Strony

wtorek, 31 lipca 2012

Inkwizytor - Mark Allen Smith

Wydawnictwo Hachette, 376 s., Okładka miękka, Moja ocena 5,5/6
Jest to książka, dla której zarwałam noc i teraz w pracy skończyłam czytać, dobrze, że szefa mam wyrozumiałego, czyli siebie:)
Co mamy w Inkwizytorze? Przede wszystkim parę wspólników i to niebanalną. Dwóch mężczyzn (Geiger i Harry) wpada na pomysł własnego biznesu - będą torturować ludzi na zlecenie innych. Nie, źle napisałam, nie torturować, oni będą odzyskiwać informacje, w skrócie OI. I robią to bardzo skutecznie od 10 lat. A ich współpraca jest o tyleż perfekcyjna co dziwna.
Jeden o drugim w zasadzie niewiele wie, nie spotykają się prywatnie, nie wiedzą gdzie partner mieszka, ale wszystko działa idealnie, a firma OI funkcjonuje bez zastrzeżeń.
Z ich usług można skorzystać tylko poprzez wpisanie odpowiedniego hasła na nieszkodliwej z pozoru stronie internetowej i podanie kto jest osobą polecającą. Póżniej potencjalny zleceniodawca wyjaśnia kto jest celem OI. Cel ten zawsze nazywany jest Johnsem. Na ogół jest to Pan Jons, ale zdarzają się też Panie Jons.
Mózgiem w całym przedsięwzięciu, tytułowym Inkwizytorem jest Geiger. Człowiek bez przeszłości, który sam o sobie nic nie wie. Jego obecne życie zaczęło się pewnego mglistego poranka, gdy wysiadł z autobusu w nowojorskim Harlemie. Nie pamiętał kim jest, skąd się tam wziął, jak ma na imię. Nazwisko Geiger pożyczył sobie z albumu H.R. Giger, który dojrzał w oknie wystawowym księgarni. Dodał tylko „e”, ot tak, żeby było symetrycznie, ładniej i już miał nową tożsamość.
Harry i Geiger to jak wspomniałam niebanalna para. Jeden z nich cierpiący na koszmarne migreny i nawracające senne koszmary chodzi w przerwach między sesjami” OI na terapię do psychologa - faceta życiowo przegranego, świeżo po rozwodzie, bez perspektyw na lepsze życie…. Jednak Geiger- pacjent mobilizuje całą wiedzę psychologiczną terapeuty, który chce dowiedzieć się, dlaczego klient jest emocjonalnie martwy i dlaczego nie pamięta nic z własnego dzieciństwa - sprawia wrażenie, jakby narodził się już jako dojrzały mężczyzna. Dzięki niemu życie psychologa za chwilę zacznie przypominać kino akcji.
Geiger mimo, że para się OI ma swoje zasady, taki niepisany kodeks moralny, zawodowy – nie pracuje z dziećmi. Jednak pewnego dnia zleceniodawca zamiast Jonsa dostarcza jego 12 letniego syna. Geiger odmawia wykonania zadania, porywa chłopca i sam staje się Jonsem, jest ścigany przez innego, ale w przeciwieństwie do niego nie mającego żadnych zahamowań OI- Daltona.
Jak dalej rozwinie się akcja nie zdradzę. Napisze tylko, że to jedna z najlepszych powieści sensacyjnych jakie ostatnio czytałam. Akcja wciąga od pierwszej strony i do końca nie puszcza. Malutki niedosyt czułam tylko w związku z przeszłością Geigera. Będąc poddawanym OI przez sadystę Daltona Geiger sięga do swojej podświadomości, dokonuje się w nim coś na kształt cofnięcia się w swoją jażń, przeszłość. Geiger na tyle zapada się w sobie, że nie czuje niewyobrażalnego wprost bólu, jaki zadaje mu Dalton. Dzięki torturom Daltona bardzo wiele dowiadujemy się o Geigerze, o jego przeszłości, ale za mało, nie wszystko zostaje do końca wyjaśnione, a szkoda.
 
Wbrew pozorom niewiele w książce znajdziemy krwawych, sadystycznych opisów tortur, czy jakby to Geiger nazwał - OI. Owszem są, ale w ilości dużo mniejszej niż można by się było spodziewać przed rozpoczęciem lektury.
Gorąco polecam Inkwizytora,to świetna pozycja trzymająca w napięciu, z niebanalnymi bohaterami, bardzo wyrazistymi i niebanalną akcją, a w zasadzie pomysłem na nią. 
Liczę na kolejną co najmniej tak dobra pozycję tego samego autora. Czasami warto sięgnąć po książkę pisarza nieznanego, można przeżyć duże, bardzo miłe zaskoczenie.

Ostatni dzień przygotowywania wywiadu z Kasią Enerlich, zapraszam:)

Dzisiaj o 23,59:) mija termin zamieszczania w poście głównym o właśnie tu, kliknij:) pytań do Kasi Enerlich, jutro wszystkie pytania zbieram w jeden email i wysyłam do autorki.
Kto ma jeszcze ochotę, zapraszam:).
Wywiad (czyli nasze pytania i odpowiedzi pisarki) zamieszczę w sierpniu, postaram sie, jak najszybciej, ale nie wiem jak z urlopem i Kasi:).
Ze wszystkich pytań autorka wybierze jedno (wg. swojego uznania:)) i jego autor otrzyma pakiet książek, których okładki zamieszczam:)
Fundatorem nagród jest Wydawnictwo MG.
Wartość książek: 34,90zł. +34,90zł. + 34,50 zł.:) sami policzcie.
Nagrody zostaną wysłane w ciągu 14 dni od ogłoszenia zwycięzcy paczką :)




poniedziałek, 30 lipca 2012

Udało się uratować konie, podziękowanie:)

Dzięki wpłatom (wierze, że także wielu z was) udało się uratować konie, na które pieniądze zbierała Fundacja VIVA, a ja o wpłaty prosiłam nieśmiało jakiś czas temu na blogu:). 
Dziękujemy za wszystkie wpłaty.

Życie jak w Tochigi na japońskiej prowincji. - Anna Ikeda

Wydawnictwo WAB, Okładka twarda, 320 s., Moja ocena 4,5/6
Po książkę nie ukrywam sięgnęłam z ciekawości, raz - bo byłam niezmiernie ciekawa, jak Polka widzi tak odmienną od naszej kulturę, jaką jest japońska, a dwa - bo "znam" Anię wirtualnie, często wchodzę na jej bloga, żeby obejrzeć...dziwa z kraju kwitnącej wiśni:). 
Ale co innego krótkie posty na blogu, a co innego książka. Nie wiedziałam, czy autorka poradzi sobie z wyzwaniem, czy nie spocznie na blogowych laurach, a książka nie okaże się zlepkiem mniej lub bardziej infantylnych historyjek ala tabloid, albo kiepski przewodnik po Japonii.
I muszę napisać, że Anna Ikeda doskonale dała sobie radę z wyzwaniem, jakim na pewno dla każdego autora nuworysza jest napisanie książki.
Książka jest ciekawa, momentami fascynująca, szczera, śmieszna, krytyczna i najważniejsze - ukazuje nam Japonię niejako od strony kuchni, czyli nie przez pryzmat Tokio, o którym książek w sklepach mamy całkiem sporo, a przez pryzmat najmniej chyba znanej japońskiej prowincji, tytułowej Tochigi.Jest to o tyle ciekawe, że jak sama autorka pisze, Tochigi jest jedną z najbardziej zaściankowych prefektur w całej Japonii.A na czym ta zaściankowość polega? Tego dowiecie się najlepiej sami w trakcie lektury książki:).
Położenie prowincji Tochigi.

