Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo oficynka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wydawnictwo oficynka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 12 sierpnia 2014

Powróz, czyli Białkowski po raz kolejny zaskakuje i trzyma formę

Wydawnictwo Oficynka, Moja ocena 5,5/6
Książki Tomasza Białkowskiego bardzo cenię. Sam pisarz też jest człowiekiem niezwykle sympatycznym, bardzo mądrym, o czym najdobitniej może świadczyć ilość posiadanych kotów oraz fakt, iż to one wiodą prym w mieszkaniu (takie odnoszę wrażenie z zamieszczanych zdjęć na blogu). Mądry człowiek zawsze godzi się z oczywistymi faktami i uznaje prymat kota:). Wiem coś o tym, mam 3 koty w domu:) A koty mają nas, czyli służbę:)
Byłam ciekawa, jaki będzie Powróz. Książka zaskoczyła mnie, a jednocześnie nie. Nie zaskoczyła ponieważ okazała się świetną opowieścią opartą na autentycznych wydarzeniach. Do tego Białkowski przyzwyczaił mnie już w "werensowej trylogii" (moja własna nazwa:))
Zaskoczeniem był fakt, iż tym razem autor odrobinę bardziej odszedł od formy kryminału na rzecz powieści obyczajowo-społeczno-psychologicznej, trudno nawet jednoznacznie to określić. 
O treści nie napiszę prawie nic. Po pierwsze nie chcę wam odbierać przyjemności i elementu zaskoczenia, które niewątpliwie będą waszym udziałem w trakcie lektury. A poza tym trudno o treści napisać. Tzn. wiadomo, iż podstawą są wydarzenia zwane pogromem kieleckim, które miały miejsce 04 lipca 1946 roku. Doszło wtedy m.in. do  publicznej egzekucji 11 zbrodniarzy z hitlerowskiego obozu w Stutthofie oraz mordu na ludności żydowskiej. Tej ostatniej zbrodni dokonała ludność polska przy współudziale żołnierzy Wojska Polskiego, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicji Obywatelskiej. W wyniku pogromu zginęło 37 Żydów (35 zostało rannych). Zginęło też trzech Polaków.
Jednak bez obaw, Powróz nie jest książką historyczną, a tylko nawiązuje do takowych wydarzeń. Białkowski nie stawia zarzutów, nowych tez historycznych, a tylko wplata minione wydarzenia w te współczesne. Akcja rozgrywa się bowiem współcześnie i w trakcie lektury długo trudno było mi powiązać wydarzenia sprzed ponad 60 lat z tymi współczesnymi. A wszystko łączy jedna prosta rzecz, człowiek i jego najprymitywniejsze, najgorsze cechy - nienawiść, żądza, strach i przerażająca małomiasteczkowa obłuda i głupota. 
Wierzcie mi, autor tak realistycznie nakreślił małomiasteczkowe piekiełko, że po lekturze książki, będziecie tego typu miejsca omijać szerokim łukiem. Losowi dziękuję, że nie przyszło mi w takim miejscu żyć. To nawet nie jest Polska kategorii B, a jakiejś X, czy Y. Miasteczko na pozór zadbane, wszyscy mają pracę, działa szkoła, przedszkole, dom kultury, odbywają się festyny, a gdy zajrzeć pod ten płaszczyk pozornego dostatku i szczęścia..strach się bać. I takie miasteczka możemy mijać wielokrotnie, nie zdając sobie nawet sprawy z ich istnienia.
Akcja jest wartka, ba można śmiało napisać, że od 1. strony pędzi i nie zwalnia nawet na moment. Bohaterowie odmalowani doskonale. Większości z nich nie polubimy, koło części nie chcielibyśmy nawet przejść, ale nic to, liczy się ich doskonałe ukazanie. 
Najciekawiej jednak nakreślone są sylwetki 3 kobiet, niezwykle silnych. Każda z nich jest niebanalna, po przejściach, a jednak dają sobie radę i wzajemnie się wspierają. Iga, Marta i Anna podbiły mnie całkowicie.
Zakończenie, hmmm... zaskakuje i nie. Z jednej strony jest doskonałym odzwierciedleniem najgorszych cech ludzkich, a z drugiej daje jednak nadzieję. 
Gorąco zachęcam do lektury i czekam na kolejną książkę autora.
Ps. Panie Tomaszu bardzo uprzejmie proszę Pawła Werensa (bardzo przeze mnie lubianego bohatera), trochę bardziej włączać do akcji. Ja wiem co przeszedł w trylogii, ale dobrze by było, żeby w kolejnej książce tak trochę się otrząsnął i uaktywnił. Mądry z niego był facet, choć życie go nie oszczędzało:). Smutno bez niego było, tak tylko sobie stanął chwilkę pogadał i już. 
A tutaj linki do recenzji książek Tomasza Białkowskiego: 


niedziela, 13 lipca 2014

Pruska zagadka

Wydawnictwo Oficynka, Moja ocena 5,5/6
Bardzo lubię polskie kryminały, a takie odrobinę piekiełkowate i dopracowane w każdym calu, to wręcz uwielbiam. Dlaczego piekiełkowate? Określenie moje, własne i wydaje mi się, że dosyć dobrze oddające takie charakterystyczne dla nas Polaków (alej jak się okazuje nie tylko dla Polaków) kiszenie się we własnym sosie, takie kopanie pod sobą dołków. Gdy do tego dochodzi mała mieścina ze wszystkimi jej zaletami, ale i wadami (tych ostatnich jest zdecydowanie więcej), to mamy piekiełkowatą sytuację i atmosferę, jaką w Pruskiej zagadce pięknie odmalował autor książki. Akcja rozgrywa się bowiem w pięknie położonym (choć nie ukrywajmy, niezbyt dużym) Wejherowie w 1901 roku. Wtedy to osada ta należała do Prus. Sielsko-anielski żywot mieszkańców miasteczka zostaje brutalnie zakłócony przez zaginięcie miejscowego gimnazjalisty Johanna Wendersa. Gdy po czterech dniach poszukiwań zostają znalezione fragmenty męskiego torsu, sprawa jest niebywale poważna. Nikt nie wątpi, że chłopakowi przydarzyło się najgorsze. Miejscowi stróże prawa nie są w stanie poradzić sobie z taką poważną i mrożącą krew w żyłach zbrodnią. Na pomoc przybywają więc posiłki (i to z samego Berlina) pod postacią inspektora Ignaza Brauna, który jest gwiazdą tamtejszego Wydziału Zabójstw.Śledczy w żaden sposób nie powiązany z miejscowymi układami, układzikami, może na Wejherowo, jego mieszkańców i cała sprawę spojrzeć świeżym okiem. To co widzi, czego się dowiaduje, to właśnie w/w piekiełko. Genialnie odmalowana atmosfera małego, z pozoru sennego miasteczka sprzed ponad 100 lat. Za opisy, plastyczne obrazy i drobiazgowość oddania wszelakich szczegółów (w tym dostosowanie języka, jakim posługują się bohaterowie do ich statusu, zawodu) należą się Piotrowi Schmandtowi gorące brawa. Do tego oddanie obrazu świata, w którym mieszają się narodowości, klasy społeczne, religie, języki. Majstersztyk.
Dodatkowym plusem jest wielowątkowość książki. Szybko okazuje się, iż morderstwo gimnazjalisty nie jest jedynym, ani nawet głównym wątkiem książki. Pruska zagadka wraz z każdym kolejnym rozdziałem rozwija się i zaskakuje coraz bardziej. W trakcie lektury odwracałam pospiesznie kartki, a o nudzie nie mogło być mowy.
Pruska zagadka to świetny, dopracowany w każdym calu, niebanalny kryminał, ale także fantastyczna książka historyczno-psychologiczno-obyczajowa. Wszak takie piekiełkowate miejscowości z siecią zależności, animozji, wrogości, rzadko kiedy szczerej sympatii, nadal w wielu miejscach Polski egzystują i niestety maja się dobrze. 
Gorąco zachęcam do lektury i niecierpliwie czekam na kolejną książkę autorstwa Piotra Schmandta. Sięgnę po nią w ciemno.  
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi 


poniedziałek, 17 marca 2014

Z ostatniej chwili - Małgorzata Sobieszczańska

Wydawnictwo Oficynka, Okładka miękka, Moja ocena 5-/6
Wielce udany debiut:) oby tak dalej. Ale do rzeczy.
Główna bohaterka książki Natalia jest dziennikarką, wydawcą wiadomości w dużej prywatnej stacji telewizyjnej. Jej życie jest złożone z samych newsów, urywanych informacji, stop klatek. W pracy układa jej się doskonale, w życiu prywatnym różnie. Natalia zagoniona, zapętlona między coraz bardziej wymagającą prace, a z reguły pusty i zimny dom, nie przypuszcza, że już za moment jeden z dziennych newsów, jedna stop klatka zmieni ejj całe życie. Tuż przed głównym dziennikiem, przychodzi do redakcji wiadomość o strzelaninie przed sądem. Zginęło w niej dwoje ludzi – były poseł oraz przypadkowy przechodzień. Kiedy na ekranie widać martwe ciała, wiatr porusza przykrywającą je folią i odkrywa twarz zabitego przechodnia. Okazuje się, że to mąż Natalii. W tym momencie jej życie wywraca się do góry nogami, z twórcy informacji zamienia się w jej temat. Co prawda prokuratura i policja rozpoczynają i prowadzą bardzo sprawne śledztwo, ale Natalia po części nie wierząc w skuteczność organów ścigania, po części nakręcana ciekawością i wściekłością na zmarłego męża, sama rozpoczyna śledztwo. Gdyby tylko wiedziała, dokąd śledztwo ja zaprowadzi...
Autorce trzeba przyznać, iż świetnie odmalowała portret Natalii, kobiety pod 40kę z praktycznie nie istniejącym życiem prywatnym, nakręconej adrenaliną newsów. W trakcie lektury zastanawiałam się, czy będąc taka Natalią zrezygnowałabym z prowadzenia śledztwa, wszak czasami lepiej nie poznać prawdy. Ale chyba nie. Nieznane kusi, choćby miało się póżniej żałować, że się odkryło tajemnice. 
Książka jest świetnie napisana, szybko, sprawnie, krótkie rozdziały, a raczej mini rozdziały, do złudzenia przypominające newsy informacyjne, tak  mi się od razu skojarzyło. Doskonale ukazane sylwetki wszystkich bohaterów. Każda z postaci (nieważne pierwszo- czy drugoplanowa) jest arcyciekawie i zręcznie odmalowana. 
Tylko zakończenie odrobinę mnie rozczarowało. Tzn. może nawet nie rozczarowało, tylko w trakcie lektury całej książki odczuwa się niesamowitą adrenalinę i ciekawość, a jak się okaże śmierć męża Natlaii była...a to już nie zdradzę, napiszę tylko, że spodziewałam się innego rozwiązania. 
Gorąco zachęcam do lektury tej niepozornej książki. Mam nadzieję, że was równie pozytywnie zaskoczy, a lektura będzie wielka przyjemnością. 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Wywiad z Agnieszką Pruską...

Anne18
  • Czy Pani zdaniem kiedyś powstanie lub już powstał kryminał , który spodoba się wszystkim nawet najbardziej "wybrednym" fanom gatunku.

Nie sądzę. Tak naprawdę co czytelnik, to inne oczekiwania, wymagania. Nie mówię tego jako autorka, ale właśnie jako czytelnik i osoba mająca wśród znajomych osoby czytające zdecydowanie więcej niż statystyczny Polak. Jedni wolą bardziej krwawe opisy, inni udział mafii, jeszcze inni intrygi polityczne albo szpiegowskie lub kryminał z wątkiem miłosnym...ile ludzi tyle opcji. Połączenie wszystkiego w jednej książce nie wydaje mi się możliwe, chyba można by się było pogubić w tym wszystkim. Nie byłoby też celowe, przecież jest tak olbrzymi wybór książek na rynku, że każdy może znaleźć coś, co odpowiada jego gustom. Proszę sobie przypomnieć, czy dyskutując ze znajomymi na temat przeczytanej książki nie spotkała się Pani ze skrajnie różnymi opiniami?Ja nawet u siebie w domu tak mam, nie zawsze jesteśmy zgodni oceniając to, co właśnie przeczytaliśmy. Każdy szuka czegoś innego, każdy czytelnik ma inny gust.

  • Co poza tematyką powieści decyduje o tym, kto obejmuje patronat medialny nad daną książką?
Niestety, obawiam się, że to pytanie nie do mnie, takimi sprawami zajmują się wydawnictwa, nie autorzy, więc nie potrafię odpowiedzieć.
  • Zapytam tak trochę kulinarnie. Jakie są podstawowe składniki dobrego kryminału, czego nie powinno w nim zabraknąć?
Ze składnikami na dobry kryminał jest podobnie jak z przepisem na sałatkę warzywną. Niby wiadomo, co wchodzi w skład, ale każdy zrobi ją nieco odmiennie. Nie każda sałatka będzie wszystkim smakowała i nie każda książka będzie się wszystkim podobała. Wszystko zależy od gustu i nie istnieje uniwersalny przepis. Poza tym, w przypadku „składników” na kryminał ich użycie lub poniechanie zależy od treści samej książki. Należą do nich na przykład: intryga, bohaterowie, ich wzajemne relacje, trup (często niejeden), zwroty akcji, odpowiednio dobrany język, opisy miejsc przestępstw, zwłok....oczywiście nie wszystko występuje w każdej książce, a wykorzystywane jest w miarę potrzeb.  Powieści Joe Alexa, Piotra Pochuro czy Saszy Hady zdecydowanie się różnią, a przecież wszystkie są znakomitymi kryminałami. Osobiście lubię te książki, w których autor zwraca uwagę na pracę nie tylko policji, ale również patologa i techników dostrzegając ich wkład w rozwiązanie sprawy. Co do reszty składników, to już różnie bywa, ale zdecydowanie nie lubię kryminałów z polityką w tle.

