o swoim życiu, o tym, jak się ono potoczyło, o trudnych (czasami wbrew tragediom pacjentów śmiesznych sytuacjach), kolejnych etapach kariery, ale przede wszystkim o badaniach i trosce o pacjenta. Sporo miejsca poświęcone jest także temu co najtrudniejsze wg. profesora - odchodzeniu pacjentów i nieuniknionych rozmowach z chorymi i ich najbliźszymi.
Jeżeli mam być szczera, nie mam pojęcia, jak lekarze pokroju profesora Jędrzejczaka, czyli z duszą, nie wchłonięci przez chory system naszej opieki zdrowotnej, lekarze, którzy nadal pozostali ludźmi, potrafią powiedzieć choremu, że odchodzi, a rodzinie, że nie ma już szans.
Pozytywistę do szpiku kości (na marginesie, tytuł genialny) czyta się powoli, fragmentami. Książka porusza niezwykle trudne tematy. Każdy ma nadzieję, że jego taka choroba nigdy nie dotknie. Życie pokazuje, jak często nadzieje bywają złudne.
Jeżeli mnie lub odpukać kogoś z najbliższych dotknęłaby straszna choroba nowotworowa, chciałabym w tym nieszczęściu trafić do profesora Jędrzejczaka lub innego, podobnego mu charakterem i ogromem pozytywnego, pełnego zaangażowania podejścia do pacjenta.
Zachęcam do lektury książki. Wspaniała opowieść o mądrym, ludzkim człowieku. Bardzo potrzebna w tym coraz bardziej okrutnym, odhumanizowanym świecie, jaki nas otacza. Lektura uświadamia, ze są jeszcze prawdziwi ludzie, ale także, że warto cieszyć się każdą chwilą, nigdy nie wiadomo co okrutny los nam szykuje.
poniedziałek, 26 czerwca 2017
Busola - Mathias Enard
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Ostatnio mam przyjemność czytania jednego arcydzieła po drugim. Najpierw Sonata Gustava, Rose Tremaine, a teraz Busola. Dwa arcydzieła, dwie wyjątkowe książki. Takie książki zdarzają się raz na kilkadziesiąt (żeby nie napisać - na kilkaset) pozycji i już się boję co będzie z kolejnymi tytułami. Zarówno Tremaine, jak i Enard ustawili bardzo wysoko poprzeczkę.
Mathias Énard, to francuski pisarz i tłumacz, który został laureatem wyjątkowej Nagrody Goncourtów właśnie za niepozorną, nie istniejącą na bilbordach powieść Busola.
Ta książka nie dość, że wspaniale, wyjątkowo napisana, to dodatkowo jest ogromnie ważna i potrzebna w dzisiejszych czasach, w kontekście tego, co dzieje się nie tylko w szeroko rozumianym świecie, ale także tuż obok nas, w sąsiednim domu, na sąsiedniej ulicy, w pobliskiej dzielnicy.
Enard, który 4 lata mieszkał w Syrii nosił się z zamiarem napisania książki, takiej jak Busola, już od dawna. Chciał napisać o tym kraju nie przez pryzmat toczącej się tam od lat wojny, dramatu milionów ludzi, ale przez pryzmat dnia codziennego, ludzi zwyczajnych, ich życia, kultury, religii, wielowiekowych osiągnięć i tego co (o ile w ogóle) my Zachód, Europa zawdzięczamy kulturze syryjskiej, arabskiej, szeroko rozumianemu Wschodowi.
Enard chciał także pokazać wspólnotę losów nas ludzi Europy i ich ze Wschodu. Czy mu się to udało? Moim zdaniem tak. Zrobił to w sposób wyjątkowy, bez moralizatorskiego nadęcia, ale wymownie, kładąc nacisk na to co najważniejsze.
Jak twierdzi sam pisarz... Musiałem pokazać po pierwsze, że islam i Orient nie powinny być utożsamiane ze ślepą przemocą i bezbrzeżną głupotą, i po drugie, że wszyscy jesteśmy trochę orientalni. (...)
Książka ma formę wspomnień wiedeńskiego muzykologa, którego Wschód, Orient fascynują od wielu lat. bohater odbył wiele podróży, poznał wielu ludzi, filozofię, sedno kultury Orientu, islamu. Obok niego na kartach książki pojawia się jego przeciwieństwo, Sara. Kobieta, jej życie, żywiołowość, podejście do wielu spraw są dla Franza tytułową Busolą. Nie brak także delikatnego wątku miłosnego, sporej porcji kultury i muzyki oraz manifestu politycznego i kulturowego.
Cała treść, wymowa, język Busoli zadziwiają. Jednak tym, co najbardziej mnie zdziwiło był czas w jakim rozgrywa się akcja książki. Busola liczy bowiem ponad 500 stron, a cała akcja rozgrywa się w ...ciągu 1 nocy. To możliwe. Autor zastosował zupełnie inną narrację, taką z jaką do tej pory się nie spotkałam. Fakt, trzeba odrobinę się do niej przyzwyczaić, ale gwarantuje wam, że warto. Busola to powieść wyjątkowa pod każdym względem.
Polecam.
Ostatnio mam przyjemność czytania jednego arcydzieła po drugim. Najpierw Sonata Gustava, Rose Tremaine, a teraz Busola. Dwa arcydzieła, dwie wyjątkowe książki. Takie książki zdarzają się raz na kilkadziesiąt (żeby nie napisać - na kilkaset) pozycji i już się boję co będzie z kolejnymi tytułami. Zarówno Tremaine, jak i Enard ustawili bardzo wysoko poprzeczkę.
Mathias Énard, to francuski pisarz i tłumacz, który został laureatem wyjątkowej Nagrody Goncourtów właśnie za niepozorną, nie istniejącą na bilbordach powieść Busola.
Ta książka nie dość, że wspaniale, wyjątkowo napisana, to dodatkowo jest ogromnie ważna i potrzebna w dzisiejszych czasach, w kontekście tego, co dzieje się nie tylko w szeroko rozumianym świecie, ale także tuż obok nas, w sąsiednim domu, na sąsiedniej ulicy, w pobliskiej dzielnicy.
Enard, który 4 lata mieszkał w Syrii nosił się z zamiarem napisania książki, takiej jak Busola, już od dawna. Chciał napisać o tym kraju nie przez pryzmat toczącej się tam od lat wojny, dramatu milionów ludzi, ale przez pryzmat dnia codziennego, ludzi zwyczajnych, ich życia, kultury, religii, wielowiekowych osiągnięć i tego co (o ile w ogóle) my Zachód, Europa zawdzięczamy kulturze syryjskiej, arabskiej, szeroko rozumianemu Wschodowi.
Enard chciał także pokazać wspólnotę losów nas ludzi Europy i ich ze Wschodu. Czy mu się to udało? Moim zdaniem tak. Zrobił to w sposób wyjątkowy, bez moralizatorskiego nadęcia, ale wymownie, kładąc nacisk na to co najważniejsze.
Jak twierdzi sam pisarz... Musiałem pokazać po pierwsze, że islam i Orient nie powinny być utożsamiane ze ślepą przemocą i bezbrzeżną głupotą, i po drugie, że wszyscy jesteśmy trochę orientalni. (...)
Książka ma formę wspomnień wiedeńskiego muzykologa, którego Wschód, Orient fascynują od wielu lat. bohater odbył wiele podróży, poznał wielu ludzi, filozofię, sedno kultury Orientu, islamu. Obok niego na kartach książki pojawia się jego przeciwieństwo, Sara. Kobieta, jej życie, żywiołowość, podejście do wielu spraw są dla Franza tytułową Busolą. Nie brak także delikatnego wątku miłosnego, sporej porcji kultury i muzyki oraz manifestu politycznego i kulturowego.
Cała treść, wymowa, język Busoli zadziwiają. Jednak tym, co najbardziej mnie zdziwiło był czas w jakim rozgrywa się akcja książki. Busola liczy bowiem ponad 500 stron, a cała akcja rozgrywa się w ...ciągu 1 nocy. To możliwe. Autor zastosował zupełnie inną narrację, taką z jaką do tej pory się nie spotkałam. Fakt, trzeba odrobinę się do niej przyzwyczaić, ale gwarantuje wam, że warto. Busola to powieść wyjątkowa pod każdym względem.
Polecam.
Tajemnica Leili - Kooshyar Karimi
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5/6
Niby jedna z wielu książek przybliżających dramatyczną wręcz sytuację kobiet na Bliskim Wschodzie, a jednak inna. Kooshyar Karimi bardzo mnie poruszył tą lekturą. Może dlatego, że dot. ona kobiet w takim kraju, jakim jest Iran?! A może dlatego, iż postać autora i głównego obok kobiet bohatera tej książki jest tak niezwykła... Jestem pełna podziwu dla tego człowieka.
Urodzony w slumsach z ojca muzułmanina i matki żydówki autor jest żywym dowodem na to, że da się wybić, coś osiągnąć. Dzięki zdobytemu wykształceniu, determinacji, szczęściu osiągnął wysoki status społeczny, zdobył pieniądze, rodzinę. Mimo, iż miał w zasadzie wszystko, nie spoczął na laurach, a mógł. Nie potrafił odmawiać kobietom, które błagały go o pomoc.
W Tajemnicy Leili opowiada historię jednej z wielu takich kobiet, jednej z wielu, a jednocześnie ogromnej rzeszy jej podobnych, tych które do niego trafiły i tych które tego szczęścia w nieszczęściu nie miały. Dzięki Leili mający z pozoru wszystko
Kooshyar stawia wszystko na jedną kartę i dokonuje radykalnej zmiany swojego życia.
Cała historia opisana jest z dwóch perspektyw - Kooshyara i Leili. Historia, jakich w Iranie (i nie tylko) zapewne wiele. Tym bardziej powinien ją poznać świat, ten świat, który w XXI wieku tak wiele mówi, pisze o równych prawach dla kobiet i mężczyzn. Historia wciąga, porusza, nikogo nie pozostawi obojętnym. Polecam.My mamy ten przywilej, że urodziłyśmy się w miarę bezpiecznym, normalnym społeczeństwie. Bohaterki tej książki (zarówno Leila, jak i miliony bezimiennych) tego szczęścia nie miały. Trzeba o tym wiedzieć, pamiętać, mówić.
Niby jedna z wielu książek przybliżających dramatyczną wręcz sytuację kobiet na Bliskim Wschodzie, a jednak inna. Kooshyar Karimi bardzo mnie poruszył tą lekturą. Może dlatego, że dot. ona kobiet w takim kraju, jakim jest Iran?! A może dlatego, iż postać autora i głównego obok kobiet bohatera tej książki jest tak niezwykła... Jestem pełna podziwu dla tego człowieka.
Urodzony w slumsach z ojca muzułmanina i matki żydówki autor jest żywym dowodem na to, że da się wybić, coś osiągnąć. Dzięki zdobytemu wykształceniu, determinacji, szczęściu osiągnął wysoki status społeczny, zdobył pieniądze, rodzinę. Mimo, iż miał w zasadzie wszystko, nie spoczął na laurach, a mógł. Nie potrafił odmawiać kobietom, które błagały go o pomoc.
W Tajemnicy Leili opowiada historię jednej z wielu takich kobiet, jednej z wielu, a jednocześnie ogromnej rzeszy jej podobnych, tych które do niego trafiły i tych które tego szczęścia w nieszczęściu nie miały. Dzięki Leili mający z pozoru wszystko
Kooshyar stawia wszystko na jedną kartę i dokonuje radykalnej zmiany swojego życia.
Cała historia opisana jest z dwóch perspektyw - Kooshyara i Leili. Historia, jakich w Iranie (i nie tylko) zapewne wiele. Tym bardziej powinien ją poznać świat, ten świat, który w XXI wieku tak wiele mówi, pisze o równych prawach dla kobiet i mężczyzn. Historia wciąga, porusza, nikogo nie pozostawi obojętnym. Polecam.My mamy ten przywilej, że urodziłyśmy się w miarę bezpiecznym, normalnym społeczeństwie. Bohaterki tej książki (zarówno Leila, jak i miliony bezimiennych) tego szczęścia nie miały. Trzeba o tym wiedzieć, pamiętać, mówić.
sobota, 24 czerwca 2017
Langosz w jurcie - Krzysztof Varga
Wydawnictwo Czarne, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Krzysztof Varga, autor niniejszej książki, to miłośnik Węgier. Kraj ten od lat przemierza wzdłuż i wszerz. Poszukuje miejsc ciekawych, takich do których nikt nie zagląda, kuriozów, ciekawostek, smaków i smaczków.
Langosz w jurcie to 3. i ostatni tom „węgierskiej trylogii”. Jednak bez obaw. Nawet jeżeli nie znacie wcześniejszych części trylogii, po ten tom możecie sięgać bez obaw. Każda książka jest odrębną całością. Poza tym autor zręcznie prowadzi narrację i nawet przez moment czytelnik nie ma wrażenia, iż czegoś nie wie, bo coś tam było poruszane w tomie 1. czy 2.
Langosz w jurcie to wędrówka po madziarskiej prowincji wzdłuż dzisiejszych granic kraju, bardzo ciekawa wędrówka. I tu pierwsza niespodzianka (a książka jest ich pełna). Jak się okaże, granice Węgier umieszczone na mapie nijak się maja do tych prawdziwych. Dlaczego? A tego to dowiecie się z lektury książki. Gorąco do tego zachęcam.
