Pokazywanie postów oznaczonych etykietą instytut wydawniczy erica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą instytut wydawniczy erica. Pokaż wszystkie posty

sobota, 9 stycznia 2016

Herosi mitów germańskich, Sigurd Pogromca Smoka i inni Wölsungowie - Artur Szrejter

Instytut Wydawniczy Erica, Ocena 5,5/6
Doskonała pozycja, którą we fragmentach podczytywałam od kilku tygodni. Właśnie skończyłam:)
Artur Szrejter to znany mi z kilku wcześniej przeczytanych książek doskonały historyk, archeolog, tropiciel minionych wieków i zagubionych w nich reliktów kultur oraz równie dobry pisarz.
W związku z tym rozpoczynając lekturę Herosów mitów germańskich wiedziałam, iż się nie zawiodę i szykuje się wspaniała podróż historyczna. I tak faktycznie było.
Książka opowiada (jak wskazuje druga część tytułu) o Sigurdzie Pogromcy Smoka i innych Wölsungach. Ku mojemu zadowoleniu jest to część większej całości, 1. tom Wierzeń Germanów, a także serii Europa barbarzyńców. 

Autor snuje fascynującą opowieść o losach bohaterów mitologii ludów germańskich, o mitycznych Wölsungach, uzupełniając tym samym choć w części wielką lukę na naszym rynku popularno-naukowym. Bohaterowie ci istnieli w kulturze i świadomości ludów północy od okresu przed naszą erą do wieków średnich. Na przestrzeni stuleci ich historia ewoluowała, sam ród mityczny powiększał się, ulegał zmianie.
Swoją książkę autor podzielił na dwie wyraźne części.
Część pierwsza to 36 opowiadań, zbeletryzowanych tekstów, w których badacz kreśli postaci najbardziej znanych bohaterów germańskiej mitologii. Bazą do tego przedstawienia herosów jest słynna Saga o Wölsungach, która choć opowiada o bohaterach germańskich mitów, to jednak łączy w sobie elementy wielu kultur, m.in. skandynawskiej, celtyckiej i greckiej.
Ta część to jakby taki wstępniak. Rozwinięciem są bowiem kolejne strony, które w moim odczuciu są kwintesencją książki. Stanowią je naukowe omówienia bohaterów, o których wcześniej autor wspomniał.
Część pierwsza jest po prostu ciekawa, napisana fajnie z ikrą, ale i ogromną znajomością tematu. Lekka, wciągająca lektura, gawędziarska.
Część druga wymaga już większej uwagi. Jej treścią jest fachowe omówienie bohaterów z części pierwszej. Autor opowiada o nich analizując ich postaci i czyny pod względem historycznym, archeologicznym, etnologicznym etc. Omawiane są nie tylko same postaci bohaterów, ich pochodzenie, ale także to jak ulegały one na przestrzeni wieków zmianom, jak ewoluowały pod wpływem różnorodnych zawirowań, czy to historycznych, czy kulturowych bądź też religijnych. Ciekawym jest interdyscyplinarne podejście do tematu. Bardzo mnie ono cieszy. Fakt, iż badacz nie ogranicza się tylko do archeologii bardzo ubarwia książkę i czyni ją jeszcze bardziej wartościową. 
Będąc rzetelnym tropicielem (jak określam historyków, archeologów tak dociekliwych i drobiazgowych) autor czerpie z wielu źródeł, przedstawia je w sposób rzetelny merytorycznie, odwołuje się także do wielu mniej lub bardziej znanych źródeł, jak np. Pieśń o Nibelungach, Beowulf, czy wspomniana, będąca w zasadzie bazą Saga o Wölsungach.
Tak jak wspomniałam, część druga ma wyraźnie charakter popularnonaukowy. Obie części wyraźnie są rozdzielone. Można czytać je w dowolnej kombinacji. To ważne, gdyż pozwala każdemu czytelnikowi wybrać to co go interesuje.
Bardzo ciekawymi są: indeks nazw i terminów oraz aneks chronologiczny. Zdecydowanie ułatwiają one lekturę.

Ogromny plus daję za umieszczenie przypisów u dołu stron. Brawo!!! Nareszcie  któryś z autorów pozycji popularnonaukowych, naukowych wpadł na to. Nie rozumiem, co kieruje badaczami, gdy komasują przypisy na końcu książki.
Szrejter, jak to Szrejter:) nie wystrzega się także wielu dygresji. W niektórych momentach miałam wrażenie, iż ewoluują one w tempie błyskawicznym. Ale to dobrze. Za ich sprawą książka jest bardziej przystępna, jest osobistym (choć nadal merytorycznym) spojrzeniem na omawiane kwestie. Tym bardziej, iż ilość materiału źródłowego czy reliktów kultury materialnej w zakresie mitów germańskich jest stosunkowo niewielka.
Herosi... są doskonale napisani, skierowani do szerokiego odbiorcy. Książkę mogą czytać (ba, nawet powinni) zarówno przeciwnicy historii, jako takiej, jak i jej pasjonaci. Mimo, iż autor do tematyki podchodzi w sposób niezwykle merytoryczny, to jednak nie zamęcza naukowymi pojęciami. Jest to pozycja naukowa napisana przystępnie, zarówno dla osób umiarkowanie zaznajomionych z różnymi dziedzinami nauk humanistycznych, jak i dla osób szukających bardziej profesjonalnego spojrzenia na kwestie mitologii germańskiej.

czwartek, 10 września 2015

Gore Vidal - Julian

Instytut Wydawniczy Erica, Moja ocena 5-/6
Gore Vidal, właściwie Eugene Luther Gore Vidal, ur. w 1925 roku, zm. w 2012 roku amerykański pisarz, dramaturg, polityk. 
Tytułowy Julian, to Julian Apostata, cesarz rzymski w latach 361-363. Przydomek Apostata, czyli "Odstępca", został mu nadany przez późniejszych pisarzy chrześcijańskich ze względu na odstępstwo od chrześcijaństwa, w którym Julian wychował się jako dziecko, i powrót do tradycyjnych rzymskich kultów religijnych. Dążył do osłabienia chrześcijaństwa, a z biegiem czasu do całkowitego usunięcia go z cesarstwa. Julian był ostatnim cesarzem wyznającym religię dawnych Rzymian (kilkanaście lat wcześniej Konstantyn Wielki religią rzymską uczynił chrześcijaństwo).
Cezarem został w młodym wieku. Miał wtedy zaledwie 23 lata. O dziwo okazał się jednak wyjątkowo dobrym administratorem, ale przede wszystkim władcą wrażliwym na los innych. Starał się ulżyć ludności cesarstwa poprzez obniżenie olbrzymich  podatków i wprowadzenie innych reform. Jednak tym, co okazało się jego najmocniejszą stroną była genialna wprost umiejętność dowodzenia armią. Julian Apostata okazał się znakomitym wodzem. Jego wielką zasługą było m.in. wyparcie Germanów za Ren. 
Julian, to przede wszystkim dobra powieść historyczna opowiadająca o tym niebanalnym rzymskim władcy, a właściwie o fragmentach z jego życia, chociaż też nie tak do końca..o tym za moment.
Bardzo ciekawą jest zastosowana przez pisarza narracja. Jest ona bowiem prowadzona na kilku poziomach, które całkowicie różnią się czasem i miejscem akcji, poruszanymi zagadnieniami, różni są też w przeważającej części bohaterowie (poza głównymi). Co istotne, owe różnorodne narracje jakby się przenikały, mieszały, przechodziły jedna w drugą. Można by sądzić, iż taki zabieg stworzy pewną niejasność, sprawi, iż fabula będzie mało czytelna, a sam czytelnik pogubi się. Nic bardziej mylnego. Vidal doskonale poradził sobie z tym niełatwym zadaniem. Całość jest klarowna, a różnorodną narrację śledzi się doskonale, jakby od niechcenia przeskakując z jednego roku do drugiego, z jednego krańca antycznego świata do innego.
Dzięki temu śledzimy m.in. kwestię filozofa Libaniusza z Antiochii, który chce napisać biografię swojego niegdysiejszego ucznia, a obecnie cesarza; wątek poniekąd biograficzny obejmujący fragmenty z życia głównego bohatera, gdy ten udaje się z wyprawą do Persji i kilka innych.
Całość napisana niezwykle zręcznie, wiarygodnie, z doskonałym dopracowaniem najdrobniejszych szczegółów z tamtych czasów, oddaniem realiów epoki. Ale...oczywiście, że musi być jakieś ale. Bardzo długo szukałam w sieci i książkach informacji w zakresie materiału źródłowego, na którym opierał się Gore Vidal tworząc niniejszą książkę. Jako pasjonatka historii antycznej nie mogłam sobie odpuścić takiej przyjemności. Pytałam o  to nawet mojego szefa, który bezpośrednio zajmuje się historią antyczną. No i niestety (albo stety, zależy, jak na to spojrzeć), źródła, na których opierał się Vidal (poza tymi w bardzo podstawowym zakresie) są całkowicie fikcyjne. Nie ma i nie było większości wymienionych w książce pamiętników, listów, zapisków. Napisałam (...) poza tymi w bardzo podstawowym zakresie (...), bowiem niewielka część materiału źródłowego istniała (istnieje) naprawdę. Vidal pomieszał źródła autentyczne z tymi wymyślonymi przez siebie. W związku z  tym duża część fabuły to jego subiektywne odczucia, wyobrażenia o tym, co by było gdyby...
Plus daję za bardzo ciekawe potraktowanie bohaterów, którzy w przeważającej części są po prostu źli, szczególnie ci wyznający chrześcijaństwo. takie potraktowanie postaci najprawdopodobniej wynikało z życia i przekonań Juliana Apostaty. Vidal zręcznie je wykorzystał. 
W związku z  tym, jako powieść źródłową, oceniam Juliana na 2,5/6, jako powieść historyczną, lekturę ku odprężeniu, po prostu dobrą i zręcznie skonstruowaną beletrystykę oceniam na 5/6.
Generalnie polecam Juliana, z tym, że zdaję sobie sprawę, iż nie jest to lektura dla wszystkich (ja sama czytałam ją we fragmentach, z długimi przerwami), ale warto podjąć próbę i zmierzyć się  z nią.