Werka77

  • Czy wydanie książki jest w Polsce czymś bardzo trudnym? (chodzi o znalezienie wydawnictwa, które zechce wydać książkę).
Jeżeli chodzi o „Literata”, to miałam szczęście, bo został wydany przez pierwsze wydawnictwo do którego wysłałam tekst. Ale z tego co się orientuję, to wydawnictwa dostają bardzo dużo tekstów – propozycji, więc zainteresowanie potencjalnego wydawcy własnym tekstem do łatwych rzeczy raczej nie należy. Kiedyś napisałam książkę na zamówienie córki, to fantastyka dla nastolatków, potem wysłałam ją do kilku wydawnictw i...cisza. Albo była do niczego, albo nikt nie był zainteresowany takim tematem, albo debiutującym autorem, nie wiem. Po kilku próbach poddałam się.
  • Jak wiele w Pani książce zawarła Pani siebie?
Z samej siebie raczej niewiele. Na pewno wątki związane z aikido i zainteresowanie medycyną sądową...chyba tylko tyle. No może jeszcze nieco gustów czytelniczych.

  • Czy kreując bohaterów książki, wzorowała się Pani na ludziach Panią otaczających?
Zdecydowanie tak. Cały czas spotykamy się z innymi ludźmi, napotykamy różne sytuacje, zbieramy doświadczenia, często zupełnie nieświadomie. A potem wyobraźnia wykorzystywana przy pisaniu i kreowaniu czegoś nowego czerpie z tego garściami. Natomiast ani jedna postać występująca w „Literacie”nie ma swojego odpowiednika wśród moich bliższych lub dalszych znajomych, jedna ma cechy pewnej grupy osób. Ogólnie mówiąc, przeniosłam niektóre cechy ludzi  spotykanych w świecie realnym na bohaterów książki, a nie odwrotnie.
  • Czy pisząc książkę, miała Pani momenty zwątpienia, kiedy sądziła Pani, że nie dokończy swojego dzieła?
Raczej nie. Lubię sam proces pisania, zbierania informacji, sprawdzania danych i już samo to jest pewnego rodzaju stymulatorem do pisania. Bo za chwilę na pewno będę musiała czegoś poszukać, poczytać na jakiś świeżo odkryty, nowy, pasjonujący temat, zapuścić się w nieznane mi dotychczas rejony. To wciąga i to nawet bardzo. Faktem jest jednak, że książka powstawała ponad rok, czasem  nie pisałam przez dłuższy czas, ale to raczej ze względu na inne, również atrakcyjne, zajęcia, a nie na zniechęcenie i zwątpienie.
  • Rozpoczynając pisanie pierwszej książki, od razu robiła to Pani z myślą o jej wydaniu, czy też robiła to Pani dla czystej przyjemności?
Jak już wspomniałam pierwszą książkę napisałam dla córki, nie myśląc z początku w ogóle o jej wydaniu. W przypadku „Literata”, już się z tym liczyłam, ale...to, że został wydany, to zasługa mojego męża, który mnie zmobilizował do kontaktu z wydawnictwem. Wydaje mi się, że każdy, kto pisze, ma w cichości ducha nadzieję, że uda mu się książkę wydać. Z drugiej strony, sądzę, że gdyby „Literat” nie został wydany, to i tak powstała by jego kontynuacja, pisałabym hobbystycznie, sobie a muzom, traktując to jako sposób na przyjemne spędzenie czasu.
  • Czy uważa Pani, że szkolne lektury zachęcają do czytania, czy też wręcz przeciwnie? Słyszy się nieraz, że młodzi ludzie często odrzucają taką formę rozrywki, a może problem leży właśnie tutaj?
To jest trudny i w moim odczuciu kontrowersyjny temat. Mam nastoletnią córkę, która zalicza się do klanu czytających, gdy była mała, czytaliśmy jej, potem zaczęła sama, nawyk czytania został jej zaszczepiony w domu, nie w szkole. Teraz zdecydowanie nie uważa czytania za stratę czasu, wymieniamy się niektórymi książkami lub polecamy coś sobie. Natomiast do większości lektur szkolnych ma negatywny stosunek, podobnie jej znajomi. Prawdopodobnie narażę się polonistom, ale uważam, że zakres lektur powinien zostać nieco zmieniony, powinno być więcej takich pozycji, które miałyby szanse zainteresować młodzież literaturą i zaszczepić w niej na przyszłość chęć czytania, a nie tylko pokazać dorobek literacki, taki przez duże L. Bo, nie oszukujmy się, więcej osób sięga po coś współczesnego, niż po klasyków, których wszyscy niby znają, ale czytali najczęściej ostatni raz w szkole. Wyjątki są, oczywiście - ja uogólniam. Kolejną przyczyną niechęci do lektur jest, moim zdaniem będącym wynikiem obserwacji latorośli, różnica w tempie akcji w pisanych obecnie książkach i w większości tych, które są lekturami. Uczeń który przeczytał, na przykład, cykl „Feliks, Net i Nika” Rafała Kosika, może czuć się znudzony tempem akcji w „Nad Niemnem”, a nie każdy dostrzeże inne walory książki. I tu rola nauczyciela. A dobry polonista powinien umieć zainteresować uczniów prawie każdą książką, nawet taką która wydaje im się niewarta czytania. Inna sprawa, że obecnie nie trzeba czytać książki, żeby mieć o niej całkiem niezłe pojęcie. Czytanie streszczenia lektury jest na porządku dziennym, a krążąca po sieci ilość opracowań gwarantuje uczniowi możliwość znalezienia czegoś potrzebnego. Co gorsza, zdarza się, że ktoś, kto przeczyta lekturę dostaje niższą ocenę ze sprawdzianu, niż ten, który przeczyta opracowanie, w którym ma wszystko podane „na tacy”. Moje dziecko wykombinowało, że nie opłaca się czytać lektur, które są w większości tak sobie ciekawe, lepiej poczytać coś innego, a na potrzeby szkoły posłużyć się opracowaniem. I dostać lepszą ocenę.  Sądzę, że tak się dzieje w przypadku znacznej części młodzieży.
Niezależnie od wpływu lektur i szkoły na późniejsze zainteresowanie książkami, uważam, że czytanie przegrywa z komputerem czy telewizorem ze względu na lenistwo potencjalnych czytelników. Tak po prostu. Łatwiej jest posłużyć się pilotem czy klawiaturą.

