Wydawnictwo Znak, Moja ocena 5,5/6
Są takie książki, które czyta się nie po to, by poznać fabułę, ale by poczuć świat, który z nich emanuje. Wróżby to rzecz zimowa Eugenii Kuzniecowej jest właśnie taką książką. Jest ona od początku ciepła, jakby przytulna, pachnie czymś, co wywołuje w sercu ciepło i wspomnienia, np. świeżo upieczonym chlebem. To powieść, która wciąga czytelnika jak rozmowa z kimś bardzo bliskim, gdy siedzi się w przytulnym miejscu z kubkiem, kakao czy herbaty i rozmawia, rozmawia, a na sercu robi się błogo. 
Początek jest z pozoru banalny. Jana, etnolożka z Kijowa, przyjeżdża na wieś, by badać ludowe wróżby. Zamiast suchych notatek i naukowych obserwacji, dostaje lekcję życia i to porządną. Jana błyskawicznie wnika w codzienność wsi. Zaczyna ją otulać, otaczać coś nieuchwytnego, jakaś magia, która jest równie realna, jak codzienność.  Z pozoru zwyczajne rzeczy, czynności, okazują się być niezwyklymi. Mamy także wróżby z maku, opowieści szeptane przy herbacie, stare zwyczaje. Dla większości osób to folklor. Dla żyjacych tam ludzi codzienność, sposób na życie, na poradzenie sobie z cierpieniem, problemami. A to dopiero początek. 
Kuzniecowa pisze o zwykłych ludziach w niezwykłych czasach. O Romanie, lekarzu z szalonym błyskiem w oku, o jego synu Maksymie – artyście, który potrafi dostrzec piękno tam, gdzie inni widzą tylko ruinę.W wyjątkowy sposób autorka pisze także o samej Janie, która przyjeżdża badać innych, a odkrywa coś znacznie ważniejszego – siebie. 
To, co najbardziej zachwyca w tej opowieści, to niesamowite połączenie prostoty i mądrości. Autorka nie moralizuje, nie tłumaczy, nie stawia tez. Ona pokazuje – ludzi, którzy śmieją się, choć obok słychać echo wojny. Czytając tę książkę, ma się wrażenie, że czas zwalnia. Ta z pozoru banalna historia ogrzewa czytelnika, jest jak balsam na zbolałą duszę. Kuzniecowa przypomina, że magia nie jest w zaklęciach, lecz w ludziach, którzy nie przestają wierzyć, że jutro może być lepsze, a nic nie jest na zawsze. 
Choć w tle czai się niepokój, widmo wojny, autorka nie pozwala, by książka stała się przygnębiająca. Wręcz przeciwnie – jej świat jest pełen śmiechu, ironii i nadziei. Jest w nim miejsce na absurd, na humor, na szaloną wiarę w moc maku rozsypanego na progu. Bo przecież, jak pisze Kuzniecowa, czasem trzeba wróżyć dalej, nawet jeśli wróżby się nie sprawdzają. 
Nie sposób nie wspomnieć o języku książki – pięknym, melodyjnym, pełnym obrazów, które zostają w pamięci. Czasem wystarczy jedno zdanie, by przed oczami stanęła cała scena: skrzypiący śnieg, blask świecy, zapach zupy na ogniu. To literatura, która działa na wszystkie zmysły. 
Wróżby to rzecz zimowa to opowieść o kruchości, sile, bliskości i samotności. W trakcie lektury zdajemy sobie sprawę, iż nawet w świecie pogrążonym w chaosie można znaleźć spokój. Warto to zrobić  choćby na chwilę. To książka o ludziach, którzy trwają, mimo wszystko. O tych, którzy śmieją się, gdy powinni płakać, i kochają, nawet gdy boją się jutra. 
Po lekturze zostaje w sercu ciepło – takie, jak po spotkaniu z kimś, kto naprawdę nas rozumie. Chciałoby się znów usiąść z Janą, Romanem i Maksymem przy stole, posłuchać ich rozmów, napić się herbaty. Bo w świecie Kuzniecowej nawet zwykła zima potrafi być magiczna. Polecam. 
Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik)

 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.