niedziela, 15 czerwca 2025

Słodka choroba - Patricia Highsmith

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Ponownie jestem zachwycona. Patricia Highsmith w najlepszej formie. 
Pisarka udowadnia, iż jest mistrzynią niepokoju i psychologicznego napięcia. Autorka pokazuje, że potrafi stworzyć dzieło, które nie tylko intryguje fabularnie, ale również zostawia głęboki ślad w psychice czytelnika. Słodka choroba to opowieść o miłości, która staje się obsesją; o tęsknocie tak silnej, że potrafi zniekształcić rzeczywistość. To również arcyciekawy portret Ameryki końca lat 50., widzianej oczami outsidera – samotnego, sfrustrowanego, rozdartego między marzeniem, a tym co niemożliwe, nierealne.
David, główny bohater, jest człowiekiem, którego można uznać za sympatycznego, a przynajmniej nieszkodliwego. Pozory... Prowadzi on zwyczajne życie, funkcjonuje społecznie, jest akceptowany i co ważne – nie wzbudza większych podejrzeń. Ale to tylko pozory. W rzeczywistości David żyje w świecie, który sam sobie stworzył, świecie gdzie Annabelle, jego dawna ukochana, wciąż jest mu przeznaczona, mimo że dawno wyszła za mąż za kogoś innego. 
Highsmith bardzo precyzyjnie buduje psychologiczny portret człowieka odklejającego się od rzeczywistości. Jego działania – uporczywe listy, telefony, kupno domu, a nawet zmiana tożsamości – wydają się początkowo wyrazem zranionej dumy, potem pasji, wreszcie czegoś znacznie bardziej niepokojącego: manii. W miarę jak fabuła się rozwija, zaczynamy rozumieć, że David nie potrafi – a może nie chce – zaakceptować, że jego miłość jest jednostronna, że jego uczucia są po prostu nierealne. Stalking, tak byśmy to dzisiaj nazwali. Ale czy do końca?
W tym sensie tytułowa "słodka choroba” jest trafnym i bolesnym określeniem tego, co przeżywa bohater. Miłość u Highsmith nie jest tu źródłem szczęścia, lecz trucizną, która powoli, ale skutecznie zatruwa życie Davida i otaczających go ludzi. Czyni to kropla po kropli, minuta po minucie, niezauwżalnie.
Highsmith nie moralizuje, nie wskazuje palcem, nie dzieli świata na dobrych i złych. Zamiast tego każe czytelnikowi wejść do wnętrza umysłu człowieka pogrążonego w obsesji, a następnie... zrozumieć go, czasem nawet mu współczuć. 
Sprawia to, że książka jest tak przejmująca i na bardzo dlugo zapada w pamięć. Czytelnik, zamiast potępiać Davida, zaczyna się z nim utożsamiać. Któż z nas nie zna bólu odrzucenia, pragnienia bliskości, tęsknoty za kimś, kto zniknął z naszego życia? Highsmith celowo gra na tych emocjach, sprawiając, że postać bohatera staje się przerażająco znajoma. Jego decyzje mogą być nieracjonalne, ale motywacje – przerażająco ludzkie. Gwarantuję, iż wielu czytelników będzie potrafiło utożsamić się z naszym bohaterem.
W przeciwieństwie do klasycznych kryminałów, autorka rezygnuje z tradycyjnej intrygi detektywistycznej. Nie ma tu seryjnego mordercy, zbrodni z premedytacją czy wielkiego śledztwa. Zamiast tego dostajemy coś znacznie bardziej niepokojącego: powolne zanikanie granicy między tym, co akceptowalne, a tym, co niepokojąco dziwaczne. Przerażające, jak bardzo jest to aktualne. Spójrzymy chociażby do świata polityki, social mediów, jak zmienia się tam granica tego co normalne, moralne. 
Kulminacja prowadzi do tragicznego obrotu spraw, który nie jest jedynie konsekwencją decyzji bohatera, lecz również przypadku. Więcej wam nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej niezwykłej i zaskakująco aktualnej książki. Słodka choroba jest po prostu genialna i przerażająco aktualna.
Wielkim atutem tej powieści jest także portret Ameryki lat 50. XX wieku. 
Jest to portret niezwykle ciekawy, subtelny. Ukazuje on społeczeństwo amerykańskie lat 50. XX wieku. Była to epoka pozornego dobrobytu i obsesji na punkcie „normalności”. David jako postać funkcjonuje właśnie na obrzeżach tej normalności. Mimo że spełnia zewnętrzne kryteria – ma pracę, mieszka w pensjonacie, utrzymuje kontakt z ludźmi – jego wewnętrzny świat zupełnie rozmija się z tą rzeczywistością. David, wg. ówczesnych kryteriów, jest tak nienormalny, że to aż boli.
W tym sensie książka Highsmith może być odczytywana jako krytyka społeczeństwa, które spycha jednostki zmagające się z emocjonalną niestabilnością na margines. David nie ma gdzie się zgłosić, nie znajduje zrozumienia, bo nie istnieje społeczna przestrzeń dla jego cierpienia – zwłaszcza że nie pasuje ono do kanonu męskości lat 50., opartego na sile, opanowaniu i sukcesie.
Styl autorki w tej powieści jest typowy dla jej prozy: oszczędny, precyzyjny, chłodny, a przy tym niesamowicie przenikliwy. Brak tu ozdobników, kwiecistych sformułowań. Każde zdanie ma swoją wagę, każda obserwacja psychologiczna jest celna i bezlitosna. Ta narracja nie ocenia, lecz rejestruje. 
Wrażenie robi także konstrukcja narracyjna: powieść stopniowo narasta, gęstnieje, aż do punktu kulminacyjnego, który wybucha jak zatrzymywany zbyt długo oddech. A potem... pozostaje już tylko milczenie i refleksja.
Słodka choroba to jedna z najlepszych, najbardziej przejmujących i dojrzałych powieści psychologicznych Patricii Highsmith. Nie oferuje prostych odpowiedzi ani łatwych emocji. Zamiast tego zmusza do zadawania ponadczasowych pytań: o naturę miłości, o granice obsesji, o to, jak łatwo można się zagubić w uczuciu, które powinno dawać ukojenie, a zamienia się w przekleństwo. 
To niepokojąca, mroczna, lecz głęboko ludzka opowieść, która długo pozostaje w pamięci. Dla miłośników literatury psychologicznej – lektura obowiązkowa. Polecam. Zaskakujące i przerażające.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.