piątek, 31 października 2025

Wróżby to rzecz zimowa - Eugenia Kuzniecowa

 


Wydawnictwo Znak, Moja ocena 5,5/6
Są takie książki, które czyta się nie po to, by poznać fabułę, ale by poczuć świat, który z nich emanuje. Wróżby to rzecz zimowa Eugenii Kuzniecowej jest właśnie taką książką. Jest ona od początku ciepła, jakby przytulna, pachnie czymś, co wywołuje w sercu ciepło i wspomnienia, np. świeżo upieczonym chlebem. To powieść, która wciąga czytelnika jak rozmowa z kimś bardzo bliskim, gdy siedzi się w przytulnym miejscu z kubkiem, kakao czy herbaty i rozmawia, rozmawia, a na sercu robi się błogo. 
Początek jest z pozoru banalny. Jana, etnolożka z Kijowa, przyjeżdża na wieś, by badać ludowe wróżby. Zamiast suchych notatek i naukowych obserwacji, dostaje lekcję życia i to porządną. Jana błyskawicznie wnika w codzienność wsi. Zaczyna ją otulać, otaczać coś nieuchwytnego, jakaś magia, która jest równie realna, jak codzienność. Z pozoru zwyczajne rzeczy, czynności, okazują się być niezwyklymi. Mamy także wróżby z maku, opowieści szeptane przy herbacie, stare zwyczaje. Dla większości osób to folklor. Dla żyjacych tam ludzi codzienność, sposób na życie, na poradzenie sobie z cierpieniem, problemami. A to dopiero początek. 
Kuzniecowa pisze o zwykłych ludziach w niezwykłych czasach. O Romanie, lekarzu z szalonym błyskiem w oku, o jego synu Maksymie – artyście, który potrafi dostrzec piękno tam, gdzie inni widzą tylko ruinę.W wyjątkowy sposób autorka pisze także o samej Janie, która przyjeżdża badać innych, a odkrywa coś znacznie ważniejszego – siebie. 
To, co najbardziej zachwyca w tej opowieści, to niesamowite połączenie prostoty i mądrości. Autorka nie moralizuje, nie tłumaczy, nie stawia tez. Ona pokazuje – ludzi, którzy śmieją się, choć obok słychać echo wojny. Czytając tę książkę, ma się wrażenie, że czas zwalnia. Ta z pozoru banalna historia ogrzewa czytelnika, jest jak balsam na zbolałą duszę. Kuzniecowa przypomina, że magia nie jest w zaklęciach, lecz w ludziach, którzy nie przestają wierzyć, że jutro może być lepsze, a nic nie jest na zawsze. 
Choć w tle czai się niepokój, widmo wojny, autorka nie pozwala, by książka stała się przygnębiająca. Wręcz przeciwnie – jej świat jest pełen śmiechu, ironii i nadziei. Jest w nim miejsce na absurd, na humor, na szaloną wiarę w moc maku rozsypanego na progu. Bo przecież, jak pisze Kuzniecowa, czasem trzeba wróżyć dalej, nawet jeśli wróżby się nie sprawdzają. 
Nie sposób nie wspomnieć o języku książki – pięknym, melodyjnym, pełnym obrazów, które zostają w pamięci. Czasem wystarczy jedno zdanie, by przed oczami stanęła cała scena: skrzypiący śnieg, blask świecy, zapach zupy na ogniu. To literatura, która działa na wszystkie zmysły. 
Wróżby to rzecz zimowa to opowieść o kruchości, sile, bliskości i samotności. W trakcie lektury zdajemy sobie sprawę, iż nawet w świecie pogrążonym w chaosie można znaleźć spokój. Warto to zrobić choćby na chwilę. To książka o ludziach, którzy trwają, mimo wszystko. O tych, którzy śmieją się, gdy powinni płakać, i kochają, nawet gdy boją się jutra. 
Po lekturze zostaje w sercu ciepło – takie, jak po spotkaniu z kimś, kto naprawdę nas rozumie. Chciałoby się znów usiąść z Janą, Romanem i Maksymem przy stole, posłuchać ich rozmów, napić się herbaty. Bo w świecie Kuzniecowej nawet zwykła zima potrafi być magiczna. Polecam. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik)  

 

środa, 29 października 2025

Zabiłaś mnie pierwsza - John Marrs

 


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 5/6
Zabiłaś mnie pierwsza to thriller psychologiczny, który od pierwszych stron chwyta w swoje objęcia i nie puszcza aż do ostatniego zdania. To opowieść o pozornie zwyczajnym życiu trzech kobiet, które splata się w dramat pełen sekretów, manipulacji i zdrady. Ale przede wszystkim – to historia o tym, jak cienka jest granica między przyjaźnią a obsesją, między współczuciem a nienawiścią, między winą a karą. 
Już sam początek książki wbija czytelnika w fotel – kobieta budzi się związana w środku płonącego stosu. Płomienie coraz bliżej, dym coraz gęstszy. Nie wiemy, kim jest, ani jak się tam znalazła. To otwarcie nie pozwala odłożyć książki nawet na moment, bo od razu rodzi się pytanie: kto ją tam wrzucił – i dlaczego? 
Autor prowadzi czytelnika przez kolejne miesiące przed tragedią, stopniowo odkrywając sieć zależności między trzema bohaterkami. Każda z nich ma coś do ukrycia, każda jest w jakiś sposób złamana, a ich relacje są jak tykająca bomba. Z pozoru mamy sielankową ulicę, sąsiedzkie rozmowy i kawki na tarasie, ale pod tą fasadą czai się gniew, zazdrość i dawne rany.
Mamy też wyjątkową bohaterkę. Margot to postać tragiczna. To dawna gwiazda mediów, dziś zepchnięta na margines i zmagająca się z opinią publiczną. Autorka doskonale pokazuje, jak cienka jest granica między sławą a upadkiem. Anna to z kolei przykład kobiety, która dla innych zawsze ma uśmiech, ale w środku od dawna płonie z frustracji i zmęczenia. Liv, nowa sąsiadka, wydaje się idealna, ale to tylko pozory. 
Ich wzajemne relacje są opisane z dużą psychologiczną głębią. Każda rozmowa, gest czy milczenie ma znaczenie. Autor z niezwykłą precyzją buduje napięcie, pokazując, jak z pozornie niewinnych sytuacji może narodzić się tragedia. A to dopiero początek.
Zabiłaś mnie pierwsza to thriller w najlepszym wydaniu. Nie ma tu krwawych scen dla efektu, ale jest duszna, psychologiczna atmosfera, która wciąga i niepokoi. Akcja rozwija się powoli, ale konsekwentnie, a każdy rozdział dokłada kolejną cegiełkę do mrocznej układanki.
Pod powierzchnią fabuły kryje się wiele ważnych tematów: rola kobiet w społeczeństwie, presja wizerunku, toksyczność relacji, zazdrość i potrzeba akceptacji. Książka skłania do refleksji nad tym, jak bardzo potrafimy wierzyć w kłamstwa – zarówno te, które mówią inni, jak i te, które mówimy sobie samym. Polecam, warto.

