Wydawnictwo Buchmann, Tytuł oryginalny: A is for Alibi, Okładka miękka, 320 s., Moja ocena 4,5/6
Piękna i bogata Nikki Fife wychodzi z więzienia po odbyciu kary za zamordowanie niewiernego męża. Laurence Fife, wzięty prawnik specjalizujący się w wyjątkowo paskudnych, ale opłacalnych finansowo sprawach, czyli rozwodach, był znany z sercowo - łóżkowych podbojów, którymi narażał się zdradzanej żonie, zmienianym jak rękawiczki kochankom i ich oszukiwanym mężom, czyli generalnie wszystkim w koło. Pewnego dnia, ktoś nie wytrzymuje i w perfidny sposób truje biednego Laurence'a. Oskarżona o tą zbrodnie zostaje jego żona.
Nikki, (jak sama utrzymuje) niewinnie osądzona, po opuszczeniu wiezienia postanawia poszukać sprawiedliwości. W tym celu zatrudnia niezależną, młodą i niezwykle skuteczną detektyw Kinsey Millhone, zlecając jej odszukanie prawdziwego mordercy męża.
Kinsey Millhone to postać, przy której chciałabym się na chwile zatrzymać. Jest ona bohaterką łączącą kilkanaście kryminałów autorstwa Sue Grafton z serii Alfabet zbrodni. A, jak alibi jest pierwszym tomem jej przygód.
Kinsey jest po 30tce, jest atrakcyjna, wyemancypowana, samotna i z powodzeniem uprawia zawód z reguły zarezerwowany dla mężczyn – jest prywatnym detektywem w Santa Teresa w Kalifornii. Santa Teresa to fikcyjna miejscowość stworzona na potrzeby cyklu kryminałów przez autorkę. Z tego co wywnioskowałam z opisów w książce, miasteczko można usytuować w pobliżu autentycznego Santa Barbara. Każdy zapewne słyszał o Santa Barbara – słoneczny raj dla podstarzałych (i nie tylko) milionerów. I pomiędzy nimi ona – pani detektyw tropiąca zło i zbrodnie wszelakie. Razem daje to gwarancję dobrego kryminału i świetnej zabawy.
A tak, cykl kryminałów Sue Grafton charakteryzuje się dwoma cechami – wjątkowo porządnie i konsekwentnie prowadzonym śledztwem oraz niebanalnym poczuciem humoru. Pod względem poczucia humoru i komentarzy, Kinsey można śmiało przyrównać do Rudolfa Heinza z cyklu kryminałów Mariusza Czubaja. To samo spaprane życie osobiste (chociaż Kinsey rokuje lepiej na przyszłość) i niesamowite komentarze, dzięki którymi w trakcie lektury, co kilka stron wybuchałam śmiechem.
Ale wracajmy do treści książki.
Po rozmowie z Nikki, Kinsey podejmuje się przeprowadzenia śledztwa i odnalezienia prawdziwego zabójcy Laurenca Fife'a. Rozpoczyna śledztwo, które od pierwszego dnia nabiera niesłychanego tempa.
W trakcie śledztwa nasza pani detektyw trafia na kilka nowych, tajemniczych wątków, wplątuje się w płomienny romans z niesamowicie seksownym wspólnikiem zamordowanego i uruchamia lawinę zdarzeń, która pochłania kolejne ofiary, próbując pogrzebać prawdę i dociekliwą panią detektyw.
Może zakończenie nie jest zbyt zaskakujące (raczej trąci klasyką), od mniej więcej połowy książki można wydedukować kto zamordował, ale sam sposób dochodzenia do prawdy, prowadzenia śledztwa przez Kinsey jest niesamowity. Momentami przypominała mi...rasowego dobermana, taka była zawzięta. Jak dopadła do tropu, nie popuściła:).
Dzięki w/w cechom mogę książkę polecić osobom szukającym dobrego kryminału, a przy tym niezłej rozrywki.
Książka została napisana dokładnie 30 lat temu, bo w 1982r., więc odrobinę trąci myszką, szczególnie jeżeli chodzi o postęp techniczny. Kinsey np. kilka razy dziennie (jak przysłowiowy kot z pęcherzem) biega do budki telefonicznej żeby zatelefonować. Najpierw zdziwiłam się, dlaczego nie skorzysta z telefonu komórkowego, a póżniej zauważyłam kiedy powstała książka:).
Jednak ten niewielki anachronizm, ale na prawdę niewielki, w niczym nie przeszkadza. Śledztwo prowadzone jest błyskawicznie, tempo akcji jest zawrotne, zwroty i nowe wątki potrafią zaskoczyć, a samej Knsey (biorąc pod uwagę brak internetu, komórek gpsów, możliwości zidentyfikowania DNA itd.) należą się ogromne brawa za tak sprawnie prowadzone dochodzenie.
A jak alibi to doskonała lektura, nie tylko na lato. Na pewno sięgnę po kolejne tomy przygód Kinsey Millhone, pani detektyw wyjątkowo przypadła mi do gustu.
Nikki, (jak sama utrzymuje) niewinnie osądzona, po opuszczeniu wiezienia postanawia poszukać sprawiedliwości. W tym celu zatrudnia niezależną, młodą i niezwykle skuteczną detektyw Kinsey Millhone, zlecając jej odszukanie prawdziwego mordercy męża.