Ciekawe jest nie tylko to jak Varga opowiada o Węgrzech, ale także o czym opowiada. Osią przewodnią jego trylogii są Węgry, ale w kontekście kulinariów i miejscowego folkloru.
Tytułowy langosz, to tradycyjny węgierski przysmak, który jako żywo autorowi w smaku, kształcie, konsystencji przypomina Węgry.
Wędrówki po kraju naszych bratanków są inne niż te w standardowych książkach podróżniczych czy przewodnikach. Są pełne uroku, bardzo subiektywnego spojrzenia na wiele spraw, anegdot i chaosu. Niestety to momentami także smutna opowieść, zbyt często skupiona na umieraniu, odchodzeniu, rozstaniu, przemijaniu.
Langosze jada się najczęściej z czosnkiem bądź masłem czosnkowym, a także śmietaną i cukrem. A jak się jada i jak smakują Węgry ala Krzysztof Varga? Sprawdźcie to sami czytając książkę.
Zachęcam także do lektury wcześniejszych tomów trylogii: Gulaszu z turula, który taktuje o Budapeszcie i Czardasza z mangalicą, w którym Varga opowiada o węgierskiej prowincji. Świetna lektura, doskonalą i pouczająca zabawa, arcyciekawa wyprawa.
Varga pisze (...) Węgry są jak langosz: najbardziej smakowite, chrupkie i kuszące po brzegach, a w środku płaskie, cienkie, prawie przezroczyste.
Czy tak jest naprawdę? Przekonajcie się sami.
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon24 (klik)
Recenzja mojego męża.
Krzysztof Varga, autor niniejszej książki, to miłośnik Węgier. Kraj ten od lat przemierza wzdłuż i wszerz. Poszukuje miejsc ciekawych, takich do których nikt nie zagląda, kuriozów, ciekawostek, smaków i smaczków.
Langosz w jurcie to 3. i ostatni tom „węgierskiej trylogii”. Jednak bez obaw. Nawet jeżeli nie znacie wcześniejszych części trylogii, po ten tom możecie sięgać bez obaw. Każda książka jest odrębną całością. Poza tym autor zręcznie prowadzi narrację i nawet przez moment czytelnik nie ma wrażenia, iż czegoś nie wie, bo coś tam było poruszane w tomie 1. czy 2.
Langosz w jurcie to wędrówka po madziarskiej prowincji wzdłuż dzisiejszych granic kraju, bardzo ciekawa wędrówka. I tu pierwsza niespodzianka (a książka jest ich pełna). Jak się okaże, granice Węgier umieszczone na mapie nijak się maja do tych prawdziwych. Dlaczego? A tego to dowiecie się z lektury książki. Gorąco do tego zachęcam.
Ciekawe jest nie tylko to jak Varga opowiada o Węgrzech, ale także o czym opowiada. Osią przewodnią jego trylogii są Węgry, ale w kontekście kulinariów i miejscowego folkloru.
Tytułowy langosz, to tradycyjny węgierski przysmak, który jako żywo autorowi w smaku, kształcie, konsystencji przypomina Węgry.
Wędrówki po kraju naszych bratanków są inne niż te w standardowych książkach podróżniczych czy przewodnikach. Są pełne uroku, bardzo subiektywnego spojrzenia na wiele spraw, anegdot i chaosu. Niestety to momentami także smutna opowieść, zbyt często skupiona na umieraniu, odchodzeniu, rozstaniu, przemijaniu.
Langosze jada się najczęściej z czosnkiem bądź masłem czosnkowym, a także śmietaną i cukrem. A jak się jada i jak smakują Węgry ala Krzysztof Varga? Sprawdźcie to sami czytając książkę.
Zachęcam także do lektury wcześniejszych tomów trylogii: Gulaszu z turula, który taktuje o Budapeszcie i Czardasza z mangalicą, w którym Varga opowiada o węgierskiej prowincji. Świetna lektura, doskonalą i pouczająca zabawa, arcyciekawa wyprawa.
Varga pisze (...) Węgry są jak langosz: najbardziej smakowite, chrupkie i kuszące po brzegach, a w środku płaskie, cienkie, prawie przezroczyste.
Czy tak jest naprawdę? Przekonajcie się sami.
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon24 (klik)
piątek, 23 czerwca 2017
Nagroda Bookera 2017
Nagrodę Man International Booker Prize 2017 dla Dawida Grosmana za powieść „Wchodzi koń do baru”.
Miałam okazję czytać tę książkę.
Nasza recenzja tutaj - klik.
czwartek, 22 czerwca 2017
Sonata Gustava - Rose Tremain
Wydawnictwo WAB, Moja ocena 6/6
Przepiękna, wspaniała, poruszająca, napisana wyjątkowym językiem książka. Pod płaszczykiem zwykłych ludzkich spraw porusza istotne, ponadczasowe kwestie. Szkoda, że ta lektura jest tak mało reklamowana.
Akcja rozgrywa się w Szwajcarii w okresie II wojny światowej.
Gustav wydaje się być najbardziej samotnym dzieckiem na świecie. Chowany zimno (dosłownie i w przenośni), łaknący uczucia, szczególnie tego od matki, jak przysłowiowa kania dźdźu. Im bardziej matka go odtrąca, tym on bardziej ją kocha. Taki dziecięcy paradoks.
Ojciec chłopca zginął w dość tajemniczych okolicznościach. Gustav ma tylko matkę, wyjątkowo oschłą, zimną, do bólu poprawną (jak cała neutralna Szwajcaria, gdzie żyją) osobę. Kobieta wychodzi z założenia, że tylko maksymalnie surowe wychowanie uczyni z syna prawdziwego mężczyznę. Czytając o tym miałam wrażenie, jakby kobieta chciała z chłopca uczynić kopię swojego męża, a dodatkowo przenieść na dziecko swoje upokorzenia, winy, żale z powodu tego, że życie nie jest takim, jakie sobie wymarzyła. Ale to nie tylko o to chodzi.
Pocieszenie, przyjaźń Gustav znajduje u swojego rówieśnika Antona Zwiebela. To Anton uczy Gustava wszystkiego od rysowania, poprzez jazdę na łyżwach na okazywaniu uczuć kończąc.
Im bardziej Gustav łaknie przyjaźni z Antonem, tym matka staje się bardziej oschła,a przy tym maksymalnie dziwna. I w tym momencie skończę nakreślanie fabuły. Nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury.
Sonata Gustava to wspaniała, ale jednocześnie smutna powieść. Smutna ponieważ dotyczy dziecka i tego co w jego wychowaniu powinno być podstawą, bazą, tego cod aje bagaż na całe życie. Tego właśnie matka nie daje swojemu małemu synkowi. Dlaczego? Tego dowiecie się w trakcie lektury.
Kobieta jest koszmarna, ale jak się okaże ma to swoje uzasadnienie, co nie znaczy, ze usprawiedliwienie. Może nie tyle jest ona zaburzona, co ma w sobie pokłady gniewu, żalu, jakąś blokadę, a to wszystko wymieszane z surowym szwajcarskim wychowaniem, które nakazuje być równie neutralnym, jak ojczyzna.
Wspomniałam o neutralności Szwajcarii. To jednak tylko pozory. Bowiem wojna, która toczy się wiele kilometrów dalej, której echa docierają do Gustava i jego matki, wywiera na wszystkich ogromny wpływ. Czy jednak będą potrafili pozostać wobec niej neutralni, jak ich kraj?
Tremain opowiada wielowarstwową historię,w której każdy czytelnik odnajdzie coś innego, coś innego będzie dla niego istotne. Autorka zmusza do refleksji, zasmuca, a jednocześnie uczy (z odrobinę moralizatorskim zacięciem) i niewątpliwie gra na emocjach czytelnika, i to bardzo mocno. Polecam. Warto.
Przepiękna, wspaniała, poruszająca, napisana wyjątkowym językiem książka. Pod płaszczykiem zwykłych ludzkich spraw porusza istotne, ponadczasowe kwestie. Szkoda, że ta lektura jest tak mało reklamowana.
Akcja rozgrywa się w Szwajcarii w okresie II wojny światowej.
Gustav wydaje się być najbardziej samotnym dzieckiem na świecie. Chowany zimno (dosłownie i w przenośni), łaknący uczucia, szczególnie tego od matki, jak przysłowiowa kania dźdźu. Im bardziej matka go odtrąca, tym on bardziej ją kocha. Taki dziecięcy paradoks.
Ojciec chłopca zginął w dość tajemniczych okolicznościach. Gustav ma tylko matkę, wyjątkowo oschłą, zimną, do bólu poprawną (jak cała neutralna Szwajcaria, gdzie żyją) osobę. Kobieta wychodzi z założenia, że tylko maksymalnie surowe wychowanie uczyni z syna prawdziwego mężczyznę. Czytając o tym miałam wrażenie, jakby kobieta chciała z chłopca uczynić kopię swojego męża, a dodatkowo przenieść na dziecko swoje upokorzenia, winy, żale z powodu tego, że życie nie jest takim, jakie sobie wymarzyła. Ale to nie tylko o to chodzi.
Pocieszenie, przyjaźń Gustav znajduje u swojego rówieśnika Antona Zwiebela. To Anton uczy Gustava wszystkiego od rysowania, poprzez jazdę na łyżwach na okazywaniu uczuć kończąc.
Im bardziej Gustav łaknie przyjaźni z Antonem, tym matka staje się bardziej oschła,a przy tym maksymalnie dziwna. I w tym momencie skończę nakreślanie fabuły. Nie chcę wam odbierać przyjemności wynikającej z lektury.
Sonata Gustava to wspaniała, ale jednocześnie smutna powieść. Smutna ponieważ dotyczy dziecka i tego co w jego wychowaniu powinno być podstawą, bazą, tego cod aje bagaż na całe życie. Tego właśnie matka nie daje swojemu małemu synkowi. Dlaczego? Tego dowiecie się w trakcie lektury.
Kobieta jest koszmarna, ale jak się okaże ma to swoje uzasadnienie, co nie znaczy, ze usprawiedliwienie. Może nie tyle jest ona zaburzona, co ma w sobie pokłady gniewu, żalu, jakąś blokadę, a to wszystko wymieszane z surowym szwajcarskim wychowaniem, które nakazuje być równie neutralnym, jak ojczyzna.
Wspomniałam o neutralności Szwajcarii. To jednak tylko pozory. Bowiem wojna, która toczy się wiele kilometrów dalej, której echa docierają do Gustava i jego matki, wywiera na wszystkich ogromny wpływ. Czy jednak będą potrafili pozostać wobec niej neutralni, jak ich kraj?
Tremain opowiada wielowarstwową historię,w której każdy czytelnik odnajdzie coś innego, coś innego będzie dla niego istotne. Autorka zmusza do refleksji, zasmuca, a jednocześnie uczy (z odrobinę moralizatorskim zacięciem) i niewątpliwie gra na emocjach czytelnika, i to bardzo mocno. Polecam. Warto.
środa, 21 czerwca 2017
Ważka - Małgorzata Rogala
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Ważka to kolejny tom serii przygód bardzo przeze mnie lubianej pary policjantów, Sławka i Agaty.
Niby można przeczytać tylko Ważkę, ale jednak zachęcam do poznania całej serii. W tym tomie część wątków jest nowa, ale jeden (niezwykle ważny) jest kontynuacją wątku z tomu wcześniejszego, a konkretnie z Dobrej matki. Dlatego zachęcam do lektury wszystkich części.
Bardzo podoba mi się styl pisarski autorki. Rogala pisze mocno, momentami ostro, z pełnym zaangażowaniem i bardzo emocjonalnie. Co istotne, choć porusza wiele ważnych tematów, czyni to w taki sposób, iż nawet przez moment nie ma się wrażenia, iż jest to moralizatorski wykład.Ważnym jest, iż mimo mnogości wątków, wszystko jest ze sobą idealnie powiązane, nic się nie gubi, nic nie urywa, każdy wątek zostaje doprowadzony konsekwentnie do końca.
Ogromnym plusem jest także bardzo ciekawie prowadzona intryga kryminalna, bardzo dobrze nakreślone dochodzenie policyjne oraz liczne prowadzące na manowce wątki. Co ciekawe, sama intryga jest odsłaniana krok po kroku, co sprawia, iż w trakcie lektury ani przez moment się nie nudzimy.
Ogromnym atutem tego tomu serii jest mieszanka ludzkich losów, trosk, radości (tych niestety mniej), porażek, nieszczęść, ale także skrajnych uczuć, jak nienawiść czy namiętność. Rogala raczy nas nimi obficie kreśląc na kartach książki ciekawe postaci, często niejednoznaczne, uwikłane w najrozmaitsze sprawy. Całość wpleciona w aktualne tematy z zakresu socjologii, gospodarki, prawa, polityki.
Bardzo ciekawie ukazana jest osoba z cechami 100-procentowego jak dla mnie psychopaty. Ciekawe, czy uda wam się zgadnąć w trakcie lektury, kto to jest.
Ważka to doskonałą kontynuacja, ale także świetna, bardzo dobrze skonstruowana i konsekwentnie prowadzona historia. Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam an kolejny tom serii.
Ważka to kolejny tom serii przygód bardzo przeze mnie lubianej pary policjantów, Sławka i Agaty.
Niby można przeczytać tylko Ważkę, ale jednak zachęcam do poznania całej serii. W tym tomie część wątków jest nowa, ale jeden (niezwykle ważny) jest kontynuacją wątku z tomu wcześniejszego, a konkretnie z Dobrej matki. Dlatego zachęcam do lektury wszystkich części.
