Męczyłam 2. tom i męczyłam i męczyłam, bowiem lekturę rozpoczęłam ponad 2 miesiące temu. W ten weekend zaparłam się i powiedziałam - musisz skończyć czytać. I nie chodzi absolutnie o rozmiar książki, chociaż 748 stron to sporo. Ważniejszą rolę odgrywa w tym przypadku treść, sens, wymowa, przesłanie książki. Ale po kolei.
Moja walka liczy 6 tomów. 1. przeczytałam, uczucia miałam mieszane. Byłam ciekawa, co znajdzie się w tomie kolejnym.
Karl Ove Knausgård napisał niby zwykłą, a jednocześnie niezwykłą (co nie znaczy, że dobrą) biograficzną powieść, którą zyskał międzynarodową sławę i… nienawiść członków własnej rodziny. Kilkoro kuzynów, wujków etc wytoczyło mu nawet procesy o zniesławienie. Wyobraźcie sobie, jaka musi być treść książki, skoro sam autor zdaje sobie sprawę z tego, czym jest i tak o tym pisze:
(...)Wysłałem wydruk do wszystkich, o których pisałem. Niektóre zastrzeżenia
rozważyłem, tego, co zostało, nie łagodziłem. Ale i tak to, co zrobiłem,
jest niemoralne i pozbawione empatii. Nie można ranić, upokarzać
innych(...)
Pierwsze co uderzyło mnie rok temu w trakcie lektury 1. tomu, to brutalność i smutek. Moja walka
jest niesamowicie smutna, ostra, pozbawiona jakiegokolwiek wyciszacza,
czegoś co odrobinę wygładziłoby trudną, bolesną, ostrą treść. Opisuje
dokładnie swoje dzieciństwo, problemy z jakimi borykali się jego
najbliżsi, rodzinne awantury, święta, poszczególnych członków rodziny,
szkołę. Wiele poruszających opisów znajdziemy w 1. tomie Mojej walki. Ot
chociażby alkoholizm ojca, który nie trzeźwiał przez x czasu i umarł w
brudnej walącej się chałupie, obsikany, wśród spleśniałego jedzenia,
robaków, a wódkę cały czas donosiła mu matka, czyli babka autora
wspomnień etc. Czyli nie owijając w przysłowiową bawełnę, opisuje to
wszystko, co go ukształtowało, co sprawiło, iż jest człowiekiem jakim
jest.
W tomie 2. autor poszedł dalej. Dalej, ale w czym? Bo na pewno nie w udoskonaleniu pióra, stylistyki. Jego warsztat pisarski..najdelikatniej to ujmując..pozostawia sporo do życzenia. Norweg posunął się jeszcze dalej w swoistej wiwisekcji, rozkładzie psychicznym, emocjonalnym swojego życia, ale także życia najbliższych - syna, żony..bez ogródek pisze o swoich relacjach z ludźmi i to także o tych najbardziej intymnych. Sporo miejsca poświęca żonie, małżeństwu, trudom budowania związku dwojga ludzi, swoim niedociągnięciom w roli ojca.
W treści 2. tomu Mojej walki, autor ma 40 lat. Na pewno wystarczająco żeby zdobyć pewien bagaż życiowych doświadczeń, zgromadzić w bliższym lub dalszym otoczeniu grupę ludzi, których kocha, lubi, nienawidzi. Spora grupa tych osób zasiedla karty tego tomu. Po lekturze nie dziwię się, iż większość osób nienawidzi go i zerwała z nim kontakty.
Nie
wiem, czy te tomy miały być swoistą psychoterapią, czy spowiedzią, a
może po prostu autor chciał zarobić sporą sumę i zaszokować czytelników.
Niezależnie od tego, jaki był powód sięgnięcia po pióro, jestem pewna,
iż cel został osiągnięty. Chociaż uważam, iż Knausgård
zbyt wiele opisał. Momentami trąci mi to trochę może nie tyle zagraniem
pod publikę, pod czytelnika, co chęcią stworzenia czegoś wyjątkowego,
szokującego, oburzającego, zapisania się w pamięci. To na pewno autorowi
udało się. Aczkolwiek do pisarza przez duże "P" bardzo wiele mu brakuje.
Nie potrafię też zrozumieć sukcesu, jaki ta 6-tomowa seria ekshibicjonistycznych wynurzeń osiągnęła na świecie. Każdy tom liczy ponad 500 stron. Nie wiem czym ludzie się kierowali kupując kolejne tomy. Ja po lekturze 2. tomu spasuję. Mam bowiem uzasadnione podejrzenie, iż każdy kolejny tom będzie jeszcze bardziej ekshibicjonistyczny, jeszcze bardziej chory..bo jak inaczej to nazwać.
Mówię zdecydowanie: Nie! Przyznam się, że nie słyszałam wcześniej o tej serii... jednak widzę, że nic nie straciłam...
OdpowiedzUsuńŻyczę lepszych wrażeń literackich ;)
Szkoda, że tak bardzo wymęczyłaś się przy tej książce. Ja nie znam tej serii, ale na pewno po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuń