wtorek, 30 stycznia 2024

Gorzki smak czekolady Lucullus - Leopold Tyrmand

 



Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6

Powrót po kilku latach do dzieł ubóstwianego przeze mnie bezkrytycznie (tak, przyznaję to) Leopolda Tyrmanda.
Tym razem podczytywałam od kilku dni, po trochu opowiadania. Bo tym jest Gorzki smak..., zbiorem 14 opowiadań.
Wiem, opowiadania nie należą do najbardziej lubianych form literackich, gro czytelników woli dłuższe utwory. Ale opowiadania same w sobie maja to coś, ukazują wielkość (albo płyciznę) ich autora. Sztuką jest bowiem na kilkudziesięciu stronach zawrzeć wiele, tyle ile normalnie znajduje się na kilkuset (w normalnej, pełnowymiarowej powieści).
Rzadko któremu autorowi uda się tak zainteresować czytelnika, żeby nie mógł od lektury się oderwać. Tyrmandowi i jego opowiadaniom udało się to trudne zadanie. Czemu należy to przypisać? Moim zdaniem przede wszystkim talentowi Tyrmanda i tak unikalnej dla niego umiejętności posługiwania się piórem i operowania nim. Opowiadania są proste, a jednocześnie zawierają swoistą głębie, sporo w nich porównań, przenośni, ironii, obnażania absurdu ówczesnego okresu, czyli tego, co tak w Tyrmandzie cenię i co mnie już dawno ujęło w jego twórczości.
Dodatkowym atutem tego zbioru jest jego autor, niepokorny, nonkonformista, o życiu bujnym, niebanalnym, niepokornym i takim samym stylu pisania.
Gdy dodamy do tego fakt, iż Gorzki smak... to zbiór opowiadań, których bohaterem jest... życie samego Tyrmanda. To więcej moim zdaniem już nie potrzeba, żeby zachęcić do lektury.
Każde z opowiadań powstało w innym okresie, na innym etapie twórczości, rozwoju, życia pisarza. To nie oznacza, że dzielił je jakiś obłędny okres czasu, ale pisząc każde z tych opowiadań Tyrmand był inny.
Chociaż jestem (jak zwykle zresztą) zachwycona tym zbiorem, to jednak dostrzegam sporą różnicę między nimi, a np. Złym, czy Dziennikiem 1954. Opowiadania powstały zaraz po II wojnie światowej, w różnym odstępie czasu, ale jednak w przeciągu kilku lat po jej zakończeniu, czyli w zasadzie na początkowym etapie kształtowania się Tyrmanda, jako pisarza. Wydaje mi się, że były one swoistą wprawką do póżniejszej twórczości. Ale za to, jaka wprawką:)
Nie znaczy to, że opowiadania są złe, wręcz przeciwnie - są bardzo dobre, ale inne niż póżniejsze dzieła i odrobinkę, ale na prawdę odrobinkę gorsze od np. Siedmiu dalekich rejsów. Opowiadaniom zawdzięczamy jednak możliwość obserwowania, jak kształtował się Tyrmand, jako pisarz i poznania go, jako człowieka w tym okresie.
I to jest moim zdaniem w całym zbiorze najlepsze, najbardziej fascynujące. Bo (jak podkreślałam przy okazji innych recenzji dzieł Tyrmanda) w twórczości Leopolda Tyrmanda najlepszy jest sam Tyrmand:).
Opowiadania są wyjątkowo niebanalne, pomysłowe, niezwykłe, jak sam ich autor, a bohaterowie...majstersztyk. Dodatkowym atutem jest różnorodność tematyki.
Część z nich traktuje o końcówce II wojny światowej (choć grozy wojennej w nich nie czuć),a część o latach tuż po wojnie, o życiu, o sporcie, o miłości.
Do tego wszystko opisane tak wspaniałym, przepięknym, charakterystycznym dla pisarza językiem z wyjątkowym smakiem i spostrzegawczością.
Innym znakiem rozpoznawczym (oprócz języka) jest narracja w pierwszej osobie. Niezbyt ją lubię, muszę to przyznać. Lecz u Tyrmanda wyjątkowo mnie ona nie razi. Ba, wręcz jest niezbędna do wniknięcia w klimat tyrmandowskich utworów.
Opowiadania, podobnie, jak i pozostała twórczość Tyrmanda są ponadczasowe i takie, do których wraca się wielokrotnie.
Tych, którzy znają i jak ja uwielbiają dzieła autora, do lektury zachęcać nie trzeba.
Pozostałym pozostaje tylko sięgnąć po którekolwiek z dzieł Leopolda Tyrmanda i poznać tego niezwykłego człowieka, którego dzieła są niejako przedłużeniem i zwierciadłem jego życia.

