Wydawnictwo Muza, Moja ocena 5,5/6
Kolejna porywająca książka Leszka Hermana. 600 stron najnowszego kryminału tego autora czyta się w mgnieniu oka.
Autor niezwykle umiejętnie splata ze sobą losy kilkunastu bohaterów. Pewnego upalnego dnia na początku lata wsiadają oni na prom płynący ze Świnoujścia do Ystad w Szwecji. Jedni płyną odwiedzić córkę, inni dla rozrywki, a jeszcze inni dla srogiej zemsty. Ale nie tylko.
Przekrój wiekowy, społeczny, majątkowy jest niezwykle różnorodny. Herman doskonale odmalował swoich bohaterów. Wśród nich są: młode małżeństwo balansujące na granicy rozwodu, młodzi
ludzie szukający dobrej zabawy, młoda kobieta porzucona
przez kochanka i nie wiadomo czy bardziej pragnąca jego powrotu czy zemsty, starsze małżeństwo płynące odwiedzić swoją
córkę i kilka innych ciekawych postaci.Wielka różnorodność ludzkich charakterów, planów, zachowań. Genialnie ukazany obraz naszego społeczeństwa ze wszystkimi nielicznymi zaletami i o wiele liczniejszymi wadami.
Wydawałoby się, iż wsiadając na prom powinni na lądzie, w Polsce zostawić swoje troski, zmartwienia, sprawy. Nic bardziej mylnego. To wszystko ciągnie się za nimi i doprowadzi do wielu kuriozalnych, ale i niesłychanie ciekawych sytuacji. Jak to w życiu.
W tle mamy dodatkowo wątki kryminalne, noc, wzburzone morze, człowieka za burtą, bardzo cenne skradzione zabytki, śledztwo dziennikarskie i trudną do rozwikłania zagadkę. Wiele wątków, wielu bohaterów, wszystko mistrzowsko ze sobą powiązane.
To czwarta książka Hermana. Po genialnym Sedinum. Wiadomość z podziemi, równie doskonałych książkach Latarnia umarłych i Biblia diabła autor po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Doskonale poprowadził wszystkie wątki kryminalne, wplótł w nie fascynujące elementy historii Zachodniego Pomorza, mistrzowsko odmalował swoich bohaterów i umieścił ich w środku prawdopodobnych, niezwykle poruszających wydarzeń.
Doskonale zakończenie chociaż ja podkręciłabym je jeszcze bardziej.
Gorąco zachęcam was do lektury tej, jak i poprzednich książek Leszka Hermana. Świetny autor, doskonałe książki.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
sobota, 30 listopada 2019
czwartek, 28 listopada 2019
Łut szczęścia - Aurélie Valognes
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Cudowny plasterek na dusze, balsam, gdy ma się kiepski humor. Ot po prostu powieść doskonała na wszelkie okazje. Łut szczęścia jest miły, ciepły, delikatny, bawiący, krzepiący. Jest po prostu super. Zachęcam do lektury z całego serca.
Jest rok 1968. Jean ma sześć lat i nagle, zupełnie niespodziewanie w jej życiu zachodzi wielka zmiana. Chłopiec z dnia na dzień trafia pod opiekę babci. Nie na trochę, a na zawsze. Ani on tego nie przewidział, ani ona. Takie zmiany dot. wszystkiego. Ma miejsce całkowite wywrócenie dotychczasowego życia. Do tego babcia nie jest łagodną, ciepłą osobą. Ma dobre serce, ale niesłychanie trudny charakter.
Opieka nad wnukiem będzie całkowitą nowością w jej uporządkowanym dotychczas życiu. Oboje dadzą sobie coś nowego, coś unikalnego, coś bezcennego. Szczególnie rozczula naiwność dziecka, jego pytania, czułość babci, która jest skrywana za ostrym tonem.
Łut szczęścia to zwyczajna, prosta opowieść, bez fajerwerków. Zgadza się, ale tylko pozornie. Autorka udowadnia, iż to co najprostsze potrafi być najlepsze, najbardziej wartościowe. Wszystko zależy od tego, jak zostanie podane, zaserwowane.
Łut szczęścia czyta się ze wzruszeniem spowodowanym jakby odkryciem tego co może dać drugiemu człowiekowi zwyczajny gest, słowo. W pędzie, w gonitwie codziennych dni zapominamy o tym, a skoda. Tak niewiele bowiem potrzeba, żeby uszczęśliwić drugą osobę.
Autorka w cudowny sposób, lekko acz niezwykle mądrze opowiada o wielu sprawach, które doskwierają przede wszystkim starszym osobom, ale nie tylko. Także młodość, okres dziecięcy ma swoje prawa, bolączki. Cudownie ukazana jest pewna zależność jednej grupy wiekowej od drugiej, to ile starsi mogą dać młodszym, i wzajemnie, ile jeden człowiek potrafi zrobić dla drugiego. Samotność, skrywanie jej pod pozorami bycia zrzędliwym, wrednym, niemiłym są właściwe nie tylko starszym. Samotność wśród morza ludzi może dopaść każdego z nas, bez względu na miejsce zamieszkania czy wiek. Ową samotność potrafi rozwiać czyjaś obecność, zwykły gest, uśmiech.
Opowieść zdaje się być banalna, zwyczajna, może nawet nudna. Nic bardziej mylnego. Aurelie w mądry sposób przedstawia nam wiele prawd, na wiele otwiera oczy, sprawia, iż wielokrotnie westchniemy...aha faktycznie, a nawet wzruszymy się. Na naszych ustach w trakcie lektury będzie błąkał się uśmiech rozbawienia połączony ze wzruszeniem.
Łut szczęścia to mądra, rozczulająca, doskonale przedstawiająca rzeczywistość opowieść.
Polecam.
Cudowny plasterek na dusze, balsam, gdy ma się kiepski humor. Ot po prostu powieść doskonała na wszelkie okazje. Łut szczęścia jest miły, ciepły, delikatny, bawiący, krzepiący. Jest po prostu super. Zachęcam do lektury z całego serca.
Jest rok 1968. Jean ma sześć lat i nagle, zupełnie niespodziewanie w jej życiu zachodzi wielka zmiana. Chłopiec z dnia na dzień trafia pod opiekę babci. Nie na trochę, a na zawsze. Ani on tego nie przewidział, ani ona. Takie zmiany dot. wszystkiego. Ma miejsce całkowite wywrócenie dotychczasowego życia. Do tego babcia nie jest łagodną, ciepłą osobą. Ma dobre serce, ale niesłychanie trudny charakter.
Opieka nad wnukiem będzie całkowitą nowością w jej uporządkowanym dotychczas życiu. Oboje dadzą sobie coś nowego, coś unikalnego, coś bezcennego. Szczególnie rozczula naiwność dziecka, jego pytania, czułość babci, która jest skrywana za ostrym tonem.
Łut szczęścia to zwyczajna, prosta opowieść, bez fajerwerków. Zgadza się, ale tylko pozornie. Autorka udowadnia, iż to co najprostsze potrafi być najlepsze, najbardziej wartościowe. Wszystko zależy od tego, jak zostanie podane, zaserwowane.
Łut szczęścia czyta się ze wzruszeniem spowodowanym jakby odkryciem tego co może dać drugiemu człowiekowi zwyczajny gest, słowo. W pędzie, w gonitwie codziennych dni zapominamy o tym, a skoda. Tak niewiele bowiem potrzeba, żeby uszczęśliwić drugą osobę.
Autorka w cudowny sposób, lekko acz niezwykle mądrze opowiada o wielu sprawach, które doskwierają przede wszystkim starszym osobom, ale nie tylko. Także młodość, okres dziecięcy ma swoje prawa, bolączki. Cudownie ukazana jest pewna zależność jednej grupy wiekowej od drugiej, to ile starsi mogą dać młodszym, i wzajemnie, ile jeden człowiek potrafi zrobić dla drugiego. Samotność, skrywanie jej pod pozorami bycia zrzędliwym, wrednym, niemiłym są właściwe nie tylko starszym. Samotność wśród morza ludzi może dopaść każdego z nas, bez względu na miejsce zamieszkania czy wiek. Ową samotność potrafi rozwiać czyjaś obecność, zwykły gest, uśmiech.
Opowieść zdaje się być banalna, zwyczajna, może nawet nudna. Nic bardziej mylnego. Aurelie w mądry sposób przedstawia nam wiele prawd, na wiele otwiera oczy, sprawia, iż wielokrotnie westchniemy...aha faktycznie, a nawet wzruszymy się. Na naszych ustach w trakcie lektury będzie błąkał się uśmiech rozbawienia połączony ze wzruszeniem.
Łut szczęścia to mądra, rozczulająca, doskonale przedstawiająca rzeczywistość opowieść.
Polecam.
środa, 27 listopada 2019
Zapomnij o nim - Małgorzata Garkowska
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 3/6
Podobno miłość wszystko wybacza, ale czy na pewno?
Bohaterowie najnowszej książki Małgorzaty Garkowskiej borykają się przede wszystkim sercowymi problemami (jak to u tej pisarki), ale nie tylko. Do głosu dochodzą także sprawy etyczne i to bardzo szeroko rozumiane.
Akcja rozgrywa się w Zamościu, a problemy bohaterów są na tyle realne, iż spotkać mogą każdego czytelnika książki. To spory atut, gdy czytelnik może choćby w pewnym stopniu utożsamiać się z wykreowanymi postaciami.
Ciekawie nakreśleni bohaterowie. Artur to człowiek poukładany i solidny. Ma wspaniałą narzeczoną, dobrą pracę, mieszkanie. Wszystko ma poukładane, dopięte na ostatni guzik. Jak się jednak okaże życie lubi zaskakiwać i burzyć takie misterne plany, wprowadzać nieład do porządnie z pozoru poukładanego życia. A życie Artura zaskoczy i to bardzo.
Z kolei Anna jest pewna, że ma wszystko. Spokojna praca, przygotowania do ślubu, dziecko w drodze. Czego potrzeba więcej do szczęścia? Zdawałoby się, że niczego. W jej przypadku los także spłata figla. Jedno wydarzenie wszystko zmieni.
Jest jeszcze jedna bohaterka w całkowicie odmiennej sytuacji. To Ewelina, która zjawia się w Zamościu z jedną walizką w ręce. Kobieta ma jeden cel, chce odnaleźć mężczyznę, w którym się zakochała. Jest on także ojcem jej dziecka, o czym męźczyzna nie ma pojęcia.
Co stanie się z planami i życiem tych osób? Jak potoczą się ich losy. Czy coś ich łączy poza Zamościem?
Dobrze nakreśleni bohaterowie, bardzo realistyczni, ciekawa fabuła bazowa, w której może odnaleźć się większość czytelników to największe i jedyne atuty książki.
Niestety, ale Zapomnij o nim ma też minusy i to spore.
Przede wszystkim niewykorzystanie możliwości, jakie daje taka fabuła. Można było stworzyć z tego niezłą powieść, życiową, ciekawą, wciągającą, tym bardziej, iż bohaterowie są naprawdę nieźle nakreśleni. Autorka zmarnowała tę szansę. Narracja jest banalna, wydarzenia wsadzone pomiędzy główne punkty fabuły infantylne, przewidywalne, często nierealne.
Nie wyszły sceny miłosne, wyznawanie uczuć, brak namiętności w opisach namiętności, miłości. Sceny przedstawiające miłość fizyczną są po prostu straszne. Wiem, sztuką jest dobrze nakreślić tego typu sceny, ale może czasami po prostu lepiej tego nie robić....
Brak realizmu kilku scen z życia wziętych, jak chociażby pseudo rozmowy kwalifikacyjnej Eweliny. No na miłosierdzie boskie, nikt tak się nie zachowuje. Nie będę pisać dokładnie o co mi chodzi. Dowiecie się tego w trakcie lektury.
Jest jeszcze kilka takich nierealnych scen. Nie chcę o nich wspominać, nie chcę was zniechęcać do lektury tej książki. Ma ona swoje plusy, warto żebyście sami sprawdzili, jak ją odbierzecie.
Podobno miłość wszystko wybacza, ale czy na pewno?
Bohaterowie najnowszej książki Małgorzaty Garkowskiej borykają się przede wszystkim sercowymi problemami (jak to u tej pisarki), ale nie tylko. Do głosu dochodzą także sprawy etyczne i to bardzo szeroko rozumiane.
Akcja rozgrywa się w Zamościu, a problemy bohaterów są na tyle realne, iż spotkać mogą każdego czytelnika książki. To spory atut, gdy czytelnik może choćby w pewnym stopniu utożsamiać się z wykreowanymi postaciami.
Ciekawie nakreśleni bohaterowie. Artur to człowiek poukładany i solidny. Ma wspaniałą narzeczoną, dobrą pracę, mieszkanie. Wszystko ma poukładane, dopięte na ostatni guzik. Jak się jednak okaże życie lubi zaskakiwać i burzyć takie misterne plany, wprowadzać nieład do porządnie z pozoru poukładanego życia. A życie Artura zaskoczy i to bardzo.
Z kolei Anna jest pewna, że ma wszystko. Spokojna praca, przygotowania do ślubu, dziecko w drodze. Czego potrzeba więcej do szczęścia? Zdawałoby się, że niczego. W jej przypadku los także spłata figla. Jedno wydarzenie wszystko zmieni.
Jest jeszcze jedna bohaterka w całkowicie odmiennej sytuacji. To Ewelina, która zjawia się w Zamościu z jedną walizką w ręce. Kobieta ma jeden cel, chce odnaleźć mężczyznę, w którym się zakochała. Jest on także ojcem jej dziecka, o czym męźczyzna nie ma pojęcia.
Co stanie się z planami i życiem tych osób? Jak potoczą się ich losy. Czy coś ich łączy poza Zamościem?
Dobrze nakreśleni bohaterowie, bardzo realistyczni, ciekawa fabuła bazowa, w której może odnaleźć się większość czytelników to największe i jedyne atuty książki.
