czwartek, 28 czerwca 2012

A jak alibi - Sue Grafton

Wydawnictwo Buchmann, Tytuł oryginalny: A is for Alibi, Okładka miękka, 320 s., Moja ocena 4,5/6
Piękna i bogata Nikki Fife wychodzi z więzienia po odbyciu kary za zamordowanie niewiernego męża. Laurence Fife, wzięty prawnik specjalizujący się w wyjątkowo paskudnych, ale opłacalnych finansowo sprawach, czyli rozwodach, był znany z sercowo - łóżkowych podbojów, którymi narażał się zdradzanej żonie, zmienianym jak rękawiczki kochankom i ich oszukiwanym mężom, czyli generalnie wszystkim w koło. Pewnego dnia, ktoś nie wytrzymuje i w perfidny sposób truje biednego Laurence'a. Oskarżona o tą zbrodnie zostaje jego żona.
Nikki, (jak sama utrzymuje) niewinnie osądzona, po opuszczeniu wiezienia postanawia poszukać sprawiedliwości. W tym celu zatrudnia niezależną, młodą i niezwykle skuteczną detektyw Kinsey Millhone, zlecając jej odszukanie prawdziwego mordercy męża.
Kinsey Millhone to postać, przy której chciałabym się na chwile zatrzymać. Jest ona bohaterką łączącą kilkanaście kryminałów autorstwa Sue Grafton z serii Alfabet zbrodni. A, jak alibi jest pierwszym tomem jej przygód.
Kinsey jest po 30tce, jest atrakcyjna, wyemancypowana, samotna i z powodzeniem uprawia zawód z reguły zarezerwowany dla mężczyn – jest prywatnym detektywem w Santa Teresa w Kalifornii. Santa Teresa to fikcyjna miejscowość stworzona na potrzeby cyklu kryminałów przez autorkę. Z tego co wywnioskowałam z opisów w książce, miasteczko można usytuować w pobliżu autentycznego Santa Barbara. Każdy zapewne słyszał o Santa Barbara – słoneczny raj dla podstarzałych (i nie tylko) milionerów. I pomiędzy nimi ona – pani detektyw tropiąca zło i zbrodnie wszelakie. Razem daje to gwarancję dobrego kryminału i świetnej zabawy. 

A tak, cykl kryminałów Sue Grafton charakteryzuje się dwoma cechami – wjątkowo porządnie i konsekwentnie prowadzonym śledztwem oraz niebanalnym poczuciem humoru. Pod względem poczucia humoru i komentarzy, Kinsey można śmiało przyrównać do Rudolfa Heinza z cyklu kryminałów Mariusza Czubaja. To samo spaprane życie osobiste (chociaż Kinsey rokuje lepiej na przyszłość) i niesamowite komentarze, dzięki którymi w trakcie lektury, co kilka stron wybuchałam śmiechem.
Ale wracajmy do treści książki.
Po rozmowie z Nikki, Kinsey podejmuje się przeprowadzenia śledztwa i odnalezienia prawdziwego zabójcy Laurenca Fife'a. Rozpoczyna śledztwo, które od pierwszego dnia nabiera niesłychanego tempa.
W trakcie śledztwa nasza pani detektyw trafia na kilka nowych, tajemniczych wątków, wplątuje się w płomienny romans z niesamowicie seksownym wspólnikiem zamordowanego i uruchamia lawinę zdarzeń, która pochłania kolejne ofiary, próbując pogrzebać prawdę i dociekliwą panią detektyw.
Może zakończenie nie jest zbyt zaskakujące (raczej trąci klasyką), od mniej więcej połowy książki można wydedukować kto zamordował, ale sam sposób dochodzenia do prawdy, prowadzenia śledztwa przez Kinsey jest niesamowity. Momentami przypominała mi...rasowego dobermana, taka była zawzięta. Jak dopadła do tropu, nie popuściła:).
Dzięki w/w cechom mogę książkę polecić osobom szukającym dobrego kryminału, a przy tym niezłej rozrywki.
Książka została napisana dokładnie 30 lat temu, bo w 1982r., więc odrobinę trąci myszką, szczególnie jeżeli chodzi o postęp techniczny. Kinsey np. kilka razy dziennie (jak przysłowiowy kot z pęcherzem) biega do budki telefonicznej żeby zatelefonować. Najpierw zdziwiłam się, dlaczego nie skorzysta z telefonu komórkowego, a póżniej zauważyłam kiedy powstała książka:).
Jednak ten niewielki anachronizm, ale na prawdę niewielki, w niczym nie przeszkadza. Śledztwo prowadzone jest błyskawicznie, tempo akcji jest zawrotne, zwroty i nowe wątki potrafią zaskoczyć, a samej Knsey (biorąc pod uwagę brak internetu, komórek gpsów, możliwości zidentyfikowania DNA itd.) należą się ogromne brawa za tak sprawnie prowadzone dochodzenie.
A jak alibi to doskonała lektura, nie tylko na lato. Na pewno sięgnę po kolejne tomy przygód Kinsey Millhone, pani detektyw wyjątkowo przypadła mi do gustu. 
Jestem ciekawa, jaka będzie ostatnia część przygód Kinnsey (jak łatwo się domyśleć, tytuł związany jest z ostatnia literą alfabetu). Moje zaciekawienie wynika stąd, że (jak wyczytałam na stronie autorki)  pani detektyw ur. się w 1950r., więc ma już 62 lata (ostatni tom jest w trakcie pisania przez autorkę), a poza tym jestem ciekawa, jak będzie zmieniała się w każdym kolejnym tomie praca Kinsey w związku z postępem technicznym i wszystkimi zmieniającymi się na przestrzeni 30 lat aspektami życia. 
Po lewo oryginalna okładka, nasza jednak bardziej mi się podoba.

Sue Taylor Grafton, ur. 24 kwietnia 1940r. w Louisville - amerykańska autorka powieści kryminalnych. Napisała serię powieści o Kinsey Millhone oznaczonych kolejnymi literami alfabetu od A Is for Alibi ( A jak alibi), na razie doV Is for Vengeance. Kilka (ale na prawdę niewiele) tomów przygód Kinsey zostało ok. 10-11 lat temu wydane przez pewne wydawnictwo. Tytuły polskich tłumaczeń nie zachowywały oryginalnej kolejności, np. Z jak zwłoki to C is for corpse.Obecnie jedynym wydawcą jest Buchmann, który (jak mnie poinformowano) będzie wydawał wszystkie tomy wg. ich oryginalnej kolejności. W sierpniu br. ma się ukazać B jak bezwzględność; we wrześniu C jak cisza etc. To bardzo dobrze, ponieważ będzie można śledzić po kolei losy Kinsey, a wierzę, że jej osoba i metody pracy znajdą wielu zwolenników.

środa, 27 czerwca 2012

Św. Mikołaj książkowy do mnie zawitał:)

Wiem, wiem koniec czerwca, nie grudzień jest, ale czuję się, jakby była Gwiazdka:)
Właśnie przyszedł do mnie mamroczący ze złości pod nosem listonosz i przyniósł łupy książkowe:) Nie mam niestety możliwości sfotografowania, wiec wkleję okładki. Muszę wam się pochwalić:)
  • Od wydawnictwa Erica, p. Karolinko- gorące podziękowania:)
Komedia...fantasy:)
Kolejny tom przygód Strzelców Alpejskich
 
III tom mojej ukochanej sagi o Wikingach:) 

Czekałam, czekałam na ten III tom o Wikingach i w końcu się doczekałam.
Awantura na moście także zapowiada się super. Na okładce przeczytałam zdanie, które mnie rozlużniło...Poznaj świat, w którym było tak błogo, że niektórych aż...krew zalewała:):):)
No a Kessler i jego Strzelcy Alpejscy to klasa sama w sobie:)
  • od Wydawnictwa MG - gorące buziaki dla p. Dorotki:)
Piękne wydanie w twardej oprawie.
Piękne wydanie też w twardej oprawie. 