Bardzo podoba mi się styl pisarski autorki. Rogala pisze mocno, momentami ostro, z pełnym zaangażowaniem i bardzo emocjonalnie. Co istotne, choć porusza wiele ważnych tematów, czyni to w taki sposób, iż nawet przez moment nie ma się wrażenia, iż jest to moralizatorski wykład.Ważnym jest, iż mimo mnogości wątków, wszystko jest ze sobą idealnie powiązane, nic się nie gubi, nic nie urywa, każdy wątek zostaje doprowadzony konsekwentnie do końca.
Ogromnym plusem jest także bardzo ciekawie prowadzona intryga kryminalna, bardzo dobrze nakreślone dochodzenie policyjne oraz liczne prowadzące na manowce wątki. Co ciekawe, sama intryga jest odsłaniana krok po kroku, co sprawia, iż w trakcie lektury ani przez moment się nie nudzimy.
Ogromnym atutem tego tomu serii jest mieszanka ludzkich losów, trosk, radości (tych niestety mniej), porażek, nieszczęść, ale także skrajnych uczuć, jak nienawiść czy namiętność. Rogala raczy nas nimi obficie kreśląc na kartach książki ciekawe postaci, często niejednoznaczne, uwikłane w najrozmaitsze sprawy. Całość wpleciona w aktualne tematy z zakresu socjologii, gospodarki, prawa, polityki.
Bardzo ciekawie ukazana jest osoba z cechami 100-procentowego jak dla mnie psychopaty. Ciekawe, czy uda wam się zgadnąć w trakcie lektury, kto to jest.
Ważka to doskonałą kontynuacja, ale także świetna, bardzo dobrze skonstruowana i konsekwentnie prowadzona historia. Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam an kolejny tom serii.
niedziela, 18 czerwca 2017
Le Corbusier. Architekt jutra - Anthony Flint
Wydawnictwo WAB, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Tytułowy Le Corbusier, to właściwie Charles-Édouard Jeanneret-Gris francuski architekt szwajcarskiego pochodzenia, urbanista, malarz i rzeźbiarz, czołowy przedstawiciel modernizmu. Jego wszechstronna działalność wpłynęła nie tylko na architekturę, ale także na sztuki plastyczne i urbanistykę.
Żaden inny XX-wieczny architekt nie odcisnął tak silnego piętna na architekturze jak Le Corbusier. Był swoistym geniuszem, który nie skończył żadnej szkoły architektonicznej, napisał 50 książek, stworzył własny kierunek w malarstwie, a przede wszystkim dokonał rewolucji w architekturze współczesnej. Najprościej ujmując, on jest twórcą bloków w których mieszka tak wielu z nas, choć jego początkowa idea została wypaczona przez komunistyczne budownictwo. Ale nie tylko to jest jego znakiem rozpoznawczym.
W 1925 roku stworzył głośny budynek - był to tymczasowy pawilon l'Esprit Nouveau na Międzynarodową Wystawę Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu. Było to jedno z pierwszych jego słynnych dzieł.
Następnie stworzył wiele doskonałych, prostych, wręcz purystycznych willi. Dwie z nich odbijają się szerokim echem na całym świecie - willa Stein w Garches z 1927 roku oraz willa Savoy w Poissy. A to dopiero początek jego działalności i oszałamiającej kariery.
O pozostałych przeczytacie w niniejszej książce, do której lektury zachęcam.
Anthony Flint w swojej książce ciekawie prezentuje cała drogę kariery architekta, jego wzloty, słynne, wspaniale dzieła, ale także porażki..a tych ostatnich kilka było. Nie zawsze efekt końcowy był zgodny z oczekiwaniami klientów. Twórczość Le Corbusiera była specyficzna.
Auror pisze o życiu bohatera tak po prostu, ale także widzianym przez pryzmat jego twórczości,a o jego dziełach poprzez związki z kobietami, bywanie w świecie bogatych oraz wielkich artystów.Wszak Le Corbusier obracał się wśród największych artystów, którzy żyli i tworzyły w podobnym czasie. Należą do nich m.in. Picasso, Dali.
Flintowi udało się w książce zamieścić kilka nieznanych do tej pory faktów, smaczków dot. architekta i jego życia. Zdecydowanie ubarwia to lekturę.
Czyta się doskonale. O wartości merytorycznej książki świadczy fakt, iż swoją pozytywną opinię wyraził Grzegorz Piątek – znawca modernizmu, laureat Złotych Lwów na architektonicznym Biennale w Wenecji, błyskotliwy krytyk i historyk architektury. Polecam. Le Corbusier. Architekt jutra, to doskonała, frapująca książka.
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon24.pl (klik)
Recenzja mojego męża.
Tytułowy Le Corbusier, to właściwie Charles-Édouard Jeanneret-Gris francuski architekt szwajcarskiego pochodzenia, urbanista, malarz i rzeźbiarz, czołowy przedstawiciel modernizmu. Jego wszechstronna działalność wpłynęła nie tylko na architekturę, ale także na sztuki plastyczne i urbanistykę.
Żaden inny XX-wieczny architekt nie odcisnął tak silnego piętna na architekturze jak Le Corbusier. Był swoistym geniuszem, który nie skończył żadnej szkoły architektonicznej, napisał 50 książek, stworzył własny kierunek w malarstwie, a przede wszystkim dokonał rewolucji w architekturze współczesnej. Najprościej ujmując, on jest twórcą bloków w których mieszka tak wielu z nas, choć jego początkowa idea została wypaczona przez komunistyczne budownictwo. Ale nie tylko to jest jego znakiem rozpoznawczym.
W 1925 roku stworzył głośny budynek - był to tymczasowy pawilon l'Esprit Nouveau na Międzynarodową Wystawę Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu. Było to jedno z pierwszych jego słynnych dzieł.
Następnie stworzył wiele doskonałych, prostych, wręcz purystycznych willi. Dwie z nich odbijają się szerokim echem na całym świecie - willa Stein w Garches z 1927 roku oraz willa Savoy w Poissy. A to dopiero początek jego działalności i oszałamiającej kariery.
O pozostałych przeczytacie w niniejszej książce, do której lektury zachęcam.
Anthony Flint w swojej książce ciekawie prezentuje cała drogę kariery architekta, jego wzloty, słynne, wspaniale dzieła, ale także porażki..a tych ostatnich kilka było. Nie zawsze efekt końcowy był zgodny z oczekiwaniami klientów. Twórczość Le Corbusiera była specyficzna.
Auror pisze o życiu bohatera tak po prostu, ale także widzianym przez pryzmat jego twórczości,a o jego dziełach poprzez związki z kobietami, bywanie w świecie bogatych oraz wielkich artystów.Wszak Le Corbusier obracał się wśród największych artystów, którzy żyli i tworzyły w podobnym czasie. Należą do nich m.in. Picasso, Dali.
Flintowi udało się w książce zamieścić kilka nieznanych do tej pory faktów, smaczków dot. architekta i jego życia. Zdecydowanie ubarwia to lekturę.
Czyta się doskonale. O wartości merytorycznej książki świadczy fakt, iż swoją pozytywną opinię wyraził Grzegorz Piątek – znawca modernizmu, laureat Złotych Lwów na architektonicznym Biennale w Wenecji, błyskotliwy krytyk i historyk architektury. Polecam. Le Corbusier. Architekt jutra, to doskonała, frapująca książka.
Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon24.pl (klik)
środa, 14 czerwca 2017
Belfer - Katerina Diamond
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 3/6
Nie ukrywam, że liczyłam na coś więcej. Niby nie jest to bardzo zła lektura, ale dobra też nie. Ot takie dosyć przeciętne, bardzo mroczne czytało jakich wiele.
Głównym minusem jest to, iż nieomal od początku wiemy kto zabił. Niby nie wprost, ale autorka tak kieruje całą opowieścią, iż po ok. 100 stronach nietrudno się tego domyśleć.
Poza tym mimo, iż jest to z założenia kryminał, to kryminału w tym niewiele. Większą część treści zajmują różnorodne postaci, ich charakterystyka, kreowanie ich wizerunku, opisy przeszłości i jej wpływu na różne wydarzenia etc.
Nie ukrywam, przedzieranie się przez różne dywagacja socjologiczno-psychologiczne porządnie mnie zmęczyło. Do tego doszło mieszanie płaszczyzn czasowych, na których toczy się fabuła.
Niejakim minusem jest brak w tej opowieści ludzi dobrych, normalnych, z plusami i drobnymi skazami na charakterze. 99% bohaterów to ludzie porządnie przeczołgani przez życie, wręcz sponiewierani i doświadczeni wbrew niebywałą ilością nieszczęść i zła. Demony przeszłości, mrocznej przeszłości, ciągle ich nawiedzają. Trudno się o takich ludziach czyta.
Dopóki nie przeczyta się całej książki to trudno nawet jednoznacznie określić o czym ona tak naprawdę jest.Gdybym treść miała określić kilkoma słowami, napisałabym, iż o sprawiedliwości i niegodziwościach, jakie jedna istota ludzka potrafi wyrządzić drugiej.
Do tego dochodzi zabójstwo, zmowa milczenia, wszechobecna nieprawość i korupcja. Dużo, jak na niewielkie miasteczko.
Jak wspomniałam, trudno się czyta Belfra, przynajmniej mnie się czytało trudno. Nie odradzam tej lektury, ale gdybym miała decydować jeszcze raz o tym ja sama mam ją przeczytać, odpowiedź byłaby negatywna. Jest tyle innych, sensowniejszych jeżeli chodzi o fabułę, mniej mrocznych i napisanych lepszym językiem (konstrukcja wielu zdań, to jakiś koszmar) książek, że po kolejny tom serii (Belfer jest tomem 1.) z pewnością nie sięgnę.
Wam ani nie odradzam ani nie polecam. Sami musicie podjąć ryzyko tym bardziej, iż wiele osób w sieci chwali tę książkę. Cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Nie ukrywam, że liczyłam na coś więcej. Niby nie jest to bardzo zła lektura, ale dobra też nie. Ot takie dosyć przeciętne, bardzo mroczne czytało jakich wiele.
Głównym minusem jest to, iż nieomal od początku wiemy kto zabił. Niby nie wprost, ale autorka tak kieruje całą opowieścią, iż po ok. 100 stronach nietrudno się tego domyśleć.
Poza tym mimo, iż jest to z założenia kryminał, to kryminału w tym niewiele. Większą część treści zajmują różnorodne postaci, ich charakterystyka, kreowanie ich wizerunku, opisy przeszłości i jej wpływu na różne wydarzenia etc.
Nie ukrywam, przedzieranie się przez różne dywagacja socjologiczno-psychologiczne porządnie mnie zmęczyło. Do tego doszło mieszanie płaszczyzn czasowych, na których toczy się fabuła.
Niejakim minusem jest brak w tej opowieści ludzi dobrych, normalnych, z plusami i drobnymi skazami na charakterze. 99% bohaterów to ludzie porządnie przeczołgani przez życie, wręcz sponiewierani i doświadczeni wbrew niebywałą ilością nieszczęść i zła. Demony przeszłości, mrocznej przeszłości, ciągle ich nawiedzają. Trudno się o takich ludziach czyta.
Dopóki nie przeczyta się całej książki to trudno nawet jednoznacznie określić o czym ona tak naprawdę jest.Gdybym treść miała określić kilkoma słowami, napisałabym, iż o sprawiedliwości i niegodziwościach, jakie jedna istota ludzka potrafi wyrządzić drugiej.
Do tego dochodzi zabójstwo, zmowa milczenia, wszechobecna nieprawość i korupcja. Dużo, jak na niewielkie miasteczko.
Jak wspomniałam, trudno się czyta Belfra, przynajmniej mnie się czytało trudno. Nie odradzam tej lektury, ale gdybym miała decydować jeszcze raz o tym ja sama mam ją przeczytać, odpowiedź byłaby negatywna. Jest tyle innych, sensowniejszych jeżeli chodzi o fabułę, mniej mrocznych i napisanych lepszym językiem (konstrukcja wielu zdań, to jakiś koszmar) książek, że po kolejny tom serii (Belfer jest tomem 1.) z pewnością nie sięgnę.
Wam ani nie odradzam ani nie polecam. Sami musicie podjąć ryzyko tym bardziej, iż wiele osób w sieci chwali tę książkę. Cóż, o gustach się nie dyskutuje.
Złodziej luster - Martin Seay
Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Rewelacyjna książka, która mimo trudnego początku wciągnęła mnie bez reszty..
Do lektury skłoniła mnie Wenecja na okładce, Wenecja w treści. Uwielbiam wszystko, co z tym miastem związane.
Tak jak napisałam, początek trudny. Ciężko było mi się wgryźć w treść, przyzwyczaić do specyficznego, złożonego z bardzo krótkich zdań stylu autora. I nie ukrywam, gdyby nie ciekawość i miłość do włoskiego miasta, odłożyłabym książkę na półkę nie czytając dalej.
Jak się szybko okazało, popełniłabym wielki błąd. Po mniej więcej 50-60 stornach lektura zaczęła być wielką przyjemnością.
Zła byłam, że na czytanie mogłam poświęcić tylko kilkanaście minut od czasu do czasu, z doskoku.
