czwartek, 2 kwietnia 2015

Wszyscy ludzie przez cały czas - Marta Guzowska

Wydawnictwo WAB, Moja ocena 5,5/6
To moje 3. spotkanie z prozą Marty Guzowskiej i z przygodami niezwykle ekscentrycznego antropologa Maria Ybl. Kto Maria jeszcze nie zna, koniecznie musi ten brak nadrobić. Genialny w swojej profesji, złośliwy, ze wszystkimi możliwymi fobiami, ekscentryczny do entej potęgi, z niewyparzonym językiem. Taki Adrian Monk (kto ogląda serial ten wie) w antropologicznej wersji z ciętym językiem:)
Tym razem akcja książki rozgrywa się w Grecji, na Krecie. Wyspa znana większości osób ze wspaniałych plaż, doskonałej kuchni, zabytków światowej klasy i hoteli. Guzowska w swojej książce prezentuje nam zupełnie inną Kretę. Jest to Kreta taka..od kuchni, której nie pozna się będąc na wycieczce z biurem podróży i siedząc przy basenie lub na plaży.
Mario Ybl zostaje zaproszony na miejscowe wykopaliska w celu dokonania analizy znalezionych tam kości, jak sam twierdzi...świnioczłowieka. Jednym z  kierowników wykopalisk jest jego dobry przyjaciel. Od początku nad Mariem ciąży jakaś kreteńska klątwa, wszystko idzie nie tak. Normalne funkcjonowanie w Grecji jest dalekie od tego w Polsce, czy Niemczech. Nie ukrywam, żeby coś w Grecji załatwić, uzyskać jakąkolwiek informację, trzeba mieć dużą dozę cierpliwości i samozaparcia. Dodatkowo tydzień, w którym Mario przyjeżdża na Kretę jest Wielkim Tygodniem. Skutkuje to tym, iż trudne do załatwienia normalnie, staje się po prostu niemożliwym. I wszyscy to rozumieją tylko nie Mario, który zaczyna się zachowywać jak rozkapryszone dziecko.
Jakby tych trudności było mało, ukochana kobieta nie chce Maria znać, a dziewczyna (będąca niejako substytutem) z którą spędził noc, zostaje zamordowana i znaleziona z fragmentem kości gnykowej w dłoni. Ponieważ pochodziła z bardzo tradycyjnej górskiej wioski, po okolicy chodzą słuchy, że następną ofiarą będzie nasz antropolog. Mario zostaje skutecznie ostrzeżony i nastraszony przez miejscowego jednookiego policjanta, brata wiejskiego głupka.
Po dwóch dniach na wyspie Mario ma dosyć, chce za wszelką cenę do domu. Niestety jest Wielki Tydzień połączony z wielkim sztormem i jeszcze większym zimnem, promy nie kursują, w samolotach brak miejsc, ewakuacja z wyspy jest niemożliwa. I wtedy się zaczyna:)
Guzowskiej udało się stworzyć niesamowitą postać. Mario Ybl sfochowany antropolog, ze schizami i przerostem formy nad treścią jest genialny. Lubię go od pierwszej książki. Jego zachowanie w normalnie funkcjonującym kraju jest trudne do zniesienia. A gdy przybywa na Kretę w Wielkim Tygodniu, to jego fobie, schizy i sarkazm sięgają zenitu. To wszystko wymieszane jest w słusznych proporcjach z doskonałymi opisami greckich charakterów, obyczajów, kultury i dnia codziennego oraz lekkim wątkiem kryminalnym. Bo moi drodzy, nie oczekujcie, że Wszyscy ludzie... okażą się rasowym kryminałem. Nic z tych rzeczy. Tzn. to jest kryminał, ale tak jakby mimochodem. Przede wszystkim jest to doskonale napisana, z wielkim dystansem, poczuciem humoru książka..obyczajowo-antropologiczno-społeczno-historyczno-kulturowo-archeologiczno-humorystyczna. Akcja pędzi jak szalona (szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę greckie tempo), Kreta przewija nam się przed oczami w tempie błyskawicznym, a od lektury trudno się oderwać.
Tylko jedna kwestia mnie zastanawia. Taki drobiazg... Chodzi o czasokres od pogrzebu do wydobycia kości z grobu. Kto nie zna greckich obyczajów może być zdziwiony, zniesmaczony. W Grecji 3/4 terenu kraju to góry, co skutkuje minimalną ilością miejsc na cmentarze. Ludzie umierają, miejsc na groby nie przybywa, miejsca na cmentarzach są więc na wagę złota. A dodatkowo w prawosławiu jest zakaz kremacji (miały zajść jakieś zmiany, ale nie śledzę, więc nie wiem czy to się już zmieniło). I po pewnym okresie czasu od pogrzebu kości są wydobywane z grobu obmywane i przenoszone do osteofilakio (co oznacza strażnicę kości, a wygląda jak zwykły kościółek w dalszej części cmentarza). Czasami w małych wioskach kości umieszczane są w skrzyneczce na ogół w ścianie cmentarza. I tutaj sedno sprawy. Moi teściowie mieszkają na lądzie w Grecji, też w małej wiosce, podobnej do tej, w której na Krecie rozgrywa się akcja książki. Tam (u moich teściów i w okolicy) kości zmarłego wydobywane są po 5 latach i przekładane do ossuarium. W książce Marty Guzowskiej miało to miejsce po roku. Duża różnica. I nie wiem czy to błąd, czy na Krecie są inne normy. A poza tym, w książce kości wyciągane z grobu pozbawione są ciała (tak wynika z opisu). Czy po roku rzeczywiście w grobie pozostają tylko same kości? Nie miałam czasu dzwonić do teściów i zasięgać języka, ani szukać w sieci, ale muszę koniecznie dowiedzieć się, jak to na wyspach wygląda. Być może Kreta jest bardziej skalista od lądu, a więc miejsc na cmentarzach jest jeszcze mniej, stąd szybsze wydobywanie kości z grobu.
Reasumując. Wszyscy ludzie przez cały czas, to genialnie napisana książka, której lektura zajęła mi sporą część nocy i wywoływała u mnie chwilę zadumy (że jednak Grecja niezmienną jest) oraz salwy śmiechu. U wielu czytelników może dojść jeszcze wielokrotne olbrzymie niedowierzanie. Ja Grecję znam od podszewki (jednakowo kocham i jej nie znoszę), więc już niewiele mnie zdziwi. Gorąco zachęcam do lektury książki. Premiera 08 kwietnia. Pędźcie do księgarni, nie będziecie żałować:). 

3 komentarze:

  1. Świetna recenzja, tytuł mam na uwadze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam książek autorki ale bardzo zaintrygował mnie ten główny bohater:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada sie super ksiązka - na święta w sam raz :)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.