sobota, 30 października 2021

Bez winy - Charlotte Link

 

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 5,5/6
Bez winy, to kolejna książka Charlotte Link, którą miałam okazję przeczytać. Link to bardzo nierówna pisarka. Chodzi mi o styl pisarski i gatunek literacki, którym dana książka jest. Twórczość niemieckiej autorki przypomina sinusoidę - od genialnego Domu sióstr poprzez bardzo dobre Echo winy, Grę cieni i Przerwane milczenie, dosyć dobrego Obserwatora do pozostałych książek, które są jak dla mnie poniżej średniego poziomu.
Bez winy, to powrót niemieckiej pisarki do doskonałej formy. Przyznam się, że jestem bardzo, ale to bardzo mile zaskoczona.
Link zaserwowała nam wszystko, co w klasycznym, pełnokrwistym thrillerze najważniejsze. Panuje w nim atmosfera, która niesamowicie wpływa zarówno na bohaterów, jak i czytelnika, który krok po kroku poznaje losy postaci zaplątanych w niesamowitą zagadkę.
Bez wątpienia to książka bardzo intrygująca, wciągająca od pierwszej strony i niesamowicie mocno oddziałująca na emocje czytającej jej osoby. To taki emocjonalny rollercoster, który nie zatrzymuje się ani na chwilę.
Świetne kreacje nieoczywistych, wręcz rozrywanych przez emocję i zdarzenia bohaterów. Każdy z nich genialnie nakreślony, każdy bardzo mocno doświadczony przez los, każdy do bólu zanurzony w rozgrywającej się historii.
Bez winy zaskakuje. Link pisze na ogół bardzo dobrze...no niektóre książki ma słabsze, ale są one w mniejszości. Jednak żadna z jej dotychczasowych powieści nie była tak emocjonalna, mocna, dosadna i tak bardzo mroczna.
W sumie można by Bez winy podciągnąć pod książkę klimatem ocierającą się o noir. To coś zupełnie nowego w dorobku niemieckiej pisarki.
A wszystko zaczęło się tak niepozornie, gdy znana nam z innych, wcześniejszych tomów serii sierżant Kate Linville (osoba bardzo ciekawa, mocno doświadczona przez los) podróżuje pociągiem do Yorku. Niby nic takiego. Miliony ludzi na całym świecie codziennie podróżują pociągami. Ale nie tym razem. W pewnym momencie wystraszona współpasażerka prosi ją o pomoc. Kobieta twierdzi, iż prześladuje ją obcy mężczyzna. Niespodziewanie zdarzenia przybierają dramatyczny rozwój. Pada kilka strzałów, kobiety w ostatniej chwili uciekają. A to dopiero początek zaskakujących i jakże dramatycznych wydarzeń..
Polecam. Bardzo dobra, trzymająca w napięciu, inteligentna książka.


czwartek, 28 października 2021

Plac Leńskiego - Daniel Wyszogrodzki

 

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Nie ukrywam, nie wiedziałam czego się po tej książce spodziewać. To debiut literacki Daniela Wyszogrodzkiego. Nie to jest jednak ważne.
Zapytacie może, a co się wobec tego liczy?
Liczy się najbardziej to, jaki jest to debiut. Jestem bardzo zadowolona z lektury. Zaskakująco dobra, ba momentami doskonała książka. Wyśmienity debiut.
Plac Leńskiego to książka wyjątkowa. Mnóstwo w niej najróżniejszych fantazji, porównań, śmiechu, a także sporo wzruszeń i refleksji, nostalgii.
To niezwykła opowieść o dorastaniu w PRL-u. To historia, która wielu zadziwi, poruszy, a jeszcze większej grupie czytelników przypomni ich młodość.
To opowieść o kilkuletnim chłopcu, półsierocie, który mieszka na warszawskiej Pradze, którego głównym zajęciem jest wyglądanie przez okno kamienicy, w której mieszka. Plac Leńskiego to cały świat tego chłopca, samotnego, niekochanego i nad wiek dojrzałego. Danek marzy, żeby coś się działo, coś się zmieniło, żeby świat, który może poznać był większy i nie ograniczał się tylko do muzyki, książek i widzianego z okna mieszkania Placu Leńskiego.
Wychowywany bez matki, przez zapracowanego ojca, który z nową ludową władzą jest za pan brat, Danek ma okazję jeść dobre rzeczy nie dostępne dla innych, a na wakacje jeżdzić nad ciepłe morza do ekskluzywnych w tym czasie kurortów. Taka postawa, sposób życia ojca Danka nie podoba się dziadkom chłopca, którzy są patriotami i zagorzałymi przeciwnikami władzy ludowej. Na tym tle mają miejsce liczne niesnaski i zawirowania.
Debiutujący autor, Daniel Wyszogrodzki snuje porywająca, świetnie napisaną opowieść autobiograficzną. Czyta się ją na równi z rozrzewnieniem, ciekawością, jak i ulga, ze te czasy już minęły...ale czy naprawdę minęły...?
Opowieść jest świetnie napisana. Lekko się ją czyta, szybko. lekturę przerywały mi tylko refleksje, jak wiele mamy obecnie podobieństw do czasów sprzed x lat, gdy dorastał Danek.
Poza tym wracałam do wspomnień z mojego wczesnego dzieciństwa, do tamtych czasów, które w wielu aspektach były nieciekawe, trudne, ale ludzie byli dla siebie bardziej życzliwi, mili, po prostu ludzcy.
Świetna, doskonale napisana, godna polecenia lektura pełna wspomnień, łotrzykowskich przygód, klimatu Warszawy rodem z PRL-u.



wtorek, 26 października 2021

Nie chcesz wiedzieć - Bartosz Szczygielski

 

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5,5/6
Druga książka Bartosza Szczygielskiego w tym roku. Pierwsza, Winni jesteśmy wszyscy, bardzo przypadła mi do gustu. Byłam ciekawa, jak będzie z nowym tytułem, czy autor utrzyma poziom, czy ponownie mnie zaskoczy.
Nie chcesz wiedzieć zaskakuje i to bardzo. Przede wszystkim specyficzną konstrukcją. Nie czytałam dotąd książki tak skonstruowanej. Szczygielski zaskakuje, ale i porywa. Lektura już od pierwszej strony jest niesamowita frajdą, dobrą intelektualną zabawą i niebanalną rozrywką.
Kolejnym atutem jest bardzo skomplikowana fabuła. Jednak co wg. mnie najważniejsze, komplikacje, wszystkie fałszywe tropy, szczątkowe podpowiedzi, błędne dane, niejasności, nieoczywiste prawdy są tak czytelnikowi zaserwowane, że po pierwsze musi on uruchomić szare komórki i mocno się napracować, a po drugie, wszystko jest konsekwentnie, bez udziwnień, bez pogubienia wątków, logicznie i zaskakująco doprowadzone do końca. Brawa dla pisarza.
Trudno cokolwiek napisać o fabule. Owszem, jest ona ciekawa, ale inna od pozostałych tego typu thrillerów, powieści psychologicznych, obyczajowych. Inna i nieoczywista, podobnie, jak główna bohaterka, Agata, która kocha żyć sama ze sobą, uwielbia swoją samotność, wyobcowanie, unika ludzi i wszystkiego, co z nimi związane. Podobne jest jej życie zawodowe.
Stefa prywatna i zawodowa bohaterki są spokojne, bez burz, nijakie, nudne, ale dla niej, dla Agaty przewidywalność, nuda, brak burz to to czego pożąda najbardziej. Jednak tak jest do czasu. Pewnego dnia w jej życiu, za sprawą chętnie przez Agatę stawianego tarota, w życiu bohaterki pojawi się ktoś, kto wszystko zburzy, Nie, to nie jest to o czym myślicie. Szczygielski nie napisał romansu, wręcz przeciwnie. Ale cicho sza. Więcej nie zdradzę. Nie chcę wam psuć elementu zaskoczenia i przyjemności wynikającej z lektury.
Nie chcesz wiedzieć to miks thrillera, fragmentów kryminalnych oraz sporej porcji powieści psychologicznej i obyczajowej. To opowieść o wielu z nas oraz o tym, co może się stać gdy....
To świetna, na każdej kolejnej stronie mocno zaskakująca i bardzo inteligentna powieść. Polecam i czekam niecierpliwie na kolejną książkę autora. 

Winni jesteśmy wszyscy (klik) 

poniedziałek, 25 października 2021

Kucharka z Castamar - Fernando J. Múñez

 

Wydawnictwo Znak, Moja ocena 5,5/6
Fernando J. Múñez napisał książkę inną od standardowych tworzonych przez pisarzy, efektowną, w wielu momentach zachwycającą, a z pewnością taką, która na długo pozostanie w pamięci czytelnika. Z pewnością warto tej lekturze dać szansę. Nie będziecie rozczarowani.
Tym, co zachwyca od pierwszej strony jest rozmach. Autor z wielkim rozmachem i ogromnym talentem plastycznym kreśli przed czytelnikiem magiczne obrazy XVIII-wiecznej Kastyliii, życia ówczesnych ludzi wielu warstw społecznych oraz różnorodnych potraw z tego okresu i czasu. Całość sprawia wrażenie bajecznie kolorowych, drobiazgowo odmalowanych obrazów, które biją po oczach i zapadają w pamięć. Jednak nie wszystko złoto....
Drugą kwestią, która także wysuwa się na pierwszy plan są kobiety i ich losy w XVIII wieku w Kastylii. Kobiety były wtedy całkowicie podporządkowane kaprysom i woli mężczyzn. Były ich służącymi, zabawkami, nieomal niewolnicami. Múñez doskonale to ukazuje.
Z tym, że nie każda z kobiet chciała się temu podporządkować. Jedna z nich, główna i tytułowa bohaterka książki jest inna. Piękna, mądra i niezwykle zdolna Clara chce czegoś innego, innego życia, samodzielności, możności decydowania o sobie. Czy jej talent do gotowania i nie tylko pomoże jej w tym?
Pisarz doskonale ukazuje los przeciętnych kobiet, ale i na tym tle walkę Clary o jej los. Z początku zwyczajna walka kobiety o siebie szybko przeradza się w coś innego, w coś zdecydowanie bardziej niebezpiecznego. Jak to się skończy? Tego dowiecie się z lektury tej niezwykłej książki.
Kucharka z Castamar to książka o żądzy, tej fizycznej, namiętności, ale i tej zwyczajnej żądzy do samostanowienia, życia, wolności. Książka wspaniała, plastyczna, pełna kolorów, różnych odcieni życia, euforii, smutku, radości. Książka po prostu będąca życiem.
Wspaniała, pełna ekspresji, kolorów, a w zasadzie całej ich palety i wszystkich odcieni historia. Czyta się zachłannie, niecierpliwie odwracając kolejne strony.
Gdy tylko rozsmakujemy się w lekturze, a następuje to już po kilkunastu stronach, przestaje przerażać nawet ilość 672 stron. Lektura mija błyskawicznie i nie wiadomo kiedy. Polecam. Pełna barw, życia, wszelakich uczuć i namiętności opowieść. Idealna na jesienną i zimowa porę.


sobota, 23 października 2021

Niech żyje śmierć! - Hubert Klimko-Dobrzaniecki

 

Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Tak napisać o Słowianach okiem mieszkańca Wiednia i Austriakach tak jak ich widzą Słowianie, a do tego o śmierci w sposób hmmm inny, mógł tylko Hubert Klimko-Dobrzaniecki.
Książka jest mi wyjątkowo bliska. Jestem Słowianką, Polką i od 9,5 roku mieszkam w Wiedniu, mieście, które kocham nad życie.
Byłam ciekawa, jak autorowi uda się wszystko połączyć, przepleść, ukazać. A udało się to wyśmienicie.
Mistrzowsko naszkicowana, fascynująca podróż w czasie, po miejscach, krajach, obyczajach i wśród ludzi, konkretnych, szczegółowo wybranych, a jednak jakby przypadkowych.
Niech żyje śmierć! jest idealnym przykładem tego, iż nie ilość stron, a jakość zamieszczonego na nich tekstu ma znaczenie. Niech żyje śmierć! liczy zaledwie 178 stron. Powiecie, że to mało...niby tak, ale jaka jest na nich treść zawarta, jaka ich wymowa, jakie przesłanie.
Przede wszystkim niewiarygodna wprost erudycja autora i wielka fantazja, zabawa słowami. Treści książki nie da się opisać, streścić (nomen omen) w kilku słowach. Trzeba tę treść po prostu poznać.
Wiedeń, ludzie w nim żyjący, bywający, różnorodni, jak i to miasto. Do tego trzy z pozoru całkowicie odrębne historie, których zdaje się nic nie łączyć, a jak się okaże łączy śmierć i nie tylko. Zderzenie ze śmiercią, życiem, tym co ludzie, dane miejsce, obyczaje sobą reprezentują. Niby nic, a jak się przeczyta i przemyśli...bardzo wiele. Wielką sztuką jest na zaledwie 178 stronach zawrzeć tak wiele i do tego zmusić czytelnika do tylu przemyśleń.
Celne oko, wieloletnie obserwacje (autor mieszka w Wiedniu), cięty, odrobinę czarny humor, ostry język i niebywale mądre, zabawne, ostre niczym brzytwa riposty.
Do tego opowieść o przemijaniu, które jest nieuchronne i prowadzi do końca, który prędzej czy póżniej czeka wszystkich. Dodatkowo spora porcja refleksji o samotności i o tym co tak naprawdę się liczy.
Polecam każdemu, kto kocha Wiedeń, jest go ciekaw, lubi doskonałą prozę i miejską opowieść z pogranicza parodii, a dodatkowo lubi i ceni życie, ot tak, po prostu. Warto, ze wszech miar warto.