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik)

 

 

wtorek, 28 października 2025

Ferment - Przemysław Żarski

 



Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Ferment to książka, która wciąga od pierwszych stron. Jest to nie tylko kryminał, ale też poruszająca opowieść o winie i pamięci, o braku zrozumienia, o dorastaniu. To historia, która pokazuje, że przeszłość nigdy naprawdę nie znika, a prawda potrafi być równie bolesna jak kłamstwo. 
Akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwsza to Sosnowiec końca lat 90. Jest to smutny, ponury świat szarych blokowisk, zamykanych kopalń i młodych ludzi, którzy próbują znaleźć sens w muzyce, buncie i przyjaźni. Grupa nastolatków żyje z dnia na dzień – koncerty, piwo, marzenia o wolności i odrobina szaleństwa. Żarski bardzo dobrze oddaje klimat tamtych lat – czuć zapach dymu w klubach, słychać gitary, czuć ten młodzieńczy ferment, który daje poczucie, że wszystko jest możliwe. Ale w pewnym momencie ten bunt przeradza się w coś groźniejszego. Jedno niepozorne wydarzenie uruchamia lawinę zdarzeń, które na zawsze zmienią życie bohaterów. 
Drugi plan to rok 2024. W Sosnowcu, w trakcie rozbiórki starego domku, zostają odkryte ludzkie szczątki. Śledztwo prowadzi podkomisarz Laura Halber – postać, którą Żarski stworzył z ogromną psychologiczną wiarygodnością. Laura jest silna, ale zmęczona, pełna wewnętrznych ran. Przeszłość, od której próbuje uciec, niespodziewanie wraca z całą mocą – sprawa morderstwa sprzed lat okazuje się mieć związek z jej własną rodzinną tragedią. To już nie jest zwykła praca policjantki – to osobista walka o zrozumienie, o prawdę, o siebie. 
Żarski potrafi doskonale budować napięcie. Nie robi tego tanimi chwytami, lecz poprzez emocje, szczegóły, niepokój, który narasta z każdym rozdziałem. Każda postać ma swoje tajemnice, a przeszłość i teraźniejszość splatają się w sposób, który do końca trzyma w niepewności. Autor nie tylko prowadzi sprawne śledztwo, ale też pokazuje, jak decyzje podjęte w młodości mogą odcisnąć piętno na całym życiu. Żarski ma talent do odtwarzania prawdziwego świata – jego Sosnowiec to nie tło, ale pełnoprawny bohater. Widać, że autor zna to miasto i potrafi pokazać jego surowe piękno, jego cienie i blaski. 
Ferment to nie tylko historia o zbrodni. To także opowieść o dojrzewaniu, o błędach młodości, o winie i przebaczeniu. To książka o tym, jak łatwo zgubić siebie i jak trudno potem wrócić do prawdy. Muzyka punkowa, która przewija się przez karty powieści, nie jest tu tylko ozdobą – to rytm życia bohaterów, symbol ich wolności i zagubienia, a dla mnie w pewien sposób to powrót do młodości. 
Przemysław Żarski udowadnia, że współczesny polski kryminał może być nie tylko pełen napięcia, ale też głęboko ludzki. Ferment to powieść o emocjach, o świecie, który odchodzi, i o ludziach, którzy – mimo bólu – próbują iść dalej. 
To książka dla tych, którzy lubią kryminały z duszą – gdzie ważne są nie tylko zagadki, ale też ludzie, ich wybory i to, co z nich zostaje po latach. Po jej przeczytaniu trudno się otrząsnąć. Bo ten ferment – bunt, żal, tęsknota – zostaje w czytelniku na długo. Polecam.

