czwartek, 30 listopada 2017

Żony dżihadystów - Matthieu Suc

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
Nazywają się Izzana, Diane, Sumja i dzieliły życie z terrorystami. W zasadzie o kobietach, żonach, partnerkach dżihadystów, terrorystów nie mówi się, albo bardzo zdawkowo. Suc postanowił to zmienić. Zrobił to analizując nagrania z podsłuchów, zeznania i niepublikowane dotąd relacje.
Zadziwia najbardziej fakt, iż trzy główne bohaterki to Europejki, ba Francuzki, nawrócone na islam, dwie z nich pochodzą nawet z najwyższej francuskiej arystokracji. I takie kobiety zmieniają całe swoje życie, przechodzą na islam, dają się zakryć nikabem, wierzą, pomagają, ułatwiają dokonywanie zamachów, a uczuciem darzą żyjących obok nich zabójców. Nie rozumiem tego. Trzeba mieć naprawdę coś z głową, żeby dać się tak omamić, tak zmienić, przejść na złą stronę.

Jednak jak się okazuje w trakcie lektury, nic nie jest jednoznaczne, czarne albo białe. Z opowieści, które zebrał i przeanalizował autor książki wyłania się różnorodny obraz kobiet, pobudek, przyczyn, uczuć. Czy jednak można znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie dla bycia przy człowieku, który zabił x osób? Czy można być tak ślepą, żeby niczego nie podejrzewać? Czy wreszcie miłość wszystko tłumaczy, nawet przyłożenie ręki do zamachów? Na te pytania nie znajdziecie nigdzie jednoznacznej odpowiedzi. Jednak lektura tej książki wiele wam zaprezentuje, choć nie ukrywam, także wiele namiesza w waszym spojrzeniu na całą sprawę.
Ze snutych w książce opowieści wyłania się przerażające i dotąd ukryte tło zamachów, które wstrząsnęły Francją, ale i pozostałą częścią Europy. Wyłania się także obraz kobiet, który przeraża, szokuje, zadziwia. 
Książka jest bardzo dobrze napisana, choć nie ukrywam, kilkakrotnie w trakcie lektury byłam tak wściekła na te i wiele innych kobiet, że miałam ochotę rzucić książkę w kąt. 
Jak można wytłumaczyć takie zachowanie jednej z kobiet w trakcie przesłuchania. Jej mąż był podejrzany o zabicie 12 osób.

– Nie zamierzam odpowiadać na żadne pytania dotyczące mojego męża.
– Z jakiego powodu?
– Bo nie mam na to ochoty.
– Przypominam, że została pani zatrzymana w związku z dokonanym zabójstwem [...] i aktem terroryzmu. Co ma pani do powiedzenia w tej sprawie?
– Mnie to nie dotyczy.
Gorąco zachęcam do lektury.



poniedziałek, 27 listopada 2017

Latarnia z Kiss River - Diane Chamberlain

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Latarnia z Kiss River tworzy całość z recenzowaną przeze mnie kilka miesięcy temu książką Światło nie może zgasnąć. Jednak każdą z tych pozycji można czytać niezależnie od siebie.
Dla tych, którzy jednak, jak ja, czytają jeden tom po drugim, nadmienię tylko, iż od wydarzeń z części I minęło 10 lat, a w życiu poznanych we wcześniejszej książce bohaterów bardzo dużo się zmienia.
Tytułowa latarnia morska Kiss River jest zniszczona i znajduje się
w nadmorskim, niezwykle malowniczym zakątku Outer Bank.
Jak to u tej pisarki, smutki przeplatają się z radościami, chwile spokojne z tymi dramatycznymi. A na pierwszy plan nadal wysuwa się tęsknota za kimś bliskim, za szczęściem, za odwzajemnioną miłością.
Sercem opowieści obok klimatycznego miasteczka i wspaniałej latarni są historie dwóch kobiet. Ponownie Chamberlain przeplata wydarzenia z teraźniejszości z tymi sprzed kilkudziesięciu lat. Tworzy to doskonały klimat, który uzupełniają sekrety i tajemnice.
Co istotne, mimo, iż akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, porusza ona wiele tematów ponadczasowych, które są istotne dla ludzi niezależnie do tego w jakim okresie czasu i gdzie żyją.
Część z nich poznajemy wcześniej w trakcie trwania fabuły, część na samym końcu książki.
Jest też spora część sekretów, których wyjaśnienie zostało tylko zaanonsowane przez autorkę. Zakończenie książki sprawia, iż możemy mieć nadzieję, iż to nie koniec historii z Outer Bank.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po książki. Seria z Kiss River to doskonała lektura na nadchodząca zimę, ale nie tylko. Jestem przekonana, iż większość czytelniczek znajdzie w nich coś dla siebie, a w problemach bohaterów niczym w lustrze dostrzeże swoje własne.

niedziela, 26 listopada 2017

Saloniki. Miasto duchów. Chrześcijanie, muzułmanie i żydzi w latach 1430–1950 - Mark Mazower

Wydawnictwo Czarne, Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża.

Saloniki to wyjątkowe miasto założone przez Filipa Macedońskiego w IV w. p.n.e. Doskonale położone, nad wodą, na skrzyżowaniu ważnych szlaków łączących Azję z Europą od zawsze było łakomym kąskiem dla najeźdźców i ma bogatą, liczącą ponad 2 tys. lat historię.
Mark Mazower opowiada zaledwie o niewielkim wycinku tej historii o pięciu wiekach, gdy Saloniki przez spory okres czasu znajdowały się pod panowaniem tureckim,a w mieście zamieszkiwały najróżniejsze nacje i religie, a mieszkańcy miasta władali wieloma językami.
Mazower bazuje na bardzo bogatym i różnorodnym materiale źródłowym. Należą do nich setki dokumentów. Są to dokumenty m.in. osmańskie, weneckie, greckie, austriackie, francuskie, angielskie.
Efekt trwających wiele miesięcy prac i badań jest ta licząca ponad 500 stron książka, w której autor pokrótce opowiada o wczesnej historii miasta, o jego rozwoju szerzej skupiając się na pięciuset w/w latach. Opowieść to połączenie elementów często gorzkiej i krwawej historii z kulturą, stylem życia, architekturą, ale przede wszystkim sporą porcją informacji dot. współżycia pomiędzy różnymi grupami religijnymi i etnicznymi. Ukazane są też zarzewia konfliktów, ale i symbiozy wynikającej z bliskiego współżycia różnorodnych kulturowo i etnicznie grup ludzkich.
Całość okraszona anegdotami, ciekawymi cytatami. Wszystko to sprawia, iż Saloniki. Miasto duchów. Chrześcijanie, muzułmanie i żydzi w latach 1430–1950 czyta się doskonale.
Oczywiście, książka nie jest doskonała. Autor nie poruszył kilku ważnych zagadnień, kilka potraktował odrobinę zbyt lakonicznie. Ale Saloniki mają tak bogata i wielowymiarową historię, nawet w w/w okresie, iż tom szerzej omawiający tę tematykę musiałby liczyć kilkakrotnie razy więcej stron. Mimo tego drobnego minusu, książkę polecam.
Opowieść Mazower kończy na 1950 roku. Dlaczego wybrał taka datę dowiecie się z lektury tej ciekawej książki, do czego gorąco zachęcam.





