piątek, 30 marca 2018

Święta, święta...



Chciałam Wam złożyć najserdeczniejsze życzenia - zdrowych, rodzinnych, spokojnych i zaczytanych Świat Wielkiej Nocy.
Jakie macie plany czytelnicze na Wielkanoc?
Ja wczoraj zaczęłam lekturę Samotni, Ch. Dickensa. 1000 stron czytelniczej rozkoszy. 


czwartek, 29 marca 2018

Willa pod zwariowaną gwiazdą - Maria Paszyńska

Wydawnictwo Pascal, Moja ocena 5/6
Kolejna książka bazująca na heroicznym czynie Jana i Antoniny Żabińskich, którzy pracując i mieszkając na terenie warszawskiego zoo w trakcie II wojny światowej uratowali wielu Żydów.
Żabińscy stworzyli zoo, stworzyli także azyl, schronienie dla tak wielu ludzi. Nie jestem pewna, czy na ich miejscu potrafiłabym postąpić równie heroicznie.

Willa pod zwariowaną gwiazdą opowiada o ich czynie, ale także o losach trzech osób, które gdyby nie Żabińscy, nigdy by się nie spotkały.
Maria Paszyńska kilkakrotnie już udowodniła, że potrafi pisać doskonałe książki. Nie inaczej jest tym razem. Jej Willa.. aż skrzy się od emocji, uczuć, skrajnych postaw.
Okrucieństwo wojny, bezwzględność jednych ludzi wobec drugich, heroizm i strach innych, niezwykle sugestywne opisy wojennej pożogi, dobro kontra zło, to wszystko wplecione w bardzo dobrą narrację z umiejętnie podkręcanym napięciem.
Niezwykłe losy trojga ludzi uwikłanych w wielką historię, zawieruchę dziejową, skrajne postawy i własne uczucia. Idealny przepis na dobrą książkę.
I chociaż wiemy jak wszystko się zakończy (bazując na autentycznych wydarzeniach i tym co przekazuje nam mimochodem autorka) to i tak książkę czyta się doskonale, w napięciu, wiernie kibicując bohaterom. Po zakończeniu lektury czytelnik ma sporo do przemyślenia. Willa pod zwariowaną gwiazdą nie tylko wywołuje skrajne emocje, ale także zmusza do refleksji, do zastanowienia się - co bym zrobił(a) w takiej sytuacji, jak ja bym się zachował(a)? Gorąco polecam.



środa, 28 marca 2018

Podwójne życie - Antje Vollmer

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
II wojna światowa, największy koszmar w dziejach ludzkości. Winni zagładzie milionów byli oczywiście Niemcy. Część wykonywała rozkazy, z początku może nieświadoma tego, w czym tak naprawdę uczestniczą. Gro to jednak byli ludzi, którzy działali z premedytacją. 

Rzadko kiedy wspomina się o dobrych Niemcach, o tych, którzy pomagali czy to aliantom, czy ludziom uciekającym przed zagładą.  
Byli to ludzie, którzy nie godzili się z planami Hitlera, którzy będąc świadkami masowych zbrodni niemieckich sprzeciwiali im się. 
O kilkorgu takich osobach opowiada Podwójne życie. 
Vollmer napisała podwójną biografię. Opowiada w niej historie rodzinne dwojga młodych pruskich arystokratów, którzy poświęcili życie własne oraz swych córek i krewnych dla ratowania ludzkiej godności. Brzmi to bardzo patetycznie, ale tak było. Stworzyli oni prężnie działający antyhitlerowski ruchu oporu, walczyli z tym, co działo się wokół nich. Ich najbardziej znanym czynem był zamach na Hitlera w Wilczym Szańcu. Ale to nie jedyne przedsięwzięcie antyhitlerowskie, w którym brali udział.
Antje Vollmer wykonała kawał porządnej reportersko-historycznej pracy. Przegrzebał tony dokumentów przedarł się przez wiele zapisków, przeprowadził wiele rozmów. Z materiału, który zgromadził stworzył fascynująca opowieść, którą czyta się z wypiekami na twarzy i mieszaniną podziwu i niedowierzania.
Niestety, ale bohaterowie książki w 1944 roku ponieśli sromotną klęskę. Za swoje działania zapłacili najwyższą cenę. Jeden z nich, hrabia Lehndorff 04 września 1944 roku, mając zaledwie trzydzieści pięć lat, po dwóch dramatycznych próbach ucieczki został stracony w Berlinie- Plötzensee.
Jego towarzyszy walki i ich najbliższych spotkał także okrutny los. Jaki? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do sięgnięcia po tę książkę. Czyta się ją doskonale niczym najbardziej fascynującą opowieść. I mimo, że wiemy, jaki będzie koniec, niecierpliwie przewracamy kolejne karty.
Wiem, że nie wszyscy lubią książki historyczne. Jednak bez obaw. Podwójne życie napisane jest (jak ja to nazywam) stylem środka. Czyli jest to lżejsza forma książki historycznej, przystępna dla każdego, ale jednocześnie autorowi udało się uniknąć stylu pisarskiego rodem z beletrystyki, czy tabloidu.
Całość poparta licznymi zdjęciami, rycinami, planami, wstawkami wywiadów z najbliższymi bohaterów książki i zakończona bardzo bogatą bibliografią i źródłoznawstwem.
Warto sięgnąć po tę pozycję, bo jest to świetnie napisana, doskonale opracowana książka, a poza tym w Sztynorcie na Mazurach znajduje się XVII-wieczny pałac rodu Lehndorff, rodu, z którego wywodził się dzielny twórca zamachu na Hitlera.




wtorek, 27 marca 2018

Przypominam o konkursie - 5 książek do wygrania....

  1. Kolejne w tym roku polowanko...
  2. Polujemy na 950,950 wyświetleń na liczniku wejść na bloga i ani 1 mniej. Za to może być 1-2 wejścia więcej, czyli np. 950,952...
  3. Wygra ta osoba, która, jako 1. przyśle na adres anetapzn@gazeta.pl email ze zdjęciem licznika (+ fragmentu bloga) w pdf lub jpg. Liczy się czas forumowy-kto pierwszy ten lepszy...
  4. Konkurs tylko dla obserwujących mój blog i tych, którzy dodali się do google followers + w tym roku, w każdym miesiącu przynajmniej 1 raz skomentowali któryś z moich postów.
  5. Wysyłka książek tylko na terenie Polski, paczką w ciągu 7 dni od otrzymania przeze mnie adresu do wysyłki.
  6. Są chętni do zabawy...?

poniedziałek, 26 marca 2018

Korespondencja - Giuseppe Tornatore

Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 5,5/6
Giuseppe Tornatore to włoski scenarzysta, reżyser twórca takich filmów, jak Malena, Koneser i Cinema Paradiso. Oba oglądałam, oba przypadły mi do gustu. 

