piątek, 24 maja 2013

Kiedyś wszystko sobie opowiemy - Daniela Krien

Wydawnictwo Sonia Draga, Okładka miękka, 256 s., Moja ocena 5-/6
Dziwna, ale jednocześnie magiczna opowieść. 
Akcja rozpoczyna się w 1990 r. w maleńkiej wiosce w NRD.Główną bohaterkę, Marię, poznajemy, gdy ma zaledwie 16 lat. Dużo, ale i nie dużo, zależy z jakiego punktu widzenia spojrzymy. Dziewczyna sprowadza się do domu Johannesa Bannera, syna najbogatszego we wsi gospodarza. Liczy na coś więcej, niż tylko sympatia, a tymczasem dla jego rodziców jest kolejną parą rąk do pracy w gospodarstwie. Dzięki urywanym wspomnieniom, opowieściom poznajemy życie Marii w gospodarstwie, życie na wsi w NRD. Maria nie chodzi do szkoły, za to namiętnie zaczytuje się w  tanich romansach. Dla dziewczyny ważne jest tu i teraz, żeby poznać kogoś, ładnie wyglądać, gdy do pobliskiej gospody (centrum wsi) przyjadą obcy z miasta.
Pewnego dnia Maria spotyka swoje przeznaczenie, albo fatum, zależy, jak na to spojrzeć. Poznaje bowiem męźczyznę o blisko ćwierć wieku starszego od niej, od którego uciekła żona - agentka Stasi. Nawiązują romans, który za wszelka cenę starają się ukryć przed otoczeniem. 
Czy im się to uda? Co z tego wyniknie? Tego nie zdradzę. Zachęcam za to do lektury tej niebanalnie skonstruowanej opowieści. Książka pełna jest emocji, które zmieniają się wraz z jej bohaterami. Śledzimy zmiany zachodzące w Marii od infantylnego nastoletniego dziewczęcia, po dojrzałą, świadomą swoich wyborów kobietę. 
Krien przedstawia nam historię, jakich wiele. I mniejsze znaczenie ma, co pisarka opowiada. Istotne jest, jak to czyni. Prostymi słowami rysuje przed nami historię zmian, miłości i życia, na którym częstokroć mogą zaważyć jeden ruch, jeden gest, jedna myśl. 
Niewiele piszę o tej książce, bo też niewiele można o niej napisać żeby nie popaść w przesadę, czy infantylność. Są takie pozycje, o których po prostu nie da się za wiele napisać i już.
Kiedyś wszystko sobie opowiemy, to nietypowa lektura, nie każdemu musi przypaść do gustu. Książka jest oszczędna w słowach, melancholijna, odrobinę metafizyczna. Styl pisarki, strzępki opowieści, jakimi nas raczy i przemiany bohaterów sprawiają, że w trakcie lektury częstokroć oddajemy się zadumie, nad tym co było, nad tym co jest i nad tym co warto zrobić, a czego nie.
Wiecie, jaką książkę nieodparcie mi Kiedyś wszystko... przypomina? Skazę, Josephine Hart. Inni bohaterowie, inne miejsce, inny czasokres, a jednak ten sam sposób pisania, ta sama głębia, te same uczucia.
Zachęcam do sięgnięcia po debiutancką powieść Danieli Krien. 

4 komentarze:

  1. Jakoś mnie to nie przekonuje... ani realia, ani perypetie bohaterki... nie przemawia to do mnie zupełnie :/
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jakoś nie przepadam za takowymi lekturami. czasy NRD pamiętam doskonale, ale jakoś wolę o nich zapomnieć. Z drugiej strony fabuła wydaje się być interesująca. Sam nie mam wyrobionego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie szukam teraz melancholijnych historii, ponieważ na chwilę obecną za dużo jest w moim życiu smutnych akcentów, więc chce dla odmiany coś weselszego.

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.