sobota, 25 listopada 2017

Klikaj, klikaj i wygraj 6 książek :)

 
Polujemy na 909,909 wejść na liczniku.

Tym razem wygra tylko 1 osoba...

Wygra ten, kto jako pierwszy przyśle na mojego emaila anetapzn@gazeta.pl screen w jpg ekranu z licznikiem 909,909 lub najbliższym tej liczy wejść w górę czyli np. 909,910 etc.
Konkurs tylko dla obserwujących mój blog, którzy dodadzą mnie do obserwowanych i do google followers...

Do wygrania 1 pakiet książek, 6 książek :




piątek, 24 listopada 2017

Szczypta miłości - Amanda Prowse

Wydawnictwo Kobiece, Moja ocena 5/6
Szczypta miłości to lekka choć mówiąca o trudnym zagadnieniu, jakim jest umiejętność kochania i wybaczania książka.
Amanda Prowse pod pozorem lekkiej opowieści prezentuje coś znacznie ważniejszego, coś co być może dla wielu osób będzie pokrzepieniem, swoistym poradnikiem. 
Przede wszystkim autorka bardzo zręcznie przelewa na papier emocje, prezentuje swoich bohaterów w sytuacjach, które mogą przydarzyć się wielu z nas, a także udowadnia, iż miłość, prawdziwe uczucie nie znają żadnych ograniczeń związanych z wiekiem, każdy może kochać, każdy powinien kochać. 
Do głównej bohaterki książki, energicznej kobiety biznesu o imieniu Pru, miłość przychodzi zupełnie niespodziewanie, nagle i przyprawia ją o niejeden kłopot. Ale uczucie, jak to uczucie, rządzi się swoimi prawami, nie zważa na okoliczności, otoczenie, co pasuje, a co nie. Nawet najbardziej niezwykła miłość jest wielkim darem, a życie choć daje w koś jest wspaniałe. I tak to prezentuje w swojej najnowszej książce Amanda Prowse. 
Cała historia z pozoru zwyczajna jest niesamowicie pogodna (choć uronicie w trakcie lektury niejedną łzę), zagmatwana, wzbudza uśmiech, ale i daje wielką nadzieję, że życie jest nie tylko rutyną, ale wielkim darem i niesie ze sobą ogrom niespodzianek. Doskonała lektura na jesienno-zimową chandrę, na okołoświąteczny czas, na gorszy humor. Taki (jak ja to nazywam) plasterek na duszę.
Nic dziwnego, iż każda kolejna nowość tej autorki to pewny bestseller.
Jestem przekonana, iż Szczypta miłości to pozycja uniwersalna, książka dla kobiet w wieku 18 jak i 88 lat.

czwartek, 23 listopada 2017

Kijanki i kretowiska - Aleksandra Zielińska

Wydawnictwo WAB
Jak widzicie nie oceniam tej książki. Po prostu nie wiem, czy mi się podobała czy nie. Tak, jest to możliwe.
Bez wątpienia Kijanki i kretowiska wywarły na mnie bardzo duże wrażenie. Autorka opowiada historie, których przez długi okres czasu nie da się zapomnieć.
Kijanki kretowiska to zbiór 11 opowiadań. Wiem, nie wszyscy lubią opowiadania. Gdy dodamy do tego fakt, iż ich tematem przewodnim jest...śmierć, to mamy ciężki orzech do zgryzienia- czytać, nie czytać.
Od razu napiszę - czytać, zdecydowanie czytać. Warto choćby dla samej formy, stylu, sposobu w jaki Zielińska posługuje się słowem.
Te opowiadania to miks ludzkich tragedii, przerażającej samotności, egzystencji, walki o życie, o byt, porażającej samotności i nieuchronnego końca często naznaczonego przez przypadkowość zdarzeń. Bohaterowie często walczą, często poddają się losowi. Mroczne, dołujące, ale doskonale napisane.
Z powodu owego smutku, mroku, nieuchronności końcowego zdarzenia nie da się czytać opowiadań na jeden- dwa razy. Należy sobie lekturę dawkować po jednym opowiadaniu co kilka dni. Ja tak właśnie robiłam. Dlatego lektura tego niezbyt grubego tomiku zajęła mi sporo czasu.
Nie miałam styczności wcześniej z prozą Zielińskiej, niczego podobnego także nie czytałam. Ale mój mąż przyrównał Kijanki i kretowiska do Śladów Jakuba Małeckiego. Jeżeli ktoś czytał Ślady, będzie wiedział o co chodzi.
Pomimo tego, iż nie jest to najłatwiejsza, najsympatyczniejsza lektura gorąco zachęcam do sięgnięcia po Kijanki i kretowiska. Warto zapoznać się ze stylem Aleksandry Zielińskiej i tym co drzemie w losie jej bohaterów.


