poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Hitlerland - Andrew Nagorski

Wydawnictwo Rebis, Okładka twarda z obwolutą, 432 s., Ocena 5,5/6
Książkę przeczytałam jakiś czas temu, z recenzją czekałam, aż przeczyta ją także mój mąż, co nastąpiło w miniony weekend. Chciałam porównać nasze wrażenia z lektury tej niebanalnej pozycji.
Jej autor, Andrew Nagorski, Polak z pochodzenia, z zawodu i zamiłowania - dziennikarz, historyk i pisarz. Przez dłuższy okres czasu był on zagranicznym korespondentem amerykańskiego Newsweeka w Europie Środkowej i Wschodniej. 
Hitlerland, to  to opowieść o Niemczech z lat 20. i 30. XX w., widzianych oczami mieszkających w tym kraju Amerykanów - korespondentów prasowych, radiowych, dyplomatów, przedsiębiorców, turystów, znanych postaci, jak np. pisarz Sinclair Lewis, sportowiec Jesse Owens, słynny lotnik Charles Lindbergh. Ludzie ci mieli okazję obserwować z bliska powstawanie i rozwój III Rzeszy, częstokroć spotkali Adolfa Hitlera. Mieli także możliwość śledzenia rozwoju Niemiec od klęski, jaką był bez wątpienia koniec I wojny światowej, aż do apogeum totalitarnej dyktatury Hitlera. Relacje Amerykanów, poznajemy głównie z wywiadów, jakie z nimi przeprowadzono oraz z licznych zapisków, dzienników, listów. Bardzo istotnym jest fakt, iż poprzez takie źródłoznawstwo, nie wszystkie fakty można zweryfikować, a poza tym opisy są niezwykle subiektywne, przedstawiają bowiem odczucia obserwatorów, rzadko rzetelną wiedzę historyczną i polityczną. Można to uznać za wadę książki, ale jednocześnie za jej zaletę, ponieważ całość sprawia wrażenie reportażu, pamiętnika, sprawozdania i dzięki temu czyta się ją lżej niż typową książkę historyczną. 
Z tych relacji wyłania się obraz nie tylko Berlina zapełnionego zastępami żołnierzy w brunatnych i czarnych koszulach, ale także miasta niezwykle rozrywkowego, pięknego i o dziwo tolerancyjnego. 
Wielu Amerykanów miało okazję poznać Hitlera na różnych etapach jego kariery, od puczu w Monachium po przejęcie władzy. Możemy poznać różne opinie o przywódcy III Rzeszy. Byli tacy, którzy twierdzili, że Hitler uosabia wielką siłę. Były także inne zdania na jego temat. Sprowadzają się one jednak do ogólnego zdziwienia, że to nie rekin, a (jak twierdzi jedna z osób) płotka. Byli jednak tacy, których Hitler porwał, zaślepił. Doskonałym przykładem jest amerykański dziennikarz S. Miles Bouton. On dostrzegał zagrożenie, ale nie w Hitlerze i jego dążeniach, a w kłodach, jakie mu rzucano pod nogi. Bardzo znamiennym jest zdanie, które dziennikarz wypowiada (...) A w ogóle całe to „zagrożenie hitlerowskie” to czcza gadanina.
W trakcie lektury wielokrotnie nasuwały mi się pytania - czy ci ludzie nie widzieli do czego dąży Hitler? Dlaczego nie zauważali co się dzieje? Dzisiaj, po upływie kilkudziesięciu lat oczywistym jest jakie były jego zamiary. Czy jednak 80-90 lat temu przeciętny turysta, dziennikarz, sportowiec był w stanie je zauważyć, rozszyfrować? 
Warto pamiętać, iż słowo Hitlerland, które jest tytułem niniejszej książki, nie jest dziełem autora.
Było powszechnie używane przez amerykańskich korespondentów przebywających w Niemczech w latach 30. O czymś to świadczy.

Plusem poza unikatową treścią są przystępny język, doskonałe wydanie i bardzo dobre tłumaczenie. Książkę czyta się wyśmienicie, mogę ją więc polecić zwolennikom historii jak i jej przeciwnikom.

 

3 komentarze:

  1. Książka leży już w stosiku przy moim łóżku. Cieszę się, że dobrze się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, zdecydowanie interesujący punkt widzenia! Ciężko stwierdzić: widzieli czy nie widzieli. Z drugiej strony naprawdę trudno było sobie wtedy wyobrazić to, co dziś wiemy o Holokauście... Może nie sądzili, że zajdzie to wszystko tak daleko? Za to politycy powinni być przewidujący i spodziewać się najgorszego, w końcu na tym polega ich praca... Druga rzecz, że brak bezpośredniego zagrożenia usypia czujność...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.