 

niedziela, 26 października 2025

Chagall - Jackie Wullschlager

 



Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 6/6
Jackie Wullschläger stworzyła biografię niezwykłą – nie tylko dlatego, że jej bohaterem jest jeden z najbardziej rozpoznawalnych malarzy XX wieku, ale przede wszystkim dlatego, że udało jej się uchwycić to, co w Marcu Chagallu najważniejsze. To najważniejsze to wg. mnie połączenie życia i sztuki w jedno. Książka Chagall to opowieść o artyście, który malował swoje wspomnienia i sny, a jego obrazy, pełne koloru, miłości i melancholii, były niezwykłe.
Autorka, korzystając z nieznanych wcześniej listów, archiwów i relacji, przedstawia Chagalla nie jako mitycznego „poetę koloru”, jak go nazywano, ale jako człowieka. Jej bohater to człowiek z krwi i kości — wrażliwy, ale też uparty, pełen sprzeczności i wewnętrznych konfliktów. 
Wullschläger nie boi się pisać o trudnych momentach dot. życia Chagalla i jego charakteru. Pisze więc o egoizmie artysty, jego skomplikowanych relacjach z kobietami, o tym, jak potrafił poświęcić bliskich dla swojej sztuki. Dzięki temu biografia nie jest laurką, lecz portretem człowieka, który za wielkość artystyczną płacił wysoką cenę w życiu prywatnym. 
Autorka prowadzi czytelnika przez całe życie malarza – od dzieciństwa w biednym żydowskim sztetlu w Witebsku, przez młodzieńcze lata w Paryżu, aż po tułaczkę spowodowaną wojnami i rewolucją. Autorka wplata w narrację tło historyczne i kulturowe, które stają się pełnoprawnym bohaterem książki. Dzięki temu książka jest nie tylko biografią artysty, ale też opowieścią o całym stuleciu, w którym Europa przechodziła dramatyczne przemiany. Widzimy, jak nasz bohater ucieka przed prześladowaniami, jak jego sztuka ewoluuje w zderzeniu z nowymi miejscami i ludźmi – od Modiglianiego i Légera w Paryżu po nowojorskie środowisko artystyczne.
To, co najbardziej wyróżnia tę biografię, to język – niezwykle plastyczny i pełen emocji. Badaczka potrafi pisać o malarstwie tak, że czytelnik niemal „widzi” obrazy przed oczami. Kiedy opisuje błękitne niebo Chagalla, skrzypka tańczącego na dachu czy unoszących się w powietrzu kochanków, mamy wrażenie, że sami wchodzimy do magicznego świata niezwykłego malarza. Jednocześnie badaczka analizuje jego dzieła nie tylko pod względem artystycznym, ale też psychologicznym. Pokazuje, jak z bólu i tęsknoty Chagall potrafił stworzyć coś uniwersalnego, co porusza ludzi niezależnie od czasu i miejsca. Jest to bardzo ciekawe. 
Ważnym wątkiem książki są kobiety w życiu malarza – jego matka, pierwsza żona Bella, córka Ida czy druga żona. Każda z nich odegrała w jego życiu ogromną rolę, ale żadna nie była w stanie do końca pogodzić się z tym, że dla Chagalla najważniejsza zawsze była sztuka. Warto poznać te kobiety.
Chagall to nie tylko biografia artysty – to książka o potędze wyobraźni, o pamięci i o tym, jak sztuka może ocalać. To opowieść o człowieku, który z biednego chłopca z prowincji stał się światowej klasy malarzem, nie tracąc przy tym więzi z własnymi korzeniami. 
Jackie Wullschläger napisała biografię niełatwą, ale fascynującą – pełną barw, emocji i sprzeczności, dokładnie taką, jak życie i twórczość jej bohatera. To książka, po którą warto sięgnąć nie tylko z zainteresowania sztuką, ale także z potrzeby zrozumienia, jak wielka siła może tkwić w ludzkiej wyobraźni i determinacji. Gorąco polecam. 

Zapraszam na mój profil na Instagramie (klik)  

 

piątek, 24 października 2025

Popielate słońca - Żaneta Pawlik

 


Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5/6

Popielate słońca to powieść, która nie tylko porusza, ale wręcz hipnotyzuje swoją prawdą o człowieku, jego kruchości, tęsknocie i niezwykłej sile. Żaneta Pawlik stworzyła dzieło subtelne i głębokie, które dociera do najczulszych strun duszy.
Fabuła opiera się na losach dwóch osób, które życie boleśnie doświadczyło. Leszek, niewidomy mężczyzna, trzydzieści lat wcześniej stracił wzrok w wypadku. Jego światem stała się wtedy rzeźba – tworzenie z gliny dawało mu poczucie wolności, przestrzeni i sensu. Z czasem jednak, w natłoku codziennych obowiązków i kompromisów, zrezygnował z tej pasji, rezygnując jednocześnie z części siebie. Jego relacja z partnerką, Ewą, powoli się wypaliła, a z dorastającą córką, Karoliną, trudno mu znaleźć wspólny język. Leszek staje się więźniem własnych ograniczeń, choć całe życie starał się tego uniknąć. 
Z drugiej strony jest Joanna – kobieta, która także znalazła się na życiowym zakręcie. Zmęczona, zagubiona i rozczarowana sobą, próbuje oderwać się od bolesnych wspomnień, wyjeżdżając na urlop. Po powrocie jednak wszystko się komplikuje. Właśnie wtedy, przypadkiem, staje się świadkiem kolizji drogowej. Ratuje w niej niewidomego mężczyznę – Leszka. 
To jedno spotkanie staje się punktem zwrotnym dla obojga. Między Joanną a Leszkiem zaczyna się rodzić niezwykła więź – nie od razu romantyczna, ale pełna zrozumienia i wzajemnego wsparcia. Dwoje ludzi, którzy stracili nadzieję, zaczyna powoli odkrywać w sobie siłę do życia na nowo. Autorka z ogromną empatią pokazuje, jak kruche, a zarazem trwałe potrafią być ludzkie relacje. Jak ważne jest, by ktoś nas po prostu wysłuchał, dotknął słowem, pozwolił uwierzyć, że jeszcze można. 
Żaneta Pawlik pięknie łączy losy bohaterów – stopniowo, bez pośpiechu, jakby pozwalając im dojrzewać do nowego początku. W tle ich historii pojawiają się też inne ważne wątki: napięcia rodzinne, niezrozumienie między pokoleniami, lęk przed utratą niezależności i trudne pytanie o to, czym jest prawdziwe szczęście. Autorka nie moralizuje, lecz z czułością portretuje ludzi takich, jakimi są – z ich wadami, słabościami i potrzebą miłości. 
Warto zwrócić uwagę na symbolikę tytułu – „popielate słońca” to metafora światła, które nie oślepia, lecz ogrzewa. To ciepło, które może pojawić się nawet w życiu naznaczonym bólem. Właśnie to przesłanie niesie cała książka – że nawet po utracie wszystkiego można zacząć od nowa, jeśli tylko pozwolimy sobie na bliskość.
Żaneta Pawlik udowadnia, że potrafi pisać o emocjach z rzadką autentycznością. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