Teraz myślę co wam napisać o Złodzieju luster, żeby za dużo nie zdradzić, a jednocześnie zachęcić do czytania. Trudno o tej książce coś więcej napisać także z innego względu. Fabuła jest wielowątkowa (choć w sumie sprowadza się do jednego mianownika), skomplikowana (ale tym się nie zrażajcie, to zaleta), ma sporą ilość różnorodnych bohaterów i generalnie nie da się jej nakreślić, nawet w zarysie, w kilku zdaniach. Dodatkowo jest to lektura będąca połączeniem powieści obyczajowej, odrobinę historycznej z domieszką niewielkiej porcji delikatnej fantastyki i sporą dozą thrillera. Totalny misz masz, fakt.
Akcja toczy się w trzech różnych miejscach, na trzech płaszczyznach czasowych - w XVI-wiecznej Wenecji, w kalifornijskiej Venice Beach w 1958 roku oraz w Las Vegas w roku 2003. Możecie zadać sobie pytania, co te miejsca mają ze sobą wspólnego..poza Wenecją w nazwie, tle?! Jak się okazuje bardzo dużo, choć początkowo nic na to nie wskazuje.
Sednem opowieści są wielkie tajemnice, ludzkie namiętności, pragnienia, przeogromna siła dążeń, pasji i... No tego to już nie zdradzę. Gwarantuję za to, że będziecie zaskoczeni i aż do końca nie powinniście na 100% domyślać się o co chodzi i jakie będzie rozwiązanie.
Książka przypomina misternie splecioną...makatkę, albo kołdrę patchworkową pozszywaną z delikatnych fragmentów, które z pozoru nie pasują do siebie, a jak się okazuje po spojrzeniu na cały przedmiot, są idealnie dopasowane i tworzą coś wyjątkowego.
Trzy opowieści, trzy miejsca, trzy płaszczyzny czasowe. Każdej z nich autor poświęca ok. 100-110 kolejnych stron. To w sam raz, żeby wniknąć w treść, poznać fabułę, zwroty akcji, bohaterów i mieć rozbudzone oczekiwania na dalszy ciąg. A dalszy ciąg za każdym razem coraz bardziej zaskakuje.
Gorąco zachęcam do lektury. Dajcie tej niezwykłej, wspaniale wydanej książce szansę. Warto.
Rewelacyjna książka, która mimo trudnego początku wciągnęła mnie bez reszty..
Do lektury skłoniła mnie Wenecja na okładce, Wenecja w treści. Uwielbiam wszystko, co z tym miastem związane.
Tak jak napisałam, początek trudny. Ciężko było mi się wgryźć w treść, przyzwyczaić do specyficznego, złożonego z bardzo krótkich zdań stylu autora. I nie ukrywam, gdyby nie ciekawość i miłość do włoskiego miasta, odłożyłabym książkę na półkę nie czytając dalej.
Jak się szybko okazało, popełniłabym wielki błąd. Po mniej więcej 50-60 stornach lektura zaczęła być wielką przyjemnością.
Zła byłam, że na czytanie mogłam poświęcić tylko kilkanaście minut od czasu do czasu, z doskoku.
Teraz myślę co wam napisać o Złodzieju luster, żeby za dużo nie zdradzić, a jednocześnie zachęcić do czytania. Trudno o tej książce coś więcej napisać także z innego względu. Fabuła jest wielowątkowa (choć w sumie sprowadza się do jednego mianownika), skomplikowana (ale tym się nie zrażajcie, to zaleta), ma sporą ilość różnorodnych bohaterów i generalnie nie da się jej nakreślić, nawet w zarysie, w kilku zdaniach. Dodatkowo jest to lektura będąca połączeniem powieści obyczajowej, odrobinę historycznej z domieszką niewielkiej porcji delikatnej fantastyki i sporą dozą thrillera. Totalny misz masz, fakt.
Akcja toczy się w trzech różnych miejscach, na trzech płaszczyznach czasowych - w XVI-wiecznej Wenecji, w kalifornijskiej Venice Beach w 1958 roku oraz w Las Vegas w roku 2003. Możecie zadać sobie pytania, co te miejsca mają ze sobą wspólnego..poza Wenecją w nazwie, tle?! Jak się okazuje bardzo dużo, choć początkowo nic na to nie wskazuje.
Sednem opowieści są wielkie tajemnice, ludzkie namiętności, pragnienia, przeogromna siła dążeń, pasji i... No tego to już nie zdradzę. Gwarantuję za to, że będziecie zaskoczeni i aż do końca nie powinniście na 100% domyślać się o co chodzi i jakie będzie rozwiązanie.
Książka przypomina misternie splecioną...makatkę, albo kołdrę patchworkową pozszywaną z delikatnych fragmentów, które z pozoru nie pasują do siebie, a jak się okazuje po spojrzeniu na cały przedmiot, są idealnie dopasowane i tworzą coś wyjątkowego.
Trzy opowieści, trzy miejsca, trzy płaszczyzny czasowe. Każdej z nich autor poświęca ok. 100-110 kolejnych stron. To w sam raz, żeby wniknąć w treść, poznać fabułę, zwroty akcji, bohaterów i mieć rozbudzone oczekiwania na dalszy ciąg. A dalszy ciąg za każdym razem coraz bardziej zaskakuje.
Gorąco zachęcam do lektury. Dajcie tej niezwykłej, wspaniale wydanej książce szansę. Warto.
wtorek, 13 czerwca 2017
Polacos. Chajka płynie do Kostaryki - Anna Chamuła
Wydawnictwo Czarne, Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.
Polacos...co przychodzi do głowy gdy słyszymy (czytamy) początek tytułu niniejszej książki? Chyba większości fakt, iż jest to książka o Polakach, tylko ten tytuł jakiś taki...
I tak i nie. Polacos. Chajka płynie do Kostaryki to książka przede wszystkim o Żydach żyjących w przedwojennej Polsce, o ich codzienności, radościach i smutkach oraz tym co zmusiło ich do emigracji, tułaczki i jaki był tego efekt. Za cel emigracji wybrali sobie (albo to raczej los za nich wybrał) daleką Kostarykę. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku w Kostaryce osiedla się ponad pół tysiąca polskich Żydów.
Autorka niniejszej książki Anna Pamuła przez rok przebywała w Kostaryce, chodziła, jeździła śladami tamtych emigrantów, słuchała ich opowieści . Przez cały czas poznawała polskich Żydów, którzy opuścili Polskę osiemdziesiąt lat wcześniej. Odwiedziła też Polskę, Francję i Izrael, by znaleźć ślady ich przodków i zrozumieć, dlaczego musieli emigrować za ocean.
To opowieść o różnych ludziach, choć w sumie bardzo podobnych do siebie. Część z nich do emigracji zmusił los, część tragiczne okoliczności zbliżającej się wielkimi krokami wojennej zagłady. Ich zwierzenia to na równi opowieść emigrantów, jak i ludzi, którzy dosłownie cudem ocaleli. Jak czują się po kilku dekadach, jak czuli się po kilkunastu latach wiedząc przed czym udało im się uciec?
Książka jest dobrze i ciekawie napisana, doskonale udokumentowana, czyta się z ciekawości, tym bardziej, iż autorka porusza temat obcy dla wielu z nas. Tzn. o ucieczce, tułaczce polskich Żydów wiemy. Ale ilu z nas tak naprawdę wie o ich wyjeździe akurat do Kostaryki?!
Polecam, warto. Wydawnictwo Czarne ponownie wydało dobry, dopracowany reportaż.
Recenzja mojego męża.
Polacos...co przychodzi do głowy gdy słyszymy (czytamy) początek tytułu niniejszej książki? Chyba większości fakt, iż jest to książka o Polakach, tylko ten tytuł jakiś taki...
I tak i nie. Polacos. Chajka płynie do Kostaryki to książka przede wszystkim o Żydach żyjących w przedwojennej Polsce, o ich codzienności, radościach i smutkach oraz tym co zmusiło ich do emigracji, tułaczki i jaki był tego efekt. Za cel emigracji wybrali sobie (albo to raczej los za nich wybrał) daleką Kostarykę. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku w Kostaryce osiedla się ponad pół tysiąca polskich Żydów.
Autorka niniejszej książki Anna Pamuła przez rok przebywała w Kostaryce, chodziła, jeździła śladami tamtych emigrantów, słuchała ich opowieści . Przez cały czas poznawała polskich Żydów, którzy opuścili Polskę osiemdziesiąt lat wcześniej. Odwiedziła też Polskę, Francję i Izrael, by znaleźć ślady ich przodków i zrozumieć, dlaczego musieli emigrować za ocean.
To opowieść o różnych ludziach, choć w sumie bardzo podobnych do siebie. Część z nich do emigracji zmusił los, część tragiczne okoliczności zbliżającej się wielkimi krokami wojennej zagłady. Ich zwierzenia to na równi opowieść emigrantów, jak i ludzi, którzy dosłownie cudem ocaleli. Jak czują się po kilku dekadach, jak czuli się po kilkunastu latach wiedząc przed czym udało im się uciec?
Książka jest dobrze i ciekawie napisana, doskonale udokumentowana, czyta się z ciekawości, tym bardziej, iż autorka porusza temat obcy dla wielu z nas. Tzn. o ucieczce, tułaczce polskich Żydów wiemy. Ale ilu z nas tak naprawdę wie o ich wyjeździe akurat do Kostaryki?!
Polecam, warto. Wydawnictwo Czarne ponownie wydało dobry, dopracowany reportaż.
poniedziałek, 12 czerwca 2017
To nie tak - Weronika Wierzchowska
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4/6
To nie tak to ciekawie (choć z kilkoma wadami) napisana powieść. Czyta się ją dosyć szybko. Główną bohaterką jest Blanka, młoda kobieta, której wbrew pozorom życie wcale nie rozpieszcza, a wszystko co sobie zaplanowała układa się zgoła inaczej. Do tego na horyzoncie pojawiają się nowe kłopoty, w które Blanka pakuje się wręcz na własne życzenie. Do tego dochodzi trup, który ściele się naprawdę gęsto oraz spora ilość sytuacji, które są na poły śmieszne i tragiczne.
Perypetie Blanki są takie, iż z dużą ich częścią utożsami się większość czytelniczek. To spory plus. Zupełnie inaczej czyta się książkę, gdy główny bohater jest naszą pokrewną duszą lub jest nam bliski w inny sposób. Jednak mam drobne zastrzeżenie do samej postaci Blanki. To bohaterka bardzo nierówna, w kilku momentach mocno irytująca, w kilku taka jakaś bez ikry. A dla odmiany w kilku świetna babka. Nie wiem z czego ta dwoistość wynika. Miałam wrażenie, jakby książkę pisało dwóch różnych autorów.
Poza tym do pewnego momentu pogodna, odrobinę zwariowana osoba nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżczki zmienia siew osobę, która pcha się na skraj załamania nerwowego i depresji. To chyba tak nie działa w realnym życiu. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Ożywia ją tylko jej praca. Blanka jest bowiem toksykologiem i wykonuje różnorodne badania, ekspertyzy sądowe i kryminalne. W treść książki wplecione jest kilka opisów jej pracy. Bardzo ciekawe uzupełnienie.
To nie tak czyta się dosyć szybko. To lekka obyczajowa powieść, idealna na nadchodzące wakacje choć nie ukrywam, poprzednie książki Weroniki Wierzchowskiej były zdecydowanie lepsze, miały lepiej opracowaną fabułę i wyższy poziom.Mimo drobnych mankamentów zachęcam do lektury.
To nie tak to ciekawie (choć z kilkoma wadami) napisana powieść. Czyta się ją dosyć szybko. Główną bohaterką jest Blanka, młoda kobieta, której wbrew pozorom życie wcale nie rozpieszcza, a wszystko co sobie zaplanowała układa się zgoła inaczej. Do tego na horyzoncie pojawiają się nowe kłopoty, w które Blanka pakuje się wręcz na własne życzenie. Do tego dochodzi trup, który ściele się naprawdę gęsto oraz spora ilość sytuacji, które są na poły śmieszne i tragiczne.
Perypetie Blanki są takie, iż z dużą ich częścią utożsami się większość czytelniczek. To spory plus. Zupełnie inaczej czyta się książkę, gdy główny bohater jest naszą pokrewną duszą lub jest nam bliski w inny sposób. Jednak mam drobne zastrzeżenie do samej postaci Blanki. To bohaterka bardzo nierówna, w kilku momentach mocno irytująca, w kilku taka jakaś bez ikry. A dla odmiany w kilku świetna babka. Nie wiem z czego ta dwoistość wynika. Miałam wrażenie, jakby książkę pisało dwóch różnych autorów.
Poza tym do pewnego momentu pogodna, odrobinę zwariowana osoba nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżczki zmienia siew osobę, która pcha się na skraj załamania nerwowego i depresji. To chyba tak nie działa w realnym życiu. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Ożywia ją tylko jej praca. Blanka jest bowiem toksykologiem i wykonuje różnorodne badania, ekspertyzy sądowe i kryminalne. W treść książki wplecione jest kilka opisów jej pracy. Bardzo ciekawe uzupełnienie.
To nie tak czyta się dosyć szybko. To lekka obyczajowa powieść, idealna na nadchodzące wakacje choć nie ukrywam, poprzednie książki Weroniki Wierzchowskiej były zdecydowanie lepsze, miały lepiej opracowaną fabułę i wyższy poziom.Mimo drobnych mankamentów zachęcam do lektury.
piątek, 9 czerwca 2017
Ochrzczeni krzyżami - Eduard Koczergin
Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.
Niezwykle poruszająca opowieść, tym bardziej szokująca, iż prawdziwa.