Niestety, ale Zapomnij o nim ma też minusy i to spore.
Przede wszystkim niewykorzystanie możliwości, jakie daje taka fabuła. Można było stworzyć z tego niezłą powieść, życiową, ciekawą, wciągającą, tym bardziej, iż bohaterowie są naprawdę nieźle nakreśleni. Autorka zmarnowała tę szansę. Narracja jest banalna, wydarzenia wsadzone pomiędzy główne punkty fabuły infantylne, przewidywalne, często nierealne.
Nie wyszły sceny miłosne, wyznawanie uczuć, brak namiętności w opisach namiętności, miłości. Sceny przedstawiające miłość fizyczną są po prostu straszne. Wiem, sztuką jest dobrze nakreślić tego typu sceny, ale może czasami po prostu lepiej tego nie robić....
Brak realizmu kilku scen z życia wziętych, jak chociażby pseudo rozmowy kwalifikacyjnej Eweliny. No na miłosierdzie boskie, nikt tak się nie zachowuje. Nie będę pisać dokładnie o co mi chodzi. Dowiecie się tego w trakcie lektury.
Jest jeszcze kilka takich nierealnych scen. Nie chcę o nich wspominać, nie chcę was zniechęcać do lektury tej książki. Ma ona swoje plusy, warto żebyście sami sprawdzili, jak ją odbierzecie.
wtorek, 26 listopada 2019
Trzecia terapia - Danuta Chlupová
Wydawnictwo Novae Res, Moja ocena 2,5/6
Nie ukrywam, rozpoczynając lekturę liczyłam na coś więcej.
Opowieść mająca w tle toksyczne związki, skomplikowane relacje i klątwę dziadka z Auschwitz zapowiadała się nieźle. I wszystko byłoby ok gdyby nie toporna narracja. Brak tej książce ogłady, wygładzenia, polotu, czegoś, co sprawi, iż styl wciągnie, lektura pochłonie. Z równym zaciekawieniem mogłabym czytać listę zakupów, czy książkę telefoniczną. Niestety.
Akcja rozgrywa się w latach 2014-2016 z licznymi retrospekcjami do czasów II wojny światowej i początku PRL-u.
W trakcie urlopu poznają się Grzegorz, który próbuje naprawić relacje z córką i Mathilda, Niemka, na której ciąży cień dziadka SS-mana w obozie w Auschwitz. Oboje mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Nad obojgiem widnieje cień przeszłości, choć w przypadku każdego z nich jest to inne widmo.
I w zasadzie tyle treści. Przez kolejne strony toczy się akcja, która absolutnie mnie nie zainteresowała. Niestety.
Poprzednia książka autorki, Blizna, była świetna, zachwyciła mnie. Trzecia terapia to jej zdecydowane przeciwieństwo.
Mając doskonałą bazę, dobry temat, bazując na wspomnieniach z Auschwitz, na problemie, jakim jest strata bliskiej osoby, próba pogodzenia się z nią oraz fakt, iż ktoś z bliskich był niemieckim zbrodniarzem wojennym, można było stworzyć dobrą, mocną, mądrą książkę, ciekawie pociągnąć temat, umiejętnie pokierować postaciami. I o to mam żal do autorki. O nie wykorzystanie sporych możliwości.
Jak wspomniałam autorka bazuje na obozowych wspomnieniach. Są one jednak bardzo ogólnikowe. Można śmiało stwierdzić, iż Chlupova się po nich po prostu prześlizguje. Brak konkretów, brak faktów, brak nazwisk. Ot slogany, poruszające, ale lakoniczne.
Mathilda ma ogromne poczucie winy z powodu tego, iż jej dziadek był katem w obozie. Sam fakt posiadania kogoś takiego w rodzinie daje ogromne pole do pisarskiego popisu. Nie wykorzystane.
Podobnie, jak ze stratą Grzegorza i jego córki.
Najwięcej jednak do życzenia pozostawia styl pisarski autorki. Jest on przeciwieństwem tego z Blizny. Mam wrażenie jakby te książki pisały dwie różne osoby. Chlupova pisze sztywno, prostym językiem, bez polotu, nudno.
Jestem ogromnie rozczarowana lekturą i żal mi straconych możliwości.
Nie ukrywam, rozpoczynając lekturę liczyłam na coś więcej.
Opowieść mająca w tle toksyczne związki, skomplikowane relacje i klątwę dziadka z Auschwitz zapowiadała się nieźle. I wszystko byłoby ok gdyby nie toporna narracja. Brak tej książce ogłady, wygładzenia, polotu, czegoś, co sprawi, iż styl wciągnie, lektura pochłonie. Z równym zaciekawieniem mogłabym czytać listę zakupów, czy książkę telefoniczną. Niestety.
Akcja rozgrywa się w latach 2014-2016 z licznymi retrospekcjami do czasów II wojny światowej i początku PRL-u.
W trakcie urlopu poznają się Grzegorz, który próbuje naprawić relacje z córką i Mathilda, Niemka, na której ciąży cień dziadka SS-mana w obozie w Auschwitz. Oboje mają za sobą traumatyczne doświadczenia. Nad obojgiem widnieje cień przeszłości, choć w przypadku każdego z nich jest to inne widmo.
I w zasadzie tyle treści. Przez kolejne strony toczy się akcja, która absolutnie mnie nie zainteresowała. Niestety.
Poprzednia książka autorki, Blizna, była świetna, zachwyciła mnie. Trzecia terapia to jej zdecydowane przeciwieństwo.
Mając doskonałą bazę, dobry temat, bazując na wspomnieniach z Auschwitz, na problemie, jakim jest strata bliskiej osoby, próba pogodzenia się z nią oraz fakt, iż ktoś z bliskich był niemieckim zbrodniarzem wojennym, można było stworzyć dobrą, mocną, mądrą książkę, ciekawie pociągnąć temat, umiejętnie pokierować postaciami. I o to mam żal do autorki. O nie wykorzystanie sporych możliwości.
Jak wspomniałam autorka bazuje na obozowych wspomnieniach. Są one jednak bardzo ogólnikowe. Można śmiało stwierdzić, iż Chlupova się po nich po prostu prześlizguje. Brak konkretów, brak faktów, brak nazwisk. Ot slogany, poruszające, ale lakoniczne.
Mathilda ma ogromne poczucie winy z powodu tego, iż jej dziadek był katem w obozie. Sam fakt posiadania kogoś takiego w rodzinie daje ogromne pole do pisarskiego popisu. Nie wykorzystane.
Podobnie, jak ze stratą Grzegorza i jego córki.
Najwięcej jednak do życzenia pozostawia styl pisarski autorki. Jest on przeciwieństwem tego z Blizny. Mam wrażenie jakby te książki pisały dwie różne osoby. Chlupova pisze sztywno, prostym językiem, bez polotu, nudno.
Jestem ogromnie rozczarowana lekturą i żal mi straconych możliwości.
poniedziałek, 25 listopada 2019
Znikająca ziemia - Julia Phillips
Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Znikająca ziemia Julii Phillips to dobrze napisany miks thrillera, elementów kryminału i niezłej powieści socjologiczno-obyczajowej. Autorka bardzo zręcznie opowiada o pewnej zapomnianej krainie w głębi Rosji jaką jest Kamczatka i ludziach, którzy tam mieszkają.
Ludzie ci mają wszędzie daleko. Ich ląd, Kamczatka oddalony jest od stolicy kraju Moskwy o 9 godzin lotu samolotem. Ogromna odległość, więcej niż z jednego krańca Europy na drugi. Jak się żyje w takim miejscu? Kto przybywa tam z wyboru? Może to ci, którzy pragną się przed czymś ukryć? Czy łatwo tam zniknąć, zaszyć się, a może łatwo popełnić przestępstwo.
Odpowiedzi na te i kilka innych pytań szukamy bazując na treści książki, którą jest zaginięcie dwóch sióstr, Sofii i Alony. Dziewczynki pewnego dnia wyszły na spacer i już z niego nie wróciły. Co się wydarzyło?
Cala okolica szuka dzieci, póżniej cały kraj. Czy dziewczynki się odnajdą?
Kolejne rozdziały to kolejne miesiące poszukiwania zaginionych. Bardzo zręcznie zostało to potraktowane. W kolejne rozdziały zostały wplecione dzieje kolejnych osób, nowych męźczyzn, kobiet, dzieci. Wszyscy oni są mieszkańcami dalekiej Kamczatki. Różni ich wszystko, łączy ten odległy półwysep. Na szczególną uwagę zasługują portrety psychologiczne tych osób. Majstersztyk.
Co istotne, każdy miesiąc, każda kolejna odsłona, nowy rozdział to los nowej osoby. Kolejne miesiące-rozdziały nie zlewają się ze sobą, są oddzielną całością, a jednocześnie integralna częścią książki. Doskonale dopracowane założenie.
Świetnie nakreślony jest także duszny, otaczający ze wszystkich stron, nieomal klaustrofobiczny klimat kamczackiej osady. Do tego dochodzi towarzyszące nam od początku uczucie niepokoju, momentami do bólu obezwładniające. Całość dopracowana w każdym szczególe.
Znikająca ziemia to dobra, dopracowana w każdym calu, poruszająca powieść. Momentami jest ona nawet szokująca. Porusza zarówno samo porwanie dziewczynek, jak i dołączane w kolejnych rozdziałach historie kamczackich outsiderów. Szokuje życie w tym miejscu, traktowanie tam kobiet, porusza i budzi sprzeciw życie kobiet w tamtej części Rosji.
W trakcie lektury w czytelniku budzą się najrozmaitsze emocje, które nie gasną i buzują aż do końca lektury.
Bardzo dobra, niezwykła, nietuzinkowa powieść, doskonałe studium ludzkiej samotności, niezgrania się oczekiwań, roszczeń z rzeczywistością, takich, a nie innych postaw ludzkich.
Znikająca ziemia to debiut literacki Julii Phillips, bardzo dobry debiut, który zasługuje na Nagrodę Bookera, do której został nominowany.
Polecam.
Znikająca ziemia Julii Phillips to dobrze napisany miks thrillera, elementów kryminału i niezłej powieści socjologiczno-obyczajowej. Autorka bardzo zręcznie opowiada o pewnej zapomnianej krainie w głębi Rosji jaką jest Kamczatka i ludziach, którzy tam mieszkają.
Ludzie ci mają wszędzie daleko. Ich ląd, Kamczatka oddalony jest od stolicy kraju Moskwy o 9 godzin lotu samolotem. Ogromna odległość, więcej niż z jednego krańca Europy na drugi. Jak się żyje w takim miejscu? Kto przybywa tam z wyboru? Może to ci, którzy pragną się przed czymś ukryć? Czy łatwo tam zniknąć, zaszyć się, a może łatwo popełnić przestępstwo.
Odpowiedzi na te i kilka innych pytań szukamy bazując na treści książki, którą jest zaginięcie dwóch sióstr, Sofii i Alony. Dziewczynki pewnego dnia wyszły na spacer i już z niego nie wróciły. Co się wydarzyło?
Cala okolica szuka dzieci, póżniej cały kraj. Czy dziewczynki się odnajdą?
Kolejne rozdziały to kolejne miesiące poszukiwania zaginionych. Bardzo zręcznie zostało to potraktowane. W kolejne rozdziały zostały wplecione dzieje kolejnych osób, nowych męźczyzn, kobiet, dzieci. Wszyscy oni są mieszkańcami dalekiej Kamczatki. Różni ich wszystko, łączy ten odległy półwysep. Na szczególną uwagę zasługują portrety psychologiczne tych osób. Majstersztyk.
Co istotne, każdy miesiąc, każda kolejna odsłona, nowy rozdział to los nowej osoby. Kolejne miesiące-rozdziały nie zlewają się ze sobą, są oddzielną całością, a jednocześnie integralna częścią książki. Doskonale dopracowane założenie.
Świetnie nakreślony jest także duszny, otaczający ze wszystkich stron, nieomal klaustrofobiczny klimat kamczackiej osady. Do tego dochodzi towarzyszące nam od początku uczucie niepokoju, momentami do bólu obezwładniające. Całość dopracowana w każdym szczególe.
Znikająca ziemia to dobra, dopracowana w każdym calu, poruszająca powieść. Momentami jest ona nawet szokująca. Porusza zarówno samo porwanie dziewczynek, jak i dołączane w kolejnych rozdziałach historie kamczackich outsiderów. Szokuje życie w tym miejscu, traktowanie tam kobiet, porusza i budzi sprzeciw życie kobiet w tamtej części Rosji.
W trakcie lektury w czytelniku budzą się najrozmaitsze emocje, które nie gasną i buzują aż do końca lektury.
Bardzo dobra, niezwykła, nietuzinkowa powieść, doskonałe studium ludzkiej samotności, niezgrania się oczekiwań, roszczeń z rzeczywistością, takich, a nie innych postaw ludzkich.
Znikająca ziemia to debiut literacki Julii Phillips, bardzo dobry debiut, który zasługuje na Nagrodę Bookera, do której został nominowany.
Polecam.
piątek, 22 listopada 2019
Żmijowisko - Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Inny, ale nadal bardzo dobry Chmielarz w akcji.
Autor przyzwyczaił nas do tego, iż jego książki to kryminały, a których akcja na ogół pędzi, czasami, sporadycznie tylko zwalniając.