Czekałam na obie książki, ale to już wiecie z wcześniejszych postów. Obie na pewno na urlop polecą.
  •  od Wydawnictwa WAB - podziękowania dla p. Pauliny i p. Violetty
Polski kryminał, ze streszczenia super się zapowiada.
Nowa polska powieść o...wakacjach:)

A teraz kochane moje mole książkowe proszę doradzić cóż ja biedny molik książkowy mam zabrać na urlop. Bo zwariuję z nadmiaru książek. Jak ten osiołek, któremu w żłobie dano. :):):)

Inne kolory - Orhan Pamuk

Wydawnictwo Literackie, Okładka sztywna, 632 s., Moja ocena 5/6
Książkę czytałam od końca maja i gdyby nie sardegna i jej wyzwanie trójka e-pik gdzie trzeba przeczytać książkę noblisty, pewnie jeszcze ze 2-3 tygodnie czytałabym Inne kolory. Nie jest to pozycja, która można usiąść i przeczytać w 1-2 dni. Wynika to raz z tematyki, a dwa z formy - jest to zbiór esejów i rozważań autora.
Inne kolory to pierwsza książka Orhana Pamuka po otrzymaniu przez niego Nagrody Nobla w 2006 r. Od tego momentu na naszym rynku momentalnie pojawiły się wcześniej napisane przez noblistę dzieła, od Śniegu zaczynając. Pisarz zdobył grono wiernych czytelników, których porwał styl jego opowieści, sposób budowania napięcia. Każda następna powieść Pamuka to na naszym rynku sukces.
Inne kolory to (parafrazując tytuł) inna książka od wcześniej przeze mnie czytanych. Jest to wyjątkowo osobista pozycja w dorobku autora, zbiór esejów, komentarzy, przemówień okolicznościowych, opowiadań, które poruszają ważne tematy zarówno w świecie dookoła pisarza, jak i w jego wnętrzu. Wiem, może trochę patetycznie, ale tak tę książkę odebrałam. Jest to swoisty niesamowicie barwnym kolaż wszystkich w/w gatunków.
Na pewno nie jest to pozycja lekka, ale niesłychanie ważna. Niektóre jej części czyta się szybko, łatwo, przyjemnie, niektóre sprawiają, że trzeba się choć na chwilę zatrzymać. A niektóre (no nie będę pisać tu laurki, szczerze napiszę) ma się ochotę wydrzeć z książki i wyrzucić. Ale każdy Inne kolory może odebrać inaczej, a raczej na pewno odbierze.
Poza tym objętość książki też robi swoje. Świetnie wydana, w sztywnej oprawie, szyta, na pewno długo posłuży kolejnym czytelnikom, ale jednocześnie nie nadaje się np. na lekturę do tramwaju, czy metra, takiej książki nie da się włożyć do damskiej torebki i zabrać w podróż:). Ale warto sięgnąć po nią.
Dzięki Innym kolorom poznajemy Pamuka, jako wielkiego intelektualistę, erudytę, człowieka wszechstronnie wykształconego i niezwykle wrażliwego.
Opowiada nam o swoim życiu (tym obecnym i tym minionym), o dzieciństwie, okresie dorastania, często niestety bardzo trudnych kontaktach z ukochaną córką. Opowiada także o pokusach dnia codziennego, przyjemnościach, obowiązkach, trudach walki z powracającym nałogiem.
Poznajemy także miłość noblisty do słowa pisanego, czytania. Jak sam twierdzi, codziennie musi przeczytać pewną ilość literatury i coś napisać. Tym samym porównuje się do chorego, który musi codziennie przyjąć określona dawkę leku.
Autor, jak sam twierdzi, zebrał w książce eseje i opowiadania pisane na przestrzeni ostatnich 30 lat i zgromadził je tak, żeby myślą przewodnią był wątek autobiograficzny.
Dzięki temu mamy wyjątkową okazję poznać myśli, uczucia i rozważania pisarza, który snuje opowieść o sobie, życiu i ukochanej Turcji, a przede wszystkim o najwspanialszym jego zdaniem miejscu na ziemi – Stambule.
Gorąco zachęcam do lektury.
Chciałabym wam przybliżyć odrobinę sylwetkę tego świetnego pisarza. Ma on swoich zagorzałych zwolenników, do których ja także się zaliczam i przeciwników - ma ostry język, pisze bez ogródek, ale nie złośliwie, po prostu ukazuje świat takim, jakim jest, bez upiększania, a nie wszystkim się to podoba.
Jednak jest spora grupa osób, która w ogóle nie zna jego twórczości, a szkoda. Warto sięgnąć chociaż po jedną jego książkę i zobaczyć czy przypadnie do gustu...
Ur. się 07 czerwca 1952r. w Stambule.
Wychował się w bogatej rodzinie. W młodości kształcił się na malarza. Ukończył American Robert College w Stambule, a następnie studiował architekturę na tamtejszej politechnice, jednak po trzech latach porzucił ją, jak i ambicje zostania artystą lub architektem. Później studiował również dziennikarstwo na Uniwersytecie w Stambule, lecz nigdy nie pracował jako dziennikarz. Od 23 roku życia zajmował się wyłącznie pisarstwem.W jego kraju określa się go mianem komentatora społecznego, mimo iż sam uważa się za twórcę fikcji literackiej, bez skłonności politycznych. Należy do grona "oświeconych" intelektualistów tureckich, o nieortodoksyjnych poglądach religijnych, otwartych na integrację Turcji z Unią Europejską. Był pierwszym pisarzem świata muzułmańskiego, który publicznie potępił fatwę skazującą na śmierć Salmana Rushdiego. W swoich książkach opisuje często kontakt kultur Wschodu i Zachodu. Jego twórczość przetłumaczono na ponad 40 języków.Pamuk był kilkakrotnie obiektem ataków tureckich środowisk ekstremistycznych, związanych jednak nie z islamskim fundamentalizmem, ale ze świeckim nacjonalizmem i armią. W 2005r. w miejscowości Bilecik palono jego książki, a prefekt jednego z regionów prowincji Isparta nakazał wycofanie jego książek z bibliotek. W tym samym roku Pamukowi wytoczono proces po tym, jak wspomniał w jednej ze szwajcarskich gazet, że w Turcji zabito milion Ormian i 30 000 Kurdów. Zarzuty wycofano 22.01.2006r.
Jego książki w Polsce ukazują się nakładem Wydawnictwa Literackiego. Polecam !!!
Od jesieni 2006 roku, czyli od  chwili, kiedy  autor otrzymał Nagrodę Nobla, ukazało się w Wydawnictwie Literackim 10 książek Orhana Pamuka - 8 powieści, tom esejów i autobiograficzny tom wspomnień:
1.    
Śnieg  - powieść, 2006
2.    Nazywam się Czerwień -  powieść, 2007
3.    Nowe życie -  powieść, 2008
4.    Stambuł. Wspomnienia i miasto - wspomnienia, 2008
5.    Dom ciszy - powieść, 2009
6.    Biały zamek - powieść,  2009
7.    Muzeum Niewinności - powieść, 2010
8.    Cevdet Bey i synowie - powieść, 2010
9.    Czarna księga - powieść, 2011   10.  Inne kolory - tom esejów, 2012

Łączny nakład sprzedaży wszystkich tytułów to kilkaset tysięcy egzemplarzy.
Wkrótce ukaże się  tom esejów pt. Pisarz naiwny i sentymentalny - wrzesień/październik 2012.
W przygotowaniu: nowa powieść Noblisty pt. A Strangeness in My Mind, jej ukończenie autor planuje w 2012 r. Wydanie polskie - 2013.