  • Co się zmieniło po wydaniu pierwszej książki? Czy były to ogromne emocje? Czy zaczęła być Pani rozpoznawana?
Największą zmianą było to, że zaczęłam uczestniczyć w czymś, o czym nie miałam najmniejszego pojęcia. Jakoś wcześniej nie pomyślałam, że jeżeli „Literat” zostanie wydany, to w kalendarzu pojawią mi się wpisy typu „spotkanie autorskie”, „wywiad w radiu”. Ale to całkiem przyjemne zmiany. Poza nimi wszystko pozostało, tak jak było, chociaż nie, przepraszam. Zamiast kosić trawę w ogródku, odpowiadam na pytania czytelników, przedtem nie miałam takiej wymówki. Emocje związane z wydaniem były spore, ale to chyba naturalne. Odpowiedź z wydawnictwa o mało nie wprawiła mnie w trwałe osłupienie, bo nawet jeżeli po cichutku miałam nadzieję na wydanie „Literata”, to liczyłam się z długim oczekiwaniem, a książka wyszła mniej więcej cztery miesiące po wysłaniu przeze mnie tekstu. Szok. Co do rozpoznawania, to nie przesadzajmy, kto by kojarzył autora jednej książki? I szczerze mówiąc, nie chciałabym być rozpoznawana na każdym kroku, to musi być szalenie uciążliwe, na celebrytkę się zdecydowanie nie nadaję.
  • Jak przyjmuje Pani krytykę? Czy jest ona budująca, czy też wręcz pogrążająca?
Zacznę od końca. Wiem o trzech negatywnych recenzjach „Literata”, pozytywnych jest przytłaczająca większość, więc na pewno ta krytyka mnie nie pogrążyła. Nieco zdumiała, owszem. W każdym  z tych przypadków, oprócz zastrzeżeń natury ogólnej, występuję wspólną cecha jaką jest podniesienie, według mnie mało istotnych szczegółów do rangi cech charakteryzujących książkę, bohatera a nawet mnie samą. Ale może to tylko mnie się wydaje, że to małe istotne szczegóły? Każdy ma prawo do własnej opinii, a że nie wszystkim wszystko się podoba, to raczej naturalne i trudno oczekiwać czegoś innego. Zainteresowanym mogę zdradzić, że zostałam posądzona, o to iż ciocia Lusia to moje alter ego, jedną z istotnych cech Uszkiera, jest to, że lubi kąpać się w wodzie, którą przygotowała sobie żona, a książka jest pochwałą policji i... duchowieństwa! A moja koleżanka będąca wojującą antyklerykalistką nie zauważyła tego! I właśnie to w książkach jest piękne, że każdy odbiera czytany tekst inaczej, każdy oczekuje czegoś innego i co innego lubi. Poza tym podczas czytania recenzji rzuciła mi się w oczy jeszcze jedna rzecz. Często zdarza się, że coś ganione przez jednego recenzenta jest chwalone przez innego, to ciekawe doświadczenie i ukazuje, jak różne są oczekiwania odbiorcy. Takim przykładem jest na przykład sam Barnaba Uszkier, jednym podoba się, to, że jest „inny”: ma dom, rodzinę, szczęśliwe, poukładane relacje z najbliższymi. Innym nie: woleliby, aby nie był taki...wzorowy i szczęśliwy. Niestety nie ma takiej możliwości, aby zaspokoić oczekiwania wszystkich, to absolutnie nie jest możliwe. Sensowna krytyka jest niezmiernie wartościowa, już z niej skorzystałam przy pisaniu dalszych przygód Uszkiera. Na przykład kilka osób, nie znających się, więc nie komentujących książki we własnym gronie, zwróciło mi uwagę na to samo. Brakowało im omówienia motywów działania mordercy, niby przewija się to przez całą książkę, ale przydałoby się końcowego podsumowanie. Konstruktywne krytyczne uwagi, zawsze są przeze mnie mile widziane, poza tym świadczą o tym, że ktoś zadał sobie nieco trudu, aby przeanalizować to, co przeczytał. Z niektórych uwag zapewne skorzystam.

Kwiatusia

  • Kiedy narodziła się u Pani chęć pisania? Czy w tej chwili spontanicznie chwyciła Pani za długopis, usiadła przed klawiaturą komputera; a może wróciła Pani do tego pomysłu po pewnym czasie?
Chęć pisania, czy chęć napisania kryminału? Swoją pierwszą „książkę”napisałam w podstawówce, była rozwinięciem wypracowania, i zajmowała chyba cały zeszyt A4. Wzorowałam się nieco na „Tapatikach”  pani Marty Tomaszewskiej (super książka dla dzieci), poleciałam z rodziną i psem w kosmos i miałam sporo przygód. Tytuł mówiący sam za siebie „My i Księżyc”. Jeżeli chodzi o kryminał, to chęć się objawiła niedługo przed jego napisaniem. Nie nosiłam się z tym pomysłem przez kilka lat, można powiedzieć, że od razu wszedł w fazę realizacji. Nie siadłam jednak natychmiast do klawiatury pisząc książkę z marszu. Na początku zaczęłam spisywać pomysły, powstał jakiś plan i ogólne założenia oraz lista rzeczy do sprawdzenia.

  • Co czuje autor który pisze ostatnie zdanie swojej książki?
Mogę się wypowiedzieć jedynie za siebie, nie wiem co odczuwają inni, podejrzewam, że mogą to być skrajnie różne odczucia. Ja miałam dwie myśli, pierwsza: „a teraz trzeba to posprawdzać” , druga dotyczyła możliwości zajęcia się dalszymi losami Uszkiera. Nie ukrywam, że na pewnym etapie pisania „Literata” zaczęłam zastanawiać się jakie mogłyby być jego dalsze perypetie, jaką kolejną sprawę mógłby rozwiązać. A więc z jednej strony pewna ekscytacja związana z zakończeniem pracy i perspektywą szukania wydawcy, z drugiej radość z możliwości rozpoczęcia czegoś nowego.