Autorka bardzo zręcznie opowiada nam o codziennym życiu na japońskiej prowincji, o życiu Polki jej fascynacjach i przygodach. Nie zanudza wiadomościami encyklopedycznymi, a po prostu opowiada o życiu, o swoim życiu. Dowiadujemy się m.in. o tym, jak Anna dostała prace, o japońskich manierach, o kocich kawiarniach i małpich restauracjach, o rodzinnych tajemnicach o japońskich przyjaciółkach i o wielu innych sprawach, o których na pewno nie przeczytamy w żadnej innej książce.
Słowo honne oznacza to, co Japończyk naprawdę czuje i czego naprawdę chce. Z uwagi na oczekiwania innych oraz zasady dobrego wychowania tych prawdziwych uczuć nie wolno jednak okazywać w obecności innych. Należy ukryć je głęboko w sobie i dzielić się nimi wyłącznie z najbliższą rodziną (choć i z nią nie zawsze) lub bliskimi, naprawdę bliskimi, przyjaciółmi. Tatemae dosłownie znaczy „fasada”; są to społecznie akceptowane zachowania i opinie, które ujawnia się i demonstruje poblicznie. Jak nietrudno zgadnąć, często są one zupełnie sprzeczne z honne. (…) 
Sam fakt, że język japoński posiada oddzielne słowo na określenie tego, co naprawdę się myśli i czuje, oraz na określenie publicznego wizerunku, jaki prezentuje się innym, świadczy o tym, jak bardzo ważna jest ta kwestia.
Wszystkie informacje okraszone są niesamowitym lekko ironicznym poczuciem humoru i wspaniałymi zdjęciami.
Co do zdjęć to w tym zakresie mam wrażenie, że autorka zdecydowanie upodobniła się do Japończyków, ale dla nas, czytelników jej książki to bardzo dobrze:). Ja sama wiele podróżuję i zawsze, gdy jestem w jakimś ciekawym turystycznie miejscu widzę Japończyków w ekstatycznym wręcz transie fotografujących wszystko i wszystkich. Na ogół mi to odrobinę przeszkadza, raz byłam tylko zadowolona, gdy przede mną była grupa japońskich turystów...w Kaplicy Sykstyńskiej. Byli o ok. 10 cm niżsi ode mnie i dzięki temu wszystko doskonale widziałam:). Dotychczas myślałam, że tylko na wycieczkach Japończycy oddają się pasji fotografowania, ale po lekturze książki wiem już, że tak nie jest....
(...) Jeśli istnieje jedno narodowe hobby uprawiane przez niemal wszystkich obywateli bez względu na płeć, wiek i przynależność do grupy społecznej, religijnej lub politycznej, dla Japończyków jest to bez wątpienia obsesyjne fotografowanie wszystkiego i wszystkich, zawsze i wszędzie. (…) I to właśnie ów wizerunek tubylca był dla mnie najłatwiejszy do naśladowania. Z aparatem w ręku mogę bezproblemowo wtopić się w otaczającą mnie rzeczywistość.
Autorka twierdzi, że jej zdjęcia są amatorskie...może i są, ale są niezwykle piękne, spontaniczne, ukazują ważne momenty z życia fotografowanych osób, momenty, których my nigdy nie zobaczymy.
Ogromnym plusem (dla mnie, jako prawie zupełnego laika kultury japońskiej) jest słowniczek na końcu książki. W książce mamy sporo egzotycznych nazw – miejscowości, potraw, świąt, obyczajów czy imion i umieszczenie słowniczka zdecydowanie ułatwia zrozumienie wielu kwestii.
Kolejnym plusem jest także doskonałe wydanie książki - sztywna oprawa i szycie. Idealna pozycja na prezent. Proszę jednak pamiętać, jak pisze sama autorka - nie jest to książka o Japonii, jest to książka o życiu Polki w Japonii. I pod tym kątem należy dokonywać zakupu, w takim wypadku na pewno będziecie z lektury zadowoleni.
Anna Ikdea urodziła się w Gdańsku. Jest nauczycielką języka angielskiego. Mieszkała w Szwecji i Stanach Zjednoczonych, osiadła w Japonii. Ma męża Japończyka i japońską teściową, którzy bez powodzenia próbują poskromić jej europejski, „dziki" temperament. Życie jak w Tochigi to literacki debiut autorki.

niedziela, 29 lipca 2012

Powolniak...nie żyje:(

Kto oglądał (ogląda nadal, jak ja) wspaniały serial Co ludzie powiedzą ten wie o kogo chodzi.
Ja serial wręcz maniakalnie uwielbiam, często do niego wracam, gdy mam zły humor, doskonała zabawa:).  
Kto z was jest także fanem serialu?
Onslow (nazywany Powolniak) – to emeryt, wyluzowany obibok, najczęściej widywany przed telewizorem z piwem w dłoni. Mimo niechlujnego wyglądu nie jest ignorantem, często to on wypowiada zabawne puenty lub najmądrzejsze komentarze. Wydaje się, iż jest po prostu leniem, który świadomie wybrał styl życia. Gdy jest filmowany razem z Stokrotką w małżeńskim łożu, ona najczęściej czyta romansidła, a on specjalistyczne książki z zakresu nauk ścisłych i filozofii. Oboje mają dorosłe dzieci.
Aktor Geoffrey Hughes zmarł 27 lipca w wieku 68 lat.
Tutaj wklejam link oryginalny do informacji .
Cała główna obsada Co ludzie powiedzą?
Uwielbiałam go za tą jakże charakterystyczną rolę.


Z innych jego ról znam tylko tę w świetnym serialu komediowym - Pan wzywał milordzie?,  jednak jak podają media miał znaczny dorobek:
Zaczynał swoją karierę aktorską w Victoria Theatre w 1966. Grywał też na West Endzie. Stworzył też kilka dobrych kreacji filmowych (TV).

Filmografia

  • 2004: Funny Ladies of British Comedy, The jako on sam
  • 2003: Comedy Connections jako on sam (2004)
  • 2003: Z planu filmowego: wpadki i pomyłki aktorów (It Shouldn't Happen to a TV Actor) jako on sam/Onslow
  • 2001: All-Star Family Fortunes jako on sam (2001)
  • 1998-2000: Rodzina Royle (Royle Family, The) jako Twiggy
  • 1997: Wspomnienia Hiacynty Bukiet (Memoirs of Hyacinth Bucket, The) jako Powolniak
  • 1995: Smiths, The jako Dooley
  • 1992: Heartbeat jako Vernon Scripps
  • 1992: Heartbeat jako Vernon Scripps
  • 1991-1993: Spender jako Kenny Coates (1991)
  • 1990-1996: Upper Hand, The jako Ray (1993)
  • 1990: Man From the PRU, The jako Baily
  • 1990-1995: Co ludzie powiedzą? (Keeping Up Appearances) jako Powolniak
  • 1989: Ja, Lovett (I, Lovett) jako Dirk
  • 1988-1993: Pan wzywał, Milordzie? (You Rang, M'lord?) jako Fred Kendall
  • 1986-1992: Boon jako Tiny Tim
  • 1985: Bright Side, The jako Mr. Lithgow
  • 1980: Niżyński (Nijinsky) jako Gavrilov
  • 1976: Cilla's World of Comedy jako Roger Fulwood (1976)
  • 1976: Confessions of a Driving Instructor jako Listonosz
  • 1974: No, Honestly jako Derek (1974)
  • 1974: Coronarion Street jako Eddie Yeats (1974-1983, 1987)
  • 1973: Tiffany Jones jako Georg
  • 1972: Mój udział w upadku Hitlera (Adolf Hitler - My part in his downfall) jako Larry
  • 1971: Zemsta (Revenge (I)) jako Kierowca
  • 1971: Carry On at Your Convenience jako Willie
  • 1970-1984: Play for Today jako Derek
  • 1970: Shadows of Fear jako Jerry (1971)
  • 1970: Krew na szponach szatana (Satan's Skin)
  • 1969: Till Death Us Do Part
  • 1969: Up Pompeii jako Piteous (1970)
  • 1969-1971: Randall i duch Hopkirka (Randall & Hopkirk) jako Harper (1970)
  • 1969: Początkujący żołnierz (Virgin Soldiers, The) jako Lantry
  • 1969: Curry & Chips jako Dick
  • 1968-1972: Please Sir! jako Billy Garvin (1968)
  • 1968-1977: Armia tatuśka (Dad's Army) jako Bridge Corporal (1972)
  • 1968: Bofors Gun, The jako Samuel
  • 1968: Żółta łódź podwodna (Yellow Submarine)
  • 1967: Smashing Time
  • 1963-1989: Doctor Who jako Pan Popplewick (1986)
  • 1962-1978: Z Cars jako Billy Garvin (1968) / Wynne (1970) / Bartram (1973) / Mickey (1974) 

