sobota, 28 czerwca 2025

U brzegów jazzu - Leopold Tyrmand

 


Wydawnictwo MG, Moja ocena 6/6
Kolejna książka ubóstwianego przeze mnie Tyrmanda. Powróciłam po latach do tej lektury i ponownie znalazłam w niej coś nowego.
Lektura U brzegów jazzu Leopolda Tyrmanda to jak zanurzenie się w rzece dźwięków i kulturowych obserwacji. Ta książka nie tylko opowiada o jazzie, ale także o życiu w tamtych czasach, o pasji, nonkonforzmiżmie, stawia pytania, prowokuje do namysłu, wzbudza zachwyt. To wspaniałą opowieść, improwizacja na temat muzyki, epoki, ludzi i kultury. To także książka wyjątkowa (jak wszystkie Tyrmanda), bardzo osobista i do bólu szczera. 
Leopold Tyrmand to postać nietuzinkowa, barwna i niepokorna. To był dziennikarz, pisarz, publicysta, ale przede wszystkim jeden z najważniejszych propagatorów jazzu w powojennej Polsce. W czasach szarzyzny socrealizmu, jego fascynacja amerykańską muzyką improwizowaną była nie tylko przejawem artystycznego zainteresowania, ale także formą buntu, znakiem wolności. Tyrmand jawił się jako symbol nonkonformizmu, a jego pisarstwo nosiło znamiona intelektualnej odwagi. U brzegów jazzu to kwintesencja Tyrmanda i jego cech charakteru, poglądów. 
Już od pierwszych stron książki czujemy, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko z książką o muzyce. Tyrmand nie stworzył podręcznika, nie dąży do systematyzowania wiedzy o jazzie. Wręcz przeciwnie, choć jego tekst jest jak muzyka jazzowa, której nagle jest pełno. Mamy tu opowieści o muzykach, klubach, koncertach, ale także o codziennym życiu, o społecznym tle, o kulturze masowej i elitach, o obyczajach i przemianach duchowych, kulturalnych. Jazz staje się jakby soczewką, lustrem, przez które autor ogląda współczesność. Ta tyrmandowa współczesnośc jest zadziwiająca i zdecydowanie warta poznania. Chociaż obraz Polski, o której pisze Tyrmand, potrafi też zasmucić.
Jazz wg Tyrmanda to nie tylko muzyka. To styl bycia, sposób myślenia, duch wolności, zjawisko kulturowe splecione z historią, społeczeństwem i polityką. To manifestacja indywidualizmu, przestrzeń eksperymentu, wolność, której pisarz pragnął ponad wszystko. Taki protest book okresu siermiężnego socrealizmu.
Nie sposób nie zachwycić się językiem tej książki. Dotyczy to też innych książek autora. Tyrmand pisze z elegancją, ale i pazurem. Książka jest żywa, iskrząca inteligencją i poczuciem humoru, sarkazmem. Nie brakuje w niej dowcipu, ale też momentów zadumy. To książka, która żyje, pulsuje, wciąga — jak najlepszy jazz. 
Dla miłośników jazzu będzie to prawdziwa uczta. Ale nie tylko dla nich. U brzegów jazzu to arcydzieło samo w sobie, również dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z Tyrmandem i jego prozą. 
U brzegów jazzu to książka, którą warto czytać powoli, smakując każde zdanie. To nie jest prosty przewodnik ani po świecie muzyki, ani po zyciu w komunie. To raczej zaproszenie do arcyciekawej podróży. To świadectwo epoki i jednocześnie hołd dla muzyki i ludzi niezwykłych, niepokornych, takich jak Leopold Tyrmand. 
W naszych czasach, gdy coraz częściej dominuje powierzchowność, uproszczenie, żeby nie powiedzieć miałkość i głupota, Tyrmand proponuje coś przeciwnego: głębię, refleksję, wartości, które wielu obecnie żyjącym wydają się niewazne, głupie, śmieszne. I za to należy mu się nie tylko podziw, ale i wdzięczność. U brzegów jazzu to lektura, która zostaje z czytelnikiem na długo. Książka porusza, jak doskonały jazz. Polecam.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.