  • Jeśli Pani najnowszy kryminał miałaby zostać wydany w formie audiobooka i miałaby Pani możliwość wyboru czytającego – kto by to był?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, a sama nie korzystam z audiobooków, zdecydowanie wolę czytać niż słuchać, poza tym czyta się szybciej. Chciałabym jednak aby głos czytającego współgrał z rodzajem tekstu, w roli tej widziałabym raczej mężczyznę niż kobietę, niższy głos jakoś bardziej pasuje mi do kryminału.
  • Czy pamięta Pani tytuł pierwszego kryminału, który Pani przeczytała?
Tytułu nie pamiętam, pamiętam za to samo morderstwo i problemy związane z jego rozwiązaniem. Pamiętam też, że książka miała momenty, w których się bałam, czytałam szczelnie owinięta kołdrą. To był stary kryminał, być może nawet przedwojenny, znaleziony u kogoś z rodziny, a ofiara została zamordowana strzałem z łuku (kuszy?), który padł przez zakratowane okno. Może ktoś z Państwa spotkał się kiedyś z taką książką? Natomiast następne było „Wszystko czerwone” Joanny Chmielewskiej, od którego nie mogłam się oderwać i czytałam nawet po drodze do sklepu płacząc ze śmiechu.
  • Jaki kryminał wywarł na Pani największe wrażenie?
Bardzo trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Czasem odczucia  po lekturze (nie tylko kryminału) mimo, że wydają się na początku niezatarte bledną po przeczytaniu  kolejnej, albo odwrotnie, dopiero po pewnym czasie uświadamiam sobie, jak duże wrażenie wywarła na mnie jakaś książka. W ostatnim czasie jestem pod wrażeniem książek Eliota Patisona, w których głównym bohaterem jest więzień chińskiego obozu pracy, były inspektor, a akcja toczy się na terenie Tybetu. Pierwszą książkę z cyklu, „Mantrę czaszki” ktoś mi polecił, przeczytałam i dokupiłam resztę. Czytelnik  poznaje stosunki panujące w Chinach, sytuację ludności zamieszkującej Tybet, spotyka się z mnichami buddyjskimi. Egzotyka. A wszystko to towarzysząc byłemu inspektorowi podczas rozwiązywania zagadki kryminalnej. Dodatkowym plusem jest to, że Patison bywa tam, a nie tylko zna Chiny i Tybet z książek i telewizji, więc można mieć nadzieję, że wie o czym pisze.
  • Czy pisze Pani teraz kolejny kryminał, jeżeli tak to proszę nam zdradzić kto będzie ofiarą :)?
Kolejna część przygód nadinspektora Uszkiera jest już napisana i wysłana do wydawnictwa, do trzeciej zbieram materiały, bo będzie dotyczyła obcego mi środowiska. Kto jest kolejną ofiarą? Mężczyzna w średnim wieku, poświęcający sporo czasu na realizację swojego hobby, mieszkaniec Gdańska.
  • Czy zamierza Pani pisać tylko kryminały? Czy inne gatunki powieści pojawią się w Pani twórczości?
Jeżeli miałabym napisać coś innego niż kryminał, najprawdopodobniej była by to powieść fantastyczna, a na pewno ani nie romans, ani nie horror. Może kryminał z elementami fantastyki albo fantastyka z wątkiem kryminalnym? Trochę mnie również kusi spisanie bajek wymyślanych przez babcię i opowiadanych mi w dzieciństwie, ale to raczej dla siebie, tak na pamiątkę , nie z myślą o publikacji.
  • Czym jest dla Pani pasja? Czy wyobraża sobie Pani życie bez niej?
I znowu zacznę od końca. Nie, nie wyobrażam sobie życia bez pasji, bez realizowania hobby, takiego życia praca- dom, praca-dom i nic więcej. Znam osoby, które tak funkcjonują i jest im z tym dobrze, są szczęśliwe i nie próbują nawet czegoś innego, ale ja bym tak nie potrafiła. Pasją może być zarówno zdobywanie górskich szczytów jak i gotowanie czy robienie na drutach lub oglądanie filmów, nie wspominając o tak przyjemnej czynności, jak czytanie książek. Jest tyle możliwości, że każdy może się realizować w inny sposób. Pasja jest dla mnie odskocznią od codzienności, przeniesieniem się w nieco inną rzeczywistość, zostawieniem, chociaż na chwilę, problemów dnia codziennego. Poza tym realizacja pasji wiąże się się niejednokrotnie z poznawaniem nowych ludzi dzielących te same zainteresowania, wymianą doświadczeń, trudno tego nie docenić. Gdybym nie trenowała aikido, nie poznałabym połowy swoich znajomych, ba, nawet nie wiedziałabym o ich istnieniu. Dużo bym straciła. Poza tym w moim przypadku tak się składa, że z częścią znajomych mam podobne zainteresowania czytelnicze, więc wymiana książek i opinii na ich temat kwitnie w najlepsze, współdzielimy kolejną pasję.

  • Sezon urlopowy w pełni więc proszę nam zdradzić jakie są Pani plany urlopowe? Czy jest jakieś miejsce do którego lubi Pani wracać?
Niestety jestem już po urlopie, być może uda mi się jeszcze wyjechać we wrześniu, ale na razie to tylko plany. W tym roku wakacje spędzałam na Warmii, i mimo pewnych obaw związanych w pobytem w dość dużym ośrodku, znakomicie wypoczęłam. Miejscem, do którego wielokrotnie powracam jest Chorwacja, a zwłaszcza Trogir. Wiem, wiem, tam też jest tłok, ale mamy swoje sprawdzone „odludne” miejsca na Ciovo. Od lat jeździmy do zaprzyjaźnionych gospodarzy, co ciekawe, jest to mieszane małżeństwo chorwacko-serbskie żyjące w zgodzie od półwiecza.

Prowincjonalna nauczycielka

  • Co najtrudniej jest Pani opisać? Przed czym się Pani wzdraga? Do czego brak Pani słów? (to jedno, rozbudowane pytanie)
Nie wiem, chyba jeszcze nie wiem. Sądzę, że mam za małe doświadczenie, żeby jednoznacznie to określić, ale mam pewne przypuszczenia. Niechętnie opisywałabym tragedie związane ze zwierzętami, na przykład opis maltretowanego psa lub kota sprawiłby mi na pewno problem, byłbym w to za bardzo zaangażowana emocjonalnie. Nie chciałabym również wdawać się  w rozważania natury politycznej czy religijnej, chyba, że byłoby to istotne ze względu na przebieg akcji, miało znaczenie dla całości problemu i wpływało na bieg wydarzeń. Te tematy zawsze budzą duże emocje i kontrowersje i czasem mogą przysłonić sam wątek kryminalny. Poza tym osobiście lubię kryminały, w których policja zajmuje się łapaniem przestępców a nie angażuje w politykę, więc i w „Literacie” jej nie ma. Do czego brak mi słów? Do niektórych opisów i na pewno przy tematach, z którymi nie mam na co dzień do czynienia, fachowego nazewnictwa związanego z czymś nietypowym. W tej chwili właśnie zbieram materiały i uzupełniam swój słownik w związku z kolejną książką, niby mam trochę kontaktu ze środowiskiem, które będę opisywała, ale to za mało, trzeba się podszkolić. Dobrze, że mam u kogo.

