Wydawnictwo Świat Książki, Okładka miękka, Moja ocena 5/6
Właśnie skończyłam lekturę, więc recenzja na świeżo.
To moje trzecie spotkanie z twórczością Mauren Lee i po raz trzeci nie zawiodłam się. Pod płaszczykiem lekkiej, relaksującej opowieści, autorka przekazuje nam kilka życiowych lekcji i doskonale wszystkim znaną prawdę, iż nic nie trwa wiecznie.
Tym razem poznajemy cztery główne bohaterki i cztery historie ich życia, bolesne, poplątane, takie, jakie na ogół bywa życie. Brodie (na oko po 40-tce) ma męża (z którym coraz mniej się rozumieją) i dwójkę dorosłych dzieci (syn studiuje i pracuje w Londynie, a córka zaginęła, wiadomo tylko, że jest narkomanką, ale nikt nie wie gdzie przebywa). Ponieważ Brodie z mężem łączy coraz mniej, za to coraz więcej dzieli, kobieta postanawia wyremontować dom, który otrzymała od mamy i trzy pokoje wynająć. Jej lokatorkami zostają:
Diana, niespełna 30-letnia dobra, uśmiechnięta i skłonna wszystkim nieba przychylić kobieta. Kilka lat wcześniej, po śmierci rodziców zajęła się młodszymi braćmi. Teraz okazuje się, że dla Diany w rodzinnym domu nie ma miejsca.
Vanessa, trzydziestokilkulatka, jeszcze niedawno kobieta sukcesu, doskonale zarabiająca, którą narzeczony zostawił przed ołtarzem. Jedyną terapią, na jaką zdecydowała się Vanesa było permanentne obżarstwo. W efekcie, w dniu kiedy ją poznajemy waży grubo powyżej 100 kg.
Rachel to 15-latka ze świeżo urodzonym dzieckiem, które chcą jej odebrać.
Wszystkie kobiety spotykają się w domu Brodie, tam wynajmują pokoje i izolują się od dotychczasowego życia. Każda z kobiet jest inna, niepowtarzalna. Każdej też kolejne miesiące, które spędzą razem, przyniosą wiele niespodzianek, wiele zmian, nie zawsze takich o jakich wcześniej marzyły, ale paradoksalnie wszystkie one wyjdą im na dobre.
Książkę czyta się doskonale, styl pisarski autorki wciąga od pierwszego rozdziału. Fabuła (jak to u Lee) to ważne życiowo tematy, problemy nie wydumane (jak u niektórych pisarzy), a takie z jakimi każdy z nas może się spotkać. Ogromnym plusem są główne bohaterki. Każda inna, każda po przejściach z ogromnym bagażem doświadczeń, wszystkie postaci wyjątkowo barwnie odmalowane. Każda także o coś walczy. Czy Brodie uda sie odnależć córkę. Co z jej zagubioną w wirze życia miłością do męża?
Czy Vanessa odnajdzie swoje szczęście i czy będzie ono tym, o czym wcześniej myślała?
Co z Rachel i jej dzieckiem? Czy te cztery obce sobie kobiety połączy na tyle silna przyjażń, żeby zdołały sobie nawzajem pomóc? Tego i wielu innych zaskakujących faktów dowiecie się w trakcie lektury.
W książce (jak to u Lee, wiem powtarzam się, ale to cecha charakterystyczna prozy autorki:)) nie brak także emocji i to bardzo dużych. Wyjątkowo poruszyły mnie dwa tematy – sposób w jaki nastoletnia Rachel chroni swoją córeczkę i proces poszukiwania córki przez Brodie.
Zachęcam do lektury, Nic nie trwa wiecznie to doskonała, wciągająca i niezwykle życiowa opowieść, po raz kolejny udowadniająca nam, że życie jest jedną wielką niewiadomą. A po książki Maureen Lee można sięgać w ciemno, w nich zawsze wszystko dobrze się kończy, istotny jest za to środek każdej z opowieści, czyli sposób w jaki autorka przedstawia perypetie bohaterów, to stanowi o magii jej pisarstwa.
Cieszę się, że przede mną jeszcze lektura Wędrówki Marty.
A tutaj linki do recenzji innych powieści Maureen Lee:
Matka Pearl
Wrześniowe dziewczynki
Dobra książka jest jak alkohol - też idzie do głowy. (Magdalena Samozwaniec)
Strony
- Strona główna
- Przeczytane w grudniu 2011r. i 2012r.
- Przeczytane w 2013r.
- Przeczytane w 2014 r.
- Przeczytane w 2015r.
- Przeczytane w 2016 r.
- Przeczytane w 2017 r.
- Przeczytane w 2018 r.
- Przeczytane w 2019 r.
- Przeczytane w 2020 r.
- Przeczytane w 2021 r.
- Przeczytane w 2022r.
- Przeczytane w 2023 roku
- Przeczytane w 2024 roku
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Właśnie słyszałam o tej książce i już jest na mojej liście. Ale najpierw chcę nadrobić zaległości w postaci Lisy See:)
OdpowiedzUsuńLisy See tylko 2 książki mam przeczytane, ale świetnie pisze, polecam.
UsuńOj ale mnie zachęciłas - to będzie moja kolejna książka :)
OdpowiedzUsuńWiem, że na Lee się nie zawiedziesz. Porównamy wrażenia.
UsuńZachęcająca niezmiernie recenzja.
OdpowiedzUsuńJuż po "Wrześniowych dziewczynkach" zdecydowałam, że poznam wszystkie dostępne w Polsce powieści Maureen Lee. Styl autorki nadzwyczaj mi pasuje :)
OdpowiedzUsuńMnie także jej styl odpowiada.
UsuńMiło ją wspominam, choć przyznaje, że momentami mnie nużyła trochę...
OdpowiedzUsuńMyślę, że kiedyś kupię wreszecie jaką książkę tej pisarki, bo bardzo dużo teraz pozytywnych recenzji jej powieści się ukazuje. W bibliotece jest jedna, wypożyczę i zobaczę. Ale ja bardzo lubię takie czytadła.
OdpowiedzUsuńBardzo dobre czytadła pani Lee tworzy. Wiadomo, ze na końcu wszystko dobrze sie kończy, ale po drodze jest mnóstwo wyboistej drogi. Czasami trzeba coś z happy endem przeczytać. Czekam na wrażenia.
UsuńZ pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńI widzę zmianę wyglądu bloga. Bardzo pozytywna przemiana. O wiele ładniej :)
Wszyscy bardzo chwalą książki tej autorki, a ja jeszcze nic jej nie czytałam, będę musiała się rozejrzeć, bo brzmią interesująco.
OdpowiedzUsuńWysoka ocena i świetna recenzja kuszą :)
OdpowiedzUsuńOstatnio mam fazę na tę pisarkę, w sensie, że bardzo chcę przeczytać jej powieści. Mam nadzieję, że niedługo będzie to możliwe. Mam wrażenie, że polubię jej twórczość :)
OdpowiedzUsuńMocny temat wbrew pozorom. Każda inna, ale każda ważna... bohaterka oczywiście. Najbardziej czekałabym na historię 15letniej mamy.
OdpowiedzUsuńo nic jeszcze tej autorki nie czytałam, muszę nadrobić:)
OdpowiedzUsuń