Spójrz na zdjęcie. Dla Ciebie to tylko parę sekund. Dla nich to całe życie.
Wystające żebra, gnój po kolana. Wieczna ciemność czterech ścian. W oczach przerażenie wymieszane z rezygnacją. Stęchły zapach amoniaku w powietrzu, stalowe szyny wystające z sufitu ocierające się o kręgosłup. Przez małe okienka prześwitują promienie wiosennego światła. A za oknami świat, jakże odległy, poza ich zasięgiem. I tak od wielu lat.
Sprawą koni z Klenicy zajmowaliśmy się kilka lat temu. Wykupiliśmy wtedy za bezcen dwa ogiery - mimo tragicznego stanu wszystkich zwierząt nikt nie chciał wydać decyzji o odebraniu koni. Próbowaliśmy zapłacić za życie całej stawki - ale stary hodowca twierdził, że miejsce jego koni jest u niego w obskurnych komórkach, a całe dnie konie spędzają "śpiąc". Nie wolno im było przeszkadzać - ani zbyt częstym ścieleniem, ani karmieniem. Wybiegów praktycznie nie widywały - bo i po co. Sen rzecz święta.. Potulnie wyjechaliśmy z dwoma końmi na przyczepie starając się nie oglądać za siebie - bezradność była trudna do zniesienia. Pamiętamy ich wielkie, błagalne spojrzenia,gdy uchylaliśmy wygryzione z głodu drzwi - pełne nadziei,która już wtedy gasła.
I tak trwało dalej sześć koni, zanurzonych we własnych odchodach, bez światła, w bezruchu, żyjąc dla makabrycznych marzeń starszego człowieka. Zastanawialiśmy się, gdzie są granice cierpienia, czy zupełnie przykryła je beznamiętna ignorancja starego hodowcy.
Odjeżdżając tamtego dnia mieliśmy przeczucie, że tu wrócimy. Nie wiedzieliśmy, że przyjdzie nam na to czekać kilka lat. Nie wiedzieliśmy, że dopiero śmierć starego człowieka przyniesie zakończenie dramatu. Parę dni temu dostaliśmy telefon z gminy - Pan Zygmunt od paru dni już nie kontaktował się z rodziną. Znaleziono go martwego w zdewastowanej kuchni - nie wiadomo kiedy śmierć przyszła po niego. Zostawił swoje konie, na wieczny sen. Tego samego dnia gospodarstwo przejęła rodzina. Niedożywione, słaniające się na nogach, zupełnie zdziczałe konie postanowili od razu przekazać do naszej fundacji - prowadząc tę rozmowę czuliśmy łzy wzruszenia. Po latach udręki - nadeszło ukojenie. Choć u kresu.
Resztki ułańskiej dumy rozpływały się w kwietniowym wieczornym deszczu, kiedy stanęliśmy w błocie przed szeregiem komórek. Dziś przyjechaliśmy po zniszczone konie, po zachudzonego kasztana, po zdziczałą Akację i Argę, jej matkę. Szóstego konia już nie było. Nie zadawaliśmy jednak pytań - w rozbryzgującym błocie weszły po trapie wszystkie te, którym życie nie przydzieliło wcześniej szczęścia.
Kraj ułanów kryje setki małych, ciemnych komórek w których tlą się resztki życia. Wielu z tych koni nigdy nie odnajdziemy, nie będą miały swojej historii, a kiedy będą odchodzić w ciszy własnej bezsilności świat nie zatrzyma się nawet na chwilę. W tych komórkach umierają baśnie o ułańskich tradycjach, i prawach zwierząt. Tu nie przesiąka litość ani nadzieja.
Zrobimy co w naszej mocy, aby ich powykrzywiane kopyta i obolałe nogi raz jeszcze, zanim będzie już kres wszystkiego, zaniosły je na zieleń traw, aby ich skronie posmagał ciepły wiatr. Aby żal było umierać. Mimo wszystko. I choć nie wiemy jak długo będą z nami - chcemy, aby ten czas był najlepszym czasem ich udręczonego życia.
Wszystkie odebrane konie znajdują się w stanie niedożywienia. Od lat nie widziały kowala, ani weterynarza. Dwa mocno kuleją. Ich nogi są popuchnięte i obolałe, oczy niedowidzą. Potrzebują diagnostyki, potrzebują leczenia. Niezbędna jest najlepszej jakości pasza i suplementy, aby mogły wrócić do właściwej kondycji.
Wystające żebra, gnój po kolana. Wieczna ciemność czterech ścian. W oczach przerażenie wymieszane z rezygnacją. Stęchły zapach amoniaku w powietrzu, stalowe szyny wystające z sufitu ocierające się o kręgosłup. Przez małe okienka prześwitują promienie wiosennego światła. A za oknami świat, jakże odległy, poza ich zasięgiem. I tak od wielu lat.