 

środa, 22 listopada 2017

Dziedzice ziemi - Ildefonso Falcones

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5,5/6
Ildefonso Falcones to hiszpański pisarz, którzy w Polsce zasłynął książką Katedra w Barcelonie, która i mnie zachwyciła. Nic więc dziwnego, iż po kolejną książkę hiszpańskiego pisarza sięgnęłam bez wahania.
Dziedzice ziemi to obszerna, świetnie napisana, barwna opowieść. Tym razem hiszpański pisarz
przenosi nas na kartach swojej powieści do średniowiecznej Barcelony końca XIV stulecia. Jest dokładnie rok 1387. Bohaterem jest osierocony dwunastolatek, Hugo Llor, którego wziął pod opiekę Arnau Estanyol. Chłopiec pracuje w stoczni i marzy o tym, by w przyszłości stać się słynnym wytwórcą statków.
Niestety, ale szybko to co zapowiadało się doskonale, protekcja zamożnego człowieka, kończy się. Estanyol zostaje skazany na śmierć, a nastolatek po raz kolejny przeżywa dramat i musi stawić czoła termu co jemu i jemu podobnym serwują bogaci. 
Razem z chłopcem, póżniej młodym męźczyzną wędrujemy po XIV- i XV-wiecznej Hiszpanii, poznajemy kraj, okrutne obyczaje, krajobrazy, kulturę. I choć los nie oszczędza Hugo, to  nie zrezygnuje on z marzeń o lepszym życiu oraz o prawdziwej miłości. Czy ma na to szansę?
Dziedzice ziemi to doskonale napisana książka, którą śmiało mogę porównać do Katedry w Barcelonie zarówno pod względem rozmachu, jak i wymowy. Nie jest to bowiem tylko książka przygodowo-historyczna. To przede wszystkim opowieść o niezwyciężonym duchu, sile walki o to co ważne, potędze marzeń.
Książka zachwyca bogactwem faktów historycznych, genialnym oddaniem ówczesnych realiów, plastycznym nakreślenie wizerunku ówczesnej Hiszpanii. Kraj z wyjątkowym naciskiem na Barcelonę, ukazany jest z różnych perspektyw, przez pryzmat różnych wydarzeń, różnych osób, zarówno bogatych, jak i biednych. Bardzo ciekawy zabieg. 
Ogromnym atutem jest także powiązanie wydarzeń prawdziwych z fikcyjnymi i umiejętne wplecenie w to porywającej fabuły.
Czyta się bardzo dobrze. Jestem przekonana, iż to pozycja uniwersalna, książka dla kobiet jak i dla męźczyzn, w wieku 18 jak i 80 lat. 
 Polecam i czekam na kolejną książkę autora.  Każda kolejna nowość jego autorstwa to pewny bestseller.  


wtorek, 21 listopada 2017

Pustkowia - Arne Dahl

Wydawnictwo Czarna Owca, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

To jeden z bardziej przeze mnie lubianych pisarzy. Lubię jego styl pisania, ostry język, poczucie humoru, sposób prowadzenia fabuły.
Co prawda zasłynął serią książek o Drużynie A, ale tym razem Arne Dahl powraca z trzymającym w napięciu nowym kryminałem.
Tą książką autor rozpoczyna serię o parze detektywów - Samie Bergerze i Molly Blom.
Fabula kręci się (przynajmniej początkowo, bo póżniej jest coraz ostrzej, dziwniej, groźniej) wokół zaginięcia pewnej kobiety.
Ellen Savinger i zaginęła trzy tygodnie temu. Sam Berger ma złe przeczucia, ale koledzy ze sztokholmskiej policji twierdzą, że skoro nie ma ciała, nie ma przestępstwa. Bardzo szybko okazuje się, iż to, co wydawało się zwyczajnym (o ile w kontekście zaginięcia człowieka można o czymś takim mówić) zniknięciem, jest zdecydowanie czymś więcej. Prowadzone powoli dochodzenie nabiera niespodziewanego rozpędu i zaczyna wydobywać na światło dzienne sekrety, które większość chciałaby ukryć i to bardzo głęboko. Autor w tak charakterystyczny dla siebie sposób wprowadza powoli nowe fakty, które podkręcają fabułę, mnożą pytania i sprawiają, iż zagadka jest jeszcze trudniejsza do rozwikłania.
To wszystko zaprowadzi Sama Bergera w miejsca i do wspomnień, o których chciałby zapomnieć. Co z tego wyniknie? Tego dowiecie się z książki. Gorąco zachęcam do lektury Pustkowi. Celowo nie piszę więcej o fabule, żeby nie spojlerować i nie obierać wam przyjemności wynikającej z lektury.
Pustkowia to istna bomba, torpeda. Jest to dokładnie taki typ kryminału, jaki najbardziej lubię. To powieść o zawrotnie szybkiej akcji, pełna pułapek i kryjówek i bardzo zaskakująca, trzymająca w napięciu oraz zapadająca w pamięć.
Lekki minus dałbym tylko zakończeniu, które choć także mocne, zaskakujące, to jednak czuję po lekturze niewielki niedosyt.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Mój patronat - Moja magiczna Praga



Miło mi poinformować, iż 05 grudnia br. nakładem Wydawnictwa Amber ukaże się książka Isabelle Broom pt. Moja magiczna Praga.
Jestem przekonana, iż będzie ona doskonałą lekturą nie tylko na okołoświąteczny czas.

Trzy kobiety. Trzy historie miłosne. Jedno miasto, gdzie spełniają się marzenia.
Dla Megan wypad do Pragi tuż przed Bożym Narodzeniem z jej przyjacielem ma być tylko inspiracją przed zbliżającą się wystawą fotograficzną.
Chce, żeby znajomość z Olliem pozostała tylko przyjaźnią. I boi się, że jeśli on pozna jej przeszłość, Megan może znów wszystko stracić…
Dla Hope to niespodzianka, jaką zaskakuje ją mężczyzna, w którym się zakochała. I byłaby to piękna niespodzianka, gdyby nie jej córka…
Dla Sophie Praga zawsze była magicznym miejscem. Czeka niecierpliwie, aż dołączy do niej Robin, jej ukochany, z którym co roku odwiedzają to romantyczne miasto. Ale jego przyjazd niepokojąco się opóźnia...
Historie trzech kobiet splatają się, gdy każda z nich odkrywa swoją własną Pragę. Tak cudownie nierealną w wirujących płatkach śniegu i tak prawdziwą, gdzie jak w życiu jest smutek i radość. A szczęście można spotkać za każdym rogiem…
 

sobota, 18 listopada 2017

Przypominam - pakiet 6 książek do wygrania :)

 
Polujemy na 909,909 wejść na liczniku.

Tym razem wygra tylko 1 osoba...

Wygra ten, kto jako pierwszy przyśle na mojego emaila anetapzn@gazeta.pl screen w jpg ekranu z licznikiem 909,909 lub najbliższym tej liczy wejść w górę czyli np. 909,910 etc.
Konkurs tylko dla obserwujących mój blog, którzy dodadzą mnie do obserwowanych i do google followers...

