Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał polski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał polski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 5 kwietnia 2018

Cienie - Wojciech Chmielarz

Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Cienie to kolejny tom przygód komisarza Jakuba Mortki prowadzącego kolejne zawiłe śledztwo, obecnej partnerki aspirantki Suche, która wpadła na trop wielkiej afery i jego byłego partnera Kochana, który został oskarżony o zabójstwo. Pojawia się także znany z Podpalacza gangster Borzestowski. Ostro namiesza. 

Książka rozpoczyna się mocno, okrutnie. Na tych wydarzeniach (ale nie tylko) oprze się gro fabuły.
W podwarszawskim Milanówku, brutalnie zostają zamordowane dwie kobiety, córka i żona słynnego gangstera Wilka. Dalej zgodnie z powiedzeniem mistrza filmowych thrillerów, jest tylko lepiej. 
Swoje śledztwo prowadzi także Sucha. Uparta policjantka wpada na trop afery seksualnej i idzie uparcie tym tropem. Próbuje rozwikłać sprawę nagrania z ukrytej kamery, na którym widać, jak kilku mężczyzn gwałci młodego chłopaka. Sucha dociera do najbrudniejszych, najbardziej obrzydliwych zakątków warszawskiego półświatka. Co z tego wyniknie?
Cienie, podobnie, jak wcześniejsze książki Chmielarza, są powieścią wielowątkową i wielopłaszczyznową. Autor kontynuuje wątki znane z wcześniejszych tomów, ale także dodaje nowe, z których część pozostaje w zawieszeniu, co daje nadzieję na kolejne książki z Jakubem Mortką w roli głównej. 
Pomiędzy bardzo zręczne zagadki kryminalne i świetnie prowadzone śledztwa Chmielarz wplata sporo wątków prywatnych swoich bohaterów. Dotyczą one przede wszystkim Mortki, który ciągle próbuje ułożyć sobie życie prywatne, ale nie tylko jego. 
Poza tym śledzimy rozwój Warszawy z 2010 roku. Właśnie otworzono Centrum Nauki Kopernik, rusza także budowa Stadionu Narodowego, Mundial za pasem. 
Dzieje się w Cieniach, oj dzieje i to nie tylko od strony kryminalnej.
Książka, jak to u Chmielarza, jest ostra mocna, ale nie wulgarna. Z wieloma postaciami, zachowaniami, miejscami można się identyfikować. Autor mocno osadził najnowszą część serii w polskich realiach.
Szczególne brawa należą się autorowi za dwie kobiece psotaci- aspitrantki Suchockiej i Anny Kocha, żony policjanta Kochana. Chmielarz świetnie wniknął w kobieca psychikę, pokazał wnętrze kobiecej duszy, doskonale pokierował poczynaniami bohaterek.
Zachęcam do lektury, czyta się świetnie.

niedziela, 18 grudnia 2016

Aorta - Bartosz Szczygielski

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
Bardzo dobra książka. Doskonały debiut. Mocny, pełnokrwisty (dosłownie i w przenośni) kryminał i studium ludzkich zachowań.
Książka porywa zarówno sylwetką niebanalnych bohaterów, przedstawionym w treści złem (już na wstępie mamy zmasakrowane zwłoki z wyłupionymi oczyma, którymi..... bawi się mały chłopiec), zbrodniami, jak i doskonałym oddaniem realiów małego miasteczka, jakim jest bez wątpienia Pruszków (ach ta genialnie oddana duszna, klaustrofobiczna atmosfera).
Dodatkowym atutem jest spora porcja ironii, niebanalnego, odrobinę krzywego spojrzenia na rzeczywistość. Tak, można połączyć krwisty, okrutny kryminał z ironią i czarnym humorem.
Napisałam wcześniej, iż autor świetnie ukazał postaci bohaterów. Brawa należą się za to, iż Szczygielski nie ograniczył się tylko do dopracowania sylwetki śledczego Brysia (policjanta z Warszawy, który umiarkowanie dobrze czuje się w pruszkowskiej rzeczywistości, a jego życie prywatne pozostawia wiele do życzenia). Każda z przedstawionych osób jest wiarygodna, plastycznie nakreślona, dopracowana w każdym calu. Moją uwagę najbardziej zwróciła Katarzyna Sokół, prostytutka. Zdecydowanie sprawia ona, iż Aorta jest jeszcze lepsza, daje większego kopa. Bardzo ciekawa jest także pierwsza ofiara, Marta, której życie...szkoda pisać, samo się przekonacie.
Fabuła jest bardzo ciekawa, bohaterowie doskonali, tempo akcji iście zabójcze. Szczygielski kreśli wartką akcję, krótkie rozdziały, które niczym migawki filmowe ukazują nam pruszkowską światek od wewnątrz.Całość jest bardzo dynamiczna i realistyczna.
Sporo w tekście jest przekleństw, ale wulgaryzmy nie rażą. Szczygielski nie nadużywa ich. Stosuje je tylko tam, gdzie są one niezbędne. Trudno napisać taką powieść stosując słownictwo rodem z pensji dla dobrze wychowanych panienek.

Książka trzyma w napięciu aż do ostatniej kartki. A samo zakończenie..... majstersztyk. I nie tyle chodzi tu o rozwiązanie zagadki, kwestie kryminalne, chociaż te także są na wysokim poziomie. Samo zakończenie wyróżnia się kompozycją, swoistą klamrą, która spina wstęp z zakończeniem i całość tworzy historię z morałem, przesłaniem. 
Dawno nie czytałam tak dobrego, realistycznego,świetnie napisanego polskiego kryminału. 
Już od pierwszej strony rzuca się w oczy, iż autor był w Pruszkowie, poznał miasto, zrobił dokładne rozpoznanie tego co jest teraz, tego co było. Gdy doda się do tego fakt, iż jest to debiut Bartosza Szczygielskiego...Gorąco polecam i niecierpliwie czekam na kolejną książkę.
Aorta jest mistrzowska. 

poniedziałek, 14 listopada 2016

Rewers

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6

Rewers, to zbiór bardzo różnorodnych i niezwykle ciekawych opowiadań kryminalnych.
Opowiadań jest jedenaście. Ich autorami jest jedenastu najlepszych polskich autorów kryminałów. Akcja rozgrywa się w jedenastu polskich miastach.
Zarówno poziom opowiadań, jak i styl autorów, przebieg fabuły, są niezwykle różnorodne. Jedenastu różnych autorów, to jedenaście bardzo się od siebie różniących dłuższych bądź krótszych opowiadań, jedenaście różnorodnych zakończeń, jedenaście odmiennych stylów narracji.
Opowiadania czytałam pojedynczo w odstępie kilku dni. Właśnie przed chwila skończyłam czytać ostatnie opowiadanie.
Nie wszystkie przypadły mi do gustu. Nie lubię np. stylu pisarskiego Joanny Opiat-Bojarskiej i Gaji Grzegorzewskiej. Myślałam, że krótsze formy, jakimi są opowiadania, będzie mi się czytać lepiej. Jednak nic z tego. Nie nadajemy z autorkami na tych samych falach.
Bardzo natomiast przypadły mi do gustu opowiadania m.in. Małgorzaty Sobieszczańskiej, Remigiusza Mroza, Wojciecha Małeckiego, Marty Guzowskiej, Wojciecha Chmielarza. Opowiadaniom tych autorów przyznaję ocenę 5,5/6.
Pozostałe opowiadania oceniam na 4,5/6.
Trudno jest jednoznacznie oceniać poziom zbioru opowiadań, których autorami są tak różni od siebie pisarze. Każde z w/w opowiadań oceniam inaczej, dziewięć z nich podobało mi się (każde na swój sposób, jedne bardziej, drugie mniej), dwa wyjątkowo nie przypadły do gustu. Z lektury tego tomu jestem bardzo zadowolona.
Ja co prawda wszystkich jedenastu autorów znałam przed rozpoczęciem lektury Rewersu. Jednak dla wielu osób tom ten będzie pierwszą okazją do poznania mniej znanych pisarzy, sprawdzenia, czy ich styl odpowiada danemu czytelnikowi, czy warto sięgać po powieści, kryminały danego pisarza. Chociażby z tego powodu, ale także dla relaksu, dla różnorodności opowiadań, dla poznania paskudnych i mrocznych stron jedenastu miast, warto po Rewers sięgnąć.

