Powoli czytałam tę książkę, we fragmentach, dopiero teraz skończyłam. Przede wszystkim dlatego, iż jest ona strasznie trudna, wyczerpująca emocjonalnie.
Książka ta doskonale dopasowała się do tegorocznej okrągłej rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Ukazuje także powstanie z innej strony, nie wiem czy nie jednej z najboleśniejszych.
01 sierpnia 1944 roku w Warszawie było ok. 0,5 miliona kobiet. Wachowicz zbierając materiały musiała dokonać trudnego wyboru, wszak losów wszystkich pań nie dałoby się opisać. Opowiada wobec tego o losach 19 wybranych kobiet, prawdziwych bohaterek i to przez duże B. Nie wiem, jakim cudem te kobiety, dziewczyny dokonały tego, co opisuje autorka. Śmiało mogę twierdzić, iż kobiety walczące i często oddające życie za stolicę – łączniczki, sanitariuszki, kucharki, zwykłe kobiety, były niejednokrotnie dzielniejsze niż mężczyźni. Wiele z nich zginęło, ale wiele przeżyło. Nie wyobrażam sobie jak wiele z nich potrafiło dalej w miarę normalnie żyć, np. matka, która w powstaniu straciła wszystkich synów. Nie wyobrażam sobie, jak po czymś takim można żyć i nie zwariować. Ale to nie tylko książka o kobietach, walce, cierpieniu, śmierci. To także, a może przede wszystkim opowieść o ludzkiej solidarności, o dzieleniu się wszystkim, o wspólnym celu. Tak się wielokrotnie zastanawiałam, czy obecnie będąc narodem, jakim jesteśmy, nie ukrywajmy w dużej części małostkowym, kłótliwym, czy potrafilibyśmy tak się zjednoczyć, tak dzielić wszystkim?! Szczerze, wątpię.
Opowiadając o swoich bohaterkach Wachowicz śledzi ich losy z okresu szerszego niż tylko 63 dni Powstania Warszawskiego. Poznajemy ich marzenia, przyjaciół, rodzinę, ulubione miejsca. Nie jest to wiec tylko sucha opowieść o kobietach walczących w powstańczej stolicy, ale także opowieść nasycona ludźmi, ich życiem, uczuciami, marzeniami.
Ogromna zaletą książki oprócz ogromu uczuć, jaki w sobie zawiera, jest doskonałe przygotowanie i opracowanie od strony merytorycznej, wspaniałe wydanie oraz bardzo duża ilość fotografii ukazujących bohaterki Wachowicz z różnych etapów ich życia. Te zdjęcia czynią lekturę jeszcze bardziej ludzką, namacalną, a przez to nie ukrywam przynajmniej dla mnie trudniejszą pod względem uczuciowym.
Książka podzielona jest bardzo dobrze, na dwie części. W pierwszej części autorka opowiada o kobietach, które nie miały szczęścia i zginęły w trakcie powstańczej walki. Tu każda śmierć, losy każdej kobiety były poruszające. Jednak najbardziej wstrząsnęła mną historia 13-letniej Haneczki, która zginęła podczas walk. W drugiej części śledzimy losy tych, które przeżyły. Są wśród nich postacie znane, np. Alina Janowska, Danuta Szaflarska.
Jedyną kobieta poza w/w kategoriami jest matka Janka Rudego z Kamieni na szaniec– Zdzisława Bytnarowa.
Więcej nic już nie napiszę. Ogromu uczuć, jakie kłębią się we mnie po zakończeniu lektury i tak nie da się opisać. Nic nie odda także znaczenia tej książki.
Nie bez kozery te słowa Aleksandra Kamińskiego są mottem książki:
Tamte dziewczęta stały się chlubą naszej historii. Dowiodły niezwykłej
mocy ducha, twardej woli obowiązku, nieustępliwego poczucia
odpowiedzialności.
Gorąco zachęcam do lektury. Bez wątpienia poruszy ona każdego i uświadomi jakie mamy szczęście żyjąc tak jak żyjemy w czasach i miejscu tu i teraz. Nie doceniamy często tego co mamy, nie uświadamiamy sobie tego, że nic nie jest nam dane na zawsze, że wystarczy moment, żeby wszystko stracić.
Marzę żeby przeczytać tę książkę...
OdpowiedzUsuńLubię taką tematykę, więc z pewnością kiedyś przeczytam:)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem tej książki. Też ją czytałam we fragmentach, bo historie tych kobiet i ich rodzin niosły ze sobą duży ładunek emocji. Bardzo wartościowa lektura.
OdpowiedzUsuń