Wydawnictwo Czarna Owca, Okładka miękka, 304 s., Moja ocena 5-/6
To moje pierwsze spotkanie z książkami Ingrid Hedström, ale na pewno nie ostatnie. Larssonem czy Mankellem pisarka na pewno nie jest, ale ma spory potencjał i na tle niektórych pseudo twórców skandynawskich kryminałów prezentuje się całkiem nieźle.
Ale po kolei.
Nauczycielka z
Villette, to pierwsza część kryminalnych przygód sędzi śledczej, Martine
Poirot. Akcję tej powieści, a także czterech kolejnych części cyklu, umiejscowiła w fikcyjnej miejscowości Villette w Belgii, która jest brukselską sypialnią i całkiem miłym miasteczkiem.
Akcja książki rozpoczyna się dramatycznym prologiem rozgrywającym się w 1961r. Szczegółów prologu nie zdradzę napiszę natomiast, że jest on wyjątkowo dramatyczny.
Po nim przenosimy się w lata 90. XX w. Wtedy w Villette ma miejsce tragiczne wydarzenie. Ukochana przez wszystkich nauczycielka Jeanne Demaret zostaje śmiertelnie potrącona
przez samochód, a kierowca ucieka z miejsca zdarzenia. Teren błyskawicznie zostaje zabezpieczony, świadkowie przesłuchani, ale niewiele z tego wynika poza informacją, ze samochód był ciemny...
Prowadząc śledztwo, już w pierwszej jego fazie policja dochodzi do wniosku, że nie był to nieszczęśliwy
wypadek, ale zaplanowane działanie. Dlaczego ktoś chciałby zamordować
sześćdziesięcioletnią wręcz uwielbianą przez wszystkich, dobrą jak anioł nauczycielkę?
Na to pytanie musi znaleźć
odpowiedź sędzia śledcza Martine Poirot. Bardzo szybko Martin wraz ze współpracownikami dochodzi do wniosku, że rozwiązania zagadki należy szukać w przeszłości ofiary.
Wspierana przez komisarza
Christiana de Jonge rozpoczyna dochodzenie, którego wyniki okażą się
zaskakujące. Mimo niezawisłości sędziego śledczego, Martin jest nękana telefonami z góry, delikatnymi sugestiami polityków (tych czynnych i będących już na emeryturze), jak i zwyczajnych mieszkańców miasteczka. Zamieszany jest w to nawet jeden duchowny.
Rozwiązanie zagadki jest zaskakujące, chociaż mniej więcej po lekturze 1/3 książki wiemy o co chodzi, jaką tajemnicę skrywała ofiara, ale zakończenie książki i tak zaskakuje. To należy zaliczyć pisarce na plus.
Kolejnym plusem jest ciekawe ukazanie Martin i jej męża. Ten historyk mediewista wzbudził moją wielką sympatię. Istny ideał męża - mądry, z poczuciem humoru, przystojny, dobrze zarabiający, dbający o żonę, dzielnie opierający się zakusom płci przeciwnej i pomagający żonie w pracy... Wiem, niewiarygodne..Jednak od razu wyjaśniam, Nauczycielka... to nie bajka ani S-F, a dobry kryminał. Akcja toczy się zaledwie przez kilka dni, tyle ile potrzeba sędzi Martin na rozwikłanie śledztwa. Jednak autorce udało się zmieścić niesamowicie dużo faktów i wydarzeń w tak krótkim okresie czasu. Nie ukrywam, że na początku miałam pewne problemy z przyswojeniem nazw, nazwisk i stylu funkcjonowania w belgijskiej miejscowości. Jednak po wdrożeniu się w tamtejszą rzeczywistość lektura była przyjemnością. Trochę brakowało mi skandynawskiej rzeczywistości, ale mówi się trudno.
Bohaterowie są bardzo interesujący, akcja pędzi, intryga kryminalna niezła, a przy tym jest to kryminał ze swoistym przesłaniem - autorka ukazuje nam czym może skończyć się bezmyślność, głupota, okrucieństwo poparte rasizmem.
Na pewno sięgnę po kolejne części cyklu. Jak na debiut literacki Nauczycielka z Villette to na prawdę niezły kryminał. Nie super wybitny, ale niezły i dający szansę na coraz lepszą kontynuację, co w zalewie większych lub mniejszych kryminalnych gniotów i gniotków jest ogromna zaletą.
Ingrid Hedström to nowa pisarka na naszym rynku. Pochodzi ze Szwecji, obecnie mieszka w Sztokholmie. Studiowała psychologię i przez pewien czas pracowała jako
psycholog szkolny. W latach osiemdziesiątych XX w. podjęła się pierwszych prac
jako dziennikarka i redaktorka znanych magazynów. Od 1992 r. pisze
teksty na temat Europy dla "Daily News". Od niedawna jest autorką kryminałów.
W 2008 r. Hedström otrzymała nagrodę Szwedzkiej Akademii Autorów
Kryminalnych za najlepszy debiut,czyli Nauczycielkę z Villette.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Skandynawska literatura ma to do siebie, że na początku ogarnąć nazwiska bohaterów to nie lada gratka. Lecz przede wszystkim Skandynawowie mają coś w sobie, jakiś dar pisania, że moim skromnym zdaniem tworzą najlepsze książki ostatnich lat. Ja sobie cenię np. Leifa GW Perssona. Teraz czytam jego drugą powieść i przepadłam. Polecam Ci go, a sama za Twoim poleceniem zapoznam się z wyżej wymienioną debiutantką.
OdpowiedzUsuńCiekawe, szwedzki kryminał z akcją w Belgii:) bardzo czekałam na recenzję tej książki. Obawiałam się nowej autorki, ale wygląda na to, że może być ciekawie. Trochę odstrasza mnie fakt, że to znowu cykl będzie, ale mimo to spróbuję. Szybka akcja, ciekawa intryga, bez banalności to coś co lubię w kryminałach:)
OdpowiedzUsuńLiteracki debiut i od razu taki udany? To świetna wiadomość. Rozejrzę się zatem za ,,Nauczycielką z Villette''. Mam nadzieję, że i mnie się spodoba.
OdpowiedzUsuńBardzo jestem ciekawa tej powieści. Lubię kryminały, więc i ten pewnie mi się spodoba
OdpowiedzUsuńMnożą się ci skandynawcy autorzy, jaby czekali na uwolnienie na inne rynki niż lokalne. Jak tylko znajdę gdzieś tą pozycje chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńCzyli pisarka szwedzka, ale rzecz się dzieje w Belgii? Koniecznie muszę przeczytać, bo ostatnio choruję wręcz na tamte rejony, skoro fizycznie się nie wybiorę, to chociaż literacko.
OdpowiedzUsuńTylko czy nazywanie kolejnego belgijskiego detektywa Poirot nie jest przepadkiem, hmmmm, przesadą?
:) jest, tym bardziej, że choć główna bohaterka przemiła, kompetentna to do Herculesa jej baaaardzo daleko.Ale książka jako debiut jest ok.
Usuń