piątek, 22 października 2021

Fałszywy świadek - Karin Slaughter

Wydawnictwo HarperCollins Polska, Moja ocena 3/6
Gdy widzę książkę, której autorką jest Karin Slaughter wiem, jestem przekonana, iż będzie ostro, mocno i krwawo. Tak myślałam dopóki nie sięgnęłam po Fałszywego świadka. Niestety, ale ta książka jest przeciętna, bardzo przeciętna. A szkoda. Fabuła bardzo dobra, pióro Slaughter także.
Tylko całość odrobinę zbyt banalna. Znam wszystkie książki Karin Slaughter, wiem, że potrafi pisać bardzo dobrze. Tym razem jednak czegoś zabrakło. Niby wszystko jest ok, ale...
Leigh Collier kobieta ze szczęśliwym i poukładanym życiem, adwokatka, pewnego dnia stanie przed życiowym dylematem - mieć czy być, bronić klienta oskarżonego o gwałt, czy za wszelką cenę starać się uratować siebie i oddalić przeszłość. Iście szekspirowski dylemat.
Fabuła niby banalna, ale przy odrobinie dobrej woli, zręcznym piórze, jakie Karin Slaughter niewątpliwie posiada, nawet z tak banalnego zarysu fabuły można stworzyć dobrą, mocną, wciągającą książkę.
I do pewnego momentu (mniej więcej połowy książki) wszystko jest ok. Póżniej następuje jakaś tajemnicza zmiana, jakby druga część pisała inna osoba. Nic nie jest już tak samo fascynujące, ani tak mroczne, czy tajemnicze.
Całość sprawia wrażenie jakby autorka zbudowała dobry szkielet, dobry zarys historii, umieściła w tym bardzo dobrze skonstruowanych, pełnokrwistych bohaterów, odpowiednio pociągnęła pierwszą część książki, a pozostałe miejsca wypełniła czym popadło.
Poza tym oprócz głównego wątku, w Fałszywym świadku pojawia się kilka dodatkowych, pobocznych. Ta wielowątkowość sama w sobie nie jest czymś złym. To taki znak rozpoznawczy Slaughter, Z tym, że we wcześniejszych książkach autorka potrafiła z tego sensownie wybrnąć, dokończyć wątki. W tej konkretnej pozycji jest wręcz odwrotnie.
Nie wiem co się stało i bardzo żałuję, iż druga część książki nie jest tak dobra, jak początek.
Niby lektura Fałszywego świadka nie będzie całkowitą stratą czasu, jednak nie jest to książka tak dobra, jak wcześniejsze w dorobku Karin Slaughter. Szkoda. Nie polecam ani nie odradzam.

czwartek, 21 października 2021

Sonata o niezapominajce - Santa Montefiore

 

Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
Po kilku latach przerwy to moje kolejne spotkanie z książką Santy Montefiore. Kilka lat temu byłam zachwycona powieściami tej pisarki. Byłam ciekawa, jak po takim okresie czasu odbiorę prozę Montefiore. Wszak gusta literackie z biegiem czasu zmieniają się.
Bezpośrednio po zakończeniu lektury mogę śmiało napisać, że Santa Montefiore nadal mnie zachwyca, nadal świetnie pisze.
Sonata o niezapominajce podzielona jest na trzy części. Każda z nich opowiada o innym okresie w życiu głównej bohaterki, Audrey, która dorasta w Argentynie, w zamożnej brytyjskiej rodzinie. Cała opowieść rozpoczyna się w latach 40. XX wieku i toczy przez kilka kolejnych dekad.
Argentyna - Anglia, to te dwa kraje są głównymi miejscami rozgrywającej się w doskonale nakreślony sposób akcji. Wspaniałe opisy obu krajów, porównanie życia w jednym i drugim, szkoła z internatem, obyczaje, dorastanie, życie codzienne, wojenna zawierucha i lata po niej. To i wiele więcej, osadzone w kontekście historycznym obu kontynentów są wspaniale opisane, plastycznie przedstawione i porywają już od pierwszej strony.
Powieść bardzo ciekawie napisana, wciągająca, chwytająca w swoje objęcia na cały czas lektury. Santa Montefiore ma dar pisania ciekawych powieści, które zapełniają świetnie naszkicowani bohaterowie. Każda jej powieść ma rzesze fanek, do których także ja się zaliczam. Co istotne autorce mimo poruszania różnych tematów, wątków traktujących o życiu, uczuciach, wielkiej miłości, udaje się uniknąć infantylizmu czy cukierkowatości. To, czego doświadczają bohaterki Montefiore, także w Sonacie o niezapominajce, to doświadczenia rozgrywające się w innych czasach, w innych miejscach globu, ale pomimo to bardzo realne.
Zachęcam do lektury. Świetna książka na jesień i zimę.


środa, 20 października 2021

Mrok - Emma Haughton

 

Wydawnictwo Słowne, Moja ocena 2/6
Blurb i okładka zaciekawiają i wiele, bardzo wiele obiecują...
Ma być... jeden trup..13 podejrzanych, całkowite odludzie, mroźna i mroczna Antarktyda..Niewyobrażalne odosobnienie i coraz większe zagrożenie.
Sami przyznacie, brzmi intrygująco i obiecująco. Niestety, ale realia nie są takie dobre, jak zapowiedż.
Pomysł na fabułę bardzo ciekawy i przy sprawnym piórze i konsekwencji dający sporo możliwości stworzenia naprawdę mocnej, dobrej i elektryzującej książki.
Niestety, Emmie Haughton to się nie udało. Założenie było dobre, wykonanie siadło.
Książka jest po prostu nudna. Momentami nawet przerażliwie nudna. Sceny, które mają wzbudzać zagrożenie, poczucie osaczenia, niebezpieczeństwa, śmieszą w najlepszym przypadku, w gorszym..usypiają, irytują.
Autorce brakło podstawowej umiejętności pociągnięcia dobrej akcji, stworzenia klaustrofobicznej, z każdym momentem otulającej większym zagrożeniem atmosfery. Główna bohaterka, lekarka Kate obejmująca stanowisko lekarza w placówce badawczej na Antarktydzie miała krok po kroku odkrywać zagrożenie, bać się, żyć w niepewności, strachu. A niewidzialne zło miało ją obezwładniać. Niestety, nic takiego się nie zdarzyło w żadnym momencie.
Jest zero zagrożenia, zero napięcia. Brak cech typowego thrillera. Brak cech pustkowia Antarktydy. Jest irytująca bohaterka, którą trudno zrozumieć i polubić. Jej ulubioną czynnością jest powtarzanie, że znowu nawaliła... Nie skomentuję. Zero działania, zero jakiejś ikry, ciekawości, tylko brak logiki i powtarzanie tych samych słów.
Sama nie wiem, jakim cudem doczytałam do końca. Ale dotrwałam i.. żałuję. Zakończenie słabe, bardzo słabe, nawet, jak na tak kiepską książkę. Nielogiczne, słabe zakończenie, w którym dodatkowo brak najmniejszego nawet motywu sprawcy. Zresztą cała książka jest pozbawiona logiki. Nie wiem dlaczego czegoś innego oczekiwałam po zakończeniu.
Nie polecam Mroku. Jest mnóstwo innych, dużo lepszych książek. Mrok może zachwycać tylko miejscem akcji, niczym więcej. Nie daję najniższej oceny 1/6 tylko ze względu na Antarktydę.