  • Wydawnictwo Literackie informuje, iż pisarz  odwiedzi w październiku Kraków, miasto swojego wydawcy. Noblista spotka się z czytelnikami podczas tegorocznej edycji Festiwalu Conrada.

wtorek, 26 czerwca 2012

Wszystko czerwone - Joanna Chmielewska

Wydawnictwo Kobra, Okładka miękka, Moja ocena 6/6
Tak dla relaksu, wczoraj sięgnęłam po raz enty po Wszystko czerwone.
Uwielbiam twórczość Joanny Chmielewskiej (ale tylko te starsze książki) a Wszystko czerwone  (1974) należy do moich najulubieńszych pozycji. Jest to komedia detektywistyczna, jedna z najpopularniejszych powieści tej autorki
Bohaterką jest Alicja Hansen, roztargniona wdowa, mieszkająca samotnie na przedmieściach Kopenhagi w Allerød. Po lewo stacja kolejki Allerod, gdzie rozpoczyna się akcja książki. Nazwa zostaje przetłumaczona przez jej przyjaciółkę jako Wszystko czerwone, co zapowiada falę krwawych zbrodni. Tajemniczy morderca na początku zabija Edka, by następnie próbować pozbawić życia jeszcze kilkanaście osób. Śledztwem zajmuje się duński policjant pan Muldgaard - mówiący po polsku niegramatycznie i stylem biblijnym. Okazuje się, że zabójca nieudolnie poluje na Alicję, a motyw zbrodni jest nieznany. Mógłby go wyjaśnić tajemniczy list, którego bohaterowie szukają przez większą część powieści. Dodatkowo przez dom przewija się ogromna liczba gości, co nie ułatwia rozwiązania zagadki, sprawę komplikuje również roztargnienie Alicji.
Jako, że jest to książka komediowa z rozbudowanym wątkiem kryminalnym, a nie kryminał jako taki, może rozczarować czytelnika, który spodziewał się zawiłej i prawdopodobnej intrygi kryminalnej. 
Nic z tego - intryga, owszem, jest, jest też trup i to nawet porządny, , a po nim przybywają całe sfory kolejnych (trochę mniej udanych, bo większość wyżywa), jest niesamowicie duża grupa podejrzanych, ale...  brak typowego kryminalnego śledztwa, chociaż jest śledztwo ala Chmielewska, tak charakterystyczne dla autorki i jest całkiem sporo przezabawnych dialogów i niesamowicie śmiesznych sytuacji. Wszystkiemu obficie towarzyszy kolor czerwony, nieważne, czy w postaci czerwonych mrówek, czerwonej koszuli, czy krwi. Dodatkowo natykamy się na różne niespodziewane historie, które zawdzięczamy pojawiającym się tu i ówdzie gościom obficie zjeżdżającym do Alicji, czy to takich ciumciających się po słodkich brzuszkach, czy takich, którzy zaglądają jedynie po nasiona.
I te teksty, no nie mogę nie przytoczyć kilku: 
Sok pomarańczowy jest w lodówce - pomamrotała półprzytomnie.
- Ja przyniosę - zaofiarował się Paweł, który nagle zmaterializował się w mroku obok nas.
- No widzisz, on przyniesie. Usiądź wreszcie, do wszystkich diabłów!
- Otworzy lodówkę i będzie się gapił... No dobrze, przynieś, tylko nie zaglądaj do środka!

 Azali były osoby mrowie a mrowie? - spytał z uprzejmym, wręcz urzędowym zainteresowaniem, przystępując do rzeczy.
Zgodnie wytrzeszczyliśmy na niego oczy. Paweł jakoś dziwnie prychnął. Zosia zastygła z papierosem w jednej i zapalniczką w drugiej ręce. Leszek i Elżbieta, szalenie podobni do siebie, zapatrzyli  się w niego nieruchomym wzrokiem z jednakowo nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nikt nie odpowiadał.
- Azali były osoby mrowie a mrowie? - powtórzył cierpliwie pan Muldgaard.
- Co to znaczy? - wyrwało się Pawłowi z nadzwyczajnym zaciekawieniem.
- Moim zdaniem, on pyta, czy dużo nas było - powiedziałam z lekkim powątpiewaniem.
- Tak - przyświadczył pan Muldgaard i uśmiechnął się do mnie życzliwie - Ile sztuki?
- Jedenaście - odparł łagodnie i uprzejmie Leszek.

Mówmy po kolei, co kto pamięta.
- Ja nogi - oświadczył stanowczo i bez namysłu Paweł. - Pamiętam same nogi.
- Jakie nogi? - zainteresował się pan Muldgaard.
Paweł popatrzył na niego, jakby nieco stropiony.
- Nie wiem - powiedział niepewnie. - Prawdopodobnie czyste...
Pan Muldgaard przyglądał mu się ze zmarszczoną brwią i w głębokiej zadumie.
- Dlaczego? - spytał stanowczo.
Paweł spłoszył się ostatecznie.
- O rany, nie wiem. No, bo to chyba myją, nie? Tu wszyscy myją nogi...


Do dziś w moim słownictwie funkcjonuje całkiem sporo powiedzonek z tej książki:)
Wszystko czerwone, to Joanna Chmielewska w najlepszej formie. Polecam wszystkim, którzy nigdy wcześniej się z tą autorką nie spotkali, a także tym, którzy mają po prostu ochotę na przyjemną i zabawną lekturę. 
Uwielbiam Joannę Chmielewską od lat..no blisko 20:) (ale człowiek stary:)).
Wielbiciele tej autorki, proszę wpisywać się, jakie jej książki najbardziej lubicie?

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Pozwól mi odejsć - Sarah Jones

Wydawnictwo Hachette, Tytuł oryginału: Call me evil, let me go, 260 s., Moja ocena 4-6/6
Pozwól mi odejść to kolejna opowieść z serii Pisane przez życie Wydawnictwa Hachette.
Bohaterką książki jest młoda dziewczyna, Sarah. Jest ona w trudnym okresie dorastania. Każdy z nas pamięta, jak to wygląda, albo ma to na co dzień posiadając nastolatki w domu.
Sarah okres buntu przechodzi naprawdę ciężko, a do tego wyjątkowo nie znajduje zrozumienia i wsparcia u rodziców, którzy uważają, że buntuje się bezpodstawnie. Nie potrafią sobie z nią dać rady, a moim zdaniem nawet nie specjalnie próbują. Postanawiają wybrać wyjście ich zdaniem najlepsze (a dla nich chyba najwygodniejsze) i  umieszczają ją w  przykościelnej szkole Tadford Charsmatic Church.
W Tadford Charsmatic Church widzieli azyl, w którym Sarah mogłaby się schronić przed złem  świata i gdzie wybito by jej skutecznie z głowy wszystkie formy buntu i nieposłuszeństwa, gdzie nauczono by ją właściwego zachowania. Nikomu nawet nie przyszło do głowy, na jakie piekło skazują córkę. Zresztą na jakiej podstawie mieli tak myśleć? Przykościelna szkoła, dla ludzi wierzących to idealne miejsce, żeby naprowadzić młodego zbuntowanego człowieka na właściwa drogę.
Za sprawą decyzji rodziców, dziewczyna przekracza granicę piekła, tak nie waham się przed użyciem tego określenia. Jej życie zmienia się o 180 stopni. W szkole obowiązuje bardzo rygorystyczna dyscyplina, wszelkie od niej odstępstwa są bardzo surowo karane, poza tym na porządku dziennym są: pranie mózgu, kłamstwa i ciągłe manipulowanie.
Ale to nie wszystko. Z każdą kolejną przeczytaną stroną rosło moje przerażenie i niedowierzanie.
Autorka na kartach książki opowiada wprost niesamowitą historię. Poznając ją zagłębiamy się w jej wspomnieniach, bólu i upokorzeniu jakich doznała, strachu przed przyszłością i niemożliwości pojęcia ogromu cierpienia jaki na nią spadł.
Bardzo szybko okazuje się, że Tadford Charsmatic Church to nie kościół, a sekta i to jedna z najgorszych. Jest to sekta stosująca standardowe metody zwabienia ofiary i zmuszenia jej do całkowitego posłuszeństwa. Sarah spędziła tam aż 10 długich lat. W tym czasie zdążyła urodzić czworo dzieci. Kto jest ich ojcem, nie do końca wiadomo.
Ale to właśnie dzięki dzieciom przerwała błędny krąg w jakim się znalazła.
To właśnie dzieci stały się dla niej siłą napędową do wyrwania się ze szponów sekty.