Jej autor, Eduard Koczergin urodził się w roku wielkich czystek w ZSRR, czyli w 1937 roku. To jak i miejsce urodzenia zaważyło na całym jego dalszym życiu. Gdy miał 4 lata ojca rozstrzelało NKWD. Wkrótce matka (Polka) została zesłana do łagru. Kilkuletnie dziecko, jakim wtedy był autor książki, umieszczono w domu dla sierot niedaleko Omska. Przeżywa tam piekło, jakiego nie potraficie sobie nawet wyobrazić. Cud, że ten kilkuletni chłopiec przeżył. Postanawia stamtąd uciec gdy ma 8 lat. Tak, mały, samotny chłopiec ucieka przez Syberię.
A to dopiero początek piekła, jakie przeszedł ten najpierw chłopiec, pózniej młody mężczyzna. Zapewne zastanawia was, jak 8-latkowi udało się przeżyć, jak przebył kilak tysięcy kilometrów tuż po zakończeniu II wojny światowej, samotnie podążąjąc na zachód z Omska, z Syberii? Tego dowiecie się z lektury książki. Zachęcam, warto.
Opowieść życia Koczergina porusza, szokuje, sprawia, iż od lektury trudno się oderwać.
Zderzenie losów chłopca z totalitarnym aparatem bezdusznego i opresyjnego państwa jest niezwykłe i dla nas żyjących w wygodnym świecie, nie do pojęcia, że dziecko mogło dokonać tego czego dokonało. Przebywa drogę, która dla dorosłego była nie do przebycia – ponad 2600 km, za wszelką cenę pragnie dotrzeć do domu, do Petersburga, wierzy, że znajdzie tam ukochaną matkę. Wędrówka trwa 7 lat.
Ochrzczeni krzyżami to nie tylko zapiski gehenny, która stała się udziałem małego chłopca. To także opowieść o narodzinach wielkiego talentu. Koczergin to bowiem znany rosyjski pisarz, scenograf. Jest on bardzo popularny u siebie w kraju, a jeszcze bardziej na światowych scenach teatralnych od Nowego Jorku po Tokio, mało zaś znany u nas mimo iż jak wspomniałem posiada polskie korzenie.
Zachęcam do poznania tego artysty i jego losów. Zachęcam do lektury książki. Udowadnia ona, iż nie objętość, ilość zapisanych kart jest ważna, lecz treść.
Warto ją rozreklamować, ponieważ zasługuje na to, żeby jak najwięcej osób do niej dotarło i zapoznało się z nią. Jest to perełka w morzu większych lub mniejszych literackich gniotów i gniotków, którymi nas raczą różnorodni autorzy.
Recenzja mojego męża.
Niezwykle poruszająca opowieść, tym bardziej szokująca, iż prawdziwa.
Jej autor, Eduard Koczergin urodził się w roku wielkich czystek w ZSRR, czyli w 1937 roku. To jak i miejsce urodzenia zaważyło na całym jego dalszym życiu. Gdy miał 4 lata ojca rozstrzelało NKWD. Wkrótce matka (Polka) została zesłana do łagru. Kilkuletnie dziecko, jakim wtedy był autor książki, umieszczono w domu dla sierot niedaleko Omska. Przeżywa tam piekło, jakiego nie potraficie sobie nawet wyobrazić. Cud, że ten kilkuletni chłopiec przeżył. Postanawia stamtąd uciec gdy ma 8 lat. Tak, mały, samotny chłopiec ucieka przez Syberię.
A to dopiero początek piekła, jakie przeszedł ten najpierw chłopiec, pózniej młody mężczyzna. Zapewne zastanawia was, jak 8-latkowi udało się przeżyć, jak przebył kilak tysięcy kilometrów tuż po zakończeniu II wojny światowej, samotnie podążąjąc na zachód z Omska, z Syberii? Tego dowiecie się z lektury książki. Zachęcam, warto.
Opowieść życia Koczergina porusza, szokuje, sprawia, iż od lektury trudno się oderwać.
Zderzenie losów chłopca z totalitarnym aparatem bezdusznego i opresyjnego państwa jest niezwykłe i dla nas żyjących w wygodnym świecie, nie do pojęcia, że dziecko mogło dokonać tego czego dokonało. Przebywa drogę, która dla dorosłego była nie do przebycia – ponad 2600 km, za wszelką cenę pragnie dotrzeć do domu, do Petersburga, wierzy, że znajdzie tam ukochaną matkę. Wędrówka trwa 7 lat.
Ochrzczeni krzyżami to nie tylko zapiski gehenny, która stała się udziałem małego chłopca. To także opowieść o narodzinach wielkiego talentu. Koczergin to bowiem znany rosyjski pisarz, scenograf. Jest on bardzo popularny u siebie w kraju, a jeszcze bardziej na światowych scenach teatralnych od Nowego Jorku po Tokio, mało zaś znany u nas mimo iż jak wspomniałem posiada polskie korzenie.
Zachęcam do poznania tego artysty i jego losów. Zachęcam do lektury książki. Udowadnia ona, iż nie objętość, ilość zapisanych kart jest ważna, lecz treść.
Warto ją rozreklamować, ponieważ zasługuje na to, żeby jak najwięcej osób do niej dotarło i zapoznało się z nią. Jest to perełka w morzu większych lub mniejszych literackich gniotów i gniotków, którymi nas raczą różnorodni autorzy.
środa, 7 czerwca 2017
Wzgórze psów - Jakub Żulczyk
Wydawnictwo Świat Książki, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Tym razem akcja rozgrywa się nie w Warszawie, a w niewielkim miasteczku o nazwie Zybork. Bohaterem jest typowy wytwór naszych czasów, młody 33-letni człowiek na przysłowiowym dorobku, który przez spory okres czasu odcinał kupony od krótkotrwałej i jednorazowej sławy. Ot typowy "słoik" (choć nie lubię tego określenia) A. D. 2016, któremu umiarkowanie się powiodło w stolicy, ba raczej w ogóle się nie powiodło.
Mikołaj do Zybroka przyjeżdża wraz z żoną Justyną, dziennikarką. Oboje uciekają przed stołecznymi problemami, m.in. przed koniecznością a zarazem także bezsensem szukania nowej pracy, przed drożyzną, kredytem we frankach i wieloma innymi sprawami. Ratunkiem ma być wynajęcie ich warszawskiego "frankowego" mieszkania, spłata z czynszu rat (żeby bank nie zajął) i emigracja na prowincję. Przyjazd do tego właśnie miasteczka nie był przypadkowy. Mikołaj tu dorastał, tu się wychował. Za sprawą tego powrotu zatoczył koło. Jak na tym wyjdzie? Czy faktycznie jest tak niemile widziany w rodzinnym miejscu?
Co takiego stało się w przeszłości? Co dzieje się teraz? A dzieje się, oj dzieje. W prowincjonalnym miasteczku mamy wszystko co najgorsze z bezsensem życia bez przyszłości oraz przestępczą prowincjonalną organizacją bandycką na czele. Do tego dochodzi koszmarek w postaci przeciętnego zyborskiego mieszkańca. W trakcie lektury ze szczęściem człowiek zauważa, że sam nie jest w Zyborku. Żulczyk ma dar plastycznego opisywania.
Na ile ważne będą kontakty z trudną rodziną, ojcem alkoholikiem ledwo dającym sobie radę z walką z nałogiem i trudnym (w szeroko rozumianym tego słowa znaczeniu) bratem?
Jaki wpływ na życie Mikołaja i jego żony będzie miała wszechobecna zła energia połączona z beznadzieją, marazmem i coraz większym zagrożeniem?
Książka bardzo podobna do Ślepnąc od świateł. Ten sam typ otoczenia, ta sama beznadziejność, momentami patologia, pustka, marazm i staczanie się. Czy zakończenie będzie również podobne?
Wzgórze psów to z jednej strony doskonała powieść społeczno-socjologiczna, z drugiej- bardzo dobry z mistrzowsko budowanym napięciem thriller, w którym nic nie jest oczywiste.
Żulczyk świetnie opisuje zarówno wszystkich bohaterów, to co ich dotyczy, kształtuje, co im przeszkadza, co jest ich kwintesencją, jak i otoczenie, prowincję, degrengoladę i to wszystko od czego większość ludzi ucieka.
Plusem jest pojawiający się co jakiś czas przebłysk tak specyficznego dla autora poczucia humoru oraz fakt, iż jak się okaże, nie to jest w książce najważniejsze co się takowym czytelnikowi wydaje.
Mimo sporej objętości (książka liczy 850 stron) czyta się szybko. Żulczyk porywa, ale i zmusza do przemyśleń. Polecam choć nie ukrywam, nie wszystkim ta książka przypadnie do gustu.
Recenzja mojego męża.
Tym razem akcja rozgrywa się nie w Warszawie, a w niewielkim miasteczku o nazwie Zybork. Bohaterem jest typowy wytwór naszych czasów, młody 33-letni człowiek na przysłowiowym dorobku, który przez spory okres czasu odcinał kupony od krótkotrwałej i jednorazowej sławy. Ot typowy "słoik" (choć nie lubię tego określenia) A. D. 2016, któremu umiarkowanie się powiodło w stolicy, ba raczej w ogóle się nie powiodło.
Mikołaj do Zybroka przyjeżdża wraz z żoną Justyną, dziennikarką. Oboje uciekają przed stołecznymi problemami, m.in. przed koniecznością a zarazem także bezsensem szukania nowej pracy, przed drożyzną, kredytem we frankach i wieloma innymi sprawami. Ratunkiem ma być wynajęcie ich warszawskiego "frankowego" mieszkania, spłata z czynszu rat (żeby bank nie zajął) i emigracja na prowincję. Przyjazd do tego właśnie miasteczka nie był przypadkowy. Mikołaj tu dorastał, tu się wychował. Za sprawą tego powrotu zatoczył koło. Jak na tym wyjdzie? Czy faktycznie jest tak niemile widziany w rodzinnym miejscu?
Co takiego stało się w przeszłości? Co dzieje się teraz? A dzieje się, oj dzieje. W prowincjonalnym miasteczku mamy wszystko co najgorsze z bezsensem życia bez przyszłości oraz przestępczą prowincjonalną organizacją bandycką na czele. Do tego dochodzi koszmarek w postaci przeciętnego zyborskiego mieszkańca. W trakcie lektury ze szczęściem człowiek zauważa, że sam nie jest w Zyborku. Żulczyk ma dar plastycznego opisywania.
Na ile ważne będą kontakty z trudną rodziną, ojcem alkoholikiem ledwo dającym sobie radę z walką z nałogiem i trudnym (w szeroko rozumianym tego słowa znaczeniu) bratem?
Jaki wpływ na życie Mikołaja i jego żony będzie miała wszechobecna zła energia połączona z beznadzieją, marazmem i coraz większym zagrożeniem?
Książka bardzo podobna do Ślepnąc od świateł. Ten sam typ otoczenia, ta sama beznadziejność, momentami patologia, pustka, marazm i staczanie się. Czy zakończenie będzie również podobne?
Wzgórze psów to z jednej strony doskonała powieść społeczno-socjologiczna, z drugiej- bardzo dobry z mistrzowsko budowanym napięciem thriller, w którym nic nie jest oczywiste.
Żulczyk świetnie opisuje zarówno wszystkich bohaterów, to co ich dotyczy, kształtuje, co im przeszkadza, co jest ich kwintesencją, jak i otoczenie, prowincję, degrengoladę i to wszystko od czego większość ludzi ucieka.
Plusem jest pojawiający się co jakiś czas przebłysk tak specyficznego dla autora poczucia humoru oraz fakt, iż jak się okaże, nie to jest w książce najważniejsze co się takowym czytelnikowi wydaje.
Mimo sporej objętości (książka liczy 850 stron) czyta się szybko. Żulczyk porywa, ale i zmusza do przemyśleń. Polecam choć nie ukrywam, nie wszystkim ta książka przypadnie do gustu.
wtorek, 6 czerwca 2017
Stosik z wyprzedaży...
Dotarł do nas 2 dni temu i cieszy oko :) jak każda nowa książka i do tego w taaak korzystnej cenie. Ceny książek wahały się od 5,90zl. do 18.90 zł. za sztukę.
Najdroższy był Roderick Hudson, ale w normalnej cenie kosztowałby...59,90zł.
Od góry:
Jasper Jones, autor Craig Silvey
W małym australijskim miasteczku pewnego letniego wieczoru trzynastoletniego Charliego Bucktina wyciąga z domu miejscowy rozrabiaka Jasper Jones. Chłopcy odkrywają w buszu ciało nieżyjącej dziewczynki i postanawiają na własną rękę wykryć sprawcę potwornej zbrodni. Rozwój wypadków jest nieoczekiwany, wręcz szokujący…
Silvey z ogromną wrażliwością i wyczuciem kreśli postacie nastolatków, ich sprawy, przeżycia i pierwsze miłosne zauroczenia, a zarazem szczerze i dosadnie opisuje świat dorosłych, naznaczony dyskryminacją i rasizmem, w którym młodym ludziom przyszło dorastać i się z nim zmierzyć.
„Jasper Jones” konfrontuje cechy głęboko ludzkie z okrucieństwem i zakłamaniem, tak jak robili to Mark Twain, Harper Lee i Jerome David Salinger. To jedyne w swoim rodzaju połączenie „Zabić drozda” i „Buszującego w zbożu”.
Łza i morze, autor Marcin Nowak Lubecki
Nie ukrywam, iż do kupna zachęciła mnie...okładka. Kocham wszystko, co z Wenecją związane.