wtorek, 19 października 2021

Sukcesja - Joanna Dulewicz

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
O czym traktuje Sukcesja? O życiu, tak ogólnie A w szczególe...mamy piękną, zabytkową willę, rodzinne spotkanie, które organizuje dziedziczka fortuny Sara Blosh i psychopatycznego mordercę, który lada moment uderzy.
Oczywiście jest też trup, i to nie byle jaki. W pewnym momencie w jednym z pokojów w zabytkowej posiadłości znalezione zostaje ciało Tomasza Wileckiego. Od razu nasuwa się pytanie, kto, jak i dlaczego? Klasyka kryminału.
Czy znalezienie odpowiedzi będzie proste? Z pewnością nie. Potencjalnych sprawców, sposobności, powodów jest całe mnóstwo. Każda z licznie zgromadzonych na przyjęciu osób miała powód żeby zabić.
Śledztwo prowadzi komisarz Borys Bulsa, który ma do rozwikłania nie lada zagadkę. Co z tego wyniknie?
Sukcesja jest dobrze, ciekawie napisana. Ogromny plus za inteligentną fabułę i konsekwentnie (co dla mnie najważniejsze) i bardzo inteligentnie poprowadzoną przeogromną siatkę intryg, waśni, kłamstw i wzajemnych oskarżeń. Wydaje się, ze bardziej poplątane nic już nie może być. Jakim cudem autorka się w tym nie pogubiła?!
Ba, Dulewicz jeszcze tak wszystko poprowadziła, iż nie gubi się w tym sam czytelnik, co wierzcie mi, jest wielką sztuką. Większość pisarzy w tak zawiłej intrydze nie odnalazłaby się.
Wszystko jest ciekawie, logicznie i spójnie poprowadzone. Intryga niełatwa do rozwiązania. Kolejnym atutem książki są bohaterowie. Jest ich spora ilość. każdy ciekawie, nieszablonowo odmalowany. Każdy niebanalny, zapadający w pamięć, dający się lubić lub nie, ale z pewnością wobec żadnej postaci nie pozostaniemy obojętni.
A zakończenie także pełne smaczku i mocno zaskakujące. Ogromne brawa dla autorki. Niecierpliwie czekam na kolejną książkę. Polecam. Świetna lektura nie tylko na jesień.



poniedziałek, 18 października 2021

Dziwne Losy Jane Eyre - Charlotte Brontë

 

Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6
Dziwne losy Jane Eyre to niesamowicie sugestywny i poruszający portret epoki wiktoriańskiej, brytyjskiego społeczeństwa oraz obraz portret bardzo silnej (szczególnie, jak na tamte czasy) kobiety. Dla mnie to jedna z pierwszych książek feministycznych, o których w XIX wieku nikt nawet nie myślał.
Należy pamiętać, iż Charlotte Brontë wydała Jane Eyre w1847 roku.
Główna bohaterka, to bardzo przeciętna z urody osoba, która nigdy, nawet w dzieciństwie nie miała szczęścia. Osierocona w młodym wieku została oddana na wychowanie surowej żonie zmarłego wuja. Oprócz Jane w domu krewnej jest także kilkoro innych dzieci. Wszyscy, cała rodzina solidarnie nienawidzą Jane i robią wszystko żeby uprzykrzyć jej życie i pozbyć się ich z ich domu.
Z biegiem czasu udaje im się to. Jane zostaje oddana na wychowanie i naukę do prywatnej, bardzo surowej szkoły z internatem. Te wszystkie wydarzenia kształtują Jane, budują jej charakter, decydują o tym, jaką będzie kobietą i tworzą postać wyjątkową, szczególnie jak na realia XIX wieku.
Co dalej dzieje się z bohaterką? Jak potoczą się losy Jane? Co będzie czuć ta wyjątkowa postać? Tego wszystkiego dowiecie się z lektury tej niezwykłej i ponadczasowej powieści. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po Dziwne losy Jane Eyre. Nie pożałujecie.
Losy bohaterki, żyjącej w trudnych realiach XIX-wiecznej Anglii, nawet jak na tamte czasy są niezwykle, trudne, wyjątkowe. Wiele osób, ba śmiem napisać, że większość, będąc na miejscu bohaterki załamałaby się, poddała losowi. Nie Jane. Autorce udało się stworzyć niezwykłą postać, jedną z tych, które na zawsze zapadają w pamięć czytelnika.
Jednak nie tylko Jane jest wspaniale nakreślona, doskonale przedstawiona. Każda z postaci, niezależnie od tego, czy grających główne czy poboczne role, jest plastyczna, wyrazista, zmusza do zastanowienia się dlaczego tak, a nie inaczej postępuje, co nią powoduje.
Rzadko spotyka się powieści, w których każdy bohater porusza, zmusza do myślenia, ba nawet przeczołguje czytelnika emocjonalne.
Ta książka ma w sobie wszystko, genialnych bohaterów, mistrzowsko oddane realia Anglii XIX wieku, walkę z demonami w życiu realnym, ale i psychice, trud, przemyślenia, ponadczasowe przesłanie, mroczną nieomal gotycką powieść i do tego romans, zawierający się na równi w porozumieniu dusz, jak i pociągu fizycznym. Poza tym całość napisana wspaniałym, mistrzowskim językiem. Nic tylko czytać i wracać do tej książki co kilka lat. Za każdym razem w Dziwnych losach Jane Eyre odnajdziemy coś innego. Polecam.


sobota, 16 października 2021

Zimny trop - Beata Dębska, Eugeniusz Dębski

 