środa, 19 sierpnia 2015

Skald. Kowal słów tom 1 i 2 - Łukasz Malinowski

Instytut Wydawniczy Erica, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Akcja książek rozgrywa się w mrocznych wiekach średnich na terenie Europy Wschodniej. Mamy wiek X, okres kiedy mniejsi i więksi lokalni władcy walczą o utrzymanie swoich ziem i podbicie sąsiednich. Równocześnie rozpoczyna się chrystianizacja tych terenów.
Bohaterem jest znany z Karmiciela kruków (recenzja klik) Ainar, męźczyzna marzenie wszystkich ówczesnych kobiet - wysoki, wysportowany, przystojny, waleczny, kochliwy. 
Ainar jest także poetą i skaldem. Jego twórczość zyskuje coraz większy rozgłos i jest coraz sowiciej wynagradzana. Jednocześnie jest wyjątkowo bezczelnym i nieliczącym się z nikim i niczym człowiekiem. Ot taki odpowiednik wyjątkowo zadufanego w sobie, acz zdolnego celebryty.. 
Po wydarzeniach opisanych w Karmicielu kruków, Ainar Skald staje się banitą na całej Północy. Schronienia szuka na Wschodzie, na krańcach znanego ówczesnym ludziom świata. Jednak spokój, normalne życie (nawet, jak na ówczesne czasy) nie są dane naszemu bohaterowi. Przygody, kłopoty, awantury, bójki, walki, wojny, miłość, to drugie imię Ainara. W trakcie lektury każdej z części jego przygód trudno o nudę.
Oba tomy Kowala słów (podobnie, jak i Karmiciel kruków) są bardzo dobrze napisane. Znajdziemy w nich mnóstwo nawiązań do mitologii oraz filozofii skandynawskiej, co jest bezpośrednią kontynuacją Karmiciela kruków, ale także wierzeń, obrzędów z innych terenów średniowiecznej Europy.  
Wielkim atutem wszystkich tomów Skalda jest spora ilość niezwykle szczegółowych opisów dnia codziennego, a przede wszystkim uzbrojenia i odzienia, jakie w X wieku były w powszechnym użyciu. Te opisy i wszystkie szczegóły są ogromną zaletą książek i zdecydowanie ubarwiają lekturę. Nic dziwnego, autor jest specjalistą w historii średniowiecznej Skandynawii. Co niezwykle istotne, Łukasz Malinowski potrafi swoją wiedzę wpleść pomiędzy liczne przygody, wartką akcję, niezłe gagi humorystyczne i z całości sporządzić mieszankę iście wybuchową, która sprawia, iż książki czyta się z uśmiechem na twarzy, chciwie przewracając kolejne kartki. 
Skald to doskonałe pozycje dla wszystkich lubiących nordyckie klimaty, ale nie tylko. Także każdy ceniący dobrą pozę, popartą merytorycznymi szczegółami, zabarwioną elementami zawadiackiej przygody, znajdzie w serii coś dla siebie. Skald, to także porządna porcja fantastyki.
Ciekawe jest również to, iż autor z każdym kolejnym tomem przygód Ainara lepiej operuje piórem, każda kolejna książka jest lepsza od poprzedniczki. Oby tak dalej.Dowodzi to, iż I tom serii nie był tylko ślepym łutem pisarskiego debiutanta, a początkiem czegoś bardzo fajnego, profesjonalnego i obiecującego ciekawy ciąg dalszy.
Jeżeli więc lubicie dopracowaną w każdym calu historyczną fantastykę, wyrazistych do bólu bohaterów, średniowieczne klimaty, a do tego jesteście miłośnikami lejącej się juchy, patroszenia, obcinania, przecinania, wydłubywania wszystkiego co tylko można wydłubać, lubicie specyficzny rodzaj czarnego, średniowiecznego humoru i łatwo łykacie pigułkę historycznej wiedzy, cała seria Skald  jest lekturą idealną dla was. 
Polecam.

środa, 13 sierpnia 2014

Parabellum Tom 2. Horyzont zdarzeń

Instytut Wydawniczy Erica, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Powieść Horyzont zdarzeń to druga część cyklu Parabellum. Trudno cokolwiek więcej napisać o 2. tomie, nie zdradzając przy tym treści 1. Siłą rzeczy, nie będzie to długa opinia.  
Bohaterami są ponownie bracia Zaniewscy, którzy nadal tułają się po ogarniętej wojenną poźogą Europie. Mamy jesień 1939 roku, a dokładnie październik. Miesiąc temu Hitler napadł na Polskę. Jeden z braci, Bronisław próbuje z narażeniem życia, podróżując w bydlęcym wagonie odnaleźć na Kresach narzeczoną, a drugi - Stanisław wraz z ukochaną Marią nadal ucieka na Zachód. W trakcie tej podróży, ucieczki towarzyszył im psychopatyczny morderca, o którego tajemnicy nie mają pojęcia. Czyli podobnie jak w I tomie, Zaniewscy walczą, zabijają, uciekają przed wrogami, wplątują się w afery szpiegowskie, czyli ponownie dzieje się oj dzieje. Śledzimy także losy znanego z wcześniejszego tomu hauptmanna Leitnera, który został zdegradowany i obecnie za karę służy w SS. Temu ostatniemu towarzyszymy w pogoni za oczyszczaniem honoru i dobrego imienia. Wydarzenia śledzimy z perspektywy czterech osób, co daje nam ciekawy obraz zarówno wojny, jak i głównych bohaterów. Niektórych z nich polubimy bardziej, niektórych mniej, ale wobec żadnej z wykreowanych przez autora postaci nie pozostaniemy obojętni. Żadna z osób nie jest też jednoznaczna, dobra z charakteru lub zła. I to także jest bardzo ciekawe, jak w trakcie lektury zmienia się nasze podejście do danej osoby.
Autorowi po raz kolejny na tle zawirowań historycznych udało się ukazać arcyciekawe, mocno awanturnicze losy polskich braci oraz ich niemieckich i radzieckich wrogów, znajomych, sprzymierzeńców. W obu tomach akcja pędzi jak szalona. Jest ona o tyle zawadiacka, ciekawie ukazana, że w sumie można by ją przenieść w dowolny okres naszej historii. To ważne, ponieważ zdecydowanie może zachęcić do lektury cyklu przeciwników historii jako takiej. W Parabellum nie historia sama w sobie jest najważniejsza, a ludzie i ich przygody, takie trochę spod znaku płaszcza i szpady, Hansa Klossa:) Owszem historii w obu tomach jest sporo, ale jest ona tylko tłem. Na pierwszy plan wysuwają się świetnie zarysowani bohaterowie i ich przygody momentami ala mission impossible, ale doskonale opisane. Całość trzymają w ryzach i nadają tempa krótkie, jakby migawkowe rozdziały, opatrzone datą.
Jestem ciekawy, kiedy ktoś z producentów wpadnie na pomysł kupienia praw do ekranizacji serii Parabellum. Czyta się świetnie, podejrzewam, że przy odpowiednim scenarzyście, reżyserze i doskonałych aktorach, oglądałoby się równie doskonale. Na razie pozostaje nam czekać na dalszy ciąg przygód bohaterów. 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Parabellum. Prędkość ucieczki

Instytu Wydawniczy Erica, Okładka miękka, Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża.

