Oficyna Naukowa, Okładka twarda, 399 s., Moja ocena 5,5/6
Jest to pozycja z tych, które czytam fragmentami, bo chociaż niezmiernie fascynujące, trzeba je niejako smakować, czytać powoli, trochę się nad treścią zastanowić.
Książce mogę dać tylko tak wysoką ocenę, a to z kilku powodów.
Książce mogę dać tylko tak wysoką ocenę, a to z kilku powodów.
Najważniejszy jest ten, iż takiej
pozycji dotąd na naszym rynku nie było. Aż dziwne, że nikt
wcześniej nie wpadł na pomysł poruszenia tej tematyki. Być może
nikomu nie przyszło do głowy, że tak liczna rzesza naszych rodaków
już kilka wieków temu podbijała Chiny.
Wśród wielu mieszkańców
Europy, którzy od XVII w. przybyli na dłużej bądż krócej do
tego kraju, Polaków była naprawdę duża grupa.
Należeli do nich przede wszystkim
misjonarze (głównie jezuici), którzy z polecenia rzymskich władz
udawali się na misje w Chinach, żeby szerzyć wiarę
chrześcijańską. Jednak, jak to jezuici, prowadzili nie tylko
działalność religijną, ale także naukową.
Druga grupa, która przybyła dosyć
licznie do Chin to polscy patrioci, którzy zostali wygnani lub sami
uciekli z kraju podczas powstań lub rozbiorów. Często byli oni
aresztowani przez carskie władze i trafiali na zesłanie hen daleko,
na krańce rosyjskiego imperium, aż pod granicę chińską. Stamtąd
już był krok do Chin. Była wśród nich grupa (całkiem zresztą
liczna), której udało się uciec z gułagu i przedostać do Chin.
Kolejna niestety zbyt liczna grupa polskich odkrywców Chin,
to urzędnicy i dyplomaci, którzy będąc zdrajcami lojalnymi wobec
zaborczych władz, brali udział w licznych rosyjskich misjach
dyplomatycznych i ekspedycjach naukowych do Chin.
Jako ciekawostkę podam wam, że
pierwszym Polakiem, który już w XIII w. dotarł do Chin był
wrocławski mnich, franciszkanin Benedykt Polak. W lipcu 1246 r. Benedykt Polak
stanął przed obliczem Wielkiego Chana. Był to pierwszy kontakt Starego
Świata z Imperium Mongołów, na długo przed wyprawą Marco Polo. Polak był współtowarzyszem
papieskiej misji do stolicy mongolskiej – Karakorum. Wyprawa była poselstwem papieża Innocentego IV na dwór chana mongolskiego Gujuka. Celem poselstwa było zawarcie sojuszu z Mongołami przeciwko muzułmanom, którzy zajęli Ziemię Świętą oraz dla zbadania sił tatarskich. Niespełna 4 lata wcześniej (1241r.) Tatarzy najechali Europę pozostawiając za sobą zgliszcza w Polsce, Węgrzech, Austrii i Dalmacji. Dalszy ich pochód przerwała śmierć wielkiego chana Ugedeja bowiem na wieść o niej Batu-chan wycofał swe wojska chcąc być obecnym przy podziale imperium.
Ta podróż do kraju Mongołów, w jaką udał się Benedykt Polak, była dla ówczesnych ludzi prawie
niewiarygodnym wyczynem! Bez jakichkolwiek map, bez podstawowych
informacji członkowie wyprawy przebyli na koniach w ciągu ponad 2 lat
ok. 14-15 tys. km. Po drodze walczyli z licznymi przeciwnościami losu, a owocem wyprawy
stał się pionierski opis nieznanej wcześniej części Azji i ludów, które
ją zamieszkiwały. Trzeba pamiętać, że horyzont geograficzny ludzi
średniowiecza był niezwykle ograniczony. Niemalże wszystko, co
znajdowało się na wschód od wybrzeży morza Kaspijskiego stanowiło dla
nich „terra incognita”. Wyobrażenia o tym, co znajdowało się „dalej”
sprowadzały się do opisów dziwacznych stworów i dzikich ludów. Wyprawa w
głąb Azji była więc, przedsięwzięciem nie tylko trudnym, ale i bardzo
niebezpiecznym.