Jakie były dalsze losy Tadzia, bohatera Mannowskiej „Śmierci w Wenecji”?
W przewrotnym debiucie Marcina Nowaka Lubeckiego odnajdujemy go w rzeczywistości PRL-owskiej jako zaangażowanego politycznie literata, uznanego pisarza, prezesa Związku Literatów Polskich, sygnatariusza antydemokratycznych uchwał. W życiu prywatnym to stateczny mąż i ojciec, choć nie milkną plotki o jego homoseksualizmie.
Sprawa Tułajewa, autor Victor Serge
Rosja, czas Wielkiego Terroru. W kraju jest nędzna sytuacja gospodarcza: deficyt towarów, kolejki po żywność, bieda, biurokratyczna korupcja. Co więcej, panuje wszechobecny lęk o życie: ludzie tracą pracę, nie mogą wyjechać z kraju, są niewinnie aresztowani, niektórzy popełniają samobójstwa. Szukający sprawiedliwości Romaszkin kupuje na targu nielegalny rewolwer. Jednak nie jest w stanie go wykorzystać i oddaje go sąsiadowi Kostii. Ten pewnego dnia przypadkowo spotyka towarzysza Tułajewa, wysokiego urzędnika z Komitetu Centralnego. Obwiniając go o głód i nędzę, pod wpływem impulsu, zabija sprawcę masowych deportacji i czystek. Zabójstwo ważnego urzędnika jest okazją do eliminacji przeciwników politycznych Wodza. Rozpoczyna się śledztwo prowadzone na całym świecie od Moskwy, poprzez Barcelonę i Paryż do łagrów i więzień. Następują przesłuchania, oskarżenia, aresztowania, zeznania, tortury, procesy.
Victor Serge, bezpaństwowiec ścigany przez stalinowskich agentów, w swojej powieści dekonspiruje mechanizmy terroru w stalinowskiej Moskwie. Powieść składa się z 10 rozdziałów, w których przedstawiani są kolejni protagoniści. Brak głównego bohatera, zastąpiono głównym tematem, jakim są stalinowskie czystki, dokonywane po zabójstwie Tułajewa. Jest to powieść o państwie totalitarnym, która pokazuje jak radzili sobie z terrorem zwykli, szarzy ludzie.
Daisy Miller i inne opowiadania, autor Henry James
„Daisy Miller”, „Wychowanek”, „Łgarz” i „Bestia w dżungli” to cztery spośród ponad stu opowiadań w bogatym dorobku autora. Każde z nich to świat w miniaturze i literackie arcydzieło.
Daisy Miller, jedna z najsłynniejszych bohaterek Jamesa, to postać figlarna i pełna uroku, pozornie tylko próżna i powierzchowna. Swoją odwagą i buntem wobec snobistycznych postaw Europejczyków przełomu stulecia wyznacza drogę wielu bohaterkom literatury współczesnej i może uchodzić za prekursorkę nurtu feministycznego. „Wychowanek” przedstawia portret „światowych” ludzi o wygórowanych ambicjach, widziany przez pryzmat rozważań nauczyciela ich przedwcześnie dojrzałego syna. W „Łgarzu” znów na pierwszym planie mamy postać żeńską, jakże różną od śmiałej Daisy: to kobieta bez reszty zdemoralizowana miłością do męża, wymykająca się jednoznacznej ocenie, cyniczna w swej uległości, a może zakochana bez pamięci? „Bestia w dżungli” to rzecz o dobrowolnej samotności, rodzaj wewnętrznego monologu człowieka odciętego od rzeczywistości, który na rzecz urojonej katastrofy bezwiednie odtrąca to, co w życiu najistotniejsze.
Europejczycy, autor również Henry James
Henry James konfrontuje nowoczesnych, swobodnych obyczajowo Europejczyków z pozornie prowincjonalnymi, purytańskimi Amerykanami. Zderza dwie odmienne kultury, obserwując przy tym, czy w podobnym połączeniu można odnaleźć szczęście. „Europejczycy” to pełna kunsztu powieść o różnicach i inności.
Roderick Hudson, czyli Henry James po raz 3.
Rowland Mallet, zamożny bostoński kawaler i koneser, jedzie w odwiedziny do swojej kuzynki Cecilii, u której poznaje Rodericka Hudsona, młodego, przystojnego studenta prawa, w wolnym czasie trudniącego się rzeźbiarstwem. Mallet – wielbiciel sztuki, sam pozbawiony talentu, nad czym ubolewa – dostrzega szansę, aby pomóc w spełnieniu ambicji Roderica. Proponuje mu zaliczkę na poczet przyszłych zleceń i wspólny dwuletni wyjazd do Rzymu: wierzy, że tam, w otoczeniu zabytków, chłopak będzie miał szansę rozwinąć swój talent i zaistnieć w świecie sztuki. Po trudnych początkach jego nadzieje się spełniają: artystyczna kariera Rodericka nabiera rozmachu, a on sam zyskuje coraz większą sławę, budzi kontrowersje i staje się sensacją. Któregoś dnia na swoje nieszczęście zakochuje się w nieosiągalnej kobiecie i traci natchnienie. Mallet próbuje ratować przyjaciela za wszelką cenę...
I kilka taniutkich acz zapowiadających wielką ucztę literacką, pozycji z Wyd. Smak Słowa:
Sezon migracji na Północ, autor At-Tajjib Salih
Kiedy młody mężczyzna wraca po wielu latach studiów do swojej rodzinnej wioski w Sudanie, odkrywa, że wśród znanych twarzy jest ktoś zupełnie obcy - enigmatyczna postać Mustafa Sa'id. Mężczyźni szybko się zaprzyjaźniają i Mustafa opowiada młodszemu koledze poruszającą historię swojego życia podczas pobytu w Londynie lat dwudziestych, tuż po I wojnie światowej.
Rozrywany towarzysko i pożądany przez kobiety jako egzotyczna błyskotka, Mustafa dokonał brutalnego rewanżu na dekadenckim Zachodzie i został w odwecie przezeń zniszczony.
Powieść ukazała się po raz pierwszy w 1966 i wywołała prawdziwą burzę w środowisku arabskim. W Egipcie umieszczono ją na indeksie i objęto zakazem druku na prawie 30 lat (utwór uznano za bluźnierczy i pornograficzny), w krajach Zatoki Perskiej i w Sudanie zakaz nadal jest utrzymywany. Mimo wszelkich tych kontrowersji w 2001 roku "Sezon migracji na Północ" został uznany przez Akademię Literatury Arabskiej w Damaszku za najważniejszą powieść arabską XX wieku.
Powieść przetłumaczono na ponad 20 języków. Rozeszła się ona po świecie w milionach egzemplarzy.
Tego samego autora kolejna książka Wesele Zajna
Ta krótka powieść uznawana jest przez wielu za najwybitniejszą w twórczości At-Tajjiba Saliha. Zaliczana do nurtu sudańskiego realizmu magicznego przedstawia w ciepły, liryczny sposób codzienne życie, wierzenia, obyczaje, pracę i rozrywki mieszkańców małej sudańskiej wioski. Tytułowy bohater, Zajn, jest odmieńcem, będącym przedmiotem żartów swoich sąsiadów i znajomych, głównie z powodu swego kochliwego usposobienia – zakochuje się często, lecz bez wzajemności, zawsze w najpiękniejszych dziewczętach. Plotki o jego weselu poruszają wszystkich mieszkańców wioski, każdego jednak z innych powodów...
Noc profesora Andersena, autor Dag Solstad
Powieść „Noc profesora Andersena” jest uważana za jedną z najlepszych w twórczości Solstada. Podejmuje niezwykle ważną problematykę tożsamości człowieka we współczesnym świecie. Jest to także fascynujące studium człowieka, uwikłanego w skomplikowaną relację, rodzaj psychologicznej gry, która wyzwala w nim zaskakujące dla niego samego myśli i działania. Dobro i zło znajdują się niepokojąco blisko siebie…
Pål Andersen, 55-letni profesor literatury i zdeklarowany ateista, spędza samotnie Wigilię w swoim mieszkaniu w Oslo. Uważa się za człowieka, który wie, kim jest i zna swoje miejsce w świecie. Ale tej nocy przekonania Andersena zostają wystawione na próbę. Obserwując przez okno budynek naprzeciwko, staje się przypadkowym świadkiem morderstwa: na jego oczach młoda, nieznana mu kobieta zostaje uduszona przez obcego mężczyznę. Profesor Andersen w pierwszym odruchu sięga po telefon, żeby zadzwonić na policję. Z powodów, których nie do końca sobie uświadamia, czuje jednak, że nie może tego zrobić i odkłada słuchawkę. Zamiast zgłosić zajście, zaczyna potajemnie obserwować mordercę. Z czasem coraz bardziej uzależnia się od obserwacji i obserwowanego.
W kraju mężczyzn, autor Hisham Matar
Dziewięcioletni Sulejman zaczyna powoli dorastać i uświadamiać sobie, że poza beztroskimi zabawami i objęciami kochających rodziców istnieje jeszcze inny świat. Kiedy jego ojciec wyjeżdża w interesach, na czas swojej nieobecności mianuje syna głową rodziny. Przypadkowo Sulejman odkrywa jednak, że ojciec wcale nie wyjechał… Nagle szeroki, dopiero poznawany świat dorosłych staje się przerażającym miejscem, w którym nawet rodzice kłamią, a najważniejsze pytania pozostają bez odpowiedzi.
Zaniepokojony dziwną nieobecnością ojca Sulejman zwraca się ku matce, która pod osłoną nocy powierza mu tajemną historię swojego dzieciństwa. W miarę opowieści kłamstwa i lęki przybierają na sile, a ściany domu Sulejmana zdają się niemalże pękać pod naporem skrywanych w nim tajemnic.
Miasta soli. Zagubieni, autor Abdulrahman Munif
„Miasta soli. Zagubieni” to pierwsza część cyklu Miasta soli, pisanego przez Munifa w latach osiemdziesiątych. To monumentalne dzieło, składające się z pięciu części i liczące ponad 2500 stron, jest krytycznym spojrzeniem na arabskie społeczeństwo, dającym obraz jego głębokiej przebudowy od czasów plemiennych po odkrycie ropy i inwazję Zachodu, oraz ukazującym negatywny wpływ, jaki to zderzenie cywilizacji wywarło na tradycyjną kulturę arabską. Kreśląc historię świata arabskiego, Munif dowodzi , że Arabowie są ofiarami ucisku, wykorzystywania i niesprawiedliwości ze strony cywilizacji zachodniej. Odkrycie ropy zapewniło bogactwo elitom, podczas gdy większość nadal cierpi niedostatek oraz jest prześladowana politycznie.
Pierwsza część, „Miasta soli. Zagubieni” obejmuje lata 1933/1953. W małej, żyjącej na pustyni społeczności Beduinów odkryte zostają złoża ropy naftowej, co powoduje nagły przypływ zainteresowanych intratnym przedsięwzięciem cudzoziemców. Między Beduinami a przybyszami z Zachodu dochodzi do konfliktów na tle kulturowym.
Miejsce akcji nie jest bliżej określone, co przesądza o spojrzeniu na żyjących w nim mieszkańców jako na członków całej, wielkiej wspólnoty Arabów, bez podziału na narodowości.
Munifa często określa się mianem twórcy nowego gatunku literackiego – powieści odzwierciedlającej społeczne, polityczne i gospodarcze problemy współczesnego społeczeństwa arabskiego. Wierzył, że słowo może stać się skutecznym narzędziem do zmian, a literaturę traktował jako środek do zwiększania świadomości i wrażliwości społecznej. Jest to także próba przedstawienia historii tej części świata oczami tubylca, podyktowana chęcią zaprezentowania szerszym kręgom prawdziwego oblicza inwazji cywilizacji Zachodu na kulturę arabską. Ropa naftowa, zdaniem Munifa, razem z dyktaturą polityczną przyczyniła się bowiem do upadku, dezorientacji i cierpienia społeczeństwa arabskiego w jego poszukiwaniu drogi do nowoczesności.
Najdroższy był Roderick Hudson, ale w normalnej cenie kosztowałby...59,90zł.
Od góry:
Jasper Jones, autor Craig Silvey
W małym australijskim miasteczku pewnego letniego wieczoru trzynastoletniego Charliego Bucktina wyciąga z domu miejscowy rozrabiaka Jasper Jones. Chłopcy odkrywają w buszu ciało nieżyjącej dziewczynki i postanawiają na własną rękę wykryć sprawcę potwornej zbrodni. Rozwój wypadków jest nieoczekiwany, wręcz szokujący…
Silvey z ogromną wrażliwością i wyczuciem kreśli postacie nastolatków, ich sprawy, przeżycia i pierwsze miłosne zauroczenia, a zarazem szczerze i dosadnie opisuje świat dorosłych, naznaczony dyskryminacją i rasizmem, w którym młodym ludziom przyszło dorastać i się z nim zmierzyć.
„Jasper Jones” konfrontuje cechy głęboko ludzkie z okrucieństwem i zakłamaniem, tak jak robili to Mark Twain, Harper Lee i Jerome David Salinger. To jedyne w swoim rodzaju połączenie „Zabić drozda” i „Buszującego w zbożu”.
Łza i morze, autor Marcin Nowak Lubecki
Nie ukrywam, iż do kupna zachęciła mnie...okładka. Kocham wszystko, co z Wenecją związane.
Jakie były dalsze losy Tadzia, bohatera Mannowskiej „Śmierci w Wenecji”?