Jola

  • Pani Agnieszko-jak literaturę pani czytuje i skąd pomysł na kryminał?
Nie czytam romansów, i horrorów, nie przepadam za fantasy. Poza tym czytam prawie wszystko, zależnie od nastroju, przesycenia jednym gatunkiem, od tego co mi akurat ktoś poleci, albo od tego jaki temat mnie zainteresuje. I niekoniecznie to, co akurat jest w tej chwili największym bestsellerem, czasem kupuję w sieci książki, które kiedyś czytałam i zapadły mi w pamięci, a od jakiegoś czasu nie było wznowień. Faktem jednak jest, że proporcjonalnie najwięcej czytam książek kryminalnych lub sensacyjnych, albo takich, które traktują o rzeczach z tym związanych. Poza tym czytam książki historyczne, biograficzne, trochę fantastyki, podróżnicze, trochę popularno -  naukowych. Różnie. Pomysł na kryminał jest skutkiem ilości przeczytanych kryminałów oraz książek bądź artykułów związanych z tematyką zbrodni i spostrzeżenia (szalenie „odkrywczego”), że istnieje niewiarygodnie duża ilość sposobów na pozbawienie życia. I zastanowienia, czy nie ma ludzi, którzy chcieliby „przetestować” to, co wyczytają. Nie skopiować opisaną zbrodnię i wykorzystać ją do własnych niecnych celów, a wypróbować, czy to, co zostało przedstawione w książkach, jest możliwe do realizacji.
  • Gdyby stało się tak/czego pani życzę/że ktoś chciałby zekranizować Literata-jaka obsadę pani ma wymarzoną. Czy może wybór czytelników miałby jakiekolwiek znaczenie.
Nigdy nie myślałam o „Literacie” w kontekście przeniesienia książki na ekran, więc tym bardziej nie zastanawiałam się nad obsadą. I nie wiem, czy chciałabym, aby został zekranizowany, czasem film bardzo mocno odbiega od książkowego pierwowzoru, jako czytelniczka nie raz już przeżyłam takie rozczarowanie. Pani pytanie zmusiło mnie do zastanowienia, po którym nasunęło mi się spostrzeżenie, że raczej wiem, kogo bym NIE widziała w obsadzie, i nie dotyczy to konkretnych aktorów, a jest pewnego rodzaju uogólnieniem. Zaczynając od głównego bohatera: na pewno by mnie raził w tej roli mężczyzna niski, z zarysowanym mięśniem piwnym i zarostem – przyzwyczaiłam się do swojego wyobrażenia Uszkiera. I żaden cyniczny ponurak, Barnaba jest raczej ciepłym człowiekiem. W przypadku Ani Więdzik, nie odpowiadałaby mi ani brunetka, ani blondynka, gdy o niej myślę, widzę dynamicznego rudzielca z burzą dość niesfornych włosów. Z to po sierżancie Gołębiu powinno być widać, że to facet z dużym doświadczeniem i że z nie jednego pieca jadł chleb. Poza tym wolałabym aby byli to stosunkowo mało znani aktorzy, jeszcze nie zaszufladkowani, tak aby widzowie nie oglądali ich przez pryzmat poprzednich ról i nie byli do nich przyzwyczajeni. Co do drugiej części pytania, to mogę jedynie spekulować. Wydaje mi się, że obsada to działka ludzi odpowiedzialnych za produkcję i to oni decydują o niej, więc przyszła publiczność nie ma wpływu na wybór aktorów. Ale...może jakiś drobny konkurs? Ze dwie propozycje do wybrania? Jako działania promocyjne? 
  • Kiedy następna książka. Kryminał czy powieść obyczajowa,jaka będzie ta książka?
Kolejną  książką będzie również kryminał, z tymi samymi bohaterami, nadkomisarz Uszkier i jego współpracownicy staną przed kolejnym problemem. Dalsze perypetie bohaterów już zostały wymyślone, książka napisana i przesłana wydawcy. Jej dalsze losy już nie ode mnie zależą, mogę jedynie trzymać kciuki, za to, żeby się spodobała.
  • Dlaczego zdecydowała się pani uprawiać aikido? Skąd takie zamiłowanie do japońskich sztuk walki?
Aikido to kolejna dyscyplina sportowa, którą się zajmuję, kiedyś pływałam, uprawiałam judo, rekreacyjnie grałam w koszykówkę... aż  przyszła kolej na aikido. A tak naprawdę, to rozpadła nam się ekipa do kosza, trzeba było sobie znaleźć inną formą ruchu, kolega zaproponował aikido i tak już zostało. Trenuję od dwunastu lat i nie czuję się znudzona, odkrywam coraz nowe możliwości.  Jeżeli chodzi o zamiłowanie do wschodnich sztuk walki, to ma ono początki gdzieś w szkole podstawowej i filmach z Bruce'm Lee. Zainteresowanie przełożyło się na chęć trenowania karate, ale kiedyś nie było tyle sekcji wschodnich sztuk walki i jedyną dostępną mi opcją okazało się judo, więc skorzystałam z tego, co było osiągalne. Sądzę, ze zainteresowania, które wykiełkowały w okresie dzieciństwa lub młodości gdzieś tam w nas siedzą i czekają na swoją chwilę. Tak było u mnie z aikido.
Otrzymuje...Anne18.
Proszę o przysłanie adresu na email: anetapzn@gazeta.pl

wtorek, 9 lipca 2013

Literat - Agnieszka Pruska

Wydawnictwo Oficynka, Okładka miękka, 329 s., Moja ocena 4,5/6
Przesympatyczna, zabawna, zaskakująca kryminalna lektura nie tylko na lato.
Pewnego dnia o świcie na policyjny numer 112 dzwoni mężczyzna z uprzejmą informacją - Dzień dobry, znalazłem mumię! Po upewnieniu się, że nie maja do czynienia z będącym pod wpływem napojów wyskokowych żartownisiem, policjanci wysyłają na wskazane miejsce patrol, który ze zdziwieniem, konsternacją i przerażeniem odkrywa, że faktycznie mumia jest, tam, gdzie miała być, wszystko się zgadza, chociaż...w sumie nie bardzo...
I wtedy się zaczyna. Przed prowadzącym dochodzenie nadkomisarzem Barnabą Uszkierem stoi nie lada zadanie - przede wszystkim wyjaśnić cóż to za mumia (czy w miarę świeżą, czy raczej wiekowa), skąd się wzięła na gdańskiej plaży i jakim cudem ma w sobie oczy liczące ponad 100 lat.
Jakby tego było mało, błyskawicznie okazuje się, że to nie jedyna mumia, którą będą musieli zająć się dzielni policjanci. Otóż kobieta będąca z psem na spacerze, łapie za wystającą z piasku gałąż, żeby rzucić psu, a tu okazuje się, że to nie gałąż tylko ręka mumii...
Śledztwo z każdym momentem komplikuje się, nic już nie wydaje się tak proste, jak zakładano na początku.  A dwie mumie to dopiero początek atrakcji, jakie sprytny morderca przygotował dla dzielnych stróżów prawa.
Dodatkowym plusem (albo i minusem, zależy, jak na to spojrzeć) jest pomoc (taa, to dobre określenie) członków Klubu Miłośników Kryminałów. Potrafią oni zarówno pomóc, jak i zdrowo namieszać. 
Książkę czyta się błyskawicznie, z uśmiechem na ustach. Autorce udało się połączyć dobry kryminał (wpleciony w polskie realia) z pełną humoru opowieścią. Co nie znaczy, że jest to jakaś głupawa, infantylna opowieść. Broń Boże. Literat to doskonały, pełnokrwisty kryminał. Za to ręczę. Dodatkowym plusem jest wplecenie w opowieść rozmyślań i komentarzy samego mordercy, eee...sprawcy mumii...Jak zwał, tak zwał. Wiadomo o kogo chodzi.
W książce brak filozofowania,  podtekstów społecznych, zagmatwanych konstrukcji psychologicznych, wywracania charakteru oprawcy na piątą z kolei stronę. Dla mnie to zaleta. Mało jest bowiem w literaturze światowej kryminałów traktujących śledztwo i zbrodnie z odrobiną chociaż dawki humoru.
Zachęcam do lektury. Literat, to doskonała pozycja na lato.


