Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Maciej Siembieda po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w snuciu opowieści utkanych z mroku, bólu i ludzkicch niedoskonałości. Gołoborze to książka, która wciąga od pierwszej strony, a po jej zakończeniu zostawia w czytelniku wyraźny ślad. Ja cały czas mam wrażenie jakby na sercu spoczął mi jeden z tych ogromnych kamieni, które zalegają na świętokrzyskim gołoborzu.
Jeżeli chodzi o fabułę, jest to historia pelna zła i miłości, która okazuje się byź przekleństwem.
Akcja powieści rozgrywa się w sercu Gór Świętokrzyskich, gdzie od pokoleń toczy się bezlitosna wojna między dwoma rodami: Kończakami i Cebrzynami. Nienawiść jest tu dziedziczna niczym gospodarstwo rolne, ojcowizna. To świat bardzo daleki od górskjich wędrówek, schronisk i turystyki. To tam przemoc jest swoistą tradycją, a zemsta jest świętym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie obowiązkiem. Nikt nie kwestionuje zasad, nawet tych najgorszych, najokrutniejszych, nikt się nad nimi nie zastanawia. Szczerze, przerażające i szokujące. Te zasady są po prostu niezmienne, starsze niż ludzie, domy w okolicy i bardziej twarde i niezmienne niż kamień na zboczach Łysej Góry.
Siembieda tworzy ten zaskakujący świat z niezwykłą dbałością o szczegóły. Od samego początku czujemy zapach mokrego lasu, słyszymy trzask gałęzi i widzimy oczy ludzi, bardzo złych ludzi. W trakcie lektury zmagamy się z pytanem, czy ci ludzie są tak naprawdę źli, czy wszyscy tacy są. Każdy kolejny ozdział pulsuje napięciem. Mnóstwo jest surowego języka i lokalnego kolorytu. To wszystko sprawia, że historia nabiera przerażającego i zadziwiającego wymiaru.
W centrum tej historii jest Stefan Cebrzyna. Jest to postać tragiczna, rozdarta między obowiązkiem a uczuciem. Jego miłość do Jadźki jest jak krzyk w ciemności, krzyk gniewu i rozpaczy. W ich historii mamy dziwne fatum. Opis tej znajomości dobitnie pokazuje, że czasem nawet najszczersze uczucie nie jest w stanie przebić się przez skorupę nienawiści. To jakby historia Romea i Julii z Gór Świętokrzyskich. Nasz bohater to człówiek rozdarty między uczuciem a obowiązkiem wobec rodu. Stefan wie, że jeśli złamie przysięgę, zdradzi ojców. Ale jeśli dotrzyma słowa – zniszczy siebie i kobietę, którą kocha. Każda decyzja jest zła i może doprowadzić do tragedii.
To, co najbardziej zachwyca w Gołoborzu, to sposób, w jaki autor oddaje klimat miejsca. Jest on ukazany na równi przez pokazany krajobraz, jak i emocje, charaktery mieszkających tam ludzi. Bardzo poruszające i zapadające w pamięć.
Gołoborze to książka głęboko smutna – nie dlatego, że opowiada o śmierci i zemście, lecz dlatego, że mówi o niemożności wyrwania się z jej kręgu. Autor pisze o ludziach, którzy chcieliby kochać, ale potrafią tylko nienawidzić. Siembieda pokazuje, jak przeszłość potrafi trzymać człowieka za gardło i nie pozwalać mu oddychać. To nie jest łatwa lektura. To bardzo, bardzo trudna książka. To powieść, która boli, a jednocześnie zmusza do wielu przemyśleń.
Siembieda nie tylko snuje opowieść o zemście i honorze, lecz także o tym, jak cienka jest granica między dobrem a złem, między lojalnością a zatraceniem.
Po zamknięciu książki zostaje w człowieku echo gołoborza i mnóstwo wrażeń oraz emocji. Gołoborze to nie tylko powieść o ludziach z gór, ale o nas wszystkich – o tym, jak łatwo pozwolić, by dawne urazy, uprzedzenia i przysięgi zniszczyły to, co w nas najbardziej ludzkie.
Maciej Siembieda napisał historię utkaną ze zła, ale i okruchów dobra. Bardzo polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.