W Korespondencji opowiada o zdawałoby się banale, romansie, jakich wiele. Ich dwoje, on starszy i ustatkowany, ona młoda. On  profesor fizyki z wielkim dorobkiem, uznaniem, przykładny mąż i ojciec dwójki dzieci. Ona, to z kolei jego studentka fizyki, ledwo wiążąca koniec z końcem. 
Pomiędzy nimi wybucha romans, pokoje hotelowe, tajne spotkania, namiętność, ukradkowe spojrzenia, smsy, mejle, kradzione chwile, słane przez internet skrawki przemyśleń, opowiadane sny. Znacie to z filmów, literatury? Każdy chyba zna.
Wydawałoby się, że Tornatore serwuje nam kolejny słodko-gorzki, być może niestrawny banał. Nic z tych rzeczy. Całość burzy niespodziewana i tragiczna wiadomość.
Więcej nie zdradzę. Mogę was tylko gorąco zachęcić do lektury.
Korespondencja ma zaledwie 155 stron, spore marginesy, ale ta lektura udowadnia, iż nie ilość, a jakość się liczą. Włoski autor na kartach książki zawarł opis niesamowitych ludzi, niezwykłego uczucia, które ich łączyło, masę emocji, uczuć, przemyśleń w trakcie i po romansie. O tym uczuciu opowiada w wyjątkowy sposób, który unika banału, ocierania się o kich, tandetę. W opowieści brak zbędnych dialogów, brak długich romantycznych opisów, długich spojrzeń w oczy, słodkich jak ulepek wyznań. Jest coś innego i dla tego czegoś warto po tę książkę sięgnąć.
Ta opowieść to zdecydowanie coś więcej niż historia romansu, jakich wiele. Korespondencja i jej autorzy zmuszają do myślenia, do bardziej żywiołowej reakcji, niż tylko odwracanie kolejnych kartek i czytanie. Będziecie zdziwieni, że tak zwyczajna z pozoru, krótka opowieść wywoła tyle emocji i na tak długo z wami zostanie. Polecam.


niedziela, 25 marca 2018

Ocalić jednego - Andrew Gross

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 4,5/6
Autor, Andrew Gross, to znany autor thrillerów, książek sensacyjnych, a także
autora bestsellerów New York Timesa. 
Na ogół pisze książki z akcją na zasadzie zabiligoiuciekł. To sprawia, iż często ocierają się one o czytadło takie do przeczytania, odłożenia na półkę i zapomnienia w kilka minut, ale Ocalić jednego jest trochę inne.
Akcja zaczyna się zgodnie z opisem na okładce. Jest końcówka II wojny światowej, rok 1944. Wybitny profesor fizyki Alfred Mendl, w zasadzie jedyna osoba, która może w sposób naukowy przyspieszyć koniec wojny, dostaje się jako więzień do obozu w Auschwitz. Uratować go może tylko cud. 
W tym samym czasie Żyd polskiego pochodzenia Nathan Blum, obecnie porucznik amerykańskiego wywiadu wojskowego, który kilka miesięcy wcześniej w sławił się ucieczką z getta krakowskiego, zostaje poproszony przez prezydenta USA o wykonanie karkołomnej misji. Ma przeniknąć do Auschwitz, żeby odnaleźć, a następnie wyprowadzić jednego człowieka. Tym człowiekiem jest profesor Mendl.
Akcja wydaje się o tyleż szalona, co wręcz niemożliwa. Jednak Nathan podejmuje się jej wykonania i po kilkudniowym szkoleniu zostaje zrzucony na spadochronie w okolice Auschwitz. Wraz z grupą robotników następnego dnia dostaje się na teren obozu. 
Do tego momentu wszystko idzie zgodnie z przewidywaniami i jest to ta łatwiejsza część zadania, jakie ma wykonać Blum. 
W drugiej części książki autor zastosował bardzo dużo błyskawicznych zwrotów akcji, krótkich niczym flesz filmowy rozdziałów, trochę zbyt moim zdaniem niesamowitych łutów szczęścia i pokusił się o kilka akcji, które sprawiały, że wręcz zaciskałam kciuki kibicując bohaterom. 
Zakończenie książki sprawiło, że jeszcze długo po skończonej lekturze zastanawiałam się, jak ja zachowałabym się na miejscu bohaterów. Trudne, bardzo trudne decyzje. 
Gorąco zachęcam do lektury. Dobra, wciągająca książka, która zostanie w waszej pamięci na dłużej niż czas potrzebny na jej przeczytanie.

sobota, 24 marca 2018

W domu - Harlan Coben

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 4,5/6
W domu to kolejny 11. już tom serii przygód byłego sportowca obecnie hmmm...detektywa i nie tylko Myrona Bolitara.
Serię lubię, choć nie ukrywam, Bolitar nie jest na liście moich Top 3 najbardziej lubianych bohaterów literackich. Wole poza seryjne książki Cobena.

Zaczyna się, jak u Hitchcocka, mocno, ostro.
Dziesięć lat temu nieznani sprawcy porwali dwóch chłopców z zamożnych rodzin. Zażądali okupu, a potem zamilkli. Nie odnaleziono żadnego śladu po porwanych. I nagle przyjaciel Myrona, Win trafia na jednego z chłopców. Nastolatek ucieka. Ale to on. Teraz pozostaje tylko znaleźć jego i tego drugiego zaginionego.
Perypetiom Myrona, Wina, ich przyjaciół i rodziny, jak zwykle nie ma końca. Akcja szybka, z każdą kolejną stroną coraz prężniejsza, momentami niczym torpeda.

Samo śledztwo w sprawie porwanych chłopców prowadzone z humorem jest jednak w stu procentach poważne, na serio, z pełnym winowym i myronowym zaangażowaniem. 
Coben ma dar pokazania okrutnego, brutalnego, brudnego świata w ironiczny choć momentami bardzo gorzki sposób.
Krótkie rozdziały przypominające migawki flesza wiadomości. Do tego zwroty akcji, spora porcja humoru i choć umiarkowanie zaskakujące zakończenie, to i tak niezłe w porównaniu z wieloma innymi autorami. 

No i te odzywki Myrona i Wina :)
-A propos słów: musimy ustalić hasło alarmowe.
-Może... "Na pomoc"?
Win spojrzał na niego beznamiętnie.
-Brakowało mi twojego poczucia humoru. (...)
Książka posiada w swojej treści wszystko, czego oczekuję od tego typu literatury i skutecznie na kilka godzin przykuła moją uwagę. Czyta się doskonale, chociaż jeżeli za kilkanaście dni zapytacie mnie o czym jest W domu, najprawdopodobniej nie będę potrafiła powiedzieć. Ale polecam, czyta się świetnie.Harlan Coben, jak zawsze nie zawiódł. 
I jak zawsze nie zawiódł duet Bolitar i Lockwood, Win i Myron.


piątek, 23 marca 2018

Nowa książka Ałbeny Grabowskiej....



18 kwietnia br. nakładem Wydawnictwa Marginesy ukaże się nowa książka jednej z najbardziej przeze mnie lubianych polskich autorek, Ałbeny Grabowskiej.


W bułgarskim Płowdiwie, w teatrze antycznym, znaleziono zwłoki polskiego posła. Został ukrzyżowany, jego odciętą głowę postawiono na tacy, a na ciele wymalowano znaki. Młody policjant prosi o pomoc archeolożkę – przyjaciółkę z dzieciństwa, Polkę o bułgarskich korzeniach. Im bliżej jednak są prawdy, tym większe grozi im niebezpieczeństwo – i tym bliżsi się sobie wydają.

Cesarstwo Bizantyjskie. Dwunastu bogomiłów wędruje do Konstantynopola z największym skarbem – Świętą Księgą. Z obawy przed kradzieżą mają sześć falsyfikatów. Tylko jedna księga jest prawdziwa i żaden nie wie która. Czy Cyryl, najsprytniejszy z braci, wypełni misję i obroni się przed urokiem Alissy, prawej ręki księżniczki Anny?

