W Polsce ma ona ukazać się w październiku nakładem Wydawnictwa Sonia Draga.
Nie szaleję za twórczością D. Browna, chociaż przyznam, że książki czyta się dobrze, ale są to pozycje (przynajmniej dla mnie) z typu - przeczytać, miło spędzić czas, zapomnieć.
Wiem, że autor ma tyle samo zagorzałych fanów co i przeciwników.
Jednak co mnie zdziwiło, to fakt, iż (jak podaje www.booklips.pl) przez prawie dwa miesiące jedenastu tłumaczy z pięciu europejskich krajów pracowało nad przekładem najnowszej powieści Dana Browna w podziemnym bunkrze we Włoszech. Wszystko po to, aby książka mogła się ukazać w kilku językach jednocześnie ze światową premierą.
Jak donosi gazeta „TV Sorrisi e Canzoni”, jedenaście osób z Francji, Hiszpanii, Niemiec, Brazylii i Włoch pomiędzy lutym a kwietniem pracowało nad tłumaczeniem „Inferno” przez siedem dni w tygodniu, co najmniej do ósmej wieczorem w pozbawionej okien, przypominającej bunkier piwnicy pod siedzibą wydawnictwa Mondadori w Mediolanie, które jest własnością byłego premiera Silvio Berlusconiego. Tłumacze mieli zakaz wnoszenia do bunkra telefonów komórkowych, ich laptopy zostały na stałe przytwierdzone do stanowisk roboczych, dostęp do Internetu ograniczono do jednego ściśle kontrolowanego komputera, wejścia do pomieszczenia strzegli zaś uzbrojeni strażnicy.
Cała jedenastka spała w hotelu położonym na pustkowiu, a posiłki spożywała w stołówce wydawnictwa. Gdyby ktoś spytał ich o cel obecności we Włoszech, jako przykrywkę mieli podawać ustaloną wcześniej zmyśloną odpowiedź. Każde podejście lub odejście od stanowiska pracy wymagało logowania lub wylogowania się z komputera. Każdy z tłumaczy musiał prowadzić swój dziennik pracy, w którym miał odnotowywać nawet tak prozaiczne czynności, jak przerwa na papierosa czy krótki spacer. W czasie, gdy rękopisy powieści nie były używane, wkładano je do sejfu.
Zachowanie powyższych środków ostrożności miało zapobiec przeciekom i pozwolić na opublikowanie powieści jednocześnie w języku angielskim, francuskim, niemieckim, hiszpańskim, katalońskim, włoskim i portugalskim. Taki ruch z pewnością opłacił się wydawnictwom, które obawiały się, że część czytelników znająca dobrze język angielski nie będzie chciała czekać na tłumaczenie, tylko zakupi powieść w dniu premiery.
Wszystkie papierowe zapiski, jakie tłumacze sporządzili podczas prac nad przekładami, zostały zniszczone. Teraz książka znajduje się w druku, jednak nazwa i adres drukarni są równie pilnie strzeżone, jak rękopisy, którymi posługiwali się tłumacze.
Tłumacze schodzą do bunkra |
Zapowiedziana na 14 maja „Inferno” to czwarta książka Dana Browna, w której spotkamy się z profesorem Robertem Langdonem, głównym bohaterem „Kodu Leonarda Da Vinci”, „Aniołów i Demonów” oraz „Zaginionego Symbolu”. Tematyka powieści ma krążyć wokół jednego z największych i najbardziej zagadkowych dzieł literatury, czyli „Boskiej Komedii”. „Choć czytałem dzieło Dantego jeszcze na studiach, dopiero niedawno doceniłem jego wpływ na kształt współczesnego świata” – powiedział Dan Brown.
W „Interno” Robert Langdon powraca do Włoch, serca Europy, gdzie zmierzy się z mrożącym krew w żyłach przeciwnikiem i genialną zagadką, w której rozwiązaniu pomoże mu mroczny i epicki poemat Dantego.
Akcja ma rozgrywać się we Florencji. Władze tego miasta liczą na wzrost turystyki o co najmniej 10%.
Od kiedy pisarz zdradził, że akcja „Inferna” będzie „usytuowana w Europie, w najbardziej fascynującym miejscu jakie kiedykolwiek widziałem”, a na opublikowanej przedpremierowo grafice uwieczniono Katedrę Santa Maria del Fiore we Florencji, gdzie urodził się i żył przez długie lata autor „Boskiej Komedii”, we włodarzy miasta wstąpiła nadzieja.