czwartek, 25 stycznia 2024

Upadek Cesarstwa Rzymskiego - Peter Heather

 



Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 6/6
Słynne już dzieło brytyjskiego historyka, które bazuje na ogromie badań historyczno - archeologicznych oraz bardzo dogłębnej analizie źródeł antycznych, pisanych i niepisanych. Wbrew pozorom cesarstwo rzymskie pozostawiło po sobie sporą skarbnicę informacji, na której zręczny badacz może bazować.
Książka napisana jest wszechstronnie. Przede wszystkim bogata i rzetelna pod względem merytorycznym, co jest jej największym atutem. Poza tym autor pokusił się o lekki, przyjemny ton, co w połączeniu z naukową zawartością z reguły jest trudne do osiągnięcia.
Heather stworzył bardzo ciekawą, rzetelną książkę okraszoną dodatkowo sporą porcją brytyjskiego humoru. Wplecenie lekkiego, ale nie infantylnego humoru w dzieła takich twórców, jak Tytus Liwiusz, Tacyt, Zosimos, Jordanes, a także wyniki badań rzesz historyków, dało naprawdę świetny efekt.
Trochę debatować można nad przyczyną upadku cesarstwa rzymskiego. To zagadnienie od wielu dekad przysparza wręcz bólu głowy kolejnym pokoleniom historyków i archeologów. Ile osób, ilu badaczy, tyle tez. I prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, jaka była faktyczna przyczyna, czy w ogóle była jedna, czy może był to zbiór różnych powodów.
Heather uważa, że cesarstwo rzymskie upadło z powodu swojego zbyt dużego, drapieżnego, nienasyconego imperialnego apetytu na więcej i więcej. Moim zdaniem to trochę uproszczona teza, ale to tak na marginesie. Tej tezy autora nie poczytuję za wadę książki, wręcz przeciwnie. Taka konkluzja może stać się przyczynkiem do bardzo ciekawej dyskusji.
Ogromnym atutem książki jest kalendarium dziejów cesarstwa rzymskiego, słownika terminów łacińskich i wielu innych, a także sporej porcji not biograficzny głównych i pobocznych postaci z cesarstwa. Bardzo wzbogaca to treść i ułatwia zrozumienie książki, ale także przebiegu wydarzeń.
Książkę czyta się doskonale. To najlepsze (moim skromnym zdaniem) opracowanie w zakresie upadku cesarstwa rzymskiego od słynnej, kultowej książki Edwarda Gibbona. Polecam.



piątek, 19 stycznia 2024

Polak - John Maxwell Coetzee

 



Wydawnictwo Znak
Nie wiem, jak ocenić Polaka. Bez wątpienia to najsłabsza, no może jedna ze słabszych książek noblisty. Jedna pomimo swojej słabości, to nadal bardzo dobra i godna uwagi proza.
Gdyby autorem Polaka był inny pisarz, uznałabym te książkę za doskonałą. Jednak Coetzee przyzwyczaił nas, swoich czytelników, do pewnego, niezmiernie wysokiego poziomu. Bardzo wysoko zawieszona poprzeczka dała o sobie znać.
Książka zasługuje na uwagę z kilku powodów. Główne to fakt, iż to książka noblisty i to nadal doskonała proza. Poza tym bardzo, bardzo rzadko zdarza się żeby bohaterami książek noblistów byli nasi rodacy.
Polak to niesamowicie kameralna opowieść, która ukazuje równie kameralny, niewielki, niezwykle intymni romans pomiędzy polskim pianistą, a Hiszpanką Beatriz. Niby nic takiego powiecie. Książek z romansem w tle jest mnóstwo. To fakt. Jednak najważniejsze jest to, jak coś na pozór trącące banałem, można zaserwować czytelnikowi. Wspaniałe jest to, jak krok po kroku poznajemy motywację obojga bohaterów, dowiadujemy się, jak i dlaczego Beatriz ma romans z polskim artystą, co nimi obojgiem kieruje i co z tego wyniknie.
Wspaniałe pióro Coetzee to jedno. Druga kwestia to perspektywa narracji i styl pisarza, który po prostu wszystko odziera z pozorów, ułudy, prezentuje wręcz nagie, rozważa, analizuje, poddaje wiwisekcji. Nikt nie potrafi tego tak czynić, jak on, Coetzee.
Nieszczęście, pożądanie, radość, namiętność, co tak naprawdę się w życiu liczy?! Bardzo nieoczywista, niejednoznaczna historia, którą zdecydowanie warto poznać.
Poznajemy uczucia, przemyślenia, wahania, krzyki radości i rozpaczy. Wspaniałą, zmuszająca do myślenia, przemyśleń historia. A jednak to nie najlepsza książka noblisty. Wiem, że Coetzee stać na wiele więcej. Mimo wszystko gorąco zachęcam was do lektury. Naprawdę warto.
Brawo dla tłumaczki, Agi Zano. Świetna robota.


