sobota, 31 października 2015

Hotel szczęśliwych ślubów - Hester Browne

Wydawnictwo Zwierciadło, Moja ocena 4,5/6
Dobra, napisana z uśmiechem, przymrużeniem ironicznego oka powieść o tym, jak to przysłowiowy szewc bez butów chodzi.
Bohaterką jest  30-letnia Rosie McDonald jakiś czas temu porzucona przez narzeczonego przed ołtarzem. Obecnie Rosie jest cenioną organizatorką ślubów pracującą w znanym ze swojej klasy i romantyzmu londyńskim hotelu.
Od jakiegoś czasu spotyka się z cenionym krytykiem kulinarnym. Ale to raczej z braku laku (jak to się mówiło), a nie z powodu głębokiego uczucia, czy nadziei na takowe. Nie jest to ani uczucie gorące, ani wymarzone, ani (jak wskazują wszelakie znaki na ziemi i niebie) takowym się nigdy nie stanie.
Nie mając szczęścia w miłości, Rose postanawia się skupić na karierze. Rzecz idzie o awans i to poważny, a według Rose wielce zasłużony. Czyli być albo nie być dla naszej bohaterki. Układa ona plan działania, wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik, nie ma rzeczy, której Rose by nie przewidziała, nie oszacowała ryzyka, nie przygotowała wyjścia awaryjnego...ale... jak wiadomo nie od dziś los lubi płatać figle. Nie inaczej jest i w tym przypadku. 
Nagle w hotelu pojawia się przystojny, aczkolwiek nieco ekscentryczny syn właściciela, Joe. Męźczyzna jest nie tylko konkurentem do wymarzonego stanowiska, ale także niezwykle irytującym człowiekiem, z każdym momentem coraz bardziej irytującym. Im bardziej Rose stara się go lekceważyć, tym bardziej Joe ją po prostu, najzwyczajniej w świecie wkurza. 
Między Joem, a Rose aż iskrzy na linii zawodowej. A to dopiero początek. 
Hotel szczęśliwych ślubów, to 1. wydana u nas powieść niezwykle płodnej i popularnej w wielu krajach pisarki Hester Browne. Jest to powieść pisana wg. znanego z dziesiątków innych książek scenariusza. Banał romantycznej komedii goni banał, ale...mimo to od lektury trudno się oderwać. Czyta się wyśmienicie,w  mgnieniu oka, z nieschodzącym z  ust uśmiechem. Są takie książki, które mimo, iż nie są kandydatkami do nagrody Pulitzera, które są przewidywalne do bólu, to jednak staja się najlepszymi przyjaciółkami mola książkowego i doskonałym lekarstwem na chandrę czy złą pogodę. 
Jeżeli dodamy do tego lekkie pióro autorki, wspaniale odmalowany klimat romantycznego hotelu, pełną gagów fabułę i bohaterkę, które nie sposób nie lubić, mamy powieść idealną na jesienne i zimowe wieczory. 
Zachęcam do lektury.

czwartek, 29 października 2015

Middlesex - Jeffrey Eugenides

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja  ocena 6/6
Middlesex, to 2. książka  autora Jeffreya Eugenidesa. Wydana została w 2002 roku, a autor otrzymał za nią Nagrodę Pulitzera.
Postanowiłam sprawdzić cóż takiego jest w tej liczącej 608 stron powieści. I przyznam się, że książka ma w sobie to coś, a mimo niebanalnej tematyki (dla wielu nie do przyjęcia) czyta się ją doskonale. Jest to zasługa lekkiego pióra autora i niebanalnego podejścia do tematu.
O czym właściwie opowiada Middlesex? Trudno jednoznacznie to określić. Na pewno tematami przewodnimi są: tolerancja, szukanie własnej tożsamości, dojrzewanie seksualne, emigracja i związane z nią najróżniejsze perturbacje, poszukiwanie własnej tożsamości, a dodatkowo wpływ jaki mają uczucia na nas samych, na naszych najbliższych.
Akcja obejmuje osiem dekad, czyli całkiem sporo. Na przestrzeni takiego okresu czasu śledzimy losy bohaterów przemieszczając się wraz z nimi po całej bez mała Europie oraz sporym fragmencie Ameryki. Bohaterowie emigrują z Europy do Ameryki dokąd przywożą spory bagaż doświadczeń, trosk, nadziei.
To także historia zakazanego, kazirodczego związku z przeszłości i jego wpływu na teraźniejszość. Autor fantastycznie ukazuje, jak zakazane uczucie, czyn znajdujący potępienie w środowisku może zdeterminować los kolejnych pokoleń.
Wszystko to (plus wiele więcej) wplecione w barwne wydarzenia historyczne, społeczne, ekonomiczne XX wieku. 
Ilość poruszanych w tej opowieści zagadnień jest bardzo duża. Spokojnie wystarczyłyby na stworzenie 2-3 całkiem obszernych książek. Nasuwa się więc obawa, czy autor nie poszedł na łatwiznę i nie potraktował lakonicznie niektórych kwestii. Nic z tych rzeczy. Jeffrey Eugenides stworzył wspaniałą, ponadczasową, wielowątkową powieść, która w sposób niezwykły, przystępny dla każdego porusza wiele ważnych, często kontrowersyjnych (i to bardzo) tematów.
Styl autora, jego otwartość na poruszane tematy sprawiają, iż 608 stron, które liczy Middlesex mijają nam w tempie ekspresowym i czytając ostatnie strony odczuwa się wielki żal. 
Całość napisana wspaniałym językiem. Czyta się fantastycznie. Tylko żal, że to już koniec. Oby więcej takich książek. 

Za książek dziękuję Księgarni Empik.com (klik) 
Ebook do kupienia tutaj (klik)