piątek, 27 lipca 2012

Rozdzielone - Katrin Behr, Peter Hartl

Wydawnictwo Buchmann, Okładka miękka, 346 s., Moja ocena 5/6
Rozdzielone. Dzień, w którym NRD zabrało mi matkę jest pozycją wyjątkową. Rozpoczynając lekturę spodziewałam się czegoś ala artykuł w tabloidzie tylko na ciut wyższym poziomie. Ku mojemu bardzo miłemu zaskoczeni zagłębiłam się w lekturę bardzo dobrej książki, dopracowanej merytorycznie, dobrze napisanej z ukierunkowaniem na człowieka i jego dramat, ale nie szukającej taniej sensacji.
Moim zdaniem jest to jedna z ciekawszych pozycji, które w ciągu ostatnich miesięcy ukazały się na naszym rynku wydawniczym.
Główną bohaterką książki, a jednocześnie jej współautorką jest Katrin. Poznajemy ją w 1972r. Gdy ma niespełna 5 lat, a jej brat Mirko 7. Dzieci razem z mamą mieszkają w NRD w miasteczku Gera.
07.02.1972r. Kończy się zarówno ich szczęśliwe życie wraz z ukochaną mamą, jak i w ogóle dzieciństwo. O świcie do ich mieszkania wpadają mężczyżni w długich płaszczach, to służba bezpieczeństwa NRD, czyli Stasi. Matkę aresztują za wrogą działalność, a dzieci zostają przeniesione do jakby ochronki, a póżniej na jakich czas do babci. Po niedługim jednak czasie zarówno Katrin, jak i Mirko zostają zmuszeni do mieszkania w rodzinie zastępczej o mocno prosocjalistycznych poglądach. Co najokrutniejsze, dzieci zostają rozdzielone i zamieszkują daleko od siebie. Dziewczynka w trakcie mieszkania u tej rodziny przechodzi ostre pranie mózgu, jedyna słuszna ideologia i jedyne słuszne postępowanie są im wpajane każdego dnia, a nieposłuszeństwo, czy jakiekolwiek złe zachowanie są surowo karane.
Ten koszmarnie nieludzki proceder odbierania rodzicom dzieci, był  w pełni zgodny z prawem w NRD i niestety był też na porządku dziennym.  Wg. ówczesnej władzy miał utrzymać w ryzach wrogie socjalistycznemu ustrojowi jednostki.
Najczęściej przymusowe adopcje dot. opozycjonistów tych, którzy buntowali się przeciwko jedynemu słusznemu reżimowi, zamykano ich w więzieniach, słuch o nich przepadał, a ich dzieci rozdzielano. Trafiały one do nowych, zgodnie z założeniami prawidłowych ideologicznie domów, gdzie czekały rodziny wierne socjalizmowi lub czołowi działacze partyjni. Zdarzały się jednak przypadki, że odbierano dzieci nawet zwykłym ludziom, niezwiązanym w żaden sposób z wielką polityką. Tak było właśnie w przypadku Katrin. Matka Katrin za drobnostkę, trafiła na 5 lat do więzienia. 
W 1975 r. Katrin adoptowało trzydziestokilkuletnie małżeństwo. On – murarz. Ona – nauczycielka i działaczka partyjna, która w jej strukturach znaczy wiele. Przez lata, gdy u nich była, Katrin nie zaznała ani miłości, ani chociażby czułości. Adopcyjni rodzice nie mogli jej darować, ze jest córką zdrajczyni.
Jak to wpłynęło na dorosłe życie Katrin? Jak to wpłynęło na jej charakter? Tego dowiecie się czytając książkę do czego gorąco zachęcam.
Mala Katrin i pionierska przysięga..

Książkę czytało mi się doskonale, szybko, wydawało mi się, że minęła chwila, a już czytałam ostatnią stronę. Lektura tak mnie wciągnęła po pierwsze ze względu na tematykę, a po drugie ze względu na sposób, w jaki autorka zaserwowała nam wszystkie szczegóły, przekazała bezsens, ból, okrucieństwo i niezrozumienie. Katrin w niezwykle szczery sposób opowiada o dzieciństwie, dojrzewaniu, karierze zawodowej, małżeństwie i dzieciach. Opowiada także o rozdarciu duszy i ciągłym zastanawianiu się – dlaczego. 
Dlaczego matka ją i jej brata zostawiła? Czy rzeczywiście była zdrajczynią? Co się z nią obecnie dzieje? Dlaczego po nich nie wróciła? Dlaczego, dlaczego, dlaczego...?
Przez wiele lat Katrin żyła w cieniu matki zdrajczyni i w niepewności co do tego, co było i co będzie dalej. Prawdę poznała dopiero po upadku muru berlińskiego. Katrin bardzo długo badała problem rozdzielania dzieci i rodziców, okazało się, że takich rodzin jak jej były tysiące. Niewiarygodne, ale prawdziwe. 

Katrin Behr
Autorka jest dzisiaj niejako reprezentantem ogółu ludzi pokrzywdzonych w ten haniebny sposób przez ówczesne niemieckie władze. Behr jest założycielką stowarzyszenia pomagającego ludziom, którzy w dzieciństwie tak jak ona padli ofiarą przymusowych adopcji. Od 2011 r. Behr stoi na czele oddziału Związku Stowarzyszeń Ofiar Komunistycznej Przemocy. Od kilku lat walczy również, by rząd niemiecki przyznał im status pokrzywdzonych i prawo do odszkodowania. Na razie bezskutecznie.
Zachęcam was do lektur książki, to niezwykle ciekawa i wartościowa pozycja.

Okładka wydania niemieckiego.

czwartek, 26 lipca 2012

Sierpniowe kumaki - Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski

Wydawnictwo WAB, Okładka miękka, 320 s., Moja ocena 4,5/6
To będzie inna recenzja od dotychczas przeze mnie pisanych, ponieważ Sierpniowe kumaki też są inną książką.
Nie tak miał wyglądać schyłek sierpnia i na Helu i na Śląsku. Wszędzie turyści, tłok, upał, dmuchane krokodyle, dzieciarnia sypiąca piaskiem po sobie i po nasmarowanych olejkiem ciałach plażowiczów, a między tym wszystkim, w pozornej sielance czai się zło, a niezrozumiałe wydarzenia zaczynają mnożyć się i mnożyć. 
Ktoś taranuje samochód wszędobylskiej ekolożki, zostaje porwana córka miejscowego krezusa, a pewna turystka znika bez śladu. Coś niedobrego dzieje się także z rybami, ale o tym rybacy milczą jak zaklęci. Ryby zdychają, dostają bąbli (zanim zdechną tych bąbli dostają), śmierdzą, że szok, ale nic się nie dzieje, nikt nic nie wie, prawda jest zamiatana pod...no właśnie pod co? Bo na pewno nie pod dywan, nie w nadmorskiej miejscowości:). I zgodnie z przysłowiem – jak nie wiadomo o co chodzi, to jak się bardzo szybko okaże na pewno chodzi o pieniądze i to duże, ale od razu zdradzam, że nie tylko o to chodzi.
Ciężko jest ocenić jednoznacznie Sierpniowe kumaki. Na pewno jest to kryminał, ale nie oczekujcie kryminału grozy, raczej kryminału momentami ala Jaś Fasola. 
Jeden z głównych bohaterów - biedny zakochany Tomek, któremu zagubiła się Karolina, która przez zupełny przypadek znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, chociaż sama porwana nie wie o co chodzi.Porwana dziewczyna dwoi się i troi nie żeby się uwolnić tylko, żeby rozwiązać zagadkę – dlaczego ją porwano. A jej ukochany, odrobinkę ciapowaty student – ekolog – amator Tomek, biega po całym Helu, jak przysłowiowy kot z pęcherzem i szuka jej. Biedaczyna, rozumiem go, zakochany jest, ale zamiast opracować jakiś sensowny plan działania to biega w te i nazad (jak mawiała moja babcia), zupełnie bez składu i ładu, ale wzbudza sympatię, to muszę przyznać.
Kolejny bohater, śląski policjant podkomisarz Adam Tyszka, który (nękany wyrzutami sumienia) wybrał się na urlop, jak najdalej od toksycznego, schorowanego ojca, zamiast leżakować, jak inni przyzwoici turyści na plaży, ew. popijać piwko, to zaczyna na wytęsknionym od dawna urlopie prowadzić śledztwo. Wsadza nos w nie swoje sprawy i w ten sposób ten trochę niefrasobliwy, nie umiejący do końca się podporządkować ani regułom wypoczynku ani zwierzchnikom,  ale niesamowicie sympatyczny policjant  podczas kilkudniowego urlopu wpakował się w nie lada kabałę, najpierw ktoś go o zmroku zamyka w bunkrze, żeby o świcie z niego wypuścić. Po oswobodzeniu w tempie błyskawicznym Tyszka trafia do aresztu oskarżony o… morderstwo.
W tym momencie na scenę wkracza nadkomisarz Edmund Polański – jeden z najlepszych śledczych w kraju – pędzi na Półwysep Helski, poważnie narażając się energicznej małżonce. Wszak porzucił rodzinę nie dopełniwszy obowiązku zakupienia wyprawki szkolnej dla własnych pociech. Pędzi więc ten nasz Polański ile maszyna dała po to, żeby uratować podwładnego. Chwalebne, ale tym samym jego małżeństwo wisi na włosku. W trakcie lektury będziemy wielokrotnie wraz z nadkomisarzem zastanawiać się, co go czeka po powrocie do domu. A perspektywy nie są różowe, oj nie są. 

