Wydawnictwo Literackie, Tytuł oryginału: Mediterranean Summer, Okładka miękka ze skrzydełkami, 417 s., Moja ocena 5,5/6
Zakochałam się w tej książce, a w zasadzie w przeżyciach głównego bohatera.
Jest nim młody Amerykanin - David Shalleck, czyli jeden z autorów książki. Z wykształcenia jest on scenografem, z zawodu szefem kuchni i producentem telewizyjnych programów kulinarnych. W jego programach występowali najsławniejsi kucharze Ameryki. Gotował dla najlepszych restauracji w Nowym Jorku, San Francisco, Londynie.
Pewnego dnia (zanim stał się sławny) dostaje ciekawą propozycję, która stanie się początkiem jego największego przygody i początkiem książki oraz kariery. David zostaje zaokrętowany na super luksusowy jacht Serenity. Właścicielami jachtu jest niesamowicie bogate włoskie małżeństwo, które wobec Davida ma bardzo wysokie wymagania, jedno z nich jest takie, że przez 5 miesięcy, w trakcie których będzie dla nich gotował, żadne danie nie może się powtarzać. Czy David sprosta temu i innym wymaganiom? Jakie będzie miał w trakcie rejsu przygody? Tego dowiecie się czytając książkę. A na prawdę warto po nią sięgnąć.
Razem z autorem śledzimy trasę wspaniałego rejsu, która wiodła wzdłuż Lazurowego Wybrzeża i Włoskiej Riwiery: Monte Carlo, Saint-Tropez, Portofino, Capri, czyli wzdłuż "nieba na ziemi", jak niektórzy nazywają te rejony. Po drodze jacht zawijał do niezliczonych portów, tętniących życiem nadmorskich miasteczek i malowniczych kurortów. A David gotował, gotował, ale nie tylko. Zaprzyjażnił się także z załogą jachtu i wiele się od niej nauczył. Razem z naszym sympatycznym kucharzem, robimy zakupy na niesamowicie klimatycznych miejscowych targowiskach, zwiedzamy miasteczka, do których jacht zawijał i wymyślamy kolejne potrawy oraz menu na niezliczoną ilość przyjęć, jakie były wydawane na jachcie.
Książka jest napisana prostym językiem, okraszona wieloma anegdotami i super barwnymi opisami odwiedzanych miejsc.
David z poczuciem humoru opisuje swoje początki w roli kucharza na wielkim jachcie, pierwsze wpadki i udane dania. Wspomina także o swoich początkach w ogóle w branży kulinarnej, np. wieloletnie terminowanie we włoskich trattoriach (i znane wszystkim podróżującym po włoskiej prowincji problemy z nieznającymi angielskiego Włochami), nieudany staż w Prowansji u słynnej Nathalie Waag. Jednak najwięcej uwagi poświęca samemu rejsowi i temu co było jego bezpośrednim następstwem. Wiele działo się na samym jachcie, ale nie mniej także po ukończeniu rejsu.
A wszystko to okraszone wspaniałymi opisami, przepisami na przepyszne dania i niesamowitą wprost dawką humoru i autoironii.
(...) Na dziś zaplanowałem posiłek dla ośmiu osób złożony z krewetek z sałatką pomidorową z sosem z bazylią. pieczonego ostroboka z peperonatą i deseru w postaci parfait z brzoskwini i truskawek z kremem mascarpone. (...)
Polecam książkę. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Książka jest napisana prostym językiem, okraszona wieloma anegdotami i super barwnymi opisami odwiedzanych miejsc.
David z poczuciem humoru opisuje swoje początki w roli kucharza na wielkim jachcie, pierwsze wpadki i udane dania. Wspomina także o swoich początkach w ogóle w branży kulinarnej, np. wieloletnie terminowanie we włoskich trattoriach (i znane wszystkim podróżującym po włoskiej prowincji problemy z nieznającymi angielskiego Włochami), nieudany staż w Prowansji u słynnej Nathalie Waag. Jednak najwięcej uwagi poświęca samemu rejsowi i temu co było jego bezpośrednim następstwem. Wiele działo się na samym jachcie, ale nie mniej także po ukończeniu rejsu.
A wszystko to okraszone wspaniałymi opisami, przepisami na przepyszne dania i niesamowitą wprost dawką humoru i autoironii.
(...) Na dziś zaplanowałem posiłek dla ośmiu osób złożony z krewetek z sałatką pomidorową z sosem z bazylią. pieczonego ostroboka z peperonatą i deseru w postaci parfait z brzoskwini i truskawek z kremem mascarpone. (...)
Polecam książkę. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Jest to lektura wspaniała, przepojona słońcem i kolorytem miejsc, które z Davidem odwiedzamy, zapachami bryzy morskiej i dań, które przygotowuje, albo których uczy się przygotowywać podpatrując innych kucharzy w lokalnych knajpkach.
Śródziemnomorskie lato czyta się doskonale, a to głównie dzięki dużej czcionce i językowi, jakim jest napisane.