wtorek, 27 października 2015

Barcelona - Robert Hughes

Wydawnictwo Magnum, Moja ocena 6/6
Kolejna genialna (całkowicie bez przesady używam tego określenia) książka pióra Roberta Hughes'a, którą miałam okazję przeczytać.   Wielu z was może zapytać kim jest Robert Hughes (u nas to nazwisko jest chyba stosunkowo mało znane)?! Niestety, ale był, ponieważ zmarł 06.08.2012r. Był australijskim historykiem sztuki, krytykiem pracującym dla tygodnika Time, producentem programów tv, pisarzem. U nas kilka lat temu ukazała się świetna biografia Goyi tego autora. Kto nie czytał, zachęcam, doskonale napisana. Hughes napisał także kilka innych książek, mam nadzieję, że z biegiem czasu zostaną one wydane w Polsce. 
Barcelonę podczytywałam przez ostatnie kilka tygodni fragmentami, nawet nie rozdziałami, tylko fragmentami.Ogrom wiedzy, którą autor przytacza, a także spora ilość stron uniemożliwiają lekturę książki w ten sposób, jak to się robi przy różne typu czytadłach - od razu an 1-2 "przysiądnięcia".
Jednak bez obaw. Mimo sporej dawki historii, a także wiedzy z zakresu innych dziedzin życia, egzystencji każdego miasta, lektura Barcelony nie jest nużąca. Wręcz przeciwnie, jest to wielka przyjemność. Powodem jest niezwykłe pióro autora oraz spora ilość anegdot, ciekawostek, dykteryjek. Dowiadujemy się z nich  ciekawych, zabawnych, a często także przerażających informacji, do których sami byśmy raczej nie dotarli, a które nierozerwalnie związane są z miastem.
Długo zastanawiałam się, czy można książkę nazwać monografią. Bo czymże jest monografia? Znana mi definicja podaje, że monografia to praca naukowa omawiająca jakieś zagadnienie w sposób wyczerpujący. Czy Hughes omówił zagadnienie w sposób wyczerpujący? I tak i nie. Nie, ponieważ w przypadku Barcelony nie da się tego miasta omówić nawet w dziele składającym się z kilkunastu tomów. Miasto ma tyle twarzy i warstw, że każdy, kto twierdzi, że zagadnienia stolicy Katalonii omówił wyczerpująco, albo doskonale znam miasto jest w błędzie. Tak, ponieważ Hughes w stopniu wystarczającym (w moim odczuciu) omówił dziedzinę, która była jego pasją, czyli historię sztuki. 
Autor fantastycznie ukazuje zarówno historię miasta, jak i związek wielkich wydarzeń z architektura i sztuką, które są nierozerwalna częścią najbardziej niehiszpańskiego z miast Hiszpanii. Hughes zabiera nas w niesamowitą wręcz podróż swoim wehikułem czasu. Poznajemy miasto od podszewki, od jego początków, korzeni, od najwspanialszej, ale i najbardziej plugawej strony.
Gawędziarski i swobodny styl autora, a przy tym całość nie pozbawiona merytorycznych wartości, sprawiają, że Barcelonę czyta się rewelacyjnie. 
Kilka moich miejskich biografii....
Budowle, historyczne wydarzenia przeplatają się z bardzo ciekawie nakreślonymi postaciami różnych postaci, które w ten czy inny sposób na przestrzeni wieków były związane z Barceloną. Portrety zarówno ludzi jak i miasta nakreślone są w fascynujący sposób, ostrym piórem z nutką niebanalnego poczucia humoru, a często i sarkazmu. 
Książkę można więc uznać zarówno za monografię, jak i za niebanalny, niezwykle mądry i wartościowy przewodnik po Barcelonie. Uzupełnieniem doskonałej treści są liczne piękne zdjęcia. 
Barcelona, to lektura jedyna w swoim rodzaju - wciągająca, doskonale dopracowana merytorycznie, arcyciekawie skomponowana i napisana. Powinni ją przeczytać wszyscy miłośnicy "miejskich biografii" oraz pasjonaci historii Katalonii. 

poniedziałek, 26 października 2015

Wilcza wyspa - Tomasz Konatkowski

Wydawnic two WAB, Ocena 3/6
Wilcza wyspa to druga część serii kryminałów, której głównym bohaterem jest warszawski komisarz Adam Nowak. Nie znajomość tomu 1. nie jest jednak przeszkodą w poznaniu Wilczej wyspy. Każdy z tomów tworzy odrębną całość, a poza tym autor w fabułę wplata liczne nawiązania do wcześniejszego tomu. 
Kreując swojego bohatera Konatkowski zaczerpnął ze sprawdzonych wzorców. Nowak ma problemy z życiem prywatnym. Ba, on go praktycznie nie ma. Dopiero w tym tomie próbuje sobie je jakoś zorganizować u boku nowej partnerki, ale efekty są mizerne. Ma różne schizy. Czyli trąci generalnie bohaterami skandynawskimi. Poza tym warszawski glina lubi dobre piwo, jeszcze lepszą muzykę (co obrazują liczne, prywatne, nowakowe mini listy przebojów wplecione w tekst książki) i mecze piłki nożnej. 
Fabuła...no cóż niby ok. Akcja rozgrywa się w stolicy współcześnie. Główny bohater prowadzi dochodzenia w sprawie zabójstw dwóch cudzoziemców. Akcja się rozwija (w różnym tempie, ale zawsze..). Ujawniają się dodatkowe kwestie: wymuszenia, narkotyki, seks, kradzieże.Czyli generalnie kwintesencja obecnego życia wielu ludzi. Ale...
Tomasz Konatkowski stara się i to bardzo. Ciągnie dochodzenia. W jednym rozdziale fabuła mu się spina, wychodzi ok, w drugim zdecydowanie gorzej. W takiej postaci jak jest, należałoby wyciąć mniej więcej 1/4 książki i byłoby dużo lepiej. 
Początek jest bardzo dobry, ale póżniej im dalej w las (tzn.w  fabułę) tym gorzej i rozwleklej. 
Oczywiście, książkę da się czytać, ale w dużej mierze to zmarnowany potencjał. Tym bardziej szkoda, iż można było z Wilczej wyspy zrobić niezłą powieść kryminalną. 
Na zdecydowany plus są więc: osoba głównego bohatera, surowa prawda o polskiej policji i opisy Warszawy. Ale bazując tylko na tym, kryminału raczej się nie stworzy, pełnokrwistego kryminału. 
Na nocnym stoliku mam jeszcze najnowszą część cyklu o Nowaku - Bazyliszka. Za kilka dni sięgnę po tę pozycję. Może w IV tomie autor udoskonalił trochę warsztat.  
Za książkę dziękuję Księgarni Empik.com (klik)  




niedziela, 25 października 2015

Diabli nadali - Olga Rudnicka

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Czytałam i płakałam ze śmiechu:) Książkę mimo sporej objętości (ponad 400 stron) dosłownie połknęłam w 1 dzień:)
Dagmar Różyk (tak, tak to jego nogi są na okładce) to niezwykle przystojny, ba diabelsko przystojny dyrektor kreatywny, do którego kobiety lecą jak te muchy do miodu, a on skwapliwie korzysta ze wszystkiego co oferuje mu łaskawie życie. Pewnego dnia Dagmar  zostaje znaleziony martwy w swoim gabinecie w okolicznościach budzących u jednych śmiech, u drugich wstręt, a jeszcze u innych - godną pożałowania (aczkolwiek ze wszech miar zrozumiałą, gdy się wszystko o ofierze wie)  radość.  
Motywów zabójstwa (podobnie, jak sprawców) jest bez liku, z każdym dniem, ba z każdą godziną, więcej.  I zaczyna się. 
Nie będę dalej opowiadać treści, bo po pierwsze nie da się, a po drugie - po co mam zabierać wam ogromną radość, zdumienie i fenomenalną zabawę wynikającą z poznawania dalszych losów bohaterów w tym świętej pamięci (a może wcale nie świętej) Dagmara Różyka. 
Tak jak napisałam na wstępie, książkę czytałam szybko, z ogromną przyjemnością, a towarzyszyły mi salwy śmiechu i lekkie wzruszenie. Salwy śmiechu ponieważ Olga Rudnicka pisze fenomenalnie, ze swadą, sarkazmem, ciętym językiem i niesamowitym poczuciem humoru. Do tego dochodzą niewiarygodnie wprost barwne dialogi, które w wielu momentach są monologami i to jakimi monologami:). No i bohaterowie, mistrzowsko, niezwykle pomysłowo skonstruowani.
A co do wzruszenia.. hmmm.. czytając Diabli nadali miałam uczucie, jakbym sięgnęła po książkę "starej" Joanny Chmielewskiej. Wielbiciele prozy tej niezapomnianej pisarki (jej wcześniejszych książek) wiedzą o co mi chodzi. 
Diabli nadali, to świetnie napisana powieść, czarna komedia, kryminał z ikrą i przymróżeniem oka, a dodatkowo mistrzowsko skonstruowana fabuła. 
To kolejna książka tej autorki, którą  miałam okazję czytać i z radością stwierdzam, iż Rudnicka pisze coraz lepiej, każda kolejna powieść to lepsze pomysły, bardziej dopracowana fabuła i lepszy warsztat literacki.
Gorąco zachęcam do lektury. 