Wydawnictwo Agora, Moja ocena 5,5/6
Tomasz Winkler i babcia Roma powracają :) w kryminale bardzo mało kryminalnym w klasycznym tego słowa znaczeniu. Zimny trop nie jest bowiem rasowym, sztampowym, klasycznym kryminałem do jakich przyzwyczaiło nas wielu autorów.
Państwo Dębscy poszli o krok dalej. Stworzyli cudowną powieść z wątkiem kryminalnym, który żyje swoim życiem i w owo życie wciąga żywo :) czytelnika. Czytelnik już od pierwszej strony ma wrażenie znajdowania się w centrum akcji, bycia jedną z uczestniczących w niesamowitej fabule postaci.
Przy tym, żeby nie spocząć na laurach, musi w stopniu znacznym ruszyć szarymi komórkami i mocno się wysilić. Nagrodą jest cudowna, porywająca, bawiąca i sprawiająca ogromna przyjemność lektura.
Tak, jak napisałam na początku, Tomasz Winkler powraca. Wloką się za nim echa wydarzeń z 1. tomu serii- Dwudziestej trzeciej. I teraz problem...co napisać żeby osobom nie znającym Dwudziestej trzeciej nie spojelrować. Zawsze mam z tym problem przy pisaniu o kolejnych tomach jakiejś serii.
Napisze tylko, iż Winkler dostaje nowe zlecenie. Dzieje się to za sprawą jego cudownej, przewspaniałej i jedynej w swoim rodzaju babci Romy. Babcia Roma, no cóż :) :) wyjątkowa jest. Gdy będę w Jej wieku chciałabym choć w części Ją przypominać.
Trudno Jej nie polubić. Gdy śledzi się poczynania babci, Jej komentarze, działanie trudno się nie uśmiechnąć. Babcia jest najlepsza i rządzi książką i Winklerem też. Postać Romy jest wyjątkowa, cudowna i unikalna. I choćby dla niej samej warto tę książkę przeczytać. Dzięki babci autorzy wpletli w fabułę spora porcję doskonale skrojonego, inteligentnego humoru. Brawa.
No i jest bardzo ciekawa kwestia kryminalna. Sprawa niby błaha. Ot z pewnego uzdrowiska zniknął starszy pan, znajomy babci Romy. Tomasz ma go odnależć. Niby nic. Standard. Błahostka. Jakże się myli każdy, kto tak pomyśli.
Dzieje się, oj dzieje mimo, iż akcja w Zimnym tropie toczy się niespiesznie. Brak jest rozlewu krwi. Brak dramatycznych zwrotów akcji. Ale jest napięcie, doskonała sprawa, świetne choć niekonwencjonalne dochodzenie, wyjątkowe, mega długie i jedyne w swoim rodzaju dialogi i mnóstwo cudownej zabawy oraz lektury z uśmiechem na ustach. Czyta się wyśmienicie.
Wielkie brawa. I choć Zimny trop nie jest klasyką kryminału, to wątek dochodzenia i sama zagadka są niezłe, a pozostała społeczno-obyczajowo-rodzinna część książki jest cudowna. Polecam i niecierpliwe czekam na kolejny tom serii.



czwartek, 14 października 2021

Czerwony kaszmir - Christiana Moreau

 

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5/6
Czerwony kaszmir to kolejna książka udowadniająca, że nie ilość, a jakość ma znaczenie. Ta niezbyt grupa powieść, licząca zaledwie 272 strony opowiada historię trzech kobiet, które połączył...sweter z kaszmiru.
Trzy kobiety, trzy różne, a jakże do siebie podobne kobiety: Alessandra, Bolormma i Xiao Li, czyli- właścicielka butiku we Florencji, młoda Mongołka i chińska dziewczyn. Każda z nich ma mniej lub bardziej poukładane życie, każda jednak marzy o czymś więcej i każda zostanie przez los i okoliczności zmuszona do zmiany dotychczasowego trybu życia, do porzucenia tego, co znają, do sięgnięcia po nowe.
Życie każdej z ich jest na swój sposób trudne, nawet właścicielki butiku w bajkowej Florencji. Trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Dlaczego? Co do tego doprowadziło? I z czym przyjdzie się zmierzyć bohaterkom? Tego dowiecie się z lektury tej, nie ukrywam, trudnej lecz bardzo wartościowej powieści.
Losy trzech kobiet pochodzących z różnych części globu i posiadających różny status majątkowy są tylko pretekstem do ukazania czegoś więcej. Czerwony kaszmir to swoista książka społeczna, taki protest book.
Autorka porusza bowiem temat nadal, mimo tego, iż mamy XXI wiek, istniejącego niewolnictwa, zmuszania ludzi do pracy w katastrofalnych warunkach, za grosze, a wszystko to w imię zysku niewielkiej garstki uprzywilejowanych.
Czy gest, czyn, wyciągnięta ręka, protest jednej osoby, która ma chęć i odwagę sprzeciwić się takim praktykom, ma znaczenie?! Ma, co doskonale w swojej książce udowadnia Christiana Moreau.
Nawet jeden niewielki czyn, jedno słowo, znak ma znaczenie i może pomóc innemu człowiekowi.
W zalewie tandetnych powieści, ociekających seksem romansidełek Czerwony kaszmir jest niczym perła. Ta książka jest zdecydowanie czymś więcej niż tylko opowieścią o trzech jakże różnych, ale i podobnych do siebie kobietach. Warto dać tej książce szansę. Warto przeczytać i zastanowić się, co tak naprawdę ma w życiu znaczenie, co się liczy. Polecam.


środa, 13 października 2021

Cierń - Przemysław Żarski

 

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Cierń to 3. tom niezłego cyklu Robert Kreft. W tomie pierwszym pt. Ślad, minusem było bardzo wolne, do bólu wolne tempo akcji. Chociaż przyznam i postaci ciekawe i sama intryga naprawdę niezła. Tylko to powolne tempo, które w kilku miejscach po prostu zniszczyło dobrze prowadzoną fabułę.
Blizna, 2. tom serii był zdecydowanie lepszy. Mniej powolny, akcja i fabula jeszcze lepiej zarysowane, ciekawe postaci.
Byłam jednak ciekawa, jak Żarski poradzi sobie z kolejną 3. już książką. Cierń jest najlepszy z całej trylogii. W sumie nic z treści bym nie wycięła. Brak tak charakterystycznych dla 1. tomu dłużyzn. Bardzo ciekawa intryga, dobrze prowadzona fabuła. I szczerze, mam nadzieję, że na tym autor skończy tę trylogię. 4. tom to już byłoby za dużo. W obecnym kształcie jest to dla mnie niezła, dobrze się rozwijająca i zakończona trylogia.
W Cierniu mamy odpowiedzi na wszystkie pytania z poprzednich tomów. Cenne, że autorowi nic nie umknęło, o niczym nie zapomniał.
Fabuła prowadzona jest dwutorowo, współcześnie gdy znalezione zostają zwłoki zaginionej jakiś czas temu kobiety oraz 25 lat temu. Całość zręcznie, ciekawie, energicznie prowadzona. Czyta się bardzo dobrze.
Największym atutem jest drobiazgowo przedstawione, bardzo porządnie prowadzone śledztwo. To takie dochodzenie z prawdziwego zdarzenia.
No i mam problem. Ponieważ to 3. tom serii nie bardzo mogę wam coś więcej napisać. Nie chcę spojlerować i nie mogę napisać nic więcej o wydarzeniach dot. Roberta Krefta. Zdradziłabym tym samym zbyt wiele. To zawsze jest problem, gdy pisze się o którymś z kolei tomie serii.
Zdradzę tylko, iż wyjaśniają się pewne sprawy z życia komisarza Roberta Krefta, czyli głównego bohatera. Wydarzenia sprzed lat mają ogromny wpływ na te obecne zarówno zawodowe jak i prywatne.
Wyjaśnione zostają wszystkie kwestie i to co trochę mnie denerwowało w poprzednich książkach w tych okazuje się mieć rozwiązanie i sens. Dobrze poprowadzona całość.
3. tom jest ściśle powiązany z dwoma poprzednimi. Zachęcam was do lektury tej trylogii, ale wszystkich tomów za jednym razem. Tak jest najlepiej.
To dobra, dobrze rozwijająca się lektura i nawet jeżeli tom 1. nie przypadnie wam do gustu nie zrażajcie się tym, czytajcie dalej, warto.