Prędkość ucieczki to 1. tom cyklu Parabellum. Akcja książki rozpoczyna się w sierpniu 1939 roku, czyli tuż przed wybuchem II wojny światowej. Na pierwszy plan wysuwają się bracia Zaniewscy (Stanisław i Bronisław), z których jeden szykuje się do ślubu z ukochaną dziewczyną, a drugi stacjonuje w jednostce wojskowej na południowych krańcach naszej ojczyzny. Zbliżająca się wielkimi krokami wojna krzyżuje plany obu męźczyzn. Narzeczona jednego z braci jest Żydówką. Dodatkowo więc czyha na nią ogromne niebezpieczeństwo. Stanisław chcąc ocalić życie ukochanej podejmuje decyzję o przedarciu się przez wrogie terytoria do bezpiecznej jego zdaniem Francji. Razem ze Stanisławem przedzieramy się przez coraz słabiej bronioną i coraz mniej bezpieczną Europę. Koleje losów drugiego z braci także są pełne niebezpiecznych zawirowań, pełne walk, nadziei, rozczarowań. Śledzimy je naprzemiennie z losami innych bohaterów, z których na pierwszy plan wysuwa się zatwardziały faszysta całym sercem oddany Hitlerowi i fanatycznie wręcz wypełniający wszystkie nadchodzące z Berlina rozkazy. 
Autorowi udało się wybornie ukazać na tle wojennej zawieruchy losy kilku niebanalnych osób. Co cenne, pisarz nie epatuje tak charakterystyczną dla wielu autorów martyrologią, okrucieństwem. Owszem, książka nie jest opowiastką dla grzecznych dzieci, ale goryczy, strachu, przemocy jest w niej tyle ile potrzeba. Mróz znalazł doskonałą równowagę pomiędzy opisami wojennej gehenny, a  porywającą opowieścią, która z każdym rozdziałem nabiera tempa, adekwatnie do tytułu książki.
Co istotne, Mróz doskonale sportretował całą trójkę bohaterów, czyniąc z nich ludzi, których lubimy, za których trzymamy kciuki, z którymi się utożsamiamy. 
Ogromnym plusem książki są doskonale oddane wątki historyczne i realizm dni początku wojny, gdy jeszcze nie gasła nadzieja. 
Trzeba autorowi przyznać, mimo, iż to dopiero jego druga książka, to warsztat pisarski ma doskonały. Książkę czyta się niezwykle szybko, a od kolejnych stron trudno się oderwać. Mam nadzieję, iż na 2. tom cyklu nie będziemy musieli zbyt długo czekać. Tego typu książki powinny być wydawane od razu całą serią, zbyt długie czekanie na kolejny tom szkodzi czytelnikowi.
Prędkość ucieczki to doskonała pozycja dla osób lubiących tematykę wojenno-przygodową. Gorąco zachęcam do lektury.

piątek, 29 listopada 2013

Złoto Himmlera - Leo Kessler

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Leo Kessler zasłynął jako autor cyklu książek opowiadających o wojennych losach Batalionu Szturmowego SS Edelweiss. Do batalionu należą najlepsi z najlepszych, żołnierze reprezentujący niezwykle wysoki poziom i nie bojący się żadnych zadań. Na przestrzeni kilku ostatnich lat, wykonywali oni dla Niemiec zadania, które innym wydawały się niemożliwymi.
Jest rok 1944, II wojna światowa jest w zasadzie rozstrzygnięta, Niemcy i ich iluzoryczna potęga chylą się ku upadkowi.Są jednak osoby, które nadal wierzą w odrodzenie III Rzeszy. Jedną z nich jest Heinrich Himmler. W poprzednich latach wojny, Himmler wraz z innymi przywódcami III Rzeszy, zgromadził niewyobrażalnie wielki majątek w złocie i drogich kamieniach. Jedynym wyjście z patowej sytuacji, w jakiej znalazły się Niemcy, jest przerzucenie tej fortuny do Ameryki Południowej. Gdyby to się udało (a Himmler wierzy, że tak się stanie), III Rzesza miałaby szansę na odrodzenie. Z tym, że nie jest to łatwe zadanie. Raz, że rzecz do przewiezienia  jest sporych rozmiarów, a dwa podróż, transport przez ogarniętą wojną Europę i spory kawałek świata to zadanie karkołomne. Jest tylko jedna grupa osób, która może sobie z tym zadaniem potencjalnie poradzić. To Strzelcy Alpejscy Edelweiss. Czy jednak ich umiejętności nie są przeceniane? Czy ich misja zakończy się sukcesem?
Na te i wiele innych pytań, które rodzą się w trakcie lektury, znajdziecie odpowiedź w książce.
Od razu zaznaczę, że jest to moim zdaniem najlepszy z dotychczas przeze mnie przeczytanych tomów o przygodach Strzelców Alpejskich. Autorowi udało się zbudować całkiem zręczną intrygę, tempo akcji już od pierwszej strony jest podkręcone do maksimum możliwości. Dodatkowo okazuje się, że wyborowa drużyna specjalna nie jest wcale tak kryształowa, jakby się sądziła. Strzelcy alpejscy wobec skarbu maja swój własny plan. Czyj plan wygra? Do kogo w efekcie będzie należał majątek?
Dodatkowym plusem są doskonale opisane sceny batalistyczne oraz rzeczy z pozoru niemożliwe, które bohaterska drużyna wiernie dotychczas służąca Rzeszy, wykonuje bez mrugnięcia okiem. Kessler po raz kolejny udowodnił, iż jest mistrzem powieści wojennej, a jego bohaterowie są nie tylko wyjątkowymi żołnierzami, ale mają także swoista klasę. 
Gorąco zachęcam do lektury., Złoto Hiimmlera to doskonała, wciągająca opowieść, w sam raz na nadchodzące zimowe wieczory.

wtorek, 19 listopada 2013

Kapitanowie 1941 - Tomasz Stężała

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 488 s., Ocena 5/6
Recenzja mojego męża.

Tomasz Stężała jest autorem wielu bardzo dobrych książek o tematyce wojennej. Warto wspomnieć chociażby o takiej pozycji, jak Elbing 1945: Odnalezione wspomnienia. W każdej ze swoich książek akcję umiejscawia w Elblągu, mieście rodzinnym, w którym nadal mieszka i którego historią bardzo się interesuje. 
Kapitanowie 1941, to kontynuacja losów i przygód bohaterów znanych z książki Porucznicy 1939. Jeżeli jednak nie znacie "poruczników" lekturę cyklu śmiało możecie rozpocząć od "kapitanów". Autor tak prowadzi opowieść, że w trakcie lektury ma się wrażenie ponownego spotkania ze starymi znajomymi. Autor na samym początku książki prezentuje listę bohaterów oraz przypomina pokrótce ich losy z poprzedniego tomu. 
Plusem jest wplecenie do opowieści o głównych bohaterach (tytułowych porucznikach) opowieści o zwykłych, cywilnych bohaterach. Ich losy są ściśle powiązane z losami żołnierzy. 
Atutem książki jest szczere do bólu ukazanie wojny i jej wszelkich aspektów. W tej książce brak jest podkoloryzowanej rzeczywistości ala Czas honoru. Rzeczywistość, którą prezentuje Stężała, częstokroć jest gorzka i bolesna, ale co najważniejsze jest prawdziwa. 
Kolejny plus to wykorzystanie biografii osób autentycznych, które w okresie II wojny światowej walczyły na terenie Elbląga i w jego okolicach. Pewien problem początkowo może stwarzać mnogość bohaterów i rzadko spotykane zastosowanie licznych acz krótkich rozdziałów. Gdy jednak "wejdziemy" w rytm lektury, w sam środek wydarzeń, które miały miejsce w 1941 roku, lektura stanie się dla każdego miłośnika powieści wojennych, prawdziwą przyjemnością.
Od razu sprostowanie do tego, co we wstępie pisze autor. A mianowicie zaznacza on, iż książka nie jest powieścią. Otóż ja jestem całkiem innego zdania. Jest to typowa powieść, po trosze wymieszana ze zbeletryzowaną biografią i powieścią opartą na faktach. 
Niezależnie od tego, czy książkę uznamy za powieść czy nie, nie ulega wątpliwości, że jest to bardzo ciekawa lektura, zręcznie napisana, a co cenne - oparta na faktach. Szczególnie za to ostatnie, za odnalezienie i zaprezentowanie nam wielu ciekawych wątków i kwestii dot. II wojny światowej w okolicach Elbląga, należy się autorowi ogromny plus.
Kapitanowie 1941 to druga część cyklu pt. Trzy Armie. Czekamy wobec tego na tom III.


Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi  

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rodzina Wenclów t. 1 i 2 - Lena Najdecka

Instytut Wydawniczy Erica, Okładki miękki, Tom 1. 480s., Tom 2. 540s., Moja ocena 5,5/6
Jestem niesamowicie (pozytywnie oczywiście) zaskoczona lekturą obu części trylogii o rodzinie Wenclów. Szczerze, liczyłam na kiepskawą, naciąganą historyjkę. Aż się zastanawiałam, co autorka wymyśli, żeby zapełnić trzy tomy. Tymczasem dostałam wyborną, niesamowicie trafną i doskonale napisaną historię rodziny Wenclów. 
Mamy XXI wiek. Bohaterowie obu części, to rodzina 2+3, w skład której wchodzą: mamusia, tatuś i trzech synków. Każde z osobna to kuriozalny, ale niestety charakterystyczny dla pokolenia dorobkiewiczów osobnik. A połączeni razem,w  jedną rodzinę są dopiero ciekawym socjologicznie przypadkiem.
Mamusia (po 50-tce) siedząca w domu i wydająca pieniądze, które w dobie boomu gospodarczego, jaki miał miejsce w naszym kraju w latach 90. XX wieku zarobił tatuś, Wencel senior.
Właśnie, Wenecel senior, na oko pod 60-tkę, który ogromny majątek zbił (w sposób niezbyt uczciwy) kilkanaście lat wcześniej na prywatyzacji. Obecnie walczący z żoną, która próbuje go zdrowo odżywiać oraz z różnymi kwitami, które co i rusz wypływają na wierzch, a które mogą go "do grobu wpędzić". 
Paweł, doskonale wykształcony, wspólnik w prestiżowej kancelarii prawnej w Warszawie, zarabiający niebotyczne sumy pieniędzy, posiadający piękną i jak mu się do pewnego momentu wydawało szczęśliwą żonę. Kobiecie swojego życia w jego mniemaniu daje wszystko. Jakież jest jego zdziwienie, gdy okazuje się, że ona tak nie uważa. Na dodatek jeden ze wspólników okazuje się najpospolitszą gnidą, padalcem jednym. A Paweł tak mu ufał. Na szczęście przy Pawle przysłowiowym murem stoi wierna sekretarka, pani Agnieszka. Gdy pan mecenas traci prawie wszystko, razem rozpoczynają śledztwo, które zatacza coraz szersze kręgi. Nie wiedzą w co wdepnęli. Pieniądze oraz władza, o które toczy się gra są tak ogromne, że przeciwnik nie cofnie się przed niczym.
Mateusz, średni syn Wenclów, wysoko postawiony w kierownictwie pewnej renomowanej agencji reklamowej. Zarabia ogromne sumy pieniędzy, ma piękną, wierną żonę, wspaniałe mieszkanie, które kupił mu tatuś i bardzo, ale to bardzo wysokie mniemanie o sobie. Pewien, że świat należy do niego, że żadna kobieta mu się nie oprze, że jest tak przebiegły, że życiowe i zawodowe oszustwo ujdą mu płazem, nawet nie wie jak bardzo się myli.
Piotr Wencel, najmłodszy w rodzinie, ekolog, weganin, mający tysiąc pomysłów na doskonały biznes i dziwną (ale zdaniem seniora rodu - kutą na cztery nogi) przyjaciółkę. Oczywiście żaden interes w jego dwudziestokilkuletnim życiu nigdy nie przyniósł mu nawet złotówki zysku. Wszystkiego jego pomysły finansował ojciec, który nagle mówi dosyć.
Jest jeszcze babcia Wenclowa. Osoba, którą nad wyraz polubiłam. Pozytywna, zażywna, ze spostrzegawczym okiem, ciętym językiem, uważająca, że w jej wieku wolno jej już wszystko.Babcia jest cudowna, potrafi np. synowi (czyli panu pod 60-kę) przyłożyć łyżką drewnianą:). Ale babcia potrafi także jednym duszkiem wypić szklaneczkę wódki..chociaż nie, przepraszam, Wenclowie piją tylko whiskey i to co najmniej 15-stoletnią, którą co prawda czuć...myszami, ale była droga.
Najdecka wybornie, arcywybornie zobrazowała rodzinę typowych, momentami prymitywnych  dorobkiewiczów. Kojarzycie taki serial Tygrysy Europy? Trylogia o Wenclach jest niezwykle podobna do tegoż serialu, chociaż wszystko, co opisuje autorka, nie jest aż tak jaskrawe. Niemniej świat tej rodziny, to świat wielkich pieniędzy, jeszcze większych oszustw (czy to na niwie zawodowej czy na łonie rodzinnym), korporacji, spółek zarejestrowanych na Cyprze, prania pieniędzy etc.
Losy bohaterów autorka niezwykle zręcznie przeplata opisami tego, co jeszcze kilka lat temu działo się w naszym kraju, a co w wielu przypadkach nadal jest aktualne. Jeżeli dodamy do tego niezwykle zręczne pióro, cięty język, mnogość wątków, z których część można śmiało dopasować do własnego życia, to uzyskamy doskonałą, wciągającą lekturę, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością. Przyznam wam się, że faktem, iż od obu książek nie mogłam się oderwać, byłam niepomiernie zdziwiona. I bardzo żałuję, że nie mogłam sięgnąć po 3. tom. Czekam na niego z wielką niecierpliwością.

czwartek, 17 października 2013

Wojny Wikingów i Słowian. Wielka wyprawa księcia Racibora - Artur Szrejter

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka twarda, 244 s., Ocena 6/6

Recenzja mojego męża.

Wielka wyprawa księcia Racibora to pozycja traktująca o wydarzeniu sprzed kilku wieków, które jest stosunkowo mało znane, a odegrało niezwykle ważną rolę w naszej średniowiecznej historii. Chodzi tu o polski najazd na Wikingów.  
XI i XII wiek to okres niezwykle krwawych i licznych walk między Słowianami, a mieszkańcami Skandynawii. Na ogół wygrywali Słowianie. XII wiek to także okres wielkich zmian w zakresie gospodarki, polityki i ogólnie egzystencji społeczeństw państw nadbałtyckich. Wtedy następuje zmiana w takich państwach, jak: Dania, Królestwo Niemieckie i Księstwo Zachodniopomorskie. Z reguły bywa tak, że wszelkie tego typu zasadnicze zmiany pociągają za sobą konflikty, sprzeciwy. Nie inaczej było w tym przypadku.
Tytułowa wyprawa księcia Racibora, która miała miejsce w XII wieku. Jej dowódca, książę Racibor władał Pomorzem od 1135 roku. Przedsięwziął on wiele łupieżczych wypraw na naszych północnych sąsiadów. Jednak wyprawa, o której pisze Artur Szrejter, była najbardziej spektakularną. Celem jej było zdobycie najważniejszego grodu Wikingów, Kunungahela. Było to miejsce o tyle ważne, wręcz mistyczne, iż to tam właśnie (zgodnie z tradycją) spotykali się skandynawscy władcy. To w tym grodzie znajdowały się także  relikwie Świętego Krzyża. Ponieważ Racibor był wielkim krzewicielem wiary chrześcijańskiej, nic dziwnego, iż perspektywa zdobycia relikwii była dla niego wielka pokusą. Co ciekawe, pomysłodawcą wyprawy był Bolesław III Krzywousty. Koszta przedsięwzięcia były ogromne. Wystarczy tylko wspomnieć, że brało w nim udział ponad 30,000 żołnierzy.
Ekspedycja zakończyła się sukcesem. Jaki był jej dokładny przebieg? Jakie były nasze zyski i straty? Jaki był oddźwięk ze strony skandynawskiej? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź w książce, do lektury, której gorąco zachęcam. Autor opierając się na zachowanych dokumentach oraz prowadzonych w ciągu ostatnich lat badaniach i osiągnięciach naukowych stworzył dzieło doskonałe i dopracowane w każdym calu pod względem merytorycznym. Od razu widać w autorze profesjonalistę i archeologa-badacza z powołania. Co istotne Szrejter nie poprzestał tylko na dokumentach i pracach historycznych, ale także sięgnął do źródeł archeologicznych, lingwistycznych, etnologicznych i wielu innych. Korzysta np. z pracy islandzkiego historiografa Snorriga Sturkisona, który niezwykle szczegółowo opisał całą wyprawę. Dzięki temu mamy pozycję w każdym calu dopracowaną i zawierającą wiele bardzo ciekawych informacji z różnych dziedzin nauk. 
Co istotne, nie sama wyprawa i jej przebieg jest kwintesencją opowieści. Autor dużo miejsca poświęca samej epoce, kulturze Słowian i Wikingów, stosunkom miedzy obydwoma stronami. 
Książka mimo naukowej treści, napisana jest językiem niezwykle przystępnym. Dzięki temu trafi nie tylko do osób na co dzień pasjonujących i zajmujących się historią. Ciekawym uzupełnieniem (który czyni lekturę jeszcze większą przygodą) są liczne rysunki, opisy i mapy.
Wielka wyprawa księcia Racibora jest pierwszą książką z serii Wojny wikingów i Słowian. Kolejny tom nosi tytuł Pod pogańskim sztandarem. Dzieje tysiąca wojen Słowian połabskich od VII do XII wieku.