Pierwszy wiek. Nauczyciel prowadzi uczniów do Jerozolimy. Mało kto rozumie, co ma nastąpić. Rybak Ariel staje się kronikarzem wyprawy i mimowolnie przyczynia się do fałszerstwa Nowego Testamentu. Po śmierci Chrystusa wpada w sidła Herodiady i jej córki Salome. Czy pomoże mu piękna służąca Danaila i czy zdoła wrócić do żony i córki?

Trzy splatające się wątki i wiele tajemnic. Czyje kości odnaleziono na Wyspie Świętego Jana? Co łączy niezwykłe znalezisko z morderstwem polskiego posła? I wreszcie kto ukradł świętą księgę bogomiłów?


Dzisiaj Czarny Protest !

Sejmowy festiwal pogardy i nienawiści do kobiet trwa, właśnie odebrano głos organizacjom pozarządowym i posłom opozycji i przegłosowano projekt zakazu aborcji w Komisji "Sprawiedliwości" i "Praw Człowieka – piszą na swojej stronie facebookowej organizatorki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Polki znów są zmuszone wyjść na ulicę, by bronić praw do swojego życia, zdrowia i godności.
Ja co prawda przebywam teraz daleko za granicą, ale całym sercem jestem z Wami dziewczyny. 
 
 

czwartek, 22 marca 2018

Panie na zamku - Jessica Shattuck

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5/6
O II wojnie światowej napisano już chyba wszystko. Dotyczy to zarówno literatury faktu, pamiętników, jak i beletrystyki.

Sięgając po Panie na zamku nie wiedziałam czego się spodziewać. Obawiam się trochę, ze autorka zaserwuje coś co dobrze idzie, ale póżniej przeradza się hmm w jakieś czytadło ze zmarnowanym potencjałem. Mam na myśli uwielbianego przez tłumy moli książkowych Słowika, książkę, która autorce dawała ogromne możliwości. Niestety, ale nie zostały one wykorzystane.
Na szczęście okazało się, że moje obawy się nie spełniły.
Shuttuck stworzyła bardzo dobrą (choć rozkręcającą się powoli) opowieść o trzech kobietach, wdowach, końcu II wojny światowej, ludzkiej gehennie,m tajemnicach z przeszłości i niepewnej przyszłości.
A wszystko to rozgrywa się w tajemniczym zamku położonym w Niemczech, w Bawarii. Kiedyś był on tętniąca życiem rezydencją, ostoją kwiatu arystokracji, inteligencji. Czas spędzali tam najsłynniejsi, najpiękniejsi, najzamożniejszy.
Niestety, ale wojna to zmieniła.
Marianne von Lingenfels, wdowa po opozycjoniście wraca do domu, do zamku. Ściąga do siebie podobnych do niej, poranionych, zniszczonych fizycznie, psychicznie i finansowo, kobiety, dzieci. Razem zaczynają tworzyć coś na kształt wielkiej patchworkowej jak to dziś określamy, rodziny.
Szybko okaże się, że choć wojna dobiegła kresu, nastały względny spokój, bezpieczeństwo, to osoby mieszkające w zamku nadal nie mogą czuć się bezpieczne. Powoli na jaw wychodzą tajemnice, niektóre skrywane przez dekady. Wybory przed którymi staną kobiety z zamku, będą równie trudne, jak te wojenne.
Książka jest bardzo dobrze napisana. Ma ogromny ładunek emocjonalny, choć autorka nie gra na uczuciach, żeby zatrzymać czytelnika przy sobie. Emocje służą do nakreślenia obrazu, ukazania przeżyć i tajemnic.
Całość czyta się doskonale. Nie ukrywam jednak, trudno było mi się w tę książkę wczytać. pierwsze kilka stron mnie nie porwało. Ba, mogę śmiało powiedzieć, że po lekturze kilku stron miałam Panie na zamku odłożyć na półkę. Dobrze, ze tego nie zrobiłam.
Gorąco zachęcam was do lektury. Bądźcie cierpliwi, warto.

środa, 21 marca 2018

Pocałunek stali - Jeffery Deaver

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Jeffery Deaver ma bardzo ciekawy styl pisarski, dobre, mocne piór i sięgając po jego książki wiem, że mnie nie zawiedzie. Nie inaczej było w przypadku Pocałunku stali. To dobry, mocny, realny thriller wymieszany z doskonałym kryminałem.

W odróżnieniu od wcześniejszych książek autora Pocałunek...jest mniej agresywny (co nie znaczy mniej mroczny), wolniej toczy się w nim akcja. Jednak bez obaw, w niczym to nie przeszkadza. Deaver z Pocałunku...to nadal świetny pisarz, a zaprezentowany na kartach książki zbrodniarz, to mistrzostwo.
Ponownie bohaterami książki są Lincoln Rhyme i Amelia Sachs. Na scenę wchodzi także nowa stażystka kryminologa, Juliette Archer.
Nie będę was zachęcał opisem tego, czego dotyczy prowadzone przez bohaterów śledztwo. Nie ma to sensu. Cała przyjemność lektury książek Deavera wynika z odkrywania krok po kroku, kartka po kartce całej intrygi, mozolnego prowadzenia śledztwa, zbierania dowód, analizowania poszlak, podsumowywania etapów śledztwa. szczególnie to ostatnie jest bardzo charakterystyczne dla tego pisarza.
Autor serwuje nam także porządną porcję wiedzy kryminalistycznej i możliwość oglądania pracy detektywa i kryminologa, krok po kroku, drobiazg po drobiazgu, poznania jej niejako od kuchni. Każdy, kto lubi tego typu kwestie, a nie tylko prowadzenie śledztw na zasadzie zabiligoiuciekł, będzie Pocałunkiem stali (jak i pozostałymi książkami cyklu) zachwycony.
Dodatkowym atutem jest naprzemienne ukazywanie toczącego się śledztwa i oddawanie głosu sprawcy, zbrodniarzowi. Jak zwykle zbrodniarz przez duże Z. Co istotne, sprawca wypowiada się w 1 osobie, co potęguje mroczność wypowiedzi, jej wynaturzenie, a momentami nawet zadziwia, jak pokręcony potrafi być ludzki umysł.
Zwieńczeniem całości jest wplecenie w fabułę kryminalną akcentu z serii zagroźeń świata w XXI wieku. Ważne, potrzebne, zmuszające do myślenia.
Polecam. Czyta się doskonale, tym bardziej, iż po z pozoru leniwym początku następuje całkowita zmiana zwieńczona zaskakującym zakończeniem.



wtorek, 20 marca 2018

Zaczynam mieć dosyć blogowania...



Wczoraj na jednym z blogów i ogólnie w blogosferze rozpętała się burza o plagiatowaniu. Jest takie piekiełko, że nie wiem czy mnie pokradziono teksty, czy ja poplagiatowałam (tak, u mnie jest takie określenie :)). Bałagan nieziemski się zrobił.
I szczerze , najpierw się zdenerwowałam, ale póżniej powtarzam sobie zen, tylko spokój może mnie uratować.
Bloguję od 2011 roku, nieprzerwania, różne sytuacje widziałam, czytałam. Kiedyś trafiłam na recenzje podobne do mojej, ale w sumie nie zareagowałam. Nie wiem, czy dobrze.
Teraz też postanowiłam nie reagować, po rozmowie z mądrymi ludźmi.