W przewrotnym debiucie Marcina Nowaka Lubeckiego odnajdujemy go w rzeczywistości PRL-owskiej jako zaangażowanego politycznie literata, uznanego pisarza, prezesa Związku Literatów Polskich, sygnatariusza antydemokratycznych uchwał. W życiu prywatnym to stateczny mąż i ojciec, choć nie milkną plotki o jego homoseksualizmie.
Sprawa Tułajewa, autor Victor Serge
Rosja, czas Wielkiego Terroru. W kraju jest nędzna sytuacja gospodarcza: deficyt towarów, kolejki po żywność, bieda, biurokratyczna korupcja. Co więcej, panuje wszechobecny lęk o życie: ludzie tracą pracę, nie mogą wyjechać z kraju, są niewinnie aresztowani, niektórzy popełniają samobójstwa. Szukający sprawiedliwości Romaszkin kupuje na targu nielegalny rewolwer. Jednak nie jest w stanie go wykorzystać i oddaje go sąsiadowi Kostii. Ten pewnego dnia przypadkowo spotyka towarzysza Tułajewa, wysokiego urzędnika z Komitetu Centralnego. Obwiniając go o głód i nędzę, pod wpływem impulsu, zabija sprawcę masowych deportacji i czystek. Zabójstwo ważnego urzędnika jest okazją do eliminacji przeciwników politycznych Wodza. Rozpoczyna się śledztwo prowadzone na całym świecie od Moskwy, poprzez Barcelonę i Paryż do łagrów i więzień. Następują przesłuchania, oskarżenia, aresztowania, zeznania, tortury, procesy.
Victor Serge, bezpaństwowiec ścigany przez stalinowskich agentów, w swojej powieści dekonspiruje mechanizmy terroru w stalinowskiej Moskwie. Powieść składa się z 10 rozdziałów, w których przedstawiani są kolejni protagoniści. Brak głównego bohatera, zastąpiono głównym tematem, jakim są stalinowskie czystki, dokonywane po zabójstwie Tułajewa. Jest to powieść o państwie totalitarnym, która pokazuje jak radzili sobie z terrorem zwykli, szarzy ludzie.
Daisy Miller i inne opowiadania, autor Henry James
„Daisy Miller”, „Wychowanek”, „Łgarz” i „Bestia w dżungli” to cztery spośród ponad stu opowiadań w bogatym dorobku autora. Każde z nich to świat w miniaturze i literackie arcydzieło.
Daisy Miller, jedna z najsłynniejszych bohaterek Jamesa, to postać figlarna i pełna uroku, pozornie tylko próżna i powierzchowna. Swoją odwagą i buntem wobec snobistycznych postaw Europejczyków przełomu stulecia wyznacza drogę wielu bohaterkom literatury współczesnej i może uchodzić za prekursorkę nurtu feministycznego. „Wychowanek” przedstawia portret „światowych” ludzi o wygórowanych ambicjach, widziany przez pryzmat rozważań nauczyciela ich przedwcześnie dojrzałego syna. W „Łgarzu” znów na pierwszym planie mamy postać żeńską, jakże różną od śmiałej Daisy: to kobieta bez reszty zdemoralizowana miłością do męża, wymykająca się jednoznacznej ocenie, cyniczna w swej uległości, a może zakochana bez pamięci? „Bestia w dżungli” to rzecz o dobrowolnej samotności, rodzaj wewnętrznego monologu człowieka odciętego od rzeczywistości, który na rzecz urojonej katastrofy bezwiednie odtrąca to, co w życiu najistotniejsze.
Europejczycy, autor również Henry James
Henry James konfrontuje nowoczesnych, swobodnych obyczajowo Europejczyków z pozornie prowincjonalnymi, purytańskimi Amerykanami. Zderza dwie odmienne kultury, obserwując przy tym, czy w podobnym połączeniu można odnaleźć szczęście. „Europejczycy” to pełna kunsztu powieść o różnicach i inności.
Roderick Hudson, czyli Henry James po raz 3.
Rowland Mallet, zamożny bostoński kawaler i koneser, jedzie w odwiedziny do swojej kuzynki Cecilii, u której poznaje Rodericka Hudsona, młodego, przystojnego studenta prawa, w wolnym czasie trudniącego się rzeźbiarstwem. Mallet – wielbiciel sztuki, sam pozbawiony talentu, nad czym ubolewa – dostrzega szansę, aby pomóc w spełnieniu ambicji Roderica. Proponuje mu zaliczkę na poczet przyszłych zleceń i wspólny dwuletni wyjazd do Rzymu: wierzy, że tam, w otoczeniu zabytków, chłopak będzie miał szansę rozwinąć swój talent i zaistnieć w świecie sztuki. Po trudnych początkach jego nadzieje się spełniają: artystyczna kariera Rodericka nabiera rozmachu, a on sam zyskuje coraz większą sławę, budzi kontrowersje i staje się sensacją. Któregoś dnia na swoje nieszczęście zakochuje się w nieosiągalnej kobiecie i traci natchnienie. Mallet próbuje ratować przyjaciela za wszelką cenę...
I kilka taniutkich acz zapowiadających wielką ucztę literacką, pozycji z Wyd. Smak Słowa:
Sezon migracji na Północ, autor At-Tajjib Salih
Kiedy młody mężczyzna wraca po wielu latach studiów do swojej rodzinnej wioski w Sudanie, odkrywa, że wśród znanych twarzy jest ktoś zupełnie obcy - enigmatyczna postać Mustafa Sa'id. Mężczyźni szybko się zaprzyjaźniają i Mustafa opowiada młodszemu koledze poruszającą historię swojego życia podczas pobytu w Londynie lat dwudziestych, tuż po I wojnie światowej.
Rozrywany towarzysko i pożądany przez kobiety jako egzotyczna błyskotka, Mustafa dokonał brutalnego rewanżu na dekadenckim Zachodzie i został w odwecie przezeń zniszczony.
Powieść ukazała się po raz pierwszy w 1966 i wywołała prawdziwą burzę w środowisku arabskim. W Egipcie umieszczono ją na indeksie i objęto zakazem druku na prawie 30 lat (utwór uznano za bluźnierczy i pornograficzny), w krajach Zatoki Perskiej i w Sudanie zakaz nadal jest utrzymywany. Mimo wszelkich tych kontrowersji w 2001 roku "Sezon migracji na Północ" został uznany przez Akademię Literatury Arabskiej w Damaszku za najważniejszą powieść arabską XX wieku.
Powieść przetłumaczono na ponad 20 języków. Rozeszła się ona po świecie w milionach egzemplarzy.
Tego samego autora kolejna książka Wesele Zajna
Ta krótka powieść uznawana jest przez wielu za najwybitniejszą w twórczości At-Tajjiba Saliha. Zaliczana do nurtu sudańskiego realizmu magicznego przedstawia w ciepły, liryczny sposób codzienne życie, wierzenia, obyczaje, pracę i rozrywki mieszkańców małej sudańskiej wioski. Tytułowy bohater, Zajn, jest odmieńcem, będącym przedmiotem żartów swoich sąsiadów i znajomych, głównie z powodu swego kochliwego usposobienia – zakochuje się często, lecz bez wzajemności, zawsze w najpiękniejszych dziewczętach. Plotki o jego weselu poruszają wszystkich mieszkańców wioski, każdego jednak z innych powodów...
Noc profesora Andersena, autor Dag Solstad
Powieść „Noc profesora Andersena” jest uważana za jedną z najlepszych w twórczości Solstada. Podejmuje niezwykle ważną problematykę tożsamości człowieka we współczesnym świecie. Jest to także fascynujące studium człowieka, uwikłanego w skomplikowaną relację, rodzaj psychologicznej gry, która wyzwala w nim zaskakujące dla niego samego myśli i działania. Dobro i zło znajdują się niepokojąco blisko siebie…
Pål Andersen, 55-letni profesor literatury i zdeklarowany ateista, spędza samotnie Wigilię w swoim mieszkaniu w Oslo. Uważa się za człowieka, który wie, kim jest i zna swoje miejsce w świecie. Ale tej nocy przekonania Andersena zostają wystawione na próbę. Obserwując przez okno budynek naprzeciwko, staje się przypadkowym świadkiem morderstwa: na jego oczach młoda, nieznana mu kobieta zostaje uduszona przez obcego mężczyznę. Profesor Andersen w pierwszym odruchu sięga po telefon, żeby zadzwonić na policję. Z powodów, których nie do końca sobie uświadamia, czuje jednak, że nie może tego zrobić i odkłada słuchawkę. Zamiast zgłosić zajście, zaczyna potajemnie obserwować mordercę. Z czasem coraz bardziej uzależnia się od obserwacji i obserwowanego.
W kraju mężczyzn, autor Hisham Matar
Dziewięcioletni Sulejman zaczyna powoli dorastać i uświadamiać sobie, że poza beztroskimi zabawami i objęciami kochających rodziców istnieje jeszcze inny świat. Kiedy jego ojciec wyjeżdża w interesach, na czas swojej nieobecności mianuje syna głową rodziny. Przypadkowo Sulejman odkrywa jednak, że ojciec wcale nie wyjechał… Nagle szeroki, dopiero poznawany świat dorosłych staje się przerażającym miejscem, w którym nawet rodzice kłamią, a najważniejsze pytania pozostają bez odpowiedzi.
Zaniepokojony dziwną nieobecnością ojca Sulejman zwraca się ku matce, która pod osłoną nocy powierza mu tajemną historię swojego dzieciństwa. W miarę opowieści kłamstwa i lęki przybierają na sile, a ściany domu Sulejmana zdają się niemalże pękać pod naporem skrywanych w nim tajemnic.
Miasta soli. Zagubieni, autor Abdulrahman Munif
„Miasta soli. Zagubieni” to pierwsza część cyklu Miasta soli, pisanego przez Munifa w latach osiemdziesiątych. To monumentalne dzieło, składające się z pięciu części i liczące ponad 2500 stron, jest krytycznym spojrzeniem na arabskie społeczeństwo, dającym obraz jego głębokiej przebudowy od czasów plemiennych po odkrycie ropy i inwazję Zachodu, oraz ukazującym negatywny wpływ, jaki to zderzenie cywilizacji wywarło na tradycyjną kulturę arabską. Kreśląc historię świata arabskiego, Munif dowodzi , że Arabowie są ofiarami ucisku, wykorzystywania i niesprawiedliwości ze strony cywilizacji zachodniej. Odkrycie ropy zapewniło bogactwo elitom, podczas gdy większość nadal cierpi niedostatek oraz jest prześladowana politycznie.
Pierwsza część, „Miasta soli. Zagubieni” obejmuje lata 1933/1953. W małej, żyjącej na pustyni społeczności Beduinów odkryte zostają złoża ropy naftowej, co powoduje nagły przypływ zainteresowanych intratnym przedsięwzięciem cudzoziemców. Między Beduinami a przybyszami z Zachodu dochodzi do konfliktów na tle kulturowym.
Miejsce akcji nie jest bliżej określone, co przesądza o spojrzeniu na żyjących w nim mieszkańców jako na członków całej, wielkiej wspólnoty Arabów, bez podziału na narodowości.
Munifa często określa się mianem twórcy nowego gatunku literackiego – powieści odzwierciedlającej społeczne, polityczne i gospodarcze problemy współczesnego społeczeństwa arabskiego. Wierzył, że słowo może stać się skutecznym narzędziem do zmian, a literaturę traktował jako środek do zwiększania świadomości i wrażliwości społecznej. Jest to także próba przedstawienia historii tej części świata oczami tubylca, podyktowana chęcią zaprezentowania szerszym kręgom prawdziwego oblicza inwazji cywilizacji Zachodu na kulturę arabską. Ropa naftowa, zdaniem Munifa, razem z dyktaturą polityczną przyczyniła się bowiem do upadku, dezorientacji i cierpienia społeczeństwa arabskiego w jego poszukiwaniu drogi do nowoczesności.
poniedziałek, 5 czerwca 2017
Małe wielkie rzeczy - Jodi Picoult
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Kolejna rewelacyjna książka z serii Kobiety to czytają. Nigdy się na tej serii nie zawiodłam. Różni autorzy, różna tematyka, a i tak książki zawsze zachwycają.
Jodi Picoult (autorka Małych wielkich rzeczy) zawsze w swoich książkach porusza sprawy ważne, takie, o których powinno się mówić, jak najwięcej, takie które wpływają na miliony ludzi na całym świecie.
Nie inaczej jest z tą książką.
Tym razem pisarka porusza kwestię rasizmu. Główną bohaterką jest Ruth, położna z wieloletnim stażem, lubiana, ceniona, Afroamerykanka, która nagle zostaje oskarżona o zabójstwo noworodka. Dziecko umiera po rutynowym zdawałoby się zabiegu. Okropne prawda?!
Nikogo nie interesuje to co Ruth ma do powiedzenia, jak było, jaką opinię ma kobieta. Istotnymi są tylko kolory skóry, pochodzenie obu stron. Ruth nie może liczyć na pomoc pracodawcy. Wręcz odwrotnie. Szpital, w którym przepracowała tyle lat czyni z niej kozła ofiarnego.
Jedyną osobą, która staje po jej stronie jest biała prawniczka, która za sprawą Ruth doświadcza zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Życie obu kobiet wywraca się do góry nogami. A to dopiero początek.