Kinsey Millhone to postać, przy której chciałabym się na chwile zatrzymać. Jest ona bohaterką łączącą kilkanaście kryminałów autorstwa Sue Grafton z serii Alfabet zbrodni. A, jak alibi jest pierwszym tomem jej przygód.
Kinsey jest po 30tce, jest atrakcyjna, wyemancypowana, samotna i z powodzeniem uprawia zawód z reguły zarezerwowany dla mężczyn – jest prywatnym detektywem w Santa Teresa w Kalifornii. Santa Teresa to fikcyjna miejscowość stworzona na potrzeby cyklu kryminałów przez autorkę. Z tego co wywnioskowałam z opisów w książce, miasteczko można usytuować w pobliżu autentycznego Santa Barbara. Każdy zapewne słyszał o Santa Barbara – słoneczny raj dla podstarzałych (i nie tylko) milionerów. I pomiędzy nimi ona – pani detektyw tropiąca zło i zbrodnie wszelakie. Razem daje to gwarancję dobrego kryminału i świetnej zabawy.
A tak, cykl kryminałów Sue Grafton charakteryzuje się dwoma cechami – wjątkowo porządnie i konsekwentnie prowadzonym śledztwem oraz niebanalnym poczuciem humoru. Pod względem poczucia humoru i komentarzy, Kinsey można śmiało przyrównać do Rudolfa Heinza z cyklu kryminałów Mariusza Czubaja. To samo spaprane życie osobiste (chociaż Kinsey rokuje lepiej na przyszłość) i niesamowite komentarze, dzięki którymi w trakcie lektury, co kilka stron wybuchałam śmiechem.
Ale wracajmy do treści książki.
Po rozmowie z Nikki, Kinsey podejmuje się przeprowadzenia śledztwa i odnalezienia prawdziwego zabójcy Laurenca Fife'a. Rozpoczyna śledztwo, które od pierwszego dnia nabiera niesłychanego tempa.
W trakcie śledztwa nasza pani detektyw trafia na kilka nowych, tajemniczych wątków, wplątuje się w płomienny romans z niesamowicie seksownym wspólnikiem zamordowanego i uruchamia lawinę zdarzeń, która pochłania kolejne ofiary, próbując pogrzebać prawdę i dociekliwą panią detektyw.
Może zakończenie nie jest zbyt zaskakujące (raczej trąci klasyką), od mniej więcej połowy książki można wydedukować kto zamordował, ale sam sposób dochodzenia do prawdy, prowadzenia śledztwa przez Kinsey jest niesamowity. Momentami przypominała mi...rasowego dobermana, taka była zawzięta. Jak dopadła do tropu, nie popuściła:).
Dzięki w/w cechom mogę książkę polecić osobom szukającym dobrego kryminału, a przy tym niezłej rozrywki.
Książka została napisana dokładnie 30 lat temu, bo w 1982r., więc odrobinę trąci myszką, szczególnie jeżeli chodzi o postęp techniczny. Kinsey np. kilka razy dziennie (jak przysłowiowy kot z pęcherzem) biega do budki telefonicznej żeby zatelefonować. Najpierw zdziwiłam się, dlaczego nie skorzysta z telefonu komórkowego, a póżniej zauważyłam kiedy powstała książka:).
Jednak ten niewielki anachronizm, ale na prawdę niewielki, w niczym nie przeszkadza. Śledztwo prowadzone jest błyskawicznie, tempo akcji jest zawrotne, zwroty i nowe wątki potrafią zaskoczyć, a samej Knsey (biorąc pod uwagę brak internetu, komórek gpsów, możliwości zidentyfikowania DNA itd.) należą się ogromne brawa za tak sprawnie prowadzone dochodzenie.
A jak alibi to doskonała lektura, nie tylko na lato. Na pewno sięgnę po kolejne tomy przygód Kinsey Millhone, pani detektyw wyjątkowo przypadła mi do gustu.
Jestem ciekawa, jaka będzie ostatnia część przygód Kinnsey (jak łatwo się domyśleć, tytuł związany jest z ostatnia literą alfabetu). Moje zaciekawienie wynika stąd, że (jak wyczytałam na stronie autorki) pani detektyw ur. się w 1950r., więc ma już 62 lata (ostatni tom jest w trakcie pisania przez autorkę), a poza tym jestem ciekawa, jak będzie zmieniała się w każdym kolejnym tomie praca Kinsey w związku z postępem technicznym i wszystkimi zmieniającymi się na przestrzeni 30 lat aspektami życia.
Po lewo oryginalna okładka, nasza jednak bardziej mi się podoba.
Sue Taylor Grafton, ur. 24 kwietnia 1940r. w Louisville - amerykańska autorka powieści kryminalnych. Napisała serię powieści o Kinsey Millhone oznaczonych kolejnymi literami alfabetu od A Is for Alibi ( A jak alibi), na razie doV Is for Vengeance. Kilka (ale na prawdę niewiele) tomów przygód Kinsey zostało ok. 10-11 lat temu wydane przez pewne wydawnictwo. Tytuły polskich tłumaczeń nie zachowywały oryginalnej kolejności, np. Z jak zwłoki to C is for corpse.Obecnie jedynym wydawcą jest Buchmann, który (jak mnie poinformowano) będzie wydawał wszystkie tomy wg. ich oryginalnej kolejności. W sierpniu br. ma się ukazać B jak bezwzględność; we wrześniu C jak cisza etc. To bardzo dobrze, ponieważ będzie można śledzić po kolei losy Kinsey, a wierzę, że jej osoba i metody pracy znajdą wielu zwolenników.