sobota, 24 października 2015

Cudze jabłka - Agnieszka Krakowska-Kondracka

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 4,5/6
Cudze jabłka to druga powieść Agnieszki Krakowiak-Kondrackiej autorki niezłej, czytanej przeze mnie kilka miesięcy temu książki Jajka z niespodzianką. Posarka jest także scenarzystką popularnego serialu Na dobre i na złe.
Tym razem bohaterami opowieści snutej przez autorkę, jest małżeństwo tuż przed 40-ką, Ewa i Marek oraz ich córka. Jak wielu ich znajomych (i jak wielu Polaków) żyli nie myśląc o jutrze, ciesząc się dniem dzisiejszym, korzystając z gotówki i tego co mogą za nią mieć. Żyli naprawdę dostatnio, mieli piękny apartament, nie brakowało im na prywatną szkołę dla córki Poli, zagraniczne wypady w środku roku, ogrodnika, sprzątaczkę. Ewa nie pracowała, na dom zarabiał Marek. 
Jednak pewnego dnia karta się odwróciła. jedna, druga nieudana transakcja, pismo od komornika, eksmisja, niewielkie oszczędności topniejące w mgnieniu oka, konieczność egzystencji jesienią i zimą w domku na działce. Próbują znaleźć pracę. Marek nie zgadza się żeby Ewa pracowała, to ujma dla jego męskiej ambicji. Kobieta znajduje jednak zajęcie w charakterze sprzątaczki. Musi jednak ukryć swoją profesję, w ogóle fakt, iż pracuje, przed mężem, który popada w coraz większy marazm. 
A to dopiero początek ich problemów i początek testu na miłość, chęć bycia razem, chęć nadal tworzenia rodziny. Bolesna próba. Jak poradzą sobie z nią bohaterowie?
Dobrze napisana, niezwykle prawdziwa i życiowa książka. Cudze jabłka powinni przeczytać wszyscy. Jedni, żeby zrozumieć, iż nic nie jest dane nam raz na zawsze, inni żeby docenić to co mają, a pozostali, żeby podnieść się po jakimś bolesnym życiowym upadku. 
Autorka mogłaby trochę dogłębniej potraktować niektóre wątki, ale generalnie książka dobra, na duży plus, z fabułą potrafiącą zaskoczyć i niezwykle sugestywnym morałem.
Bardzo ciekawie nakreśleni są bohaterowie. I co istotne, dotyczy to zarówno bohaterów pierwszoplanowych, jak i tych pojawiających się w treści fabuły tylko na moment.
Agnieszka Krakowska- Kondracka bardzo zręcznie splata losy bohaterów, włącza w nie różne ważne zagadnienia społeczne. Widać, iż ma doświadczenie zdobyte przy pisaniu scenariuszy filmowych. 

Zachęcam do lektury.


 

piątek, 23 października 2015

Ta, którą nigdy nie byłam - Majgull Axelsson

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Kolejna trudna, lecz niezwykle wartościowa i doskonale napisana powieść pióra szwedzkiej pisarki Majgull Axelsson.
Tym razem autorka naprzemiennie opowiada fascynującą historię ... 
Lekturę książki rozpoczęłam zwyczajnie. Oczywiście byłam nastawiona na literaturę najwyższych lotów, znałam już bowiem twórczość Axelsson. Jednak nie spodziewałam się, że historia MaryMarie, kobiety wychowanej w małym szwedzkim miasteczku, w rodzinie ofiary Holocaustu tak mną zawładnie.  
MaryMarie, to z pozoru kobieta sukcesu, będąca uznaną dziennikarką, a następnie ministrem. Kariera wprost niewyobrażalna. Jednak nie wszystko jest idealne, tak jak mogłoby się wydawać osobom patrzącym z  boku.  W życiu naszej bohaterki brakuje miłości, szacunku, szczęścia. Mąż jest sparaliżowany po tym, jak w jednym ze wschodnioeuropejskich miast zostaje wyrzucony przez okno, najprawdopodobniej przez nieletnią prostytutkę. 
MaryMarie z uporem i konsekwencją godną lepszej sprawy, czuwa przy łóżku chorego i...a tego nie zdradzę. To co dzieje się w fabule, co siedzi w głowie głównej bohaterki, to kwintesencja fabuły i cała esencja niesamowitego wprost talentu Axelsson. Po raz kolejny szwedzka pisarka opowiada historię niezwykłej kobiety, kobiety, z którą paradoksalnie mogłoby się przynajmniej w pewnym stopniu utożsamić wiele z nas. Pisarka rozbiera na czynniki pierwsze nie tylko życie MaryMarie, ale także jej umysł, duszę, wspaniale przedstawia jej rozterki, wpływ jakie mają one na postępowanie kobiety, oraz duchy z przeszłości, które wpływają na podświadomość.
Książka mimo, iż (jak to w literaturze skandynawskiej)  spokojna, to pełna jest niesamowitych wprost zwrotów akcji. Dodatkowym plusem są wspaniały język i zaskakujące zakończenie. 
Genialnie, z wielkim wyczuciem napisana książka. Nie jest to lektura do szybkiego przeczytania, nie jest to czytadło do pochłonięcia  w kilka godzin. To powieść trudna, skomplikowana, ale niezwykle ważna i wartościowa. Zdecydowanie zachęcam do zadania sobie trudu i sięgnięcia po tę niezwykłą opowieść.  
Za książkę serdecznie dziękuję Księgarni Internetowej Platon (klik) 
Ebook do kupienia tutaj (klik)



czwartek, 22 października 2015

Kisielewscy - Mariusz Urbanek

Wydawnictwo Iskry, Ocena 5,5/6
Recenzja mojego męża.

Tytułowi Kisielewscy, to jedna rodzina, a  w niej trzy pokolenia, cztery fascynujące osobowości. Mariusz Urbanek, który zasłynął świetnymi biografiami, tym razem pokusił się o stworzenie rodowej monografii. Efekt końcowy w postaci niniejszej książki, jak zwykle rewelacyjny.
Kisielewscy to niebanalna, wręcz niezwykłą rodzina obecna na polskim firmamencie kulturalnym od blisko wieku. Do najznamienitszych postaci rodziny należeli (należą) - Jan August Kisielewski, dramaturg i jeden z założycieli kabaretu Zielony Balonik, autor, którego sztukę Teatr Miejski wystawił w Krakowie w 1899 roku. Pisał on także wspaniałe recenzje teatralne czasowo pomieszkując w Warszawie. Niestety, pokonała go straszna choroba.
Zygmunt, pisarz, radiowiec, z przekonań piłsudczyk, konspirator, który całkiem sporo czasu spędził w aresztach i więzieniach – ojciec Stefana Kisielewskiego. 
Następnie słynny i znanym większości osób ze słyszenia Kisiel, kompozytor, publicysta, pisarz, wybitna osobowość życia politycznego i społecznego, enfant terrible Polski Ludowej. 
Wacław Kisielewski, to jego syn, który parał się m.in. wspaniałymi koncertami w duecie fortepianowym Marek i Wacek. Był także hazardzistą, którego fortuna zgodnie z powiedzeniem kołem się toczyła. Był także nieprzejednanym wrogiem ustroju komunistycznego, w którym musiał żyć.
Aktualne (jeżeli można tak określić) pokolenie rodu, to Jerzy Kisielewski, dziennikarz, i Krystyna Kisielewska-Sławińska, romanistka i tłumaczka.
To nich, o ich życiu, twórczościach, pasjach, smutkach i radościach jest ta książka. Pomiędzy opowieść o życiu bohaterów Urbanek wplata burzliwe dzieje XX-wiecznej Polski. Taki miks po raz kolejny udaje mu się po mistrzowsku i dzięki temu książkę czyta się wręcz z rozkoszą.   
Książka, monografia rodu ma charakter pasjonującej gawędy, której autor porywa czytelnika na równo arcyciekawymi biogramami, jak i wspaniale odmalowanym tłem kolejnych dziesięcioleci XX wieku. To także opowieść o ludziach niezwykle zdolnych, którym przyszło żyć w czasach nie pozwalających na rozwój pasji, talentu, zmuszających do zderzenia z trudną rzeczywistością. 
Po raz kolejny Urbanek stanął na wysokości zadania. Stworzył fascynującą opowieść, której dodatkową zaletą jest ukazanie bohaterów z najróżniejszych stron, w najróżniejszych aspektach życia. 
Wszystko, to co jeszcze mogłabym powiedzieć o Kisielewskich, o stylu pisania Urbanka znajdziecie we wcześniejszych moich recenzjach książek tego biografa. 
Zachęcam do lektury.