środa, 22 października 2025

Zaklinacz dźwięków. Powieść o Fryderyku Chopinie - Wojciech Wiercioch, Jolanta Szymska-Wiercioch

 


Wydawnictwo MG, Moja ocena 5,5/6
Zaklinacz dźwięków to książka, która od pierwszych stron uwodzi czytelnika nie tylko swoją tematyką, ale i stylem – pełnym polotu, humoru i liryzmu. Wojciech Wiercioch i Jolanta Szymska-Wiercioch stworzyli powieść niezwykłą. Ukazują geniusza, którego portret daleki jest od pomnikowej patetyczności, trochę odbrązowili bohatera. Mimo to ten obraz Chopina emanuje zachwytem nad muzyką i jej twórcą. 
Fryderyk Chopin jawi się tutaj jako postać wielowymiarowa, skomplikowana, a jednocześnie niezwykle bliska czytelnikowi, po prostu ludzka, choć w części taka, jak my. Autorzy prowadzą nas przez czas młodości spędzonej w Warszawie, w świecie salonów, przyjaźni i pierwszych zachwytów, a następnie rzucają w wir emigracyjnego życia w Paryżu, Wiedniu, Berlinie czy Londynie. To opowieść o artyście, który łączy w sobie dramat choroby i nieustanną walkę ze słabością ciała z niespożytą siłą ducha i nieporównywalnym talentem. 
Co ważne, ta książka nie jest suchą biografią. Jest ona powieścią inteligentną, bardzo ciekawą i pełną emocji. Autorzy kreślą postać Chopina jako człowieka pełnego sprzeczności: otwartego na świat, a zarazem tęskniącego za ojczyzną. Ukazują jego duszę romantyka i patrioty, który w każdym dźwięku oddawał hołd Polsce. Z kart powieści wyłania się obraz samotnika w tłumie, uwikłanego w burzliwe uczucia, a przy tym świadomego swojego geniuszu i ciężaru, jaki on niesie. 
Największą siłą książki jest jednak język – błyskotliwy, pełen dowcipu, a przy tym nasycony poezją i subtelną nutą mistycyzmu. Zaklinacz dźwięków sprawia, że Chopin nie jest tylko postacią historyczną, lecz żywym bohaterem, którego przeżycia, lęki i radości poruszają współczesnego czytelnika tak samo mocno, jak porusza jego muzyka. 
Nie sposób nie wspomnieć również o dorobku Wydawnictwa MG, które od lat konsekwentnie wydaje literaturę piękną, biograficzną i historyczną w wyjątkowej szacie edytorskiej. Każda publikacja tej oficyny to małe dzieło sztuki – staranne opracowanie graficzne i dbałość o szczegóły sprawiają, że książki te są prawdziwą ozdobą biblioteki. Zaklinacz dźwięków doskonale wpisuje się w tę tradycję, łącząc wartość literacką z piękną formą. 
To powieść, która zachwyca, wzrusza i inspiruje. Dla miłośników Chopina – pozycja obowiązkowa. Dla czytelników spragnionych pięknej literatury – lektura, która otworzy drzwi do świata, gdzie muzyka staje się językiem duszy, a artysta – zaklinaczem dźwięków.

 

niedziela, 19 października 2025

Mordercza pani Shim - Jiyoung Kang


Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5/6
Mordercza pani Shim to jedna z tych powieści, które zaskakują od pierwszych stron. Zadziwia nie tylko oryginalny pomysł, ale też niezwykła równowaga między czarnym humorem, emocjami i społecznym komentarzem. Jiyoung Kang stworzyła historię, która bawi, przeraża i wzrusza jednocześnie, a przy tym (z tego, co podają znawcy) doskonale oddaje klimat współczesnego Seulu. Jest to miasto pełne kontrastów, w którym nowoczesność i tradycja zderzają się ze sobą. Taka jest też Mordercza pani Shim.
Wdowa Eunok Shim to postać, której nie sposób nie polubić. Ma 51 lat, dwoje dzieci na utrzymaniu i życie, które nie oszczędzało jej ani przez chwilę. Wydaje się przeciętną kobietą, dopóki los nie stawia jej na drodze ekscentrycznego szefa, który proponuje jej nietypową pracę – rozwiązywanie cudzych problemów w sposób… ostateczny. Od tego momentu życie pani Shim zamienia się w czarną komedię o moralności, rodzinie i desperacji, podszytą groteską i ironią, ale też niepokojącą refleksją o współczesnym społeczeństwie.
Jiyoung Kang z mistrzostwem łączy różne gatunki – thriller, dramat społeczny, komedię i satyrę. W ten sposób powstała książka, która wymyka się prostym klasyfikacjom. Styl autorki jest pełen ciętych dialogów i nieoczywistych zwrotów akcji. Świetnie rozpisane postacie drugoplanowe dodają całości wielu barw i dynamiki. Mamy fantastyczną paletę postaci, od neurotycznego szefa agencji po naiwnego syna pani Shim. Do tego spora grupa fascynujacych postaci, takich po środku, co nie znaczy, że nudnych. W tej książce nie ma banalnych czy nudnych bohaterów. Każda z tych postaci na długo zapada w pamięć. 
Mocną stroną książki jest jej społeczna strona. Pod pozorem absurdalnej historii autorka pokazuje problemy współczesnych kobiet w patriarchalnym, kapitalistycznym społeczeństwie. Chodzi o walkę o przetrwanie, presję ekonomiczną i samotność w świecie, który nie wybacza słabości. Groteska staje się tu zwierciadłem, w którym odbija się cała gorzka prawda o nierównościach i ludzkiej hipokryzji. Ponadczasowe zrozumienie i problemy. Wiele czytelniczek przejrzy się niczym w zwierciadle.
Nie można też nie wspomnieć o humorze – inteligentnym, błyskotliwym, czasem absurdalnym. Sceny, w których pani Shim z kamienną twarzą rozwiązuje kolejne „zlecenia”, balansują na granicy makabry i komedii, wywołując u czytelnika zarówno śmiech, jak i lekkie poczucie dyskomfortu i zdziwienia. Mocna, zaskakująca, momentami rozczulająca opowieść.
Jeśli szukać w tej książce jakiejś wady, można wskazać pewne przerysowanie fabuły w środkowej części. W tym miejscu przez moment jest zbyt dużo wątków. Ale to drobiazg. Mordercza pani Shim to prawdziwa perełka – pełna ironii, napięcia i prawdy o życiu. Powieść, która udowadnia, że o zbrodni można pisać z humorem, o samotności, o problemach i życiu. To literacka jazda bez trzymanki. Polecam. Będziecie zaskoczeni i zachwyceni.