Dom czwarty - Katarzyna Puzyńska

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Dom czwarty to kolejny 7. tom bardzo obszernego i dynamicznie rozwijającego się cyklu oraz doskonałej sagi kryminalnej o policjantach z Lipowa.
Książki te łączą w sobie elementy klasycznego kryminału i powieści obyczajowej z rozbudowanym wątkiem psychologicznym. Czyta się je świetnie.
Niby jest to seria, ale jednocześnie każdy tom jest odrębną całością. Można je czytać po kolei, można bez zachowania kolejności.
Nie ukrywam, w pierwszy tom serii (Motylek) trudno było mi się wczytać. Jednak gdy już złapałam puzyńskiego bakcyla od kolejnych części przygód policjantów z Lipowa nie mogłam się oderwać.
Każdy tom to inne śledztwo, choć bohaterowie z reguły pozostają ci sami.
Główną osią Domu czwartego jest zaginięcie znanej z wcześniejszych książek komisarz Klementyny Kopp. Kobieta po czterech dekadach wraca w rodzinne strony, do malutkiej miejscowości położonej niedaleko Brodnicy. Co ją tam przywiodło po takim czasie? Tego nie zdradzę. Zachęcam do lektury książki. Jest ona bardzo podobna do Łaskuna jeżeli chodzi o klimat i to, iż to policjant jest podejrzanym, a przez to odrobinę płynna jest granica pomiędzy śledczym, pokrzywdzonym, a podejrzanym. Mnie to nie przeszkadza. Odpowiada mi sposób pisania Puzyńskiej, a także to jak zmieniła się w pewien sposób koncepcja książek w porównaniu do pierwszych pięciu części.
Intryga nadal jest doskonale nakreślona. W tym zakresie nic się nie zmieniło. Mamy trupy i to nawet trzy. Mamy tajemnicę z przeszłości, kilka porządnie zagmatwanych spraw i dobrze prowadzone dochodzenie.
Nie chcę zdradzać szczegółów, żeby nie dobierać czytelnikom elementu zaskoczenia i wielkiej przyjemności wynikającej z lektury książki. Napiszę tylko, że ponownie mamy do czynienia z genialnie skonstruowanym kryminałem z mocnym rysem psychologicznym postaci, doskonałymi elementami społeczno-obyczajowej powieści oraz silnymi wątkami miłosnymi.
Dodatkowym atutem są liczne i niezwykle mroczne wątki historyczne, które czynią z Domu czwartego coś więcej niż zwykły kryminał.
Puzyńska w mistrzowski sposób wprowadza sporo wątków pobocznych, podsuwa czytelnikowi liczne, jak się okazuje błędne tropy i generalnie przez całą książkę nie daje czytelnikowi ani chwili oddechu, zmusza do ciągłej lektury, do wysilania szarych komórek, a wciągająca lektura sprawia, iż 576 stron czyta się w mgnieniu oka.
Za każdym razem, gdy zaczynam lekturę kolejnego tomu lipowskiej serii (to takie moje robocze określenie) obawiam się, ż e(odpukać) tym razem autorka nie udźwignęła ciężaru, nie sięgnęła wysoko postawionej poprzeczki i książka po prostu okaże się słabsza od poprzednich. Nic z tych rzeczy. Dom czwarty nadal trzyma wysoki poziom, do które przyzwyczaiła nas Katarzyna Puzyńska. Jest to dla mnie swoisty fenomen. Napisać w krótkim skąd inąd czasie 7 tomów (niektóre liczące ponad 800 stron) tak dobrych kryminałów i ani na chwilę nie spocząć na laurach, nie obniżyć lotów. Oby tak dalej.
 

wtorek, 18 października 2016

Najgorsze dopiero nadejdzie - Robert Małecki

Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 4,5/6
Blisko miesiąc czekała ta książka na to, aż ją przeczytam. Nie ukrywam, mam dosyć sceptyczny stosunek do początkujących pisarzy, twórców kryminałów dodatkowo okrzykniętych gwiazdami tego gatunku. Zbyt dużo razy magia reklamy nie przełożyła się na faktyczną zawartość książki. W przypadku Roberta Małeckiego jest inaczej.
Gwiazdą kryminałów jeszcze bym autora nie nazwała, ale niewątpliwie Najgorsze dopiero nadejdzie to dobry, zaskakujący kryminał + thriller w jednym.
Tym co naprawdę rzuca się w oczy w tej książce to przede wszystkim doskonały język, jakim autor się posługuje (lekki, obrazowy, idealnie współgrający z treścią i postacią bohatera) oraz sylwetka głównego bohatera. Jest nim Marek Bener, mniej więcej ok. 40-letni toruński dziennikarz, któremu kilka lat temu zaginęła żona. Ten wątek jak sądzę będzie rozwijał się przez kolejne dwa tomy, ponieważ z założenia cykl z Benerem ma być trylogią. W Najgorsze... zagadka zaginięcia Agaty (żony Benera) nie została wyjaśniona. A była ona jednym z głównych wątków książki.
Drugim wątkiem jest zagadka porwania byłej narzeczonej dziennikarza, która pojawia się w jego życiu po 10 latach i wszystko co pojawia się wokół tej kwestii w trakcie rozwijania się fabuły. .
Początkowo nic nie zapowiadało tak dobrej książki. 1/3 powieści to normalna obyczajówka, której akcja toczy się leniwie, momentami bardzo leniwie. Czyta się nieźle,  całość okraszona ciętymi, celnymi komentarzami, ale bez euforii. W pewnym momencie coś się zmienia. Odniosłam wrażenie, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki fabuła i tempo akcji diametralnie się zmieniły. Dalej było coraz lepiej. Chociaż nie ukrywam, iż kilka zwrotów akcji zrobiło na mnie wrażenie odrobinę przerysowanych. Ale mimo to czyta się doskonale. 

No i ta niezwykle umiejętnie i obrazowo nakreślona mroczna strona Torunia. Doskonała, klimatyczna, momentami z lekkim przymróżeniem oka.
A sam koniec, wielkie uznanie. Intryga niesamowita, chociaż na początku nic tego nie zapowiadało.
Mimo obyczajowego, spokojnego w sumie początku, lekkiego miksu kryminału z sensacją i powieścią obyczajową, kilku lekkich przerysowań polecam Najgorsze dopiero nadejdzie.
To dobra powieść, tym bardziej jeżeli weźmie się pod uwagę, iż to debiut pisarza. Bardzo udany debiut. Oby takich więcej. Jestem przekonana, iż kolejne tomy trylogii będą jeszcze lepsze.
 

czwartek, 10 grudnia 2015

Gwiazdozbiór - Marta Zaborowska

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5/6
Gwiazdozbiór, to trzeci tom przygód doskonałej policjantki Julii Krawiec. To także dowód na to, iż debiutancki kryminał Zaborowskiej Uśpienie (recenzja tu klik) nie był dziełem przypadku, szczęśliwym fuksem nowicjuszki. Marta Zaborowska pisze świetne, z każdym tomem coraz lepiej, tworzy niepowtarzalne w klimacie, dopracowane w każdym calu, trzymające w napięciu kryminały. Oby tak dalej.
Tym razem główna bohaterka serii, policjantka Julia Krawiec ma przed sobą niełatwe zadanie. Musi ona zmierzyć się z brutalnymi zabójstwami 10-13-letnich dzieci. Ofiary łączy jedno, są, a właściwie były one niezwykle utalentowane i uczęszczały do pobliskiej szkoły, swoistej kuźni geniuszów.
Sprawa (z powodu młodego wieku ofiar) dotyka Julię niezwykle osobiście. Stara, policyjna zasada żeby nie angażować się prywatnie w prowadzone dochodzenia, w tym przypadku na niewiele się zdaje. Julia nie potrafi oddzielić jednego świata od drugiego.
Dodatkowym utrudnieniem dla Julii są problemy, jakie ma w życiu prywatnym. Komplikacjom nie ma końca. Dodatkowo, jakby zły los uparł się na kobietę. Gdy tylko w tunelu zaczyna pojawiać się światełko nadziei, że w końcu będzie normalnie, okazuje się, że fatum cały czas wisi nad policjantką.
Gwiazdozbiór to świetny kryminał i jeszcze lepsza powieść psychologiczno-społeczna, taka z życia wzięta. Zaborowska porusza wiele tematów i każdy prowadzony jest w toku akcji po mistrzowsku. Nie istotne, czy chodzi o zabójstwa, śledztwo, czy prywatne sprawy policjantów, autorka doskonale snuje wszystkie wątki, równomiernie dostarczając czytelnikowi informacji na każdy temat.
Książka trzyma w napięciu. W trakcie lektury, która całkowicie mnie pochłonęła, wiernie kibicowałam Julii zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej.
Zakończenie jest zaskakujące, ale i smutne. Ujawnia bowiem, że tak na prawdę do brutalnych zbrodni doszło z powodu najprymitywniejszych ludzkich dążeń.
Genialnie odmalowana postać niespełna 40-letniej policjantki z problemami, doskonale prowadzone śledztwo..
Gorąco zachęcam do lektury i nie ukrywam, iż niecierpliwie czekam na 4. tom przygód Julii Krawiec.