Śródziemnomorskie lato czyta się doskonale, a to głównie dzięki dużej czcionce i językowi, jakim jest napisane.
Książką jest fantastyczną lekturą zarówno na wiosenne popołudnia, letnie leniuchowanie, jak i zimowe ponure wieczory. Jest to także wyśmienite antidotum na chandrę, oraz drogowskaz dokąd udać się na wakacje i co przyrządzić na kolację. Ja kilka przepisów na dania, które autor przyrządził na jachcie zanotowałam w kulinarnym kajeciku i na pewno w najbliższym czasie przyrządzę. Najbardziej kuszą mnie: linguini z małżami i cukinią, cannelloni z krewetkami i jarzynami, halibut w szalonej wodzie, pieczony lucjan czerwony z pomidorami i oliwkami, a na deser pieczone owoce ze słodką ricottą i pokruszonymi ciasteczkami amaretto:).
Dla mnie lektura Śródziemnomorskiego lata była także wyprawą szlakiem wspomnień...sporo podróżuję, część miejsc opisanych przez autora odwiedziłam, co prawda nie na pokładzie luksusowego jachtu:), ale i tak pozostały mi cudowne wspomnienia.
Śródziemnomorskie lato to także, a może przede wszystkim - książka pełna marzeń, które niewielu ma niestety możliwość spełnić. Każdy, kto kocha jedzenie, podróże i życie powinien ją przeczytać.
Dla mnie lektura Śródziemnomorskiego lata była także wyprawą szlakiem wspomnień...sporo podróżuję, część miejsc opisanych przez autora odwiedziłam, co prawda nie na pokładzie luksusowego jachtu:), ale i tak pozostały mi cudowne wspomnienia.
Śródziemnomorskie lato to także, a może przede wszystkim - książka pełna marzeń, które niewielu ma niestety możliwość spełnić. Każdy, kto kocha jedzenie, podróże i życie powinien ją przeczytać.
nie, zupełnie nie moje klimaty, nie sięgam po tego typu książki
OdpowiedzUsuńNie lubisz podróżowania i gotowania?
UsuńMoże nie moje klimaty - ale książka jest na pewno interesująca - może po nią sięgne :))
OdpowiedzUsuńKsiążka jest świetna:).
UsuńCudo! To, co piszesz, wyjątkowo nastraja mnie urlopowo, a w tym roku udajemy się właśnie do Włoch. Przyznam, że czytając, aż mi w brzuchu burczało, na te wszyskie linguini, cannelloni itepe. A zdradzisz, co to jest lucjan?:-) Może się pochwalisz, jak się udał...
OdpowiedzUsuńLucjan...:) to taka ryba, a dokładniej, to cała historia z nią jestzwiązana. Po ang. ta rybka się nazywa red snapper. Nazwęzawdzięcza czerwonym przebarwieniom na ciele. Poławia się go przede wszystkim w okolicach Zatoki Meksykańskiej i na Karaibach. Ryba ma białe, charakterystyczne dla drapieżników mięso z nielicznymi dużymi ośćmi.
UsuńJa też uwielbiam włoska kuchnię:) Jak czytałam książkę, to ślinka mi dosłownie leciała.
Kiedy wyjeżdżacie? W ciemno autem, czy samolotem?
Aha, żeby przyrządzić lucjana, musze go najpierw dostać w jakimś sklepie. Czuję, że ciężko będzie, ale poszukam.
UsuńA, Red Snapper! To on się lucjan nazywa?...:-) Super nazwa! Znam, pyszny jest! W Niemczech bywa w lepszych delikatesach, tani nie jest...
UsuńJa też kocham włoskie jedzenie:-) Jedziemy samochodem, na sam dół, pod obcas, pod koniec sierpnia, zahaczając o wrzesień.
Lubię podróżować, gotować też, a więc może przeczytam
OdpowiedzUsuńChętnie sięgnę po pozycję z takiej półki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dla mnie takie książki są idealne na lato, leżenie w cieniu jakiejś gruszy, chroniącej przed upałem i czytanie o egzotycznych podróżach. Wtedy najlepiej mi się wczuć w temat... Już się nie mogę doczekać jakiejś lipcowej, upalnej soboty na działce rodziców z tą właśnie książką... rozmarzyłam się :)
OdpowiedzUsuńPO PROSTU PYSZNOŚCI!!! Uwielbiam tego typu książki! Szczególnie teraz w lecie! A rozmarzyłam się też nie powiem. A tak w ogóle to zazdroszczę Ci tych podróży:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodróże to w dużej mierze zawodowe, chociaż prywatnie kilka lat temu na sam czubek noska włoskiego obcasa dotarliśmy. Często za to wracam (po kilka razy w roku) do Austrii i pn. Włoch (głównie moja ukochana Wenecja), są to powroty zawodowe, ale zawsze znajdę chwilę, żeby się powłóczyć, czy to po zaułkach Wenecji czy np. jakiegoś austriackiego miasteczka. Zawsze staram się połączyć prace z przyjemnością.
UsuńLubię takie książki :)))
OdpowiedzUsuń