Jak potoczą się jej losy? Koniecznie musicie się o tym przekonać czytając Pozwól mi odejść, tym bardziej, że problemy poruszane w książce mogą w każdej chwili dotknąć każdego z nas, przed sektami i ich wpływem nie jesteśmy nigdy bezpieczni. Ludzie, którzy znajdują się w sektach są specjalistami od manipulowania ludżmi, swoimi przyszłymi ofiarami. Wielu z nas, ani się nie spostrzeże, a może znależć się w ich sidłach.
Bardzo cenię opowieści oparte na autentycznych wydarzeniach i serię książek wydawanych przez Wydawnictwo Hachette. Pozycje z tej serii zawsze dają mi wiele do myślenia i pozostają w pamięci  na długo. Podobnie było i tym razem. Książkę czytałam w samolocie i nawet nie wiem, kiedy minął mi lot (chociaż bardzo boję się latać).
Książkę czyta się bardzo szybko, m.in. dzięki tematyce, jak i dużym literom, które zdecydowanie lekturę ułatwiają.
Pozwól mi odejść to szokująca bo prawdziwa opowieść o sektach i ludziach przez nie wykorzystywanych. To również książka o trudnych wyborach, wewnętrznej sile i odwadze, które pomagają przetrwać najgorsze chwile i zachować nadzieję na lepsze życie. Polecam! Książka ukazuje dwie strony medalu – z jednej strony manipulację i wykorzystywanie drugiego człowieka, podłość i bezwzględność wobec niego, a z drugiej strony ludzką życzliwość osób, które bezinteresownie pomogły Sarze i jej dzieciom.
Na prawdę polecam lekturę, wiele z tej książki można się nauczyć, m.in. że warto pomagać, że warto, ba nawet należy rozmawiać, walczyć o drugiego człowieka, a także co w życiu jest najważniejsze i skąd brać siłę do walki o własne szczęście.
Widzicie u góry, że ocena książki jest podwójna, tzn. od ...do... Mam niestety problem z jednoznacznym ocenieniem tej pozycji. Styl pisarski autorki no...nie jest  najwyższych lotów (ale nie jest też zły, po prostu niewybitny) i za ten szczegół jestem w stanie dać 4, ale za to tematyka, jaką książka porusza jest tak ważna, że za to daję wysoką ocenę.

___________________________________________________________
W najbliższym czasie z serii Pisane przez życie, ma się ukazać nowa pozycja - Niewierna córka...
Hannah jest córką imama, muzułmańskiego przywódcy religijnego. Niechciana przez ojca, bita i gwałcona, żyje nadzieją, że ktoś ją w końcu ocali. Kiedy odkrywa, że rodzina planuje wysłać ją do Pakistanu w celu zawarcia zaaranżowanego małżeństwa, znajduje w sobie dość siły i odwagi, by uciec. Wybiera inną wiarę - porzucenie islamu jest jednak największym grzechem, jakiego może dopuścić się muzułmanin. Karą jest wyrok śmierci...

niedziela, 24 czerwca 2012

Zapłatą będzie śmierć - Inge Lohing

Wydawnictwo Initium, Okładka miękka, 386 s., Moja ocena 5/6
W pewnej niewielkiej bawarskiej miejscowości Mariaseeon ginie chłopiec – Jakob Samberger. Dochodzenie prowadzi komisarz Konstantin Duhnfort. To początek książki i początek całej intrygi, bardzo zresztą porządnej intrygi, fachowo skonstruowanej:)
Duhnfort to porządny śledczy, który od razu wzbudził moja sympatię, może troszkę zbyt powolnie w niektórych momentach prowadził śledztwo, ale trzeba mu przyznać, że jego rzetelności nic nie można zarzucić.
W przeciwieństwie do swoich amerykańskich, czy skandynawski kolegów po fachu, Duhnfort nie pije, nie tarza się w rozpuście, nie ćpa, nie strzela gdzie popadnie i do kogo popadnie, a jedynie nie ma szczęścia w miłości. Komisarz właśnie rozstał się z żoną Konstanze i mieszka w domu z widokiem na cmentarz. Dla mnie to taki podwójny niefart, utracić ukochana kobietę i zamieszkać w domu z widokiem na cmentarz - pogodne sąsiedztwo. Ale o dziwo, na komisarza to za bardzo nie ma wpływu, przynajmniej na jego pracę. Nadal jest tym samym rzetelnym, porządnym, drobiazgowym śledczym. A ta drobiazgowość bardzo mu się przyda w trakcie prowadzonego śledztwa.
Komisarz szybko ustala pierwszego potencjalnego podejrzanego, którym staje się Kallweit. Mężczyzna na pozór nie budzący podejrzeń, ale na komisarzu zrobił wyjątkowo niesympatyczne wrażenie. Zbyt pedantyczny, zbyt drobnomieszczański. Ale to byłoby zbyt proste, gdyby on okazał się zbrodniarzem.
Jednocześnie poznajemy drugą główną bohaterkę Agnes Gaudera, która jest równie ważna dla całej akcji, jak  komisarz. Jest to kobieta po przejściach. Próbuje zapomnieć o tragicznej przeszłości. Kilka miesięcy wcześniej w tragicznych okolicznościach straciła najbliższych – męża i dziecko. Dzień przed zaginięciem Jakoba wprowadza się jednego z domów po sąsiedzku. Prowadzi prawie pustelnicze życie. Jedynym odwiedzającym ją jest jej brat. Przeprowadzka do Mariaseeon ma być dla niej swoistą terapią, pozwolić na odzyskanie równowagi duchowej i odnalezienie nowego miejsca w życiu.
Duhnfort trafia do niej przypadkiem, prowadząc śledztwo. Od tej pory ich drogi wiele razy będą się splatać.
Powoli komisarz odkrywa tajemnice rodziny zaginionego chłopca.
Jednak Jakoba niespodziewanie odnajduje nie komisarz, a Agnes. Ale to nie koniec, to dopiero niestety początek. To nie koniec także okrutnych zbrodni i zaskakujących, wręcz mrożących krew w żyłach tajemnic i grzechów, za które muszą odpowiedzieć niewinni.
Gwarantuję, że będziecie zaskoczeni zarówno intrygą, która jest skonstruowana niezwykle misternie, jak i przebiegiem akcji. Co prawda tempo akcji mogłoby być trochę chociaż szybsze, ale chyba taki jest urok pana komisarza. Jego profesjonalizm i zaangażowanie wynagradzają jednak ten drobny minus.

Gwarantuję także, że do końca nie zgadniecie kto jest tym arcy złym. A sam przebieg akcji i to z czym będą musieli zmierzyć się Agnes i Duhnfort oraz to czego dowiedzą się o sobie, swoich demonach i otaczającym ich świecie, wprawi was w prawdziwe osłupienie.
Mimo iż jest to kryminał, to jednocześnie jest to swoista książka z przesłaniem. Autorka porusza niezwykle ważne i cały czas aktualne tematy molestowania seksualnego oraz fanatyzmu religijnego.
Lohing piętnuje katów i bierze w obronę ofiary, ukazując, jaki wpływ na ich całe życie mogą mieć konkretne wydarzenia.