środa, 19 czerwca 2013

Wszystkie grzechy nieboszczyka - Iwona Mejza

Wydawnictwo Oficynka, Okładka miękka, 280 s., Moja ocena 5/6
Przezabawna, przesympatyczna książka, którą czytałam z uśmiechem na ustach. Idealna na nadchodzące lato i nie tylko.
Dzięki autorce przeniosłam się kilkanaście lat wstecz, do okresu, gdy namiętnie zaczytywałam się książkami autorstwa Joanny Chmielewskiej. Wszystkie grzechy nieboszczyka do złudzenia przypominają książki Chmielewskiej z najlepszych lat jej twórczości. 
Akcja książki rozgrywa się w firmie o wdzięcznej, ale niezbyt proroczej nazwie (hehe) Bezpieczna przyszłość. Pewnego dnia nikomu bliżej nieznany Anatol Banyś ma w firmie rozpocząć pracę. Jednak podjęcie nowej posady nie było mu dane, ponieważ urocza pani Bożenka (wiodąca prym w książce) znajduje szczątki doczesne niedoszłego kolegi w swoim firmowym pokoiku. Oczywiście wezwana zostaje policja i zaczyna się. Policja niezwłocznie rozpoczyna śledztwo, na jaw zaczynają wychodzić małe grzeszki (a z biegiem czasu i wielkie grzechy) firmy i jej pracowników. Co dziwniejsze, te niewielkie stopniowo ujawniane przewinienia nikogo zbytnio nie martwią. Pracownicy obawiają się bowiem, że na jaw mogą wyjść szwindle i machlojki w stosunku, do których wymiar sprawiedliwości bez wątpienia będzie bezlitosny. Jak popchnąć śledztwo na przód ukrywając jednocześnie własne grzechy? Oto jest pytanie, które dręczy wszystkich pracowników Bezpiecznej przyszłości. Jakby tego było mało, okazuje się, że trup Anatola Banysia nie był jedynym, jaki w tym tygodniu będzie związany z firmą.
Śledztwo rozrasta się, podejrzani są wszyscy, każdy mógł mieć powód, a w zasadzie każdy miał powód. Cała akcja jak przystało na przyzwoity kryminał ala Chmielewska z każdym momentem gmatwa się coraz bardziej.Każdy z pracowników Bezpiecznej przyszłości chce pomóc w śledztwie. A ponieważ większość osób nie lubi się, starają się zrzucić winę na siebie nawzajem. I jak biedny komisarz ma się w tym wszystkim nie zgubić? Intrygi biurowe to istne kłębowisko żmij. Dobrze, że ma pod ręką pomocną panią Bożenkę, kobietę wszechstronną, zadbaną, pewną siebie o rubensowskiej urodzie.
Gorąco zachęcam do lektury. Jeżeli lubicie dobrą zabawę, kryminały z dużą dawką humoru, odrobinę absurdalne zbiegi okoliczności, a przede wszystkim cenicie prozę Joanny Chmielewskiej, książka Iwony Mejzy jest dla was wymarzoną lekturą.

piątek, 10 maja 2013

Kanalia - Paweł Pollak

Wydawnictwo Oficynka, 396 s., Okładka miękka, Nasza ocena 5/6
Przedostatnia recenzja urlopowa, tzn. książek przeczytanych w trakcie pobytu w Grecji.
Dzisiejszy dzień na blogu jest pod znakiem polskiego kryminału. Rano recenzowałam świetnego Podpalacza, teraz nie gorsza Kanalia. I nawet nie ma do czego (jeżeli chodzi o treść) się przyczepić...  
Książkę przeczytaliśmy na urlopie ja i mój mąż. Obojgu bardzo przypadła do gustu. Kanalia to "kawał" doskonałego, realnego polskiego kryminału. Książkę mimo prawie 400s., czyta się błyskawicznie za sprawą wartkiej akcji, niezwykle celnych powiedzonek bohaterów i ironicznego poczucia humoru autora.
Pawła Pollaka znam z  jego bloga i dosyć ostrego języka, którym się posługuje. Po Kanalię sięgnęłam z mieszanymi uczuciami, w sumie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Autorowi należą się wyrazy uznania, stworzył doskonały kryminał – jeden z najlepszych, jakie czytałam.Akcja rozgrywa się w fikcyjnym polskim mieście, które do złudzenia przypomina mi...Warszawę. Policjanci dokonują makabrycznych odkryć. Znalezione zostają zwłoki młodego narkomana i utopionej w rzece dziewczyny. Kolejna ekipa policyjna udaje się do mieszkania samotnej pani architekt, która została w bestialski sposób zamordowana, a obok jej zwłok znaleziony zostaje Talmud Jerozolimski z zaznaczonym krwią fragmentem. Z początku nikt tych trzech zabójstw nie łączy ze sobą. Śledztwo prowadzone jest powoli, jednak niespodziewanie wątki zaczynają się łączyć w jeden. Co takiego łączy młodą dziewczynę, narkomana i panią architekt? Co oznacza odkryty przy zwłokach Talmud? Kim tak na prawdę jest zabójca i jakie motywy nim kierowały? Czy przeszłość może mieć taki wpływ na terażniejszość, żeby popychać do zabójstwa?
Trzeba pisarzowi przyznać, że stworzył iście szatańską zagadkę, a tempo akcji, jakie narzucił od 1 strony pozostaje niezwykle dynamiczne do samego końca. Gwarantuję, że nie odgadniecie prawdziwej tożsamości mordercy. 
Pollakowi udało się przede wszystkim w mistrzowski sposób przedstawić pracę policjantów w pionie dochodzeniowym. Kontrast pomiędzy początkującym aspirantem Lepką, a doświadczonym inspektorem jest bardzo duży i dodaje akcji realizmu.  Największym jednak plusem jest misterna intryga i świetny obraz społeczeństwa IV RP. Czytając opisy oraz reakcje bohaterów, miałam niejednokrotnie wrażenie, że dużą ich grupę znam osobiście. Początkowo odrobinę raził mnie wulgarny język, jakiego używa jeden z policjantów, ale jak się okazało, doskonale pasuje on zarówno do osoby śledczego, jak i do sytuacji. Oprócz świetnej akcji, w książce mamy także refleksję nad człowiekiem, kolejami losu i potwierdzenie znanego powiedzenia, że od miłości do nienawiści tylko jeden krok. 
Gorąco zachęcam do lektury, zarówno miłośników kryminałów, jak i ich zagorzałych przeciwników. Warto przeczytać, pomyśleć i dowiedzieć się, skąd pomysł na taki tytuł książki.  A ja czekam na kolejny kryminał autorstwa Pawła Pollaka. 
Przeczytane w ramach wyzwania - Czytamy polskie kryminały 
Przeczytane w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi... 
Przeczytane w ramach wyzwania - Trójka e-pik 

