czwartek, 14 kwietnia 2016

Pieśń harfy - Levi Henriksen

Wydawnictwo Smak Słowa, Moja ocena 5/6
Recenzja zaległa. Książkę przeczytałam pod koniec marca i w pędzie dnia codziennego zupełnie zapomniałam zamieścić recenzję. Wczoraj dopiero mi o tym email z wydawnictwa przypomniał. Niniejszym nadrabiam zaległości.

Literaturę skandynawską bardzo lubię. Cenię też pozycje wydawane przez oficynę Smak Słowa. Po lekturze ostatnich tytułów przyzwyczaiłam się już, iż książki z kręgu literatury skandynawskiej są stagnacyjne, spokojne, acz wymowne i prawie zawsze niosą w swojej treści jakieś przesłanie, wątek społeczno-moralizatorski.
Nie inaczej jest w przypadku Pieśni harfy.
Pierwsze co rzuca się w oczy i zaciekawia, jest okładka.
Pieśń harfy to równie niebanalna jak okładka, niedająca się włożyć w żaden szablon opowieść.
Główny bohater, to z zamiłowania muzyk i producent muzyczny, z konieczności (z czegoś żyć trzeba) elektryk. Pewnego dnia przyjeżdża na prowincję i doznaje olśnienia, bo inaczej nazwać tego nie można. Nagle słyszy nieomal anielskie glosy. To śpiewa trio siostrzano-braterskie. Śpiewacy ci kiedyś, kilka dekad temu byli znanymi artystami. obecnie będąc na emeryturze oddaj się pasji śpiewania lokalnie wcale nie dążąc do powrotu na szeroko rozumiana scenę muzyczną. Nasz muzyk-elektryk postanawia jednak przekonać ich, że właśnie tego chcą, chcą śpiewać, nagrywać po raz kolejny odnieść sławę.
Co z tego wyjdzie? Czy uda im się nawiązać współpracę? Czego tak naprawdę tak różni wiekowo bohaterowie chcą od siebie nawzajem i od życia? Czym dla nich będą wzajemne spotkania i rozmowy?
Przyznam się, iż mimo, że to moje drugie spotkanie z prozą Henriksena, ze stylem pisarskim Norwega i powinnam być przygotowana na to, iż autor zwodzi i pod płaszczykiem zwyczajnej opowieści kryje dużo więcej, to i tak mnie zaskoczył.
Książka jest przede wszystkim wieloznaczna, bardzo wymowna i dająca sporo do myślenia. Dodatkowo kilkakrotnie w trakcie lektury zakręciła mi się łza ze wzruszenia. Pieśń harfy okazała się nie tylko mądrą, ale i poruszającą lekturą, takim miksem życia, doświadczeń, uczuć, melancholii, uśmiechu.
Jednocześnie to książka na tyle lekko napisana, z charakterystycznym dla pisarza poczuciem humoru (lekko sarkastycznym), iż czyta się ją bardzo szybko i nie czuć w niej żadnego moralizatorskiego tonu. Osłodą całości, taką wisienka na torcie jest muzyka, które w książce jest pełno, jest w zasadzie wszędzie. urzekł mnie sposób w jaki Henriksen pisze nie tylko o życiu, o doświadczeniach i pragnieniach, ale także o muzyce.

4 komentarze:

  1. Interesująca fabuła..i okładka. Lubię lektury pełne emocji, mądrości i wzruszeń. Zapisuję na listę 'do przeczytania'.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tez mnie zaintrygowala ta okladka, a Towja recenzja moze zmobilizuje mnie do zapoznania sie z literatura skandynawska, dopisuje do listy:) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tytuł już obił mi się o uszy, jednak historia jakoś bardzo mnie nie zainteresowała. Ale skoro twierdzisz, że pod płaszczykiem zwykłej opowieści kryje się dużo mądrości, to pomyślę nad "Pieśnią harfy". Również przez wzgląd na to, że samo wydawnictwo nie jest mi jeszcze znane.

    OdpowiedzUsuń
  4. Vinyl z okładki to moje lata młodości. Literaturę skandynawską lubię, czytam głównie kryminały. Wydawnictwo Smak Słowa wydało swojego czasu niezapomnianą Anne Ragde. Po tę powieść sięgnę z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.