Jak to się stało, że Benedykt Polak został członkiem tak prestiżowej
wyprawy? Najprawdopodobniej już wcześniej znał papieskiego legata.
Giovanni da Pian del Carpine był bowiem, jednym z bliskich
współpracowników św. Franciszka z Asyżu, zakładał franciszkańskie zakony
w całej Europie. W swoim czasie był także prowincjonałem zakonu we
Wrocławiu i zapewne z tego czasu wywodziła się ich znajomość.
Nie wiadomo, kiedy i gdzie dokładnie urodził się Benedykt Polak,
prawdopodobnie ok. roku 1200, a pojawiające się informacje o tym, że
pochodził z Wrocławia, czy Wielkopolski nie są udokumentowane. Nie wiadomo nawet czy Benedykt to jego prawdziwe imię, czy też przybrał je wstępując do zakonu. Benedictus Polonus był franciszkaninem, wstąpił do zakonu ok.
1236 r., ale zapewne większość życia spędzał poza murami klasztoru.
Był bowiem doświadczonym podróżnikiem, dobrze orientował się w geografii
ziem ruskich i biegle władał łaciną oraz językiem ruskim.
Dopiero w latach 60. XX w. została
odkryta przez amerykańskich naukowców z Uniwersytetu w Yale nieznana
dotąd relacja Benedykta z tej podróży. Jej fragmenty Edward
Kajdański zamieścił w swojej książce.
Kolejna grupą odkrywców Chin, o której wspomina Edward Kajdański, byli polscy budowniczowie także niezwykle
licznie przybywali na przestrzeni XVII i XIX w. do Chin. Budowali
przede wszystkim kolej wschodniochińską. Ich dzieło kontynuowali
specjaliści, którzy przybyli do Mandżurii bezpośrednio po
zakończeniu budowy kolei.
Wśród osób prezentowanych przez
autora jest także Witold Urbanowicz. Był on jedynym polskim
pilotem, który walczył z Japończykami w stacjonującej w Chinach, w
Kunmingu amerykańskiej eskadrze myśliwców, tzw. latających
tygrysów. Swój pobyt opisał on w książce Ogień nad Chinami,
której fragmenty Kajdański także przytacza.
Do najsłynniejszych odkrywców Chin
wymienionych w książce należą: Ignacy Krasicki, Maurycy Beniowski,
Jan Potocki, Józef Gieysztor.
Autor opowiada także o wielu innych,
mniej nam znanych, ale także niezmiernie fascynujących postaciach.
Sylwetka każdego z podróżników czy
misjonarzy jest bardzo szczegółowo opisana w książce. Autor
dołączył także bardzo dużą ilość przypisów. I co dla mnie
szczególnie istotne, przypisy znajdują się u dołu książki, nie
na jej końcu, co zdecydowanie ułatwia ich śledzenie.
Poza tym duża ilość zdjęć, planów
i rycin, które sprawiają, że lektura jest jeszcze ciekawsza. Czytając książkę Kajdańskiego, czułam się, jak kolejny odkrywca, zagłębiałam się bowiem w nieznane mi dotąd karty historii Polaków, z których na prawdę możemy być dumni.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę
wyjątkową pozycję, tym bardziej, że zarówno od strony
merytorycznej, jak i od strony czysto estetycznych doznań
czytelniczych, jest to doskonała pozycja, a z każdej kolejnej
strony wyziera ogrom pracy, jaką autor włożył w zgromadzenie tak
dużej ilości materiałów.
Sam autor jest także postacią niebanalną i niezwykle ciekawą. Ur. w 1925r.w Chinach. Jest polskim pisarzem, dziennikarzem i dyplomatą. W 1944r. rozpoczął studia farmacji na Uniwersytecie Północnomandżurskim, które porzucił i w 1945, już po zajęciu Harbinu przez Armię Czerwoną,
rozpoczął studia związane z kolejnictwem na Politechnice Harbińskiej,
kończąc je w 1951. Od razu po zakończeniu studiów wyjechał do Polski, w
ramach repatriacji ludności polskiej. Dzięki płynnej znajomości chińskiego, od 1957r. pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a w 1963r. otrzymał stanowisko w biurze radcy handlowego w Pekinie, gdzie na różnych stanowiskach pracował do 1975r. W okresie 1979 - 1982 znów był w Chinach, tym razem jako konsul w Kantonie.