Po tak wspaniałej lekturze pozostaje mi tylko czekać na kolejny tom. 
Zachwycamy się historią antycznego Rzymu,  Anglii Tudorów, Francji Ludwików etc. A tymczasem polskie dzieje są nie mniej pasjonujące, a do tego nasze, własne. 
Warto także wspomnieć od opracowanej w każdym calu stronie edytorskiej. Książka jest wydana na doskonałym papierze, okładka idealnie oddaje treść pozycji, a dodatkowo jest twarda i lakierowana.



środa, 21 sierpnia 2013

Pan Whicher w Warszawie - Agnieszka Chodkowska-Gyurcis, Tomasz Bochiński

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 496 s., Moja ocena 5/6
Doskonały, polski, historyczny kryminał. Aż jestem zła, że książka tyle czasu musiała czekać na swoją kolej.
Akcja rozgrywa się w Warszawie będącej pod zaborem rosyjskim, pod koniec 1862r. Jest to czas, który śmiało można określić, jako tykającą bombę zegarową. Zarówno strona polska, jak i rosyjska czekają na ruch przeciwnika, a powstanie tuż, tuż.
W niewyjaśnionych okolicznościach znika krewna cara.Rzecz niesłychana. Do jej odnalezienia zostają postawione na nogi wszystkie możliwe służby. Nawet z Anglii zostaje ściągnięty wybitny specjalista, tytułowy pan Whicher, który jest detektywem Scotland Yardu.
W tym samym czasie inspektor Mikołaj Czernyszewski prowadzi śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, który terroryzuje miasto.
Niezwykle ciekawy pomysł na książkę. Jak twierdzą sami autorzy, nie jest to stricte kryminał, a książka historyczna z wątkiem kryminalnym w tle. Dla mnie to jednak przede wszystkim kryminał, ponieważ akcja toczy się głównie wokół śledztwa. Jak zwał, tak zwał. Z pewnością jest to książka doskonała, sprawnie napisana, z wielkim zacięciem autorów do stworzenia dobrej lektury i z wielka dbałością o oddanie najdrobniejszych nawet szczegółów historycznych epoki. 
Fantastycznie ukazany jest kontrast pomiędzy realiami życia codziennego pod zaborem carskim, a przywykłymi do zgoła odmiennego życia Anglikami. 
Najbardziej jednak spodobało mi się wczucie autorów i wydawnictwa w epokę. Konkretnie chodzi mi o stronę graficzną książki. Jest ona stylizowana na tą z końca XIX w. Nie brak w treści przedruków gazet z tamtego okresu, zdjęć Warszawy z II połowy XIX w. Wszystko to nadaje specyficznego klimatu całej opowieści. Wielu wydawców mogłoby się uczyć, jak wydawać ciekawie kryminały czy też beletrystykę historyczną. Jeżeli do tego wszystkiego dodamy sprawnie prowadzone śledztwo i niezwykle ciekawą intrygę kryminalną, mamy wyśmienitą, pełną smaczków lekturę.
Czekam na kolejną książkę duetu pisarskiego. Ta udała im się znakomicie.  

Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy kryminały. 
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne. 
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytanie miejskie 
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy polskie kryminały 


piątek, 16 sierpnia 2013

Honor legionu - Andrzej Sawicki

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 352 s., Ocena 5/6
Recenzja mojego męża:)

Honor legionu, to I tom  przygód Kazimierza Luxa. Naszego bohatera poznajemy w 1797r. w samym szczycie epoki napoleońskiej. Lux  jest oficerem Legionów, a przez przypadek (a może i nie) zostaje wplątany w morderczą aferę. Na szali zostaje położony honor polskiego legionisty i samego Luxa, który za wszelką cenę musi udowodnić, że nie jest przysłowiowym wielbłądem. Bardzo szybko okaże się, że nie jet to wcale takie proste, a problemy zdają się mnożyć z każdym dniem bardziej i bardziej...
Sawickiemu udało się stworzyć doskonałą powieść historyczną o lekko awanturniczym zabarwieniu. Zaletą opowieści jest bez wątpienia dbałość autora o szczegóły historyczne. Od razu rzuca się w oczy doskonałe przygotowanie merytoryczne Sawickiego. Musiał on zadać sobie niezmiernie dużo trudu w tym zakresie, ponieważ zawodowo nie ma nic wspólnego z historią, wręcz przeciwnie, pracuje w wyjątkowo niehumanistycznym zawodzie, jest bowiem chemikiem. Historia to hobby, pasja Sawickiego. Ogromne brawa za przekucie tej pasji w coś wymiernego i tak wybornego, jak Honor legionu.
Akcja prowadzona jest równomiernie, w odpowiednim tempie. Brak w książce momentów słabszych, co niestety wielu autorom zdarza się. Ile to razy spotykaliśmy w książkach akcji "nierówną" fabułę? Zbyt wiele. U Sawickiego czegoś takiego nie znajdziemy. 
Za kolejny plus należy poczytać wykorzystanie przez autora wątków z życia autentycznej postaci. Major Kazimierz Lux (1780-1846) – polski żołnierz Napoleona. Legionista w korpusie Dąbrowskiego, weteran batalii na San Domingo, pirat karaibski, bohater wojny wyzwoleńczej 1807 roku, oficer armii Księstwa Warszawskiego, uczestnik wyprawy na Moskwę 1812 roku, żołnierz armii Królestwa Kongresowego. Odznaczony Legią Honorową, Krzyżem Złotym Virtuti Militari i Orderem św. Stanisława. Awanturnik, bohater, poszukiwacz przygód, dzielny żołnierz, a w potrzebie oddany przyjaciel. Walczył o honor i ojczyznę, równość, wolność, braterstwo, za Cesarza oraz o złoto i sławę.
Honor legionu to I tom przygód Kazimierza Luxa. Mam nadzieję, że na kolejne autor nie każe nam zbyt długo czekać.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Skald karmiciel kruków - Łukasz Malinowski

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 488 s., Ocena 4,5/6
Recenzja mojego męża, ja mimo, iż jestem wielbicielką powieści historycznych, za historyczną fantastykę nie zabieram się...