wtorek, 20 października 2015

Farma - Tom Rob Smith

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5/6
Czytaliście może genialną Ofiarę 44 lub odrobinę gorsze kontynuacje -Tajny referat i Agent6 tego autora? Jeżeli tak, to musicie sięgnąć po .Farmę. Jeżeli nie znacie prozy Smitha, koniecznie musicie braki nadrobić. 
Daniel, 30 letni syn Chrisa i Tilde, pewnego dnia otrzymuje niepokojącą wiadomość od ojca - jego matka została zamknięta w szpitalu psychiatrycznym. Sprawa jest o tyle skomplikowana, iż rodzice od jakiegoś czasu mieszkają daleko od rodzinnego Londynu, na farmie w Szwecji.
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy kilka godzin później Daniel czekając na lotnisku na odlot swojego samolotu, odbiera kolejny telefon. Tym razem od matki, której udało jej się wydostać ze szpitala i która jest w drodze do Londynu. Tilde twierdzi, że celowo próbowano zrobić z niej wariatkę, ponieważ chciała ujawnić przestępstwa popełniane na południu Szwecji. Jednym ze sprawców jest jej własny mąż, ojciec Daniela. Chłopak jest przerażony, zdezorientowany tym bardziej, iż matka zobowiązuje go do utrzymania w tajemnicy jej przyjazdu do Anglii. 
Tilde ląduje w Londynie z torbą wypełnioną dowodami rzeczowymi i opowiada synowi, jak wpadła na trop zbrodni. Historia jest niesamowita i Danielowi trudno jest w nią uwierzyć. Nie do końca przekonują go zdobyte przez matkę dowody. Chwilami wydaje mu się, że padła ofiarą paranoi. Znalazłszy się między młotem i kowadłem, Daniel musi się zdecydować, komu wierzyć. Ojcu czy matce? I co naprawdę wydarzyło się na farmie? 
Jak się okaże, w tej historii nic nie jest takim jakim się wydaje być, a prawda jak nigdy jest wieloznaczna. 
Książka jest doskonale napisana. Smith zadał sobie wiele trudu żeby z dialogu dwojga bohaterów (bo w przeważającej części tym jest Farma) stworzyć tak niesamowitą, pełną umiejętnie stopniowanego napięcia opowieść. Rozmowa prowadzona godzinami, wydawałoby się, że nic prostszego i...banalniejszego, nudniejszego nie ma. Nic bardziej mylnego w takim osądzie. Smith tworzy wręcz lepka od różnorodnych insynuacji, niedomówień, zawoalowanych sytuacji, mroku skandynawskiego i mroku ludzkiej duszy historię. 
Cala historia jest opowiadana z krótkimi przerwami na inne czynności. Napięcie jest stopniowane niezwykle umiejętnie. Co i rusz poznajemy kolejne szczegóły tej fascynującej niewiadomą i grozą opowieści. 
Farma to nie tylko doskonały thriller, powieść społeczno-psychologiczno-obyczajowa. To także (a może przede wszystkim) lekcja radzenia sobie z wręcz niemożliwą do zaakceptowania przez zdrową psychicznie osobę przeszłością. 
A na końcu opowieści...prawdziwa bomba.
Gorąco polecam.

 

poniedziałek, 19 października 2015

Cesaria Evora - Elżbieta Sieradzińska

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5/6
Cesaria Evora, artystka z Republiki Zielonego Przylądka, którą czy to z racji genialnego, niepowtarzalnego głosu, czy niebanalnego wyglądu kojarzy, podziwia większość ludzi. 
Evora była niezwykła pod każdym względem.
Nie robiła nic, by zjednać sobie publiczność, prasę i krytyków, a i tak uwodziła wszystkich. Nazywana była "Bosonogą divą", ponieważ miała w zwyczaju występować boso. 
Autorka tej niezwykłej, dopracowanej w każdym calu książki, przestawia swoja bohaterkę w prosty zwyczajny sposób, w taki, jaka była sama Cesaria.
Córka kucharki, mająca siedmioro rodzeństwa, od 10. roku życia wychowywana w sierocińcu, na początku występująca w portowych spelunkach i barach. Początkowo nie odniosła żadnych sukcesów w dziedzinie muzyki, ba była wręcz krytykowana., Na szczęście, po krótkiej przerwie wróciła do śpiewania. Prawdziwy sukces stał się jej udziałem dopiero gdy była po 40-tce. Karierę zakończyła w 2010 roku, kilka miesięcy póżniej zmarła. Pozostały po niej fantastyczne, niesamowite wręcz nagrania. 
Opowieści o trudnym życiu artystki przeplatają opowieści o jej twórczości. Wszak śpiew był integralna częścią Evory, czymś wychodzącym prosto z jej serca. Śpiewała pięknie, melancholijnie. Jej pieśni były (są) przepełnione uczuciem, często także cierpieniem, którego los nie szczędził pieśniarce. 
Autorka, która znała artystkę osobiście, fascynująco pisze o swojej bohaterce. Opowiada o jej życiu, twórczości, smutkach, radościach, trasach koncertowych, ulubionych czynnościach (poza śpiewem), potrawach, miejscach, ludziach, o tym co było dla niej najważniejsze, a co nie znaczyło nic. Cesaria Evora odmalowana przez Sieradzińską, to niebanalna, a jednocześnie zwyczajna kobieta taka, która zachwyca śpiewem, głosem, ale i taka, z którą może utożsamiać się wiele z nas. I to chyba jest największym atutem książki.
Jednak tym, co dodatkowo przykuło moją uwagę w trakcie lektury jest niezwykła przyjaźń, która połączyła Cesarię Evorę z..autorką książki. Jak do niej doszło? Jak się ona toczyła? Czym była dla każdej z pań? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań dot. głównie pieśniarki, ale także Elżbiety Sieradzińskiej, znajdziecie na kartach tej fascynującej, pięknie wydanej książki, która jest zdecydowanie czymś więcej niż zwyczajną opowieścią o wielkiej artystce. To opowieść o pasji, przyjaźni i tym co wypełnia życie, o jego esencji.
Gorąco zachęcam do lektury.