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

sobota, 18 października 2025

Aglo. Banką po Śląsku - Zbigniew Rokita

 


Wydawnictwo Znak Literanova, Moja ocena 5,5/6

Ta książka to wspaniała literacka podróż tramwajem przez serce Górnośląskiej Aglomeracji. To także podróż w głąb pamięci, tożsamości i nieustannie pulsującej energii regionu. Rokita – mistrz reporterskiej obserwacji, laureat Nagrody Literackiej „Nike” – znów pokazuje, że potrafi uchwycić coś, co wymyka się wszelkim klasyfikacją. Chodzi mi o ducha miejsca, jego aurę, górnośląskość, coś co nam spoza tego regionu jest nieznane. 
Pomysł by przewodnikiem uczynić linię tramwajową jest zaskakujacy i bardzo ciekawy. To nie jest zwykła podróż komunikacyjna, to wyjatkowego, kultowa podróż i obraz codzienności. Za oknami tramwaju przesuwają się śląskie pejzaże: familoki, kamienice, hałdy, zgliszcza przemysłu i wyrastające obok nowoczesne biurowce. Autor udowadnia, że w tym, co na pierwszy rzut oka bywa brzydkie, poprzemysłowe i „zmęczone”, kryje się niezwykłe piękno.
Urzekł mnie ten cytat: Gdy ktoś pyta mnie, jak wygląda Aglomeracja, mówię: wsiądź w Siódemkę, najdłuższy śląski tramwaj, i nie odrywaj wzroku od szyby. (...) Czytelnik podąża za autorem i sam zaczyna doświadczać tej szczególnej podróży. Genialna podróż dla znających region, zaprzyjaźnionych z nim, ale i dla całkowicie obcych. 
Rokita patrzy na Śląsk nie jak turysta ani nawet jak badacz, lecz jak ktoś, kto porusza się po tej ziemi z niezwykłą uważnością. Świetnie oddaje atmosferę regionu, gdzie teraźniejszość i przeszłość są na równi ciekawe, wręcz fascynujące. To książka, która także urzeka językiem. Rokita łączy reporterską narrację z cudownymi obrazami. Każdy opis jest barwny, pełen smaku, zapachu, dźwięku. Czuć, że autor chłonie Aglo wszystkimi zmysłami – potrafi nawet po zapachu rozpoznać, w którym miejscu tramwajowej trasy się znajduje. Czytelnik podąża za nim i sam zaczyna doświadczać tego wszystkiego.
Książka zachwyca również tym, że nie ucieka od trudnych pytań o tożsamość, o język, o przynależność, czyli to co dla Śląska bardzo ważne i charakterystyczne. Rokita nie szuka łatwych odpowiedzi. Autor prezentuje nam wiele sprzeczności, w których, którymi codziennie żyją Ślązacy. Aglo. Banką po Śląsku to książka wyjątkowa. Z jednej strony można ją czytać jak przewodnik po aglomeracji – zapisany wrażeniami, zapachami i anegdotami. Z drugiej – jak osobisty dziennik miłości do ziemi, która bywa trudna, ale nigdy obojętna. To książka, która sprawia, że tramwajowa podróż staje się metaforą życia: pełnego zakrętów, przystanków, krajobrazów. Po lekturze Aglo nie sposób patrzeć na Śląsk tak samo – ani jako mieszkaniec, ani jako przyjezdny. To książka o tym, jak miejsce tworzy ludzi, a ludzie tworzą miejsce. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 


