Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Bohater książki, Marek Deutsch to 63-letni warszawski przeciętny, mega przeciętny, z szarym zwyczajnym życiem, człowiek ciągnący od pierwszego do pierwszego, trzykrotny rozwodnik, któremu na koniec miesiąca zostają cztery złote, niespełniony plastyk pracujący obecnie, jako ochroniarz.
To także człowiek przeraźliwie samotny, tak do bólu. Samotność wyziera z każdego opisu o nim, z każdej kolejnej kartki i aż boli.
Mimo tej samotności to pogodna opowieść. Autor, Maciej Hen snuje swoją opowieść w sposób nie tylko inteligentny, wartki, ale i humorystyczny. Tak, o starzeniu się, ludzkiej samotności można pisać z poczuciem humoru.
Nie mylcie tego z groteską. Nie o to chodzi. To po prostu pogodna, choć do bólu prawdziwa opowieść.
To także opowieść o perypetiach bohatera, dp którego pewnego dnia zgłaszają się dwaj tajemniczy adwokaci. Na skutek ich wizyty bohater wikła się w nieprawdopodobną wprost historię ze zdobyciem spadku. Chodzi o ziemskie dobra, ba o ich 17 ha w...Rumunii :)
Oj dzieje się w tej książce, dzieje. Podróż przez Ukrainę do Rumunii jest niesamowita, zadziwiająca. W trakcie zdobywania spadku na jaw wychodzą różne historie z dziejów rodziny Deutscha, ujawniają, się różne gałęzie jego rodu, m.in. żydowskie, niemieckie, chłopskie i szlacheckie.
Oprócz niesamowitej fabuły, doskonałego studium jednostki, poczucia humoru, tym co najbardziej zwraca uwagę jest lekkość pióra. Książkę czyta się doskonale.
Tym co na początku odrobinę może przeszkadzać, a do czego szybko przywykłam, są liczne długie dygresje. Bardzo szybko je zaakceptowałam, nawet polubiłam.
Deutsch dla średnio zaawansowanych to bardzo dobra, pouczająca, relaksująca, ale i zmuszająca do myślenia powieść. Jej lektura jest doskonałym wypełnieniem kilku godzin czasu wolnego. Taki miks książki obyczajowej, z opowieścią drogi i powieścią genealogiczną z dodatkiem sporej ilości kulturowych wstawek.
Bardzo żałuję, że Hen tak rzadko publikuje. Od jego ostatniej książki Solfatara (której akcja rozgrywa się w XVII wieku) minęły 4 lata. Życzyłabym sobie więcej Macieja Hena, więcej jego książek. Gorąco zachęcam was do lektury.
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mnie dygresje nie przeszkadzają, oczywiście jeśli są ciekawe. :) A czy Maciej Hen jest może rodziną pisarza Józefa Hena?
OdpowiedzUsuńJest jego synem :) Twórczość ojca uwielbiam, syna bardzo lubię.
UsuńO, nie wiedziałam. Ciekawa jestem, czy ojciec przekazał synowi jakieś porady dotyczące sztuki pisania. :) Józefa Hena znam z trzech powieści, postaram się sięgnąć i po książkę Macieja.
UsuńZapewne będzie to ciekawa lektura :)
OdpowiedzUsuń