Żmijowisko jest inne i nie każdemu musi to przypaść do gustu. Mnie spodobało się i to bardzo. Przede wszystkim to powieść, obyczajowa, socjologiczna, społeczna z mocnym motywem psychologicznego thrillera. To opowieść o rozpadzie rodziny, przyjaźni, utracie bezpiecznego świata, porażkach, zawiedzeniu się na ludziach, ale i o tym co daje siłę napędową, co ważne. Żmijowisko jest bardzo mocno osadzone w polskich realiach, w niektórych momentach można przedstawiony świat, otoczenie bohaterów, ich zachowanie określić jako typowe polskie piekiełko. Chmielarz doskonale nakreślił świat, jaki większość spotka na wyciągniecie ręki, świat, w którym gro z nas odnajdzie sporą część siebie, choć rzadko kto się do tego przyzna. Polskie teksty, polskie realia, polski dom, polskie opowieści, nawet muzyka, wygląd domku to wszystko sprawia, iż na swój sposób czujemy się w tej lekturze bezpieczni, otoczeni swojską polskością, ale także odrobinę podminowani, przestraszeni, zaniepokojeni, a na pewno zaintrygowani. Żmijowisko to także opowieść przepełniona uczuciami, tymi złymi, bardzo złymi, najgorszymi, ale i będącymi zwiastunem czegoś dobrego, nadziei. Z pewnością w książce brak uczuć obojętnych. Jest za to genialny obrazek polskiego społeczeństwa i tego, co sami potrafimy zrobić w imię dobra, miłości, przyjaźni... Atutem są także świetnie nakreśleni bohaterowie, zarówno ci główni, jak i drugoplanowi pojawiający się w książce na chwilę. Tekst, bohaterowie, wydarzenia wzbudzają skrajne emocje, nikogo nie pozostawią obojętnym. Można tej książki nie lubić, można ją pokochać, ale z pewnością nie pozostanie się wobec niej obojętnym. Przemiany w ludziach, odkrywanie krok po kroku tajemnic, to jak ewoluuje postać, jak zmienia się zachowanie, podejście do tematu, jak przeobrażają się ludzkie reakcje ukazane na tle powrotu do dramatycznych wydarzeń sprzed roku. Świetna lektura choć potrzeba kilku chwil żeby wniknąć w jej klimat. Warto. Polecam.
Recenzje innych książek Chmielarza:
Rana
Cienie
Wampir
Przejęcie
Farma lalek
Podpalacz
Inny, ale nadal bardzo dobry Chmielarz w akcji.
Autor przyzwyczaił nas do tego, iż jego książki to kryminały, a których akcja na ogół pędzi, czasami, sporadycznie tylko zwalniając.
Żmijowisko jest inne i nie każdemu musi to przypaść do gustu. Mnie spodobało się i to bardzo. Przede wszystkim to powieść, obyczajowa, socjologiczna, społeczna z mocnym motywem psychologicznego thrillera. To opowieść o rozpadzie rodziny, przyjaźni, utracie bezpiecznego świata, porażkach, zawiedzeniu się na ludziach, ale i o tym co daje siłę napędową, co ważne. Żmijowisko jest bardzo mocno osadzone w polskich realiach, w niektórych momentach można przedstawiony świat, otoczenie bohaterów, ich zachowanie określić jako typowe polskie piekiełko. Chmielarz doskonale nakreślił świat, jaki większość spotka na wyciągniecie ręki, świat, w którym gro z nas odnajdzie sporą część siebie, choć rzadko kto się do tego przyzna. Polskie teksty, polskie realia, polski dom, polskie opowieści, nawet muzyka, wygląd domku to wszystko sprawia, iż na swój sposób czujemy się w tej lekturze bezpieczni, otoczeni swojską polskością, ale także odrobinę podminowani, przestraszeni, zaniepokojeni, a na pewno zaintrygowani. Żmijowisko to także opowieść przepełniona uczuciami, tymi złymi, bardzo złymi, najgorszymi, ale i będącymi zwiastunem czegoś dobrego, nadziei. Z pewnością w książce brak uczuć obojętnych. Jest za to genialny obrazek polskiego społeczeństwa i tego, co sami potrafimy zrobić w imię dobra, miłości, przyjaźni... Atutem są także świetnie nakreśleni bohaterowie, zarówno ci główni, jak i drugoplanowi pojawiający się w książce na chwilę. Tekst, bohaterowie, wydarzenia wzbudzają skrajne emocje, nikogo nie pozostawią obojętnym. Można tej książki nie lubić, można ją pokochać, ale z pewnością nie pozostanie się wobec niej obojętnym. Przemiany w ludziach, odkrywanie krok po kroku tajemnic, to jak ewoluuje postać, jak zmienia się zachowanie, podejście do tematu, jak przeobrażają się ludzkie reakcje ukazane na tle powrotu do dramatycznych wydarzeń sprzed roku. Świetna lektura choć potrzeba kilku chwil żeby wniknąć w jej klimat. Warto. Polecam.
Recenzje innych książek Chmielarza:
Rana
Cienie
Wampir
Przejęcie
Farma lalek
Podpalacz
czwartek, 21 listopada 2019
Szeptacz - Alex North
Wydawnictwo Muza, Moja ocena 2,5/6
Szeptacz mnie rozczarował, bardzo. Wydawnictwo w promocję włożyło wiele wysiłku i pieniędzy. Niestety, ale mega marketing rozbudza apetyt czytelników. I wszystko ok, jeżeli książka ma dobry, wysoki poziom.
Gorzej jeżeli jest tak jak z Szeptaczem.
Po pierwsze, i to najważniejsze, to nie jest horror ani thriller, to bardziej historia kryminalna z jakimiś ja wiem...elementami obyczajowymi. Żeby chociaż to była historia kryminalna dobrze poprowadzona. Niestety...śledztwo prowadzi dwóch kiepskich policjantów, pozostałych to w ogóle nie obchodzi. Do tego to dochodzenie jest tak nędzne, tak niefachowe, że szkoda o nim wspominać.
Na plan pierwszy wysuwa się historia zrozpaczonego ojca i jego zaniedbanego emocjonalnie syna. Chwyta za gardło, sprawia, iż odwracamy kolejne kartki żeby dowiedzieć się co dalej. Obaj próbują sobie poradzić z wielka stratą jaka stała się ich udziałem. I byłoby wszystko ok, gdyby autor poszedł tym tropem. Mogłaby z tego powstać niezła historia obyczajowa. Historia ojca i syna, ich przeżyć, wzajemnych relacji jest naprawdę ciekawa, mocna i dająca wiele możliwości.
Tymczasem North dodał do tego tajemniczego porywacza z jego podobno (bo ja tego nie doświadczyłam) przerażającym szeptem. Szept miał być, ba wg. wielu innych recenzentów jest przerażający (wg. mnie jest śmieszny) dla mnie jest zbędny, infantylny, groteskowy.
Ten element w ogóle mi nie psuje do pozostałej części książki. Wyraźnie mi to odstaje od historii ojca i syna. Jakby to były dwie zupełnie różne opowieści doklejone do siebie.
Cała opowieść jest ukazana z kilku perspektyw, ma sporo zagadek, niejasności, które tak naprawdę nie zostają do końca wyjaśnione, a o których można powiedzieć/ napisać jedno...gdzieś o tym już czytałam, skądś to znam.
Poza tym po trochę więcej niż połowie książki następuje jakby zmiana stylu pisarstwa. Uczucie jest mocne i odnosiłam wrażenie jakby ktoś zupełnie inny napisał drugą część książki. O całkowitym braku grozy i elementów thriller nie wspomnę.
Książka nuży, irytuje, ciągnie się, jak przysłowiowe flaki z olejem, brak najmniejszego napięcia o elementach grozy nie wspominając.
Jeszcze gorzej jest z zakończeniem. Jest tak kiepskie, że aż żal. Z niesamowitym zdziwieniem czytam zachwyty blogerów nad zaskakującym, szokującym finałem historii. Matko, chyba czytaliśmy zupełnie różne książki.
Największe pretensje mam do autora o zmarnowany potencjał. Pójście w historię obyczajową byłoby doskonałym ruchem, dawało olbrzymie możliwości. A tak...szkoda pisać.
Po raz kolejny potwierdziła się moja teoria, im bardziej agresywny marketing, im głośniej o jakiejś książce tym bardziej żałosna treść, tym większe rozczarowanie.
Szeptacz mnie rozczarował, bardzo. Wydawnictwo w promocję włożyło wiele wysiłku i pieniędzy. Niestety, ale mega marketing rozbudza apetyt czytelników. I wszystko ok, jeżeli książka ma dobry, wysoki poziom.
Gorzej jeżeli jest tak jak z Szeptaczem.
Po pierwsze, i to najważniejsze, to nie jest horror ani thriller, to bardziej historia kryminalna z jakimiś ja wiem...elementami obyczajowymi. Żeby chociaż to była historia kryminalna dobrze poprowadzona. Niestety...śledztwo prowadzi dwóch kiepskich policjantów, pozostałych to w ogóle nie obchodzi. Do tego to dochodzenie jest tak nędzne, tak niefachowe, że szkoda o nim wspominać.
Na plan pierwszy wysuwa się historia zrozpaczonego ojca i jego zaniedbanego emocjonalnie syna. Chwyta za gardło, sprawia, iż odwracamy kolejne kartki żeby dowiedzieć się co dalej. Obaj próbują sobie poradzić z wielka stratą jaka stała się ich udziałem. I byłoby wszystko ok, gdyby autor poszedł tym tropem. Mogłaby z tego powstać niezła historia obyczajowa. Historia ojca i syna, ich przeżyć, wzajemnych relacji jest naprawdę ciekawa, mocna i dająca wiele możliwości.
Tymczasem North dodał do tego tajemniczego porywacza z jego podobno (bo ja tego nie doświadczyłam) przerażającym szeptem. Szept miał być, ba wg. wielu innych recenzentów jest przerażający (wg. mnie jest śmieszny) dla mnie jest zbędny, infantylny, groteskowy.
Ten element w ogóle mi nie psuje do pozostałej części książki. Wyraźnie mi to odstaje od historii ojca i syna. Jakby to były dwie zupełnie różne opowieści doklejone do siebie.
Cała opowieść jest ukazana z kilku perspektyw, ma sporo zagadek, niejasności, które tak naprawdę nie zostają do końca wyjaśnione, a o których można powiedzieć/ napisać jedno...gdzieś o tym już czytałam, skądś to znam.
Poza tym po trochę więcej niż połowie książki następuje jakby zmiana stylu pisarstwa. Uczucie jest mocne i odnosiłam wrażenie jakby ktoś zupełnie inny napisał drugą część książki. O całkowitym braku grozy i elementów thriller nie wspomnę.
Książka nuży, irytuje, ciągnie się, jak przysłowiowe flaki z olejem, brak najmniejszego napięcia o elementach grozy nie wspominając.
Jeszcze gorzej jest z zakończeniem. Jest tak kiepskie, że aż żal. Z niesamowitym zdziwieniem czytam zachwyty blogerów nad zaskakującym, szokującym finałem historii. Matko, chyba czytaliśmy zupełnie różne książki.
Największe pretensje mam do autora o zmarnowany potencjał. Pójście w historię obyczajową byłoby doskonałym ruchem, dawało olbrzymie możliwości. A tak...szkoda pisać.
Po raz kolejny potwierdziła się moja teoria, im bardziej agresywny marketing, im głośniej o jakiejś książce tym bardziej żałosna treść, tym większe rozczarowanie.
środa, 20 listopada 2019
Ostatni świadek - Liv Constantine
Wydawnictwo Harper Collins, Moja ocena 4-/6
Główna bohaterka, dr Kate English ma wszystko. Nie tylko jest dziedziczką wielkiej fortuny; ma wspaniałego męża i córkę, świetną karierę, piękny, dom. Jednak los udowodni, iż wszystko co bierzemy za pewnik bywa złudne i można to stracić w jednej sekundzie. Pewnej nocy matka Kate zostaje znaleziona martwa, brutalnie zamordowana we własnym domu.
Kobieta nawet przez moment nie przypuszcza, iż to dopiero początek koszmaru, który ją czeka. Tuż po pogrzebie matki Kate otrzymuje smsa z wiadomością, iż ona będzie następna. Brzmi to jak poważna groźba i wzbudza w kobiecie uzasadnioną obawę. To dopiero początek koszmaru, jaki ktoś zgotował Kate. Dlaczego? Co i kto za tym się kryje? To i wiele innych aspektów próbuje wyjaśnić w prowadzonym śledztwie detektyw Frank Anderson z policji hrabstwa Baltimore. Czy mu się to uda? Czy zapobiegnie najgorszemu?
Nie jest to kryminał moich marzeń. Nie jest to najbardziej skomplikowana zagadka. Jednak to dobra lektura kiedy szuka się czegoś lekkiego, relaksującego, nieźle wypełniającego kilak wieczornych godzin. Do tego celu powieść Constantine idealnie się nadaje.
Fabuła jest wciągająca. Całość jest lekko napisana. Czyta się dobrze. Intryga jest niezła, choć nie ukrywam, gdyby autorka bardziej nad nią popracowała byłaby jeszcze lepsza. Można z niej dużo więcej wyciągnąć. Mimo to jest nieźle, lepiej niż się spodziewałam.
Wydarzenia poznajemy na zmianę z perspektywy Kate i jej przyjaciółki Blaire.
Akcja jest szybka, momentami błyskawiczna. Całość przewija się przed naszymi oczyma niczym migawki filmowe. Do tego kilkakrotnie zastosowane przez autorkę, całkiem udane zwroty akcji.
I dałabym książce wyższą ocenę gdyby nie zakończenie. Miałam wrażenie jakby pisała je zupełnie inna osoba. Dramat, po prostu dramat. Ostatnie 30-40 stron to jakaś katastrofa.
Nie wiem, jak można było tak zepsuć finał.
Mimo tego zachęcam was do lektury. Gdy nie potrzebujecie czegoś skomplikowanego do czytania, szukacie lektury łatwej i wciągającej sięgnijcie po Ostatniego świadka. Nie oczekujcie jednak książki na miarę nagrody Pulitzera, a tego czym ta historia jest - dobrego czytadła uprzyjemniającego kilka godzin.
Główna bohaterka, dr Kate English ma wszystko. Nie tylko jest dziedziczką wielkiej fortuny; ma wspaniałego męża i córkę, świetną karierę, piękny, dom. Jednak los udowodni, iż wszystko co bierzemy za pewnik bywa złudne i można to stracić w jednej sekundzie. Pewnej nocy matka Kate zostaje znaleziona martwa, brutalnie zamordowana we własnym domu.
