piątek, 11 stycznia 2013

Oficerowie i konie - Piotr Jaźwiński

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka twarda, 221 s., Moja ocena 6/6
Po raz drugi mam okazję czytać książkę autorstwa Piotra Jaźwińskiego i po raz drugi jestem oczarowana. Rok temu czytałam pozycję Oficerowie i dżentelmeni, recenzja tutaj.
Tym razem autor w równie fascynujący sposób opowiada historie tyleż niezwykłe, co wzruszające, pełne ciepła, a momentami nawet zadziwiające. Takie uczucia wzbudziła we mnie ta opowieść o wyjątkowej przyjaźni ludzi i koni. Autor snuje opowieść o niezwykłych ludziach, jakimi byli Kawalerzyście Drugiej Rzeczypospolitej i zwierzętach, jakimi były ich wierne konie.
Jednak książka Piotra Jaźwińskiego to nie żadna ckliwa historyjka, tylko merytorycznie dopracowana, doskonała lekcja historii. Z książki dowiemy się m.in. skąd brały się konie w wojsku, jak je szkolono, w jaki sposób rodziła się wyjątkowa przyjaźń,  taka na całe życie miedzy żołnierzami i ich towarzyszami broni, którymi były konie.
Sporo miejsca autor poświęca opowieści o wielu słynnych Polakach, jak np. Piłsudskim, Śmigłym Rydzu, Mościckim, Podhorskim i ich koniach. 
W książce nie brak także wątków humorystycznych, zabawnych anegdot, wzruszających momentów w trakcie lektury których nieraz łza w oku mi się zakręciła. 
Poczułem nagle jakieś ciepłe, choć mokre dotknięcie na karku; odwróciwszy się ujrzałem wśród niebywałego zdumienia główkę Jarmułki wydającą ciche radosne rżenie. Jarmułka przytulała się do mojej głowy, a z jej pięknych i dużych oczu, spod opuszczonych w dół powiek leciały łzy jak wielkie perły, wyrażające ogrom przywiązania do mnie. Ucieczka Jarmułki z rąk bolszewickich, jej przedarcie się do mnie, jej łzy z ponownego spotkania się ze mną, wstrząsnęły moimi uczuciami w ten sposób, iż sam zacząłem płakać.
Opowieść kończy się we wrześniu 1939r. Był to w zasadzie ostatni miesiąc wspaniałych i pełnych bojowej chwały dokonań kawalerzystów. Był to też czas wielkich i tragicznych walk, ofiar zarówno po stronie ludzi jak i koni. Był to też okres pożegnania koni z wojskiem.
Autor kończy swoją opowieść w piękny sposób, wspaniałym wierszem Józefa Łobodowskiego i opowieścią o kościele św. Judy Tadeusza w Londynie i pewnej niezwykłej płaskorzeźbie, która się w nim znajduje. 
Książkę podczytywałam fragmentami przez ostatnie 2 tygodnie. Była to lektura wspaniała, mądra, relaksująca, wzruszająca, ale także lektura, przy której wiele się nauczyłam i kilkakrotnie śmiałam aż do łez. 
Polecam lekturę książki wszystkim lubiącym historię, ale także tym, którzy za nią nie przepadają. Wbrew pozorom autor wcale nie epatuje historią, jej elementy serwuje czytelnikowi ot tak po prosty, przy okazji, mimochodem. Dzięki temu lekcja historii pod kierunkiem Piotra Jaźwińskiego jest prawdziwą przyjemnością.
Doskonałym uzupełnieniem są: słownik końsko-żołnierskich pojęć, skorowidz osób i koni i bardzo bogata bibliografia, która osobom zainteresowanym tematem pozwoli sięgnąć po kolejne pozycje. 
Ale prawdziwą ozdobą jest ogromna ilość zdjęć nierozerwalnego tandemu - kawalerzysty i jego konia.
Gorąco zachęcam do lektury.

5 komentarzy:

  1. Czytałam ją całkiem niedawno i w pełni podpisuję się pod Twoją recenzją :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja już od jakiegoś czasu łakomie patrzę na Oficerów i dżentelmenów. Po tym jak piszesz o książce chyba na patrzeniu się nie skończy:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym razem kompletnie nie moja tematyka - chociaż cieszy mnie, że nawet jej miłośnicy mogą na księgarskich półkach znaleźć coś dla siebie:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiałam się nad tą książką, ale myślałam, że jest to bardziej specjalistyczna literatura dotycząca koni w czasie wojny. A tu się okazuje, że to taka wspaniała lektura...

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.