środa, 11 listopada 2015

Bazyliszek - Tomasz Konatkowski

Wydawnictwo WAB, Ocena 4/6
Recenzja mojego męża.
Bazyliszek to 4. część serii kryminałów, której głównym bohaterem jest warszawski komisarz Adam Nowak. Nie znajomość tomów wcześniejszych nie jest jednak przeszkodą w poznaniu Bazyliszka. Każdy z tomów tworzy odrębną całość, a poza tym autor w fabułę wplata liczne nawiązania do wcześniejszych książek.
Kreując swojego bohatera Konatkowski zaczerpnął ze sprawdzonych wzorców. Nowak ma problemy z życiem prywatnym. Ba, on go praktycznie nie ma. Dopiero w tym tomie próbuje sobie je jakoś zorganizować u boku nowej partnerki, ale efekty są mizerne. Ma różne schizy. Czyli trąci generalnie bohaterami skandynawskimi. Poza tym warszawski glina lubi dobre piwo, jeszcze lepszą muzykę (co obrazują liczne, prywatne, nowakowe mini listy przebojów wplecione w tekst książki) i mecze piłki nożnej. 

Tym razem Konatkowski porusza niezwykle ważny i aktualny problem sekt, które mimo, iż w sumie rzadziej o nich obecnie się mówi/pisze, działają coraz prężniej, a ich macki sięgają coraz dalej. Co istotne, są to często sekty powstające na obrzeżach kościoła katolickiego. Temat może wydawać się mało..kryminalny, ale wcale takim nie jest. Dodatkowo (żeby zadowolić zwolenników bardziej krwawych intryg kryminalnych) mamy w książce zabójstwa, zdrady i... ale tego już nie zdradzę. Zachęcam za to do sięgnięcia po Bazyliszka. 
Mam za sobą lekturę wszystkich czterech nowakowych kryminałów Tomasza Konatkowskiego i muszę przyznać, iż autor pisze coraz lepiej. Od wydania 3. tomu minęło trochę czasu, i zdecydowanie wyszło to zarówno Konatkowskiemu, jak i jego bohaterowi Nowakowi na dobre. 
Bazyliszek, to zdecydowanie lepsza intryga kryminalna, niż te, które można było zaobserwować we wcześniejszych tomach. Mniej także przysłowiowego lania wody. 
Plusem są nadal liczne opisy Warszawy, które od 1. tomu serii zdecydowanie dodają jej uroku. Z tym, że w tej książce do topograficznych zachwytów (lub wręcz przeciwnie) nad walorami stolicy, dołączyło także niezłe pisarstwo. 
Atutem są także wstawki z dnia codziennego opisujące czynności, rzeczy, sytuacje, z którymi może utożsamiać się wielu z nas.
No i samo zetknięcie z kościołem, religią, prowadzącego sprawę sekt Nowaka-agnostyka..momentami zabawne, ciekawe, w kilku aspektach kuriozalne.
Bazyliszek nie jest jeszcze mistrzowskim kryminałem, ale widać, iż Tomasz Konatkowski włożył wiele pracy w jego napisanie, starał się, pracował nad swoim warsztatem, nad sposobem ukazania intrygi. Dało to na prawdę dobry efekt. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. 
Zachęcam do lektury i czekam na 5. tom serii.

Za książkę dziękuję Księgarni Empik.com (klik)

piątek, 2 października 2015

Arena szczurów - Marek Krajewski

Wydawnictwo Znak, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Arena szczurów to zgodnie z zapowiedziami autora, ostatnia część serii z Edwardem Popielskim w roli głównej. Popielski to fikcyjny bohater cyklu powieści kryminalnych Krajewskiego, m.in. Erynie, Liczby Charona. 
Ilość przeczytanych tomów sprawia, iż w sumie wiem, czego po kolejnej książce się spodziewać. Bo Krajewski nie wprowadza nic nowego, nie funduje czytelnikowi rewolucji, ale paradoksalnie dzięki temu książki z Popielskim czyta się doskonale, sięgając po nie z sentymentem i ciekawością oraz pewnością, iż nie będzie to czas stracony.
Jak to w serii w każdym tomie bywa, tak i w tej finalnej części akcja toczy się dwutorowo- współcześnie i w 1948 roku.  
W czasach współczesnych syn Popielskiego bada zaszyfrowane zapiski ojca pochodzące z okresu powojennego. W ten sposób próbuje on rozwikłać tajemnicę tożsamości ojca, raz na zawsze dojść do ładu z trudnymi relacjami z ojcem ze swoim postrzeganiem jego osoby.  
A że okres powojenny do łatwych nie należał, zadanie, które drzemie przed synem byłego policjanta do łatwych i przyjemnych nie należy. 
Wtedy to (w roku 1948) główny bohater, były lwowski komisarz policji, incognito przebywał w powojennym Darłowie, gdzie ukrywał się przed ówczesna rzeczywistością, która dopadła zbyt wielu. Ową rzeczywistością był UB. Jego fikcyjna tożsamość obejmuje także nowy zawód. Jest nim uczenie, Popielski staje się nauczycielem w miejscowej szkole. Niestety, ale zaplanowane przez  naszego bohatera spokojne życie długo takim nie pozostało. Niejako mimo woli Popielski zostaje wplątany w bardzo niebezpieczne śledztwo, które całkowicie zmieni jego i tak pogmatwane życie w istne piekło.
Arenę szczurów mimo ohydnej zbrodni, której tematyka jest w książce poruszana, czyta się doskonale. Bardzo podobało mi się, iż pod płaszczykiem kryminalnej zagadki Krajewski ukazuje trudne i nie zawsze jasne, jednoznaczne powojenne losy naszych rodaków. Sama zagadka kryminalna w tym przypadku jest pretekstem do ukazania czegoś więcej. I w ten sposób za sprawą doskonałej książki, mistrzowskiego kryminału, czytelnik dostaje mocnego kopa w postaci pigułki trudnej polskiej historii. 
Arena szczurów to najmroczniejsza część serii o Edwardzie Popielskim i jedna z najlepszych. Gorąco polecam. 

czwartek, 24 września 2015

Mennica - Mateusz M. Lamberg

Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Moja ocena 5/6
Bardzo dobry, ba nad podziw dobry kryminał. Dlaczego piszę nad podziw? A dlatego, że przez pierwszą powiedzmy 1/4 książki nic, ale to absolutnie nic, nawet w najmniejszym stopniu nie zapowiadało, iż Mennica okaże się tak doskonałą lekturą. 
Mateusz M. Lamberg to autor, o którym wcześniej nie słyszałam, chociaż niniejsza książka jest 3. z serii. Nieznajomość poprzednich dwóch tomów absolutnie nie przeszkadzała mi w pochłanianiu Mennicy i wczuciu się w akcję, gdy już przebrnęłam przez te kilkadziesiąt pierwszych, niezwykle spokojnych stron. Te pierwsze rozdziały chociaż w pełni kryminalne (bo i trup się znajdzie, trzy tajemnicze szkielety i inne przestępstwo) to nie mają jakiejś zawrotnej akcji. Ot wszystko rozgrywa się powoli, spokojnie. O ile oczywiście w przypadku takiej fabuły jest to możliwe. 
Póżniej wszystko nabiera przyspieszenia, jakby ktoś włączył turbodoładowanie i tak już pozostaje do końca książki. 
Trudno coś więcej napisać o fabule. Mennica to niebanalna pozycja, wielowątkowa, z arcyciekawymi bohaterami, którzy mają tak pogmatwane życie prywatne, iż cudem jest, że nie wpływa ono w żaden większy sposób na prowadzone przez nich śledztwa. Zdrady małżeńskie, problemy psychologiczne, zagubienie, wypalenie zawodowe, brak kontroli nad emocjami, to i wiele innych spraw jest na porządku dziennym w życiu mennicowych policjantów. Trzeba przyznać, iż Lamberg stworzył niezwykle ciekawą, barwną i niebanalną galerię stróżów prawa. Niektórych z nich lubi się od razu, innych wręcz przeciwnie. Jednak na pewno wobec żadnego z nich nie pozostanie się obojętnym. Dodatkowym ich atutem jest sposób działania. prowadzą dochodzenia w sposób nieszablonowy, spektakularny, ala amerykańska ulica, ala film sensacji. Nie istotne jest dla nich nw danym momencie prawo, niezbyt ważne przepisy, procedury, dokumenty do wypełnienia. W sumie, tak powinna działać policja..policja marzeń. 
No i zagadka kryminalna, która jest kwintesencja powieści, zagadka, która wyprowadzi większość czytelników w przysłowiowe pole.
Mateusz M. Lamberg stworzył mistrzowski kryminał. Mennica sprawiła, iż wpisuję nazwisko tego autora na moją listę kryminalnych mistrzów i już szukam wcześniejszych dwóch tomów serii. Świetna, niebanalna lektura, gorąco polecam. 