Ale przyznam wam się, że podobnie, jak Agata z Setnej Strony, mam tak dosyć blogowania, że momentami mam ochotę (w przenośni oczywiście) cisnąć blog po tylu latach do kosza.
Powodów jest sporo- hejt w sieci, plagiatowanie, oskarżanie o plagiat, nowe często dziwne osoby blogujące, wredne, chamskie komentarze pod postami (nawet ich nie publikuję) i chyba ogólne wypalenie. 7. rok blogowania to nie żarty. 
Też tak kiedyś mieliście? 
Ps. do osób kradnących moje teksty....zastanówcie się, co wam to da?! W wydawnictwach, portalach, księgarniach, na innych blogach nie siedzą wbrew pozorom idioci.



poniedziałek, 19 marca 2018

Za stare grzechy - Izabela Frączyk

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 4,5/6
Lubię prozę Izabeli Frączyk, więc pojawienie się nowej serii Śnieżna grań przyjęłam z radością.

Bohaterami są członkowie rodziny Stachowiaków, która od wielu lat zarządza stacją narciarską na Podhalu, restauracją i pensjonatem o wdzięcznej nazwie Szarotka.
Mimo, iż jest to trudne, odpowiedzialne i absorbujące zajęcie, interesy oraz sfera prywatna idą Stachowiakom doskonale. Jednak, jak to bywa, wszystko co dobre szybko się kończy. Na członków rodziny spada nie lada cios, a co za tym idzie spore wyzwanie.
Szybko okazuje się, iż życie i praca w pensjonacie oraz stacji narciarskiej to nie sielanka górska. A gdy do tego dojdą prywatne problemy, widma z przeszłości, robi się nie lada galimatias
Nic więcej o treści nie napiszę, poza tym, że akcja rozgrywa się w moich ulubionych plenerach, a codzienność życia na Podhalu, wszystkie jego elementy, klimat są wspaniale, niezwykle plastycznie odmalowane na kartach książki.
Jednak Za stare grzechy to nie tylko malownicza opowieść o życiu na Podhalu, o jego blaskach i cieniach. To także ciekawa opowieść o życiu tak w ogóle, o tym, co się naprawdę liczy, o tym co warto, a co należy odpuścić.
Izabeli Frączyk udało się stworzyć nie zwykłą, jakby się zdawało opowieść, jakich wiele, a mądra, zabawną, momentami wzruszającą (idealną na ciągle trwającą za oknem zimę) powieść.
Dodatkowym jej atutem jest olbrzymia porcja zabawnych sytuacji, śmiesznych w inteligentny sposób powiedzonek, anegdot.
Polecam na poprawę humoru, na długie wieczory, na cudowne spędzenie kilku godzin.

Ot taki plasterek na duszę, gdy jest nam czasami źle.




niedziela, 18 marca 2018

Słońce umiera i tańczy t. 1 i 2



Wydawnictwo Axis Mundi, Moja ocena 4,5/6
Niezbyt wiedziałam czego się spodziewać, gdy rozpoczynałam lekturę 1. tomu serii Słońce umiera i tańczy. Owszem, na okładkach są streszczenia, ale niewiele one mówią o fabule.

Oba tomy opowiadają przygody mieszkanki Krakowa, Jagody (młodej artystki, która przygotowuje swoją pierwszą wystawę malarską) i przystojnego Ochira oraz ich związku.
Jagoda to młoda, krucha, wrażliwa osoba, która zakochała się bez pamięci i ponosi szeroko rozumiane konsekwencje swojej miłości.
Bardzo podobało mi się zestawienie tak różnych osobowości, jakimi są Jagoda i Ochir. Różni ich bowiem wszystko, poczynając od pochodzenia, poprzez wykształcenie, podejście do wielu życiowych spraw.

Autorce udało się zręcznie uciec od banalnego romansu, stworzyć ciekawą, dobrą, wciągającą opowieść z tajemnicą w tle. 
Bardzo szeroko rozbudowane są wątki i postaci drugoplanowe. Rzadko się to spotyka. 
Każdy z wątków bazuje na uczuciach, kontaktach z drugim człowiekiem, podejściu do życia, do tego co ważne. Na szczęście psiarce udało się uniknąć ckliwego, romantycznego, przesłodzonego tonu, którego tak nie znoszę. W opowieści o dwojgu młodych ludzi brak póz, wyszukanej teatralności. Dzięki temu otrzymaliśmy dwie części ciekawej, wciągającej opowieści. 
2. tom jest nawet lepszy od 1. I tu spojler, bo nadmienię, iż w 2. części Jagoda rzuca wszystko i udaje się ze swoim ukochanym daleko, na bez mała azjatyckie kresy, stepy zgodne z tytułem książki. Jednak podobnie, jak w tomie 1., życie oraz ludzkie języki nie oszczędzają krakowskiej artystki. Dowiaduje się ona o Ochirze jeszcze więcej złego.
Wspomniałam, że mocną stroną książek są relacje miedzy bohaterami. Ale nie tylko one są ważne. Równie istotna  jest w książkach sztuka i to ta szeroko rozumiana. Muzyka, architektura, obrazy pokazują z innej strony, to co dzieje się między bohaterami, to co oni sami czują.
Trudno cokolwiek więcej napisać o cyklu. To specyficzne książki, przepełnione uczuciami, ale także jakby taką duchowością, odrobiną mistyki. W żadnym wypadku nie sądźcie, że chodzi o religię. Nic z tych rzeczy. Autorce udało się po prostu pokazać coś więcej niż tylko chemię między ludźmi, wzajemne przyciąganie. Cielesz sportretowała także to co w życiu najważniejsze, zarówno będące atutem, jak i wadą każdego związku.. Polecam. 




sobota, 17 marca 2018

Jesteś moja - Helen Klein Ross

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 3-/6
Jesteś moja, to kolejna powieść z serii Kobiety to czytają!

Wszystko zaczyna się od tego, ze bohaterka, Lucy Wakefield jest wykształconą, zatrudnioną w agencji reklamowej dobrze zarabiającą młodą kobietą, która w akcie desperacji robi coś szokującego: zabiera niemowlę pozostawione w wózku na zakupy i wychowuje dziewczynkę jako swoje dziecko. 
Coś niewyobrażalnego dla normalnego, przeciętnego człowieka, choć wiadomo, że co jakiś czas gdzieś na świecie takie sytuacje mają miejsce.  
Jak to zwykle bywa, mocno ukrywana prawda wychodzi na jaw po wielu latach, przez zupełny przypadek. Tak jest i w tym przypadku.  
Nie chcę opisywać, kto, co jak, i co dalej. Sądzę, że każdy z nas powinien sam prześledzić dalsze losy Lucy, jej córki (a może i nie-córki), reakcję znajomych, rodziny i konsekwencje jednego czynu sprzed lat, którym Lucy zmieniła życie tak wielu osób.
Największym atutem tej opowieści jest oddanie głosu wielu osobom, wielu bohaterom tej historii. Część z nich, jak córka Lucy, jej rodzina, jest bezpośrednio zaangażowana w całą historię. Część osób to z kolei postaci, które dłużej lub krócej zabawiły w życiu bohaterek, np. pracownik ochrony w  sklepie.I na tym kończą się zalety Jesteś moja.
Jak wspomniałam, to powieść z serii Kobiety to czytaj!. Bardzo lubię, cenię książki sygnowane tym hasłem. Z reguły reprezentują one wysoki poziom. Niestety, ale tym razem trochę się zawiodłam.
Autorka miała doskonały temat, który można było przekuć w fascynującą opowieść, taką, która nie tylko zagra na emocjach, ale da czytelnikowi coś więcej, powieść mądrą, z morałem, ukazującą temat dogłębnie.
Niestety, ale poza momentami, gdy autorka gra na uczuciach czytelnika nic w tej opowieści nie porusza, nie sprawia, iż z niecierpliwością odwraca się kolejne strony.
Helen Klein Ross potraktowała całość zbyt lakonicznie, żeby nie napisać na odczep się. Wykorzystała temat do zagrania emocjami, ukazania całości w sposób bardzo uczuciowy, melodramatyczny, momentami ocierający się wręcz o tragedię antyczną, i ...na tym koniec.
Cala książka przypomina kiepską powieść, niedopracowaną z bardzo zmarnowanym potencjałem i fatalnym zakończeniem. Szkoda, wielka szkoda.