Tutaj książka do kupienia i możliwość przeczytania fragmentu (klik)

niedziela, 18 października 2015

Kiedy nadejdą dobre wieści? - Kate Atkinson

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Kiedy nadejdą dobre wieści? to kolejna książka autorstwa znakomitej pisarki Kate Atkinson, którą miałam okazję z wielką przyjemnością przeczytać. 
Początek książki, który cofa czytelnika do przeszłości jest mocny, bardzo mocny. Bo kogo nie poruszy niedopowiedziana do końca (acz niezwykle sugestywnie odmalowana) scena morderstwa młodej matki. Dalej (czyli 30 lat póżniej)  jest jeszcze lepiej. 
Atkinson pokazała po raz kolejny swój wielki kunszt. Opowiada nam historię z pozoru zwyczajną, taką, jaka może przydarzyć się każdemu. Ot mamy małżeństwo z malutkim dzieckiem, oboje zapracowani, zatrudniają bystrą opiekunkę do swojej latorośli. Owa opiekunka będzie siłą napędową, sercem i mózgiem całej opowieści.
W międzyczasie z więzienia na wolność wychodzi morderca, ten który dokonał 30 lat wcześniej opisanej w prologu rzezi.  
Co łączy opiekunkę, jej zaginiona pracodawczynię, mordercę i...? Sami będziecie zdziwieni, z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej. Akcja niespodziewanie przyspiesza, fabuła się zagęszcza, a cała opowieść oplata nas swoimi mackami i nie pozwala odłożyć książki dopóki nie skończymy jej czytać.
Kate Atkinson stworzyła doskonałą, taką szkatułkową, pełną zaułków, ozdobników, wtrętów powieść. Mnogość wątków, ogromna ilość głównych i pobocznych bohaterów, kilka przeplatających się wątków...wydawałoby się, że można się w tym gąszczu zagubić. Nic bardziej mylnego. Atkinson tak prowadzi całość opowieści, iż wszystko jest nad podziw klarowne, konsekwentne, a lektura tego powieściowego galimatiasu sprawia olbrzymią przyjemność momentami nawet rozkosz. 
Dodatkowo dochodzą nam opisy każdego kroku, jaki zrobią bohaterowie, każdej czynności, analiza tego co myślą, czują. Dodaje to całości niepowtarzalnego uroku. 
Jakby tego wszystkiego było mało, bohaterowie cytują Szekspira, wtrącają łacińskie sentencje, cytaty nawet z Biblii. Do tego dochodzi bardzo specyficzny, momentami czarny humor, który ejst cechą charakterystyczną pisarstwa Atkinson. 
I to wszystko (na pozór nie mające ze sobą nic wspólnego, zdające się nie do pogodzenia) jest idealnie wpasowane zarówno w treść, jak i klimat opowieści. Prawdziwe mistrzostwo. 
Gorąco polecam.  




 

sobota, 17 października 2015

Co nas nie zabije - David Lagercrantz

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 3-/6
Jestem wielką, przeogromną wielbicielką Millennium pióra nieodżałowanego Stiega Larssona. Do kontynuacji książek, serii pisanych przez innego autora podchodzę z wielkim dystansem. Z reguły staram się takich twórczości nie czytać. Jednak w przypadku Millennium uległam pokusie i umiarkowanie dobrze się stało. 
Niby w Co nas nie zabije jest wszystko co być powinno w przyzwoitym kryminale-thrillerze i powieści społeczno-obyczajowej, ale czegoś brakuje. Nie ukrywam, brak mi geniuszu Larssona, który zachwycił mnie już od pierwszej strony trylogii. Brak mi także tego nieuchwytnego czegoś co mieli larssonowi bohaterowie, np. Blomkvist i Salander, o innych nie wspominając.
Lagercrantz bardzo się stara. Ale czasami to nie wystarczy. Gdybym nie porównywała książki z Millennium  byłoby tylko odrobinę lepiej. Ale skoro coś ma być kontynuacją czegoś...trudno takowych porównań uniknąć. 
Larsson swoją trylogię osadził w świecie sprzed kilku lat. Obecnie są inne realia i to w nich rozgrywa się akcja Co nas nie zabije. Nie wiem czy Lagercrantz dobrze zrobił adaptując IV tom Millennium do naszych realiów. Niby mamy XXI wiek, ale niektóre porównania, nowinki techniczne, które bohaterowie uznają za jedyne wiarygodne...śmieszą, trącą lekką myszką.
Blomkvist zakotwiczony jest jeszcze mentalnie we wcześniejszych (opisanych przez Larssona) czasach, do nowych realiów nie bardzo potrafi się zaadaptować. Jest nielubiany, tak ogólnie, a przez wielu hejterów wręcz znienawidzony. Doczekał się nawet własnego hashtaga  #jakzaczasowblokmvista, który mówi wszystko.... Blomkvist próbuje nie tylko jakoś przetrwać i ogarnąć się w nowych czasach, ale także utrzymać na powierzchni zawodowej. W tym momencie pojawia się dla niego szansa dziennikarska. Mamy bowiem informatora z newsem dot. potężnego spisku. Tylko, że...Lagercrantz jakoś tak to nędznie napisał, że nawet ja, osoba z reguły nie domyślająca się puenty, zgadłam o co chodzi i jak mniej więcej akcja się potoczy. Czyli w przypadku tego typu książek, kanał delikatnie to ujmując. Ale da się czytać. Bez radości się czyta i bez tej znanej molom książkowym nutki niepewności, napięcia co będzie dalej, ale czytać się da. Pisarz imituje styl Larssona, ale bardzo moim zdaniem nieudolnie. Osoby uwielbiające Millennium tak jak ja od razu wyczują różnicę i naśladownictwo i to kiepskie, bardzo kiepskie naśladownictwo. Uważam, że gdyby Lagercrantz napisał normalną, ludzką, swoją powieść wypadłby zdecydowanie lepiej. Gdzie mu do mistrza.
W trylogii bardzo, bardzo lubiłam Lisbeth Salander, wiernie jej kibicowałam. Salander z IV tomu to niby ta sama osoba, ale jednak inna. Nadal komputerowy świat stoi przed nią otworem, ale kobiecie brak czegoś, pazura, ikry, jaj za przeproszeniem...no czegoś brak. Jest jakaś taka niedorobiona, mdła, budyniowa...no sorry, takie mam skojarzenie.
Minus należy się Lagercrantzowi także za brak sensownych, nowych (!!!) zaznaczam bohaterów. Bazując na larssonowych postaciach przerobił je na jakieś nędzne imitacje oryginałów. 
O Lisbeth wspomniałam wyżej. Z pozostałymi osobami jest nie lepiej. Lagercrantz zrobił z nich jakieś mdłe pianki nie pełnokrwiste postaci. Niektóre działania naśladowcy dot. bohaterów trylogii wołają o istną pomstę.
Na dodatek ilość wątków pobocznych, odnóżek idących od głównego pnia historii... o matko... można się zagubić i to porządnie. Niby wszystko zostaje doprowadzone do końca, ale po jakie licho tyle tego? Odchudzona fabuła byłaby sensowniejsza i bardziej strawna dla czytelnika. 
To takie główne zarzuty. 
Generalnie czytanie Co nas nie zabije sprawi wielbicielom Millennium autentyczny ból, aż zębami będą zgrzytać. 
Tak obiektywnie to stwierdzam, że nie jest to bardzo zła książka, nie wybitna, ale nie najgorsza. Jednak naśladownictwo Larssona przyniosło więcej szkody niż pożytku i sprofanowało Millennium. Stieg się w grobie przewraca. 