 

środa, 21 stycznia 2015

Błyskawiczna wypłata - Ryszard Ćwirlej

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5,5/6
Nie ukrywam, iż Ryszard Ćwirlej należy do autorów, których książki najbardziej lubię czytać. Cenię zręczne pióro pisarza, bystre oko, inteligencję i niesamowite wprost poczucie humoru.
Autor tworzy kryminały, których akcja rozgrywa się w Poznaniu (oraz innych miejscach Wielkopolski) w okresie apogeum PRL-u i w stanie wojennym.
Akcja Błyskawicznej wypłaty  rozpoczyna się pewnej czerwcowej soboty 1982 roku, kilka godzin przed wielkim meczem mundialowym Polska-Włochy. Każdy chce ten mecz obejrzeć w tv, każdy chce zdążyć do domu. Do tego grona zaliczają się także milicjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego poznańskiej komendy MO. Wiadomo, plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać, niezależnie do woli planującego.
Tuż po godzinie 14.00 ma miejsce coś niewyobrażalnego -napad na konwój przewożący pieniądze. Ofiarami czynu staje się 3 milicjantów, pieniądze znikają. W porządnym PRL-u taki napad...to coś niesłychanego. Do tego kwota na jaką opiewa łup...100 milionów złotych polskich. Kwota nie do wyobrażenia. Sprawa priorytetowa zarówno dla władz wojewódzkich jak i szeregowych milicjantów.
Kilkadziesiąt minut później w jednej z kamienic w pobliskiej Pile zostają znalezione wiszące zwłoki męźczyzny. Sprawa jest o tyle dziwna, iż denat oprócz obrażeń związanych ze śmiercią poprzez powieszenie ma także liczne ślady pobicia sprzed kilku godzin. Dodatkowo w jego mieszkaniu znaleziony zostaje ważny, wydany zaledwie miesiąc temu paszport. Było to coś niesłychanego. Paszport należał bowiem do władz PRL i jako takowy nie mógł być przetrzymywany przez obywatela w jego domu. Dodatkowo na 7. stronie dokumentu wbita jest pieczątka, która zezwala posiadaczowi paszportu na podróżowanie do wszystkich krajów świata i to do tego z prawem wielokrotnego przekraczania granicy, a na sąsiedniej stronie znajdowała się wiza RFN na cały rok. Coś takiego nie mieściło się w umysłach ówczesnych obywateli. A to dopiero początek zagadkowej sprawy, w której pytania mnożą się w iście zawrotnym tempie. 
Tym razem Ryszard Ćwirlej przeszedł samego siebie. Napisał świetną, tchnącą głębią PRL-owskiego absurdu powieść kryminalno-obyczajową. Wszystkie smaki, smaczki, sądy, mniemania, bzdury mniejsze i większe codziennego dnia zaserwowane nam są w sposób mistrzowski, co i rusz przeplatają się w treści książki. Do tego należy dodać genialne oddanie wielkopolskiej gwary, którą posługują się bohaterowie książki, niezwykle skomplikowaną intrygę oraz mnogość wątków, w których w pewnym momencie zaplątują się sami dzielni funkcjonariusze MO. Ale bez obaw, wszystkie wątki zostają sprytnie doprowadzone do końca, nic nie umyka, nic nie znika jak to ma miejsce u niektórych pisarzy. 
Błyskawiczna wypłata to 6. powieść kryminalna autorstwa Ryszarda Ćwirleja i moim zdaniem najlepsza. Gorąco zachęcam do lektury tej i pozostałych książek serii. 

Pozostałe zrecenzowane przeze mnie książki Ryszarda Ćwirleja: 
Śmiertelnie poważna sprawa
Upiory spacerują nad Wartą

sobota, 27 grudnia 2014

Przejęcie - Wojciech Chmielarz

Wydawnictwo Czarne, Moja ocena 5,5/6
To moje trzecie spotkanie z prozą Wojciecha Chmielarza i trzecie z policjantem Jakubem Mortką, śledczym, którego szczerze polubiłam i któremu wiernie kibicuję w trakcie kolejnych prowadzonych przez niego śledztw.
Poprzednie przygody komisarza Mortki opisałam: 
tutaj (klik) część I Podpalacz,  
tutaj część II (klik) - Farma lalek.
Tym razem dzielny śledczy ma bardzo dużo na głowie. Przede wszystkim kwestia własnego zdrowia i bezpieczeństwa, co związane jest nierozerwalnie z wydarzeniami opisanymi w Farmie lalek. Poza tym problemy wewnątrz zespołu. Partnera, którym dotychczas był Kochan zastępuje aspirantka Sucha, kobieta z problemami równie wielkimi, jak jej ego, do których jednak nie chce się przyznać i z którą Jakubowi bardzo trudno się pracuje. Kochan co prawda nie był pozbawiony wad, ale były to wady..oswojone, z którymi dało się pracować i porozumieć. Sucha jest inna. Chociaż jak czas i dochodzenie pokażą, doskonała z niej śledcza. Dodatkowym problemem jest kwestia zagadkowych, z pozoru zupełnie nie powiązanych ze sobą zabójstw. Jak się szybko okaże, zagadkowe morderstwa+ tajemniczy ziemny orzeszek (tzw. fistaszek) to tylko drobiazgi. Cała tajemnica jest dużo bardziej skomplikowana i powiązana z okrutnymi, dramatycznymi wydarzeniami sprzed 10 lat. Dodatkowo autor co i rusz dorzuca nam kolejne tropy, kolejne wątki, rozbudowuje intrygę. Wszystko po to, żeby całość jeszcze bardziej zagmatwać. Ale bez obaw. Jak to u Chmielarza, wszystko zostaje konsekwentnie doprowadzone do końca. Brak jest nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, urwanych wątków, zapomnianych śladów, co niestety często spotykamy u innych autorów. Plusem są także bardzo ciekawi bohaterowie, których życie posiada zarówno plusy jak i minusy, a jedne nie przesłaniają drugich. Chmielarz niezwykle umiejętnie rysuje sytuację prywatną i zawodową Mortki, kreuje aspirantkę Suchą i starego policyjnego wygę Grudę. 
Kilka prywatnych wątków pozostaje otwartymi, co daje nadzieję (mam nadzieję, iż nie płonną) na kolejne tomy przygód komisarza Jakuba Mortki.
Po raz kolejny Wojciech Chmielarz zapewnił mi kilka godzin doskonałej, na bardzo wysokim poziomie i niezwykle inteligentnej rozrywki. 
Pisarz tworzy takie kryminały, które czyta się bez przerwy, aż do końca, które chce się jak najszybciej skończyć, a jednocześnie jak najdłużej pasjonować ich lekturą. 

Gorąco zachęcam was do lektury.

