środa, 12 listopada 2014

Sonderkommando. W piekle komór gazowych

Wydawnictwo WAB
Niezbyt gruba, bo licząca 204 strony książka, którą czytałam prawie  miesiąc, a lekturę zakończyłam kilka dni temu. Powodem nie było znudzenie, a ogromnie bolesna, trudna, przerażająca treść. Autorem wspomnień jest Shlomo Venezia, Żyd, który w kwietniu 1944 roku trafił do Auschwitz Birkenau. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej mieszkał on w Grecji wierząc, iż jest w miarę (jak na tamten okres) bezpieczny. W Auschwitz Shlomo trafił do Sonderkommando. Był to specjalny oddział składający się z żydowskich więźniów. Zmuszano ich do zajmowania się wszystkim co związane było z masową eksterminacją, czyli mordowaniem innych więźniów. M.in. obsługiwali komory gazowe i krematoria, ale także pomagali się ofiarom rozebrać, wyrywali im złote zęby etc.Więźniowie pracujący w Sonderkommando byli trzymani z dala od reszty więźniów. Mogli zabierać dla swych potrzeb znalezione wśród ubrań ofiar jedzenie. W związku z tym byli dużo lepiej odżywieni od reszty więźniów. Auschwitz przeżyło zaledwie kilkudziesięciu członków oddziału Sonderkommando, wśród nich Shlomo Venezia. Pozostali będąc naocznymi świadkami zagłady, zbrodni hitlerowskich, zostali zamordowani. Autor wspomnień był przydzielony m.in. do obsługi pieca krematoryjnego.
Nie będę pisać o treści, bo po pierwsze nie da się tego opisać, po drugie każdy powinien te wspomnienia przeczytać i przeżyć sam, a poza tym o czym tu pisać. Co można napisać w notce recenzyjnej o człowieku, który zszedł na samo dno piekła, do jądra zła i ciemności? Jak można opisać jego chęć przetrwania za wszelką cenę? Są to przerażające zapiski człowieka będącego na granicy wszystkiego, co można sobie wyobrazić, człowieka bezbronnego i całkowicie zniewolonego, który był zmuszony do unicestwiania innych ludzi.
To prawda, że człowiek sam nie wie ile jest w stanie znieść. Shlomo Venezia miesiącami pomagał ofiarom wejść do komór gazowych, słuchał ich ostatnich krzyków, rozdrabniał kości, które nie spaliły się w piecu krematoryjnym. Przeżył (zmarł w 2012 roku), ale czy lata, które nastąpiły póżniej można nazwać życiem? Sięgnijcie po tę niepozorną książkę i przeczytajcie co ma do powiedzenia Shlomo Venezia. Ja po lekturze jestem w szoku, kłębi mi się w głowie tyle pytań aż trudno to wyrazić. Jednocześnie patrząc w lustro, patrząc na dzieci, czy za okno, nawet nie wyobrażacie sobie jaka jestem szczęśliwa, że jestem kim jestem i żyję takim życiem jakim żyję.
Zapiski Shlomo wymykają się jakiemukolwiek podsumowaniu i ocenie, a ich lektura powinna być obowiązkowa.

5 komentarzy:

  1. Pamiętam jak wstrząsnęło mną opowiadanie Tadeusza Borowskiego, w którym pisarz ten opisuje swoją pracę przy rozładowywaniu wagonów z nowymi więźniami oświęcimskiego obozu. Przeczytanie całej książki na podobny temat kompletnie wyczerpałoby mnie mentalnie, a raczej wyczerpie mnie mentalnie, bo nie mam zamiaru darować sobie tej lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie właśnie wyczerpała t apozycja., Od zakończenia lektury minęło kilak dni, a ja ciągle nie potrafię się uspokoić.

      Usuń
  2. Porażające, na sto procent przeczytam jak tylko dostanę. Czasem aż dziwię się że Ci ludzie zostali przy zdrowych zmysłach, nie wiem czy bym nie oszalała.

    OdpowiedzUsuń
  3. kiedy czytam książki czy oglądam filmy o obozach serce mi się kraje i też doceniam to co mam i jakie mam życie.. Na pewno przeczytam tę książkę, bo widzę że to jedna z obowiązkowych dla mnie lektur, którą napisało samo życie

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.