czwartek, 15 października 2015

Cztery siostry

Wydawnictwo Znak, Moja ocena 5/6
Bardzo dobra książka opowiadająca o losach czterech niebanalnych postaci. Są nimi cztery córki cara Mikołaja II Romanowa. 
Na początku XX wieku były najbardziej odizolowanymi od życiowych realiów przedstawicielkami europejskiej arystokracji. Były także ikonami stylu, gorącym tematem plotek.  
Helen Rappaport autorka niniejszej książki niezwykle ciekawie przedstawia świat wielkich księżnych Olgi, Tatiany, Marii i Anastazji. Księżniczki ze względu na swoją pozycję miały niezwykle wąskie grono znajomych. Z tego powodu stały się sobie wyjątkowo bliskie. Ową specyficzną więź udało się Helen Rappaport doskonale ukazać. 
Autorka nie poprzestaje jednak tylko na opowieści o losach księżniczek Pomiędzy ich życie, smutki i radości wplecione są opowieści o ich ojcu carze, o ukochanej matce, bracie carewiczu i wielu innych ciekawych postaciach z otoczenia księżniczek. Dzięki fascynującej opowieści poznajemy także otoczenie rodziny Romanowów, miejsca, w których księżniczki najczęściej przebywały w tym słynne Carskie Sioło, które od lat pozostaje najczęściej chyba odwiedzanym przez turystów miejscem w Rosji.
Wszystko zmierza do nieuchronnego, znanego nam z historii dnia 17 lipca 1918 roku, który był początkiem tragicznego końca rodziny Romanowów. Wtedy to cała rodzina Romanowów została zamordowana przez tajną bolszewicką policję.
Pierwsze co w trakcie lektury rzuca się w oczy to pasja z jaką autorka pisała książkę oraz doskonałe merytoryczne przygotowanie i wierne oddanie historycznych realiów, które to dotyczy najdrobniejszych nawet szczegółów. Przykładami oddającymi smaczki epoki mogą być np. dokładne opisy strojów księżniczek, ołowiane żołnierzyki oraz inne zabawki z bawialni Aleksego, ukochane zwierzątka, opisy porcelany i innych przedmiotów z monogramami Romanowów i wiele innych drobiazgów.Takie szczegóły to niby drobnostka, ale to właśnie one dodają książce wyjątkowego smaku, klimatu, sprawiają, iż całość pochlania siew w mgnieniu oka, a czytelnik ma wrażenie podróżowania w czasie.
Rappaport ma niezwykle lekkie piór co w połączeniu z niebywałym wprost zainteresowaniem tematem (o czym pisarka mówi w wielu wywiadach) dało książkę pasjonującą, taką którą wręcz się połyka. 
Lektura Czterech sióstr to bez wątpienia fascynująca podróż w czasie. 
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę z pozoru zwyczajną, a w rzeczywistości niezwykłą opowieść. 

 


wtorek, 13 października 2015

Księga życia - Gregory Samak

Wydawnictwo Muza, Moja ocena 3,5/6
Bohaterem jest Austriak, Elias Ein, samotny emeryt, który będąc tuz po 80-tce  postanawia przeprowadzić się do małego miasteczka w Austrii. Braunau am Inn, dokąd przeprowadza się Elias, to zdawałoby się sielska, anielska miejscowość. Dalsza akcja pokaże, jak bardzo pozory potrafią mylić. Emeryt kupuje w ciemno, na odległość-bez obejrzenia w rzeczywistości, niewielki dom,. wraz z całą jego zawartością. Po przeprowadzce powoli odkrywa zakamarki niepozornego domku, który zmieni całkowicie pozostałą część jego życia.   
Pewnego dnia odkrywa w domu tajne przejście, które prowadzi do przeogromnej, starannie ukrytej biblioteki. Marzenie każdego mola książkowego, znaleźć coś takiego. Ale czy na pewno? Elias pośród wielu tysięcy innych książek znajduje jedną jedyną, która liczy wiele tomów, a która okazuje się tytułową księgą życia. wagę przykuwa jedna z książek. To w niej sam Bóg zapisuje przeznaczenie każdej istoty ludzkiej. Na kolejnych kartach księgi Elias odnajduje życiorysy swoich rodziców, przyjaciół, postaci historycznych. Ale to nie wszystko. Okazuje się, iż  nieziemska moc księgi pozwala mu wpływać na bieg historii. Pokusa i możliwość zmiany losu swojej rodziny, setek tysięcy Żydów, Polaków i ludzi innej narodowości poprzez zmianę biegu historii XX wieku jest niezwykle silna. Ale czy w ogóle jest to możliwe? Co tak na prawdę decyduje o naszym życiu? Czy przeznaczenie istnieje? A jeżeli tak, to czy można je zmienić, oszukać? Jaka będzie cena za igranie z dziejową zawieruchą?
Książkę czyta się niezwykle szybko. Liczy 160 stron, do tego wydrukowana jest dużą czcionką z dużymi marginesami. Ot lektura na jeden wieczór. Tym bardziej, iż fabuła jest bardzo chwytliwa. Zawsze lubiłam książki, w których bohater miał możliwość przenoszenia się w czasie. Dodatkowo jeżeli weźmiemy pod uwagę kwestię potencjalnej możliwości ocalenia milionów ludzi poprzez zapobiegniecie II wojnie światowej. Idealny temat na doskonałą, wciągającą powieść, taką, którą czyta się z wypiekami na twarzy. Wątki niby są potraktowane do końca, ale w sposób moim zdaniem pozostawiający wiele, bardzo wiele do życzenia. Traktując je szerzej, rozbudowując je można by stworzyć fantastyczną, wciągającą lekturę.
Jednak Gregory Samak w dużej części zmarnował taki potencjał jakim był zalążek fabuły Księgi życia. Cała historia jest bowiem potraktowana "po łebkach". W trakcie lektury miałam wrażenie, jakby autor pisał na kolanie bardzo się dokądś spiesząc. Szkoda bo oprócz chwytliwego, ciekawego tematu książka ma w sobie ogromny potencjał edukacyjny. Treść dotyka bowiem wielu palących, niezwykle aktualnych także w naszych czasach problemów, jak chociażby ksenofobia, nienawiść wobec innych osób, nietolerancja, zło.
Rozpoczynając lekturę liczyłam na coś zdecydowanie lepszego i zawiodłam się na Księdze życia. Mimo wszystko zachęcam do lektury. Być może wam pozycja ta bardziej przypadnie do gustu. 

Słońce w chwale

Wydawnictwo Zysk i S-ka
Mam bardzo duże problemy z ocenieniem jednoznacznym tej książki. Słońce w chwale to I część opowieści o królu Ryszardzie III, o dramatycznych wydarzeniach dot. historii Anglii, które miały miejsce w XV wieku. Historia bardzo ciekawa, ze wszech miar zasługująca na opowiedzenie. Autorka bardzo zręcznie posługuje się piórem, umiejętnie także gromadzi materiały źródłowe. Książka bardzo dobrze napisana, ale biorąc ją do ręki należy pamiętać o jednym - jest to I część całości. W oryginale książka faktycznie opowiada historię Ryszarda III, Plantageneta, księcia Gloucester i króla Anglii. Tak jest w oryginale, tak jest w książce przełożonej na język niemiecki. Jednak oficyna Zyska i S-ka nie informując czytelnika, zaserwowała nam nawet nie skrótowiec całej historii, a jej pierwszą część. Oryginalne dzieło Sharon Kay Penman zostało po prostu podzielone na części. Nam zaserwowano część 1. Co z pozostałą częścią książki? Nie mam pojęcia.Podejrzewam jednak (ba chcę wierzyć), iż wydawnictwo opublikuje ciąg dalszy. Książka w oryginale liczy 936 stron, nasze polskie wydanie 479 stron.
Problem polega na tym, iż potencjalny czytelnik rozpoczynając lekturę jest przekonany, iż prześledzi całe życie Ryszarda III. Nic bardziej mylnego. Akcja książki owszem toczy się w okresie Wojny Dwu Róż, fragmentu angielskiej historii znanego z innych książek czy licznych filmów, ale  kończy się nie w momencie śmierci Ryszarda III, a dużo, dużo wcześniej. 
Główną jej osią jest historia rodu Yorków opowiedziana od momentu ataku na ich posiadłość Ludlow.
Książka (przynajmniej ta część, którą wydało Zysk i S-ka) jest bardzo dobrze napisana. Widać, iż autorka zadała sobie sporo trudu, żeby poznać epokę, jej realia, wydarzenia i umiejętnie je powiązać fabułą. Bardzo ciekawie ukazani są najważniejsi bohaterowie tamtego okresu, intrygi, walki, waśnie jakie między nimi były na porządku dziennym. 
Czyli generalnie to dobra książka i liczę, iż wydawnictwo w ciągu najbliższych kilku miesięcy wyda jej drugą część (bez podzielenia na kolejne pod tomy). 
Czytałam wiele recenzji tej pozycji, wypowiedzi czytelników angielsko- niemieckojęzycznych. Wszyscy oni oceniają powieść bardzo dobrze. Mam nadzieje, że nam ten zachwyt także się udzieli po przeczytaniu całości.
Zachęcam do nabycia Słońca w chwale (1)  i lektury już teraz lub poczekania na pozostałą część książki. 
Wydawnictwo zachęcam natomiast do większej troski o czytelnika i sensownego redagowania opisów na okładce.