środa, 10 grudnia 2014

Ludzie w nienawiści

Wydawnictwo Sonia Draga, Moja ocena 4,5/6
Ludzie w nienawiści, to 1. tom tzw. Trylogii Grobiańskiej. Akcja rozpoczyna się niezwykle dramatycznie. Otóż pewnego dnia krakowski komisarz Andrzej Krzycki zostaje wezwany do błahego z pozoru wypadku. Ginie kierowca quada, który wraz z ocalałym kolegą jeżdził po podkrakowskim terenie chronionym. Niby wszystko wygląda na nieszczęśliwym wypadek, ale kolega ofiary trzęsie się ze strachu i wyraźnie kogoś boi, a tym kimś nie są stróże prawa. Okazuje się, ze ten strach nie był bezzasadny. Kilkanaście godzin póżniej Krzycki zostaje wezwany na brzeg Wisły, gdzie w gondoli balonu znaleziono bez mała wypatroszone zwłoki drugiego miłośnika jazdy quadami. Sprawa jest o tyle trudna, iż druga ofiara tuż przed śmiercią dzwoniła do Krzyckiego z prośba o spotkanie,a  policjant zlekceważył ten telefon. Banalna z pozoru sprawa w toku śledztwa zaczyna mieć coraz więcej wspólnego z innym morderstwem, od trzech lat spędzającym sen z powiek Krzyckiego. Ofiary mają jeden wspólny mianownik: są bezkarnymi, stojącymi ponad prawem kanaliami, co ich śmierć czyni niepokojąco sprawiedliwą. Kim jest ich zabójca? Czy to jakiś mściciel z misją oczyszczenia świata z szumowin, czy może każda zbrodnia ma innego sprawcę? Gdzie przebiega granica między sprawiedliwością i zbrodnią? Między dobrem i złem? Czy w przypadku, gdy prawo nie nadąża za zbrodniami, nie jest w stanie wymierzać sprawiedliwej kary, można je omijać i samemu rozliczać bandytów? 
Szybko okaże się, iż odpowiedź na te i wiele innych pytań to najmniejszy z problemów krakowskiego policjanta. Mściciel działa, pozostaje na wolności, a  Krzycki w pogoni za nim rozpoczyna coś, na co nikt nie miałby ochoty.
Ludzie w nienawiści, to debiut autora i muszę przyznać, iż niezwykle udany. Świetnie nakreśleni bohaterowi, tacy podzieleni na dobrych i złych, granica pomiędzy nimi jest niezwykle wyraźna. Dodatkowo ciekawa intryga, która tylko z początku wydaje się banalną. Niesamowite tempo akcji i doskonałe zakończenie. To tylko niektóre z plusów książki. Odrobinę mogą razić pewne nieścisłości związane z pracą policji, jak opisywać realia, to czynić to rzetelnie. Ale to tylko drobiazg. Jeżeli to wam nie przeszkadza w lekturze, to zachęcam do sięgnięcia po książkę. Gwarantuję ciekawie spędzone godziny i chęć lektury kolejnych tomów. Jako dopełnienie dodam, iż książka aż skrzy się od barwnych opisów Krakowa i okolic miasta.

czwartek, 20 listopada 2014

Niech strawi cię płomień

Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Niech stra­wi cię pło­mień, to druga książka w dorobku Błażej Przygodzkiego. Poprzednia - Z chirurgiczną precyzją bardzo przypadła mi do gustu (recenzja tutaj - klik). Byłam ciekawa, jaki będzie 2. tom przygód niebanalnego ko­mi­sa­rza Niedź­wiedz­kie­go. 
Nie zawiodłam się. Autor stworzył bardzo dobry kryminał, w którym mamy wszystko, co książka tego gatunku powinna mieć - niezłą in­try­gę, błyskawiczne tempo akcji, sympatycznego, niebanalnego, z ironicznym poczuciem humoru i niezwykle inteligentnego dochodzeniowca, ciekawych bohaterów, tajemnicę oraz mroczną atmosferę. 
Akcja toczy się wokół zabójstwa słynnego i doskonale się sprzedającego (jeżeli chodzi o twórczość) wrocławskiego ma­la­rza Ni­ko­de­ma Pa­toc­kie­go. On umiera, a żona w ciężkim stanie trafia do szpitala. Po odzyskaniu przytomności kobieta wskazuje sprawcę zbrodni. Człowiek ten zostaje zatrzymany, uwięziony, ale dzięki sprawnemu adwokatowi  w tempie iście błyskawicznym wychodzi na wolność.Komisarz Niedźwiecki jednak nie odpuszcza i drąży dalej, nieustępliwie prowadząc śledztwo.
Równocześnie śledzimy wątek jurnego wykładowcy Uniwersytetu Wrocławskiego, jego rodziny i o wiele młodszej kochanki-niekochanki (zależy, jak na to spojrzeć). Pewnego dnia ta ostatnia zostaje brutalnie, ale i niezwykle pomysłowo zamordowana i porzucona w parkowych krzakach. Podejrzanych jest dwóch. Czy któryś z nich rzeczywiście dopuścił się zbrodni na młodej, pięknej kobiecie? Bo sposobność i motyw mieli obydwaj. A może winien jest ktoś zupełnie inny? Czy te dwa (na pozór różne) morderstwa mają ze sobą coś wspólnego? Na te i wiele innych pytań musi znaleźć odpowiedź komisarz Niedź­wiec­ki. Zadanie to przysparza mu wiele trudności. Powodów jest wiele, ale najbardziej męczącym jest nowy szef policjanta, infantylny, zadufany w sobie były angielski policjant, typ, który wtrąca się do wszystkiego i ma przerost formy nad treścią. Oto idealny opis pana o wdzięcznym imieniu i nazwisku - Henry Kolasa, z którym Niedźwiecki musi obchodzić się delikatnie, żeby go nie zdenerwować i nie skłonić do dalszych "ulepszeń" w komendzie i do jeszcze większego ingerowania w śledztwa. 
O plusach książki napisałam na początku- świetna akcja, niebanalni bohaterowie etc. Chciałabym dodać jeszcze jeden wielki, przeogromny plus. Panie Błażeju, serdeczne, gorące podziękowania za to, że komisarz Niedźwiecki nie jest jakimś psychicznie popapranym, po przejściach, z depresją, nałogami, wnętrzem niczym czarna dziura człowiekiem, ala bohater skandynawski. Niech on zostanie taki, jaki jest. Niech będzie normalny, jeżdzi na skuterku, niech ma normalną, fajną żonę, niech dalej prowadzi swoje dochodzenia. Bardzo go polubiłam i czekam na kolejną książkę. 
A co do samej książki, gorąco wszystkich zachęcam do jej lektury. Niech strawi cię płomień ma tylko jedną wadę- zbyt szybko dociera się do końca, książka jest zdecydowanie za krótka. 
Muszę jeszcze dodać, iż ten tom przygód komisarza Niedźwieckiego jest lepszy od tomu 1. Oby tak dalej:)

czwartek, 30 października 2014

Rajskie ptaki

Wydawnictwo Czarna Owca, Moja ocena 5,5/6
Rajskie ptaki, to drugi tom przygód doskonałej policjantki Julii Krawiec. To także dowód na to, iż debiutancki kryminał Zaborowskiej Uśpienie (recenzja tu klik) nie był dziełem przypadku, szczęśliwym fuksem nowicjuszki. Marta Zaborowska pisze świetne, dopracowane w każdym calu, trzymające w napięciu kryminały. Oby tak dalej.
Tym razem jej główna bohaterka, Julia Krawiec ma przed sobą niełatwe zadanie. Musi ona zmierzyć się z zaginięciem dwóch młodych kobiet, strzelaniną, pseudo magią, dwoma morderstwami, rodzinnymi tajemnicami miejscowej elity, wypalanymi na ciele kobiet tajemniczymi znakami i demonami z życia prywatnego. Szczególnie te ostatnie dają jej popalić. Julia jest bowiem alkoholiczką, niepijącą od kilku miesięcy, ale z tej choroby nie wychodzi się do końca życia. Jest jej tym bardziej ciężko, iż los boleśnie z niej drwi rzucając pod nogi kolejne kłody. O ile lepiej (zdaniem Julii) takie problemy znosiłoby się po jednym- dwóch drinkach. Niestety nic z tego. Julia wie, że nie może nawet na chwilę odpuścić. Jest jej wyjątkowo trudno - zbyt mało czasu spędza z córką, mama, która niezmiernie jej pomaga choruje, niezwykle skomplikowane śledztwo prawie nie posuwa się naprzód, a jakby tego było mało, w jej życiu wiele zamętu sieje były mąż i pojawia się ktoś z przeszłości, o kim Julia wolałaby zapomnieć. Jednak Julia jest niczym pitbull, jak złapie trop, to już go nie popuści.Cierpi na tym jej córeczka i ona sama. Policjantka jest bowiem na skraju załamania psychicznego i fizycznego. Wyczerpana pod każdym względem, ledwo trzymająca się na nogach, działająca pod ogromną presją. Dziw, że jeszcze jako tako egzystuje. 
Wiernie pomaga jej poznany w I tomie psychiatra Artur Maciejewski. Jest przy niej nawet wtedy, gdy kobieta pozornie go odrzuca.
Rajskie ptaki, to świetny kryminał i jeszcze lepsza powieść psychologiczno-społeczna, taka z życia wzięta.  Zaborowska porusza wiele tematów i każdy prowadzony jest w toku akcji po mistrzowsku. Nie istotne, czy chodzi o porwania, zabójstwa, śledztwo, czy prywatne sprawy policjantów, autorka doskonale snuje wszystkie wątki, równomiernie dostarczając czytelnikowi informacji na każdy temat. 
Książka trzyma w napięciu. W trakcie lektury, która całkowicie mnie pochłonęła, wiernie kibicowałam Julii zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i prywatnej. 
Zakończenie jest zaskakujące, ale i smutne. Ujawnia bowiem, że tak na prawdę do brutalnych zbrodni doszło z powodu najpłytszych ludzkich żądzy. 
Genialnie odmalowana postać niespełna 40-letniej policjantki z problemami, doskonale prowadzone  śledztwo i mistrzowsko ukazana od środka wyjątkowo patologiczna ( będąca miejscową elitą) rodzina. 
Gorąco zachęcam do lektury i nie ukrywam, iż niecierpliwie czekam na 3. tom przygód Julii Krawiec.