Akcja książki rozgrywa się w mrocznych wiekach średnich na terenie Skandynawii. Mamy wiek X, okres kiedy mniejsi i więksi lokalni władcy walczą o utrzymanie swoich ziem i podbicie sąsiednich. Równocześnie rozpoczyna się chrystianizacja tych terenów.
Bohaterem jest Ainar, męźczyzna marzenie wszystkich ówczesnych kobiet - wysoki, wysportowany, przystojny, waleczny. Ainar jest także poetą i skaldem. Jego twórczość zyskuje coraz większy rozgłos i jest coraz sowiciej wynagradzana. Jednocześnie jest wyjątkowo bezczelnym i nieliczącym się z nikim i niczym człowiekiem. Ot taki odpowiednik wyjątkowo zadufanego w sobie, acz zdolnego celebryty. Nic dziwnego, że będziemy śledzić jego losy od momentu wywołania wyjątkowo egoistycznej wojny, a póżniej ucieczki. Znajdziemy się także na tajemniczej Wyspie Irów, gdzie opat pewnego klasztoru poprosi o wyjaśnienie zagadki morderstw dokonywanych przez demona. Przy okazji Skald będzie musiał stawić czoło tajemnicy z własnej przeszłości.
Książka jest bardzo dobrze napisana. Znajdziemy w niej mnóstwo nawiązań do mitologii oraz filozofii skandynawskiej, bardzo dużo szczegółowych opisów uzbrojenia i odzienia, jakie w X w. były w powszechnym użyciu. Te opisy i wszystkie szczegóły są ogromną zaleta Skalda... Nic dziwnego, autor jest specjalistą w historii średniowiecznej Skandynawii. 
Malinowski serwuje całkiem sporo informacji, ale ta wiedza mediewistyczna, filozoficzna, historyczna w lekturze absolutnie nie przeszkadza. Śmiało można rzec, że jest jej niezaprzeczalnym atutem. Wszystkie informacje są podane w pigułce, słowa lub pojęcia, które mogą być trudniejsze do zrozumienia, wyjaśnione są w licznych przypisach znajdujących się u dołu strony. 
Jeżeli lubicie dopracowaną w każdym calu historyczną fantastykę, wyrazistych do bólu bohaterów, średniowieczne klimaty rodem ze Skandynawii, a do tego jesteście miłośnikami lejącej się juchy, patroszenia, obcinania, przecinania, wydłubywania wszystkiego co tylko można wydłubać, Skald karmiciel kruków jest pozycją idealną dla was. 
Bardzo obiecujący i wciągający debiut. A poniżej fragment powieści na zachętę.
Na świeżym powietrzu Skald dał Haraldowi czas, by ten obejrzał pobojowisko. A było co podziwiać, jeśli ktoś lubował się w rzeziach. Jucha szybko krzepła i wsiąkała w ziemię, przybierając ciemnobrunatny kolor. Martwi kochali się z ziemią w najróżniejszych pozach, dla większości niedostępnych za życia. Z uciętą nogą pod pachą, z głową leżącą na ramieniu, z jelitami obwiązanymi wokół dłoni, z przetrąconymi kręgosłupami, z połamanymi żebrami i z cudzymi stopami w ustach. A ranni jęczeli. W ustach niektórych odgłosy te przeradzały się w błagania o łaskę szybkiej śmierci, w ustach innych - w wezwania bliskich lub przeklinania wrogów. Dwaj konający nadal szarpali się za włosy, jakby nie zdawali sobie sprawy, że wypływa z nich życie. Kruki i wrony, które już podczas bitwy krążyły nad lasem, teraz rozpoczęły ucztę. Nie wszystkie ich dania były martwe. Ci, którzy byli w stanie to robić, odganiali ptaszyska, ale te nigdy nie odlatywały daleko. Stały nieopodal, kręciły głowami z boku na bok, wpatrywały się w ofiary i cierpliwie czekały, aż te staną się zdatne do spożycia.

środa, 5 czerwca 2013

Cztery lata wojny w służbie komendanta - Roman Starzyński

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 469 s., Ocena 5-/6
Recenzja mojego męża, ja tylko przepisuję.

Autor niniejszych wspomnień, Roman Leon Starzyński jest stosunkowo mało znaną postacią. Większość osób kojarzy jego brata - Stefana, prezydenta Warszawy, którego na tym stanowisku zastała II wojna światowa.
Rodzina Starzyńskich miała wielopokoleniowe, niezwykle silne tradycje niepodległościowe. Dziadek Romana uczestniczył w powstaniu listopadowym, a brat matki poległ w powstaniu styczniowym. Roman już jako uczeń IV klasy szkoły realnej w Łowiczu, rozpoczął w 1904r. przygodę z historią, polityką i wojskowością. Wydarzenie to ukształtowało całe jego póżniejsze życie. Był jednym z ważniejszych i aktywniejszych żołnierzy w czasie wydarzeń z 10 i 11 listopada 1918 roku w Łodzi. W 1914 r. razem z braćmi zgłosił się na ochotnika do I Brygady Legionów Polskich. Był to początek jego kariery, o której opowiada w niniejszej książce. Starzyńskiemu przyszło walczyć pod dowództwem Józefa Piłsudskiego, którego, jak większość Polaków, niezwykle cenił i szanował. Chociaż samego marszałka niewiele znajdziemy na kartach książki, to jednak warto po nią sięgnąć, żeby poznać smaki i smaczki służby w wojsku w latach 1914-18.
W trakcie lektury spotkamy wiele znanych nam z książek czy lekcji historii postaci, będziemy uczestniczyli w walkach, potyczkach, szkoleniach. Jednym ze szkolących był Marian Falski, póżniejszy twórca kultowego już polskiego elementarza. 
Jednak mimo niezwykle barwnych opisów, wspomnienia Starzyńskiego momentami są lekturą trudną. Powodem tego jest wręcz lawina wydarzeń, dat, postaci i nazwisk, które w I części opowieści zdają się dominować. Nie ukrywam, może to razić, zniechęcać do dalszej lektury. Jeżeli jednak przez te fragmenty przebrniecie, dalsza lektura będzie wielką przyjemnością. Bowiem zapiski Starzyńskiego to nie suchy opis wydarzeń i nazwisk, to przede wszystkim pasjonująca opowieść okraszona licznymi anegdotami...
Na pierwsze ćwiczenia, wybrałem się, jak na prawdziwego cywila przystało w… meloniku i kaloszach. Kalosze więzły mi w glinie podczas musztry, a koledzy mieli z tego powodu uciechę. Co do mnie, to nabrałem odtąd takiego wstrętu do kaloszy , że do dziś ich nie noszę i nigdy nie używam. Wiele wody musiało w Wiśle upłynąć zanim z zakamieniałego „ cywila” i „polityka”, stałem się w końcu żołnierzem.
Ważnym dodatkiem są liczne zdjęcia dokumentujące opisywane wydarzenia i indeks nazwisk opatrzonych notką historyczną.


piątek, 5 kwietnia 2013

Poszukiwana - Małgorzata Kochanowicz

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 320s., Moja ocena 5-/6
Zaczęłam przedwczoraj czytać Zamiast ciebie, ale w początkowej fazie lektury naszła mnie nagle niespodziewana ochota na książkę polskiego autora i sięgnęłam po Poszukiwaną. Do skandynawskiego kryminału wracam dzisiaj.
Gdy rozpoczynałam lekturę, nic nie zapowiadało, że ocenię Poszukiwaną tak wysoko, ba początkowo chciałam dać 4-/6, ale ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu autorka uwiodła mnie. Czym? O tym za chwilę.
Akcja rozgrywa się w Krakowie i jego okolicznych wsiach oraz miasteczkach. Pewnego dnia roku pańskiego 1904, do Witolda Korczyńskiego, zubożałego odrobinę przez wystawne życie i długi detektywa-amatora, zgłasza się niezwykle zamożny przedsiębiorca Stanisław Wereszyński. Mężczyzna zleca Korczyńskiemu poprowadzenie śledztwa i odnalezienie jego dużo młodszej i pięknej żony Anny. Korczyński przyjmuje zlecenie, nie wie jednak, że otwiera przysłowiową puszkę Pandory, a niebezpieczeństwo będzie czyhać nie tylko na niego, ale także na jego bliskich.
Bardzo szybko okazuje się, że zmartwiony i troskliwy z pozoru małżonek, który jest także znanym w krakowskim środowisku filantropem, nie jest takim na jakiego pozuje. Jest to mężczyzna bezwzględny, który jeżeli coś idzie nie po jego myśli, nie waha się sięgnąć po drastyczne środki. Oczekuje od Korczyńskiego szybkich efektów, a jednocześnie nie chce mu udzielić odpowiedzi na podstawowe pytania. Dlaczego? Co takiego skrywa zamożny przedsiębiorca? Co kryje się za zniknięciem jego żony? Dlaczego giną kolejni służący z jej otoczenia?
Witold prowadzi śledztwo we własnym tempie i wg. swoich własnych metod, co bardzo nie podoba się zleceniodawcy (i z tego co zauważyłam także wielu blogerom:)). Następuje starcie obu panów, z których każdy posiada niezwykle silną osobowość. Za opis owych starć należy się autorce ogromny plus, doskonale ukazała obu mężczyzn i występujące między nimi waśnie.
Plusem są także opisy innych bohaterów. Kreacje stworzone przez pisarkę są doskonałe. Nieistotne, czy chodzi o drobnego złodziejaszka, czy dozorcę, dorożkarza, subiekta w sklepie...każda z postaci odmalowana jest z niezwykłą dbałością o szczegóły. Jednak mnie najbardziej ujęła Jadwiga, gosposia Korczyńskiego. Niesamowita, troskliwa, mamrocząca wiecznie pod nosem, a jednocześnie taka po matczynemu troszcząca się o swojego chlebodawcę.
Jednak tym, co mnie zaczarowało są opisy Krakowa. I nie chodzi tu tylko o zabytki, uliczki, zaułki, ale także o życie w mieście i to życie ludzi pochodzących z wszystkich warstw społecznych. Genialny misz masz i świetne opisy z oddaniem najdrobniejszych szczegółów.
Dzięki tym opisom atmosfera książki jest niepowtarzalna. 
Sama intryga kryminalna jest tak na 4/6, no bo jakaż to intryga mogla narodzić się na początku XX w.?! Ale trzeba oddać sprawiedliwość - zakończenie zaskakuje i skłania do zadumy, iż czasami nie warto szukać na siłę tych, którzy nie chcą być odnalezieni i sięgać po sekrety, które powinny być ukryte.
Prowadzenie śledztwa...nie ukrywam, ta część (jak nadmieniłam wcześniej) nie jest najmocniejszą stroną książki, dochodzenie jest powolne, ale można przypuszczać, że takie też było ponad 100 lat temu. Dla niektórych może być to wada, mnie to absolutnie nie przeszkadzało, dałam się porwać doskonałym opisom miasta i to wynagrodziło mi pewne kryminalne niedociągnięcia. Muszę jednak przyznać, że Poszukiwana to bardziej powieść kryminalno-obyczajowo-historyczna niż czysty kryminał, należy o tym pamiętać wybierając tę lekturę. 
Całość czyta się wyśmienicie, szybko i z prawdziwą przyjemnością (przynajmniej mnie się tak czytało:)).
Gorąco zachęcam do lektury.