Lokalni policjanci niechętnie patrzą na Polańskiego, który postanawia pomóc nieudolnym kolegom rozwikłać mnożące się zagadki. Oczywiście, gdyby ktoś pytał – nigdy go tam nie było!
Cała akcja to kilka tylko z pozoru nie powiązanych ze sobą wątków. Autorzy jednak tak sprawnie wszystko prowadzą, że wątki w pewnym momencie zaczynają idealnie się zazębiać nic nie pozostawiając li tylko naszym domysłom, czy nie daj Boże zawieszonego w próżni.
Mamy więc w kryminale – aferę, katastrofę ekologiczną, porwanie, próby zabójstwa, samo zabójstwo, topielca na wydmach i wiele innych mniejszych lub większych mało urlopowych atrakcji. To wszystko przeplatane biegającym wkoło młodzieńcem, galerią opalających się turystów, opisami wątpliwych i niewątpliwych atrakcji Helu, działalnością nad aktywnej śląskiej policji i już tej zdecydowanie mniej aktywnej znad morza. 
Tu idealnym przykładem znudzonego i w typie dajciemiświętyspokój policjanta jest podkomisarz Rogala. To jest kuriozum:). Nerwowy, jak nie wiem, nadwrażliwy, leniwy i biegający z jednej wystawy na drugą ze swoimi dwoma uroczymi, rodowodowymi suczkami o wdzięcznych imionach Malwina i Malina.
W tym czasie jego wyjątkowo gapowaty podwładny, próbuje zabłysnąć na policyjnej scenie, jednak przez swoje niedopatrzenia psuje niemal każde zlecone mu zadanie. Jeżeli wydaje wam się, że czegoś nie można zepsuć, on to na pewno zepsuje. W tym zakresie jest niesamowicie zdolny, szkoda, że tylko w tym. Taki policjant ala Jaś Fasola.
Moim zdaniem Sierpniowe kumaki to niezły kryminał, chociaż mało klasyczny, bo na wesoło i trochę mało krwawego kryminału w tym kryminale:). Ale szczerze go wam polecam, zarówno miłośnikom zagadek kryminalnych jak i wszystkim, którzy cenią sobie humor i wartką akcję. Nikt nie zawiedzie się na tej książce, no chyba, że szuka kryminału na miarę amerykańskiego zabili go i uciekł, albo klasyka Chandlera.  
W przypadku Sierpniowych kumaków mogę wam gwarantować relaks i dobry humor, ale na pewno nie obgryzanie paznokci z nerw co będzie dalej. Sajkiewicz i Ostaszewki to nie Chandler ani King, ale mają na pewno potencjał. Wierzę, że kolejny tom będzie jeszcze bardziej zwariowano-humorystyczny i bardziej klasycznie kryminalny.
Jak piszą autorzy, Sierpniowe kumaki, to opowieść o wspaniałej męskiej przyjażni, historia niefortunnych wakacji, przestroga dla zbyt wścibskich kobiet i alternatywny przewodnik po atrakcjach Helu.
Sierpniowe kumaki moim zdaniem to obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy wybierają się w tym roku na Hel, a także dla tych, którzy wybierają się w inne miejsca, lub nigdzie się nie wybierają. Jest to także lektura obowiązkowa dla tych, którzy chcą się dowiedzieć, co to takiego "rozdepek". To ostanie Robert Ostaszewski obiecał czytelnikom kilka dni temu na Facebooku.
Jednym słowem - polecam, ale z nastawieniem na coś innego niż klasykę kryminału.

środa, 25 lipca 2012

Wczorajsze zdobycze książkowe...

Pewnego zimnego poranka mężczyźni w długich ciemnych płaszczach przychodzą i zabierają jej matkę. Trafia do domu dziecka wraz z bratem, którego wkrótce też jej odbiorą. Czteroletnią Katrin przejmuje sympatyzująca z systemem rodzina, która na koniec ją adoptuje. Tymczasem jej matka siedzi w więzieniu za antysocjalistyczną postawę. Świat małej Katrin staje na głowie. Jeszcze długie lata czeka na powrót mamy  daremnie.Dopiero jako dorosła kobieta, po upadku NRD, trafia na ślad, który prowadzi ją do rodzonej matki. Im lepiej poznaje własną historię, im częściej bywa w archiwach i urzędach, tym więcej podobnych historii rzuca jej się w oczy: tysiące dzieci w NRD odebrano rodzicom, bo byli podejrzani z powodów politycznych lub chcieli uciec na zachód. Część z nich do dziś szuka swych prawdziwych rodzin.

Akurat pozycja na lato, lekka, przyjemna (tak mi się wydaje:)). 
Nadmorskie miasteczko nad Zatoką Aniołów staje się powszechnie znane, gdy w Internecie pojawia się film o aniołach ukazujących się na skałach. Ma to związek z miejscową legendą o aniołach z rozbitego przed laty statku, które pojawiają się gdy ktoś ich naprawdę potrzebuje. Do miasteczka przeprowadziła się właśnie młoda kobieta Jenna Davies, z siedmioletnią Lexie. Nie szuka towarzystwa i pragnie jedynie spokoju, jednak kiedy widzi skaczącą ze skały nastolatkę odruchowo rzuca się na ratunek i tym samym staje się centrum zainteresowania. Jenna skrywa niebezpieczny sekret i nie pragnie rozgłosu, jednak nie umie sobie poradzić z dociekliwością Reida Tannera, dziennikarza, który przyjechał do miasteczka, by napisać reportaż o tajemniczych zjawiskach. Reid, zauroczony Jenną chce poznać jej tajemnice, by ją chronić, nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, jak prawda może być niebezpieczna. Tymczasem mała Lexie wykazuje dziwne zainteresowanie aniołami...  

 Kolejna pozycja z cudownej wyprzedaży w Weltbildzie:).
Jeden z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy nareszcie w Polsce!. Poruszająca powieść o ludziach naznaczonych na zawsze przez okrutny los. Koreanka June straciła w wojnie koreańskiej (1950-53) całą rodzinę. Hektor, amerykański żołnierz, który wywiózł ją do USA i porzucił, nigdy nie otrząsnął się z wojennego koszmaru. June sama wychowywała ich syna Nicholasa, nie umiejąc dać mu ciepła. Gdy już dorosły chłopak ucieka do Europy i przepada bez śladu, June odnajduje Hektora, by wspólnie ruszyć na poszukiwanie syna... Poważny nastrój, wnikliwa psychologia, epicki rozmach. Obraz okrucieństwa wojennych zbrodni, którego długo nie można zapomnieć. 

 Nawiedzony dom to tom opowiadań Virginii Woolf, zarówno tych najbardziej znanych, jak i nigdy dotąd niepublikowanych.










Ostatnio zaczytuję się w polskich autorach:).
Ujmująca i sugestywna historia kilku osób, których losy przecinają się w pełnym wspomnień warszawskim mieszkaniu.
Fryderyka to miłośniczka brydża i stanowcza starsza pani, która pewnego dnia przyjmuje pod swój dach Małgorzatę. Małgorzata to młoda kobieta na życiowym zakręcie, i której życie skutecznie zatruwa Aleksander. Całym światem bohaterki jest jej kilkuletnia córka. Aleksander to bratanek Fryderyki, emerytowany sędzia, który wciąż nosi w sercu ból po tragicznej śmierci ukochanej kobiety. Co połączy tych troje z pozoru tak różnych ludzi?




Miałam przystopować na jakiś czas z nowymi zakupami, ale nie mogę sie po prostu oprzec, a obok firmy mam doskonale zaopatrzony antykwariat...więc... Też tak macie, że obiecujecie sobie nie kupować nowych książek, a i tak nie możecie się powstrzymać?
To nałóg, wiem, ale jakże przyjemny.

wtorek, 24 lipca 2012

Książkowe balsamy na duszę - listę robimy:)

Wczoraj skończyłam czytać i zrecenzowałam Uliczkę aniołów Sheili Roberts. Książka mądra, ciepła, pogoda, ot taki balsam dla duszy czytelnika, doskonała zarówno na lato, jak i na każdą inną porę roku, taki balsamik, plasterek na życiowe chandry i rany.
Wierzę, że jest jeszcze sporo podobnych pozycji, tylko nie są one zbyt popularne, w rankingach przeważają thrillery, sensacje, kryminały, mroczne powieści psychologiczne. 
Owszem i taką lekturę lubię, ale czasami każdy z nas potrzebuje czegoś innego, takiego książkowego plasterka, chwili wytchnienia.
Dlatego chciałabym z waszą pomocą zrobić listę tego typu książek.
Wierzę, że ułatwi nam ona dotarcie do tego typu pozycji, czy to w księgarniach czy w bibliotekach. Niektóre z książek mają bardzo niepozorne okładki, a nie czarujmy się na okładki też zwracamy uwagę i często mają one wpływ na nasze wybory.
Gdy jestem w bibliotece i na półce z nowościami nei ma nic co by mnie zainteresowało, myszkuję miedzy regałami, ale często sama nie wiem, jaka książkę wybrać. Mam nadzieje, że ta lista trochę nam w takich wyborach pomoże.
Zapraszam do wpisów. 
Dobrze by było, żebyście w kilku słowach uzasadnili dlaczego dana pozycja zasługuje waszym zdaniem na miano plasterka na duszę:).
Jeżeli ktoś wcześniej poda tytuł książki, którą sami chcielibyście polecić, to wpisujcie ją jeszcze raz, wybierzemy w ten sposób najlepszy plasterek:).