Kobieta nawet przez moment nie przypuszcza, iż to dopiero początek koszmaru, który ją czeka. Tuż po pogrzebie matki Kate otrzymuje smsa z wiadomością, iż ona będzie następna. Brzmi to jak poważna groźba i wzbudza w kobiecie uzasadnioną obawę. To dopiero początek koszmaru, jaki ktoś zgotował Kate. Dlaczego? Co i kto za tym się kryje? To i wiele innych aspektów próbuje wyjaśnić w prowadzonym śledztwie detektyw Frank Anderson z policji hrabstwa Baltimore. Czy mu się to uda? Czy zapobiegnie najgorszemu?
Nie jest to kryminał moich marzeń. Nie jest to najbardziej skomplikowana zagadka. Jednak to dobra lektura kiedy szuka się czegoś lekkiego, relaksującego, nieźle wypełniającego kilak wieczornych godzin. Do tego celu powieść Constantine idealnie się nadaje.
Fabuła jest wciągająca. Całość jest lekko napisana. Czyta się dobrze. Intryga jest niezła, choć nie ukrywam, gdyby autorka bardziej nad nią popracowała byłaby jeszcze lepsza. Można z niej dużo więcej wyciągnąć. Mimo to jest nieźle, lepiej niż się spodziewałam.
Wydarzenia poznajemy na zmianę z perspektywy Kate i jej przyjaciółki Blaire.
Akcja jest szybka, momentami błyskawiczna. Całość przewija się przed naszymi oczyma niczym migawki filmowe. Do tego kilkakrotnie zastosowane przez autorkę, całkiem udane zwroty akcji.
I dałabym książce wyższą ocenę gdyby nie zakończenie. Miałam wrażenie jakby pisała je zupełnie inna osoba. Dramat, po prostu dramat. Ostatnie 30-40 stron to jakaś katastrofa.
Nie wiem, jak można było tak zepsuć finał.
Mimo tego zachęcam was do lektury. Gdy nie potrzebujecie czegoś skomplikowanego do czytania, szukacie lektury łatwej i wciągającej sięgnijcie po Ostatniego świadka. Nie oczekujcie jednak książki na miarę nagrody Pulitzera, a tego czym ta historia jest - dobrego czytadła uprzyjemniającego kilka godzin.
wtorek, 19 listopada 2019
Prezent - Sebastian Fitzek
Wydawnictwo Amber, Moja ocena 5,5/6
Kolejny thriller niemieckiego mistrza psychothrillera jaki miałam okazję przeczytać.
Z Fitzkiem jest tak, zaczyna się powoli, spokojnie, nic, absolutnie nic nie zapowiada tego, co będzie dalej. Przeczytałam wszystkie książki tego autora i zawsze daję się na to nabrać :)
Zaczynam lekturę, obiecuję sobie...tylko kilkanaście stron. I co? Odkładam dopiero jak skończę czytać. Ehhhh...
Z Prezentem jest dokładnie tak samo.
Głównym bohaterem jest zwyczajny niezwyczajny mężczyzna, Milan Berg, kiedyś złodziej, teraz próbujący związać końce życia, całkowity analfabeta, a przy tym człowiek genialny z wieloma niebywałymi zdolnościami. Pewnego dnia Milan siedzi na rowerze, zatrzymuje się na światłach, kiedy nagle obok widzi samochód. Na tylnym siedzeniu przerażona dziewczynka rozpaczliwie przyciska do szyby zapisaną kartkę. Wołanie o pomoc? Milan nie może jej odczytać. Jak już wiemy jest analfabetą. Jednak coś każe mu pędzić ile sił za tym samochodem. Dociera do tajemniczego domu, widzi dziewczynkę, mężczyznę, kobietę, psa...ot zwyczajna rodzina. Ale coś mu nie pasuje. Przeczucie mówi mu jednak, że dziewczynka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie
Wraca do pracy. Po kilku godzinach tknięty przeczuciem wraz z przyjaciółką powraca do tajemniczego domu. Jakie jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, ze dom jest pusty, wystawiony na sprzedaż. W środku budynku są warstwy kurzu, przykryte, zdezelowane meble i ten charakterystyczny zapach dawno nie wietrzonych pomieszczeń.
Nagle dzwoni telefon. Milan odbiera i to jest początek rollercostera wydarzeń, które za moment się rozpoczną... Co nastąpi dalej? Tego wam nie zdradzę. Gwarantuję, że tempo akcji was zaskoczy, pochłonie, a wyobraźnia autora porwie i wielokrotnie zaskoczy.
Dodam tylko, że Milan rozpocznie rozpaczliwą i szaleńczą podróż, która prowadzi go w głąb własnej przeszłości.
Świetne pomysły, błyskawiczne tempo akcji, co chwila umiejętnie podkręcane napięcie, sprawianie, iż czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne strony i krótkie niczym błysk flesza rozdziały, to znak charakterystyczny prozy niemieckiego autora i to, co najbardziej pochłania w Prezencie.
Książka jest ostra, zaskakująca, brutalna, dla Fitzka nie ma tabu. Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdym nowym wydarzeniem jest ostrzej, mocniej, bardziej ponuro i wynaturzenie. Gwarantuję wam doskonałą, pełną napięcia rozrywkę.
Sama układanka, którą musi rozwikłać Milan jest maksymalnie zagmatwana, niejasna i momentami sprawia wrażenie chorych urojeń bardzo wynaturzonego umysłu.
Polecam. Jednak na lekturę zarezerwujcie sobie kilka wolnych godzin. Z pewnością gdy już zaczniecie czytać, nie odłożycie książki aż do ostatniej strony.
Kolejny thriller niemieckiego mistrza psychothrillera jaki miałam okazję przeczytać.
Z Fitzkiem jest tak, zaczyna się powoli, spokojnie, nic, absolutnie nic nie zapowiada tego, co będzie dalej. Przeczytałam wszystkie książki tego autora i zawsze daję się na to nabrać :)
Zaczynam lekturę, obiecuję sobie...tylko kilkanaście stron. I co? Odkładam dopiero jak skończę czytać. Ehhhh...
Z Prezentem jest dokładnie tak samo.
Głównym bohaterem jest zwyczajny niezwyczajny mężczyzna, Milan Berg, kiedyś złodziej, teraz próbujący związać końce życia, całkowity analfabeta, a przy tym człowiek genialny z wieloma niebywałymi zdolnościami. Pewnego dnia Milan siedzi na rowerze, zatrzymuje się na światłach, kiedy nagle obok widzi samochód. Na tylnym siedzeniu przerażona dziewczynka rozpaczliwie przyciska do szyby zapisaną kartkę. Wołanie o pomoc? Milan nie może jej odczytać. Jak już wiemy jest analfabetą. Jednak coś każe mu pędzić ile sił za tym samochodem. Dociera do tajemniczego domu, widzi dziewczynkę, mężczyznę, kobietę, psa...ot zwyczajna rodzina. Ale coś mu nie pasuje. Przeczucie mówi mu jednak, że dziewczynka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie
Wraca do pracy. Po kilku godzinach tknięty przeczuciem wraz z przyjaciółką powraca do tajemniczego domu. Jakie jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, ze dom jest pusty, wystawiony na sprzedaż. W środku budynku są warstwy kurzu, przykryte, zdezelowane meble i ten charakterystyczny zapach dawno nie wietrzonych pomieszczeń.
Nagle dzwoni telefon. Milan odbiera i to jest początek rollercostera wydarzeń, które za moment się rozpoczną... Co nastąpi dalej? Tego wam nie zdradzę. Gwarantuję, że tempo akcji was zaskoczy, pochłonie, a wyobraźnia autora porwie i wielokrotnie zaskoczy.
Dodam tylko, że Milan rozpocznie rozpaczliwą i szaleńczą podróż, która prowadzi go w głąb własnej przeszłości.
Świetne pomysły, błyskawiczne tempo akcji, co chwila umiejętnie podkręcane napięcie, sprawianie, iż czytelnik z niecierpliwością przewraca kolejne strony i krótkie niczym błysk flesza rozdziały, to znak charakterystyczny prozy niemieckiego autora i to, co najbardziej pochłania w Prezencie.
Książka jest ostra, zaskakująca, brutalna, dla Fitzka nie ma tabu. Z każdym kolejnym rozdziałem, z każdym nowym wydarzeniem jest ostrzej, mocniej, bardziej ponuro i wynaturzenie. Gwarantuję wam doskonałą, pełną napięcia rozrywkę.
Sama układanka, którą musi rozwikłać Milan jest maksymalnie zagmatwana, niejasna i momentami sprawia wrażenie chorych urojeń bardzo wynaturzonego umysłu.
Polecam. Jednak na lekturę zarezerwujcie sobie kilka wolnych godzin. Z pewnością gdy już zaczniecie czytać, nie odłożycie książki aż do ostatniej strony.
poniedziałek, 18 listopada 2019
Lanny - Max Porter
Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5/6
Tytułowy Lanny to mały chłopiec, żyjący z rodzicami w wiosce oddalonej godzinę drogi od Londynu. Wraz z rodzicami prowadzi spokojne, banalne, momentami nawet do bólu nudne życie. Jednak to tylko pozory. Lanny żyje bowiem we własnym świecie, do którego nikt nie ma dostępu. Bez wątpienia Lanny różni się od innych dzieci w swoim wieku. Dużo by można pisać o tym chłopcu. Nie chcę wam odbierać przyjemności i elementu zaskoczenia wynikających z poznania tego niebanalnego młodego człowieka. Nadmienię tylko, że Lanny potrafi na cale godziny zniknąć w pobliskim lesie, gdzie prowadzi rozmowy z naturą. Tak, dobrze czytacie. Lanny słyszy naturę przemawiającą do niego ludzkim głosem.
Już od pierwszej strony Lanny wzbudza zachwyt, ale i zdziwienie. Bez wątpienia jest on wyjątkowym chłopcem. Sprawia wrażenie, jakby zagubił się w wyimaginowanym świecie fantazji. Nikt go nie rozumie. Rówieśnicy na wyciągnięcie ręki w komputerze, tablecie mają co tylko zapragną. Nie potrzebują i nie rozumieją świata, w którym zatraca się Lanny.
Max Porter w tej niezwykłej historii wymieszał fantastykę i realizm. Z jednej strony obserwujemy chłopca, jego otoczenie, pędzącego wiecznie ojca, zatroskaną matkę, a z drugiej strony wnikamy w tajemny i przedziwny świat, w którym znajdziemy stworzy, jak przedziwny Praszczur Łuskiewnik.
Trudno mi jednoznacznie określić, czy książka podobała mi się czy nie. Z pewnością zadziwiła mnie, zaskoczyła. Była to lektura trudna, wymagająca uruchomienia szarych komórek, zrozumienia i zaakceptowania licznych porównań, metafor, dziwnej narracji, zaakceptowania dziwnego świata, w którym doskonale czuje się mały chłopiec.
Zaskoczyła mnie także ogromna wyobrażnia autora. Porter puścił wodze fantazji.
Książka nie jest gruba, liczy zaledwie 220 stron. Ot lektura na jeden wieczór. Jednak liczne zabiegi literackie, trudna wymowa książki, fantazja, jaką posłużył się autor, ogromny ładunek emocjonalny sprawiają, iż czyta się ją powoli, trudno, z namysłem, często wracając do raz przeczytanych zdań.
Nigdy wcześniej nie czytałam takiej książki. Polecam ją każdemu, kto lubi inną, dobrą, dopracowaną literaturę. Gwarantuję, iż będziecie zaskoczeni, może nawet zachwyceni. Każdy może tę lekturę odebrać inaczej. I na tym min. polega jej urok.
Tytułowy Lanny to mały chłopiec, żyjący z rodzicami w wiosce oddalonej godzinę drogi od Londynu. Wraz z rodzicami prowadzi spokojne, banalne, momentami nawet do bólu nudne życie. Jednak to tylko pozory. Lanny żyje bowiem we własnym świecie, do którego nikt nie ma dostępu. Bez wątpienia Lanny różni się od innych dzieci w swoim wieku. Dużo by można pisać o tym chłopcu. Nie chcę wam odbierać przyjemności i elementu zaskoczenia wynikających z poznania tego niebanalnego młodego człowieka. Nadmienię tylko, że Lanny potrafi na cale godziny zniknąć w pobliskim lesie, gdzie prowadzi rozmowy z naturą. Tak, dobrze czytacie. Lanny słyszy naturę przemawiającą do niego ludzkim głosem.
Już od pierwszej strony Lanny wzbudza zachwyt, ale i zdziwienie. Bez wątpienia jest on wyjątkowym chłopcem. Sprawia wrażenie, jakby zagubił się w wyimaginowanym świecie fantazji. Nikt go nie rozumie. Rówieśnicy na wyciągnięcie ręki w komputerze, tablecie mają co tylko zapragną. Nie potrzebują i nie rozumieją świata, w którym zatraca się Lanny.
Max Porter w tej niezwykłej historii wymieszał fantastykę i realizm. Z jednej strony obserwujemy chłopca, jego otoczenie, pędzącego wiecznie ojca, zatroskaną matkę, a z drugiej strony wnikamy w tajemny i przedziwny świat, w którym znajdziemy stworzy, jak przedziwny Praszczur Łuskiewnik.
Trudno mi jednoznacznie określić, czy książka podobała mi się czy nie. Z pewnością zadziwiła mnie, zaskoczyła. Była to lektura trudna, wymagająca uruchomienia szarych komórek, zrozumienia i zaakceptowania licznych porównań, metafor, dziwnej narracji, zaakceptowania dziwnego świata, w którym doskonale czuje się mały chłopiec.
Zaskoczyła mnie także ogromna wyobrażnia autora. Porter puścił wodze fantazji.
Książka nie jest gruba, liczy zaledwie 220 stron. Ot lektura na jeden wieczór. Jednak liczne zabiegi literackie, trudna wymowa książki, fantazja, jaką posłużył się autor, ogromny ładunek emocjonalny sprawiają, iż czyta się ją powoli, trudno, z namysłem, często wracając do raz przeczytanych zdań.
Nigdy wcześniej nie czytałam takiej książki. Polecam ją każdemu, kto lubi inną, dobrą, dopracowaną literaturę. Gwarantuję, iż będziecie zaskoczeni, może nawet zachwyceni. Każdy może tę lekturę odebrać inaczej. I na tym min. polega jej urok.
piątek, 15 listopada 2019
Grypa. Sto lat walki - Jeremy Brown
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Moja ocena 5/6
Grypa, jedna z najpopularniejszy, najbardziej lekceważonych i najgrożniejszych w swoich powikłaniach chorób. Objawy takie, jak dreszcze, gorączka, łamanie w kościach zna każdy. Nie znamy za to dziejów tej choroby, walki ludzi z nią. Warto uzupełnić swoją wiedzę. Warto przeczytać tę książkę.
Książka w sposób lekki, acz nie infantylny, konkretny, fascynujący, a zarazem przystępny ukazuje historię jednej z najbardziej śmiertelnych chorób na świecie, jej pandemie, walkę z nią.
Jest to bardzo ciekawie napisana historia grypy, od wielkiej pandemii w 1918 roku poczynając, aż po najnowsze ataki wirusa grypy.
Autor, amerykański lekarz i dziennikarz, interesująco opisuje odkrycie i wskrzeszenie wirusa pochodzącego z zamrożonych ciał ofiar epidemii 1918 roku, opowiada o historii wirusa poczynając od okresu antyku, na współczesności kończąc. Omawia kontrowersje związane ze szczepionkami i lekami przeciwwirusowymi. Opowiada o sukcesach i porażkach lekarzy, badaczy. Snuje także teorie dot. pandemii, która nie wiadomo dokładnie kiedy, ale na 100% się pojawi. Autor wyjaśnia także różnicę między epidemią a pandemią i zastanawia się, czy jesteśmy gotowi na następną epidemię
Całość napisana lekkim językiem, ciekawie, w sposób przypominający fascynujący kryminał, wciągające śledztwo, w którym tropionymi są wirusy grypy, zbrodniarze uciekający ludziom przez kolejne stulecia.
Będąc Amerykaninem, autor patrzy na całość zjawiska głównie przez pryzmat amerykańskich badań, fal zachorowań w USA etc. Porównania, przykłady też pochodzą głównie z amerykańskiego podwórka. Np. związek meczów Super Bowl z liczbą zachorowań na grypę. Niemniej jest to ciekawa, doskonale napisana i warta przeczytania książka. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po nią i razem z Jeremym Brownem kroczenia przez kolejne stulecia szlakiem wirusa grypy. Doskonała lektura szczególnie w okresie jesienno-zimowym, czasie największych zachorowań na grypę.
Grypa, jedna z najpopularniejszy, najbardziej lekceważonych i najgrożniejszych w swoich powikłaniach chorób. Objawy takie, jak dreszcze, gorączka, łamanie w kościach zna każdy. Nie znamy za to dziejów tej choroby, walki ludzi z nią. Warto uzupełnić swoją wiedzę. Warto przeczytać tę książkę.
Książka w sposób lekki, acz nie infantylny, konkretny, fascynujący, a zarazem przystępny ukazuje historię jednej z najbardziej śmiertelnych chorób na świecie, jej pandemie, walkę z nią.
Jest to bardzo ciekawie napisana historia grypy, od wielkiej pandemii w 1918 roku poczynając, aż po najnowsze ataki wirusa grypy.
Autor, amerykański lekarz i dziennikarz, interesująco opisuje odkrycie i wskrzeszenie wirusa pochodzącego z zamrożonych ciał ofiar epidemii 1918 roku, opowiada o historii wirusa poczynając od okresu antyku, na współczesności kończąc. Omawia kontrowersje związane ze szczepionkami i lekami przeciwwirusowymi. Opowiada o sukcesach i porażkach lekarzy, badaczy. Snuje także teorie dot. pandemii, która nie wiadomo dokładnie kiedy, ale na 100% się pojawi. Autor wyjaśnia także różnicę między epidemią a pandemią i zastanawia się, czy jesteśmy gotowi na następną epidemię
Całość napisana lekkim językiem, ciekawie, w sposób przypominający fascynujący kryminał, wciągające śledztwo, w którym tropionymi są wirusy grypy, zbrodniarze uciekający ludziom przez kolejne stulecia.
Będąc Amerykaninem, autor patrzy na całość zjawiska głównie przez pryzmat amerykańskich badań, fal zachorowań w USA etc. Porównania, przykłady też pochodzą głównie z amerykańskiego podwórka. Np. związek meczów Super Bowl z liczbą zachorowań na grypę. Niemniej jest to ciekawa, doskonale napisana i warta przeczytania książka. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po nią i razem z Jeremym Brownem kroczenia przez kolejne stulecia szlakiem wirusa grypy. Doskonała lektura szczególnie w okresie jesienno-zimowym, czasie największych zachorowań na grypę.
środa, 13 listopada 2019
Kobieta w mroku - Vanessa Savage
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 4/6
Po śmierci matki główna bohaterka Sarah popada w depresję i przedawkowuje tabletki nasenne. Choć twierdzi, że to był wypadek, jej mąż Patrick i ich nastoletnie dzieci, nie są pewni czy mogą jej wierzyć. Patrick postanawia zacząć ich wspólne życie od nowa. Receptą ma być nowe miejsce, nowe otoczenie, nowy dom. Okazuje się, że dom w którym mieszkał jako dziecko, właśnie wystawiono na sprzedaż. Wspaniale wspomnienia z dzieciństwa pomagają podjąć decyzję. Rodzina decyduje się na zmienię otoczenie, rozpoczęcie nowego życia. Jednak jest jedno ale... cena nieruchomości jest zaskakująco niska, a umowa ma haczyk. Jaki? Tego nie zdradzę. Dowiecie się w trakcie lektury tej książki.
W treść trudno się wczytać. Irytowała mnie na początku narracja w pierwszej osobie. Trudno było mi się przyzwyczaić. Jednak gdy do tego przywykłam lektura była sporą przyjemnością.
Największym plusem są mroczny klimat książki i powolne budowanie napięcia i podkręcanie atmosfery narastającej grozy. Cały czas w podświadomości drzemie pytanie, czy
Patrick, Sarah, Mia i Joe będą jeszcze szczęśliwą rodziną.
Cały główny wątek jest umiejętnie poprowadzony. Trudno jest wytypować tę jedną, konkretną osobę, która stoi za całością wydarzeń. Kilkakrotnie miałam swoje typy i niestety nie sprawdziły się one. Pod tym względem autorka wywiodła mnie w pole.
Na minus zasługuje mega irytująca główna bohaterka. Biorę poprawkę na jej trudne przeżycia, traumatyczne doświadczenia. Jednak wszystko ma swoje granice. Autorce udało się stworzyć postać infantylną, rozkojarzona, jakąś taką niedorobioną, taką którą ma się ochotę co chwila mocno potrząsnąć. Sarah niesamowicie mnie irytowała i to uczucie nie minęło do końca lektury.
Postać Sarah i samo zakończenie obniżyły moją ocenę.
Jeżeli chodzi o zakończenie to miałam wrażenie jakby pisał je inny autor. Zupełnie nie pasujące do pozostałej części książki. A szkoda. Gdyby zakończenie było inne, Kobieta w mroku byłaby bardzo dobrym miksem thrillera i powieści grozy.
Mimo nieudanego zakończenia i tak zachęcam do lektury. Warto tej pozycji dać szansę.
Po śmierci matki główna bohaterka Sarah popada w depresję i przedawkowuje tabletki nasenne. Choć twierdzi, że to był wypadek, jej mąż Patrick i ich nastoletnie dzieci, nie są pewni czy mogą jej wierzyć. Patrick postanawia zacząć ich wspólne życie od nowa. Receptą ma być nowe miejsce, nowe otoczenie, nowy dom. Okazuje się, że dom w którym mieszkał jako dziecko, właśnie wystawiono na sprzedaż. Wspaniale wspomnienia z dzieciństwa pomagają podjąć decyzję. Rodzina decyduje się na zmienię otoczenie, rozpoczęcie nowego życia. Jednak jest jedno ale... cena nieruchomości jest zaskakująco niska, a umowa ma haczyk. Jaki? Tego nie zdradzę. Dowiecie się w trakcie lektury tej książki.
W treść trudno się wczytać. Irytowała mnie na początku narracja w pierwszej osobie. Trudno było mi się przyzwyczaić. Jednak gdy do tego przywykłam lektura była sporą przyjemnością.
Zostawił mnie w ciemności. Jestem sama, ale mogę przysiąc, że wokół
słyszę złowrogie szmery, szelesty i szepty. Zamykam oczy, zatykam uszy i
zwijam się w kłębek. To nie był sen. To nigdy nie był sen. (...)
Zdarzenia poznajemy z punktu widzenia 2 osób, Sarah i tajemniczej osoby, której tożsamość do końca pozostaje tajemnicą. Największym plusem są mroczny klimat książki i powolne budowanie napięcia i podkręcanie atmosfery narastającej grozy. Cały czas w podświadomości drzemie pytanie, czy
Patrick, Sarah, Mia i Joe będą jeszcze szczęśliwą rodziną.
Cały główny wątek jest umiejętnie poprowadzony. Trudno jest wytypować tę jedną, konkretną osobę, która stoi za całością wydarzeń. Kilkakrotnie miałam swoje typy i niestety nie sprawdziły się one. Pod tym względem autorka wywiodła mnie w pole.
Na minus zasługuje mega irytująca główna bohaterka. Biorę poprawkę na jej trudne przeżycia, traumatyczne doświadczenia. Jednak wszystko ma swoje granice. Autorce udało się stworzyć postać infantylną, rozkojarzona, jakąś taką niedorobioną, taką którą ma się ochotę co chwila mocno potrząsnąć. Sarah niesamowicie mnie irytowała i to uczucie nie minęło do końca lektury.
Postać Sarah i samo zakończenie obniżyły moją ocenę.
Jeżeli chodzi o zakończenie to miałam wrażenie jakby pisał je inny autor. Zupełnie nie pasujące do pozostałej części książki. A szkoda. Gdyby zakończenie było inne, Kobieta w mroku byłaby bardzo dobrym miksem thrillera i powieści grozy.
Mimo nieudanego zakończenia i tak zachęcam do lektury. Warto tej pozycji dać szansę.
wtorek, 12 listopada 2019
Finlandia. Sisu, sauna i salmiakki - Aleksandra Michta-Juntunen
Wydawnictwo Poznańskie, Moja ocena 5,5/6
Autorka książki, Aleksandra Michta-Juntunen od ponad 10 lat mieszka w Helsinkach. Jest ona podróżniczką, kolekcjonerką fińskich tłumaczeń literatury polskiej oraz pasjonatką dobrej kuchni. Od czterech lat prowadzi bloga Fińskie smaki.
Jest też znawczynią Finlandii, co udowodniła w niniejszej książce.
Autorka przedstawia Finlandię w niezwykle ciekawy sposób. Jej opowieści udowadniają, iż kraj ten to dużo więcej, niż piękna przyroda i sauny.
Michta-Juntunen obala mit kraju idealnego, idyllicznego wręcz, za jaki w oczach wielu osób uchodzi Finlandia. Swoją druga ojczyznę przedstawia, jako kraj wielu przeróżnych zalet, ale i wad.
Jej Finlandia to kraina ukazana bez lukrowania, bez upiększania rzeczywistości, widziana oczyma imigrantki, która żyje w tym kraju od dekady.
Jeżeli oczekujecie przewodnika turystycznego po Finlandii, to nie ta książka. Finlandia. Sisu, sauna i salmiakki to wspaniale napisany reportaż o bliskim, ale jednocześnie dalekim, niezwykle różnorodnym, bardzo różnym, ale i podobnym do Polski kraju.
Autorka opowiada o kraju, o życiu w nim, o blaskach i cieniach, o różnicach na linii Finlandia - Polska, Finlandczyk - Polak, przedstawia fińskie przysmaki kulinarne, obala liczne stereotypy dotyczące tego kraju i jego mieszkańców.
Autorka serwuje nam także sporo ciekawych, będących całkowitymi nowościami informacji na temat Finów i ich ojczyzny. Czytając o kilku kwestiach ze zdziwienia szeroko otwierałam oczy.
Całość napisana ciekawym, lekkim językiem, ubarwiona licznymi zdjęciami. Książkę czyta się, a właściwie pochłania z wielką przyjemnością.
Po lekturze mam plany dot. zwiedzenia Finlandii w najbliższe wakacje. Książka Michty-Juntunen rozbudziła mój apetyt na ten niezwykły kraj. Polecam.
Autorka książki, Aleksandra Michta-Juntunen od ponad 10 lat mieszka w Helsinkach. Jest ona podróżniczką, kolekcjonerką fińskich tłumaczeń literatury polskiej oraz pasjonatką dobrej kuchni. Od czterech lat prowadzi bloga Fińskie smaki.
Jest też znawczynią Finlandii, co udowodniła w niniejszej książce.
Autorka przedstawia Finlandię w niezwykle ciekawy sposób. Jej opowieści udowadniają, iż kraj ten to dużo więcej, niż piękna przyroda i sauny.
Michta-Juntunen obala mit kraju idealnego, idyllicznego wręcz, za jaki w oczach wielu osób uchodzi Finlandia. Swoją druga ojczyznę przedstawia, jako kraj wielu przeróżnych zalet, ale i wad.
Jej Finlandia to kraina ukazana bez lukrowania, bez upiększania rzeczywistości, widziana oczyma imigrantki, która żyje w tym kraju od dekady.
