Strony

poniedziałek, 30 lipca 2012

Życie jak w Tochigi na japońskiej prowincji. - Anna Ikeda

Wydawnictwo WAB, Okładka twarda, 320 s., Moja ocena 4,5/6
Po książkę nie ukrywam sięgnęłam z ciekawości, raz - bo byłam niezmiernie ciekawa, jak Polka widzi tak odmienną od naszej kulturę, jaką jest japońska, a dwa - bo "znam" Anię wirtualnie, często wchodzę na jej bloga, żeby obejrzeć...dziwa z kraju kwitnącej wiśni:). 
Ale co innego krótkie posty na blogu, a co innego książka. Nie wiedziałam, czy autorka poradzi sobie z wyzwaniem, czy nie spocznie na blogowych laurach, a książka nie okaże się zlepkiem mniej lub bardziej infantylnych historyjek ala tabloid, albo kiepski przewodnik po Japonii.
I muszę napisać, że Anna Ikeda doskonale dała sobie radę z wyzwaniem, jakim na pewno dla każdego autora nuworysza jest napisanie książki.
Książka jest ciekawa, momentami fascynująca, szczera, śmieszna, krytyczna i najważniejsze - ukazuje nam Japonię niejako od strony kuchni, czyli nie przez pryzmat Tokio, o którym książek w sklepach mamy całkiem sporo, a przez pryzmat najmniej chyba znanej japońskiej prowincji, tytułowej Tochigi.Jest to o tyle ciekawe, że jak sama autorka pisze, Tochigi jest jedną z najbardziej zaściankowych prefektur w całej Japonii.A na czym ta zaściankowość polega? Tego dowiecie się najlepiej sami w trakcie lektury książki:).
Położenie prowincji Tochigi.

Autorka bardzo zręcznie opowiada nam o codziennym życiu na japońskiej prowincji, o życiu Polki jej fascynacjach i przygodach. Nie zanudza wiadomościami encyklopedycznymi, a po prostu opowiada o życiu, o swoim życiu. Dowiadujemy się m.in. o tym, jak Anna dostała prace, o japońskich manierach, o kocich kawiarniach i małpich restauracjach, o rodzinnych tajemnicach o japońskich przyjaciółkach i o wielu innych sprawach, o których na pewno nie przeczytamy w żadnej innej książce.
Słowo honne oznacza to, co Japończyk naprawdę czuje i czego naprawdę chce. Z uwagi na oczekiwania innych oraz zasady dobrego wychowania tych prawdziwych uczuć nie wolno jednak okazywać w obecności innych. Należy ukryć je głęboko w sobie i dzielić się nimi wyłącznie z najbliższą rodziną (choć i z nią nie zawsze) lub bliskimi, naprawdę bliskimi, przyjaciółmi. Tatemae dosłownie znaczy „fasada”; są to społecznie akceptowane zachowania i opinie, które ujawnia się i demonstruje poblicznie. Jak nietrudno zgadnąć, często są one zupełnie sprzeczne z honne. (…) 
Sam fakt, że język japoński posiada oddzielne słowo na określenie tego, co naprawdę się myśli i czuje, oraz na określenie publicznego wizerunku, jaki prezentuje się innym, świadczy o tym, jak bardzo ważna jest ta kwestia.
Wszystkie informacje okraszone są niesamowitym lekko ironicznym poczuciem humoru i wspaniałymi zdjęciami.
Co do zdjęć to w tym zakresie mam wrażenie, że autorka zdecydowanie upodobniła się do Japończyków, ale dla nas, czytelników jej książki to bardzo dobrze:). Ja sama wiele podróżuję i zawsze, gdy jestem w jakimś ciekawym turystycznie miejscu widzę Japończyków w ekstatycznym wręcz transie fotografujących wszystko i wszystkich. Na ogół mi to odrobinę przeszkadza, raz byłam tylko zadowolona, gdy przede mną była grupa japońskich turystów...w Kaplicy Sykstyńskiej. Byli o ok. 10 cm niżsi ode mnie i dzięki temu wszystko doskonale widziałam:). Dotychczas myślałam, że tylko na wycieczkach Japończycy oddają się pasji fotografowania, ale po lekturze książki wiem już, że tak nie jest....
(...) Jeśli istnieje jedno narodowe hobby uprawiane przez niemal wszystkich obywateli bez względu na płeć, wiek i przynależność do grupy społecznej, religijnej lub politycznej, dla Japończyków jest to bez wątpienia obsesyjne fotografowanie wszystkiego i wszystkich, zawsze i wszędzie. (…) I to właśnie ów wizerunek tubylca był dla mnie najłatwiejszy do naśladowania. Z aparatem w ręku mogę bezproblemowo wtopić się w otaczającą mnie rzeczywistość.
Autorka twierdzi, że jej zdjęcia są amatorskie...może i są, ale są niezwykle piękne, spontaniczne, ukazują ważne momenty z życia fotografowanych osób, momenty, których my nigdy nie zobaczymy.
Ogromnym plusem (dla mnie, jako prawie zupełnego laika kultury japońskiej) jest słowniczek na końcu książki. W książce mamy sporo egzotycznych nazw – miejscowości, potraw, świąt, obyczajów czy imion i umieszczenie słowniczka zdecydowanie ułatwia zrozumienie wielu kwestii.
Kolejnym plusem jest także doskonałe wydanie książki - sztywna oprawa i szycie. Idealna pozycja na prezent. Proszę jednak pamiętać, jak pisze sama autorka - nie jest to książka o Japonii, jest to książka o życiu Polki w Japonii. I pod tym kątem należy dokonywać zakupu, w takim wypadku na pewno będziecie z lektury zadowoleni.
Anna Ikdea urodziła się w Gdańsku. Jest nauczycielką języka angielskiego. Mieszkała w Szwecji i Stanach Zjednoczonych, osiadła w Japonii. Ma męża Japończyka i japońską teściową, którzy bez powodzenia próbują poskromić jej europejski, „dziki" temperament. Życie jak w Tochigi to literacki debiut autorki.