 

czwartek, 16 października 2025

Gołoborze - Maciej Siembieda


Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 6/6
Maciej Siembieda po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w snuciu opowieści utkanych z mroku, bólu i ludzkicch niedoskonałości. Gołoborze to książka, która wciąga od pierwszej strony, a po jej zakończeniu zostawia w czytelniku wyraźny ślad. Ja cały czas mam wrażenie jakby na sercu spoczął mi jeden z tych ogromnych kamieni, które zalegają na świętokrzyskim gołoborzu.
Jeżeli chodzi o fabułę, jest to historia pelna zła i miłości, która okazuje się byź przekleństwem.
Akcja powieści rozgrywa się w sercu Gór Świętokrzyskich, gdzie od pokoleń toczy się bezlitosna wojna między dwoma rodami: Kończakami i Cebrzynami. Nienawiść jest tu dziedziczna niczym gospodarstwo rolne, ojcowizna. To świat bardzo daleki od górskjich wędrówek, schronisk i turystyki. To tam przemoc jest swoistą tradycją, a zemsta jest świętym, przekazywanym z pokolenia na pokolenie obowiązkiem. Nikt nie kwestionuje zasad, nawet tych najgorszych, najokrutniejszych, nikt się nad nimi nie zastanawia. Szczerze, przerażające i szokujące. Te zasady są po prostu niezmienne, starsze niż ludzie, domy w okolicy i bardziej twarde i niezmienne niż kamień na zboczach Łysej Góry.
Siembieda tworzy ten zaskakujący świat z niezwykłą dbałością o szczegóły. Od samego początku czujemy zapach mokrego lasu, słyszymy trzask gałęzi i widzimy oczy ludzi, bardzo złych ludzi. W trakcie lektury zmagamy się z pytanem, czy ci ludzie są tak naprawdę źli, czy wszyscy tacy są. Każdy kolejny ozdział pulsuje napięciem. Mnóstwo jest surowego języka i lokalnego kolorytu. To wszystko sprawia, że historia nabiera przerażającego i zadziwiającego wymiaru.
W centrum tej historii jest Stefan Cebrzyna. Jest to postać tragiczna, rozdarta między obowiązkiem a uczuciem. Jego miłość do Jadźki jest jak krzyk w ciemności, krzyk gniewu i rozpaczy. W ich historii mamy dziwne fatum. Opis tej znajomości dobitnie pokazuje, że czasem nawet najszczersze uczucie nie jest w stanie przebić się przez skorupę nienawiści. To jakby historia Romea i Julii z Gór Świętokrzyskich. Nasz bohater to człówiek rozdarty między uczuciem a obowiązkiem wobec rodu. Stefan wie, że jeśli złamie przysięgę, zdradzi ojców. Ale jeśli dotrzyma słowa – zniszczy siebie i kobietę, którą kocha. Każda decyzja jest zła i może doprowadzić do tragedii.
To, co najbardziej zachwyca w Gołoborzu, to sposób, w jaki autor oddaje klimat miejsca. Jest on ukazany na równi przez pokazany krajobraz, jak i emocje, charaktery mieszkających tam ludzi. Bardzo poruszające i zapadające w pamięć. 
Gołoborze to książka głęboko smutna – nie dlatego, że opowiada o śmierci i zemście, lecz dlatego, że mówi o niemożności wyrwania się z jej kręgu. Autor pisze o ludziach, którzy chcieliby kochać, ale potrafią tylko nienawidzić. Siembieda pokazuje, jak przeszłość potrafi trzymać człowieka za gardło i nie pozwalać mu oddychać. To nie jest łatwa lektura. To bardzo, bardzo trudna książka. To powieść, która boli, a jednocześnie zmusza do wielu przemyśleń.
Siembieda nie tylko snuje opowieść o zemście i honorze, lecz także o tym, jak cienka jest granica między dobrem a złem, między lojalnością a zatraceniem.
Po zamknięciu książki zostaje w człowieku echo gołoborza i mnóstwo wrażeń oraz emocji. Gołoborze to nie tylko powieść o ludziach z gór, ale o nas wszystkich – o tym, jak łatwo pozwolić, by dawne urazy, uprzedzenia i przysięgi zniszczyły to, co w nas najbardziej ludzkie.
Maciej Siembieda napisał historię utkaną ze zła, ale i okruchów dobra. Bardzo polecam.

 

poniedziałek, 13 października 2025

Entropia - Bartosz Szczygielski

 