 

poniedziałek, 12 października 2015

Sąsiedzi naziści. Jak Ameryka stała się bezpiecznym schronieniem dla ludzi Hitlera.

Wydawnictwo Literackie, Ocena 6-/6
Recenzja mojego męża.
Autor niniejszej książki Eric Lichtblau, to laureat Nagrody Pulitzera i jak się w trakcie lektury okazało doskonały dokumentalista i pisarz
Wiosna 1945 roku to okres końca II wojny światowej, a jednocześnie wyzwalania kolejnych krajów. Jednak to także czas, gdy setki tysięcy hitlerowców wręcz rozpierzchły się po świecie. Natomiast ich ofiary, które przeżyły holocaust, nadal pozostawały uwięzione. Nadal przez kolejne długie miesiące ludzie ci pozostawali w tych samych obozach, choć strażnikami byli inni ludzie. Ocaleni, choć nadal nie wolni, żyli w dalszym ciągu w bardzo złych warunkach. Znaleźli się oni w powojennym czyśćcu. To określenie, którego używa Lichtblau idealnie oddaje koszmar sytuacji.
Jak wspomina w książce jeden z Żydów - po wyzwoleniu, przebywając nadal w obozach czuli się, jak nikomu niepotrzebne graty. Paradoksalnie ich wojenni oprawcy, setki tysięcy katów, rozpierzchli się po świecie. Nie napotykając zbyt wielu przeszkód, setki tysięcy byłych ssmanów, gestapowców, obozowych strażników z wizami i fałszywymi dokumentami rozpoczynało życie na innych kontynentach, m.in. w USA.  Oczywiście, zarówno fałszywe dokumenty przedstawiające zbrodniarzy, jako ofiary, jak i wizy do amerykańskiej wolności, były bardzo trudno dostępne, a w związku z  tym drogie. Pozwolić sobie na nie mogli ci, którzy w okresie II wojny światowej parali się grabieżczym i zbrodniczym procederem.
Ucieczka nazistów z jednej strony, a z drugiej - nadal okrutne traktowanie wyzwolonych przez ich oswobodzicieli zza oceanu. Przy czym wizy dla więźniów obozów nazistowskich były przez władze amerykańskie bardzo niechętnie wydawane. Mimo światowych apeli, Amerykanie tuż po zakończeniu wojny wydali zaledwie 40 tysięcy wiz dla byłych więźniów. Natomiast dziesiątki tysięcy nazistów przedostało się do USA z łatwością oszukując  tamtejsze władze. 
W ciągu kolejnych lat, wielu z owych nazistów idealnie wtopiło się w amerykańskie otoczenie, wielu stało się znanymi, o ironio ogólnie szanowanymi osobami, wielu pełniło ważne funkcje nawet w amerykańskim kongresie, biznesie. W tym czasie setki tysięcy ocalonych walczylo z traumatycznymi lekami, głodem, chłodem, chorobami. 
Całkowicie jednak kuriozalnym jest fakt, iż wielu nazistów, którzy kilka miesięcy temu torturowali więźniów, po wyzwoleniu ponownie stało się ich strażnikami. Miało to miejsce w Dachau. Tam ponad 600 nazistów rekrutujących się spośród tamtejszych zbrodniarzy, kapo, lekarzy pilnowało ocalałych więźniów, tych samych, na których kilka, kilkanaście tygodni wcześniej przeprowadzali najokrutniejsze, najbardziej zbrodnicze eksperymenty. Nie do wyobrażenia dla nas. A co musieli czuć ci więźniowie?!
Kiedy wieści o całym powojennym koszmarze ocalonych dotarły do USA do prezydenta Trumana, ten oddelegował do inspekcji obozów specjalnego komisarza. Jego raport był szokujący. Wielu nie chciało w niego uwierzyć. A to dopiero początek historii, którą opowiada w swojej książce Eric Lichtblau. Z każdą kolejną stroną, którą czytamy jest gorzej. Autor opowiada o wielu niewyobrażalnych dla nas procederach, których dopuścili się po wojnie zarówno naziści, jak i władze USA. M.in. wybielano życiorysy nazistów. Dotyczyło to Niemców oraz ich kolaborantów. W ten sposób pomagano im przedostać się do USA, a z wielu z nich tworzono szpiegów wykorzystywanych w zimnej wojnie.To tylko jeden z grzechów jakich w okresie powojennym dopuścił się rząd USA. Wielu z amerykańskich polityków, wojskowych dowódców było wręcz zafascynowanych hitlerowskimi ideami, dokonaniami. Ba, wykorzystywano je nagminnie.
Czy ktoś za te hańbiące USA czyny odpowiedział? Czy odpowiedzieli sami ukrywający się w Ameryce hitlerowcy? Do czego jeszcze posunęły się obie strony? Odpowiedź na te i wiele innych pytań, które nasuną się w trakcie lektury, znajdziecie w niniejszej, doskonale napisanej książce. 
Niewątpliwym jej plusem jest bardzo duża ilość źródeł, z których Lichtblau czerpał wiedzę. Są nimi różnorodne zapiski, licznie przeprowadzone rozmowy ze świadkami oraz niedawno odtajnione dokumenty. To co działo się z poszczególnymi nazistami, jak działała machina ich przedostawania się do Ameryki, jak pomagały im w tym władze tego kraju, jak chroniono morderców, katów, ludzi Hitlera, wszystko to co oburza w trakcie lektury zostało ukazane w książce rzetelnie i dawkowane jest stopniowo. Dzięki temu końcowy efekt jest jeszcze bardziej spektakularny.
Gorąco zachęcam do lektury tej doskonale opracowanej, popartej licznymi dokumentami książki. Czyta się ją na równi z wielka przyjemnością, która jest efektem ogromu pracy badawczej autora oraz  dobrego pióra, jak i niedowierzaniem. Minus daję tylko za zgromadzone na końcu książki przypisy. 