poniedziałek, 11 października 2021

Powrót do Whistle Stop

 

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Powrót do Whistle Stop to kontynuacja kultowej i uwielbianej przeze mnie książki Smażone zielone pomidory. Smażone...kocham miłością wielką i przynajmniej raz w roku ponownie je czytam.
Nic więc dziwnego, że po kontynuacji tak wspaniałej powieści wiele sobie obiecywałam. I muszę przyznać, że nie zawiodłam się.
Nie ma oczywiście takiej euforii, jaka była moim udziałem wiele lat temu gdy po raz pierwszy czytałam Smażone..., ale nadal uważam, że Fannie Flagg świetnie pisze, a Powrót... ma tę samą kultową, cudowną, jedyną w swoim rodzaju atmosferę. Lektura była wielką przyjemnością.
Powrót...to cudowna, taka porządna w ludzkim wymiarze i bardzo rozczulająca (co nie znaczy, że infantylna, broń Boże) powieść. Czyta się ją z wielką przyjemnością i niemałym wzruszeniem.
Ponownie wracamy do Whistle Stop, niewielkiego miasteczka w Alabamie, które na kartach Smażonych... zaludniają niesamowite, kuriozalne, wspaniale postaci. To tam w pierwszej powieści wszyscy mieszkańcy zajadali się smażonymi zielonymi pomidorami z patelni Sipsey, które były zdecydowanie czymś więcej niż tylko wspaniałą potrawą.
Powrót...to wiele wspomnień. Autorka snuje je wspaniale zręcznie przeskakując po różnych płaszczyznach czasowych. Przeszłość zręcznie łączy się z terażniejszością. Przypominając wydarzenia sprzed wielu lat autorka prezentuje także póżniejsze losy wybranych, najbarwniejszych bohaterów.
Znowu jest niezwykle ciekawie, śmiesznie, cudownie i przytulnie, swojsko, jak u najlepszych przyjaciół, do których wraca się po latach.
Ponownie Fannie Flagg napisała taki plasterek na duszę. To książka ciepła, trochę bajkowa, ukazująca świat, który wierze, gdzieś tam jest, a którego większość z nas szuka przez całe życie.
Wierzę, że są tacy ludzie, że (szczególnie w dzisiejszych, tak nieciekawych i trudnych czasach) są miejsca, gdzie ludzie po prostu są normalnie, ciepli, przyjacielscy.
Z ogromnym żalem odłożyłam książkę na półkę. Byłam zachwycona lekturą, a jednocześnie było mi żal, że to już koniec...liczę, że tylko na jakiś, że Fannie Flagg niedługo napisze kolejną część....
Oby, jak najszybciej. Gorąco zachęcam do lektury.



niedziela, 10 października 2021

Snowflake - Louise Nealon

Wydawnictwo Muza, Moja ocena 2,5/6
Snowflake to historia młodej, dopiero rozpoczynającej dorosłe życie i wymarzone studia Debbie White. Debbie od zawsze ma pod górkę. Ma chora psychicznie matkę i wszystkie związane z tym obciążenia i problemy.
Do tego dziewczyna wychowała się na oddalonej od innych osób mlecznej farmie. Debbie nie ma przyjaciół, bliskich znajomych, jest wyobcowana, nieśmiała.
Debbie może liczyć na niewielką, ale zawsze, pomoc wujka. Mężczyzna skory do pomocy, sam zmaga się z traumami i problemami dnia codziennego.
Życie Debbie to nie usłana różami telenowela. To ból, cierpienie, samotność, odrzucenie. Jak nasza bohaterka poradzi sobie na nowym etapie życie? Czy balast traum i smutku, który ze sobą niesie, nie przeszkodzi jej w studiach, zawieraniu nowych znajomości, po prostu w życiu?
Książka, no cóż, zawiodła mnie. Fabuła, jej zarys, są bardzo ciekawe. W treści poruszane są naprawdę ważne problemy, takie, które dotykają części ludzi, nieśmiałych, odrzuconych, z nieciekawym startem w życie. Rozpoczynając lekturę, z każdą kolejną stroną liczyłam na szerokie potraktowanie problemu, ukazanie dróg wyjścia, pokazanie, jak sobie z tym radzić.
Niestety, ale nic takiego nie dostałam. Fabuła z każda kolejna stroną robi się coraz bardziej lakoniczna. W pewnym momencie przypomina potraktowany po macoszemu konspekt z samymi zagadnieniami bez podanego rozwinięcia czy rozwiązania problemu. Jestem bardzo rozczarowana.
A szkoda. Mogła to być dobra, pomocna, wspierająca książka.
Podobnie nieciekawie i po macoszemu potraktowani są bohaterowie. Płascy, nijacy, bez krztyny życia i autentyczności. Ot nudne, nijakie postaci. Nie można ich polubić. Nie można im kibicować. Wręcz jest się złym za takie potraktowanie mających być ciekawymi postaci.
Książka z każda kolejną stroną wzbudza coraz mniej emocji. W finale jest po prostu nudna. Zero emocji, zero akcji, zero jakichkolwiek uczuć. Szkoda. Bardzo zmarnowany potencjał.
Nie polecam.Sam pomysł na opowieść o dysfunkcyjnej rodzinie to za mało.

sobota, 9 października 2021

Oczy królowej - Oliver Clements

 

Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 4-/6
Przyznam się, początki na linii ja - Oczy królowej były trudne. Nie mogłam się wczytać, wczuć w tę książkę. Z czasem było coraz lepiej. I chociaż nie jest to lektura, która na długo zapadnie mi w pamięć, to nie żałuję czasu z nią spędzonego.
Oczy królowej to pierwsza odsłona serii Agenci Korony. Seria ma opowiadać o agentach brytyjskiej korony na przestrzeni wieków.
W 1. tomie mamy do czynienia z okresem panowania królowej Elżbiety I, czyli znajdujemy się w połowie XVI wieku. Anglią włada młoda i inteligentna królowa. Wydaje się, że kraj jest w stanie przeciwstawić się każdemu i sprostać wszystkim wyzwaniom, mimo iż krajowi zagraża uwięziona królowa Maria. W tym momencie powstają tajne służby Jej Wysokości z charyzmatycznym Johnem Dee na czele. Służby mają za zadanie wypatrywanie zagrożenia, strzeżenie kraju, królowej, błyskawiczne reagowanie.
Ciekawie napisana książka, inna od tego czego się spodziewałam. Fikcja wymieszana z faktami historycznymi. Wszystko zręcznie połączone. Życie królowej, ekscesy seksualne, walka ze złem, życie w ówczesnej Anglii, zdrady, zbrodnie, sensacje, groza godna najlepszego thrillera...to wszystko przykuwa uwagę. Chociaż nie ukrywam, pewne aspekty, zdarzenia są wyolbrzymione moim zdaniem, zbyt sugestywnie opisane. Sprawiają wrażenie, jakby lekkie wynaturzenie sprawiało autorowi przyjemność.
Pewien problem (przynajmniej na początku) może sprawiać natłok zdarzeń, postaci oraz bardzo szybkie tempo akcji. Wydarzenia bardzo często przesuwają się przed oczyma czytelnika niczym migawki filmowe.
Minus daję za zbyt małą, praktycznie mikroskopijną obecność Johan Dee, który wg. mnie, powinien być jedną z osi tej historii. Nie wiem dlaczego autor tak go zminimalizował.
Bez wątpienia jest to coś innego niż typowa powieść historyczno-szpiegowsko-przygodowa, czego zapewne oczekuje większość czytelników. Niemniej wszystko z pomysłem napisane, choć jak wspomniałam, książka ma kilka wad.
Może nie jest to literackie arcydzieło, ale z pewnością dająca kilka ciekawie spędzonych godzin lektura.

czwartek, 7 października 2021

Matnia - Przemysław Piotrowski

 

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5/6
Kolejna książka Przemysława Piotrowskiego, którą miałam okazję przeczytać. Kolejny raz ogromne czytelnicze zadowolenie.
Jednak Matnia to nie tylko przyjemność czytania. To także spore zaskoczenie. To zupełnie inny Piotrowski niż ten, którego do tej pory znałam. Co nie znaczy, ze gorszy. Broń Boże. Piotrowski zawsze, niezależnie od tego, co pisze, jest świetny.
Ale do rzeczy...
Przede wszystkim niesamowicie sugestywnie budowany już od pierwszej strony klimat zagrożenia. Udziela się on czytelnikowi i towarzyszy mu przez całą lekturę.
Mocny, kontrowersyjny, może nawet niektórych szokujący, a z pewnością zapadający w pamięć pomysł na niebanalną fabułę. Nie, nic wam nie zdradzę. Napisze tylko, iż z pewnością będziecie zaskoczeni. Niby to co co można zobaczyć u innych pisarzy, w innych książkach, ale jednak nie do końca. Liczy się też to, jak pomysł został poprowadzony. A Piotrowskiemu wyszło to bardzo dobrze.
Mam wrażenie, iż nie było by tak dobrze, gdyby nie Zuza, główna, niebanalna bohaterka. Wielu tej postaci nie polubi. Ja sama mam problemy z określeniem moich uczuć wobec niej. Jednak jest mocna, ostra i zapadająca w pamięć. Udała się ta postać autorowi, oj udała. Wyjątkowo skomplikowana i wikłająca się w trudne do pojęcia dla przeciętnego człowieka zależności, układy. Do tego osoba nie mająca dotąd szczęścia. Dla Zuzy jakby szczęście zniknęło. Poczynając od dzieciństwa w domu dziecka poprzez trudy kolejnych, samodzielnych już lat. Zawsze było pod górę, zawsze było trudno. Nie inaczej jest teraz.
Niektóre jej postępki, zachowania mogą się wydawać irracjonalne, ale to tylko pozory. Z biegiem czasu i lektura kolejnych stron wszystko wskakuje na swoje miejsce.
Matnia to przede wszystkim powieść o uczuciach, podejmowanych decyzjach, wyborach i ich konsekwencjach i pragnieniach oraz parciu do przodu i chęci utworzenia czegoś czego się nigdy nie miało. Zuza tak prze. Wychowana w domu dziecka bohaterka za wszelka cenę chce swoim, jeszcze nienarodzonym córkom, stworzyć dom, jakiego nigdy nie miała. Brzmi w sumie prosto. Jednak gdy pozna się Zuzę, wszystkie okoliczności okaże się, iż nic nie jest proste.
Jeżeli do tego dołożymy mroczną, trudną przeszłość i nieprzepracowane duchy przeszłości to mamy mrok, trud i coś bardzo na równi zaskakującego i niebezpiecznego. A przez moment, gdy Zuza poznaje Marka zdaje się, ze wszystko będzie szło prosto, gładko... ach te pozory.
Bez wątpienia to historia inna niż dotychczasowe książki Piotrowskiego. Przez to i przez dobór postaci oraz potraktowanie tematu zaskakująca i bardzo ciekawa.
Bez wątpienia nie jest to lektura dla każdego. To powieść dla czytelnika szukającego czegoś więcej, czegoś nieoczywistego, czegoś co porusza i zmusza do myślenia. Polecam.



wtorek, 5 października 2021

Wojna Inge - Svenja O'Donnell


Wydawnictwo Świat Książki, Moja ocena 5/6
Do Wojny Inge, nie ukrywam, podchodziłam sceptycznie. Na rynku jest mnóstwo mniej lub bardziej udanych książek, powieści traktujących o II wojnie światowej.
Wydawało mi się, że ta będzie kolejną, lektura czytadłem, o którym po odłożeniu na półkę szybko zapomnę. Myliłam się.
Wojna Inge to bardzo dobrze napisana, bardzo ciekawa historia. Traktuje ona o wojnie widzianej oczyma nastoletniej Niemki. To bardzo mądra i niestety nadal aktualna opowieść o tym, jak do tego wszystkiego doszło. Jak kraj, Niemcy skręcały w prawo i robiły się brunatne. Jak powstał, wzrastał i umocnił się fanatyzm Hitlera i jego wyznawców, jak narastał antysemityzm i w ogóle szeroko rozumiana ksenofobia. I jak doszło do najgorszego.
Szczególnie teraz, mimo, iż mamy XXI wiek, minęło tyle lat od zakończenia wojny, tematyka jaką porusza autorka jest bardzo aktualna i dotyczy coraz większej ilości krajów. Przerażające o jakże bliskie, realne.
Historia traktuje także o latach wojny, ale i tym co miało miejsce po niej. Powrót do Niemiec w 1945 roku dla rodziny Wiegandt, dla Inge było dramatyczny.
Opowieść stara się być obiektywna, ale czy taka jest...do końca nie jestem pewna. Autorka przedstawia rodzinę Inge, jako przeciwników Hitlera, ofiary wojny. Ale, jeżeli ktoś kupuje po okazyjnej cenie kamienice od Żyda, gdy za progiem jest wojna, to czy faktycznie jest on (ten kupujący) ofiara systemu? Bez żartów. Jednak dobrze, że autorka pokazuje wszystkie wady i zalety rodziny, to jak postępowali jej członkowie, jakie okazuje wykorzystywali, co robili złego, ale i dobrego.
Lekturę ubarwiają liczne zdjęcia rodzinne i dokumentów, które całej historii dodają autentyczności.
Svenja O'Donnell napisała dobra, wielowymiarową, niejednoznaczną książkę, która zmusza do przemyślenia, tego, co było, ale i tego co dzieje się tu, obok nas, w naszym kraju i tuż poza jego granicami. Warto przeczytać. Warto zadać sobie trochę trudu i przemyśleć pewne kwestie. Polecam.
 