Do wygrania 1 pakiet książek, 6 książek :




Nagrody dla osób, które wczoraj wygrały w organizowanych przeze mnie konkursach, m.in. polowaniu, już się pakują i w tym tygodniu będą wysłane. Mam nadzieję, że poczta polska szybko je dostarczy. 





Zapraszam do nowej zabawy...są chętni? 

piątek, 17 listopada 2017

Śpiące królewny - Stehen King, Owen King

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.

Sięgam po wszystko, co Stephen King napisał. Tym razem dodatkowym bodźcem do lektury był fakt, iż mistrz grozy książkę napisał wspólne ze swoim synem Owenem.
Byłem ciekaw, jak panom King poszło, czy da się odróżnić fragmenty pisane przez ojca i syna. I od razu napisze, nie udało mi się to. Nie bylem w stanie określić bez wątpliwości, które fragmenty pisał Stephen, a które w zasadzie u nas nie znany Owen.
Książka jest ciekawa, choć nie ukrywam, fabuła do najbardziej oryginalnych nie należy. Wydaje się być w pewnym stopniu zbitką kilku znanych filmów, jak chociażby Kokon oraz Skazani na Shawshank, ale nie tylko. W Śpiących królewnach jest także odrobina Buicka 8 oraz Mrocznej Wieży. Do tego wszystkiego Kingowie dodali jednak także sporo swojego novum.

O fabule mogę tylko napisać tyle, iż wszystko zaczyna się od epidemii, na skutek której kobiety na całym świecie zapadają w sen, który przypomina śpiączkę. Wtedy ich ciała zostają spowite poprzez twór podobny do kokona. To dopiero początek. 
Celowo nie nakreślam wam bardziej szczegółowego rysu fabuły. Jest ona dosyć rozbudowana, wielowątkowa (choć tak naprawdę, główny wątek jest jeden) i w niektórych momentach odrobinę chaotyczna. Jednak od razu zaznaczam, z owego lekkiego chaosu Kingowie wychodzą bardzo dobrze, obronną ręką, wszystko doprowadzone jest do końca, nic nie jest urwane, wszystko ma przysłowiowe ręce i nogi.
Na kolejny plus należy autorom poczytać doskonale nakreślone sylwetki bohaterów. Niezależnie do tego, czy jest postać pierwszo- czy drugoplanowa, Kingowie zadbali o jej dokładne przedstawienie.
Bardzo dobrze nakreślony jest także klimat małego miasteczka i wszystko, co z nim związane.
Jednak mimo pewnej wtórności, Śpiące królewny czyta się dobrze, momentami bardzo dobrze, chociaż brak w książce tego nieuchwytnego czegoś, co miały np. Misery, To, Bastion. Poza tym tandemowi ojciec-syn udało się tak wszystko połączyć, tak doprawić wyciśniętymi z fabuły do maksimum sokami, iż lektura zajmująca kilkanaście godzin jest sporą przyjemnością.I choć nie jest to najlepsze dzieło Stephena Kinga, sądzę, iż każdy fan tego autora będzie lekturą usatysfakcjonowany.




 

czwartek, 16 listopada 2017

Jej wszystkie śmierci - Marta Zaborowska

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5-/6
Bardzo lubię książki Marty Zaborowskiej. Rozpoczynając lekturę Jej wszystkich śmierci oczekiwałam podobnych wrażeń, jakich dostarczyły mi wcześniejsze książki, których bohaterką jest policjantka Julia Krawiec.
Najnowsza powieść Zaborowskiej jest inna niż poprzednie.
Mimo, iż opowieść jest zręcznie napisana, to dosyć nierówna.
Zaczyna się bardzo dobrze.Ciekawie napisane, gładka szybka akcja, w którą wczytałam się w mgnieniu oka.
Środek książki napisany jest na zasadzie grochu z kapustą. Niektóre fragmenty są niczym torpeda, inne wloką się niemiłosiernie. Z kolei zakończenie mega mocne niczym najlepszy thriller i niespodziewane.
Głównym bohaterem (tylko z założenia) jest trzydziestoparoletni Erwin Cis, który po latach wraca z Hamburga do Polski, żeby odebrać od prawnika tajemniczą kopertę, którą zostawiła dla niego miłość życia i dowiedzieć się o śmierci swojej dawnej narzeczonej. To tylko początek bardzo ciekawej historii, która ma zaskakujące zakończenie i zmienia nasze wyobrażenie o bohaterach.
Napisałam, iż Cis jest tylko z założenia głównym bohaterem. Tak to odebrałam. Dla mnie głównymi bohaterami są kobiety, które we wszystkich możliwych typach i wieku występują w tej ciekawej historii. Trzeba autorce przyznać, iż bardzo ciekawie nakreśliła ich sylwetki. Różny wiek, stan posiadania, wykształcenie, miejsce zamieszkania, różni je wszystko, łączy, jak się okaże jedno.
Każdy z bohaterów książki (nawet ten z drugiego planu) jest doskonale przedstawiony, mocny, wyrazisty, obdarty z otoczki słodkiego pitupitu, jak ja to nazywam. Zaborowska niczego nie ukrywa, wszystko prezentuje wprost, dosadnie. W wielu postaciach, ich zachowaniu spora grupa czytelników zobaczy coś z siebie. Jestem o tym przekonana.
Do tego bijące po oczach, mocne i ważne przesłanie.
Mimo nierównego środka książki, Jej wszystkie śmierci czyta się bardzo dobrze i mogę książkę polecić, szczerze polecić.

wtorek, 14 listopada 2017

Dobra córka - Karin Slaughter

Wydawnictwo Harper Collins, Moja ocena 3,5/6
Przyznam się, iż po ochach i achach w sieci spodziewałam się lepszej, bardziej trzymającej w napięciu książki. Owszem, Dobra córka jest umiarkowanie dobrą, momentami kiepską pozycją. Z pewnością nie jest tak dobrą jak mogłaby być. 

