sobota, 21 czerwca 2025

Tonąc w morzu krwi - Ludwik Lunar

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5,5/6
Tonąc w morzu krwi to nie tylko kryminał, ale literacka próba zbadania, czym jest prawda, pamięć i zło – a może raczej: jak łatwo się one zacierają w mroku czasu.
W centrum fabuły znajduje się tajemnicze zaginięcie rodziny Albrechtów w Gdyni na początku lat 90. To znikniecie jest tylko pretekstem do pokazania czegoś więcej. Lata 90. XX wieku to był czas przemian, chaosu. To była także doskonała sceneria dla kryminału opartego na domysłach i niedopowiedzeniach. Autor rewelacyjnie rekonstruuje atmosferę tamtych lat: szarzyznę transformacji, w której przeszłość PRL-u zderza się z brutalnością rodzącego się kapitalizmu. Lunar nie idealizuje, przeciwnie, odsłania brzydotę i pęknięcia w nowym świecie. Ten klimat lat 90. mocno mnie ujął. Cóż, jestem dziecko PRL-u :)
Edward Sokulski i Daria Tyszka z Archiwum X nie są typowymi "glinami z katalogu". Sokulski to zmęczony życiem glina z trudnym charakterm. Z koledi Tyszka jest młodsza i bardziej dynamiczna, do tego mocno zdeterminowana, wnosi do zespołu świeżość i energię. Każde z nich ma swoje lęki i demony. Ich relacja opiera się na napięciu, wzajemnym szacunku i chropowatej współpracy, która przypomina nieco duet z klasycznych thrillerów noir. Przy czym Tyszka to ta bardziej irytująca czytelnika. Z jednej strony miałam ochtę powiedzieć jej kilka ostrych słów, a z drugiej strony mono jej kibicowałam. Lunar bardzo ciekawie buduje ich portrety psychologiczne z dbałością o szczegóły, ale bez przesady. Dzięki temu pozostają autentyczni i wielu czytelników będzie mogło się z nimi utożsamić. 
Śledztwo prowadzone przez ten duet to właściwie brodzenie w bagnie. To bajorko, bagno jest pełne fałszywych tropów, martwych świadków, celowo niszczonych dokumentów. Czytelnik nie znajdzie tu typowego dla wielu kryminałów „momentu przełomu”. Wręcz przeciwnie: zagadka gęstnieje, zamiast się rozwiązywać. Jak się szybko okaże, ta książka nie porządkuje, nie rozwiązuje, pozostawia czytelnika bez ukojenia. 
Ogromnym atutem powieści jest umiejscowienie fabuły – Gdynia lat 90., sfatygowana po transformacji. To nie tylko tło, ale integralny składnik opowieści. Lunar nie tylko kreśli miejsca – on je ożywia. Czytelnik wręcz czuje wilgoć portowego powietrza, słyszy skrzypienie starych klatek schodowych. To Polska zapomniana, ale nie wymarła. Cały czas znajduje się tam coś niepokojącego. Tym czymś są ślady po ludziach, których wymazano z historii. 
Lunar pisze bardzo ciekawie. Narracja jest wielowarstwowa, oparta na retrospekcjach i świadectwach ludzi, którzy coś widzieli, ale nie chcą mówić. Przypomina to bardziej reportaż kryminalny niż powieść, kryminał. To opowieść, w której śledztwo grzęźnie – i to właśnie stanowi jej największą siłę. 
Zamiast tradycyjnego „kto zabił?”, autor zadaje pytanie: „czy jesteśmy w stanie rozpoznać zło, jeśli staje obok nas?”. Ta filozoficzna warstwa to coś innego, dalekiego od standardu w  przeciętnym thrillerze. W świecie, gdzie wszystko można zmanipulować – wspomnienia, dokumenty, relacje – prawda jest bardzo deficytowym towarem.
Głównym motywem powieści jest pamięć, zarówno indywidualna, jak i zbiorowa. Istotne jest też to, jak łatwo może ona ulec zatarciu, zniekształceniu, a nawet celowemu fałszerstwu. To właśnie pokazuje nam pisarz. Biorąc pod uwagę, co dzieje się wokół nas, jest to bardzo ważne. Kolejnym istotnym wątkiem jest milczenie: nie tylko to wymuszone strachem, ale i to dobrowolne, wynikające z niechęci do konfrontacji z przeszłością, z niechęci do spojrzenia prawdzie w oczy. 
Lunar zdaje się pytać czytelnika: czy naprawdę chcemy znać prawdę, jeśli może ona wszystko zniszczyć? I co gorsza – czy nie jesteśmy czasem współwinni, że jej nie znamy? Są to jednak pytanie bez odpowiedzi.
Tonąc w morzu krwi nie jest książką dla każdego. To nie jest thriller, który „czyta się jednym tchem”. Autor wymaga od czytelnika uwagi, cierpliwości i gotowości na fragmenty jakby gęste od atmosfery, śladów, poruszanych zagadnień. Jednak ci, którzy dadzą się porwać tej narracji, zostaną nagrodzeni historią zaskakującą, głęboką i pozostającą w pamięci. 
Autor nie prowadzi czytelnika do satysfakcjonującego rozwiązania jak klasyczny Agatha Christie. Zamiast tego oferuje zakończenie mocne, ale pełne goryczy i niepewności. To zakończenie  zostawia nas z uczuciem pustki, refleksji i wielu pytań. 
Tonąc w morzu krwi to kryminał mądry, bardzo ambitny, dojrzały i wymagający. Nie szuka tanich efektów, ale zmusza do myślenia – o przeszłości, winie, milczeniu i odwadze. Ludwik Lunar pokazuje, że polska literatura kryminalna ma do zaoferowania coś więcej niż tylko zgrabną intrygę – potrafi opowiadać o nas samych. Polecam. Naprawdę poruszające, mocne, dosadne i smutne. Mnie ta książka wpędziłą w nostalgię, ale i zachwyciła. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik) 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.