poniedziałek, 4 października 2021

Monteperdido


 Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
  Tytułowa Monteperdido to niewielka, zagubiona w Pirenejach wioska.  Miejsce jakby odcięte od świata. Niewielka liczba mieszkańców tworzy  społeczność, w której wszyscy znają się od pokoleń i nie ma miejsca na żadne tajemnice czy trupy w szafie. Czy tak jest naprawdę?
Pewnego razu w tej z pozoru sielskiej i anielskiej, idealnej do życia wiosce ma miejsce porwanie dwóch 11 letnich dziewczynek.
Mija 5 lat, w trakcie których próbowano odnaleźć dziewczynki, ale....
Pewnego dnia na jednej z krętych górskich dróg ulega wypadkowi samochód. Kierowca ginie, a ocalała nastolatka okazuje się być jedną z porwanych dziewczynek. Co się z nią przez te 5 lat działo? Gdzie jest druga dziewczynka? Kto stoi za porwaniem?

Na te i wiele innych pytań będziecie musieli znależć odpowiedż wraz z dwójką policjantów, Santiagiem i Sarą, którzy przybywają do tej odizolowanej od świata wioski żeby dojść prawdy.
Dokąd zaprowadzi ich to dochodzenie? Co odkryją? Czy ta wioska z pozoru idylliczna naprawdę taką jest? Gwarantuję, że będziecie zaskoczeni.
Tym, co zasługuje na uznanie jest genialne oddanie klimatu Pirenejów, niewielkiej, klaustrofobicznej osady zagubionej wysoko w górach i tego czegoś, nieuchwytnego, co obezwładnia przybysza, a czytelnika wręcz oblepia od pierwszej strony lektury.
Klimat jest doskonały, idealnie stapiający się z całą historią.
Do tego mocno skrywane przez miejscowych sekrety, o które nikt by nie podejrzewał tej niewielkiej społeczności. Dodatkowo swoista nieufność, wręcz nienawiść wobec obcych i zmowa milczenia, która daje do zrozumienia, że ten zły, porywacz, zbrodniarz może być wśród nich.
Atmosfera gęstnieje z każdym momentem. W pewnej chwili zdaje się być tak trudną do wytrzymania, tak gęstą, iż ma się ochotę krzyczeć i uciec z tego miejsca, a jednocześnie ciekawość, co dalej, na to nie pozwala.
Dodatkowo świetnie prowadzone śledztwo i niezwykle umiejętnie dozowane napięcie, podsuwane poszlaki, mylne tropy...ach rasowy, pełnokrwisty kryminał wymieszany z thrillerem. Czyta się wręcz z rozkoszą.
Zakończenie, choć z pozoru w trakcie lektury zdaje się czytelnikowi, iż je odgadnie, wręcz zwala z nóg. Polecam, naprawdę polecam.

piątek, 1 października 2021

Piast

 

Wydawnictwo SQN, Moja ocena 4-/6
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autora. Z pewnością nie ostatnie chociaż mam Piastowi co nieco do zarzucenia.
Nie jest to zła książka, ale też nie tak dobra, jak mogłaby być. Trochę zmarnowany potencjał. Ale po kolei.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to przepiękne wydanie w twardej oprawie, wspaniała okładka, słuszne rozmiary. Książka liczy ponad 680 stron. Niestety, ale tak potraktowany temat, liczne dygresje, wątki i sytuacje nic w zasadzie nie wnoszące do fabuły sprawiają, iż moim zdaniem Piasta należałoby odchudzić o co najmniej 1/3.
Temat bardzo ciekawy. Dzieje Piasta, za którym kroczą bogowie. Swojska, historyczna, a jednocześnie w sporej części fantastyczna opowieść. Bardzo mnie takie potraktowanie legendarnych początków naszego państwa zainteresowało.
Książkę czyta się dobrze. początek bardzo ciekawie nakreślony, bardzo dobrze stylizowany język, który zdecydowanie dodaje klimatu całej opowieści. Doskonale oddane realia epoki, plastyczne opisy, które sprawiają, iż czasy Piasta i dawnych bogów jawią się nam przed oczyma. Co cenne, autorowi udało się w tym zakresie uniknąć przesady. Wszystko jest doskonale wyważone, dopasowane.
Jednak wraz z rozwojem fabuły autor dodaje nowe elementy, które owszem ubarwiają treść, ale zostały odrobinę po macoszemu potraktowane. Nie pokierowano nimi tak jak powinno to zostać zrobione. Głównie chodzi o kwestie bogów.
Dawno bogowie mieli obok Piasta być niejako trzonem historii. Zbyt mało o nich w treści, zbyt lakonicznie zostali potraktowani, zbyt słabo wykorzystani w akcji. Szkoda. Był to naprawdę mocny atut historii. Odpowiednio potraktowany mógł pociągnąć całą książkę.
Gdyby kwestia bogów została odrobinę inaczej potraktowana byłaby to bardzo dobra książka. Niestety jest tylko dosyć dobrą. Czyta się owszem bez żalu, ze czas na lekturę jest straconym, ale tez bez wielkiego wow czytelniczego. Nie ukrywam, liczyłam na to ostatnie.
Mniej więcej od połowy fabuła, na początku wartka, energiczna, traci odrobinę impet. Staje się trochę zbyt powolna, rozwlekła. Szkoda.
Poza tym potraktowanie kobiet. Wiem, nie był to czas kobiet. To wieki mężczyzn i tylko oni się liczyli. Jednak, gdy tworzy się jakąś kobieca postać, z potencjałem, a taka występuje w Piaście, to warto ja do końca wykorzystać (wiem, jak to brzmi :) ). Trochę zmarnowany potencjał. No, ale może autor tak to widział, tak wyobrażał sobie wczesne średniowiecze.
Nie jest to zła książka. Ba, momentami jest nawet dobra. Odrobinę szkoda, ze po połowie akcja zwalnia i, że nie wykorzystano do końca potencjału bogów, którzy są jacyś tacy...no średnio ciekawi. Poza tym to dosyć ciekawie napisana, z ciekawą tematyką i dobrze oddanymi realiami książka. Nie wiem czy przypadnie wam do gustu. Bez wątpienia jednak warto ją przeczytać. Nawet jeżeli będziecie mieli do niej jakieś zastrzeżenia, jak ja, to czas poświęcony lekturze nie będzie czasem straconym.