  • 1. punkt regulaminu bloga:) zabrania się uznawania jakiejkolwiek książki, jakiegokolwiek typu literatury za bezsensowny, infantylny etc. Każdy czyta to co lubi.  To po wypowiedzi Melanii dopisałam:). 
  • He, he:) zajrzałam do statystyki i to najpopularniejszy post w ciągu ostatnich 2 dób, czyli pomysł był trafiony:).  
  •  Ale mamy super listę. Przyznam się wam szczerze, że o kilku pozycjach nie słyszałam, a do kilku będąc w księgarni czy bibliotece nie zajrzałam, bo sądziłam, że są kiepskie. Dzięki wam wiem co wypożyczyć następnym razem.

poniedziałek, 23 lipca 2012

Uliczka aniołów - Sheila Roberts

Wydawnictwo Świat Książki, Okładka miękka, 368 s., Moja ocena 4,5/6
W domu dzisiaj siedzę, oddaję się słodkiemu nieróbstwu, a książkę czyta się błyskawicznie, więc bez problemu ją skończyłam i gorąco zachęcam także was do lektury.
Akcja Uliczki aniołów rozgrywa się w niewielkim miasteczku (na prawdę niewielki, takiej dziurze) Heart Lake.
Bohaterkami są trzy przyjaciółki - Emma, właścicielka sklepu z materiałami do szycia, Sarah, która organizuje bezpłatne kursy pieczenia ciast i Jamie prowadząca sklep z czekoladą. 
Każda z nich jest inna, ma inny charakter, inne problemy, inną przeszłość, ale wszystkie trzy połączyła idea, żeby mieszkańcy ich przeuroczego miasteczka co dziennie zrobili dla kogoś chociaż jeden dobry uczynek. I nie ważne, czy to będzie pomoc starszej osobie w zakupach, przeprowadzenie staruszki przez jezdnię, zatrzymanie się autem przed pasami, żeby ktoś inny spokojnie mógł przejść, ma to po prostu być dobry uczynek dla kogoś, taki ot prosto z serca, bezinteresowny. 
Inicjatywa zostaje nad wyraz szybko podchwycona przez mieszkańców i nazwana - Mej serce dla Heart Lake. 
I wszystko wydaje się z pozoru proste i łatwe, ale same pomysłodawczynie projektu nawet nie przypuszczają ile problemów i zawirowań wprowadzi on nie tylko w ich życie, ale także w życie wielu ich znajomych. Korci mnie, żeby napisać co i komu się przydarzy, ale wiem, że zepsułoby to przyjemność i świetną zabawę, jakie będziecie mieli na pewno czytając Uliczkę aniołów.
A, że lektura będzie dla was przyjemnością jestem tego pewna. Książka jest taka...ciepła, pogodna, jak balsam dla duszy i serca. Wiem, brzmi to może patetycznie, ale tak czuję po jej lekturze. W dużym stopniu Uliczka aniołów przypomina mi książki autorstwa Faanie Flaag. Taki sam klimat małego miasteczka, gdzie ludzie się znają, pomagają sobie, a jednocześnie uparcie plotkują na swój temat. Poza tym cudowna, magiczna wręcz atmosfera i koloryt lokalnych sklepików, takich jakie u nas niestety powypierały często bezduszne galerie handlowe. Moim ulubionym książkowym miejscem był Bar Czekoladowy Jamie. Inne fascynujące i klimatyczne miejsca to: sklep Emmy z materiałami do szycia wszelakiego i robótek jakich tylko sobie zamarzycie i piekarnia Sary. Ale hitem, którego u nas się chyba nie uświadczy, a który zawsze będzie mi się kojarzył z sielskim i anielskim małym miasteczkiem, był  wymyślony przez Emmę kurs szycia patchworków. 
Do perypetii życia codziennego i realizacji "projektu" dojdą jeszcze niewielkie koszmarki związane z przeszłością, przed którą jedna z bohaterek ucieka i wątek miłosny:).  
A wszystko osłodzą i lekturę zdecydowanie uprzyjemnią przepisy kulinarne na wypiekane przez dziewczyny cuda + cuda czekoladowe przyrządzane przez Jamie oraz riposty, anegdoty i dowcipy, którymi autorka bardzo zręcznie przeplata akcję.
Książka mogłoby się wydawać banalna, prosta, ale wg. mnie jej wyjątkowość polega na przesłaniu i cieple jakie daje czytelnikowi. Daje też nadzieję, że będzie lepiej, że wszystko się może jeszcze zmienić i poukładać. Taki książkowy miód na serce:)
Uliczka aniołów to doskonała lektura nie tylko na wakacje. 


Anulowanie wygrywajki Heretyka:(

Z powodu info zawartego w tym artykule, jestem zmuszona anulować wygrywajkę z Heretykiem B. Cornwella. 
Dziękuję za polecenie wszystkich książek i Heretyk będzie do wygrania w innym konkursie w 100% ze wszelkimi szykanami czyli zasadami....
Będą tez inne wygrywajki, wiec mam nadzieję, że mi Heretyka wybaczycie.

Przypominam o zadawaniu pytań Kasi Enerlich...

Zostało 9 dni na wymyślenie i wysłania do mnie pytania na wywiad z tą znaną pisarką.
Przypominam, że autor  najciekawszego pytania otrzyma pakiet 3 książek autorstwa Kasi Enerlich.
Fundatorem książek jest Wydawnictwo MG  wydawca książek Kasi Enerlich.
Zwycięzcę wybierze Kasia Enerlich.
Zapraszamy do udziału w wywiadzie:)

  • Uzupełniłam zasady  wywiadu i rozlosowania nagrody. Nic się w sumie nie zmieniło, ale uściśliłam, doprecyzowałam wszystko. Zajrzyjcie do postu matki (górny link w tym poście:)).

niedziela, 22 lipca 2012

Requiem dla młodego żołnierza spod Monte Cassino - Renne Boenneau

Wydawnictwo Promic, Tytuł oryginalny: Requiem pour un jeune soldat, Monte Cassino., Oprawa twarda, 120 s., Moja ocena 5/6
Requiem dla młodego żołnierza jest cienką, niepozorną książeczką, ale niezwykle ważną i ciekawą.
Jest to swego rodzaju pamiętnik dwóch osób – włoskiego zakonnika ojca Matteo i niemieckiego młodziutkiego żołnierza. Narratorem jest włoski zakonnik, który tak rozpoczyna swoja opowieść:
Zostawiłem te zapiski, żeby kiedy mnie już zabraknie, nie zaginęła pamięć o młodym dwudziestoletnim żołnierzu, który zmarł w wyniku ran odniesionych pod Monte Cassino i został pochowany wśród naszych braci w opactwie Casamari.(...)
Położenie Opactwa Casamari na mapie Włoch.
Opactwo Casamari

Klasztor Casamari, w którym Bogu służył ojciec Matteo znajduje się w pobliżu Monte Cassino. Mamy rok 1944, o miejsce to toczą się zaciekłe walki. W takich okolicznościach i miejscu poznajemy naszych bohaterów. Klasztor Casamari został przez Niemców zamieniony na szpital polowy, a zakonnicy włączyli się w pomoc przy pielęgnowaniu rannych. Jak opowiada ojciec Matteo, wojnie mogli przeciwstawić tylko modlitwę i troskę o rannych oraz umierających. I tak robili.
Lekarz i pielęgniarz giną podczas udzielania pomocy, w klasztorze zostaje zaledwie jeden wykwalifikowany pielęgniarz, 30 rannych i zakonnicy. Z zakonników tylko ojciec Matteo dobrze mówi po niemiecku, w związku z tym automatycznie zostaje tłumaczem, a z biegiem czasu i powiernikiem niemieckiego pielęgniarza. Była to bardzo ważna funkcja, ponieważ wcześniej z braku możliwości porozumienia ranni dodatkowo cierpieli, nie mieli z kim zamienić nawet słowa.
Pewnego dnia przyjeżdża nowy transport rannych, wśród których jest również będący w ciężkim stanie 19-letni żołnierz, Austriak Franz.
Między zakonnikiem, a Franzem nawiązuje się swoista więż, przed którą obaj na początku silnie się wzbraniają, ale jak z biegiem czasu można zaobserwować, przeznaczenie było inne. Obaj mężczyżni zaczynają prowadzić długie rozmowy. O czym rozmawiają? A o wszystkim, a przede wszystkim o Bogu i o życiu. Okazuje się, że mają sporo wspólnych tematów i zainteresowań, łączy ich przede wszystkim miłość do muzyki, piękno wsi i miast Toskanii i wiele innych spraw.
Ich rozmowy z biegiem czasu schodzą także na życie osobiste i rodzinne, dotykają nawet bardzo intymnych sfer życia. Między mężczyznami nawiązuje się coś na kształt przyjażni.
Jak potoczą się ich losy? Jakie były ich rozmowy? Co z nich wyniknie?
Tego dowiecie się czytając książkę. Warto sięgnąć po tę pozycję, jest zupełnie inna od tych, które ostatnio czytałam. To niewielka książeczka, prosta i krótka lektura, ale niesie ona  ze sobą niezwykle silny ładunek emocjonalny i bardzo ważne przesłanie.
Autorka porusza niezwykle ważny temat – jak od nienawiści, którą żywimy do wroga przejść do wybaczenia. W niektórych przypadkach wydaje się to niemożliwe, ale bohaterowie książki udowadniają, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeżeli tylko się chce to wszystko jest możliwe.
W końcu dochodzi do wniosku, że tak naprawdę ofiarami wojny są obie strony konfliktu.
Zachęcam do lektury. Dla osób niezbyt lubiących książki historyczne, czy dot. wojny dodam, że w Requiem...jest dużo mniej wojny i historii niż mogłoby się z pozoru wydawać, najwięcej jest w niej ludzi, uczuć i człowieczeństwa.
Książka pochodzi ze świetnej serii Losy, Wydawnictwa Promic.
 To już trzecia przeczytana przeze mnie książka z tej serii i każda nieodmiennie ukazuje poruszające ludzkie losy, losy jednostek, które mogłyby być wzorem do naśladowania, drogowskazem. Po każdej lekturze jestem głęboko wzruszona, poruszona i zadziwiona postawą bohaterów, a jednocześnie pewna, że raczej nie potrafiłabym się tak zachować będąc na ich miejscu.
Renne Banneau jest autorką powieści historycznych. Wydała m.in. Danse macabre au Moulin Rouge (2007), Sanguine sur la butte (2010). 