piątek, 15 sierpnia 2014

Dwudziesta trzecia

Wydawnictwo Rebis, Moja ocena 4,5/6
To moje pierwsze zetkniecie z prozą Beaty i Eugeniusza Dębskich, na pewno nie ostatnie, ale mam drobne może nie tyle zastrzeżenia, co uwagi do Dwudziestej trzeciej.
Generalnie książkę czytało się niezwykle szybko, przyjemnie, kilka razy w trakcie lektury uśmiechnęłam się. Ot idealne czytadło na plażę. Wielkiego wysiłku umysłowego książka nie wymaga. Jednak nastawiłam się na coś bardziej hmm....kryminalnego.. Tak to dobre określenie. Oczekiwałam także bardziej spektakularnego zakończenia. Bo sprawca zabójstwa podobnie jak jego powód są takie jakieś...niby życiowe, bo tak się zdarza, ale trochę mi słabo współgrają z całością książki i z wysiłkiem, jaki detektyw-amator (nie amator, czort go wie) włożył w rozwiązanie zagadki. Bo niby to (jak napisałam) mało kryminalna książka, ale jednak zabójstwo jest, dochodzenie (i to całkiem porządne) jest, więc może trochę się czepiam...
Ogromną sympatią obdarzyłam głównych bohaterów. Są nimi: profilerka Iwa (dzielnie pomagająca w śledztwie, babki nie da się nie lubić), prawie 40-letni były policjant (wyrzucony ze służby) Tomasz. Najlepsza ze wszystkich jest jednak babcia Tomasza, Roma. Jest to kobieta niesamowita z odrobiną demencji, sama siebie nazywająca zramolałą staruszką, stawiająca pasjansa, namiętnie rozwiązująca sudoku i jolki, popijająca filiżankami kukurydziankę z Kenntucky, albo inszą wódkę na myszach i wcinająca kopy jajek z majonezem (bo jej cholesterol niestraszny). Babcia Roma mnie podbiła:) Gdyby nie kilka jej celnych uwag, mam wrażenie, że jej wnuk, skądinąd były policjant z kilkunastoletnim stażem, nie rozwiązałby zagadki, z którą przyszło mu się zmierzyć. 
Najciekawsza jest jednak sprawa nad jaką pracuje Tomasz. Ową sprawą jest niesłychanie dobrze płatne zadanie (300 tys. zł. polskich za miesiąc pracy), a dokładniej - wytropienie zabójcy pewnego zamożnego przemysłowca i wynalazcy genialnego gwoździa.Tomasz ma wykonać czynność, na której (że tak się wyrażę) wyłożyła się całkowicie policja. Nawet jeżeli zabójcy nie wytropi, zarobi za miesiąc wysiłku 100 tys. zł. Nic dziwnego więc, że męźczyzna przyjmuje zlecenie. Razem z Tomaszem brniemy przez zaułki Wrocławia, Dobromierza, Złotoryi, poznajemy wydarzenia sprzed kilkunastu lat, które wpłynęły na takie, a nie inne zachowanie kilku podejrzanych osób. Niektóre z owych wydarzeń budzą śmiech inne lekką grozę.
Bardzo ciekawie odmalowane są postacie, zarówno głównych bohaterów, jak i tych, których spotykamy tylko raz. Każda z osób wnosi coś do sprawy. I niby wszystko jest ok, nawet odrobinę zbyt długie rozmowy (w myślach) Tomasza z własnym ja nie przeszkadzają, ale czegoś brak. Idealnie do tego pasuje utwór Satisfaction Stonesów, który Tomasz ma ustawiony w telefonie, jako dzwonek....

Jednak  mimo tej drobnej wady zachęcam do sięgnięcia po Dwudziestą trzecią. Generalnie jest to dobra książka, którą czyta się szybko, idealna lektura na trwające lato.A z tego, co widziałam w sieci, zbiera bardzo dobre opinie. Tylko moje zdanie jest trochę mniej entuzjastyczne.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Powróz, czyli Białkowski po raz kolejny zaskakuje i trzyma formę

Wydawnictwo Oficynka, Moja ocena 5,5/6
Książki Tomasza Białkowskiego bardzo cenię. Sam pisarz też jest człowiekiem niezwykle sympatycznym, bardzo mądrym, o czym najdobitniej może świadczyć ilość posiadanych kotów oraz fakt, iż to one wiodą prym w mieszkaniu (takie odnoszę wrażenie z zamieszczanych zdjęć na blogu). Mądry człowiek zawsze godzi się z oczywistymi faktami i uznaje prymat kota:). Wiem coś o tym, mam 3 koty w domu:) A koty mają nas, czyli służbę:)
Byłam ciekawa, jaki będzie Powróz. Książka zaskoczyła mnie, a jednocześnie nie. Nie zaskoczyła ponieważ okazała się świetną opowieścią opartą na autentycznych wydarzeniach. Do tego Białkowski przyzwyczaił mnie już w "werensowej trylogii" (moja własna nazwa:))
Zaskoczeniem był fakt, iż tym razem autor odrobinę bardziej odszedł od formy kryminału na rzecz powieści obyczajowo-społeczno-psychologicznej, trudno nawet jednoznacznie to określić. 
O treści nie napiszę prawie nic. Po pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności i elementu zaskoczenia, które niewątpliwie będą waszym udziałem w trakcie lektury. A poza tym trudno o treści napisać. Tzn. wiadomo, iż podstawą są wydarzenia zwane pogromem kieleckim, które miały miejsce 04 lipca 1946 roku. Doszło wtedy m.in. do  publicznej egzekucji 11 zbrodniarzy z hitlerowskiego obozu w Stutthofie oraz mordu na ludności żydowskiej. Tej ostatniej zbrodni dokonała ludność polska przy współudziale żołnierzy Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicji Obywatelskiej. W wyniku pogromu zginęło 37 Żydów (35 zostało rannych). Zginęło też trzech Polaków.
Jednak bez obaw, Powróz nie jest książką historyczną, a tylko nawiązuje do takowych wydarzeń. Białkowski nie stawia zarzutów, nowych tez historycznych, a tylko wplata minione wydarzenia w te współczesne. Akcja rozgrywa się bowiem współcześnie i w trakcie lektury długo trudno było mi powiązać wydarzenia sprzed ponad 60 lat z tymi współczesnymi. A wszystko łączy jedna prosta rzecz, człowiek i jego najprymitywniejsze, najgorsze cechy - nienawiść, żądza, strach i przerażająca małomiasteczkowa obłuda i głupota. 
Wierzcie mi, autor tak realistycznie nakreślił małomiasteczkowe piekiełko, że po lekturze książki, będziecie tego typu miejsca omijać szerokim łukiem. Losowi dziękuję, że nie przyszło mi w takim miejscu żyć. To nawet nie jest Polska kategorii B, a jakiejś X, czy Y. Miasteczko na pozór zadbane, wszyscy mają pracę, działa szkoła, przedszkole, dom kultury, odbywają się festyny, a gdy zajrzeć pod ten płaszczyk pozornego dostatku i szczęścia..strach się bać. I takie miasteczka możemy mijać wielokrotnie, nie zdając sobie nawet sprawy z ich istnienia.
Akcja jest wartka, ba można śmiało napisać, że od 1. strony pędzi i nie zwalnia nawet na moment. Bohaterowie odmalowani doskonale. Większości z nich nie polubimy, koło części nie chcielibyśmy nawet przejść, ale nic to, liczy się ich doskonałe ukazanie. 
Najciekawiej jednak nakreślone są sylwetki 3 kobiet, niezwykle silnych. Każda z nich jest niebanalna, po przejściach, a jednak dają sobie radę i wzajemnie się wspierają. Iga, Marta i Anna podbiły mnie całkowicie.
Zakończenie, hmmm... zaskakuje i nie. Z jednej strony jest doskonałym odzwierciedleniem najgorszych cech ludzkich, a z drugiej daje jednak nadzieję. 
Gorąco zachęcam do lektury i czekam na kolejną książkę autora.
Ps. Panie Tomaszu bardzo uprzejmie proszę Pawła Werensa (bardzo przeze mnie lubianego bohatera), trochę bardziej włączać do akcji. Ja wiem co przeszedł w trylogii, ale dobrze by było, żeby w kolejnej książce tak trochę się otrząsnął i uaktywnił. Mądry z niego był facet, choć życie go nie oszczędzało:). Smutno bez niego było, tak tylko sobie stanął chwilkę pogadał i już. 
A tutaj linki do recenzji książek Tomasza Białkowskiego: 