Jak przyznał Eugenio Giani, wprawdzie eksperci od Dantego ostrzegali go, żeby uważał na Browna, ale on się nie obawia: „Ważne jest, że ludzie zainteresują się Dantem. Zawsze mogą dowiedzieć się później, co jest prawdziwe, a co fałszywe”. Optymizm szefa rady podziela również Silvano Fei, który prowadzi muzeum Dantego we Florencji, rokrocznie odwiedzane przez 60 tysięcy turystów.
Wiem, że podobne środki...hmmm zapobiegawcze vel ostrożności stosowane były przy tłumaczeniu bodajże ostatniego tomu Harryego Pottera. Rozumiem konkurencja, pieniądze, ochrona, zniszczyć zapiski tłumaczy, ale czy to nie przesada...w bunkrze pracować...?
Sama jestem tłumaczem i tak się zastanawiam jaka gażę otrzymali w/w translatorzy, że zgodzili się na takie warunki? A może stawka normalna acz chwała w światku zawodowym wiekuista?
Po Inferno (po polsku) z pewnością sięgnę, chociażby dlatego, żeby przekonać się, czy autor wrócił (po niezbyt moim zdaniem udanym Zaginionym symbolu) do poziomu z Kodu Leonarda Da Vinci, czy już całkowicie osiadł na laurach.
Wszystkie informacje za www.booklips.pl
Ta praca w bunkrze dla mnie to koszmar. Nie wiem, jak pracuje tłumacz, ale przecież w takich warunkach człowiek czuje się na pewno gorzej...Cóż, wypłata musi być wysoka;)
OdpowiedzUsuńJa też chętnię sięgnę, bo lubię takie klimaty. Sama chętnie pobawiłabym się w taką konspirę gdybym była tłumaczem:)
OdpowiedzUsuńNie sądzę, żeby tłumacze dostali jakieś szczególnie wysokie gaże. Nie sądzę też, by tłumacza czekała jakaś wiekuista chwała w przypadku beletrystyki. Swoją drogą, jak im się udało znaleźć jeleni, którzy dali się zamknąć na dwa miesiące w więzieniu... A gdzie muza, wena twórcza, potrzeba odetchnięcia?... W końcu tłumaczyli literaturę bądź co bądź, a nie instrukcję obsługi odkurzacza, na Boga! Nie mówiąc już o dość krótkim moim zdaniem dwumiesięcznym terminie. Nie mówię, że się nie da w tak krótkim czasie przetłumaczyć książki, da się, ale z doświadczenia wiem, że tekst powinien się trochę "uleżeć", odpocząć, poczekać na wygładzenie, wycyzelowanie, surówki rzadko spełniają wymogi literackiego tłumaczenia.
OdpowiedzUsuńŻeby nie było, "Inferno" po niemiecku już mam, i zwrócę szczególną uwagę na jakość przekładu ;-)
Jestem ciekawa twojej opinii o Inferno.
UsuńA jelenie zawsze się znajdą, jak nie ten to inny, niestety. Ale ja zamknięcia w bunkrze na 2 miesiące nie wyobrażam sobie. Stawka musiałaby być niesamowicie wysoka.
Bardzo lubię Browna, bo takie spiski historyczne dobrze mu wychodzą. Natomiast co do tłumaczeń, myślę że zaważyła tutaj i stawka i możliwość wykazania się, no i ta chwała wiekuista, choć to pewnie w najmniejszym stopniu:)
OdpowiedzUsuńNo cóż, ale zobacz jak dobrze marketingowo działa opowieść o tłumaczach w bunkrze :D Brown jest mistrzem pisania czytadeł. Wprawdzie wszystkie według jednego szablonu, ale czyta się je z wypiekami na twarzy :D
OdpowiedzUsuńCo do książki, to chętnie przeczytam, jak ukaże się w Polsce, gdyż czytałam ,,Kod Leonarda...'' i mi przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuńNatomiast odnośnie pracy tłumaczy, nie wiedziałam, że jest aż tak ,,ważna'', by zamykać ich w bunkrze ;-)
Kod...także bardzo mi się podobał.
UsuńTa praca tłumaczy w bunkrze, to przerost formy nad treścią pisarza i doskonały zabieg PR.
Lubię Browna i z niecierpliwością czekam na kolejną powieść.
OdpowiedzUsuńCzekam na tę książkę, też uważam, że Zaginiony symbol był marny, mam nadzieję, że Inferno będzie lepsze. ;)
OdpowiedzUsuńNo gorsze to juz chyba nie będzie:)
UsuńA może to taki chwyt marketingowy? Im coś jest bardziej tajemnicze, tym bardziej wszyscy chcą poznać tę tajemnicę.
OdpowiedzUsuńA "Inferno" chętnie przeczytam. Zgadzam się z Tobą, że może książki Dana Browna nie są arcydziełami, ale i tak bardzo je lubię. Moim zdaniem są świetną rozrywką:)