Razem z Wydawnictwem Promic, wydawcą książki w ciągu najbliższych kilku dni zorganizujemy konkurs, Requiem...będzie do wygrania, zapraszam. 

sobota, 21 lipca 2012

Głową o mur Kremla - Krystyna Kurczab - Redlich

Wydawnictwo WAB, Okładka twarda, 560 s., Moja ocena 5/6
Jest to drugie wydanie świetnej pozycji ukazującej współczesną Rosję niejako „od kuchni”, czyli inną niż znamy z propagandowych filmów, które mimo upadku ZSRR nadal u naszych wschodnich sąsiadów są niezwykle popularne i stanowią fundament propagandy, jak to w Rosji jest fajnie żyć.
Wydanie to w stosunku do pierwszego zostało uzupełnione o kilka nowych zagadnień, a przez to stało się niezwykle aktualne. Jednak jak zaznacza sama autorka, z pierwszego wydania prawie nic nie usunęła, wyszła bowiem z założenia, że nie da się zrozumieć rosyjskiego dzisiaj bez pojmowania rosyjskiego wczoraj.

Krystyna Kurczab - Redlich w Rosji mieszkała przez 14 lat (od 1990 do 2004 r.) zdążyła więc poznać kraj dosyć dobrze (o ile Rosję w ogóle da się poznać), była świadkiem przemian ustrojowych, gospodarczych i społecznych. Co dla mnie było najważniejsze, nie opisuje sytuacji martwych dla niej, opisuje sytuacje, których sama była świadkiem, w których uczestniczyła, przez to książka staje się jeszcze bardziej wiarygodna, prawdziwa i momentami zadziwiająca, a nawet szokująca. Autorka oddaje także głos innym pisarzom, dziennikarzom i mieszkańcom Rosji.  Wszyscy oni ukazują nam Rosję i jej pseudodemokrację, demokrację wyjątkowo wypaczoną przez kilku stojących na czele państwa oligarchów. Poznajemy także fenomen manipulacji krajem i jego mieszkańcami przez prezydenta, premiera i ich popleczników. Mimo iż kraj niby przeszedł transformację w Rosji nadal obowiązują te same zasady co kilka czy kilkanaście lat temu. Zmiany, które rzekomo nastąpiły w ciągu ostatnich lat to tylko kosmetyczny makijaż, kosmetyczna zmiana, to co pod spodem, zasady funkcjonowania państwa nie zmieniły się.
Autorka opowiada także o bardzo nielicznej grupce osób, które postanowiły walczyć z tym co dzieje się w ich ojczyżnie, powiadomić świat o całym bezprawiu, które się dokonuje. Niestety, ale większość tych osób już nie żyje, zginęła w upozorowanych wypadkach lub została podstępnie zamordowana. Najsłynniejsza i do dziś jest głośna sprawa sprzed kilku lat, gdy zamordowano jedną z  najodważniejszych i najsłynniejszych rosyjskich dziennikarek. Część ocalałych (niewielka) wyemigrowała na Zachód i żyją w ukryciu obawiając się zemsty ze strony rosyjskich władz.  Część prawdopodobnie jednak zakończy życie w nadal doskonale prosperujących obozach pracy, czyli po prostu postkomunistycznych łagrach. Dlatego w Rosji rzadko kto protestuje, głośno wyraża swój sprzeciw, ludzie po prostu się boją bo nie mogą liczyć na wsparcie zachodnich mocarstw, które milczą, robią dobrą minę do zlej gry i poklepują Putina po ramieniu.
Jest też bardzo ważny rozdział o Czeczenii i Czeczenach, jak mówi sama autorka: Nie jestem adwokatem Czeczenów. Jestem tropicielem faktów. Kreml poddał Czeczenów terrorowi moralnemu i fizycznemu, a świat – terrorowi kłamstwa. Nie walczę o wolność Czeczenii, walczę o prawdę o niej.
Najbardziej zainteresował mnie rozdział ostatni, w którym autorka zamieściła biografie Putina. Wynika z niej, ze jego błyskawiczna kariera to tylko miszmasz bardzo zręcznej manipulacji, propagandy, kontaktów z mafią i fałszowania własnego życiorysu i zasług. Cała działalność polityczna Putina to powrót do metod stosowanych w ZSRR za Stalina, czyli do wszystkiego, co najgorsze w XX wiecznej historii Rosji.
Gorąco zachęcam do lektury tej wyjątkowej pozycji. Nawet jeżeli nie jesteście zbytnio zainteresowani tym co obecnie dzieje się w Rosji i tak znajdziecie w książce rozdziały, które was zadziwią, zainteresują.
Jeżeli jednak interesujecie się życiem i wydarzeniami u naszych wschodnich sąsiadów, tym bardziej musicie sięgnąć po książkę; dowiecie się z niej takich rzeczy, których na próżno szukać w gazetach, czy programach tv.
Wydarzenia w Rosji zmieniają się w niesamowitym tempie. Podejrzewam, że za jakiś czas autorka opublikuje III jeszcze bardziej zaktualizowaną, uzupełnioną o nowe zagadnienia wersje książki. I bardzo dobrze, już na nią czekam.
 
Recenzję chciałabym zachęcić cytatem kończącym wstęp książki... Putin wraca na Kreml. Mur grubieje. Ale Rosjanie podnieśli głowy. Czy kiedyś ten mur przebiją?

Krystyna Kurczab-Redlich – wieloletnia korespondentka w Rosji, z wykształcenia prawnik. Autorka filmów dokumentalnych o Czeczenii, w której od początku tzw. II wojny czeczeńskiej wielokrotnie bywała, a także książki o współczesnej Rosji – Pandrioszka (2000). Otrzymała wiele dziennikarskich laurów, wśród nich najważniejsze wyróżnienie dla korespondenta zagranicznego – Nagrodę im. Kazimierza Dziewanowskiego, a ponadto: nagrodę Amnesty International za publikacje o łamaniu praw człowieka w Czeczenii, nagrodę im. Melchiora Wańkowicza za reportaże z Czeczenii oraz rosyjską nagrodę w konkursie na reportaże o Moskwie. W roku 2005 na wniosek czeczeńskej organizacji „Echo Wojny”, Amnesty International i Fundacji Helsińskiej jej kandydatura została zgłoszona do Pokojowej Nagrody Nobla. W 2007 r. książka „Głową o mur Kremla” otrzymała honorową nagrodę Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych „Książka Jesieni”. W 2008 r. Krystyna Kurczab-Redlich została laureatką Nagrody im. księdza Józefa Tischnera.

piątek, 20 lipca 2012

Zbieramy pieniądze na wykup Basi i Gajki.

Niedawno rozpoczęliśmy akcję o uratowanie życie Kasi. Okazało się, że w tym samym gospodarstwie jest jeszcze jedna klacz, o której istnieniu wcześniej nie wiedzieliśmy. Gospodarz nie powiedział nam o niej ponieważ miał na nią kupca. Ten jednak wycofał się z umowy.
Baśka z Kaśką od początku były razem. Basia jest trochę starsza i więcej potrafi. Ich właściciel kupił najpierw Baśkę, a potem Kaśkę do pary. Mieszkając w jednej stajni bardzo zżyły się z sobą. Kiedy Kasia wychodzi na padok sama – Basia od razu ją nawołuje. Do tej pory niczego im nie brakowało i wiodły spokojne końskie życie. Niestety właściciel musi je sprzedać – z powodów rodzinnych przeprowadza się do miasta. 
Los wiejskich koni coraz częściej kończy się w rzeźni…
Kasia za kilka dni będzie bezpieczna w naszym schronisku, ale zostanie Basia. 
Dla niej też znajdzie się u nas miejsce. Wystarczy, że do końca miesiąca zbierzemy 2500 złotych na jej wykup. Na koncie Basi jest zaledwie, albo aż 620zł., jeszcze sporo potrzeba, ale może się uda. Jeżeli możecie zamieśćcie info na swoich blogach. Bardzo ładnie prosimy.

 Historia Gajki jest bardzo podobna, niestety.
Gajka to 15 letnia klacz, która wiele razy w życiu zmieniała właściciela.
Kilka lat temu trafiła do szkółki jeździeckiej. W takich szkółkach zajęcia z jazdy konnej odbywają się po kilka godzin dziennie. Z przemęczenia zaczęła chorować. Z powodu spuchniętych nóg nie mogła już pracować. A koń, który nie może na siebie zarobić jest w stajni zbyteczny. Właściciel podleczył ją i sprzedał dalej. Niestety trafiła do kogoś dla kogo koń ma funkcję czysto użytkową. Kiedy Gajce odnowił się problem z nogami odsprzedano ją kolejnej osobie. Historia zatoczyła koło – Gajka znowu jest na sprzedaż. Ale nikt nie chce kupić klaczy, która nie nadaje się do użytku w siodle.
Kilka dni temu obecny właściciel Gajki podjął decyzję o sprzedaniu jej handlarzowi zwierzętami rzeźnymi. Twierdzi, że nie ma sensu trzymać w stajni darmozjada. Tylko nieliczni właściciele koni zapewniają swoim „pracownikom” godziwą emeryturę.Gajka czeka na nowy dom i na właściciela, który otoczy ją opieką. Jest bardzo grzeczną kobyłą, ale już nigdy nie będzie mogła ciężko pracować.