niedziela, 13 lipca 2014

Pruska zagadka

Wydawnictwo Oficynka, Moja ocena 5,5/6
Bardzo lubię polskie kryminały, a takie odrobinę piekiełkowate i dopracowane w każdym calu, to wręcz uwielbiam. Dlaczego piekiełkowate? Określenie moje, własne i wydaje mi się, że dosyć dobrze oddające takie charakterystyczne dla nas Polaków (alej jak się okazuje nie tylko dla Polaków) kiszenie się we własnym sosie, takie kopanie pod sobą dołków. Gdy do tego dochodzi mała mieścina ze wszystkimi jej zaletami, ale i wadami (tych ostatnich jest zdecydowanie więcej), to mamy piekiełkowatą sytuację i atmosferę, jaką w Pruskiej zagadce pięknie odmalował autor książki. Akcja rozgrywa się bowiem w pięknie położonym (choć nie ukrywajmy, niezbyt dużym) Wejherowie w 1901 roku. Wtedy to osada ta należała do Prus. Sielsko-anielski żywot mieszkańców miasteczka zostaje brutalnie zakłócony przez zaginięcie miejscowego gimnazjalisty Johanna Wendersa. Gdy po czterech dniach poszukiwań zostają znalezione fragmenty męskiego torsu, sprawa jest niebywale poważna. Nikt nie wątpi, że chłopakowi przydarzyło się najgorsze. Miejscowi stróże prawa nie są w stanie poradzić sobie z taką poważną i mrożącą krew w żyłach zbrodnią. Na pomoc przybywają więc posiłki (i to z samego Berlina) pod postacią inspektora Ignaza Brauna, który jest gwiazdą tamtejszego Wydziału Zabójstw.Śledczy w żaden sposób nie powiązany z miejscowymi układami, układzikami, może na Wejherowo, jego mieszkańców i cała sprawę spojrzeć świeżym okiem. To co widzi, czego się dowiaduje, to właśnie w/w piekiełko. Genialnie odmalowana atmosfera małego, z pozoru sennego miasteczka sprzed ponad 100 lat. Za opisy, plastyczne obrazy i drobiazgowość oddania wszelakich szczegółów (w tym dostosowanie języka, jakim posługują się bohaterowie do ich statusu, zawodu) należą się Piotrowi Schmandtowi gorące brawa. Do tego oddanie obrazu świata, w którym mieszają się narodowości, klasy społeczne, religie, języki. Majstersztyk.
Dodatkowym plusem jest wielowątkowość książki. Szybko okazuje się, iż morderstwo gimnazjalisty nie jest jedynym, ani nawet głównym wątkiem książki. Pruska zagadka wraz z każdym kolejnym rozdziałem rozwija się i zaskakuje coraz bardziej. W trakcie lektury odwracałam pospiesznie kartki, a o nudzie nie mogło być mowy.
Pruska zagadka to świetny, dopracowany w każdym calu, niebanalny kryminał, ale także fantastyczna książka historyczno-psychologiczno-obyczajowa. Wszak takie piekiełkowate miejscowości z siecią zależności, animozji, wrogości, rzadko kiedy szczerej sympatii, nadal w wielu miejscach Polski egzystują i niestety maja się dobrze. 
Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam na kolejną książkę autorstwa Piotra Schmandta. Sięgnę po nią w ciemno.  
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi 


niedziela, 29 czerwca 2014

Bestia - Piotr Rozmus

Wydawnictwo Videograf, Moja ocena 4-/6
Głównym bohaterem jest policjant ze Szczecina Robert Donovan. Męźczyzna po przejściach, które załamałyby najtwardszego postanawia po ponad 20 latach służby odejść na zasłużoną emeryturę. Przenosi się ze Szczecina do niewielkiego szczecinka, gdzie czeka na niego stęskniona siostra wraz z rodziną. Robert jest przekonany, że odpocznie w spokoju z dala od krwawych zbrodni i różnorodnych zwyrodnialców, z którymi dotychczas miał do czynienia. Bo cóż za zbrodniarz może kryć się w miłym, acz prowincjonalnym Szczecinku?! Robert nawet przez moment nie przeczuwa w jak wielkim jest błędzie. raz z jego przybyciem do miasteczka, rozpoczyna się seria makabrycznych, tajemniczych zbrodni. Pewnego mroźnego dnia znalezione zostają zwłoki dwóch bestialsko zamordowanych kobiet, dwoje dzieci zostaje porwanych, a  jeden męźczyzna oskalpowany. Zbrodnie te rozgrywają się w niewielkim miasteczku w ciągu zaledwie kilku tygodni. Początkowo nikt ich ze sobą nie łączy. Do czasu. Chcąc nie chcąc Robert włącza się w akcję, nie zdając sobie sprawy z tego, iż jednocześnie przyjdzie mu się zmierzyć z dwoma równie groźnymi przeciwnikami i tajemnicą sięgającą kilkudziesięciu lat wstecz. 
Bestia jest debiutancką książką Piotra Rozmusa. Na niewątpliwy plus zasługuje sama fabuła, mroczna, krwawa, okrutna, tajemnicza. Autor wymyślił niebagatelną intrygę. Książka jest w sumie dobra, jednak gdyby wyeliminować z niej pewne rzeczy byłaby jeszcze lepsza, bardziej porywająca. Przede wszystkim raziły mnie długie rozmowy bohaterów, czy to dziennikarki z policjantem prowadzącym śledztwo, czy to Roberta z siostrą. Ja rozumiem, ze bohaterowie musza rozmawiać. Jednak w  tym wypadku ilość i długość rozmów zmniejszyłabym o mniej więcej 1/3.
Po drugie wycięłabym z 1-2 elementy zła. Już wyjaśniam o co mi chodzi, co jest o tyle trudne, że nie chcę zdradzać fabuły. Na pewno zostawiłabym świra nr. 1, czyli tytułową zabijającą bestię. Chociaż jak się tak dobrze zastanowić, bestii jest więcej niż 1, ale to tak na marginesie. Na pewno zrezygnowałabym z  satanistów. Bo i bestia-morderca i mafioso po latach szukający zemsty i sataniści i ...(tego nie zdradzę). To trochę za dużo. Bestia-morderca i mafioso to w zupełności wystarczyłoby do skonstruowania niezłej akcji i intrygi. 
Aha i odsłodziłabym trochę Martę, siostrę Roberta, policjanta emeryta. Jest taka słodka, taka cukierkowata, że momentami aż mnie zęby bolały. Nie lubię takich kobiet, ani w rzeczywistości, ani w książkach. Nic na to nie poradzę.
Sporo w książce brutalnych, krwawych, wręcz jatkowatych (moje własne określenie) scen. Ale to poczytuję autorowi za plus. W końcu to ma być krwawy thriller z elementami kryminału i horroru, a nie bajka dla dzieci na dobranoc. 
Generalnie książka nie jest zła, momentami nawet bardzo dobra. Pomimo kilku w/w drobiazgów (które innym czytelnikom mogą wcale nie przeszkadzać) czyta się ją nieżle. Bestia wciąga, intryguje, raz opisy przyprawiły mnie o lekkie mdłości. Bez wątpienia Piotr Rozmus ma potencjał i wierzę, że kolejna książka będzie lepsza. Oby tak dalej. 
Zachęcam do lektury Bestii i pamiętania, iż jest to książkowy debiut autora.