Sprawą koni z Klenicy zajmowaliśmy się kilka lat temu. Wykupiliśmy wtedy za bezcen dwa ogiery - mimo tragicznego stanu wszystkich zwierząt nikt nie chciał wydać decyzji o odebraniu koni. Próbowaliśmy zapłacić za życie całej stawki - ale stary hodowca twierdził, że miejsce jego koni jest u niego w obskurnych komórkach, a całe dnie konie spędzają "śpiąc". Nie wolno im było przeszkadzać - ani zbyt częstym ścieleniem, ani karmieniem. Wybiegów praktycznie nie widywały - bo i po co. Sen rzecz święta.. Potulnie wyjechaliśmy z dwoma końmi na przyczepie starając się nie oglądać za siebie - bezradność była trudna do zniesienia. Pamiętamy ich wielkie, błagalne spojrzenia,gdy uchylaliśmy wygryzione z głodu drzwi - pełne nadziei,która już wtedy gasła.
I tak trwało dalej sześć koni, zanurzonych we własnych odchodach, bez światła, w bezruchu, żyjąc dla makabrycznych marzeń starszego człowieka. Zastanawialiśmy się, gdzie są granice cierpienia, czy zupełnie przykryła je beznamiętna ignorancja starego hodowcy.
Odjeżdżając tamtego dnia mieliśmy przeczucie, że tu wrócimy. Nie wiedzieliśmy, że przyjdzie nam na to czekać kilka lat. Nie wiedzieliśmy, że dopiero śmierć starego człowieka przyniesie zakończenie dramatu. Parę dni temu dostaliśmy telefon z gminy - Pan Zygmunt od paru dni już nie kontaktował się z rodziną. Znaleziono go martwego w zdewastowanej kuchni - nie wiadomo kiedy śmierć przyszła po niego. Zostawił swoje konie, na wieczny sen. Tego samego dnia gospodarstwo przejęła rodzina. Niedożywione, słaniające się na nogach, zupełnie zdziczałe konie postanowili od razu przekazać do naszej fundacji - prowadząc tę rozmowę czuliśmy łzy wzruszenia. Po latach udręki - nadeszło ukojenie. Choć u kresu.
Resztki ułańskiej dumy rozpływały się w kwietniowym wieczornym deszczu, kiedy stanęliśmy w błocie przed szeregiem komórek. Dziś przyjechaliśmy po zniszczone konie, po zachudzonego kasztana, po zdziczałą Akację i Argę, jej matkę. Szóstego konia już nie było. Nie zadawaliśmy jednak pytań - w rozbryzgującym błocie weszły po trapie wszystkie te, którym życie nie przydzieliło wcześniej szczęścia.
Kraj ułanów kryje setki małych, ciemnych komórek w których tlą się resztki życia. Wielu z tych koni nigdy nie odnajdziemy, nie będą miały swojej historii, a kiedy będą odchodzić w ciszy własnej bezsilności świat nie zatrzyma się nawet na chwilę. W tych komórkach umierają baśnie o ułańskich tradycjach, i prawach zwierząt. Tu nie przesiąka litość ani nadzieja.
Zrobimy co w naszej mocy, aby ich powykrzywiane kopyta i obolałe nogi raz jeszcze, zanim będzie już kres wszystkiego, zaniosły je na zieleń traw, aby ich skronie posmagał ciepły wiatr. Aby żal było umierać. Mimo wszystko. I choć nie wiemy jak długo będą z nami - chcemy, aby ten czas był najlepszym czasem ich udręczonego życia.
Wszystkie odebrane konie znajdują się w stanie niedożywienia. Od lat nie widziały kowala, ani weterynarza. Dwa mocno kuleją. Ich nogi są popuchnięte i obolałe, oczy niedowidzą. Potrzebują diagnostyki, potrzebują leczenia. Niezbędna jest najlepszej jakości pasza i suplementy, aby mogły wrócić do właściwej kondycji.
Jeśli
zechcesz je wspomóc, w ramach kampanii Kochaj Mądrze możesz dokonać
wpłaty z tytułem "konie z Klenic", możesz przesłać paszę, suplementy,
szczotki czy kantary. Możesz przyjechać do naszego ośrodka w Wojnowie i
pomóc przy opiece nad zwierzętami.
Dziękujemy za każde wsparcie.
Siedziba:
Fundacja Centaurusul. Borelowskiego 53/2
51-678 Wroclaw
Numer konta
PKO BP 15 1020 5226 0000 6002 0220 0350
www.centaurus.org.pl
mail: kontakt@centaurus.org.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.