Jesteśmy jej ostatnią szansą i dlatego zwracamy się do Was z wielką prośbą o pomoc. Chcemy wykupić Gajkę. Potrzebujemy 2600 złotych i mamy czas do końca lipca – tyle czasu dał nam właściciel na zebranie pełnej kwoty.
 W naszej stajni będzie bezpieczna – dołączy do innych koni, które kiedyś były w podobnej sytuacji.
Ostatnie informacje:) na koncie Gajki jest już prawie 1,400 zł., tak niewiele jeszcze potrzeba, żeby ją uratować. Dziękujemy w imieniu Gajki:)

Wiemy, że dzięki Waszej pomocy uda nam się ocalić życie Baśki i Gajki.
Prosimy o pomoc, liczy się nawet 1,00 zł. wpłaty na konto.

Fundacja Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt VIVA! ul. Kawęczyńska 16 lokal 42a,    03-772 Warszawa
Bank DnB Nord 11 1370 1109 0000 1706 4838 7308
Bank DnB Nord 75 1370 1109 0000 1706 4838 7320
Dla wpłat z zagranicy:
IBAN -   PL11137011090000170648387308
SWIFT CODE  - MHBFPLPW
Konto Allegro oraz „ Koń Miesiąca”:
Bank DnB Nord 27 1370 1109 0000 1706 4838 7311

Kampania -Nie w moim imieniu-  
e-mail: info@ratujkonie.pl
Tel. 22 349 97 74,  797 649 508,  797 649 509

Tutaj możecie zobaczyć konie, które już udało się uratować:) 
.

Nowe nabytki książkowe...

Zgodnie z ostatnią moją ideą poznawania nowego (także w dziedzinie literatury:)) nabyłam tę o to książkę....hmm, mam nadzieję, że okaże się to udany zakup, jakość gwarantuje wg. mnie znana od lat Seria z miotłą Wydawnictwa WAB....
Powieść 27, czyli śmierć tworzy artystę to wyjątkowo dojrzały debiut Alexandry Salmeli, pochodzącej ze Słowacji autorki, która pisze w języku fińskim. Polska premiera 18 lipca br.
Kończącej niedługo 27 lat bohaterce powieści  Angie wydaje się, że 27 to liczba niezwykła i magiczna. Jedynym pomysłem na życie młodej kobiety jest stworzyć epokowe dzieło i umrzeć. Jak Kurt Cobain, Jimi Hendrix, Jim Morrison, Janis Joplin…
Angie dokładnie wie, czego nie chce napisać, ale nie wie, co napisać chce. W poszukiwaniu inspiracji wyrusza na daleką fińską północ, gdzie osiedla się obok rodziny, która opuściła miasto, żeby wychować trójkę dzieci w zgodzie z naturą. Oprócz głównej bohaterki i żyjącej ekologicznie rodziny usłyszymy Pana Prosiaczka, tajemniczą Kasandrę i samochód, który rejestruje wszystkie dialogi. Wielość perspektyw składa się na gatunkowy kolaż – trochę tu komedii i farsy, trochę tragedii. Ironia i dystans łagodzą niepokój bohaterów, ich obsesje Salmela obraca w satyrę, a czułość miesza z ciętym dowcipem.
Drugi dzisiejszy nabytek to Bóle fantomowe, Thomasa Engera. Nie mogłam się oprzeć kolejnemu kryminałowi z Wydawnictwa Czarne.
Były egzekutor długów Tore Pulli zostaje skazany za zabójstwo dawnego znajomego. Sprawa jest czysta - wszyscy wiedzieli o konflikcie między mężczyznami, gdy na miejsce zbrodni przyjeżdża policja, Pulli ma na rękach krew, a badania wykazują, że szczęka ofiary została złamana w sposób znany jako "podpis Pullego" z czasów, gdy działał na granicy prawa. Mimo to Tore utrzymuje, że jest niewinny. Kiedy zbliża się termin apelacji, prosi o pomoc Henninga Juula, dziennikarza, który rozwiązał już wiele spraw kryminalnych. Ale wybiera go także z innego powodu. Pulli ma informacje, dla których Juul zrobi wszystko. Wie, co stało się w nocy, gdy zginął syn dziennikarza.
 A przed chwilą dostałam Dwukrotną śmierć Daniela Hayesa z Rebisu. Mężczyzna budzi się nagi i zmarznięty na opustoszałej plaży. Nie pamięta, kim jest ani jak się tam znalazł. Jedynym znakiem cywilizacji jest stojące niedaleko bmw, w którym odnajduje pasujące na niego jak ulał ubranie, zegarek marki Rolex, kopertę wypchaną pieniędzmi i dokumenty samochodu. "Daniel Hayes, zamieszkały w Malibu, Kalifornia". Ale... żadna z tych informacji nie brzmi znajomo!
Podczas gdy on próbuje poznać odpowiedzi, świat nie ustaje w poszukiwaniach jego. Jedyne, nikłe wspomnienie budzi w nim twarz aktorki występującej w serialu telewizyjnym. Postanawia ją odnaleźć. Musi ją odnaleźć...To niejasne wspomnienie staje się całym jego światem i jedyną nadzieją...Reklamowana książka jest jako niesłychanie pokręcony thriller psychologiczny...no cóż zobaczymy, czy jest rzeczywiście, aż tak pokręcony:).


Czytaliście może już którąś z w/w książek?

czwartek, 19 lipca 2012

Z nurtem Amazonki. Pionierska wyprawa Piotra Chmielińskiego. - Joe Kane

Wydawnictwo Bezdroża, Okładka miękka, 364 s., Moja ocena 6/6
Z nurtem Amazonki to książka zaliczona do setki największych podróżniczych bestsellerów wszech czasów, opowieść o jednej z najgłośniejszych ekspedycji XX w.
Książka jest wyjątkowa z kilku powodów.
Po pierwsze ponieważ przedstawia wyjątkową, historyczną wyprawę Piotra Chmielińskiego, pierwszego człowieka, który zdołał przepłynąć Amazonkę od źródeł do ujścia, kilometr po kilometrze.
A po drugie, sposób ukazania wyprawy, opisy, zdjęcia, anegdoty, czyli jednym słowem cała książka, są unikalne i niesamowite, tak, jak niesamowici byli bohaterowie wyprawy.
Opis wyprawy został zrekonstruowany na podstawie notatek Joe Kane’a – jedynego z członków międzynarodowej ekipy, który dotrzymał kroku niezmordowanemu Piotrowi Chmielińskiemu podczas trwającej  pół roku walki i przygody; walki z samym sobą i wszechobecnym żywiołem. Piotr Chmieliński był pomysłodawcą wyprawy i zdecydowanie wybija się na pierwszy plan, widać to wyrażnie w trakcie lektury książki. Widać także, że podróżnik ma jasno wytyczony cel i bardzo silną osobowość, wręcz dominującą, ale w przypadku tego typu przedsięwzięć to dobrze, musi być jeden przywódca, który wszystkim steruje, nadaje rytm i sens całej wyprawie. I Piotr Chmieliński bez wątpienia taką osobą jest. To bardzo miły polski akcent, a z Piotra Chmielińskiego możemy być dumni.

Trasa wyprawy.