Teraz z niecierpliwością czekam na kolejne tomy przygód komisarza Duhnforta, tym bardziej, że autorka pracuje właśnie nad 5. częścią cyklu.

Inge Löhnig ur. się w 1957 r. w Monachium. Ukończyła grafikę i wzornictwo w renomowanej Akademii U5 w Monachium. Po studiach pracowała w rozmaitych agencjach reklamowych, ostatnio na stanowisku dyrektora artystycznego w dziale mody. Ma własne studio designu i mieszka wraz z rodziną oraz sędziwym kotem w okolicach Monachium.

sobota, 23 czerwca 2012

Zagłosujcie proszę na moją recenzję Żony tygrysa, Tei Obreht...bardzo proszę:)

Mam do was ogromną prośbę, na facebookowej stronie Wydawnictwa Drzewo Babel jest konkurs recenzji książki Żona tygrysa autorstwa Tei Obreht, moja recenzja tutaj.
Głosują czytelnicy.
Czy mogłabym w związku tym prosić was o głos, bardzo ładnie proszę:)
A tu zasady konkursu, który trwa do następnego weekendu - zasady pisano w środę, więc chyba do weekendu trwa konkurs, bo jakoś średnio mogę się doliczyć:)
Recenzji jest 6, więc za siedem dni (dzień po opublikowaniu ostatniej recenzji) ogłosimy naszego zwycięzcę. Przez kolejne 3 dni nasi facebookowicze wybiorą swojego zwycięzcę spośród pozostałych 5 recenzji - chcemy się poradzić czytelników, bo to dla nich przede wszystkim piszecie. Mamy nadzieję, że cała akcja konkursowa przysporzy popularności Waszym blogom, bo spisaliście się wszyscy na medal i na pierwszy rzut oka widać, że będzie bardzo trudno podjąć decyzję. 
Trzymamy kciuki, niech wygra najlepszy:) 
ANONS DO GŁOSUJĄCYCH: głosujcie rozważnie, głosujcie szczerze - szanujmy pracę wszystkich, którzy włożyli ogromny wysiłek w ten konkurs.

  • Dziękuję wszystkim, którzy dodali komentarze i kliknęli lubię to:) Faktycznie, trochę w wydawnictwie pogmatwali te zasady. Napisałam do osoby zajmującej się recenzjami z prośba o doprecyzowanie- kiedy i jak głosować, żeby było ważne.  Nawet, jeżeli nie wygram, to i tak jesteście wspaniali:) Facebook to jednak siła, wczoraj recenzję na blogu przeczytało...169 osób.......
  • Czytam, czytam te zasady i coś mi się wydaje, ze zwycięzca wydawnictwa będzie wyłoniony z tych recenzentów, na których recenzje najwięcej osób oddało głosy, a póżniejsze głosowanie na ulubioną recenzję facebookowiczów:) swoją drogą:). Mam nadzieję, ze dobrze zrozumiałam.

piątek, 22 czerwca 2012

A między nami ocean - Susan Wiggs

Wydawnictwo Harlequin Mira, Okładka miękka, 416 s., Moja ocena 5/6
To moje drugie spotkanie z Susan Wiggs i ponownie niezwykle udane.
Wcześniej czytałam powieść Obudzić szczęście  recenzja tutaj.
Tym razem bohaterami jest zwyczajna z pozoru rodzina, taka rodzina z amerykańskiego serialu familijnego. Ale to tylko pozory.
Steve jest marynarzem, stacjonuje na lotniskowcu, w związku z  tym w domu bywa gościem.
Za sprawą jego pracy rodzina często zmienia miejsca pobytu i nigdzie w zasadzie nie ma swojego miejsca na ziemi. Wpływa to negatywnie na pozostała część rodziny. Źle z tym czują się zarówno dzieci, jak i żona Steave'a – Grace, chociaż przez długi czas ukrywa to.
Grace, przykładna pani domu, bez słowa wraz z mężem przenosi się do kolejnych części kraju, pakuje, rozpakowuje bagaże, zajmuje się dziećmi, słowem dba o dom. Jednak pewnego dnia i ona ma dosyć. Przez blisko 20 lat małżeństwa Grace wspiera męża, jest idealną wprost panią domu, aż nagle...mówi mężowi stop.
Dodatkowo ich dzieci- Emma i Brian stają przed ważnym wyborem życiowym, na jakie studia się zdecydować. Jakby tego było mało, w ich i tak trudnym życiu nagle pojawia się dorosły syn Steave'a z pierwszego małżeństwa.
Grace naprawdę ma dosyć. Postanawia pomyśleć o sobie i dzieciach. Zaczyna realizować swoje marzenia - zakłada firmę świadcząca usługi związane z przeprowadzkami i kupuje dom. Nie znajduje jednak u męża zrozumienia, oddalają się od siebie coraz bardzie nie potrafiąc się zdobyć na prawdziwie szczera rozmowę. Powoli Grace zaczyna nawet myśleć o rozwodzie, co jeszcze jakiś czas temu było nie do pomyślenia, nie brała takiej opcji pod uwagę.
I wtedy los daje im lekcję, a może i szansę...na morzu dochodzi do eksplozji i Steve zostaje uznany za zaginionego. Dla Grace to ogromny wstrząs.
Jak potoczą się ich losy? Czy rodzina Benettów rozpadnie się czy uda się ją może scalić na nowo?
Czy Grace i Steave wykorzystają daną im od życia szansę?
Tego dowiecie się czytając książkę Susan Wiggs. Idealna lektura na lato, i nie tylko.
Podczas lektury nasuwają się pytania: Ile można poświęcić dla kariery partnera, męża? 

Gdzie jest granica w każdym związku, której nie można przekroczyć? Poznajemy także rozterki kobiety 40 letniej, z jakimi boryka się Grace i zapewne wiele z nas.  Każda z nas zada sobie wcześniej czy póżniej pytanie – czy jestem zadowolona z życia? Czy warto było zrobić to czy tamto? Co, patrząc z perspektywy czasu, zmieniłabym w swoim życiu?
czy warto było zrezygnować z siebie? Bo przecież siłą rzeczy każda z nas chociaż w części rezygnuje z siebie, ze swoich planów mają rodzinę, wszystkiego nie da się pogodzić.
Autorka ukazuje nam, jak często to co najważniejsze mamy na wyciągniecie ręki, tylko tylko tego nie dostrzegamy i jak łatwo (w mgnieniu oka) można wszystko stracić.
Trzeba cieszyć się tym, co się już ma i rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać, a nie dusić w sobie.
Bardzo dużym plusem jest ukazanie tych samych wydarzeń z perspektywy Grace i Steave'a, różnica w spojrzeniu na dana kwestię z punktu widzenia kobiety i mężczyzny jest niesamowita.
Plusem jest także ukazanie życia „słomianych wdów” takich, jak grace, ich problemów, samotności, chwil radości i goryczy.
Książkę czyta się błyskawicznie, wręcz pochłania.
Jest to doskonała lektura nie tylko na lato, ale także na inne pory roku. Lektura ku pokrzepieniu serc, ku poprawie nastroju, dla osób szukających nowej drogi życia, robiących bilans życiowy a także dla osób szczęśliwych, nie mających żadnych wątpliwości i problemów.
Serdecznie polecam lekturę kolejnej powieści Susan Wiggs.

Jakie ksiażki zabieracie na urlop, jakie gatunki literatury, jakie tytuły...?