 

piątek, 16 marca 2018

5 książek do wygrania, tylko przypominam :)


  1. Kolejne, 1. w tym roku polowanko...
  2. Polujemy na 950,950 wyświetleń na liczniku wejść na bloga i ani 1 mniej. Za to może być 1-2 wejścia więcej, czyli np. 950,952...
  3. Wygra ta osoba, która, jako 1. przyśle na adres anetapzn@gazeta.pl email ze zdjęciem licznika (+ fragmentu bloga) w pdf lub jpg. Liczy się czas forumowy-kto pierwszy ten lepszy...
  4. Konkurs tylko dla obserwujących mój blog i tych, którzy dodali się do google followers + w tym roku, w każdym miesiącu przynajmniej 1 raz skomentowali któryś z moich postów.
  5. Wysyłka książek tylko na terenie Polski, paczką w ciągu 7 dni od otrzymania przeze mnie adresu do wysyłki.
  6. Są chętni do zabawy...?

Siostrzyczka - Sue Fortin

Wydawnictwo HarperCollins Polska, Moja ocena 3,5/6
Dwie siostry rozdzielone w dzieciństwie, cienie z przeszłości, które od ponad 20 lat kładą się na obecnym życiu, traumatyczne wspomnienia, odejście ojca, matka, która nie radzi sobie z ciężka sytuacją w rodzinie.
Gdy po dwóch dekadach okazuje się, że jest szansa na choćby w części odrobienie straconych lat, nawiązanie kontaktu z rozdzieloną siostra, odebraną córką wszyscy się cieszą. Wszyscy poza Clare, jedną z dwóch sióstr. Kobieta ma poważne wątpliwości, czy Alice to faktycznie jej siostra. Coraz bardziej podejrzewa, że to sprytna manipulantka. A jaka jest prawda?

Wbrew temu co mówi rodzina, Clare powoli zaczyna docierać do prawdy, odkrywa kolejne elementy układanki. Początkowo spokojna, ba wręcz niemrawa fabułą zaczyna nabierać rozpędu, a wydarzenia stają się coraz bardziej zaskakujące.
Siostrzyczkę czyta się dobrze, momentami nawet bardzo dobrze, ale tylko momentami. Książka jest do połowy zręcznie napisana. Jednak nie ukrywam, nie jest to najlepszy thriller z jakim miałam do czynienia. Ba, moim zdaniem to nawet nie jest w 100% thriller, a bardziej powieść psychologiczno-obyczajowa z wątkiem thrillera.
I generalnie nie miałabym nic przeciwko tej pozycji, nie każda musi być super-hiper arcydziełem, dobre czytadła też są potrzebne. Jednak mniej więcej w połowie zaczynałam domyślać o co chodzi, a zakończenie totalnie mnie rozczarowało. Zagadki, tajemnice, które w pierwszej połowie książki zapowiadały się ciekawie, pod koniec bez problemu odgadłam, rozwiązałam.
Nie wiem, być może mam za sobą zbyt dużą ilość tego typu lektury. W każdym bądź razie autorce niczym nie udało się mnie zaskoczyć, czy wyprowadzić w przysłowiowe pole. Ostatnia ćwiartka Siostrzyczki jest wręcz do bólu przewidywalna. Szkoda, bo pierwsza połowa zapowiadała się dosyć dobrze.
Jednak mimo w/w przewidywalności osoby szukające lektury zabijającej czas, albo dopiero rozpoczynające swoją przygodę z tego typu lekturami, mogą po Siostrzyczkę sięgnąć bez obaw. Jestem przekonana, że miło spędzicie czas.



środa, 14 marca 2018

Grzech zaniechania - Małgorzata Rogala

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 4,5/6
Grzech zaniechania to 5. tom serii z Agatą Górską i Sławkiem Tomczykiem w roli głównej.
Tym razem na parę policjantów wiele spada.
Prowadzą oni śledztwo w sprawie szefowej ośrodka terapeutycznego, psychiatry, która zostaje zamordowana w miejscu pracy.
Sprawa, która z pozoru wydaje się prosta, bardzo szybko komplikuje się. Okazuje się, iż dobro pacjentów nie było jedynym i nadrzędnym celem zamordowanej, a jej praktyki co najmniej mało etyczne, wzbudzały wśród współpracowników wiele emocji i protestów.
To jednak dopiero początek. Sprawa staje się coraz bardziej tajemnicza wraz z kolejnymi przeglądanymi aktami pacjentów.
Na Agatę Górską spada także cios w sferze prywatnej. Jest ona podejrzana o zabójstwo, a dowody wg. prokuratora są bardzo mocne.
Jak zakończą się te dwa śledztwa? Kto okaże się winnym, a kto wręcz przeciwnie? Tego dowiecie się z lektury Grzechu zaniechania.
Lubię głównych bohaterów tej serii, lubię styl pisania Małgorzaty Rogali. I chociaż nie jest to najbardziej klasyczny i najlepszy kryminał, jaki czytałam (wątek kryminalny jest umiarkowanie dobry, w sumie często zanika pod wątkiem obyczajowo-społecznym) to bez wątpienia to ważna i potrzebna książka. Autorka porusza bowiem kilka ważnych, społecznych tematów, spośród których na pierwsze miejsce wysuwa się kwestia chorób psychicznych, upośledzeń, wad, złych zachowań u dzieci oraz etyki lekarskie, relacji w rodzinie, gdy jedna z osób ma problemy psychiatrycznej. W dobie pędu życia, coraz szybciej rosnących wymagań (zarówno wobec dorosłych, jak i dzieci), wyrastających, jak grzyby po deszczu różnych ośrodków psychoterapii, poradni psychiatrycznych, warto po tę książkę sięgnąć, przeczytać i przemyśleć kilka spraw. 

Wątek kryminalny, jak napisałam wcześniej, jest umiarkowanie dobry, nie jest to najmocniejsza strona Grzechu zaniechania, ale i tak warto tę książkę przeczytać, dla wątku społecznego, obyczajowego, socjologicznego. Poza tym to lekka (mimo poruszanego tematu), wciągająca, relaksująca i zmuszająca do myślenia lektura. Polecam.

wtorek, 13 marca 2018

Elegia dla bidoków - J. D. Vance

Wydawnictwo Marginesy, Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża.

Elegia dla bidoków to częściowo opowieść autobiograficzna, reportaż i ciekawa rozprawka socjologiczno-społeczna.
To lektura o tym, jak dorasta się w USA w niewielkim, nędznym miasteczku w tzw. Pasie Rdzy, dlaczego jest, jak jest, dlaczego Ameryka jest jaka jest i dlaczego Trump wygrał. 