piątek, 12 stycznia 2024

Mała - Carmen Mola



Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5/6
Czyta się dobrze. Mała to nieźle napisany, ostry, mocny, dosadny i bardzo brutalny miks kryminału z thrillerem i powieścią społeczno-obyczajową.
Tym, co jako pierwsze rzuca się w oczy jest klimat, mocny, mroczny, niepokojący i podszyty czymś bardzo nieuchwytnym. Atmosfera oplata czytelnika już od pierwszej strony. Czytelnik przez cały okres lektury czuje się otoczony, wręcz otulony jakby kocem z niepokoju, leku, skrywanych zagrożeń i mnóstwa pytań.
Główną osią jest sprawa Chesci, policjantka z oddziału kryminalnego, która dotąd ścigająca przestępców pewnego dnia sama zostaje porwana. Jest ona ofiara, ale jest okrutnie traktowana przez porywaczy. Kaci torturują kobietę psychicznie i fizycznie. W sumie nie wiadomo, które katorgi są gorsze.
Policja, koledzy Chesci, ruszają jej na pomoc. Trwa zakrojone na szeroką skalę śledztwo. W trakcie dochodzenia na jaw wychodzą różne sekrety porwanej policjantki, które dotąd były głęboko skrywane. Kto by pomyślał, że znana z poprzednich książek Chescia skrywa w szafie prawdziwe przysłowiowe trupy. Tempo dochodzenia jest coraz szybsze. Tak samo jest ze znęcaniem się porywaczy nad porwaną.
Atmosfera i tempo akcji, wydarzeń ulegają błyskawicznemu zagęszczeniu i przyspieszeniu. A to dopiero początek.
Muszę przyznać, iż cały czas jest groźnie, nieuchwytnie i bardzo intrygująco. Cennym dodatkiem jest bieg, gonitwa, rzadko kiedy spacer po różnorodnych zakątkach Madrytu i innych zakątkach Hiszpanii. Mola prowadzi nas przez nieoczywiste i bardzo ciekawe zakątki swojej ojczyzny.
Carmen Mola po raz kolejny stworzyła naprawdę doskonałą, trzymająca w swoich objęciach i na długo zapadającą w pamięć książkę. To trzeci tom z inspektor Blanco i innymi śledczymi z BAC. Jeżeli nie znacie wcześniejszych książek to nie szkodzi. Oczywiście warto je przeczytać bo to bardzo dobre pozycje. Jednak hiszpańska pisarka tak prowadzi akcję, iż czytelnik Malej nawet przez moment nie czuje się zagubiony.
Zarówno Mała, jak i wcześniejsze tomy serii przypadną do gustu miłośnikom dobrze napisanych książek, inteligentnych, zagadkowych, nieoczywistych i wielowymiarowych. W tej lekturze nic nie jest oczywiste, mimo iż od początku jesteśmy pewni, że wiemy, kto, jak i dlaczego. Nic bardziej mylnego.
Mola podsuwa nam tropy, podpowiada, wodzi na manowce i szybko udowadnia, iż tak naprawdę nic nie wiemy. Mocne, inteligentne, angażujące. Polecam.


