środa, 30 października 2013

Lepszy dzień nie przyszedł już...

Wydawnictwo Iskry, Okładka twarda z obwolutą, 342 s., Moja ocena 6/6
Absolutnie wciągająca i przerażająca, a jednocześnie magiczna książka. Czasami mam tak, że książka mnie przeraża swoja treścią, a jednak nie mogę się od niej oderwać. Tak było w tym przypadku.
Autorka zebrała losy kilku polskich rodzin, które przed wojną zamieszkiwały Kresy Wschodnie. Poznajemy historie zarówno osób dorosłych, jak i dzieci urodzonych tuż przed wybuchem wojny, lub chwilę wcześniej. Jesteśmy świadkami ich niedowierzania, gdy 17 września 1939 roku Rosja zaatakowała Polskę. Poznajemy także ich póżniejsze losy, które są treścią, sercem książki. To co tak mną wstrząsnęło, co sprawiło, iż od lektury nie mogłam się oderwać, że kilka razy łza mi się w oku zakręciła, to opowieści dorosłych już osób, osób często w podeszłym wieku, które na początku wojny zostają wysiedlone do obozów, na mróz, głód, poniewierkę. Powiecie, takich osób było wiele, zbyt wiele. Owszem, ale gdy czyta się relację przeżyć dziecka, któremu umierają rodzice, które zostaje zostawione na pastwę losu, na taką opowieść nie można pozostać obojętnym. 
Nieistotne, który z kolei raz czyta się o losach polskich zesłańców, to zawsze porusza. 
W trakcie lektury poznajemy m.in. dzieje osieroconych dzieci wywiezionych na Bliski Wschód, znanego rodu Jaxa Bąkowskich  i sławnego hubalczyka Romualda Romana Rodziewicza. Każdy z rozdziałów to opowieść o ludziach zwyczajnych, a jednocześnie niezwykłych. 
O osieroconych dzieciach nie będę pisać, sami najlepiej zrobicie poznając ich historię w trakcie lektury książki.
Kolejni bohaterowie, to Jaxa Bąkowscy. Jerzy Bąkowski (pochodzący z możnego, słynnego na Kresach rodu) brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej i kampanii wrześniowej 1939 roku Wzięty do niewoli sowieckiej podczas obrony Lwowa i osadzony w obozie w Starobielsku, został zamordowany wiosną 1940 roku w Charkowie. O dziejach rodu, o wspaniałej przeszłości i o tym co stało się z żoną Jerzego oraz ich dziećmi, wspaniałym majątkiem, przeczytacie w jednym z  rozdziałów książki.
Z kolei Romuald Roman Rodziewicz po upadku Warszawy, wraz ze swoim oddziałem wstąpił do Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego pod dowództwem mjr. Henryka Dobrzańskiego "Hubala". Brał udział we wszystkich bitwach stoczonych przez oddział na Mazowszu i Kielecczyźnie. Nasz bohater żyje, 18 stycznia 2013 roku skończył 100 lat. Autorka niniejszej książki wspaniale opisuje losy Hubalczyka w rozdziale Z miejsca na miejsce w cieniu legendy Hubala
Gdyby to była książka stricte naukowa, albo chociaż do miana takowej pretendująca, być może nie wywarłaby na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Ziółkowska-Boehm zastosowała jednak moim zdaniem manewr nie fair, oddała głos bezpośrednio osobom opowiadającym o swoich losach. Brak korekty, brak naprowadzających pytań, brak literackiego szlifu, to wszystko sprawia, że opowieści są surowe w swojej prostocie, ale przez to jeszcze bardziej przejmujące. Realizmu opowieści dodają także liczne zdjęcia, kopie listów, dokumentów.
Ale nie bójcie się, ta książka to nie tylko cierpienie, ból i tragedia. To także wspaniały wizerunek polskich Kresów tuż przed wojną, odrębnej kultury, jaką mieszkańcy tych ziem  stworzyli, życia codziennego, uprawy winnej latorośli (a tak), powiększania wspaniałych majątków, pól uprawnych, stadnin z rodowodowymi końmi arabskimi i wielu, wielu innych magicznych elementów, które niestety odeszły wraz z ludźmi tam żyjącymi. Stanisławów, Lwów, Zaleszczyki ożywają w ich opowieściach. To także historie wielkiej miłości, ludzkiej pomocy, wsparcia. Podam tylko jeden przykład, kilkoro osieroconych dzieci, które los zesłał z Kresów na Bliski Wschód, od śmierci głodowej uratowała niewiele od nich starsza Polka, która sama prawie nic nie miała. Tym niczym podzieliła się z dziećmi.
Mimo ogromu tragedii, o której się czyta, momentami robi się ciepło na sercu. Niestety, ale zbyt rzadko.Mimo tak wielu cierpień, jakich doznali bohaterowie książki i ich bliscy, próżno szukać happy endu. Dla tych ludzi z różnych przyczyn lepszy dzień nie nadszedł...Stąd tytuł książki, tak niewiele, a jednocześnie wszystko mówiący. 
Wiem, II wojna światowa wyrządziła niewyobrażalną ilość zła, zginęły miliony wspaniałych osób. Tylko, że dodatkowo zginęły zwyczaje, historie, kultury, które były wspaniałe, a których z reguły nie da się odtworzyć. Obok milionów istnień ludzkich, to największa ofiara Hitlera - dziedzictwo kulturowe.
Lepszy dzień nie przyszedł już, to jedna z tych książek, którą powinien przeczytać każdy. To wspaniała, niedająca się z niczym porównać lekcja historii. Po lekturze doceniamy, to co mamy. Jesteśmy winni sięgnięcie po książkę oraz pamięć zarówno narratorom, jak i ich bliskim oraz tysiącom bezimiennych ofiar. 

Książką przeczytana w ramach wyzwania - Czytamy książki historyczne 
Książka przeczytana w ramach wyzwania - Polacy nie gęsi 

6 komentarzy:

  1. Porywająca recenzja. Zgadzam się z jej przesłaniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. To musi być wyjątkowo bolesna, poruszająca i siłą rzeczy przygnębiająca lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że to książka w sam raz dla mnie. Bardzo ciekawie napisałaś o niej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację, ile razy nie czytalibyśmy o tym, to zawsze będzie poruszać.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.