Jeżeli oczekujecie przewodnika turystycznego po Finlandii, to nie ta książka. Finlandia. Sisu, sauna i salmiakki to wspaniale napisany reportaż o bliskim, ale jednocześnie dalekim, niezwykle różnorodnym, bardzo różnym, ale i podobnym do Polski kraju.
Autorka opowiada o kraju, o życiu w nim, o blaskach i cieniach, o różnicach na linii Finlandia - Polska, Finlandczyk - Polak, przedstawia fińskie przysmaki kulinarne, obala liczne stereotypy dotyczące tego kraju i jego mieszkańców.
Autorka serwuje nam także sporo ciekawych, będących całkowitymi nowościami informacji na temat Finów i ich ojczyzny. Czytając o kilku kwestiach ze zdziwienia szeroko otwierałam oczy.
Całość napisana ciekawym, lekkim językiem, ubarwiona licznymi zdjęciami. Książkę czyta się, a właściwie pochłania z wielką przyjemnością.
Po lekturze mam plany dot. zwiedzenia Finlandii w najbliższe wakacje. Książka Michty-Juntunen rozbudziła mój apetyt na ten niezwykły kraj. Polecam.
poniedziałek, 11 listopada 2019
Reset - Krzysztof Domaradzki
Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Reset, to 3. tom serii, której bohaterem jest komisarz Tomasz Kawęcki.
Warto przeczytać wszystkie tomy w kolejności. Są one całością, trylogią, której akcja rozgrywa się w Łodzi. Reset jest doskonałym zamknięciem tej trylogii.
Seryjny morderca, którego tropią policjanci zapadł się pod ziemię. Śledczy są sfrustrowani, mają dosyć. Przestępca wodzi ich za nos i ośmiesza. Czy psychopatyczny przestępca pozostanie bezkarny?
Kto będzie jego ostatnią ofiarą? Chory umysł zabójcy przeraża, ale jednocześnie także na swój sposób fascynuje.
Główny policyjny bohater, Tomek Kawęcki dalej lawiruje między stanami upojenia alkoholowego, a trzeżwością. Jest żle, ba momentami nawet bardzo źle.
A to tylko początek problemów bohaterów serii.
Domaradzki zręcznie prowadzi wątki rozpoczęte w poprzednich tomach. Kończy je świetnie. Żaden mu się nie gubi, nie znika w odmętach fabuły.
Opowiadana historia trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Zakończenie, jak i cala seria, mroczne, ponure, ostre, bezkompromisowe, zaskakujące.
Reset jest mistrzowskim zakończeniem łódzkiej trylogii. Autor w najmniejszym nawet stopniu mnie nie zawiódł.
Brawa Domaradzkiemu należą się za wszystko. Przede wszystkim za niezwykłe przedstawienie Łodzi. To moje miasto rodzinne. Wyjechałam z niego kilka lat temu, nadal odwiedzam i w trylogii jest dokładnie takim, jakie je pamiętam.
Brawa za stworzenie postaci Tomka Kawęckiego. Niewątpliwie jest to jedna z najciekawszych, najbardziej niejednoznacznych postaci we współczesnych polskich kryminałach. Tylko z pozoru jest on ciągle nietrzeżwiejącym policjantem z bagażem doświadczeń. Na początku mor lubiłam go. Jednak im bardziej zaczęłam poznawać, tym więcej rozumiałam, ceniłam jego postawę, trzymałam za niego kciuki.
Na plus zasługują także inne postaci Każda z nich jest doskonale nakreślona, przedstawiona. Ukazane są ich losy, motywacje, to co ich ukształtowało do bycia takimi, a nie innymi. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie seryjnego zabójcy. Majstersztyk.
Wielu mogą razić wulgaryzmy. Jest ich sporo. Są one jednak uzasadnione okolicznościami, przedstawionymi ludźmi, środowiskiem.
Doskonałe, ba idealne zakończenie bez tanich i łzawych momentów, ostre, mocne jak cała trylogia.
Cała trylogia, Detoks, Trans, Reset jest doskonała. Mogę was tylko zachęcić do lektury wszystkich tomów.
Reset, to 3. tom serii, której bohaterem jest komisarz Tomasz Kawęcki.
Warto przeczytać wszystkie tomy w kolejności. Są one całością, trylogią, której akcja rozgrywa się w Łodzi. Reset jest doskonałym zamknięciem tej trylogii.
Seryjny morderca, którego tropią policjanci zapadł się pod ziemię. Śledczy są sfrustrowani, mają dosyć. Przestępca wodzi ich za nos i ośmiesza. Czy psychopatyczny przestępca pozostanie bezkarny?
Kto będzie jego ostatnią ofiarą? Chory umysł zabójcy przeraża, ale jednocześnie także na swój sposób fascynuje.
Główny policyjny bohater, Tomek Kawęcki dalej lawiruje między stanami upojenia alkoholowego, a trzeżwością. Jest żle, ba momentami nawet bardzo źle.
A to tylko początek problemów bohaterów serii.
Domaradzki zręcznie prowadzi wątki rozpoczęte w poprzednich tomach. Kończy je świetnie. Żaden mu się nie gubi, nie znika w odmętach fabuły.
Opowiadana historia trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Zakończenie, jak i cala seria, mroczne, ponure, ostre, bezkompromisowe, zaskakujące.
Reset jest mistrzowskim zakończeniem łódzkiej trylogii. Autor w najmniejszym nawet stopniu mnie nie zawiódł.
Brawa Domaradzkiemu należą się za wszystko. Przede wszystkim za niezwykłe przedstawienie Łodzi. To moje miasto rodzinne. Wyjechałam z niego kilka lat temu, nadal odwiedzam i w trylogii jest dokładnie takim, jakie je pamiętam.
Brawa za stworzenie postaci Tomka Kawęckiego. Niewątpliwie jest to jedna z najciekawszych, najbardziej niejednoznacznych postaci we współczesnych polskich kryminałach. Tylko z pozoru jest on ciągle nietrzeżwiejącym policjantem z bagażem doświadczeń. Na początku mor lubiłam go. Jednak im bardziej zaczęłam poznawać, tym więcej rozumiałam, ceniłam jego postawę, trzymałam za niego kciuki.
Na plus zasługują także inne postaci Każda z nich jest doskonale nakreślona, przedstawiona. Ukazane są ich losy, motywacje, to co ich ukształtowało do bycia takimi, a nie innymi. Szczególnie wyraźnie widać to na przykładzie seryjnego zabójcy. Majstersztyk.
Wielu mogą razić wulgaryzmy. Jest ich sporo. Są one jednak uzasadnione okolicznościami, przedstawionymi ludźmi, środowiskiem.
Doskonałe, ba idealne zakończenie bez tanich i łzawych momentów, ostre, mocne jak cała trylogia.
Cała trylogia, Detoks, Trans, Reset jest doskonała. Mogę was tylko zachęcić do lektury wszystkich tomów.
sobota, 9 listopada 2019
Ramen. Zupa szczęścia i miłości - Tove Nilsson
Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Ramen to japońskie danie składające się z rosołu, makaronu i innych składników w zależności od receptury.
Ramen to obok sushi największy kulinarny towar eksportowy Japonii, który od lat robi furorę na całym świecie.
Ramen nie ma jednego, konkretnego przepisu. Każdy kucharz i serwujący go lokal wymyśla własną recepturę. Wyróżnia się kilkadziesiąt jej typów.
Autorka niniejszej książki, Tove Nilsson jak sama pisze jest od tej zupy wręcz uzależniona.
W książce prezentuje ona kilkanaście przepisów na ramen. Obok nich znajdziemy kolejne receptury na dania, które koło ramen stanowią bazę japońskiej kuchni, np. okonomiyaki, pierożki gyoza i wiele innych.
Każdy przepis jest pięknie ilustrowany. Lekturę ubarwiają także liczne zdjęcia lużniej lub mocniej powiązane z zupą ramen, zdjęcia innych potraw, akcesoriów z japońskiej kuchni, samej Japonii.
Ta książka to kompedium wiedzy o fascynującym fragmencie japońskiej kuchni.
Dzięki Tove Nilsson możemy na pewien czas przenieść się do japońskiej kuchni, na japońskie ulice, wręcz poczuć aromat tej niezwyklej potrawy.
Uznanie dla autorki tym bardziej, iż nie jest ona ani Japonką, ani Azjatką. Jej zafascynowanie ramen, wręcz uzależnienie od tej potrawy przebija z każdej kartki książki.
Największym dla mnie zaskoczeniem był fakt, iż świat zupy ramen jest tak bogaty, różnorodny. Zdawałam sobie sprawę, iż istnieje kilka rodzajów tej potrawy. Jednak to co prezentuje autorka przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Książka wprowadza w doskonały nastrój. Jest jakoś tak bardzo energetycznie i pozytywnie napisana. Jej lektura sprawia, iż już teraz, zaraz ma się ochotę pobiec do kuchni i przygotować ramen, czy inną z zaprezentowanych japońskich potraw.
Wspaniała wyprawa w głąb japońskich kulinariów, japońskiej tradycji.
Japonia to kraj, który od dawna mnie fascynuje. Lektura tej książki była wspaniałą przygodą.
Zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję. Warto. Doskonała lektura dla początkujących w kuchni japońskiej, jak i dla mających pierwsze kroki za sobą.
Ramen to japońskie danie składające się z rosołu, makaronu i innych składników w zależności od receptury.
Ramen to obok sushi największy kulinarny towar eksportowy Japonii, który od lat robi furorę na całym świecie.
Ramen nie ma jednego, konkretnego przepisu. Każdy kucharz i serwujący go lokal wymyśla własną recepturę. Wyróżnia się kilkadziesiąt jej typów.
Autorka niniejszej książki, Tove Nilsson jak sama pisze jest od tej zupy wręcz uzależniona.
W książce prezentuje ona kilkanaście przepisów na ramen. Obok nich znajdziemy kolejne receptury na dania, które koło ramen stanowią bazę japońskiej kuchni, np. okonomiyaki, pierożki gyoza i wiele innych.
Każdy przepis jest pięknie ilustrowany. Lekturę ubarwiają także liczne zdjęcia lużniej lub mocniej powiązane z zupą ramen, zdjęcia innych potraw, akcesoriów z japońskiej kuchni, samej Japonii.
Ta książka to kompedium wiedzy o fascynującym fragmencie japońskiej kuchni.
Dzięki Tove Nilsson możemy na pewien czas przenieść się do japońskiej kuchni, na japońskie ulice, wręcz poczuć aromat tej niezwyklej potrawy.
Uznanie dla autorki tym bardziej, iż nie jest ona ani Japonką, ani Azjatką. Jej zafascynowanie ramen, wręcz uzależnienie od tej potrawy przebija z każdej kartki książki.
Największym dla mnie zaskoczeniem był fakt, iż świat zupy ramen jest tak bogaty, różnorodny. Zdawałam sobie sprawę, iż istnieje kilka rodzajów tej potrawy. Jednak to co prezentuje autorka przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Książka wprowadza w doskonały nastrój. Jest jakoś tak bardzo energetycznie i pozytywnie napisana. Jej lektura sprawia, iż już teraz, zaraz ma się ochotę pobiec do kuchni i przygotować ramen, czy inną z zaprezentowanych japońskich potraw.
Wspaniała wyprawa w głąb japońskich kulinariów, japońskiej tradycji.
Japonia to kraj, który od dawna mnie fascynuje. Lektura tej książki była wspaniałą przygodą.
Zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję. Warto. Doskonała lektura dla początkujących w kuchni japońskiej, jak i dla mających pierwsze kroki za sobą.
piątek, 8 listopada 2019
Pozwól mi kochać - Ilona Gołębiewska
Wydawnictwo Muza, Moja ocena 4,5/6
Dwór na Lipowym Wzgórzu jest sercem tej historii. Wokół niego toczy się opowieść. Należy on do rodziny Horczyńskich od dwóch wieków. Jest wielką atrakcją dla turystów odwiedzających Podlasie. Jego właścicielką jest Aniela, słynna malarka.
Jest to 2. tom serii. 1. tom to Podaruj mi jutro.
Warto czytać oba tomy w kolejności. Jednak, jeżeli nie macie tomu 1. spokojnie możecie rozpocząć lekturę od Pozwól mi kochać.
Dwór na Lipowym Wzgórzu to miejsce inne, takie w którym jakby zatrzymał się świat. Przebywający w nim ludzie zapominają o troskach, zmartwieniach, życiu w pędzie. Co sprawia, iż to miejsce jest takie inne?
Główna bohaterka tego tomu, Sabina Horczyńska ma zdawałoby się idealne, poukładane życie, którego nic nie może zburzyć, nic nie może pokrzyżować planów Sabiny. Ta historia pokaże, jak złudne i niepotrzebne bywają plany na życie.
Pewnego dnia Sabina zostaje oskarżona o poważne przestępstwo. Ci, w których wierzyła, do których miała pełne zaufanie odwracają się od niej. Kobieta nie radzi sobie zupełnie z nową sytuacją. Za namową córki Sabina udaje się do rodzinne Dworu na Lipowym Wzgórzu.
Czy pobyt w tym wyjątkowym miejscu przyniesie jej ukojenie, czy pomoże spojrzeć na problemy z dystansu, czy sprawy z miasta da się rozwiązać? A może to będzie szansa na nowy początek?
Wspaniale, ciekawie opowiedziana historia dworu, rodziny i perypetie Sabiny są pretekstem do ukazania wielu innych, niezwykle ważnych kwestii. Problemy, których doświadcza Sabina mogą w każdej chwili stać się udziałem kogoś z nas. Okrutne bywają koleje losu.
Lekki, choć nieinfantylny styl autorki sprawia, iż książkę czyta się z wielką przyjemnością, szybko, łatwo. Doskonała lektura na długie jesienne i zimowe wieczory. Doskonały relaks po trudnym dniu.
Jest to 2. tom opowieści o kobietach z rodu Horczyńskich. Całą rodzinę polubiłam, Dwór na Lipowym Wzgórzu zawładnął moim sercem. Niecierpliwie czekam na kolejny tom serii. Uwielbiam sagi rodzinne, książki mądre, pełne ciepła, niosące w sobie jakieś przesłanie. Zachęcam do lektury.