środa, 21 maja 2014

Martwe popołudnie - Mariusz Czubaj

Wydawnictwo Albatros, Moja ocena 5,5/6
Jestem zaskoczona, że to taka dobra książka. Tzn. bardzo lubiłam książki Mariusza Czubaja z Rudolfem ketchupem (jak go nazywam) Heinzem w roli głównej. To jednak jest I tom serii przygód Marcina Hłaski (nie mylić ze znanym literatem). Nie wiedziałam, czy bohater przypadnie mi do gustu, czy polubię jego zachowanie, sposoby prowadzenia śledztwa etc.
Oj polubiłam i to bardzo:) Marcin Hłasko jest niesamowity, chociaż muszę przyznać, iż jego poczucie humoru nie wszystkim musi odpowiadać.
Mamy wyjątkowo upalne lato 2013 roku. W hotelu w Gdańsku zostaje zastrzelony polski parlamentarzysta. Zamordowany był członkiem komisji do spraw służb specjalnych, zaś przy zwłokach znaleziono amfetaminę. Tragiczne, ale nie ukrywajmy - zdarza się. Wielu polskim posłom daleko do krystalicznego ideału, jaki na co dzień głoszą.
Poznajemy Marcina Hłasko, byłego policjanta, a dziś ekspert zajmującego się sprawami bezpieczeństwa w firmach, a także u zamożnych i przewrażliwonych osób prywatnych (genialnie ukazany Pan Miś Koala z podwarszawskiej rezydencji). Hłasko to taki człowiek orkiestra bym rzekła, znający sztuki walki, kilka języków, mgr filozofii, mistrz ciętego dowcipu i improwizacji, które to wielokrotnie już ratowały mu życie. Znienawidzony przez byłych kolegów policjantów, uznany przez nich za kapusia, przez element aspołeczny także znienawidzony (już z innych powodów). Generalnie, człowiek z dużym dorobkiem (w wielu nietypowych nawet dziedzinach), potencjałem i na pewno nieszablonowy. A przy tym outsider zarówno z konieczności życiowej, jak i własnego wyboru.
Hłasko specjalizuje się także w poszukiwaniu zaginionych. Ale nie takich, co to wyszedł po bułki i trzeci dzień nie wraca, ale naprawdę zaginionych. Przez wielu uważany jest za najlepszego w branży. Nic dziwnego, że to on dostaje zlecenie od jednego z najbogatszych ludzi w Polsce. Ma odnaleźć byłego dziennikarza i specjalistę od marketingu politycznego, Daniela Okońskiego. Okazuje się, że mężczyzna pracował nad biografią wpływowego polskiego biznesmena i pewnego dnia zniknął bez śladu. Wraz z nim zniknęły unikalne i (jak domyśla się Hłasko, bo to nie zostało powiedziane) kompromitujące dokumenty.
Hłasko przyjmuje zlecenie bez zbytniego entuzjazmu. Atutem za jest honorarium kilkakrotnie przewyższające standardowe. Zamiast przeczekiwać upalne lato w chłodzie lub  przesiadywać w domku fińskim na Jazdowie (gdzie mieszka), krąży po warszawskich slumsach i hipsterskich klubach na Placu Zbawiciela, styka się, jak sam mówi, z polską Świętą Trójcą, czyli przenikającym się światem polityki, biznesu i mediów. 
Hłasko szybko dochodzi do wniosku, iż trzeba było posłuchać intuicji, która podpowiadała mu, że coś tu śmierdzi. Sprawa komplikuje się bowiem z każdą minutą, a na Marcina czyha chyba każdy menel, każdy biznesmen i przedstawiciele wszystkich służb specjalnych w kraju. Co faktycznie kryje się za zniknięciem Okońskiego? 
Hłasko stopniowo odkrywa ślady prowadzące do zdarzeń sprzed wielu lat. I niektórzy zrobią wszystko, by detektyw zabrał zdobytą wiedzę do grobu. Do wykończenia Hłaski służyć ma nawet..słoik z kompotem. Ale bez obaw, książka nie jest parodią, czy kabaretem. Jest doskonałą powieścią obrazującą świat w jakim przyszło nam żyć.
Dwie rzeczy, które w przypadku Martwego popołudnia zasługują na uznanie, to genialnie odmalowane polskie społeczeństwo i rewelacyjna postać Marka Hłaski. Trzeba Czubajowi  przyznać, iż ma wyjątkowo celne oko i cięty język. Polskie piekiełko (dot. nie tylko Warszawy i świata możnych) prezentuje tak, że nie wiadomo czy śmiać się, czy z rozpaczy płakać, że tacy jesteśmy. Jednak osią i kwintesencją książki jest sam Hłasko. Ogromnie go polubiłam, choć jego specyficzny styl bycia i wypowiedzi, nie do wszystkich przemówi.
Akcja prowadzona jest w mgnieniu oka, nie pozwala na nudę, jest szybka, ostra i nie da się jej przewidzieć. Lubię takie książki i to bardzo.
Martwe popołudnie jest odmienne od cyklu z profilerem Rudolfem Heinzem. Tamten miał swoje schizy na smutno, Hłasko ma schizy na wesoło (chociaż chandra i jego dopada). Obaj są nieprzeciętnie inteligentni, niebanalni i dostarczają doskonałej rozrywki. 
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po Martwe popołudnie i inne książki Mariusza Czubaja. Niecierpliwie czekam na kolejne przygody niskiego wzrostem, ale wielkiego charakterem i sposobem bycia Marka Hłaski. 

poniedziałek, 12 maja 2014

Pozdrowienia z Londynu - Krzysztof Beśka

Wydawnictwo Rebis, Okładka miękka, Moja ocena 5,5/6
Doskonała, arcywyborna kontynuacja przygód detektywa poznanego w I tomie serii, zatytułowanym Trzeci brzeg Styksu (moja recenzja tutaj klik)
Ponownie przenosimy się do fabrykanckiej Łodzi końca XIX wieku. Miasto wielu kultur, gdzie współżyją obok siebie na pozór zgodnie Polacy, Żydzi, Rosjanie, Niemcy. Miasto, gdzie każdy znajdzie miejsce dla siebie, także największe szumowiny i najgorsi zwyrodnialcy. 
Pewnego dnia znalezione zostają zwłoki dwóch kobiet, które zamordowano w wyjątkowo bestialski sposób. Ofiarom m.in. wycięto narządy rodne. Ciała zostały zmasakrowane, okaleczone. Widać też, że ofiarom przed śmiercią zadano wiele bólu. Kto i dlaczego dopuścił się tak makabrycznej zbrodni? Policja zamiast zajmować się śledztwem w sprawie zabójstw, musi pilnować porządku w mieście. W Łodzi rozpoczynają się bowiem zamieszki, które historia nazwie później „buntem łódzkim”.
Gdzie policja nie może, tam pośle...prywatnego detektywa. Jest nim nie kto inny tylko nasz "stary" znajomy, prowadzący śledztwo w poprzednim tomie, Stanisław Berg. Niestety tym razem okaże się, iż śledztwo w sprawie łódzkiego wampira jest dużo bardziej skomplikowane niż wszystkie, jakie dotychczas prowadził. 
Skąd taki tytuł książki? Czy Berg zawita do zamorskiej stolicy? Czy sprawa wampira zostanie ostatecznie rozwiązana? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury książki. Pozdrowienia z Londynu to pasjonujący kryminał retro + świetna książka obyczajowo – społeczno- historyczna rozgrywające się w Łodzi końca XIX wieku. Autorowi udało się wybornie oddać klimat robotniczej Łodzi, łącznie ze szczegółowymi opisami istniejących wówczas budowli (część z nich przetrwała do dziś). Czytając Pozdrowienia z Londynu przenosimy się o ponad 100 lat wstecz do miasta o tyleż fascynującego (bo taka Łódź była), co przerażającego. Gorąco zachęcam do tych wędrówek. Doskonale oddane są nastroje ludności, niezadowolenie wynikające z różnic klasowych, animozje pomiędzy przedstawicielami różnych narodów i religii. wszak Łódź była tyglem kulturowo-narodowościowym, w którym wrzało, oj wrzało. Niestety, o tym ciągle zbyt mało osób pamięta, wie. Dobrze, że Krzysztof Beśka przybliżył atmosferę dziewiętnastowiecznej Łodzi. 
Ul. Piotrkowska pod koniec XIX wieku, źródło wikipedia
Willa Meyera, Łódź ok. 1890-1895 roku, źródło wikipedia
Bardzo ciekawie ukazany jest także sam wątek kryminalny i drobiazgowo prowadzone śledztwo. Momentami aż grozą wieje i trzyma się kciuki za dzielnego detektywa.
Szczerze, to nie mam do czego się przyczepić. No może zakończenie odrobinę bym zmieniła. Co nie znaczy, iż jest ono złe. Po prostu wymarzyło mi się inne:).
Gorąco zachęcam do lektury. I z niecierpliwością czekam na III tom serii.