Od momentu, gdy zobaczyłam tę książkę w zapowiedziach, wiedziałam, że muszę ją mieć. Raz, że jestem wielką fanką twórczości Marii Rodziewiczówny, czemu wielokrotnie dawałam wyraz tutaj na blogu; a dwa - czułam, że szykuje się prawdziwa uczta literacko-historyczno-poznawcza. I nie zawiodłam się. Chociaż przyznaję, trochę trwało zanim książkę skończyłam czytać, a w zasadzie podczytywać ją po kilka, kilkanaście stron co jakiś czas.
Nie jest to bowiem lektura, którą czyta się ot tak po przysiądnięciu w fotelu lub w trakcie jazdy pociągiem czy tramwajem. Tymi wspomnieniami trzeba, ba należy się delektować. Cała opowieść zarówno o naszej pisarce, jak i jej otoczeniu, jej bliskich jest bowiem opowieścią piękną, ale wymagającą, żądającą wręcz od czytelnika uwagi.
W początkowej fazie lektury nurtowało mnie jedno zasadnicze pytanie - gdzie znajduje się Hruszowa? Oto co udało mi się wyszperać w sieci na temat tej miejscowości (z radzima.org)...
W XV wieku Hruszowa wchodziła w skład dóbr kniaziów kobryńskich. W roku 1528 została włączona do dóbr królewskich. W 1677 r. majątek wraz z miejskim kluczem ekonomii kobryńskiej kupił Samuel Łukowski. Po rozbiorach Rzeczypospolitej caryca Katarzyna II podarowała Hruszową A. W. Suworowowi. W 1812 roku majętność nabył chorąży kobryński Antoni Rodziewicz.
Dwór w Hruszowej wybudował w 1825 roku Antoni Rodziewicz. Posadowiony na płaskim, lekko opadającym terenie o powierzchni (według inwentaryzacji z 1845 roku) 25 dziesięcin (~27,3 ha). Dwór klasycystyczny, dwukondygnacyjny, z masywnym czterokolumnowym portykiem i trójkątnym frontonem. Napis na frontonie głosił: „Boże, błogosław mieszkańcom. Dom ten zbudowany w jubileuszowym roku 1825 przez Antoniego i Eleonorę z Giełgudów Rodziewiczów”. Ślad po rodzinie Rodziewiczów i ich związkach ze znanymi i sławnymi zachował się na fotografii z autografem słynnego pisarza, Józefa Ignacego Kraszewskiego. Przechowywana była w dworze w Hruszowej.
Nieistniejący już dwór w Hruszowej/zdjęcie radzima.org |
Niestety dwór w Hruszowej został zburzony w trakcie II wojny światowej, lub zaraz po niej.
Jadwiga Skirmunttówna niezwykle dokładnie opisuje Hruszową, dwór, jak i swoja ukochaną przyjaciółkę Marię oraz jej przodków. Sporo uwagi Jadwiga poświęca ciekawym i zabawnym detalom z życia Marii, zwracając uwagę na sposób, w jaki zostały one zaadaptowane do jej książek lub nawet wiernie w nich ukazane.
Jednak nie samą Rodziewiczówną Jadwiga i omawiana książka żyją. Sporo uwagi autorka poświęca także własnej rodzinie i to nie tylko w kontekście powiązań z Rodziewiczówną.
Jadwidze Skirmunttównie na niewielu ponad dwustu stronach udało się odmalować zarówni wizerunek mądrej, silnej, niebanalnej kobiety, jaką bez wątpienia była Maria Rodziewiczówna, jak i świata, w którym żyła, świat, który wspaniale ukazywała na kartach swoich powieści, świata, który bezpowrotnie przeminął.
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi
No patrz, a przy takiej ilości stron można by oczekiwać lektury na jeden, góra dwa wieczory :) Ciekawie to brzmi, tytuł godny zapamiętania.
OdpowiedzUsuńTeż jestem fanką Rodziewiczównej od wczesnej młodości. Skończyłam właśnie czytać "Byli będą", którą mnie ponownie zauroczyła kresami i swą twórczością. Oj chętnie bym zaopatrzyła swą biblioteczkę w tę książkę..
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że bardzo mnie zainteresowałaś, zbieram właśnie kolekcję, która jest wydawana w formie kieszonkowej Rodziewiczównej, i tę pozycję także bym chętnie widziała u siebie na półce :)
OdpowiedzUsuń