 

poniedziałek, 8 stycznia 2024

Lady Susan, Sanditon, Watsonowie - Jane Austin

 




Wydawnictwo MG, Moja ocena 5/6
Lady Susan, Sanditon i Watsonowie to trzy dzieła, które jak mało jaki utwór prezentują wszechstronność Jane Austen. Każdy z tych utworów jest inny, każdy godny poznania.
Lady Susan to epistolarna powieść, której akcję znamy z listów wymienianych przez bohaterów. Z treści korespondencji dowiadujemy się o najważniejszych wydarzeniach, śledzimy ich przebieg, przy ich pomocy także prowadzimy dialog z autorem i odbiorcą danego listu. Bardzo ciekawy i rzadki w tamtym okresie zabieg. Autorka świetnie zaprezentowała akcję, intrygę, uczucia bohaterów i pokazała, jak łatwo jest manipulować ludżmi, ich sądami i wręcz umysłami, a także jak wielką siłą jest plotka. Pod tym względem to ponadczasowy utwór. Pewne sprawy zawsze są aktualne.
Watsonowie to zaledwie początek powieści. Niestety nie została ona ukończona, a szkoda. Te kilka stron Watsonów daje pojęcie, jak wspaniałym dziełem mógłby być ten utwór gdyby autorka go skończyła pisać.
Już w pierwszych zdaniach Watsonów daje o sobie znać niezwykle inteligentna ironia, tak charakterystyczna dla innych dzieł Jane Austen.
Watsonowie to także nieukończona historia, pełna ironii, ukazania naszych ludzkich cech i kipiąca od ukazania nas w niezbyt dobrym świetle. Wszystko okraszone pouczającym morałem. Jane Austen nie ukończyła tego utworu. Po latach całkiem zręcznie zrobiła to L. Oulton.
Niewielkie, krótkie utwory po raz kolejny potwierdzają zasadę, że nie rozmiar, a treść mają znaczenie. Polecam.Obowiązkowe dla miłośników literatury Jane Austen.
Jane Austen była jednak zręcznym obserwatorem, miała doskonałe i cięte pióro. Mistrzowsko nakreślone tło społeczno- obyczajowe, genialnie przedstawieni bohaterowie, a w ich postaciach my, czytelnicy i te dialogi...

piątek, 5 stycznia 2024

Ciężar atramentu - Rachel Kadish



Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Bardzo dobra, świetnie napisana książka, taki miks dobrej powieści obyczajowej z elementami psychologicznymi, historycznymi, semickimi, przygodowymi i odrobiną romansu.
Wszystko odpowiednio dobrane, świetnie połączone, doskonale poprowadzone. Naprawdę godna polecenia powieść, do lektury której zachęcam.
Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach - w Londynie w II połowie XVII wieku i współcześnie. Bohaterkami są niezwykłe, rzadko tak prezentowane kobiety - Ester Valasquez i Helen Watt. Autorce udało się stworzyć wspaniałe, mądre, piękne duchowo kobiety, które zachwycały mnie na każdej stronie.
Ester Valasquez w świecie zdominowanym przez okrutnych, szowinistycznych i nie ukrywajmy, często głupich mężczyzn,wywalczyła sobie stanowisko skryby rabina. Było to w II połowie XVII wieku, w okresie gdy kobieta nie miała prawa do niczego. Ester uciekając od ról typowych dla ówczesnych kobiet, stała się uczennicą mądrego rabina. Nauki, które zaczęła pobierać stały się początkiem jej wspaniałej przygody. Sama Ester stała się jedną z najważniejszych i najbardziej zagadkowych kobiet ówczesnego świata.
Druga bohaterka to Helen Watt zmagająca się z okrutną chorobą profesor historii żydowskiej. Pewnego dnia została ona poproszona o pracę nad dziejami XVII-wiecznych kobiet żydowskich i ocenę dokumentów dotyczących tych osób. Tym samym dla Helen zaczyna się niesamowita przygoda, a obie kobiety połączy niezwykła więź.
Oba wątki świetnie się przeplatają i są bardzo ciekawie napisane, z dbałością o szczegóły, bogato udokumentowane. Jeżeli lubicie ciekawe, mądre, zmuszające do refleksji powieści to Ciężar atramentu jest lektura dla was. Gorąco polecam.