Dwór na Lipowym Wzgórzu jest sercem tej historii. Wokół niego toczy się opowieść. Należy on do rodziny Horczyńskich od dwóch wieków. Jest wielką atrakcją dla turystów odwiedzających Podlasie. Jego właścicielką jest Aniela, słynna malarka.
Jest to 2. tom serii. 1. tom to Podaruj mi jutro.
Warto czytać oba tomy w kolejności. Jednak, jeżeli nie macie tomu 1. spokojnie możecie rozpocząć lekturę od Pozwól mi kochać.
Dwór na Lipowym Wzgórzu to miejsce inne, takie w którym jakby zatrzymał się świat. Przebywający w nim ludzie zapominają o troskach, zmartwieniach, życiu w pędzie. Co sprawia, iż to miejsce jest takie inne?
Główna bohaterka tego tomu, Sabina Horczyńska ma zdawałoby się idealne, poukładane życie, którego nic nie może zburzyć, nic nie może pokrzyżować planów Sabiny. Ta historia pokaże, jak złudne i niepotrzebne bywają plany na życie.
Pewnego dnia Sabina zostaje oskarżona o poważne przestępstwo. Ci, w których wierzyła, do których miała pełne zaufanie odwracają się od niej. Kobieta nie radzi sobie zupełnie z nową sytuacją. Za namową córki Sabina udaje się do rodzinne Dworu na Lipowym Wzgórzu.
Czy pobyt w tym wyjątkowym miejscu przyniesie jej ukojenie, czy pomoże spojrzeć na problemy z dystansu, czy sprawy z miasta da się rozwiązać? A może to będzie szansa na nowy początek?
Wspaniale, ciekawie opowiedziana historia dworu, rodziny i perypetie Sabiny są pretekstem do ukazania wielu innych, niezwykle ważnych kwestii. Problemy, których doświadcza Sabina mogą w każdej chwili stać się udziałem kogoś z nas. Okrutne bywają koleje losu.
Lekki, choć nieinfantylny styl autorki sprawia, iż książkę czyta się z wielką przyjemnością, szybko, łatwo. Doskonała lektura na długie jesienne i zimowe wieczory. Doskonały relaks po trudnym dniu.
Jest to 2. tom opowieści o kobietach z rodu Horczyńskich. Całą rodzinę polubiłam, Dwór na Lipowym Wzgórzu zawładnął moim sercem. Niecierpliwie czekam na kolejny tom serii. Uwielbiam sagi rodzinne, książki mądre, pełne ciepła, niosące w sobie jakieś przesłanie. Zachęcam do lektury.
czwartek, 7 listopada 2019
Niewierność. Uwikłani w historię - Jeż Agnieszka, Płatkowska Paulina
Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5,5/6
Rewelacyjna, oparta na faktach historia.
Autorki za sprawą trójki bohaterów udowadniają, iż wierność bywa względna, a niewierność nie zawsze jest bezwzględna i ma różne oblicza.
Dwie autorki, obawiałam się trochę podziału fabuły, stylu pisarskiego, wyrażnych różnic między sposobem pisania jednej i drugiej z pań. Nic z tych rzeczy. Akcja jest konsekwentna, całość świetnie napisana. Czyta się doskonale, nieomal z wypiekami na twarzy.
Historia, Ruty, Krystyny, Janusza, Jakuba rozpoczyna się w latach 50. XX wieku, w siermiężnych PRLowskich czasach i ciągnie przez kolejne dekady, aż do współczesnych nam przemian.
Ruta i Jakub, małżeństwo, z bagażem codziennych trosk i ciężarem wojennej gehenny. Pasują do siebie, obiecują sobie miłość, wsparcie, przyjaźń. Szczególnie w ówczesnej Polsce wygląda to nieomal nierealnie, zbyt idealnie. W związku tym jest miejsce na przyjaźń, wsparcie, brak za to tego co jest istotne dla Krystyny i Janusza, co jest sednem ich związku. Chodzi tu o namiętność. Taką w 100% spalająca, niemożliwą do okiełznania.
Jednak tylko pozornie u tej drugiej pary jest to sielanka. Krystyna jest bowiem kochanką, a Janusz ma żonę, której nie zostawi. Jak długo to potrwa? Czy bycie uwielbianą kochanką wszystko załatwi? Czy można, należy przymykać oko na niewierność męża?
Czy..... w trakcie lektury nasunie się wam wiele pytań. Wiele kwestii będzie was dziwić. Wielokrotnie będziecie się zastanawiać, jak wy byście w danej sytuacji zareagowali. Będzie nad czym myśleć.
Który związek jest pełniejszy, który szczęśliwszy? Czy da się to jednoznacznie określić? Czym tak naprawdę jest miłość?
Życie pisze najbardziej niesamowite, frapujące scenariusze. Historie obu par, pozornie tak różnych od siebie, splotą się w niesamowity sposób, w najmniej oczekiwanym momencie. Życie potrafi zaskakiwać. Należy bowiem pamiętać, iż to historia oparta na faktach.
Trudno jednoznacznie napisać o czym jest ta książka. Z pewnością o ludziach, ich losach, uczuciach, decyzjach i ich konsekwencjach. To także lekcja o tym, jak z pozoru błahe życiowe wybory mogą być brzemienne w skutki.
Wspaniała historia, genialnie napisana, świetnie poprowadzona. Historia, w której każdy znajdzie cząstkę siebie. Gwarantuję wam to.
Goraco zachęcam do lektury. Doskonała, warta uwagi książka.
Rewelacyjna, oparta na faktach historia.
Autorki za sprawą trójki bohaterów udowadniają, iż wierność bywa względna, a niewierność nie zawsze jest bezwzględna i ma różne oblicza.
Dwie autorki, obawiałam się trochę podziału fabuły, stylu pisarskiego, wyrażnych różnic między sposobem pisania jednej i drugiej z pań. Nic z tych rzeczy. Akcja jest konsekwentna, całość świetnie napisana. Czyta się doskonale, nieomal z wypiekami na twarzy.
Historia, Ruty, Krystyny, Janusza, Jakuba rozpoczyna się w latach 50. XX wieku, w siermiężnych PRLowskich czasach i ciągnie przez kolejne dekady, aż do współczesnych nam przemian.
Ruta i Jakub, małżeństwo, z bagażem codziennych trosk i ciężarem wojennej gehenny. Pasują do siebie, obiecują sobie miłość, wsparcie, przyjaźń. Szczególnie w ówczesnej Polsce wygląda to nieomal nierealnie, zbyt idealnie. W związku tym jest miejsce na przyjaźń, wsparcie, brak za to tego co jest istotne dla Krystyny i Janusza, co jest sednem ich związku. Chodzi tu o namiętność. Taką w 100% spalająca, niemożliwą do okiełznania.
Jednak tylko pozornie u tej drugiej pary jest to sielanka. Krystyna jest bowiem kochanką, a Janusz ma żonę, której nie zostawi. Jak długo to potrwa? Czy bycie uwielbianą kochanką wszystko załatwi? Czy można, należy przymykać oko na niewierność męża?
Czy..... w trakcie lektury nasunie się wam wiele pytań. Wiele kwestii będzie was dziwić. Wielokrotnie będziecie się zastanawiać, jak wy byście w danej sytuacji zareagowali. Będzie nad czym myśleć.
Który związek jest pełniejszy, który szczęśliwszy? Czy da się to jednoznacznie określić? Czym tak naprawdę jest miłość?
Życie pisze najbardziej niesamowite, frapujące scenariusze. Historie obu par, pozornie tak różnych od siebie, splotą się w niesamowity sposób, w najmniej oczekiwanym momencie. Życie potrafi zaskakiwać. Należy bowiem pamiętać, iż to historia oparta na faktach.
Trudno jednoznacznie napisać o czym jest ta książka. Z pewnością o ludziach, ich losach, uczuciach, decyzjach i ich konsekwencjach. To także lekcja o tym, jak z pozoru błahe życiowe wybory mogą być brzemienne w skutki.
Wspaniała historia, genialnie napisana, świetnie poprowadzona. Historia, w której każdy znajdzie cząstkę siebie. Gwarantuję wam to.
Goraco zachęcam do lektury. Doskonała, warta uwagi książka.
środa, 6 listopada 2019
Cicha noc - Małgorzata Rogala
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 4,5/6
To już 7. tom serii o przygodach pary policjantów Agaty i Sławka.
Jednak bez obaw. Jeżeli nie znacie wcześniejszych części serii. Każda książka jest odrębną całością. Poza tym autorka zadbała żeby w treści były nawiązania do prywatnego życia bohaterów, nieliczne, jasne dla nieznających książek.
Tym razem fabuła (jak wskazuje tytuł) rozgrywa się w okresie przedświątecznym. Wydawałoby się, że to okres sielankowy, wręcz idylliczny, taki w którym nic złego nie może się zdarzyć. Nic bardziej mylnego. Zło czai się w najmniej oczekiwanych miejscach.
Górska i Tomczyk będą mieli co robić.
Wątek kryminalny jest i to nie jeden. Trup jest już na pierwszych stronach książki. Podczas przyjęcia, na którym świętowano sukces reality show Nowe życie, zostaje zamordowany reżyser programu. Wszystko wskazuje na to, że zabójcą jest ktoś z uczestników imprezy.
Do tego dochodzi wątek prywatny. W nie lada kabałę wplątuje się Kinga, młodsza siostra Sławka. Młoda dziewczyna znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie. Brat wraz z przyjaciółmi robi wszystko żeby ją uratować. Czy się uda?
W obu sprawach rozpoczyna się wyścig z czasem. A stawka za każdym razem jest bardzo wysoka.
Lubię głównych bohaterów tej serii, lubię styl pisania Małgorzaty Rogali. I chociaż nie jest to najbardziej klasyczny i najlepszy kryminał, jaki czytałam (wątek kryminalny jest umiarkowanie dobry, w sumie często zanika pod wątkiem obyczajowo-społecznym) to bez wątpienia to ważna i potrzebna książka.
Po raz kolejny Rogala pod pozorem lekkiej, choć bardzo wciągającej opowieści, porusza poważne tematy, na które często nie zwracamy uwagi. Nie będę o nich więcej pisać żeby nie odbierać wam przyjemności wynikającej z lektury i elementu zaskoczenia.
Czyta się dobrze. Lektura wciąga i zmusza do przemyślenia kilku kwestii.
Dobra książka na jesienno-zimowe wieczory. Polecam.
To już 7. tom serii o przygodach pary policjantów Agaty i Sławka.
Jednak bez obaw. Jeżeli nie znacie wcześniejszych części serii. Każda książka jest odrębną całością. Poza tym autorka zadbała żeby w treści były nawiązania do prywatnego życia bohaterów, nieliczne, jasne dla nieznających książek.
Tym razem fabuła (jak wskazuje tytuł) rozgrywa się w okresie przedświątecznym. Wydawałoby się, że to okres sielankowy, wręcz idylliczny, taki w którym nic złego nie może się zdarzyć. Nic bardziej mylnego. Zło czai się w najmniej oczekiwanych miejscach.
Górska i Tomczyk będą mieli co robić.
Wątek kryminalny jest i to nie jeden. Trup jest już na pierwszych stronach książki. Podczas przyjęcia, na którym świętowano sukces reality show Nowe życie, zostaje zamordowany reżyser programu. Wszystko wskazuje na to, że zabójcą jest ktoś z uczestników imprezy.
Do tego dochodzi wątek prywatny. W nie lada kabałę wplątuje się Kinga, młodsza siostra Sławka. Młoda dziewczyna znajdzie się w poważnym niebezpieczeństwie. Brat wraz z przyjaciółmi robi wszystko żeby ją uratować. Czy się uda?
W obu sprawach rozpoczyna się wyścig z czasem. A stawka za każdym razem jest bardzo wysoka.
Lubię głównych bohaterów tej serii, lubię styl pisania Małgorzaty Rogali. I chociaż nie jest to najbardziej klasyczny i najlepszy kryminał, jaki czytałam (wątek kryminalny jest umiarkowanie dobry, w sumie często zanika pod wątkiem obyczajowo-społecznym) to bez wątpienia to ważna i potrzebna książka.
Po raz kolejny Rogala pod pozorem lekkiej, choć bardzo wciągającej opowieści, porusza poważne tematy, na które często nie zwracamy uwagi. Nie będę o nich więcej pisać żeby nie odbierać wam przyjemności wynikającej z lektury i elementu zaskoczenia.
Czyta się dobrze. Lektura wciąga i zmusza do przemyślenia kilku kwestii.
Dobra książka na jesienno-zimowe wieczory. Polecam.
poniedziałek, 4 listopada 2019
Dziewczyna zwana Jane Doe - Victoria Helen Stone
Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 2/6
Podwójne życie, jedno z pozoru do bólu zwyczajne, drugie tajemnicze, zupełnie odmienne.
I tylko jeden cel. Zemsta. Motyw zemsty bardzo ok, nieźle nakreślona podwójna osobowość głównej bohaterki. To na plus.
Niestety poza tym książka ma minusy, same minusy.
Pomysł na fabułę był ciekawy. Jednak wykonanie nie wyszło.
Z dającego niezłe możliwości wzoru fabuły, autorka zrobiła coś niejakiego, kiepskiego, miałkiego, mega infantylnego.
Całość jest płaska, bez energii, często bez akcji. To tak jak byśmy niezłą, ciekawą bohaterkę osadzili w płaskim, nudnym, rozwleczonym bliżej nieokreślonym czymś. Kontrast niesamowity. Czyta się kiepsko, momentami nawet tragicznie. Nuda, złość.
A szkoda. W Dziewczynie... autorka porusza kilka ważnych kwestii, jak np. nierówności płci, mobbing, problemy kobiet z tym związane, ale nie tylko. Gdyby fabuła została dobrze nakreślona mogła z tego powstać ciekawa, wartościowa i potrzebna książka. Zmarnowany potencjał.