No właśnie, pytanie, jak w tytule posta.
Jakie książki zabieracie na urlop?
Tzn. jakie tytuły?
Jakie gatunki - lżejszą trochę literaturę, czy może sensację, thriller?
Bierzecie coś lekkiego tematycznie, typowo wakacyjnego, czy nadrabiacie zaległości, czyli czytacie książki, na które normalnie nie macie czasu?
Macie już zaplanowaną lekturę na wakacyjny wyjazd?
Moje pytanie wzięło się stąd, ze okres urlopowy tuż tuż - wyjeżdżamy na kilka dni 28 czerwca wieczorem, powrót 07/08 lipca, książek na regale w stosie "do przeczytania" mnóóóóóstwo i w sumie nie wiem sama co zabrać, jak ten osiołek, któremu w żłobie dano:)
Na pewno coś lżejszego zabiorę, tu wybór pada na:












Obowiązkowo coś Kasi Enerlich:) Nie będzie to tematycznie lekka lektura, ale bardzo lubię książki tej autorki, a poza tym jest to pozycja lekka wagowo, co ma niebagatelne znaczenie przy pakowaniu się:)









A poza tym sama nie wiem, czy jeszcze jakąś sensację, może kryminał...Myślę o kryminale Sue Grafton - lekka, wesoła pozycja i niezły kryminał.
  









Albo zachwalany na blogach polski kryminał.

czwartek, 21 czerwca 2012

Tajfun - Charles Cumming

Wydawnictwo Enigma, Okładka miękka, 450 s., Moja ocena 5/6
Tajfun, to ten thriller szpiegowski, który czytałam z przerwą na Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów. Obie pozycje świetne, każda w swojej kategorii:).
Tajfun to nowa powieść szpiegowska zapowiadana, jako hit. Jej autorem jest Charles Cumming. Pisarz, który bywa nazywany następcą Johna Le Carré i mimo młodego wieku zdążył już zasłynąć kilkoma poczytnymi szpiegowskimi thrillerami, opisuje świat nowej Wielkiej Gry.
Wydawcą jest młode Wydawnictwo Enigma, autor mi nieznany, a porównanie do bardzo lubianego Johna Le Carre...no cóż wrażenie robi, ale wydawnictwa często porównują autorów do tych bardziej znanych, ma to zapewnić lepszą reklamę. Niejednokrotnie zawiodłam się na tego typu porównaniach, ale nie tym razem. Jeżeli lubicie thrillery szpiegowskie, wciągającą akcję, książka na pewno wam się spodoba.
Akcja rozpoczyna się w rządzonym jeszcze przez Brytyjczyków Hongkongu. Pewnego dnia na plażę wypełza (dosłownie i w przenośni) tajemniczy człowiek z przywiązaną do siebie tratwą. Jest to chiński agent, przy pomocy którego Biały Dom pragnie zdestabilizować komunistyczny chiński rząd. Oficer brytyjskiego wywiadu Joe Lennox przesłuchuje tajemniczego chińskiego pływaka. Wkrótce przejmuje go CIA, która chce zrealizować przy jego pomocy własny plan. Do akcji wkracza także amerykański oficer Miles Coolidge. Rozpoczyna się gra, która naprawdę wciąga. Stawką w niej jest popsucie szyków Chinom oraz los Ujgurów – muzułmańskiej ludności zamieszkującej prowincję Sinciang. Ujgurzy to lud turecki, w prowincji, w której  rozgrywa się akcja książki są najliczniejszą mniejszością narodową.  Są też jedną z 55 grup etnicznych oficjalnie uznawanych za mniejszość narodową w Chinach. Położenie Ujgurów przypomina los Tybetańczyków. Z powodu napływu Chińczyków Han stają się obcymi na własnej ziemi. Jedni widzą w tych procesach szansę na lepsze życie, inni jednak protestują, nawet za cenę śmierci, przeciwko niszczeniu ich kultury.
Plus dla autora, że bardzo ciekawie przedstawia świat Ujgurów, realistycznie opisuje niedolę tej mniejszości i ich losy oraz niewyobrażalną wprost skalę prześladowań z jakimi spotykają się ze strony chińskich tajniaków.
Poznajemy także tajemniczy, momentami okrutny świat tajnych służb. Co istotne w tym świecie nie ma dobrych, nie ma wygranych,są żli, okrutni, którzy walczą z jeszcze gorszymi od siebie. Trudne do uwierzenia, ale jednak.  Książka jest niesamowicie realna, dobro nie wygrywa, wygrywają miliardy dolarów i niestety, ale zło.
Wiem, nie napawa to optymizmem, ale spójrzmy realnie – ile razy w obecnych czasach rzeczywiście wygrywa dobro? Niewiele. Współczesny nam świat to nie amerykański serial familijny, to miejsce, gdzie liczą się tylko władza i pieniądze.
Akcja nie byłaby pełna, gdyby nie pojawiła się ona, czyli piękna kobieta. Ma na imię Isabella i pojawia się u boku brytyjskiego oficera Joe Lennoxa. Ale nie tylko on ma na nią oko...walka o kobietę dodaje całej akcji pikanterii. Porządna famme fatale musi przecież być w każdym thrillerze szpiegowskim.
Oba wątki - szpiegowsko - polityczny i miłosny idealnie się uzupełniają, idą (jak to sie mówi) łeb w łeb:). Dzięki temu żaden z wątków nie urywa się, nie pozostaje niedokończony, co zdarza się u wielu autorów.
Fabuła jest żywa, wciągająca i niebanalna. Postacie świetnie ukształtowane. A całość niestety bardzo, bardzo realna. Taki bardzo...życiowy thriller szpiegowski:)
A zakończenie...no cóż napisze tylko, że naprawdę niczego mu nie brakuje i trzyma w napięciu, zresztą jak cała książka.
Styl Cumminga to w przeważającej części John Le Carre z odrobiną Roberta Ludluma i szczyptą Fredericka Forsytha.
W jednej z recenzji książki w sieci znalazłam porównanie do Jamesa Bonda tylko mniej kaskaderskiego.  Mnie takie porównanie nie odpowiada, bohaterowie Cumminga sa mniej bufonowaci niż Bond i mają mniej osób towarzyszących płci przeciwnej:).
Książkę polecam z ręką na sercu. Jeżeli tylko lubicie tego typu literaturę na pewno nie będziecie się w trakcie czytania nudzić. Tajfun to thriller, który przyniósł Charlesowi Cummingowi międzynarodowy rozgłos i uznanie, i bardzo zasłużenie. Polecam.

środa, 20 czerwca 2012

Dla kibiców - książkę oddam w dobre ręce:)

Właśnie dostałam specjalnie, jako prezent dla moich gości:) (ale to ładnie brzmi) świeżutką książkę - jest to prezent od Instytutu Wydawniczego Erica.
Książka jest świeżuteńka, jeszcze pachnie farbą drukarską:) 
Na moją recenzję książki musicie trochę poczekać, jak znam życie na urlopie będzie ją czytał mój mąż:)

Po książkę zgłaszajcie się do 07 lipca do godz. 23.59.
08.07 wracam z urlopu i wtedy zrobię losowanie.


Futbol miał we krwi, w genach. Zadziorność, nieustępliwość, chęć parcia do przodu i niezwykły talent zapewniły mu nieśmiertelność, a nam srebrny medal na MŚ w Hiszpanii w 1982 r.

