czwartek, 27 listopada 2014

Zabij, jeśli potrafisz!

Wydawnictwo Imprint
Powiem wam, a raczej napiszę, że lektura tej książki to była droga przez mękę, przynajmniej dla mnie. Rozpoczęłam ją prawie 3 tygodnie temu i tak podczytywałam fragmentami. Zmęczyłam się niemiłosiernie. Ale po kolei.
Mischke zbierająca ochy i achy na różnych niemieckich, austriackich forach, blogach, opowiada w sumie ciekawą historię zaginięcia małej Lucie. Dziewczynka zniknęła wraz z wózkiem, gdy jej matka dosłownie na chwilę odwróciła wzrok płacąc na targowisku za zakupy. Był to ułamek sekundy, a zaważył na kolejnych latach życia Tinki Hansson i jej męża. Prowadzone przez policję śledztwo nie daje pozytywnych rezultatów. Dziewczynka zniknęła, nikt nie wysunął żądania okupu. Wszystko sprawia bardzo dziwne wrażenie, jakby dziecko z wózkiem rozpłynęło się w powietrzu.
Mijają 4 lata. Komisarz Gregor Forsberg postanawia wznowić śledztwo, tym bardziej, iż jego nowa współpracownica wpada na ciekawe pomysły, a jedną z podejrzanych staje się matka Lucie. Czy słusznie? Do tego momentu książkę czytało mi się ok. Bez rewelacji, ale w porządku. Jednak oprócz wątku porwanej Lucie wprowadzone zostaje kilka innych, m.in. zabójstwo bogacza i porwania innej dziewczynki. No i koniec czytania. W trakcie dalszej lektury miałam wrażenie jakby ktoś całą akcję niepotrzebnie wydłużał, wprowadził paletę maksymalnie denerwujących bohaterów, a dialogi...to już osobna sprawa, maksymalnie sztywne, jakby wzięte z innej książki. Przeczytałam jeszcze ok 30 stron męcząc się, jak przy żadnej książce dotychczas (ciekawił mnie wątek Lucie, dlatego trwałam), ale w końcu, mając za sobą 1/3 książki odpuściłam.
Jednak książkę miałam ze sobą w pracy. Wyjęłam ją na biurko. A ponieważ okładki polskiego i niemieckojęzycznego wydania są identyczne, moja koleżanka z biurka obok (ta od świec Yankee) aż zapiała z zachwytu. Jaka to wspaniała książka, jak ją wciągnęła, nie mogła oderwać się od lektury. Popatrzyłam na nią dziwnie i opowiedziałam jej o moich wrażeniach. Wtedy powiedziała, że pożyczy mi swój niemiecki egzemplarz. Przyniosła kilka dni póżniej i rozpoczęłam lekturę.
W międzyczasie kontaktowałam się z nieocenioną Agnieszką
której książka w niemieckiej wersji także przypadła do gustu. 
Moje wrażenia po lekturze...niemiecka wersja, czyli oryginalna jest zdecydowanie przystępniejsza niż polska. Chociaż przyznam się i i tak nie była to łatwa lektura. Mnogość wątków, jeszcze większe nagromadzenie bohaterów,odrobinę drętwe dialogi sprawiły, że doprawdy nie rozumiem, czym wiele osób tak się zachwyca. Wątków i postaci jest tyle, że w pewnym momencie miałam ochotę sporządzić jakąś tabelkę, wykres. Chociaż trzeba autorce przyznać, iż wszystko jest dopracowane, doprowadzone do końca, żaden wątek nie urywa się nagle, jak to ma miejsce w niektórych książkach, wszystkie z pozoru nie mające ze sobą nic wspólnego sprawy zostają pięknie połączone. Uznanie dla pisarki, że sama się nie pogubiła i potrafiła wszystko zgrabnie spleść w zaskakujące zakończenie.
Nie wiem w czym tkwi problem w polskojęzycznej wersji książki, iż nie potrafiłam przez nią przebrnąć. Długo się nad tym zastanawiałam, czy to wina tłumaczenia, czy może książka w ogóle do mnie nie przemówiła. Nie wiem. I chyba już nie chcę wiedzieć.
Nie zniechęcam was do lektury. Być może wam, podobnie, jak Agnieszce i mojej koleżance z pracy Zabij, jeśli potrafisz! także przypadnie do gustu. Nie wykluczam tego. Wszak ile osób tyle gustów. Sięgnijcie po książkę. jestem ciekawa waszych wrażeń.

4 komentarze:

  1. Hmm...ciekawe.Ale dużo osób ostatnio narzeka na coraz gorszą jakość tłumaczeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie twierdzę, że to wina tłumacza. Może książka po prostu do mnie nie przemówiła, a może jest zwyczajnie...taka drewniana, jak ja to nazywam, może ja się mylę, a może Agnieszka:)

      Usuń
  2. Ja jestem zadowolona z lektury książki. Czytało mi się ją świetnie i ciekawiła mnie droga do rozwiązania poszczególnych wątków.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezrównanej Agnieszce, jak wspomniała Aneta, książka się podobała :-) Owszem, intryga dość zapętlona, ale wątki dociągnięte ładnie do końca, spore zaskoczenie na koniec, ciekawe portrety bohaterów.
    Tak to już bywa, że inaczej odbieramy te same książki - może nie wstrzeliła się w aktualną fazę, nastrój, może język nie ten - któż to wie?...

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.