Czym jest wspomniany Pas Rdzy? To potoczne określenie terenów w północno-wschodniej części USA, charakteryzujących się znacznym rozwojem przemysłu ciężkiego. Jak się tam mieszkało w okresie prosperity przemysłu, a jak mieszka teraz, po jego upadku? Jak miejsce zamieszkiwania przełożyło się na szanse dla młodszego i starszego pokolenia? Czy w ogóle o jakichkolwiek szansach w przypadku ubogich mieszkańców Pasa Rdzy, można mówić? O tym i o wielu innych kwestiach traktuje Elegia dla bidoków.
To także dogłębna, choć podszyta ironicznym poczuciem humoru (z przebłyskami goryczy) analiza sytuacji gospodarczej, kulturalnej i społecznej Ameryki na przestrzeni lat. Wiele stron czyta się ze sporym zdziwieniem. Wszak dla nas USA to wciąż kraj dziwów, często sporych i nie do wyobrażenia.
Opowieść prowadzi nas od okresu tuż po II wojnie światowej, czasu pełnego nadziei, póżniej sensownego dobrobytu, poprzez lata coraz większego staczania się gospodarki i Ameryki (chodzi także o staczanie się intelektualne, nie tylko gospodarcze) aż do teraz.
Ameryka kolejnych dekad ukazana jest na przykładzie rodzin. Jedne uosabiają małomiasteczkowy mit od nie mającego niczego (także pod względem wykształcenia, intelektualnym) robotnika do może nie milionera, ale  wykształconego, człowieka z niższej klasy średniej. Jakby nie było, to spory awans i choć w części spełnienie amerykańskiego snu. Ów awans jest podszyty nie tylko korzystaniem z okazji, przemianami społecznymi, ale także podżwignięciem się z przemocy, alkoholizmu, biedy (finansowej i umysłowej, nawet nie wiem, która bieda przeważa) lekomanii i patologicznych relacji w rodzinie. 

To jedne rodziny będące w znacznej mniejszości. Większą grupę stanowią rodziny, którym się nie udało, a których sami Amerykanie nazywają hillbillies, czyli bidoki. To ludzie, którzy upadli wraz z upadkiem przemysłu, którym nie ziścił się w pełni amerykański sen, o których często zapomniano, których spycha się na margines.Czasami następuje miks, jeden typ rodzin miesza się z drugim.  
Ciekawie ukazane są pewne mechanizmy funkcjonujące w USA, jak np. wykluczenie (z różnych powodów) pewnych grup społecznych i konsekwencje z tym związane. 
To wykluczenie to także przekazywana z pokolenia na pokolenie nieumiejętność radzenia sobie w życiu, taki swoisty marazm. Zmusza to do kilku przemyśleń i spojrzenia na nasze, rodzime podwórko. Wbrew pozorom mechanizm amerykański w wielu aspektach znajduje odniesienie na rodzimym terenie.
Jak do tego wszystkiego doszło i co się z tym wiązało? Tego dowiadujemy się z licznych wstawek o podłożu ekonomiczno-społecznym, które są wg. mnie sporym atutem książki.
Książkę czyta się dobrze, choć należy mieć na uwadze, iż zawiera ona sporo detali biograficznych, w dużej części mocno (momentami zbyt mocno moim zdaniem) rozbudowanych. Opowieści rodzinne w kilku miejscach ciągną się, jak przysłowiowe flaki z olejem. Zapewne dla amerykańskiego czytelnika wrośniętego w tamtejszą kulturę, społeczność są bardziej interesujące.
Książka wiele tłumaczy (pod względem społeczno-polityczno-obyczajowym), ale nie wszystko. Mimo  kilku analogii do polskiej sytuacji, jest to książka pisana typowo pod członka amerykańskiego społeczeństwa i absolutnie nie dziwi mnie fakt, iż w USA stała się takim przebojem.
Nie wróżę jej jednak wielkiego sukcesu w Polsce. Nie ten odbiorca, nie ten sposób pisania, który oprócz w/w dłużyzn trąci niczym moim zdaniem nie uzasadnioną bogojczyźnianą dumą z życia w najwspanialszym kraju na świecie.
To tak, jakby książkę o prlu, okresie transformacji, dojściu po i pisu do władzy, przemianach w miejscach popegeerowskich wydać w USA...
Jeżeli mam być szczery w Elegii dla bidoków nie widzę jakiegoś wielkiego dzieła, choć jak wspomniałem, książkę dobrze się czyta (poza rozwleczonymi biogramami rodzinnymi) i mimo kilku minusów warto po nią sięgnąć.




sobota, 10 marca 2018

Kredziarz - C. J. Tudor

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 3/6
Gdy jakaś książka ma tak rozdmuchany marketing, hasła lepszy od.., taki jak... od razu nasuwa mi się pytanie, na ile jest to potwierdzeniem jakości książki, a na ile samym, pustym marketingiem.
W przypadku Kredziarza prawda leży pośrodku. Książkę nieźle się czyta, choć do porywającego thrillera, którego nie sposób odłożyć na półkę (jak głoszą hasła reklamowe) sporo dziełu C. J. Tudora brakuje.

Książka ma pół na pół plusów i minusów.
Plusy to przede wszystkim ciekawie nakreślone tło, senne angielskie miasteczko z 1968 roku. Spokojna, nieomal zawieszona we śnie  osada z brukowanymi uliczkami, ślicznymi domkami, przystrzyżonymi trawnikami i herbaciarniami. Idealne miejsce do zamieszkania, wychowywania dzieci. 

Ale to tylko pozory, za którymi kryje się prawdziwa twarz tego miejsca. Bynajmniej nie jest to pozytywna, ciepła twarz.
Atutem jest też ciekawie nakreślona grupa małoletnich (12-letnich) bohaterów, z których każdy skrywa jakieś sekrety.
Inny plus, to ciekawie przeplatające się wydarzenia z 1968 i 2016 roku. Autorka bardzo dobrze je połączyła.
Teraz minusy. Wątek zła, które w opisywanym okresie wręcz spada na idyliczne miasteczko i jego mieszkańców..no cóż, moim zdaniem zbyt może nie tyle naciągany, co niedopracowany. Czytając te fragmenty książki pierwsze, co rzuca się w oczy, to brak literackiego doświadczenia autorki. Wielu porównuje opisy grozy do Stephena Kinga. No na miłosierdzie, miejcie litość, gdzie King, a gdzie Tudor.

Liczne zwroty akcji, które powinny być atutem książki są w wielu przypadkach takie jakby na siłę dołożone do treści, często całkowicie oderwane od przewodniego tematu. Szkoda, bo gdyby autorka popracowała nad tą kwestią mogłaby z tego być dobra, wciągająca, z sensownie powiązanymi wątkami i wydarzeniami książka.
Poza tym zakończenie..jakby to napisać..wyłożone wręcz na tacy, poprzedzone wieloma wskazówkami, trudno nie zgadnąć kilkanaście stron przed końcem lektury, kto, co, jak i dlaczego. Sami przyznacie, nie ma nic gorszego w thrillerze (lub książce chcącej za thriller uchodzić) niż takie spalenie finału.
W thrillerze, kryminale oczekuję tajemnicy, aury (narastającej) zagrożenia, suspensu, nieprzewidywalności. Niestety, ale w Kredziarzu tego wszystkiego brak.
Same dobre dialogi, doskonała sceneria, ciekawie odmalowane postaci to za mało, żeby Kredziarza uznać za porywający thriller. Jest to nie najgorsza lektura, ot obyczajowe czytadło z wątkiem kryminalnym (lekkim wątkiem kryminalnym), ale z pewnością nie zapierający dech w piersiach thriller.