Polacy pokochali go w 1981 r., kiedy zdobył 2 bramki w meczu z NRD. Do historii przeszedł w meczu z ZSRR zaskakując zawodników Związku Radzieckiego słynnym tańcem w narożniku. Był bohaterem nie tylko dla Polaków. W dorobku miał również Puchar Niemiec wywalczony z Eintrachtem Frankfurt. Grał także w holenderskich zespołach Feyenoord Rotterdam i FC Utrecht.
Włodzimierz Smolarek to jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiej piłki nożnej. Ceniony jest przez wszystkie pokolenia kibiców za światową klasę, niezwykłą waleczność, bojowość i ambicję. Pragnął po sobie pozostawić jakiś trwały ślad dla wszystkich, dla których dobro polskiego futbolu jest ważne. Stąd pomysł na tę książkę, na biografię Włodzimierza Smolarka, piłkarza, który widział wiele różnych rzeczy i wielu doświadczył sam.
"Miałem być cukiernikiem. W to, że będę piłkarzem (podobno dobrym), w moim rodzinnym mieście mało kto wierzył. (…) Nigdy nie ścigałem się z końmi, w stajni w Starej Miłosnej biegałem, ale za piłką. (…) Za granicą mogłem grać w piłkę mając już dwadzieścia lat i będąc w Polsce zupełnie nieznanym piłkarzem.Proponowano mi pozostanie we Francji. (…) Widzew był wyjątkowy i niepowtarzalny, a jego drogą do sukcesów interesował się generał Wojciech Jaruzelski. (…) To Deyna nauczył mnie przetrzymywać piłkę w narożniku boiska. (…) W Eintrachcie zadebiutowałem razem z Andreasem Möllerem, który po tym meczu, rozmawiając z dziennikarzami opowiadał więcej o mnie niż o sobie. (…) W Holandii, gdy dowiedziałem się, że mój klub FC Utrecht grać będzie w pucharze z Realem Madryt leżałem akurat w szpitalu. W dniu meczu rano, na moją prośbę wypisano mnie ze szpitala. Zagrałem zabandażowany i z połamanymi żebrami. (…) W sumie całe życie uganiałem się za piłką, ale gdybym znów miał wybierać, niczego bym nie zmienił. Kochałem piłkę."
„Włodek osiągnął w karierze wszystko, co było do osiągnięcia. (…)Skryty, spokojny, cichy w życiu, ale na boisku był bezczelny i pewny siebie, wojownik co się zowie. Brał trzech przeciwników na plecy i "jechał" z nimi!” Zbigniew Boniek
"Były piłkarz Eintrachtu Frankfurt okazał się 'katem' portugalskiej drużyny, walnie przyczyniając się do jej odpadnięcia z turnieju" Telewizja TVI24-Portugalia
„Włodek był gwiazdą, nie bał się nikogo, nawet Gentile” Józef Młynarczyk
„Legenda Widzewa i całej polskiej piłki” Tadeusz Gapiński
„Jeden z najlepszych naszych piłkarzy w naszej historii.” Grzegorz Lato
„Ta nieustępliwość, to była jego główna cecha. Nigdy nie odpuszczał, zawsze dążył do celu i nigdy na boisku nikogo się nie bał” Stefan Majewski
„Nazywano nas meserszmit” Marek Pięta
„Gdy byłem juniorem Feyenoordu on zawsze tam był i się uśmiechał. Spoczywaj w pokoju, przyjacielu.” Robin Van Persie

Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów. - Ludwika Włodek

Wydawnictwo Literackie, Okładka twarda, 336 s., Moja ocena 5,5/6
Jest to jedna z tych książek, które czytam " w odcinkach", czyli co jakiś czas kolejny fragment. Czasami robię tak, bo tematyka danej pozycji jest zbyt trudna, ciężka, a czasami po prostu żeby dłużej przebywać z bohaterami:), nie udaje się to w przypadku powieści, kryminałów, ale w przypadku - dzienników, biografii, reportaży sprawdza się doskonale.
Jarosław Iwaszkiewicz, autor znany wydawało by się. Zmarł w 1980r., a więc nie tak dawno.
W związku z tym powinniśmy wiedzieć o nim dużo, ale czy tak jest naprawdę?
Ludwika Włodek w swojej książce udowadnia nam, że wcale tak nie jest mimo, iż do dziś zachowało się całkiem sporo pamiątek po pisarzu. Przede wszystkim liczna twórczość literacka. Poza tym listy i wspaniałe choć momentami kontrowersyjne dzienniki.
Sporo materiału, żeby poznać twórce, żeby poznać człowieka. Ale czy na pewno?
Autorka chcąc dokonać jakby rozliczenia z mitem pradziadka włożyła ogromna pracę w zgromadzenie materiału na książkę.
Przede wszystkim odbyła wiele podróży, ponieważ zarówno rodzina, jak i miejsca związane z Jarosławem Iwaszkiewiczem są bardzo rozproszone po świecie. Rozmawiała m.in. z wieloma członkami rodziny, odnalazła i zbadała bardzo dużą ilość różnorodnych materiałów związanych z Iwaszkiewiczem. Podróżowała nawet na Ukrainę do dalszej gałęzi rodu Iwaszkiewiczów. Zgromadzony w ten sposób materiał zebrała razem i stworzyła wspaniałą pozycję, którą bardzo trudno zaklasyfikować, ale która na pewno jest ważna i niezmiernie osobista.
To jest dosyć osobista książka. Wyszłam z założenia, że jak już piszę o rodzinie, to muszę napisać prawdę, a przynajmniej pokazać pewne rzeczy tak jak moim zdaniem to było. Ja właściwie nie piszę o swoim życiu, tylko o czyimś. Z drugiej strony są to jednak bliskie mi osoby, więc to wszystko razem było dla mnie trudne - mówiła autorka na antenie Polskiego Radia.
Ale to nie tylko książka o pisarzu, a także o ojcu, dziadku, mężu. Autorka opowiada nam przedwojenne losy rodziny na Ukrainie, wraca do historii rodzinnych prababci Anny, wspaniale opisuje nam mieszkańców Stawiska z czasów wojny i ich słynnych gości. Jednym z ukrywających się w majątku był m.in. Czesław Miłosz. 
Dom Jarosława Iwaszkiewicza w Stawiskach