Zawiniły trochę zbyt krótkie zdania, zbyt małą ilość fabuły w porównaniu do dialogów, prześlizgnięcie się po kilku kwestiach, potraktowanie ich po łebkach, rozdrobnienie kilku kwestii, które nie wiadomo czemu ma służyć. Poza tym brak oryginalności. Autorka nie wykazała się, fabuła, jej schemat, są do bólu sztampowe.
Ale i tak całość czyta się nieźle, choć jest to Slaughter w niżowej fazie swoich literackich możliwości. A Dobra córka z pewnością nie jest książką, którą zapamięta się na dłużej. Ot czytało jakich wiele.
Jak to zwykle u Slaughter opowieść zaczyna się od zbrodni popełnionej w przerażający sposób wiele lat temu. Taka zbrodnia przeraża i uzasadnia oczekiwania równie mocnego dalszego ciągu. Niestety, następuje rozczarowanie.
Akcja przeskakuje o 20 lat do przodu. Pomiędzy tymi częściami brak jakiegoś "kleju" jak ja to nazywam. Czytamy o wydarzeniach sprzed wielu lat i nagle, na kolejnej stronie o zupełnie innych. Przez kilkanaście zdań trudno się zorientować o co chodzi. Sporo czasu zajmuje wniknięcie w fabułę, choć nie jest ona zbyt skomplikowana. Po prostu książka jest dziwnie napisana.
Następne rozdziały to dramatyczne wydarzenia, ofiary, krew, pojawiająca się zagadka, próba jej rozwiązania i wiele życiowych, rodzinnych problemów, w których spora rzesza czytelników odnajdzie swoje własne. I gdyby kwestie tych problemów potraktować szerzej, porządnie, a nie na odczep się, byłoby ok. Tak się jednak nie dzieje. Mam uczucie, jakby Karin Slaughter, którą znam z całej serii doskonałych książek, napisała coś żeby napisać. 

Wiem, ze autorkę stać na dużo więcej,a  Dobra córka w najmniejszym nawet stopniu nie dorównuje innym książkom Slaughter, szkoda. Zmarnowany potencjał. Jak wspomniałam na początku, czyta się nieźle, ale to wszystko. Takich czytadeł jest na przysłowiowe pęczki na rynku.


 

poniedziałek, 13 listopada 2017

Trzecia fala. Wizja gospodarki przyszłości - Steve Case

Wydawnictwo Studio Emka, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Autor książki, Steve Case to pioniera w dziedzinie przedsiębiorczości oraz inwestowania. Case wiele lat temu stworzył w USA firmę American Online. Być może ta nazwa niewiele wam mówi, ale firma ta przez lata była liderem w obsłudze ruchu internetowego. A to o czymś świadczy.
Case stworzył także Startup America, inicjatywę z ramienia Białego Domu, która ma na celu promowania nowatorskiej przedsiębiorczości.
Jego majątek netto to 1,34 miliarda USD.
Tytuł książki i zagadnienia w niej poruszane mogą początkowo wiele osób przestraszyć. Jednak bez obaw, Trzecią falę czyta się doskonale.
Jest to książka napisana bardzo merytorycznie, zarówno ze znajomością tematu, jak i pasją, a także niezwykle przystępnie.
Książka składa się z kilku części i jest swoistym miksem opowieści o samym jej autorze, o jego życiu oraz ideologii i dochodzeniu do obecnego miejsca, sporej porcji rad i przestróg dla osób startujących w świecie biznesu, ale także dla tych, które są w nim już zadomowione. Rady i informacje znajdujące się w jakby ostatniej części Trzeciej fali dot. instytucji rządowych w szerokim tego słowa znaczeniu, ich szans, roli i obowiązków we współczesnym nowoczesnym społeczeństwie i jego gospodarce.
Jest to lektura bardzo ciekawa, momentami wręcz pasjonująca i z pewnością zainteresuje wiele osób, nie tylko z grona biznesmenów startupowców czy informatyków.
Przyszłość, tytułowa trzecia fala przedstawione przez autora, fascynują i nie ukrywam odrobinę przerażają. Z pewnością jednak owa fala zmieni nasze ludzkie życie, sposoby funkcjonowania w świecie, to co będzie możliwe i co się będzie z nami działo. Bez wątpienia
wkraczamy w zupełnie nową fazę ewolucji technologicznej, fazę, w której internet będzie w pełni zintegrowany z każdą częścią naszego życia.
Dlaczego? Jak to możliwe? Co to za sobą niesie? Tego dowiecie się z lektury tej bardzo ciekawej książki.


niedziela, 12 listopada 2017

Cukiernia pod amorem. Ciastko z wróżbą - Małgorzata Gutowska-Adamczyk

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Cukiernia Pod Amorem. Ciastko z wróżbą to 4. tom świetnej sagi o Gutowie.
Jest to także pierwsza część drugiej serii Cukierni pod Amorem, dalsze losy Hryciów, którym los nie oszczędza dramatycznych przeżyć.
W książce poznajemy losy rodziny 20-lat po wydarzeniach z poprzedniej części, ale nie tylko.
W związku z tym ten tom sagi można czytać zarówno, jako całość z poprzednimi tomami, jak i jako odrębną pozycję. Na końcu książki znajdziemy bardzo pomocny spis osób występujących w powieści, ich koligacje rodzinne oraz kalendarz wszelakich wydarzeń. Zdecydowanie ułatwią one lekturę zarówno nowym czytelnikom serii, jak i tym, którzy poprzednie tomy znają i kochają. Wszak od ostatniej części sagi minęło już trochę czasu.
Akcja powieści ukazana została dwutorowo. Część książki to akcja, jak najbardziej współczesna, Druga część (moim zdaniem barwniejsza) to taki jakby patchwork, sieć, układanka składająca się z opowieści o przeszłości, o ludziach, wydarzeniach, jakie miały miejsce xxx lat temu. Te opowieści snują różni bohaterowie książki. Bardzo ciekawy zabieg.
Całości smaczku dodają niezwykle plastyczne opisy małego miasteczka, w którym toczy się akcja.
Co istotne, książka napisana jest pięknym, ale i bardzo przystępnym językiem,a konstrukcja całości fabuły bardzo misternie przemyślana.
Nowy tom Cukierni pod Amorem czyta się doskonale, lekko, z uśmiechem na ustach, wielkim zaciekawieniem i gdy skończy się lekturę pozostaje tylko żal, że to już koniec.
Małgorzata Gutowska-Adamczyk po raz kolejny zabrała mnie w niezwykłą podróż, w której we magicznym miejscu splatają się zarówno losy ludzi, jak i teraźniejszość z przeszłością, obie na równi barwne i porywające. Zachęcam do lektury.