Cały dorobek literacki E. Kajdańskiego związany jest tematycznie z
Chinami i Polakami działającymi w Chinach. Działalność pisarską
rozpoczął w 1957, gdy dwa jego opowiadania przyjęło Poleskie Radio. Od 1957r. nawiązał współpracę z szeregiem czasopism polskich, m.in. Poznaj Świat, Wiedza i Życie
i Kontynenty. Od 1971r. wydaje też popularnonaukowe i naukowe książki
poświęcone Chinom. Część z nich wydał pod pseudonimem Władysław Kański.
Oprócz pisarstwa E. Kajdański maluje obrazy inspirowane malarstwem
chińskim. Miał kilka wystaw autorskich.
W 2006 r. pod pseudonimem Aleksander Franchetti wydał powieść Tybetańska księżniczka, zawierającą wątki autobiograficzne m.in. z
dzieciństwa i młodości w Mandżurii i pobytu na placówce w Kantonie.
Ciekawym fikcyjnym wątkiem powieści jest trzecia bomba atomowa, która
spadła na Japonię, ale nie eksplodowała. Bohater powieści dowiaduje się,
że rząd Cesarstwa Japonii potajemnie wywiózł ją do Szanghaju, aby mieć
kartę przetargową w pertraktacjach o kapitulację. Lekturę Tybetańskiej księżniczki mam za sobą i szczerze polecam.
Bardzo ciekawy tytuł. Zapraszam do mnie na bloga.
OdpowiedzUsuńOdkąd pamiętam zawsze szerokim łukiem omijałam książki, które zawierają w sobie choć cień historii. Moja awersja do niej chyba wzięła się jeszcze z czasów szkolnych, dlatego i tym razem mimo bardzo rzeczowej i konkretnej recenzji jednak spasuje, bo tematyka tejże pozycji odstrasza mnie i to ogromnie, ale wspomnę o tej książce mojej bliskiej koleżance, która dla odmiany kocha wszystko co nosi w sobie historię -)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
iem, nauczyciel w szkole może zrazić do konkretnego przedmiotu na całe życie, ja tak mam z angielskim. Mimo, ze nie najgorzej się nim posługuję, ilekroć mam się odezwac po angielsku tylekroć przypomina mi się moja nauczycielka od angielskiego i mam blokadę i koniec.
UsuńA ja podobnie, jak twoja koleżanka uwielbiam wszystko co ma choć śladową ilość historii w sobie;). A o książce wspomnij jej, jest mało znana, a warta polecenia.
A ja może kiedyś przeczytam. Lubię historię, więc poszukam
OdpowiedzUsuńPolecam, na prawdę warto, jeżeli lubisz historię.
UsuńStrasznie lubię takie opowieści, koniecznie muszę zapolować na tę książkę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Wiem, że lubisz historię, więc z czystym sumieniem polecam i czekam na wrażenia:)
UsuńA mnie ostatnio zupełnie odeszła ochota na książki z wątkiem historycznym. Może kiedyś znów wróci do mnie ten okres, że będę chętniej po nie sięgała. Póki co wolę inne książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Chiny to jednak terra incognita dla polskiego i europejskiego ducha... Podziwiam prekursorów, którzy się ważyli na podbój azjatyckiego giganta. Uwielbiam Twoje relacje z takich książek. Aż się chce czytać!
OdpowiedzUsuńDzięki i polecam książkę:)
UsuńBardzo podoba mi się okładka i temat interesujący, i ocena wysoka - nic, tylko czytać! Historia w połączeniu z podróżami zapowiada się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńI jest to niezmiernie ciekawa pozycja. Gorąco polecam.
UsuńDzięki wielkie za ten wpis, nadal przydatne treści po tylu latach :)
OdpowiedzUsuń