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocen 6/6
Bartosz Szczygielski po raz kolejny udowadnia, że należy do absolutnej czołówki polskich autorów literatury kryminalnej i thrillera psychologicznego. Jego najnowsza powieść, Entropia, to książka nie tylko perfekcyjnie skonstruowana fabularnie, ale także głęboko poruszająca i literacko dopracowana. To książka, która od pierwszych stron hipnotyzuje mrokiem, emocjami i niezwykłą atmosferą napięcia, a jednocześnie daje czytelnikowi coś więcej niż klasyczną intrygę kryminalną. Głównym sednem, przesłaniem tej książki jest refleksja nad naturą winy, kłamstwa i ludzkiej słabości.
Bohaterką Entropii jest Alicja Mort — postać znana już czytelnikom wcześniejszych książek Szczygielskiego. Jest to kobieta o skomplikowanej przeszłości, przenikliwym umyśle i nieustannie walcząca z własnymi demonami. Alicja potrafi rozpoznawać kłamstwa z ludzkich twarzy — to jej dar, a może raczej przekleństwo. 
Tym razem los wciąga ją w sprawę, która zdaje się już dawno zakończona, lecz pod jej powierzchnią tli się coś znacznie bardziej niebezpiecznego niż zwykła zagadka kryminalna. Mamy kobietę o spojrzeniu pełnym bólu i ogień, który pochłania nie tylko ciało, ale też całe dotychczasowe poczucie bezpieczeństwa. Mort wchodzi w labirynt sekretów, gdzie każde kłamstwo rodzi następne, a każde odkrycie kosztuje coraz więcej. 
Szczygielski tworzy fabułę wielowarstwową — to nie tylko thriller, ale również studium emocji i psychiki. Autor z niezwykłą wprawą pokazuje, jak cienka jest granica między ofiarą a katem, między pragnieniem sprawiedliwości a potrzebą zemsty. Każdy rozdział przybliża nas do prawdy, ale też coraz bardziej komplikuje obraz wydarzeń. W efekcie czytelnik zostaje wciągnięty w emocjonalny wir, z którego trudno się wydostać.
Jednym z największych atutów Bartosza Szczygielskiego zawsze była i jest umiejętność budowania klimatu – gęstego, dusznego, niemal filmowego. Entropia to powieść, która mogłaby stać się scenariuszem doskonałego thrillera noir: zimowe pejzaże, mrok skrywający sekrety, napięcie, które rośnie z każdą stroną. Autor potrafi mistrzowsko łączyć realizm policyjny i psychologiczny z filozoficznymi, głebokimi refleksjami o naturze człowieka.
Język autora jest ostry jak brzytwa, precyzyjny i pełen emocji, ale Szczygielski nigdy nie popada w patos. Każde zdanie ma sens, każde słowo jest przemyślane. Pisarz nie epatuje przemocą – raczej pokazuje jej konsekwencje, psychiczne rany, które nie goją się przez lata. W Entropii najmocniejsze sceny to nie te, w których padają strzały, lecz te, w których bohaterowie muszą zmierzyć się z własnym sumieniem.
Alicja Mort to jedna z najciekawszych postaci kobiecych we współczesnej literaturze polskiej. Nie jest idealna, nie jest też klasyczną postacią. To kobieta poraniona, silna mimo słabości, inteligentna, ale często bezsilna wobec własnych emocji. W Entropii jej wewnętrzne rozdarcie osiąga apogeum. Szczygielski z niezwykłą empatią pokazuje, jak trauma, poczucie winy i pragnienie prawdy mogą zniszczyć człowieka od środka. 
Czytając o Alicji, trudno nie mieć wrażenia, że jest kimś realnym, kimś kogo można by spotkać w prawdziwym świecie. Jej decyzje bywają błędne, ale zawsze ludzkie. To bohaterka, której się wierzy i której się kibicuje, nawet jeśli zmierza w stronę katastrofy.
Bartosz Szczygielski od lat tworzy świetne książki. Jestem wielką fanką jego twórczości. Od debiutanckiej Aorty przez Nim skończy się noc, aż po Nie chcesz wiedzieć jego twórczość w świetny sposób balansuje między brutalnym realizmem, a głęboką introspekcją z mocnymi elementami egzystencjalnymi. Entropia to jednak coś więcej — to literacka kulminacja jego dotychczasowych poszukiwań. Autor coraz śmielej wychodzi poza ramy klasycznego kryminału, tworząc literaturę, która porusza, zmusza do refleksji i zostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.
Entropia to książka, którą trudno odłożyć i jeszcze trudniej zapomnieć. To nie tylko świetnie napisany thriller, ale też poruszająca opowieść o ludzkiej naturze, o bólu i winie, o ogniu, który potrafi spalić nie tylko ciało, ale i duszę. Gorąco polecam tę i inne książki autora. Bartosz Szczygielski to świetny pisarz. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

 

 

 

sobota, 11 października 2025

Gwiazdy na włoskim niebie - Jill Santopolo


Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5/6
Idealny relaks po poważniejszej literaturze.
Gwiazdy na włoskim niebie to jedna z tych powieści, które czyta się sercem, a nie oczami. Jill Santopolo, znana z niezwykłej wrażliwości i talentu do tworzenia emocjonalnych historii, tym razem zabiera nas w podróż przez dwa światy – powojenne Włochy i współczesny Nowy Jork. Autorka pokazuje, że miłość, choć zmienna w czasie i przestrzeni, ma w sobie coś nieśmiertelnego, ponadczasowego. 
Fabuła powieści rozwija się dwutorowo: w 1946 roku śledzimy losy Vincenza i Giovanny, dwojga młodych ludzi pochodzących z różnych klas społecznych. Połączyło ich uczucie silniejsze niż konwenanse i polityka. Ich historia jest pełna nostalgii, pasji i dramatyzmu. To taka miłość w trudnych czasach. Autorka mistrzowsko oddaje klimat powojennej Genui – miasta z jednej strony rozbitego wojną, a z drugiej pełnego nadziei i pragnienia odbudowy. Każda scena pachnie włoską kawą, tętni emocjami i pulsuje życiem. Dzieki tym opisom zanurzamy się w 100% włoskość. 
Drugą osią jest współczesny Nowy Jork. Tam poznajemy Cassandrę i Lucę – młodych, zakochanych, utalentowanych ludzi, których związek wydaje się idealny. Tak jest do momentu, aż przeszłość upomina się o swoje prawa. Jeden portret, jedno spotkanie rodzin, jedno przypadkowe odkrycie – i wszystko, co dotąd było pewne, zaczyna się kruszyć. Santopolo z niezwykłą finezją pokazuje, jak sekrety sprzed lat mogą wpływać na teraźniejszość, jak miłość może być zarówno błogosławieństwem, jak i ciężarem, i jak ważne jest, by zrozumieć historię, zanim zaczniemy pisać własną. 
Styl autorki zasługuje na osobne wyróżnienie. Jej język jest piękny, poetycki, pełen ciepła i refleksji. Każde zdanie wydaje się przemyślane, każda emocja – prawdziwa. Czytelnik nie tylko śledzi losy bohaterów, ale wręcz czuje, że sam z nimi przeżywa te wszystkie wzloty i upadki. Opisy Włoch są tak plastyczne, że niemal słychać szum morza i czuć zapach cytrynowych drzew, a Nowy Jork tętni nowoczesnością i artystyczną energią. 
Największym atutem książki jest jednak jej emocjonalna głębia. Santopolo nie opowiada po prostu o romansie – ona analizuje miłość w całej jej złożoności: miłość zakazaną, utraconą, odzyskaną, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. To opowieść o odwadze, lojalności i o tym, że prawda, choć bywa bolesna, zawsze jest kluczem do wolności. 
Gwiazdy na włoskim niebie to idealna propozycja dla miłośników literatury obyczajowej z nutą historii oraz dla fanów poruszających sag rodzinnych. To historia o tym, że czasem przeszłość nie jest tylko wspomnieniem – bywa mostem, który prowadzi nas do zrozumienia siebie i świata. 
Podsumowując, jest to piękna, poruszająca i pełna emocji opowieść o miłości, która przekracza granice czasu. Jill Santopolo udowadnia, że potrafi pisać o uczuciach w sposób, który chwyta za serce i nie puszcza do ostatniej strony.


