środa, 20 marca 2013

Sodoma i gomora - Cormac McCarthy

Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 440 s., Moja ocena 5,5/6
Książka, którą dosłownie pochłonęłam i od której nie mogłam się oderwać.
Jest to III tom trylogii Pogranicza.
I tom - Rącze konie tutaj,
II tom - Przeprawa tutaj.
Czytając II tom miałam nadzieję, że w ostatniej części autor połączy z pozoru niemających ze sobą nic wspólnego bohaterów Rączych koni i Przeprawy. 
I tak się stało. 
Akcja rozgrywa się tym razem w latach 50. XX w. ponownie na pograniczu USA i Meksyku. W miasteczku Alamogordo pracują bohaterowie wcześniejszych tomów - Billy Parham i John Grady. Obaj pracują na rancho, gdzie wiodą takie życie, o jakim marzyli. Ale nie będzie im dane długo cieszyć się spokojem. Nadciąga burza, tytułowa sodoma i gomora. Co nią będzie? Tego nie zdradzę. Napiszę tylko, że przyczyną będzie kobieta, a połączenie hormonów, pięknej niewiasty i meksykańskiego pogranicza bywa zabójcze. John i Billy okażą się przyjaciółmi na dobre i na złe.
Po raz kolejny autor uwiódł mnie przede wszystkim wyobraźnią i tak charakterystycznymi dla siebie opisami, które jedni kochają, a inni wręcz odwrotnie. Do tego minimalistyczny język, momentami wręcz suchy, mogący się wydawać zbyt oszczędnym. 
Dodatkowym atutem są wspaniałe opisy przyrody (bezkresne stepy i krajobrazy), pochwała życia, pasji (jedną z nich są konie, cudownie opisane, dla których John i Billy poświęcają wszystko), przygody.
(...) Tu, na peryferiach miasta pejzaż niskich szop z blachy i desek z drewnianych skrzyń. Parcele nagiej ziemi i żwiru, a dalej równiny szałwii i krzewów kreozotowych. Piały koguty, a w powietrzu unosił się zapach tlącego się węgla drzewnego. John Grady skierował się na wschód w szarym świetle dnia i ruszył do miasta. O zimnym świcie pod ciemnym płaszczem gór paliły się wciąż latarnie, z typową dla pustynnych miast kompletną beztroską. Drogą zbliżał się z przeciwka jakiś mężczyzna poganiający osła, który dźwigał na grzbiecie wysoki stos drewna na opał. W oddali zaczęły bić kościelne dzwony. Mężczyzna posłał chłopakowi chytry uśmiech. Jak gdyby dzielili jakąś tajemnicę. Dotyczącą po trosze starości i młodości, ich roszczeń oraz uzasadnień tychże. I roszczeń wobec tych roszczeń. Świat, który już przeminął, i świat, który nadejdzie. Ich wspólna przemijalność. A nade wszystko głęboko zakorzeniona świadomość, że piękno i strata to jedno. 
To jest to co lubię i cenię u tego autora.
Akcja, jak to u McCarthy'ego, rozkręca się powoli (ba, na początku może wydawać się wręcz nudnawą), ale jak już nabierze tempa, to pędzi jak szalona.  
Dodatkowym atutem są niezwykle humorystyczne (momentami byłam bardzo zdumiona) dialogi.
Fabuła (której celowo tu nie przytaczam dokładnie) może się wydawać banalna, ba ona z pewnością jest banalna, oklepana, wyeksploatowana w literaturze aż do bólu. I w sumie McCarthy nie wnosi do niej niczego nowego, ale za to w jaki sposób opowiada i wykorzystuje ten stary motyw...to jest właśnie sedno geniuszu Cormaca McCarth'yego.
Śmiało mogę napisać, że Sodoma i gomora to wspaniałe zwieńczenie trylogii. 

3 komentarze:

  1. McCarthy - to autor, którego książki muszę poznać koniecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe połączenie - wspaniałe opisy przyrody i minimalistyczny język :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja póki co obejrzałem tylko ekranizację "Drogi". Musze w końcu się zabrać za książki.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.