Opowiada także o losach rodziny w czasach PRLu. Niezwykle barwny collage i przesympatyczna opowieść okraszona ogromną ilością rodzinnych fotografii.
Sporo dowiadujemy się także o samej autorce i jej rodzicach:
Gdy mieszkaliśmy z rodzicami na Stawisku, mama prowadzała mnie karmić pod portret Babuni Koczkodan. - Zobacz, jakie babunia ma piękne kwiaty, a jaki ma ładny kapelusz - mówiła, ja oniemiała z zachwytu otwierałam buzię, a wtedy mama ładowała mi łyżeczkę jakiejś papki. Niestety, nie zawsze karmienie odbywało się w tak kulturalny sposób. Różni ludzie, którzy widywali moją mamę przy tej nieszczęsnej czynności, do dziś wspominają, jak kompletnie wyprowadzona z równowagi, wrzeszczała do mnie: 'Jedz, ty mała kurwo!
Ponieważ rodzina była liczna, a i opisywana przez autorkę liczba bohaterów znaczna, bardzo dobrym pomysłem było dołączenie do książki drzewa genealogicznego Iwaszkiewiczów.
Co ważne autorka wzbogaciła dotychczas znane nam fakty z życia pisarza o wiele nowych oraz o wspaniałe, nikomu wcześniej nieznane anegdoty.
Mieliśmy w rodzinie kuzyna, który uchodził za takiego niezbyt inteligentnego, dosyć upierdliwego starego wujaszka. Był leśnikiem. Słynął z tego, że jak już kogoś sobie upatrzył, to zanudzał go na śmierć. I podobno kiedyś jak przyszedł w odwiedziny, to inny krewny usiłował wyjść innymi drzwiami żeby go nie spotkać. Kuzyn to jednak zauważył i rzekł: "Ha, przed okiem leśnika nie skryjesz się panie" – wspomina autorka
Ludwika Włodek przedstawia nam także „nowego” pradziadka. M.in. bez skrupułów opisuje jego wady oraz, jak niektórzy uważają wręcz poddańczą współpracę dla władz PRLu.
Jest to wspaniała opowieść nie tylko o znanym pisarzu, ale o całej rodzinie. Mimo wielu wad, czy postępków, które nam się mogą nie podobać, albo wydawać się co najmniej kontrowersyjne, opowieść jest naprawdę niesamowita.
Książkę określiłabym, jako opowieść o magicznym zjawisku, którym była rodzina Iwaszkiewiczów. Czasem – jak sama twierdzi- to zjawisko lśniło, czasem zachodziło chmurą wstydu, mroku, ale zawsze trwało. I niezależnie od kolei losu swoich przodków, autorka jest z nich niezmiennie dumna. To mi się w niej i w całej książce najbardziej podobało. Miałam wrażenie, że ta duma przebija z każdej kartki opowieści. I, że sam pisarz także był dumny ze swojej prawnuczki.
W końcu nie bez kozery napisał w dzienniku (…) Urodziła mi się dziś prawnuczka, Ludwika Włodek. Zadziwiające.
A pod koniec życia Jarosław Iwaszkiewicz napisał wiersz Do prawnuczki:
Ten kwiat, co leci w górze i wieje skrzydłami,
To motyl. Słowo obce, nie wiesz, co to znaczy,
Teraz nie am motyli. Ten jest jedynakiem.
Za chwilę może i jego nie będzie.
Nie myśl o tym. Patrz, niebo jest takie niebieskie,
Po niebie chmurki lecą, to jasne, to ciemne.
Słońce co rano wstaje, co wieczór zapada.
Świat będzie zawsze piękny, Ludko. I beze mnie.
I jak sama autorka przyznaje, Fajnie jest być prawnuczką Iwaszkiewicza.
A co rodziny pisze tak:
I nie dlatego ta rodzina jest dla mnie ważna, że to jego - słynnego pisarza - rodzina, tylko dlatego, że to moja rodzina. Też się zastanawiam, co we mnie jest z nich wszystkich. Raz odnajdywałam te podobieństwa z przyjemnością, innym razem ze smutkiem i zażenowaniem. Wgłębianie się w rodzinną historię było przyjemne, ale jednocześnie bolesne. Bo odkrywałam, że czasami wyglądała inaczej, niżbyśmy wszyscy chcieli ją pamiętać.
Wczoraj wcześniej wróciłam z pracy, okropnie bolała mnie głowa, ale gdy tylko zagłębiłam się w świat Iwaszkiewiczów poczułam się fantastycznie, przy opisach, anegdotach, przypowiastkach odpoczywa się wspaniale. Od przedwczoraj czytam thriller szpiegowski, ale na wczorajsze popołudnie i wieczór, odwiedziny u Iwaszkiewiczów były zdecydowanie lepszym wyborem niż perypetie CIA:).
Zachęcam do lektury książki, wtedy dowiecie się także dlaczego tak fajnie być prawnuczką znanego pisarza, nie tylko dlatego,  że Ludwika Włodek całe dzieciństwo chwaliła się, że ma sławnego pradziadka, a w szkole nauczyła się to pokrewieństwo perfidnie wykorzystywać. Zachęcam do lektury, tym bardziej, że nie jest to tylko i wyłącznie książka o sławnym pisarzu, ale także o jego rodzinie i czasach jemu współczesnych. 
Jarosław Iwaszkiewicz z Ludwiką Włodek.
 

wtorek, 19 czerwca 2012

Dziewczyna z sąsiedztwa - Jack Ketchum

Wydawnictwo Papierowy Księżyc, Tytuł oryginału: The Girl Next Door, Okładka miękka, 300 s., Moja ocena 5/6
Napiszę tak...strach się bać, serio.
Byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej książki, bardzo wiele dobrego o niej czytałam. Poza tym rekomendacja Stephena Kinga też coś znaczy.  Wczoraj po południu zabrałam się do lektury i...rozczarowanie, a raczej zdziwienie, czego tu się bać. Ale na tym polega cały pomysł, cały talent Ketchuma. Niby nic się takiego nie dzieje, ale stopniowo napięcie i groza narastają aż na końcu włosy stają dęba.
Tytuł książki jest banalny, sielski anielski, przywołuje na myśl amerykański serial familijny. Pamiętacie serial Cudowne lata? Właśnie z nim początkowo kojarzyla mi się treść książki. Z powodu takich skojarzeń nic nie zapowiada tego co nas czeka po rozpoczęciu lektury.
Mamy połowę lat 50. XX w. Narratorem jest David - przeciętny nastolatek, który opowiada nam o kolejnych dniach beztroskiego lata. Uczestniczymy w zabawach nad wodą, potańcówkach, głupich psikusach. Pewnego dnia nasz narrator poznaje 14 letnią Meg. Dziewczyna wraz z siostrą Susan mieszka u ciotki - Ruth, która samotnie wychowuje trzech dorastających synów. Mając na głowie w sumie piątkę nastolatków jest jej bardzo ciężko. To tłumaczy jej dziwne momentami zachowanie.
Dziewczynki z pozoru łatwo adaptują się w nowe środowisko. Wszyscy młodzi ludzie razem spędzają czas. Na ich przykładzie Ketchum ukazuje nam obraz idealnego wprost dorastania na amerykańskim przedmieściu. Bardzo podobały mi się opisy dnia codziennego, mentalności mieszkających tam ludzi, dla których miara postępu było posiadanie schronu przeciwatomowego w piwnicy.
Jednak, jak się okazuje, nic nie jest takie, jak się z pozoru wydaje.  Idealne życie na przedmieściu wcale nie jest idealne, a życie Meg i Susan jest życiem, któremu los wymierzył prawdziwego kopniaka. Ruth, u której mieszkają daje dziewczynkom wyraźnie do zrozumienia, że są gorsze. Od niewinnych docinków, przechodzi do stosowania kar, by w końcu zamknąć Meg w piwnicy, gdzie przeżyje prawdziwe piekło.Nie będę wam opowiadać szczegółów, żeby nie odebrać zaskoczenia, jakie przeżyjecie w trakcie lektury. Zdradzę tylko, że sensem książki jest jedno zdanie: Nawet o tym nie wspominaj.I wszyscy w domu i w sąsiedztwie stosują się do tego, milczą na tematy, które ich nie dotyczą, albo są dla nich niewygodne. Milczą tak długo, aż prawie jest za póżno...Jedyny David ma przebłyski skrupułów sumienia, ale czy to wystarczy, żeby uratować dziewczynki?
Jest to książka, która wprawie w prawdziwe przerażenie, a jednocześnie zdziwienie, oburzenie - jak można być tak nieczułym, okrutnym, pozbawionym uczuć.
Zupełnie nie dziwię się określeniu, że jest to najbardziej kontrowersyjna powieść we współczesnej literaturze. Książka jest na prawdę przerażająca, a jest to tym bardziej odczuwalne, ze w zasadzie na początku nic nie zapowiada tego co nastąpi.
Najbardziej przerażające jest to, że fabuła książki opiera się na historii autentycznej, która wstrząsnęła Ameryką w latach 60-tych ubiegłego wieku. Dokładnie w 1965 r. zdegenerowana Gertrude Baniszewski, wraz ze swoimi pociechami i ich znajomymi, przez wiele tygodni katowała 16-letnią Sylvię Likens oraz jej młodszą siostrę Jenny. Na ciele starszej z dziewcząt odnaleziono ponad sto różnych ran oraz wypalony napis: "Jestem prostytutką i jestem z tego dumna!". Ta wręcz nieprawdopodobna historia posłużyła za kanwę powieści, a jej echa aż do dziś pobrzmiewają w pamięci mieszkańców Indiany.
Na pewno sięgnę po kolejne książki Jacka Ketchuma.