 

sobota, 11 listopada 2017

Ogień wśród nocy - Teresa Messineo

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4,4/6
Mam wrażenie, iż w zakresie fikcyjnych powieści, których akcja rozgrywa siew trakcie II wojny światowej, napisano już chyba wszystko, a sam temat przerobiono na wszelkie możliwe sposoby.
Autorka zastosowała manewr, w którym bohaterkami opowieści uczyniła dwie kobiety. Są nimi Kay i Joy, które różni bardzo wiele. Różne będą także początki ich służby....
Kay trafia na służbę na wyspy Pacyfiku, gdzie można mimo szalejącej wojny, choć przez moment poczuć się, jak w raju. Wokół ocean, piękne plaże, kolory, słońce.
Joy trafia z kolei w samo serce piekła, na Front Zachodni. To tam
ocaleje jako jedyna pielęgniarka, gdy jej szpital polowy zostanie zbombardowany.
Obie kobiety, ich losy, tak bardzo się od siebie różnią. Ale to tylko pozory. Jak pokaże lektura, obie spotka wiele bardzo podobnych i równie tragicznych przeżyć. Jeżeli chcecie się dowiedzieć więcej, zachęcam do lektury. 

Pewną ciekawostką jest fakt, iż w książce ukazane są nie tylko okrucieństwa wojny w Europie, ale także zbrodnie dokonane przez Japończyków dokonane np. wobec ludności cywilnej (głównie kobiet), ale także więźniów obozów przymusowej pracy. Japończycy ukazani przez Messineo jawią się czytelnikowi, jako potwory w ludzkiej skórze całkowicie pozbawieni empatii, jakichkolwiek, najpłytszych nawet ludzkich uczuć. 
Ważne jest także to, iż pisarka nie ograniczyła się jedynie do okresu wojennego. Ukazuje także to co spotkało ludzi, jej bohaterów po zakończeniu II wojny światowej. Jej bohaterowie tułają się po świecie, przeżywają miniony koszmar w myślach, snach, to co zrobiono im, ich bliskim, ale i zwykłym ludziom.
Książkę czyta się dobrze, choć nie ukrywam, Ogień wśród nocy nie jest jakimś wybitnym dziełem literackim. Ot sprawnie napisana, bazująca na zdartym, jak świat motywie i poruszająca emocjonalne struny, książka. Dobre czytadło, które na kilka godzin przeniesie czytelnika w inny świat. Nie oczekujcie jednak jakiś spektakularnych wzlotów czy upadków emocjonalnych. To nie ten typ lektury. Ciekawy, zręcznie napisany zabijacz czasu. Tak tę książkę należy traktować. I w tej kategorii sprawdza się dobrze.

piątek, 10 listopada 2017

Oskarżenie - Remigiusz Mróz

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5,5/6
Oskarżenie to 6. tom rewelacyjnej serii, którą roboczo nazywam Chyłka& Zordon.
Twórczość Mroza wzbudza różnorodne opinie od uwielbienia po niechęć i strach, iż autor nagle wyskoczy nagle z lodówki :). Ja znajduję się blisko uwielbienia, choć potrafię dostrzec pewne wady konkretnych książek ...no tak mi się przynajmniej wydaje.
Jedyna seria książek tego autora, która nie przypadła mi do gustu to trylogia z komisarzem Forstem. Doczytałam do połowy 2. tomu i dałam sobie spokój.
Chyłka& Zordon to inna sprawa :)

Bohaterami jest dwoje prawników - aplikant adwokacki Kordian o wdzięcznej ksywie Zordan i jego o x lat starsza patronka Joanna od nazwiska przez wszystkich zwana czule Chyłką. Oboje niezwykle przypadli mi do gustu, a Chyłka w szczególności. Kobieta torpeda, z niewyparzonym językiem, jadąca chyba na turbo doładowaniach (albo to efekt zjadania gigantycznych porcji krwistego mięsa). Polubiłam ją niezmiernie i wiernie jej kibicuję. 
Żal, jak rozpoczyna się tom 6. Myślałam, że jednak się uda :( Autorze, nie jestem zadowolona.
Akcja ewoluuje. W tej części poważne kłopoty ma Zordon. Grozi mu wieloletni wyrok za terroryzm. Więcej o fabule nie napiszę, żeby nie zdradzać ani jednego szczegółu.  
Napisze tylko, iż pozostająca na wolności Chyłka musi zmierzyć się z zagrożeniami z wielu stron. Chodzi tu o zagrożenie ze strony tzw. stróżów prawa, jak i dawnego wroga nr. 1. 
Fabuła 6. tomu jest wyjątkowo agresywna, trudna (wszak każdy czytelnik serii zżywa siew  pewien sposób z bohaterami i trudno patrzeć, jak zło ich dopada), wymagająca myślenia i skupienia. Przy tym muszę przyznać, iż to jeden z lepszych tomów. Mróz się wykazał.  
Atutem jest zawrotne tempo akcji, cały czas pojawiające się nowe kwestie, które zostają zręcznie doprowadzone do końca oraz powiązania z tym co dzieje się w naszym kraju teraz, co działo się kilka miesięcy temu. Bardzo dobry, aktualny i oby nie proroczy tom. 
Zakończenie bardzo dobre. Polecam i czekam na 7. tom.  Jestem przekonana, iż obecna sytuacja w naszym kraju dostarczy autorowi wiele tematów na dużą ilość części serii.

 

środa, 8 listopada 2017

Hilda - Nicola Griffith

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Akcja książki rozgrywa się w VII wieku w Brytanii. Wtedy to drobne królestwa łączą się, co nie obywa się bez burz i walk. Oprócz nowych królestw, nowego porządku pojawia się także nowa religia – chrześcijaństwo. Siłą rzeczy jego zaistnienie związane jest z wieloma gwałtownymi wydarzeniami oraz powolnym wypieraniem pogańskich kultów. Żadna z tych rzeczy nie dzieje się w pokojowej atmosferze.
W tym wszystkim pojawia się ona, Hilda najmłodsza bratanica króla Edwina z Nortumbii, przyszła święta Hildą z Whitby. Jest to postać, jak najbardziej autentyczna, żyjąca w VII wieku, święta kościoła katolickiego i anglikańskiego. Bazując na skrawkach informacji, jakie posiadamy o tej kobiecie, autorka napisała dobrą, realistyczną książkę historyczną.
Griffith bardzo ciekawie nakreśliła zarówno obraz średniowiecznej Brytanii, jak i wizerunek samej Hildy, kobiety błyskotliwej, mądrej, bystrej, nieustraszonej i twardo dążącej do celu.
Czasy w jakich przyszło żyć Hildzie, problemy z jakimi przyszło jej się zmagać są ukazane niezwykle realistycznie i mocno przemawiają do czytelnika. Świat, z którym przyjdzie się zmierzyć naszej bohaterce jest na równi odrażający, przerażający, jak i fascynujący swoją odmiennością. Brutalne prawa, racja silniejszego, nędza, bezsilność, brud, głód, prymitywizm, okrucieństwo, to wszystko plastycznie nakreślone sprawia, iż lektura jest bardzo ciekawa.
Oprócz sporej ilości bardzo niekiedy drobiazgowych opisów, w książce znajdziemy także wartką akcję oraz jakby w przeciwwadze - przemyślenia Hildy. Ot taki rzadko spotykany miks, który wbrew moim początkowym obawom, czyta się bardzo dobrze.
Mogę tylko zachęcić do lektury.Ponieważ Hilda jest 1. częścią cyklu Światło Świata, czekam na kolejny tom.