Poza tym nie dość, że fabuła nijaka, momentami nudna, to dodatkowo autorka wykłada przysłowiową kawę na ławę. Stone nie pozostawia czytelnikowi nawet marginesu miejsca, szansy na ruszenie szarymi komórkami, na własną dedukcję, na zastanowienie się. Wszystko szast prast wyłożone na tacy.
I do tego ten miałki, infantylny, nudny wątek erotyczny. Ratunku.
Zakończenie tak banalne, że aż zęby bolą.
Zawiodłam się na tej książce i to bardzo. Miał to być wg. wydawcy thriller psychologiczny. Możliwości były i to jakie. Historia zapowiadała się ciekawie. Wyszło w sumie nie wiadomo co. Ta książka to coś co tylko wzbudza złość za zmarnowaną szansę, niewykorzystane możliwości. Zdecydowanie odradzam lekturę. Szkoda na tę pozycję czasu.
Podwójne życie, jedno z pozoru do bólu zwyczajne, drugie tajemnicze, zupełnie odmienne.
I tylko jeden cel. Zemsta. Motyw zemsty bardzo ok, nieźle nakreślona podwójna osobowość głównej bohaterki. To na plus.
Niestety poza tym książka ma minusy, same minusy.
Pomysł na fabułę był ciekawy. Jednak wykonanie nie wyszło.
Z dającego niezłe możliwości wzoru fabuły, autorka zrobiła coś niejakiego, kiepskiego, miałkiego, mega infantylnego.
Całość jest płaska, bez energii, często bez akcji. To tak jak byśmy niezłą, ciekawą bohaterkę osadzili w płaskim, nudnym, rozwleczonym bliżej nieokreślonym czymś. Kontrast niesamowity. Czyta się kiepsko, momentami nawet tragicznie. Nuda, złość.
A szkoda. W Dziewczynie... autorka porusza kilka ważnych kwestii, jak np. nierówności płci, mobbing, problemy kobiet z tym związane, ale nie tylko. Gdyby fabuła została dobrze nakreślona mogła z tego powstać ciekawa, wartościowa i potrzebna książka. Zmarnowany potencjał.
Poza tym nie dość, że fabuła nijaka, momentami nudna, to dodatkowo autorka wykłada przysłowiową kawę na ławę. Stone nie pozostawia czytelnikowi nawet marginesu miejsca, szansy na ruszenie szarymi komórkami, na własną dedukcję, na zastanowienie się. Wszystko szast prast wyłożone na tacy.
I do tego ten miałki, infantylny, nudny wątek erotyczny. Ratunku.
Zakończenie tak banalne, że aż zęby bolą.
Zawiodłam się na tej książce i to bardzo. Miał to być wg. wydawcy thriller psychologiczny. Możliwości były i to jakie. Historia zapowiadała się ciekawie. Wyszło w sumie nie wiadomo co. Ta książka to coś co tylko wzbudza złość za zmarnowaną szansę, niewykorzystane możliwości. Zdecydowanie odradzam lekturę. Szkoda na tę pozycję czasu.
sobota, 2 listopada 2019
Trucicel - Sharon Bolton
Wydawnictwo Amber, Moja ocena 5,5/6
Po kryminały, powieści, których autorką jest Sharon Bolton sięgam w ciemno. Nigdy się na nich nie zawiodłam.
Po lekturze Truciciela także jestem w pełni usatysfakcjonowana. Truciciel to 2. tom cyklu Mistrz ceremonii. Jednak bez obaw, nawet jeżeli nie znacie tomu 1., doskonale odnajdziecie cię w Trucicielu.
Pomimo tego gorąco zachęcam do sięgnięcia po część wcześniejszą. Mistrz ceremonii jest mroczny, doskonale napisany, trzymający do końca w napięciu.
Tak samo jest z Trucicielem.
Książka ta to właściwie miks kryminału i thrillera psychologicznego. Tym co wyróżnia tę pozycję jest niezwykle mroczny klimat całej historii, ale taki mega mroczny. Wszystko co najgorsze, najbardziej mroczne, ponure, a nawet przerażające znajdziecie w Trucicielu. Bolton jest jednak mistrzynią w tworzeniu tego typu klimatów.
Do tego bardzo mocna, widoczna warstwa psychologiczna. Autorka wręcz rozkłada i analizuje wszystko do samego dna. Genialnie łączy mroczny thriller psychologiczny
z tradycyjnym kryminałem i studium zła.
Oprócz mroku, studium zła w książce mamy doskonale poprowadzony wątek tajemnic. To tajemnice sprzed lat, takie które wychodząc na jaw mogą zniszczyć wszystkich. Nikt więc nie jest zainteresowany ich ujawnianiem. Czy jednak tak się da? Może ktoś odgrzebie je i wyjdą na jaw mrok przeszłości?
Poza tym wątek kryminalny i kwestia znalezionych w pobliżu domu dziecka szkieletów czwórki dzieci. Bolton w tym zakresie pokusiła się o bardzo porządne, doskonale prowadzone, rzetelne policyjne dochodzenie. Jej bohaterka, doświadczona policjantka Florence Lovelady jest mistrzynią w swoim fachu, co autorka zręcznie prezentuje w książce.
Autorka zastosowała kilka ciekawych zabiegów. Nie będę on nich szerzej pisać, żeby nie psuć wam elementu zaskoczenia. Wyszła jej z tego doskonała, wciągająca lektura. Gorąco zachęcam do czytania. Gwarantuję, iż będziecie zaskoczeni.
Zaskakujące zakończenie, puenta to taka wisienka na torcie, która po raz kolejny upewnia mnie, iż po książki Sharon Bolton warto sięgać.
Po kryminały, powieści, których autorką jest Sharon Bolton sięgam w ciemno. Nigdy się na nich nie zawiodłam.
Po lekturze Truciciela także jestem w pełni usatysfakcjonowana. Truciciel to 2. tom cyklu Mistrz ceremonii. Jednak bez obaw, nawet jeżeli nie znacie tomu 1., doskonale odnajdziecie cię w Trucicielu.
Pomimo tego gorąco zachęcam do sięgnięcia po część wcześniejszą. Mistrz ceremonii jest mroczny, doskonale napisany, trzymający do końca w napięciu.
Tak samo jest z Trucicielem.
Książka ta to właściwie miks kryminału i thrillera psychologicznego. Tym co wyróżnia tę pozycję jest niezwykle mroczny klimat całej historii, ale taki mega mroczny. Wszystko co najgorsze, najbardziej mroczne, ponure, a nawet przerażające znajdziecie w Trucicielu. Bolton jest jednak mistrzynią w tworzeniu tego typu klimatów.
Do tego bardzo mocna, widoczna warstwa psychologiczna. Autorka wręcz rozkłada i analizuje wszystko do samego dna. Genialnie łączy mroczny thriller psychologiczny
z tradycyjnym kryminałem i studium zła.
Oprócz mroku, studium zła w książce mamy doskonale poprowadzony wątek tajemnic. To tajemnice sprzed lat, takie które wychodząc na jaw mogą zniszczyć wszystkich. Nikt więc nie jest zainteresowany ich ujawnianiem. Czy jednak tak się da? Może ktoś odgrzebie je i wyjdą na jaw mrok przeszłości?
Poza tym wątek kryminalny i kwestia znalezionych w pobliżu domu dziecka szkieletów czwórki dzieci. Bolton w tym zakresie pokusiła się o bardzo porządne, doskonale prowadzone, rzetelne policyjne dochodzenie. Jej bohaterka, doświadczona policjantka Florence Lovelady jest mistrzynią w swoim fachu, co autorka zręcznie prezentuje w książce.
Autorka zastosowała kilka ciekawych zabiegów. Nie będę on nich szerzej pisać, żeby nie psuć wam elementu zaskoczenia. Wyszła jej z tego doskonała, wciągająca lektura. Gorąco zachęcam do czytania. Gwarantuję, iż będziecie zaskoczeni.
Zaskakujące zakończenie, puenta to taka wisienka na torcie, która po raz kolejny upewnia mnie, iż po książki Sharon Bolton warto sięgać.
piątek, 1 listopada 2019
Rana - Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Doskonała, kolejna doskonała książka Wojtka Chmielarza.
Tym razem to nie kryminał, a mistrzowsko skonstruowana powieść obyczajowo-społeczno-psychologiczna z lekkim, leciutkim wątkiem kryminalnym. Ów wątek jest jednak tylko pretekstem do pokazania czegoś innego.
Autor główną oś wydarzeń umieścił w elitarnej, warszawskiej szkole. Wszystkie wydarzenia tam się rozgrywają. Czasami tylko ich efekty uboczne, niczym drobiny sączące się z ran wypływają w inne miejsca. Ta szkoła stwarza wrażenie swoistego mikrokosmosu, samowystarczalnego świata, w którym kiszą się nagromadzone, żale, urazy, krzywdy, traumy, nienawiści, paprzą się psychiczne rany.
Książka ma same atuty. Jednym z nich są doskonale skrojeni, świetnie nakreśleni bohaterowie. Poczynając od prowadzących szkołę Zofii i Michała, których zadaniem jest usuwanie, tuszowanie, likwidowanie wszelkich przeszkód, poprzez Elę, nauczycielkę języka polskiego, aż do najbardziej przeze mnie lubianej nauczycielki w wieku 45+ Klementyny.
To stara panna, po traumatycznych przejściach w których prześladowczynią była jej matka, z ogromnym bagażem życiowych doświadczeń.
W książce znajdziemy też wiele innych, wartych uwagi bohaterów.
Każda z tych postaci jest pełnowymiarowa, każda zasługuje na uwagę, każda wzbudza jakieś uczucia. W książce nie ma bohatera wobec którego pozostajemy obojętni.
Tytułowe rany ma każda z postaci. Każdy bohater jest poraniony i na ogół są to rany poważne, sięgające w głąb psychiki. Nie skutkuje gojenie się ran, po których w psychice zostają potężne blizny. Rany sączą się, sączą, wypływa z nich coraz więcej. Nic nie pomaga. Nie skutkuje też milczenie na temat ran. Rana w duszy pozostaje na zawsze i daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach.
Chmielarz położył mocny nacisk na psychologiczną warstwę książki, na psychologiczny rys bohaterów. I wyszło mu to znakomicie.
Rany niektórych postaci napawały mnie obrzydzeniem, ba w stosunku do jednego bohatera pomyślałam mściwie...a dobrze ci tak. Jednak w przypadku kilku osób było mi ich po prostu niesamowicie żal.
Wspomniałam, iż w książce jest lekki wątek kryminalny. Zgadza się. Jest trup, ale dopiero mniej więcej koło 100-110 strony. Trup, zbrodnie są jednak tylko pretekstem dla autora do ukazania czegoś znacznie ważniejszego, co dotyczy żyjących.
Gorąco zachęcam was do lektury. I niecierpliwie czekam na kolejną książkę Wojciecha Chmielarza. Na żadnej do tej pory się nie zawiodłam.
Doskonała, kolejna doskonała książka Wojtka Chmielarza.
Tym razem to nie kryminał, a mistrzowsko skonstruowana powieść obyczajowo-społeczno-psychologiczna z lekkim, leciutkim wątkiem kryminalnym. Ów wątek jest jednak tylko pretekstem do pokazania czegoś innego.
Autor główną oś wydarzeń umieścił w elitarnej, warszawskiej szkole. Wszystkie wydarzenia tam się rozgrywają. Czasami tylko ich efekty uboczne, niczym drobiny sączące się z ran wypływają w inne miejsca. Ta szkoła stwarza wrażenie swoistego mikrokosmosu, samowystarczalnego świata, w którym kiszą się nagromadzone, żale, urazy, krzywdy, traumy, nienawiści, paprzą się psychiczne rany.
Książka ma same atuty. Jednym z nich są doskonale skrojeni, świetnie nakreśleni bohaterowie. Poczynając od prowadzących szkołę Zofii i Michała, których zadaniem jest usuwanie, tuszowanie, likwidowanie wszelkich przeszkód, poprzez Elę, nauczycielkę języka polskiego, aż do najbardziej przeze mnie lubianej nauczycielki w wieku 45+ Klementyny.
To stara panna, po traumatycznych przejściach w których prześladowczynią była jej matka, z ogromnym bagażem życiowych doświadczeń.
W książce znajdziemy też wiele innych, wartych uwagi bohaterów.
Każda z tych postaci jest pełnowymiarowa, każda zasługuje na uwagę, każda wzbudza jakieś uczucia. W książce nie ma bohatera wobec którego pozostajemy obojętni.
Tytułowe rany ma każda z postaci. Każdy bohater jest poraniony i na ogół są to rany poważne, sięgające w głąb psychiki. Nie skutkuje gojenie się ran, po których w psychice zostają potężne blizny. Rany sączą się, sączą, wypływa z nich coraz więcej. Nic nie pomaga. Nie skutkuje też milczenie na temat ran. Rana w duszy pozostaje na zawsze i daje o sobie znać w najmniej oczekiwanych momentach.
Chmielarz położył mocny nacisk na psychologiczną warstwę książki, na psychologiczny rys bohaterów. I wyszło mu to znakomicie.
Rany niektórych postaci napawały mnie obrzydzeniem, ba w stosunku do jednego bohatera pomyślałam mściwie...a dobrze ci tak. Jednak w przypadku kilku osób było mi ich po prostu niesamowicie żal.
Wspomniałam, iż w książce jest lekki wątek kryminalny. Zgadza się. Jest trup, ale dopiero mniej więcej koło 100-110 strony. Trup, zbrodnie są jednak tylko pretekstem dla autora do ukazania czegoś znacznie ważniejszego, co dotyczy żyjących.
Gorąco zachęcam was do lektury. I niecierpliwie czekam na kolejną książkę Wojciecha Chmielarza. Na żadnej do tej pory się nie zawiodłam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)