wtorek, 5 czerwca 2012

CRIMINAL MINDS Zabójcze umysły. Ostre cięcie - Max Allan Collins

Wydawnictwo Oficynka, Okładka miękka, 293 s., Moja ocena 4/6
Criminal Minds to jeden z moich ulubionych seriali. I chyba nie tylko mój, skoro na AXN możemy oglądać już siódmy jego sezon. U nas jest emitowany pod tytułem Zabójcze umysły. Bohaterami serii są profilerzy z Jednostki Analiz Behawioralnych Akademii FBI w Quantico. Jednostka ta to kilkuosobowy, specjalnie wyselekcjonowany zespół profilerów, który zajmuje się wszystkim co seryjne – mordercami, podpalaczami, gwałcicielami i innymi uroczymi i zagubionymi w normalnym świecie.
Grupę agentów tworzą: Aaron Hotchner, Jason Gideon, doktor Spencer Reid, Derek Morgan, Emily Prentiss, Jenifer „JJ” Jareau i spec informatyczny, Penelope Garcia.
W książkowej wersji serialu, Ostrym cięciu, mamy okazję zapoznać się z ich pracą i kolejną ze spraw, które muszą rozwikłać. Pewnego dnia dostają informację o zabójstwach popełnionych w Lawrence, w stanie Kansas. Ofiarami za każdym razem są bezdomni. 
Co łączy te zabójstwa? Sposób dokonania mordów i fakt, że wszyscy bezdomni przed śmiercią zostali umyci i ubrani w czyste ubrania.
W międzyczasie pojawia się kolejna sprawa. Zrozpaczeni rodzice zgłaszają zaginięcie córki, Kathy Bonder, studentki filmoznawstwa; ładnej, uroczej, miłej dziewczyny.Wszyscy aż do znudzenia powtarzają, że niemożliwe, żeby dziewczyna uciekła z domu.
Z pozoru wydaje się, że obie te sprawy nic ze sobą nie łączy. Ale czy na pewno?
Zespół udaje się do Lawrence i rozpoczyna śledztwo. Kto będzie szybszy w tej makabrycznej rozgrywce – morderca, czy zespół FBI, który dysponuje bardzo ograniczoną liczbą danych i musi mimo to powstrzymać psychopatycznego zabójcę. A czas goni. Agenci wykrywają w końcu związek między wszystkim zabójstwami i zaginięciem studentki. Związek bezsensowny, okrutny i przerażający, taki, który mógł powstać tylko w bardzo chorym umyśle.Ale to nie koniec. Zabójców należy jeszcze złapać. Czy agentom to się uda?
Książka napisana jest na podstawie serialu i to wyrażnie widać.
Raziła mnie jedna mania autora – dokładne (aż do przesady) podkreślanie, jak który bohater jest w danym momencie ubrany. A był taki dzień w trakcie śledztwa,gdy zespół profilerów przebierał się 3x...szczerze ten fragment ominęłam bo nie dałam rady przebrnąć. Autor zbytnio wziął sobie do serca adaptację serialu i chciał bardzo dokładnie wszystko nam opisać, abyśmy mogli sobie wyobrazić wszystkie szczegóły. Ale poza tym książka jest niezła i ten drobny minus absolutnie nie zaważył na przyjemności, jaką była lektura.
Ogromnym plusem jest szybkie tempo akcji, dzięki czemu książkę czyta się błyskawicznie, a akcja trzyma w napięciu. Poza tym bardzo dobrze ukazany portret zabójcy, wyjaśnienie dochodzenia krok po kroku oraz ukazanie samych profilerów.
Ciekawy jest także początkowy konflikt z lokalnymi władzami i niechęć oraz sceptycyzm policjantów miejscowego komisariatu wobec działań grupy z Quantico.
Za kilka miesięcy ma się ukazać kolejna książka z serii i sięgnę po nią, chociaż wiem, że serialowi nie dorówna, ale dam autorowi jeszcze jedna szansę. A serial oglądam nadal:). 
Nasunęła mi się taka drobna uwaga, że podobnie z adaptacją jest w przypadku mojego ukochanego serialu Monk. Film rewelacja (głównie ze względu na fantastyczną grę aktora odtwarzającego tytułową rolę), książka już trochę gorsza.  W obu przypadkach bardzo dużą role odgrywają aktorzy, którzy kreują poszczególne postacie, tworzą napięcie i klimat filmu. W treści adaptacji książkowej, nawet najlepszej, nie da się tego niestety oddać.

piątek, 17 lutego 2012

Gdzie mól i rdza. - Paweł Pollak

Wydawnictwo Oficynka Oprawa miękka, Moja ocena 5,5/6, 382 s.
To nie Nowy Jork, panie komisarzu!
To Wrocław, miasto, w którym rozgrywa się akcja nowego kryminału autorstwa Pawła Pollaka. Wrocław Pollaka to także miasto, w którym życie toczy się swoim rytmem, a codzienne sprawy na tyle pochłaniają mieszkańców, że nie zauważają oni, kiedy wśród nich pojawia się morderca: okrutny, bezwzględny i… niezwykle, niesamowicie wprost sprytny i  inteligentny. Nasz bohater- niestrudzony komisarz Przygodny rozpoczyna śledztwo w sprawie bardzo dziwnych zabójstw popełnianych na bezbronnych emerytach. Zabójstwa zaczynają się nagle mnożyć. Kiedy po jednym następują kolejne, trudno jest je ze sobą połączyć. Seryjny morderca? Komisarz nie wierzy w przypadki i za wszelką cenę postanawia dotrzeć do prawdy i znleżć zabójcę. A nie będzie to łatwe. Morderca, jak wspomniałam jest niesamowicie inteligentny, jego motywy absolutnie nieznane. Do końca lektury nie wiadomo kto i dlaczego zabija.
Moim zdaniem Gdzie mól i rdza to jeden z najlepszych polskich kryminałów, jakie czytałam w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Treść kryminału jest napisana prostym językiem. Najważniejsze, czyli fabuła, jest świetnie skonstruowana i w trakcie całej lektury nie nudziłam się ani przez chwilę. A wręcz przeciwnie, lektura książki dostarczyła mi sporo rozrywki, a nieoczekiwane zwroty akcji potrafiły kilkakrotnie na prawdę zadziwić i momentami wbić w fotel. W tym zakresie ogromny szacunek dla autora. Bardzo ciekawi są także bohaterowie, nie ma postaci nudnych, obok których można by przejść obojętnym, każdy bohater jest bardzo wyrazisty. Bardzo ciekawe są także wątki z prywatnego życia komisarza Przygodnego i komentarze oraz wtręty autora dot. naszej polskiej rzeczywistości, zachowań i tzw. tak typowego dla nas polskiego piekiełka. Świetny, zabawny, ale i przerażająco prawdziwy i smutny jest np. wątek dot. "pana redaktora od kultury" recenzującego książki:).
Przyznam się szczerze, że lekturę książki rozpoczęłam z mieszanymi uczuciami, do tej pory nie przepadałam za kryminałami z akcją we Wrocławiu, wszystkie kojarzyły mi się z serią Breslau, której fanką nie jestem i nigdy nie zostanę, a Eberhard M. przyprawia mnie o lekką nerwice i nie tylko... Po lekturze Gdzie mól i rdza muszę przyznać, że bardzo mile się rozczarowałam, a właściwie Paweł Pollak zaczarował mnie i na pewno sięgnę po kolejne kryminały jego autorstwa.Mam nadzieje, że na II tom przygód komisarza Przygodnego nie będzie trzeba długo czekać.
Zdecydowanie polecam fanom kryminałów i nie tylko.
Gdzie mól i rdza to jedna z tych książek, od których nie sposób się oderwać i które zwyczajnie trzeba przeczytać.
Paweł Pollak – pisarz i tłumacz literatury szwedzkiej. Zadebiutował w 2006 roku kryminałem psychologicznym „Kanalia”, trzy lata później wydał powieść obyczajową „Niepełni”, by wrócić do tematyki kryminalno-sądowniczej w zbiorze opowiadań „Między prawem a sprawiedliwością”. „Gdzie mól i rdza” to jego pierwsza powieść o komisarzu Marku Przygodnym. 
Strona internetowa Pawła Pollaka. Bardzo sympatyczna i momentami zabawna:) 
Przy okazji zachęcę do lektury Kanalii, 1. kryminału P. Pollaka. Wydaje mi się, że jest mało znany, a na prawdę wart polecenia. To na prawdę doskonały kryminał, który porywa, ciekawi i daje niesamowite, zaskakujące zakończenie i rozwiązanie zagadki. Doskonały psychologiczny kryminał.