wtorek, 7 listopada 2017

Nowy Zielke

Bardzo lubię książki Mariusza Zielke. Wszystkie wcześniej wydane czytałam. 
Nie wiem jakim cudem przeoczyłam nową o jakże aktualnym tytule...Dyktator.
Ktoś może czytał?
Ja po niedzieli zacznę lekturę, ebook już do mnie dotarł.
 
Tak mocnej powieści o polskich elitach jeszcze nie było!
Prezes partii rządzącej jest już zmęczony nieustającym pasmem wyborczych zwycięstw. W skromnym domu na warszawskich peryferiach, u boku ukochanego kota, zmęczony, samotny i osaczony wspomina wzloty i upadki.
„Dyktator” to pełna spisków i intryg, na przemian zabawna i przerażająca historia o tym, do czego prowadzi szerzenie nienawiści i kult jednostki. Powieść została zamówiona przez wydawcę, który zalecał, by promowała sukcesy polskiego rządu. Autorowi wyszło coś innego i powieść trzeba było opublikować poza oficjalnym rynkiem wydawniczym.
O autorze:
Mariusz Zielke jest byłym dziennikarzem śledczym, trzykrotnie nominowanym do najważniejszej polskiej nagrody dziennikarskiej Grand Press i jej zdobywcą w 2005 r. Od ośmiu lat bezrobotny, z wilczym biletem w mediach. Pisze obiektywnie, odważnie i krytycznie o każdej władzy. Autor 10 powieści wydanych przez renomowane oficyny, takie jak Czarna Owca czy Muza.
„Nie popieram żadnej partii politycznej, jestem niezależny, nikt mnie nie finansuje i zawsze piszę uczciwie. Przez lata krytykowałem kolejno działania rządów SLD, PiS, PO. Zawsze stoję po stronie obywatela. Nigdy nie przegrałem procesu sądowego, nie miałem wpadek dziennikarskich, wielokrotnie nieskutecznie mnie straszono i próbowano skorumpować.” 

poniedziałek, 6 listopada 2017

Opiekunka do dzieci - Elisabeth Herrmann

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Opiekunka do dzieci to pierwsza książka Elisabeth Herrmann, którą przeczytałam. Wrażenia? Bardzo pozytywne, na tyle, że muszę koniecznie sięgnąć po poprzednie książki autorki - Śnieżnego wędrowca i Wioskę morderców.
Na ogromny plus poczytuję autorce miks tematów- polityka i prawo, tym bowiem parają się główni bohaterowie książki. Te dwie dziedziny aktywności zawodowej wymieszane są w dobrze dobranych proporcjach.
Cała książka oscyluje wokół wojennej przeszłości Niemiec, a konkretnie przymusowej pracy robotników z okupowanych terenów, głównie Ukrainy i Polski. Co istotne, pisarka porusza tę część przymusowej pracy, która na ogół jest zapominana, pomijana. Chodzi o prace w prywatnych domach, gospodarstwach Niemców. Temat nadal do końca nierozliczony (czy w ogóle da się go rozliczyć, zapomnieć?) i dla wielu nadal bardzo żywy i bolesny.
Dzięki poruszeniu tej tematyki oraz zagadkowej śmierci, Opiekunka do dzieci to bardzo udane połączenie powieści kryminalnej, obyczajowo-społecznej z porządną porcją kryminału.Do tego autorka dodała przysłowiowe trupy schowane w rodzinnej szafie oraz rozważania dot. kwestii sumienia i tego co wypada zamieść pod dywan, a co nie.
Całość opowiedziana bardzo ciekawie. Współczesność, problemu XXI wieku mieszają się z tymi sprzed ponad 70 lat, świat w którym my żyjemy przenika się z okrucieństwami II wojny światowej, a dżwięki komórek z odgłosem eksplodujących bomb.
Opiekunka do dzieci, to nie tylko ciekawa historia, ale także świetnie poprowadzona fabuła, która urzekła mnie (mimo trudnego tematu) od pierwszej strony.
W książce mamy wszystko czego potrzeba, żeby wręcz sama się czytała. Jest wielka tajemnica z historią II wojny światowej w tle (a to od zawsze dobrze się czyta), jest tajemnica współczesna, jest doskonałe tempo akcji umiejętnie podkręcane w odpowiednich momentach i jest jeden sprawiedliwy, dochodzący prawdy, który stanie przed nie lada wyborem. Ale to nie wszystko. Na czytelnika czeka jeszcze dużo więcej.
Gorąco zachęcam do lektury. Nadal jestem zdziwiona, że to taka dobra książka. Zanim po nią sięgnęłam, nigdy bym tego nie powiedziała. Teraz planuję lekturę wcześniej u nas wydanych książek Elisabeth Herrmann.

sobota, 4 listopada 2017

Kiedy była porządną dziewczyną - Philip Roth

Wydawnictwo Literackie, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża
.
Kiedy była porządną dziewczyną to powieść wydana w 1967 roku. Jest to książka, która nic nie straciła ze swojej aktualności i jedyna, w której Roth narratorem uczynił kobietę. Co więcej, niejako pierwowzorem, bazą do powstania książki były wspomnienia jego własnej żony.
Bohaterką jest młoda dziewczyna o imieniu Lucy, która dorasta w prowincjonalnym amerykańskim miasteczku
na Środkowym Zachodzie w latach 40. XX wieku. 
Z jednej strony ma ona szczęście dorastać w tym miejscu, z drugiej z kolei wielkiego pecha. Takie miejsca miały wiele do zaoferowania (jest ładne, sielskie, z pozoru anielskie, ciche, poukładane), ale tylko tym, którzy godzili się na reguły. 
Lucy taka nie jest i buntuje się przeciw wszystkiemu i wszystkim.Oprócz małomiasteczkowej duchoty, hipokryzji otoczenia, swoistego zniewolenia, nad luby wisi też jarzmo w postaci nadużywającego (i to mocno) alkohol ojca, bezradnej matki, toksycznej babki. Piętno bycia gorszą, elementem wręcz patologii, zerowe możliwości na starcie, są świetnie ukazane.
Dziewczyna nie ma łatwo. Wszystko utrudnia jeszcze dodatkowy aspekt, który pojawia się nagle i sprawia, że wszelkie marzenia o lepszym życiu pryskają niczym bańka mydlana. 