sobota, 10 października 2015

29 - Adena Halpern

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 4,5/6
29 to z pozoru banalna, lekka opowieść o życiu, takie babskie czytadło. I tak i nie. 29, to faktycznie opowieść o życiu, ale daleko jej do lekkiej opowiastki. 
Jest to niezwykle mądra i ponadczasowa opowieść o życiu i wszelakich jego barwach, o miłości, przyjaźni, rodzinie i tym co w życiu liczy się najbardziej i o tym, iż każdy dzień należy przeżyć tak jakby miał być naszym ostatnim.
To także historia o tym, czy różnica pokoleniowa w rodzinach jest na prawdę tak ważną sprawą i o tym, iż czasami trzeba bardzo uważać na to o czym się marzy, czego się sobie życzy. Bowiem główna bohaterka, to pani będąca w słusznym wieku (to takie dyplomatyczne określenie 75. urodzin), młoda duchem, od dłuższego czasu żałująca wielu rzeczy ze swej przeszłości, zarówno tych, które zrobiła, jak i straconych, niewykorzystanych szans. Pewnego dnia dostaje jednak szansę od losu i wypowiedziane przez nią życzenie zmieni jej życie i życie kochających ją osób. To co póżniej nastąpi jest cóż..o tyleż zabawne, zadziwiające, co pouczające.
29 to lekka podróż w czasie do przeszłości w teraźniejszości, ciepła, mądra opowieść, taka do szybkiego przeczytania z uśmiechem na ustach i do dłuższego przemyślenia (już po zakończeniu lektury). To także niezła lekcja życia oraz pouczająca opowieść będąca ponad podziałami pokoleniowymi. Śmiało mogę zachęcić do jej lektury panie w każdym wieku - od nastu do 100 lat:). 
Niewątpliwym atutem książki są bardzo ciekawe, świetnie nakreślone postaci bohaterek. Te kobiety (i nie tylko kobiety) to osoby, których nie sposób nie lubić. Jeżeli dot ego dodamy ciekawą fabułę, cięte pióro autorki i całość potraktowaną mądrze, acz z lekkim przymróżeniem oka, to mamy doskonałą lekturę. 
Adenie Halpern udało się napisać dobrą powieść z uśmiechem, morałem, a jej główna bohaterka nie pomna na metrykę udowodniła, iż wiek nie jest barierą, nie przeszkadza w realizowaniu żadnych ...no prawie żadnych marzeń:). Od nas tylko na ogół zależy, jakie życie będziemy mieć.
Gorąco zachęcam do lektury.


Chłopczyce z Kabulu

Wydawnictwo czarne, Ocena 5/6 
Recenzja mojego męża.
Chłopczyce z Kabulu mimo pozornie zwykłego tytułu, to niepowtarzalna, wręcz niezwykła lektura. Książka jest opowieścią o świecie całkowicie odmiennym od naszego oraz swoistym przewodnikiem  po skomplikowanym i nie zawsze przez nas mieszkańców Europy akceptowanym świecie afgańskich kobiet i fenomenie bacza pusz – przebierania dziewczynek za chłopców po to, by w patriarchalnym społeczeństwie miały szansę na lepsze życie, by nie musiały żyć jak wiele, ba większość kobiet w Afganistanie.
Nikt nigdy nie przeprowadził żadnych badań, zjawisko bacza pusz było jeszcze do niedawna nieznane poza granicami Afganistanu. Dlatego liczebność bacza pusz jest nieznana. 
Jedną z bohaterek książki jest Azita, która osiągnęła w tym okrutnym, dziwnym, męskim kraju o wiele więcej niż jakakolwiek kobieta afgańska mogłaby sobie wymarzyć. Azita była bowiem posłanką do afgańskiego parlamentu. To od strony zawodowej. Niestety, ale w sferze prywatnej, w domu żyje tak jak miliony innych afgańskich kobiet - poniżana przez męża, okradana z pieniędzy, molestowana, zmuszana do wykonywania najbardziej upodlających prac. Co gorsze zachowanie męża wobec Azity jest nie tylko aprobowane przez innych męźczyzn, przez znajomych, w Afganistanie jest ono normą.  Dla afgańskich męźczyzn kobiety są źródłem przyjemności, służbą, są potrzebne dopóty dopóki mogą służyć swojemu panu. Każdy syn traktowany jest jak skarb, zabezpieczenie ojca na starość, córka jak ciężar, tak na prawdę do niczego nie przydatny. Narodziny córek są dla ich matek nieszczęściem, będą o wiele gorzej niż dotychczas (o ile to możliwe) traktowane przez męża, ale i los ich córek będzie w przyszłości koszmarem. Stąd dla wielu matek jedynym rozwiązaniem jest bacza pusz. 
Do takiego wniosku doszła także bohaterka książki posłanka Azita, która jedną z córek uczyniła bacza pusz. Nie tylko ułatwiła tym córce życie, ale automatycznie wzrósł prestiż jej samej, jako matki. Bowiem posiadanie syna w Afganistanie nobilituje kobietę. 
O dziwo to nie jest cała treść książki. Autorka ukazuje także fragment życia męźczyzn w zaskakujący sposób, z zadziwiającej perspektywy. Po lekturze książki widać wyraźnie, iż presja społeczna, tradycja w kraju takim jak Afganistan ma zatrważającą siłę, ale jednocześnie nic nie jest tylko białe i czarne. Problem bacha pusz i kwestii życia kobiet afgańskich jest daleko bardziej złożony niż nam się wydaje. Treść książki autorstwa Jenny Nordberg zaledwie muska całą problematykę, ale i tak jest to kamień milowy w poznaniu kultury, mentalności, obyczajowości ludzi w Afganistanie. Zachęcam do lektury. 

Za książkę dziękuję Księgarni Internetowej Platon (klik)  


(Klik) tutaj do kupienia e-book Chłopczyce z Kabulu. Polecam.

 

czwartek, 8 października 2015

Pokój dla artysty - Maria Ulatowska, Jacek Skowroński

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Piękna okładka, taka idealnie wpisująca się w aktualną porę roku, w aurę, w piękną złotą polska jesień. Można by rzec sielsko, anielsko. Nie ukrywam, okładka mnie uwiodła, ale i zwiodła. Bowiem podobnie klimatycznej, sielskiej opowieści spodziewałam się rozpoczynając lekturę. Bardziej chyba nie mogłam się pomylić. 
Pokój dla artysty to..współrzędnie złożona literacka kombinacja. Ufff...już wyjaśniam...to takie połączenie powieści obyczajowej, kryminału, romansu z elementami prosto z życia wziętymi i thrillera. Brzmi intrygująco. I taka jest ta książka. Jej sercem jest magiczny Nałęczów, a w zasadzie jeden z jego budynków. W nim znajduje się dom dla artystów, a jego gośćmi są ludzie mniej lub bardziej znani, ale zawsze związani ze sztuką i to taką przez wielkie Sz.Co ważne, w domu tym zawsze znajduje się miejsce dla osób, którzy obecnie znajdują się na życiowym zakręcie, od których na dłużej lub krócej odwróciło się szczęście. 
Dom w Nałęczowie to miejsce magiczne, takimi ludźmi są też jego mieszkańcy.
A wszystko to, cała idea domu dla artystów rozpoczęła się przez zupełny przypadek, przez żart, który z biegiem czasu nabierał w iście ekspresowym (jak na polskie warunki) tempie konkretnego kształtu. 
Jednak nawet w tak sielskim miejscu nie wszystko idzie zgodnie z najbardziej nawet pobożnym życzeniem. Napisałam na początku, iż w książce znajdują się elementy kryminału. I tak jest. Mamy więc szamotaninę, wypadek, wymuszenie, policję, dochodzenie i...kolejne zagadkowe ze wszech miar zgony. A to dopiero początek. 
Ciekawym zabiegiem, jaki zastosowali autorzy jest stopniowanie napięcia - od sielsko- anielskiego domku, krajobrazu Nałęczowa, poprzez banalny z pozoru wypadek, kolejne zgony, aż do... ale tego nie zdradzę:)
Książka doskonale napisana, intrygująca, wielowymiarowa i bardzo zmienna zarówno pod względem narratora (akcję śledzimy z punktu widzenia dwóch osób) jak i tempa oraz kwintesencji całej fabuły. Trudno bowiem jednoznacznie określić o czym jest książka. Nie da się tego zawrzeć w jednym-dwóch zdaniach. Z pewnością jest to opowieść o miłości i pasja w ich najróżniejszych aspektach i przejawach. Poza tym...autorzy pozostawiają sporo miejsca na własną interpretację. 
Pokój dla artysty to tego typu książka, którą każdy czytelnik w pewnym stopniu odbierze inaczej. Gorąco zachęcam do lektury. 

Tutaj (klik) możesz kupić książkę i przeczytać jej fragment.