14 komentarzy:

  1. Książka wydaje się ciekawa, chętnie po nią sięgnę, tym bardziej, że Japonia mnie fascynuje i chciałabym przeczytać o życiu w tym kraju :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się to, że blogerzy podejmują się czasem wyzwania pisania książki :) Do tej konkretnej rzeczywiście przyciąga ciekawość - jak wygląda Japonia z polskiego punktu widzenia? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie brzmi, a ja lubię takie książki reportażowe, więc pewnie poszukam i tej:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, że ją zrecenzowałaś! Na pewno kupię, bo bardzo mnie ciekawi debiut naszej blogowej koleżanki:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiła mnie ta książka. Juz po twojej recenzji wiem, że nie będzie to żmudna historyjka o samej Japonii, tylko intrygująca opowieść o polce, która zapewne na swej drodze spotka wiele przygód otoczonych w japońskich klimatach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo mnie intryguje. Trochę czuję z autorką książki, tyle że ją wygoniło na drugi koniec świata...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio polubiłam takie książki, więc z pewnością przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, az sie rumienie!!! Dziekuje bardzo za mile slowa i ciesze sie niesamowicie, ze nie bylas rozczarowana. Jeszcze raz dziekuje stokrotnie za bardzo przychylna recenzje. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzja jest szczera:). A czym miałam być rozczarowana? Potrafię czytać ze zrozumieniem, jak mam napisane, że książka nie jest o Japonii to tego nie oczekuję, nie będę słać do ciebie emailii zgorszonej czytelniczki:) Pamiętam ten twój post sprzed kilku dni:)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Aha, bardzo lubimy, jak nam się tu na blogu polscy autorzy uaktywniają pod recenzjami swoich książek. Bardzo nam miło:).

      Usuń
  9. Książkę bardzo chętnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi ciekawie, gdybym spotkała chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jutro Aneto recenzja tej książki u mnie:-) Pokrywa się z Twoją:-)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.