A to dopiero początek.
Kiedy była...to przede wszystkim doskonały obraz zaściankowego, amerykańskiego miasteczka z 4. dekady XX wieku oraz doskonały, niezwykle drobiazgowy opis żyjących tam ludzi. Bynajmniej, nie jest to pozytywny wizerunek. Kompleksy, pozy, płycizna umysłu i stylu życia, bierna egzystencja wg. jednego słusznego wzorca, dla walczącej od zawsze i o wszystko Lucy to za mało, to nie to.

Powieść Rotha to także fascynujące i okropne studium małżeństwa, dwojga ludzi, których jakiś czas temu coś połączyło. Obraz wzajemnego wyniszczania się, dochodzenia do tego etapu, gdzie nie ma już nic, jest niezwykły, przerażający. 
I na sam koniec to co moim zdaniem najlepsze. Jest to wizerunek Lucy, od dzieciństwo aż po lata dorosłe. Zmagania tej najpierw dziewczynki, póżniej kobiety z życiem, otoczeniem, zasadami, samą sobą, kieratem i ramami, w które już na starcie została włożona...... imponujące.  
Roth zręcznie operuje słowem. Potrafi kilkoma wyrazami, położeniem nacisku na 2-3 słowa nakreślić bardzo sugestywny obraz. To wszystko sprawia, iż mimo, że książka nie należy do bardzo grubych, to jednak ogrom zawartych w niej emocji jest poruszający. 
Mocna, przemawiająca do wyobraźni książka, która mimo upływu lat nic nie stracila ze swojej aktualności. Polecam. 





Do wygrania pakiet 6 książek- przypominam o polowaniu :)

 


Polujemy na 909,909 wejść na liczniku.

Tym razem wygra tylko 1 osoba...

Wygra ten, kto jako pierwszy przyśle na mojego emaila anetapzn@gazeta.pl screen w jpg ekranu z licznikiem 909,909 lub najbliższym tej liczy wejść w górę czyli np. 909,910 etc.

Konkurs tylko dla obserwujących mój blog.

Do wygrania 1 pakiet książek, 6 książek (dodałam jedną) :




Nagrody dla osób, które wczoraj wygrały w organizowanych przeze mnie konkursach, m.in. polowaniu, już się pakują i w tym tygodniu będą wysłane. Mam nadzieję, że poczta polska szybko je dostarczy. 



Zapraszam do nowej zabawy...są chętni? 

piątek, 3 listopada 2017

Reguła nr. 1 - Marta Guzowska

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 3/6
Podejrzewam, iż większość osób będzie zdziwiona tak niską oceną. 99% opinii w sieci jest entuzjastycznych. Ja niestety jestem jak najdalsza od peanów na temat Reguły nr. 1. Rozczarowała mnie ta książka i to bardzo.
Bardzo lubię serię z Mario Yblem. Szczególnie ostatnia część niezwykle przypadła mi do gustu, choć miałam pewne merytoryczne zastrzeżenie (dot. pochówków na Krecie). Jednak Mario ma styl, charakter, jest niebywale inteligentny, potrafi zaskoczyć, lubię go. Guzowska świetnie nakreśliła tę postać, która z każdym tomem serii staje się lepsza, bardziej dopracowana.
Być może z Simoną, główną bohaterką Reguły nr. 1, będzie podobnie. Na razie to jednak postać mocno przerysowana, momentami groteskowa, a od połowy książki po prostu nudna.Simona działa mi na nerwy i to bardzo. Chociaż w tym momencie powinnam dać autorce plus za stworzenie takiej postaci.Chociaż Simona Guzowskiej ma sporo niekonsekwencji w swoim rysie. Ale o tym za moment.
Przygody Simony są bez wątpienia pewnym novum w literaturze polskiej. Są one ciekawe, śmieszne, świeże. Przyjęłam je dobrze, nieomal z otwartymi ramionami, pełna entuzjazmu zagłębiałam się w kolejne rozdziały. Lektura początkowo była sporą przyjemnością, tym bardziej, iż lubię styl pisarski Guzowskiej Kilkakrotnie wybuchałam śmiechem. Generalnie miło wspominam początkową lekturę.
Wszystko było ok, ale do czasu. Ta świeżość postaci trwała mniej więcej do połowy książki. Póżniej kolejne perypetie w jakie się wikłała Simona sprawiały na mnie wrażenie tzw. odgrzewanych kotletów i po prostu zaczęły mnie nudzić. Było ich zbyt dużo i każda kolejna stawała się coraz mniej prawdopodobna. Wyglądało to jakby autorka na siłę chciała jak najwięcej perypetii bohaterki umieścić w jednej książce dorzucając garść wiadomości z dziedziny archeologii śródziemnomorskiej i nie tylko.
Poza tym zauważyłam u bohaterki pewne hmm rozdwojenie jaźni. W jednym momencie jest specjalistą archeologiem, w drugim najlepszą ze znanych złodziejek, która stara się zachować maksimum tajemnicy, a na kolejnych stronach gada na prawo i lewo o tym co kradnie i dla kogo, jakie ma plany. Porażka całkowita.
W pewnym momencie uznałam, iż szkoda mojego czasu, nie warto się irytować i odłożyłam książkę na półkę. Do przeczytania zostało mi ok. 50 ostatnich stron. Na razie daruję sobie dalszą lekturę. Reguła nr. 1, to moim zdaniem doskonały pomysł, ciekawa i wartka fabuła, ale zmarnowany potencjał. A szkoda.
Niecierpliwie czekam na kolejny tom przygód mojego ulubionego bohatera, Mario Ybl nigdy mnie nie zawiódł. Liczę, iż nadal tak będzie.