 

piątek, 9 marca 2018

Brak książek w organizmie? Skorzystaj z KsiążkoTerapii w Pogotowiu Czytelniczym!

http://www.taniaksiazka.pl/PogotowieCzytelnicze?utm_source=blogi&utm_medium=link&utm_campaign=pogotowie_czytelnicze
Do Pogotowia Czytelniczego trafia pacjent w ciężkim stanie. 
To kablówkowiec, który żywił się wyłącznie telewizją i nie dostarczył swojemu organizmowi odpowiedniej dawki książek. Na szczęście z pomocą przybyło Pogotowie Czytelnicze!
30 000 książek tańszych nawet o 40%!


KsiążkoTerapia trwa od 9 do 13 marca 2018 roku


Doktor Szperakowski zalecił kurację szokową. 40 stopni gorączki chce zwalczyć gorączką cenową! Przepisał pacjentowi 30 000 książek tańszych nawet o 40% i nakazał przyjmowanie lekarstw do 13 marca. Czujesz, że łamie Cię w biblioteczce, a na myśl o braku książek robi Ci się gorąco? Skorzystaj z KsiążkoTerapii w Pogotowiu Czytelniczym! 

Dodatkowo księgarnia przygotowała konkurs.... Każdy pacjent, który weźmie udział w akcji ratunkowej Pogotowia Czytelniczego, ma szansę wygrać kod rabatowy! Co trzeba zrobić? Wystarczy kupować ;) (klik) 
 Zgarnij 8% rabatu za zakupy podczas Pogotowia Czytelniczego! 
 
Przez cały czas trwania akcji "Pogotowie Czytelnicze" sumujemy wartość wszystkich złożonych przez Ciebie zamówień.
 
Jeżeli po zakończeniu akcji ich suma przekroczy próg 119 złotych, to otrzymasz od nas 8% rabatu na kolejne zakupy! Prawda, że to proste? :)

http://www.taniaksiazka.pl/PogotowieCzytelnicze?utm_source=blogi&utm_medium=link&utm_campaign=pogotowie_czytelnicze

środa, 7 marca 2018

Stosik 2/2018




Kilka dni temu w paczce z Polski przybyły do mnie takie książkowe nabytki.
Stosik pierwszy, ten mniejszy, to zakupy własne, na promocji.
Stosik drugi to egz. recenzenckie. 

Każda nowa książka cieszy (mnie, bo moje regały już mniej), ale z tych nowości najbardziej dwa tomy Samotni.
Uwielbiam Dickensa, serial Samotnia mnie wręcz zachwycił, wspaniały, kto nie oglądał polecam. Genialni aktorzy, szczególnie świetny, uwielbiany przeze mnie Phil Davis w roli obrzydliwego Smallweeda. Mistrzostwo świata. Zresztą w każdej roli kocham tego aktora :)
 
 Na książkę czekałam długo, ale było warto. Muszę tylko znaleźć kilka chwil na rozkoszowanie się lekturą.
Którąś z wyżej pokazanych książek macie, czytaliście, planujecie?

wtorek, 6 marca 2018

Wszystkie pory uczuć. Zima - Magdalena Majcher

Wydawnictwo Pascal, Moja ocena 4-/6
Nie ukrywam, po ochach i achach na blogach spodziewałam się dużo lepszej lektury. Książka nie jest zła, ale też nie jest super dobra. 

Ot zgrabnie napisane czytadło, jakich wiele. 
Zimę dobrze się czyta, choć sam poruszany temat został moim zdaniem odrobinę niewykorzystany, potraktowany po przysłowiowych łebkach.
Na plus niewątpliwe zasługuje postać głównej bohaterki, Róży Dobrowolskiej, która dopiero po 50-tce znalazła spokojną przystań, miłość swojego życia.
Bardzo ciekawie jest nakreślona także postać Miłki, lekko opóżnionej siostry Róży. W ogóle bohaterowie, ich sylwetki to mocna strona książki.
I choć przez pierwsze kilkadziesiąt stron lektury wydaje się, iż to powieść o miłości, o póżniejszym niż normalnie szczęściu, to jednak w pewnym momencie następuje zwrot akcji i wnikamy w świat demonów przeszłości, wspomnień, z którymi borykają się bohaterki.
Co najbardziej mi przypadło do gustu, to to, że autorka pokazała świat ludzkich uczuć (zarówno tych pięknych, jak i bardzo negatywnych) bez owijania w przysłowiową bawełnę, bez upiększania.
Magdalena Majcher swoich bohaterów wykorzystała do pokazania zwyczajnego życia, przeżyć bohaterek, które mogą, mogły stać się udziałem wielu z nas.
Pisarka bardzo zręcznie odmalowuje przed czytelnikiem wielokolorowy świat, snuje opowieści z różnych etapów życia bohaterów. Niektóre z nich są pogodne, częściej jednak ponure, nawet tragiczne.
I niby wszystko jest ok, ale czegoś mi w tej książce zabrakło, jakiejś głębi, gry słów, która by sprawiała, że coś mnie chwyta za gardło, ściska za serce.
Mimo, że sprawy opisywane w Zimie są momentami bardzo dramatyczne, mnie nie zszokowały, nie zasmuciły, nie poruszyły, tak jak powinny, gdyby zostały głębiej potraktowane. Czuję się zawiedziona i rozczarowana tym, że autorka nie wykorzystała sporego potencjału, jaki drzemał w tej historii. .



Nielgalny. Moje dzieciństwo w RPA - Trevor Noah

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 6/6
Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA, to przewspaniała, zabarwiona śmiechem, ale i sporą porcją goryczy opowieść o dzieciństwie mieszanego dziecka (matka ciemnoskóra, ojciec biały) w RPA tuż po upadku aparthaidu i życiu tuż przed owym upadkiem.
Noah z niesamowitym poczuciem humoru, dystansem, ale i kiedy trzeba sporym zaangażowaniem opowiada o tym, jak było i co z tego wynikło.
Ta książka to także opowieść o jego niezwykłej matce, Patrici, która sprzeciwiała się temu, co w okresie segregacji rasowej uznawano za prawo, łamała konwenanse i była niezwykłą choć czasami dziwną kobietą.
Książka ma same plusy, a minus jeden - za szybko się skończyła:) Gdy odkładałam w nocy książkę na półkę miałam wrażenie, jakbym kończyła wspaniałe spotkanie z długoletnim przyjacielem, podczas którego wysłuchiwałam jego cudownej opowieści, historii z mrocznego, koszmarnego świata zabarwionej niesamowitym poczuciem humoru.
Książkę czytałam na raty, fragmentami, gdy miałam gorszy humor, gdy coś w pracy nie wyszło. Pewnego dnia czytałam o problemach transportowych w RPA i jechałam akurat metrem pełnym ludzi. Historia była tak zabawna, tak plastycznie opowiedziana, ze dosłownie ryknęłam śmiechem na cały wagon metra. To nie jedyny przypadek, gdy w trakcie lektury tych wspomnień śmiałam się na głos. W związku z tym dobra rada, zastanówcie się, gdzie będziecie czytać Nielegalnego...
Bo przeczytać musicie. Poprawi wam to humor, pozwoli spojrzeć na własne osiągnięcia, problemy ze sporego dystansu. Dodatkowo jest to po prostu mądra, pouczająca książka.
Nic dziwnego, że stała się wielkim bestsellerem „New York Timesa”.
Jeżeli nie przeczytacie Nielegalnego będziecie ubożsi o niesamowite doznania, które towarzyszą lekturę, a także możliwość poznania mądrego, zabawnego gawędziarza, jakim bez wątpienia jest autor.



poniedziałek, 5 marca 2018

Zaginione miasto Boga Małp - Douglas Preston

Wydawnictwo Agora, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

W 2015 roku grupa podróżników uczestniczyła w wyprawie, której patronował National Geographic. Ich celem były góry Mosquitii w Hondurasie. W tej wyprawie brał udział także autor niniejszej książki, Douglas Preston.
Celem wyprawy było odnalezienie znajdującego się w lesie deszczowym prekolumbijskiego miasta La Ciudad Blanca. Wg. danych na poły mitycznych miasto znajdowało się około 322 km od stolicy kraju Tegucigalpa. Jego istnienie obrosło legendą. 