poniedziałek, 4 marca 2013

Pieśń miecza - Bernard Cornwell

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 528 s., Moja ocena 5,5/6
To kolejny, czwarty tom z serii o Wikingach. Poprzednie tomy recenzowałam:
I tom- Ostatnie królestwo tutaj
II tom - Zwiastun burzy tutaj
III tom - Panowie północy tutaj. 
Akcja rozgrywa się cztery lata po wydarzeniach z III tomu, w 885r. Trwa z takim trudem wywalczony pokój, kraj się rozwija, ma miejsce (jeżeli można użyć takiego określenia w stosunku do średniowiecza..) boom budowlany. Nasz bohater z poprzednich tomów, Uhtred cieszy się szczęściem rodzinnym u boku ukochanej żony i dzieci. Ma także niezwykle intratne zajęcie, na polecenie króla kieruje budową warowni obronnej. 
Jednak pewnego dnia władca zleca Uhtredowi zdobycie zajętego przez wrogich Wikingów Londynu. Miasto ma być...prezentem ślubnym dla przyszłego zięcia władcy Aetherleda. Dostać miasto w prezencie ślubnym...cudowne to były czasy... Uhtredowi, który wyjątkowo nie lubi przyszłego pana młodego, niezbyt odpowiadają rozkazy króla, ale służba to służba. 
Mężczyzna wyrusza więc do Londynu, a właściwie po Londyn. 
Jak zakończy się jego misja? Czy do końca będzie posłuszny rozkazom króla? Czym jest tytułowa pieśń miecza?
Tego dowiecie się w trakcie lektury, do czego gorąco zachęcam. Bernard Cornwell kolejny raz pokazał wielką klasę pisarską. Mimo napisania ponad 50 książek trzyma poziom, w przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu nie wyeksploatował się, jak to nieraz określam.  Brytania z jego książek jest miejscem chaosu, krwawych starć, mroków wieków średnich, magii, walki o władzę, a często i niewyobrażalnej ludzkiej głupoty. 
Opisy Cornwella są tak realne i plastyczne, że jest to miejsce, w którym przenigdy nie chciałabym się znaleźć. Czytając każdy z tomów niejednokrotnie miałam ochotę umyć się, pozbyć się brudu średniowiecza; nieodparcie miałam wrażenia, że przylgnął on do mnie. To jest magia pióra Cornwella. Równie doskonałe opisy spotkałam tylko w Filarach ziemi, K. Folletta.
Świat głównego bohatera Uhtreda jest światem prostym, a jednocześnie skomplikowanym; pełnym bezustannych walk, ale i nie pozbawionym miłości. Autorowi udało się zachować zdrowe proporcje między walkami zbrojnymi, a życiem prywatnym bohaterów.
Cornwell w mistrzowski wręcz sposób oddaje klimat i realia wczesnośredniowiecznej Brytanii. Bez większego trudu przeplata literacką fikcję z wydarzeniami historycznymi, a czyni to wszystko z niebywałą znajomością tematu, wiernie oddając najdrobniejsze nawet szczegóły.
Cornwell sprawia, że dawna Brytania, świat walk, mitów, walecznych mężczyzn, brudu, przelanej krwi i pogańskich wierzeń ożywa w kolejnych częściach serii, a czytelnicy z niecierpliwością czekają na następne tomy.
Co niniejszym i ja czynię, niecierpliwie oczekując piątego tomu.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Achtung Panzer! - Heinz Guderian

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka miękka, 375 s., Ocena 5,5/6
Achtung Panzer! to najważniejsza praca teoretyczna poświęcona broni pancernej. Jest to książka napisana na rozkaz przez Heinza Guderiana  wschodzącą gwiazdę niemieckiej armii, jaką niewątpliwie był on w drugiej połowie lat 30. XX wieku. Jest to także jedna z nielicznych pozycji, które niezmiennie są przytaczane od wielu lat we wszystkich możliwych tekstach dot. historii Reichswehry i Wehrmachtu.
Przez długi okres czasu praktycznie nie można było zapoznać się z tą pozycją, od zakończenia II wojny światowej książka nie była wznawiana w Niemczech, a pierwsze tłumaczenie na jęz. angielski miało miejsce dopiero w 1992r.
Książka powstała w 1937r. Guderianowi powierzono zadanie spisania rodzącej się wówczas teorii wojny pancernej. Zamiarem władz niemieckich było ukazanie na europejskim forum nowych wojsk pancernych, ich taktyki, skuteczności oraz możliwości wykorzystania.
Guderian wywiązał się z tej roli znakomicie, nie ograniczył się bowiem do prostego opisu, lecz zawarł w Achtung Panzer! własne przemyślenia.
Książka podzielona jest na 11 części (bo nawet trudno nazwać je rozdziałami). Poruszają one wszystkie niezbędne zagadnienia, żeby temat został dostatecznie omówiony. 
Sporo uwagi poświęcone jest okresowi I wojny światowej, czyli konfliktowi, który rozgrywał się z niespotykaną dotąd siłą na olbrzymim terenie. Wojna ta była także okazją do zastosowania nowego sprzętu i nowej technologii, co autor dokładnie omawia. Opisany jest rozwój i działanie czołgów, najważniejsze bitwy tego konfliktu.  
W kolejnych rozdziałach ciekawie omówione są m.in. zasady walki wojsk pancernych oraz ich współdziałanie z innymi typami broni. Poruszana jest także tematyka życia w wojskach pancernych. 
Bardzo ciekawy jest rozdział omawiający Traktat Wersalski i jego skutki (głównie finansowe i bardzo niekorzystne dla Niemiec), które zmusiły wojskowych do przeorganizowania dotychczasowych strategii i sposobów walk tak, żeby zmieścić się w niewielkim budżecie państwa. 
W książce brak niezrozumiałej, fachowej terminologii, która utrudniałaby lekturę. Książka napisana jest prostym językiem (choć momentami lekko trącącym myszką), bez nadmiernego epatowania wspaniałością niemieckich sil zbrojnych. Ba można się pokusić o stwierdzenie, że w niektórych momentach zawiera ukrytą krytykę wojskowości III Rzeszy. Treść wolna jest także od faszystowskiej ideologii i propagandy mimo, iż należy pamiętać, że powstała w 1937r., a więc w okresie będącym apogeum hitlerowskich Niemiec. 
Achtung Panzer! jest na tyle ważna i na tyle znana, że nie może obejść się bez niej żaden poważny badacz historii II wojny światowej.
Co ważne, przypisy (a jest ich bardzo duża liczba) znajdują się u dołu każdej strony, nie na końcu książki.
Ważnym dodatkiem są liczne zdjęcia i mapy.
Ciekawym uzupełnieniem jest bogata bibliografia, która osobom bardzo zainteresowanym tematyką pozwoli sięgnąć po inne pozycje.  