Książka napisana jest językiem prostym, ale barwnym i niezwykle plastycznym. Przez cały czas lektury miałam wrażenie, jakbym podróżowała wraz z jej bohaterami. Jest to duży plus, gdyż dzięki temu cała relacja bardzo zyskuje, czytelnik czuje, że jest w samym środku wydarzeń, że z ekipą Chmielińskiego przemierza Amazonkę
Jest to wspaniała pozycja nie tylko o pięknie i grozie królowej rzek, ale także o wyjątkowych ludziach, o walce z własnymi słabościami, o pokonaniu pewnego progu zarówno w życiu, jak i w sobie. Ale dla mnie to przede wszystkim książka o wspanialej przyjażni, która połączyła dwóch głównych bohaterów.
Opuściliśmy spokojną cofkę. Wiosłując pod prąd, mogliśmy w pewnym stopniu panować nad pontonem. Jak wskazówkę zegara powoli przesunęliśmy przód pontonu w poprzek prądu, a potem centymetr po centymetrze weszliśmy w główny nurt, nabierając dużej szybkości. Pamiętam sensacje żołądkowe i chorobliwie słodki smak w ustach, kiedy, lecąc w powietrzu jak na diabelskim młynie w wesołym miasteczku, wpadliśmy w gardziel. Pamiętam białe ściany wody wokół nas i to, że uderzyliśmy w kilka głazów z hukiem głośniejszym od samej rzeki; raz trzasnąłem głową tak gwałtownie, że mało co, a skręciłbym kark. Pamiętam ponton przyparty do skały, podnoszący się do góry jedną stroną i gotowy przekoziołkować; rozpaczliwie rzuciliśmy się na wysoka burtę, podczas gdy rzeka ryczała pod naszymi stopami. Pamiętam, jak utkwiłem wzrok w ostrej jak brzytwa krawędzi skały na wprost nas i jak gapiłem się na nią, gdy jakimś cudem przemknęła obok mojej głowy. Pamiętam nasilenie krzyków Chmielińskiego- były głośniejsze i bardziej desperackie niż kiedykolwiek dotąd
A sam autor, pomysłodawca, mimo ogromnego sukcesu jaki odniósł, jawi się nam, jako człowiek tak zwyczajny, tak skromny, tak normalny, że aż niesamowity.
W jednym z wywiadów zapytano mnie kiedyś, skąd bierze się w człowieku potrzeba odkrywania, bicia rekordów, robienia czegoś po raz pierwszy. Sam wówczas zadałem sobie pytanie, co mnie pchało w świat, kazało podejmować ryzyko, zaprowadziło nad Amazonkę? Myślę, że nie była to potrzeba bicia rekordów. Przede wszystkim była to ciekawość poznawania nowych miejsc i przekonanie, że warto dołożyć wszelkich sił, by osiągnąć postawiony sobie cel. – tak o swoim wyczynie (wpisanym do Księgi Rekordów Guinnessa) mówi Piotr Chmieliński.
Wyjątkową ozdobą książki są magiczne wręcz zdjęcia autorstwa Zbigniewa Bzdaka, zostały one wykonane w najbardziej emocjonujących i najważniejszych momentach wyprawy.
Dolina Amazonki.
Radość Piotra Chmielińskiego z zakończenia wyprawy.

A to kilka podsumowań całej wyprawy dokonanych przez jej uczestników:
Z własnej perspektywy mogę stwierdzić jedno: Amazonka uwolniła mnie z kokonu, w jakim byłem spowity, i moje życie stało się dzięki temu lepsze. Tym zaś, którzy marzą o skoku w nieznane, powiem krótko: zróbcie go.
Joe Kane
Fotografowanie Amazonki zawsze było i jest dla mnie wielkim wyzwaniem, które pozwala otworzyć oczy, aby zobaczyć i poznać niezwykłe jej oblicze.
Zbigniew Bzdak
Amazonka nauczyła mnie wytrwałości i wiary w to, że dotarcie do wyznaczonego celu, nawet tak odległego i trudnego, jest możliwe. Wszystko stało się dla mnie osiągalne od momentu dopłynięcia do Atlantyku. Życzę każdemu z Czytelników, by znalazł w swym życiu własną Amazonkę.
Piotr Chmieliński
Książka Z nurtem Amazonki. Pionierska wyprawa Piotra Chmielińskiego została wydana przez Wydawnictwo Bezdroża, jej premiera odbyła się podczas 14 Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów.
Gorąco zachęcam do lektury, książka na pewno was oczaruje tak, jak oczarowała całą moja rodzinę.
Uczestnicy spływu Amazonką
W tej wielkiej wyprawie wzięło udział kilkunastu uczestników z kilku krajów: dwóch Polaków, kajakarze i filmowcy z RPA, Amerykanin z USA, Brytyjka - jedyna kobieta w ekipie, Kostarykanin. Patronat nad wyprawą objął National Geographic Magazine.
  • Piotr Chmieliński
Inżynier mechanik, absolwent krakowskiej AGH. Z początku w sekcji kajakowej AZS, później Akademickim Klubie Turystyki Kajakowej „Bystrze” przy AGH. Członek wyprawy Canoandes ’79. Zaczynał od własnoręcznego robienia kajaków. Z początku pływał po rzekach w Polsce, później przyszła kolej na Czechosłowację, Rumunię, Jugosławię, Grecję i Włochy. Kiedy wyprawa Canoandes wyruszyła na podbój rzek Ameryki Południowej, Piotr Chmieliński znalazł się w jej 11-to osobowym składzie. Jako jedyny przepłynął najgłębszy na świecie kanion rzeki Colca kajakiem. Po ogłoszeniu w Polsce stanu wojennego, razem z resztą pozostałej w Peru wyprawy Canoandes ‘79, zakładał Komitet Pomocy „Solidarności” w Limie, co zamknęło mu definitywnie szanse na powrót do Polski. W 1982 roku osiedlił się w Casper w Wyoming (USA). Zafascynowany podróżą Francisa de Orellany postanowił zmierzyć się z Amazonką. W kwietniu 1985 roku dotarł do jej zamarzniętych źródeł na potoku Apacheta. Miejsce to zostało później uznane i potwierdzone szczegółowymi pomiarami jako źródła największej rzeki świata. Po powrocie z wyprawy Amazonką, ożenił się z Joanną i przeniósł do Wirginii, gdzie założył firmę HP Envirmonmental, specjalizującą się w ochronie środowiska naturalnego. Dwa razy wpisany został do Księgi Guinnessa: w 1981 roku wraz z Canoandes ’79 za przepłynięcie kanionu Colki oraz w 1987 za pokonanie Amazonki. Spływ Amazonką został zaliczony przez amerykański Outside Magazine do pięciu najważniejszych osiągnięć eksploracyjnych ostatnich lat. New York Times zaliczył ten wyczyn do 20 największych dokonań XX wieku (obok zdobycia Mt. Everestu i lądowania na Księżycu). Piotr ma dwóch synów: Aleksandra i Maksymiliana. Wierzy, że nauczy ich pływać kajakiem i kiedyś zabierze ich na wspólną, wielką wyprawę.
Za pokonanie Amazonki Piotr Chmieliński został wpisany do Księgi rekordów Guinnessa w 1987 roku (wcześniej znalazł się na jej stronach wraz z członkami wyprawy Canoandes '79, za przepłynięcie kanionu Colki). Jest członkiem ekskluzywnego The Explorers Club w Nowym Jorku.
  • Joe Kane
Amerykanin (USA), dziennikarz, pisarz i podróżnik. Autor książki „Z nurtem Amazonki”, która została przetłumaczona na 11 języków i wydana w 13 krajach. Drugi, prócz Piotra Chmielińskiego uczestnik wyprawy, który pokonał całą długość Amazonki. Po wyprawie ożenił się z dziewczyną, która na niego czekała, mają dwie córki. Pewien czas spędził w Ekwadorze, jako wysłannik The New Yorker. Tam zbierał materiały do swojej następnej książki „Dzicy”, ukazującej problemy Indian w obliczu zagrożenia ich egzystencji, co spowodowane jest odkryciem złóż ropy naftowej na zamieszkiwanych przez nich terenach. Wiele publikuje, również w National Geographic.
  • Kate Durant
Brytyjka, dr medycyny – wcześniej lekarz w National Healt Service w Londynie. Wybrana na lekarza wyprawy z ponad 60 kandydatur. Po ekspedycji wróciła na 3 lata do Ameryki Południowej, gdzie w Andach boliwijskich pracowała 3 lata jako lekarz wśród Indian Aymara.
  • Zbigniew Bzdak
Urodził się w Radomsku w 1955 roku. Studiował fizykę jądrową na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Był członkiem wyprawy kajakowej Canoandes ‘79 poprzez Amerykę Południowa. Po swoich podróżach osiedlił się w stanie Wyoming i uzyskał obywatelstwo Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Obecnie zamieszkuje na przedmieściach Chicago. Jego pasje eksploratorskie wiodły go przez wiele krajów, gdzie przeżył wiele przygód, włączając ekspedycję kajakowa wzdłuż całej Amazonki, od źródeł aż do ujścia w Oceanie Atlantyckim, przepłyniecie kanionu rzeki Colca w Peru (najgłębszego kanionu na świecie) oraz dokumentacje plemiona Huaorani w dorzeczu Amazonki w Ekwadorze. Jego prace publikowane są w pismach takich jak: "National Geographic", "Outside", "Americas", "The New Yorker" oraz "American Way." Zbigniew wykonywał zdjęcia do przewodnika po Chicago dla wydawnictwa Random House, wydanego w 1996 roku. Jego fotografie wykorzystano w trzech książkach:  "Savages", "Running the Amazon", oraz "Living in Wyoming: Settling for More." Dwie z tych książek wydano w języku polskim przez wydawnictwo Prószyński i S-ka w Warszawie. Prace Zbyszka z albumu fotograficznego o Wyoming oraz z National Geographic zostały nagrodzone przez magazyn Communication Arts.
  • Pozostali uczestnicy ekspedycji:
Tim Biggs, kajakarz z RPA, który miał być przewodnikiem po rzece; świetny kajakarz z RPA Jerome Truran, który miał wspierać Biggsa; Sergio Leon, dyrektor Parku Narodowego Corcovado w Kostaryce; Francois Odendaal (RPA), biolog, współorganizator wyprawy; dwaj filmowcy z RPA Fanio Van der Merwe i Pierre van Heerden, którzy mieli wykonać dokumentację filmową wyprawy.