M.in. według legend tam się narodził Quetzalcoatl - Pierzasty Wąż, bóg Azteków.
Białego miasta (bo tak należy tłumaczyć nazwę) szukało wielu. Badaczom z 2015 roku udało się coś niesłychanego, o czym czyta się wręcz z wypiekami na twarzy. 
Całość podzielona jest na trzy części. Pierwsza część to relacja historyczna ukazująca zarówno mityczne dzieje miasta, tego co się w nim działo, jak i postaci ludzi, którzy na przestrzeni wieków twierdzili, iż odnaleźli La Ciudad Blanca, choć nie mieli na to innych dowodów niż ich własne słowa.
Druga część to opis samej wyprawy, docieranie do dźungli, mozolne unikanie niebezpieczeństw (ze strony innych ludzi i zwierząt), przedzieranie się przez las deszczowy i odkrywanie krok po kroku. 
Trzecia część jest wg. mnie najbardziej sensacyjna, wręcz dramatyczna. opisuje ona to co działo się po zakończeniu części badań (badania w Białym Mieście trwają nadal).
Douglas Preston posiadł sztukę umiejętnego łączenia hollywoodzkiej opowieści ala Indiana Jones z naukowym, pełnokrwistym reportażem, pasję i wizję z najnowszymi osiągnięciami nauki.
Całość jest wymieszana w doskonałych proporcjach. Niczego nie jest ani za dużo ani za mało. Dzięki temu książkę czyta się bardzo dobrze.
Zaginione miasto Boga Małp to dobra relacja, w której praktycznie każdy się zatraci i znajdzie coś dla siebie, choć nie ukrywam, nie wszystkie części książki muszą każdemu przypaść do gustu.
Gorąco polecam.



niedziela, 4 marca 2018

Troje na huśtawce - Natasza Socha

Wydawnictwo Edipresse Polska, Moja ocena 5/6
Sięgnęłam po książkę zachęcona po pierwsze wiosenną okładką, po drugie nazwiskiem autorki, a po trzecie wiekiem głównej bohaterki.
Koralia ma czterdzieści dwa lat, jesteśmy nieomal w wieku identycznym, 2 lata, cóż to za różnica, prawda?!
Poza tym dzieli nas bez mała wszystko. Ja mam męża, dzieci, poukładany świat, a Koralia jest rozwiedziona, bezdzietna, nie ma przy sobie nikogo (poza 1 przyjaciółką) z kim mogłaby się podzielić tym co ją gryzie.
Brak także męźczyzny, co do którego warto by mieć jakiekolwiek plany na przyszłość. Abstrahujmy od tego, czy ewentualne plany związane z męźczyzną miałyby być szalone, czy miałyby szansę na realizację.
Koralia nie ma w ogóle nikogo wokół kogo mogłaby owe plany, marzenia budować. Koralia jest o tym przekonana, ale życie lubi płatać figle i często to co znajduje się tuż obok nas jest przez nas niezauważane.
Szybko okaże się, że Tytus, który jest osiemnaście lat od niej młodszy, sprawia, iż serce bije jej mocno, a życie nabiera zupełnie nieznanych dotąd barw. Ale ta różnica wieku..... Kiedy ona zdawała maturę, on właśnie się rodził. I jeszcze jedno – jest synem jej najlepszej przyjaciółki.Co w tym wszystkim jest najgorsze? Koralia sama się gubi.
Nie ukrywam, przeczytałam książkę ze sporą przyjemnością, choć liczne przeskoki czasowe (teraz, wczoraj, jutro, przed 15 laty etc) na początku sprawiały mi pewną trudność.
Natasza Socha napisała nietypową książkę. I bynajmniej nie chodzi mi o zaprezentowaną w niej różnicę wieku miedzy bohaterami. Nietypowość polega na tym, iż autorka doskonale ukazała rozterki, przemyślenia, obawy, radości kobiety w wieku 40+.
Tak dobrze ukazać duszę i wewnętrzne monologi (okraszone sporą dawką humoru) kobiety 40+ mogła tylko inna kobieta. Czytając to, co Koralia ma do powiedzenia wiele razy wybuchałam śmiechem (jak chociażby przy za luźnych dziurkach :) ), uroniłam ze 2 łzy (ot tak ze wzruszenia, rozrzewnienia), ujrzałam własne obawy, lęki, nadzieje.
W trakcie lektury kilkakrotnie mocno się także zadumałam nad życiem i nad tym, jak bardzo z Koralią jesteśmy podobne, chociaż tak jak napisałam, mamy zupełnie różne sytuacje życiowe. Pewne sprawy są jednak uniwersalne.
Gorąco zachęcam do lektury, chociaż moim zdaniem książka nie wszystkim przypadnie do gustu. Nie jest to opowieść dla młodych osób, nie jest to także lektura dla tych, którzy szukają romansidła, czy pikantnych opowieści o tematyce - starsza kobieta z młodym męźczyzną.
Troje na huśtawce to takie 2 w 1, lekka, ale i bardzo mądra opowieść o życiu, o tym co w nim się liczy, o tym czy warto zrobić pewien krok i zaryzykować..i o kilku innych sprawach. Polecam. 
 

piątek, 2 marca 2018

Nie czytasz książek? Lecz się!

http://www.taniaksiazka.pl/PogotowieCzytelnicze?utm_source=facebook&utm_medium=link&utm_campaign=pogotowie_czytelnicze



Na widok pustej biblioteczki kłuje Cię w sercu? Po skończonej książce masz napady lęku? A może drgawki utrudniają Ci zaparzenie melisy na uspokojenie, kiedy nie masz nic nowego do przeczytania?


To oznaka, że cierpisz na niedobór książek! Na szczęście wiemy jak Cię wyleczyć! Już 9 marca Pogotowie Czytelnicze wkracza do akcji!
Pogotowie Czytelnicze (klik)  


Ślubowaliśmy pomóc w potrzebie wszystkim Książkoholikom, którzy są spragnieni nowych tytułów i słowa dotrzymamy. Opracowaliśmy skuteczną metodą leczenia. Stosujemy inhalację z pary topniejących cen, okłady z gorących nowości oraz terapię szokową przy użyciu porażających promocji. Wszystkim osobom, które zamiast krwi mają tusz, umożliwiamy przyjmowanie książek dożylnie. Czopków nie stosujemy.

Chcesz dostarczyć swojemu organizmowi niezbędnych witamin i książkowych minerałów? Nie oszczędzaj na swoim czytelniczym zdrowiu i weź udział w naszej KsiążkoTerapii!


Kto: Pogotowie Czytelnicze na TaniaKsiazka.pl

Gdzie: tutaj, wejdź, sprawdź...

Kiedy: Start już 9 marca 2018 roku