HEINZ GUDERIAN (1888-1954)  uczestnik I wojny światowej, po jej zakończeniu walczył jako oficer Freikorpsów w państwach bałtyckich, stale awansował w okresie Republiki Weimarskiej, ale jego kariera uległa wielkiemu przyśpieszeniu kiedy Hitler doszedł do władzy. Generałem został w 1935 r., a w kampanii wrześniowej i pierwszej fazie kampanii francuskiej dowodził korpusem pancernym, w drugiej fazie walk we Francji i w ZSRS pod jego dowództwem znajdowała się już grupa (armia) pancerna. Zwolniony przez Hitlera w 1941 r., po niepowodzeniu pod Moskwą, wrócił do armii w 1943 r. na bezpośredni rozkaz Führera najpierw jako Generalny Inspektor Broni Pancernej, a następnie szef OKH. Ponownie zwolniony ze stanowiska w marcu 1945 r., uwolniony od odpowiedzialności za zbrodnie niemieckie w II wojnie światowej, zmarł w 1954 r. w RFN.

niedziela, 3 lutego 2013

Wypędzony - Jacek Inglot

Instytut wydawniczy Erica, Okładka miękka, 376 s., Moja ocena 5,5/6
Akcja książki rozgrywa się na początku czerwca 1945 r. Do zniszczonego, dopiero co zdobytego przez naszą armię Wrocławia przybywa główny bohater książki - Jan Korzycki. Jest to mężczyzna, jakich w tamtym okresie było wielu, po przejściach, dla jednych z przeszłością, dla innych bez przeszłości (w zależności od tego, kto pytał), uciekający przed UB porucznik Armii Krajowej. Zacierając za sobą ślady, pod przybranym nazwiskiem, z fałszywymi dokumentami przyjeżdża do zrujnowanego Wrocławia i wstępuje do milicji. Otrzymuje zadanie wytropienia "komendanta Festung Breslau", jak każe się tytułować przywódca konspiracyjnego niemieckiego Werwolfu. Przed Korzyckim nie lada zadanie, po pierwsze przetrwać we wrogim środowisku, a także zorganizować od podstaw posterunek milicji, dobrać sobie odpowiednią załogę i wykonać powierzone mu zadanie. Mężczyzna próbuje dokonać tego wszystkiego w pogrążonym w chaosie i bezprawiu mieście, broniąc jego mieszkańców przed szabrownikami i niedobitkami nazistów.
Czy mu się to uda?
Tego oczywiście nie zdradzę, zachęcam za to do sięgnięcia po książkę. Gwarantuję, że w trakcie lektury ani przez chwilę nie będziecie się nudzić.
Dlaczego? Dlatego, że Jacek Inglot w sposób niezwykle umiejętny połączył powieść historyczną z obyczajową, sensacyjną i dodał do tego odrobinę psychologii i uczuć, które mimo woli zaczynają się objawiać w głównym bohaterze.
Akcja rozgrywa się w jednym z najtrudniejszych w XX-wiecznej historii Polski okresie. Co cenne, w książce brak wybielania jednej ze stron i oskarżania drugiej. Trzeba pamiętać, jakim miastem był wtedy Wrocław – zrujnowanym, pełnym Polaków, Niemców, hitlerowskich żołnierzy kryjących się po piwnicach i strychach, złodziei, szabrowników, przemytników i ludzi, którzy wręcz przerażenie wymieszane z nadzieją mają w oczach. Do tego nagle okazuje się, że ci, którzy jeszcze nie tak dawno byli walecznymi chłopcami z  lasu, członkami AK nagle są ściganą zwierzyną.
Trzeba przyznać autorowi, że tło historyczne, miejsce akcji wybrał sobie o tyle trudne, co fascynujące i idealne do stworzenia doskonałej powieści kryminalno-obyczajowej. I taką powieść udało się Jackowi Inglotowi stworzyć. Ogromnym plusem książki jest bardzo wierne oddanie realiów powojennego Wrocławia, grozy, momentami nawet beznadziejności, a jednak w niektórych momentach ledwo, ale tlącej się nadziei, że się uda.
Ciekawie ukazani są różni bohaterowie, niektórzy o tak wypaczonym charakterze, że najchętniej w trakcie lektury sami byśmy ich zlikwidowali.
Autor tworząc tak obdartą z gloryfikacji Polaków książkę był bardzo odważny, nie bał się stawiania trudnych pytań, szukania na nie odpowiedzi i podważania stereotypowego wizerunku Polaków i Niemców. Poprzez taką postawę jego powieść jest jeszcze bardziej prawdziwa i w trakcie lektury nie można się wręcz od niej oderwać.
Książka jest doskonałą lekturą dla każdego. Coś dla siebie znajdą w niej zarówno miłośnicy historii, jak i dobrej powieści obyczajowej, czy z domieszką sensacji.
Wypędzony i Jacek Inglot zmuszają w trakcie lektury do odrobiny refleksji, ale to dobrze, bowiem sprawia to w połączeniu ze wszystkimi w/w cechami, ze książka nie jest zwyczajnym czytadłem, jakich na rynku całkiem dużo.
Serdecznie zachęcam do lektury.
Jacek Inglot – debiutował w połowie lat 80. na łamach czasopism poświęconych fantastyce. Publikował teksty w "Problemach", "Feniksie", "Nowej Fantastyce", "Playboyu". Do tej pory wydał powieści "Inquisitor" (1996) i "Quietus" (1997) – obie nominowane do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, a także zbiór opowiadań "Bohaterowie do wynajęcia" (2004, wspólnie z Andrzejem Drzewińskim) oraz powieść o tematyce współczesnej "Porwanie sabinek" (2008) i baśń fantasy "Eri i smok" (2009).

piątek, 11 stycznia 2013

Oficerowie i konie - Piotr Jaźwiński

Instytut Wydawniczy Erica, Okładka twarda, 221 s., Moja ocena 6/6
Po raz drugi mam okazję czytać książkę autorstwa Piotra Jaźwińskiego i po raz drugi jestem oczarowana. Rok temu czytałam pozycję Oficerowie i dżentelmeni, recenzja tutaj.
Tym razem autor w równie fascynujący sposób opowiada historie tyleż niezwykłe, co wzruszające, pełne ciepła, a momentami nawet zadziwiające. Takie uczucia wzbudziła we mnie ta opowieść o wyjątkowej przyjaźni ludzi i koni. Autor snuje opowieść o niezwykłych ludziach, jakimi byli Kawalerzyście Drugiej Rzeczypospolitej i zwierzętach, jakimi były ich wierne konie.
Jednak książka Piotra Jaźwińskiego to nie żadna ckliwa historyjka, tylko merytorycznie dopracowana, doskonała lekcja historii. Z książki dowiemy się m.in. skąd brały się konie w wojsku, jak je szkolono, w jaki sposób rodziła się wyjątkowa przyjaźń,  taka na całe życie miedzy żołnierzami i ich towarzyszami broni, którymi były konie.
Sporo miejsca autor poświęca opowieści o wielu słynnych Polakach, jak np. Piłsudskim, Śmigłym Rydzu, Mościckim, Podhorskim i ich koniach. 
W książce nie brak także wątków humorystycznych, zabawnych anegdot, wzruszających momentów w trakcie lektury których nieraz łza w oku mi się zakręciła. 
Poczułem nagle jakieś ciepłe, choć mokre dotknięcie na karku; odwróciwszy się ujrzałem wśród niebywałego zdumienia główkę Jarmułki wydającą ciche radosne rżenie. Jarmułka przytulała się do mojej głowy, a z jej pięknych i dużych oczu, spod opuszczonych w dół powiek leciały łzy jak wielkie perły, wyrażające ogrom przywiązania do mnie. Ucieczka Jarmułki z rąk bolszewickich, jej przedarcie się do mnie, jej łzy z ponownego spotkania się ze mną, wstrząsnęły moimi uczuciami w ten sposób, iż sam zacząłem płakać.
Opowieść kończy się we wrześniu 1939r. Był to w zasadzie ostatni miesiąc wspaniałych i pełnych bojowej chwały dokonań kawalerzystów. Był to też czas wielkich i tragicznych walk, ofiar zarówno po stronie ludzi jak i koni. Był to też okres pożegnania koni z wojskiem.
Autor kończy swoją opowieść w piękny sposób, wspaniałym wierszem Józefa Łobodowskiego i opowieścią o kościele św. Judy Tadeusza w Londynie i pewnej niezwykłej płaskorzeźbie, która się w nim znajduje. 
Książkę podczytywałam fragmentami przez ostatnie 2 tygodnie. Była to lektura wspaniała, mądra, relaksująca, wzruszająca, ale także lektura, przy której wiele się nauczyłam i kilkakrotnie śmiałam aż do łez. 
Polecam lekturę książki wszystkim lubiącym historię, ale także tym, którzy za nią nie przepadają. Wbrew pozorom autor wcale nie epatuje historią, jej elementy serwuje czytelnikowi ot tak po prosty, przy okazji, mimochodem. Dzięki temu lekcja historii pod kierunkiem Piotra Jaźwińskiego jest prawdziwą przyjemnością.
Doskonałym uzupełnieniem są: słownik końsko-żołnierskich pojęć, skorowidz osób i koni i bardzo bogata bibliografia, która osobom zainteresowanym tematem pozwoli sięgnąć po kolejne pozycje. 
Ale prawdziwą ozdobą jest ogromna ilość zdjęć nierozerwalnego tandemu - kawalerzysty i jego konia.
Gorąco zachęcam do lektury.