Książka bardzo dobra, napisana w tak charakterystyczny dla Picoult sposób. Nie ukrywam, iż od lektury trudno było mi się oderwać i w jej trakcie wylałam całe morze łez. Jestem przekonana, iż was także poruszy los bohaterów tej opowieści. Piszę bohaterów, ponieważ są nimi nie tylko Ruth i jej adwokatka. Bohaterami jest o wiele więcej osób, jest nimi całe nasze społeczeństwo. Na przykładzie Ruth i jej otoczenia Picoult ukazała nas samych. Nie jest to pochlebny obraz. Wydaje nam się (mnie, tobie), iż jesteśmy tolerancyjni, a wobec osób innej rasy, narodowości zachowujemy się normalnie. Tak sądzimy. Ba, jesteśmy tego pewni. Ta książka udowodni, że to tylko pozory.
Male wielkie rzeczy to doskonała i bardzo potrzebna książka. To ważny głos w XXI wieku, gdy z jednej strony zdawałoby się, iż czasy segregacji rasowej, rasizmu odeszły wraz z innymi koszmarnymi rzeczami w XX wieku. Z drugiej jednak strony, jak pokazuje ta lektura, te podziały są nadal bardzo silne. W dobie rzeszy uchodźców, niepokojów na świecie i wręcz konieczności współistnienia ludzi różnych nacji i kultur, trzeba walczyć z uprzedzeniami, rasizmem tak mocno, jak się da, także przy pomocy literatury.
Kolejna rewelacyjna książka z serii Kobiety to czytają. Nigdy się na tej serii nie zawiodłam. Różni autorzy, różna tematyka, a i tak książki zawsze zachwycają.
Jodi Picoult (autorka Małych wielkich rzeczy) zawsze w swoich książkach porusza sprawy ważne, takie, o których powinno się mówić, jak najwięcej, takie które wpływają na miliony ludzi na całym świecie.
Nie inaczej jest z tą książką.
Tym razem pisarka porusza kwestię rasizmu. Główną bohaterką jest Ruth, położna z wieloletnim stażem, lubiana, ceniona, Afroamerykanka, która nagle zostaje oskarżona o zabójstwo noworodka. Dziecko umiera po rutynowym zdawałoby się zabiegu. Okropne prawda?!
Nikogo nie interesuje to co Ruth ma do powiedzenia, jak było, jaką opinię ma kobieta. Istotnymi są tylko kolory skóry, pochodzenie obu stron. Ruth nie może liczyć na pomoc pracodawcy. Wręcz odwrotnie. Szpital, w którym przepracowała tyle lat czyni z niej kozła ofiarnego.
Jedyną osobą, która staje po jej stronie jest biała prawniczka, która za sprawą Ruth doświadcza zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Życie obu kobiet wywraca się do góry nogami. A to dopiero początek.
Książka bardzo dobra, napisana w tak charakterystyczny dla Picoult sposób. Nie ukrywam, iż od lektury trudno było mi się oderwać i w jej trakcie wylałam całe morze łez. Jestem przekonana, iż was także poruszy los bohaterów tej opowieści. Piszę bohaterów, ponieważ są nimi nie tylko Ruth i jej adwokatka. Bohaterami jest o wiele więcej osób, jest nimi całe nasze społeczeństwo. Na przykładzie Ruth i jej otoczenia Picoult ukazała nas samych. Nie jest to pochlebny obraz. Wydaje nam się (mnie, tobie), iż jesteśmy tolerancyjni, a wobec osób innej rasy, narodowości zachowujemy się normalnie. Tak sądzimy. Ba, jesteśmy tego pewni. Ta książka udowodni, że to tylko pozory.
Male wielkie rzeczy to doskonała i bardzo potrzebna książka. To ważny głos w XXI wieku, gdy z jednej strony zdawałoby się, iż czasy segregacji rasowej, rasizmu odeszły wraz z innymi koszmarnymi rzeczami w XX wieku. Z drugiej jednak strony, jak pokazuje ta lektura, te podziały są nadal bardzo silne. W dobie rzeszy uchodźców, niepokojów na świecie i wręcz konieczności współistnienia ludzi różnych nacji i kultur, trzeba walczyć z uprzedzeniami, rasizmem tak mocno, jak się da, także przy pomocy literatury.
Inwigilacja - Remigiusz Mróz
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5,5/6
Inwigilacja to 5. tom rewelacyjnej serii, którą roboczo nazywam Chyłka& Zordon.
Twórczość Mroza wzbudza różnorodne opinie od uwielbienia po niechęć i strach, iż autor nagle wyskoczy nagle z lodówki :). Ja znajduję się blisko uwielbienia, choć potrafię dostrzec pewne wady konkretnych książek ...no tak mi się przynajmniej wydaje.
Jedyna seria książek tego autora, która nie przypadła mi do gustu to trylogia z komisarzem Forstem. Doczytałam do połowy 2. tomu i dałam sobie spokój.
Chyłka& Zordon to inna sprawa :)
Bohaterami jest dwoje prawników - aplikant adwokacki Kordian o wdzięcznej ksywie Zordan i jego o x lat starsza patronka Joanna od nazwiska przez wszystkich zwana czule Chyłką. Oboje niezwykle przypadli mi do gustu, a Chyłka w szczególności. Kobieta torpeda, z niewyparzonym językiem, jadąca chyba na turbo doładowaniach (albo to efekt zjadania gigantycznych porcji krwistego mięsa). Polubiłam ją niezmiernie i wiernie jej kibicuję.
Z tego powodu zakończenie Inwigilacji wzbudziło we mnie złość. Zła jestem na autora. Mam nadzieję, że jakoś sensownie z tego wybrnie w 6. tomie. I do tego ta biedna iks piąteczka :(.
Nic więcej nie zdradzę, nie chcę spojlerować. Napiszę tylko, że Mróz czerpie pełnymi garściami z otaczającej nas, coraz bardziej chorej rzeczywistości. Na tym co się dzieje wokół nas w Polsce bazuje w każdym tomie. Dlatego też książki są do bólu prawdziwe. Patrząc w koło..tematów do kolejnych części serii długo mu jeszcze nie zabraknie. Niestety.
W Inwigilacji kolejny raz Chyłka i Zordan dostają do poprowadzenia sprawę z pozoru oczywistą i z pozoru niemożliwą do wygrania. Nie zdradzę tego jak potoczą się losy klienta moich ulubionych prawników. Napiszę tylko, iż to kropla w morzu problemów, które na nich czyhają. Akcja ponownie pędzi, jak szalona i mimo sporej objętości Inwigilację czyta się błyskawicznie.
To tyle..aha, oczywiście gorąco polecam :) I proszę autora, niech no Chyłka w kolejnym tomie ma się dobrze, niech wyjdzie z tej opresji cało, będzie dobrą matką (choć fakt, niestandardową) i niech nikt nie podniesie ręki na iks kolejną.
Inwigilacja to 5. tom rewelacyjnej serii, którą roboczo nazywam Chyłka& Zordon.
Twórczość Mroza wzbudza różnorodne opinie od uwielbienia po niechęć i strach, iż autor nagle wyskoczy nagle z lodówki :). Ja znajduję się blisko uwielbienia, choć potrafię dostrzec pewne wady konkretnych książek ...no tak mi się przynajmniej wydaje.
Jedyna seria książek tego autora, która nie przypadła mi do gustu to trylogia z komisarzem Forstem. Doczytałam do połowy 2. tomu i dałam sobie spokój.
Chyłka& Zordon to inna sprawa :)
Bohaterami jest dwoje prawników - aplikant adwokacki Kordian o wdzięcznej ksywie Zordan i jego o x lat starsza patronka Joanna od nazwiska przez wszystkich zwana czule Chyłką. Oboje niezwykle przypadli mi do gustu, a Chyłka w szczególności. Kobieta torpeda, z niewyparzonym językiem, jadąca chyba na turbo doładowaniach (albo to efekt zjadania gigantycznych porcji krwistego mięsa). Polubiłam ją niezmiernie i wiernie jej kibicuję.
Z tego powodu zakończenie Inwigilacji wzbudziło we mnie złość. Zła jestem na autora. Mam nadzieję, że jakoś sensownie z tego wybrnie w 6. tomie. I do tego ta biedna iks piąteczka :(.
Nic więcej nie zdradzę, nie chcę spojlerować. Napiszę tylko, że Mróz czerpie pełnymi garściami z otaczającej nas, coraz bardziej chorej rzeczywistości. Na tym co się dzieje wokół nas w Polsce bazuje w każdym tomie. Dlatego też książki są do bólu prawdziwe. Patrząc w koło..tematów do kolejnych części serii długo mu jeszcze nie zabraknie. Niestety.
W Inwigilacji kolejny raz Chyłka i Zordan dostają do poprowadzenia sprawę z pozoru oczywistą i z pozoru niemożliwą do wygrania. Nie zdradzę tego jak potoczą się losy klienta moich ulubionych prawników. Napiszę tylko, iż to kropla w morzu problemów, które na nich czyhają. Akcja ponownie pędzi, jak szalona i mimo sporej objętości Inwigilację czyta się błyskawicznie.
To tyle..aha, oczywiście gorąco polecam :) I proszę autora, niech no Chyłka w kolejnym tomie ma się dobrze, niech wyjdzie z tej opresji cało, będzie dobrą matką (choć fakt, niestandardową) i niech nikt nie podniesie ręki na iks kolejną.
czwartek, 1 czerwca 2017
Pamiętniki z pobytu na Syberii. Część I i II - Rufin Piotrowski
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.
Pamiętniki z pobytu na Syberii w niezwykły sposób opowiadają losy polskiego zesłańca na Sybir, byłego uczestnika powstania listopadowego. Są na równie bardzo ważnym dokumentem socjologiczno-historycznym, jak i doskonałą lekturą, która bawi, porywa, zadziwia.
Książka opowiada o drodze, jaką Piotrowski przebył zanim dostał się na Sybir, o walce, o tułaczce, o pobycie w Paryżu, o chęci dalszej walki, o tym co z tego wynikło, czyli także pobycie w Kamieńcu Podolskim, schwytaniu przez carskie władze i wielu innych sprawach.
Wspomnienia Piotrowskiego są niezwykle ciekawe, zręcznie napisane. Całość w wielu miejscach przypomina powieść łotrzykowską. Często w trakcie lektury zapominałem, iż autor opowiada prawdziwe losy, swoje losy.
Oprócz "walorów rozrywkowych" (jeżeli można je tak określić) mocna storna wspomnień są kwestie dokumentalne, historyczno-poznawcze. Autor bardzo dużo uwagi poświęca otoczeniu, ludziom, budynkom, drogom, życiu codziennemu, nadziei przepełniającej Polaków, ale także dyktaturze carskiej gnębiącej Rosjan i wielu innym aspektom. Część opisów jest bardzo szczegółowa i plastyczna. Czyni to lekturę jeszcze bardziej ciekawą.
Dzięki tak szczegółowym opisom mamy okazję poznać Polaków na emigracji, paryską Polonię oraz życie w carskiej Rosji. Z tych opowieści Piotrowskiego wyłaniają się zadziwiające obrazy częstokroć stojące w sprzeczności z tym co my mamy zakodowane czy na temat Polaków w Paryżu po powstaniu listopadowym, czy na temat carskiej Rosji. Warto przeczytać.
Cała opowieść Piotrowskiego zdumiewa zarówno różnorodnością doznań, które stały się jego udziałem, jak i tym, ile w stosunkowo krótkim czasie przeżył bohater.
Polecam. Doskonała pozycja.
Recenzja mojego męża.
Pamiętniki z pobytu na Syberii w niezwykły sposób opowiadają losy polskiego zesłańca na Sybir, byłego uczestnika powstania listopadowego. Są na równie bardzo ważnym dokumentem socjologiczno-historycznym, jak i doskonałą lekturą, która bawi, porywa, zadziwia.
Książka opowiada o drodze, jaką Piotrowski przebył zanim dostał się na Sybir, o walce, o tułaczce, o pobycie w Paryżu, o chęci dalszej walki, o tym co z tego wynikło, czyli także pobycie w Kamieńcu Podolskim, schwytaniu przez carskie władze i wielu innych sprawach.
Wspomnienia Piotrowskiego są niezwykle ciekawe, zręcznie napisane. Całość w wielu miejscach przypomina powieść łotrzykowską. Często w trakcie lektury zapominałem, iż autor opowiada prawdziwe losy, swoje losy.
Oprócz "walorów rozrywkowych" (jeżeli można je tak określić) mocna storna wspomnień są kwestie dokumentalne, historyczno-poznawcze. Autor bardzo dużo uwagi poświęca otoczeniu, ludziom, budynkom, drogom, życiu codziennemu, nadziei przepełniającej Polaków, ale także dyktaturze carskiej gnębiącej Rosjan i wielu innym aspektom. Część opisów jest bardzo szczegółowa i plastyczna. Czyni to lekturę jeszcze bardziej ciekawą.
Dzięki tak szczegółowym opisom mamy okazję poznać Polaków na emigracji, paryską Polonię oraz życie w carskiej Rosji. Z tych opowieści Piotrowskiego wyłaniają się zadziwiające obrazy częstokroć stojące w sprzeczności z tym co my mamy zakodowane czy na temat Polaków w Paryżu po powstaniu listopadowym, czy na temat carskiej Rosji. Warto przeczytać.
Cała opowieść Piotrowskiego zdumiewa zarówno różnorodnością doznań, które stały się jego udziałem, jak i tym, ile w stosunkowo krótkim czasie przeżył bohater.
Polecam. Doskonała pozycja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)