 

piątek, 10 października 2025

W dobrych rękach - Yael van der Wouden

 


Wydawnictwo Znak, Moja ocena 6/6
Yael van der Wouden stworzyła powieść wyjątkową, taką która – choć osadzona w realiach powojennej Holandii – mówi o sprawach ponadczasowych: samotności, pragnieniu bliskości, potrzebie kontroli i ryzyku, jakie niesie za sobą otwarcie serca. W dobrych rękach to książka intensywna, ale zarazem subtelna, bardzo mądra i na długo zapadająca w pamięć.  
Główna bohaterka, Isabel, jest osobą, która od lat żyje w odziedziczonym domu. Dom jest płeen wspomnień, duchów przeszłości, przedmiotów. Jej świat jest bezpieczny, przewidywalny, wręcz hermetyczny, a wszystko ma w nim swoje miejsce. W tym zamkniętym uniwersum nagle pojawia się Eva – dziewczyna pełna życia, radosna, pewna siebie i zupełnie różna od Isabel. Kontrast między nimi jest ogromny. Bardziej różnić się nie mogą. To spotkanie dwóch odmiennych światów – ciszy i hałasu, porządku i chaosu. 
Autorka z niezwykłą precyzją buduje napięcie między bohaterkami. Relacja Isabel i Evy rozwija się stopniowo. W tej dziwnej relacji przede wszystkim jest walka, niepewność i odkrywanie własnych granic. To nie tylko romans, ale przede wszystkim opowieść o konfrontacji z samą sobą, o pytaniu, kim się jest, gdy ktoś wreszcie patrzy na nas naprawdę. Wątek uczuciowy staje się tu sposobem ukazania psychiki bohaterki, która wcześniej była ukryta pod rutyną i powinnościami. 
Ogromnym atutem tej książki jest język. Yael van der Wouden pisze prozą trochę niestandardową, pełną obrazów, które łatwo zapadają w pamięć. To styl, który przyciąga i hipnotyzuje, sprawia, że lektura jest wyjątkowym doświadczeniem i zapada w pamięć na bardzo długo. 
Nie sposób też pominąć tła historycznego, które autorka wplata w opowieść z dużą dbałością o realia. Powojenna Holandia nie jest tu jedynie scenerią, ale żywym kontekstem, który wzmacnia poczucie niepewności i przemian. To czas, w którym świat dopiero podnosi się z ruin, a ludzie – podobnie jak Isabel – uczą się, jak żyć na nowo. 
W dobrych rękach to książka wyjątkowa – jednocześnie intymna i uniwersalna, taka ponadczasowa. Opowiada ona o miłości, która wymyka się schematom, o odwadze bycia sobą, a także o cenie, jaką trzeba zapłacić za prawdę. To powieść, która nie tylko porusza, ale też zostawia czytelnika z pytaniami – o własne granice, wybory i tęsknoty. 
Dla miłośników literatury pięknej to pozycja obowiązkowa. Yael van der Wouden stworzyła dzieło, które z powodzeniem można postawić obok najlepszych współczesnych powieści nagradzanych na arenie międzynarodowej. To książka, która udowadnia, że literatura wciąż ma moc oczarowywania, prowokowania i wzruszania – a jej lektura to prawdziwa przyjemność. Zdecydowanie polecam. Oby więcej takich debiutów.

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik) 

 

wtorek, 7 października 2025

Eleonora Plutyńska. Wielka dama polskiej tkaniny - Magdalena Stopa

 



Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5/6

Eleonora Plutyńska. Wielka dama polskiej tkaniny to książka, która z niezwykłą wrażliwością i wiedzą przywraca pamięci czytelników postać artystki wyjątkowej – subtelnej, a jednocześnie niezwykle silnej. Lektura ta to prawdziwa podróż przez świat sztuki, historii i ludzkiej duchowości. 
Autorka ciekawie kreśli portret Eleonory Plutyńskiej – osoby, której życie mogłoby posłużyć za scenariusz filmowy. Córka potentata przemysłowego, uczennica Olgi Boznańskiej, znawczyni europejskich pracowni artystycznych, a jednocześnie kobieta, która najgłębszy sens odnalazła w pracy na wsi, wśród tkaczek Polesia i Podlasia. To właśnie tam, w prostocie i codziennym trudzie, Plutyńska odkryła źródło swojej twórczości, ocalając od zapomnienia dawne tradycje i techniki. Książka świetnie ukazuje, jak bardzo świadomy był jej wybór – zamiast blichtru i kariery w dużych ośrodkach artystycznych, wybrała drogę wymagającą cierpliwości, pokory i skupienia. 
Magdalena Stopa prowadzi narrację barwnie, w trakcie lektury nie da się nudzić. Autorka odsłania zarówno osobiste doświadczenia bohaterki – tragedie rodzinne, wojenne dramaty, rozłąkę z najbliższymi – jak i ogrom jej pasji i zaangażowania. Z kart książki wyłania się obraz kobiety emanującej spokojem, ciepłem i wewnętrzną siłą. To nie tylko biografia artystki, ale także hołd dla jej misji: pracy dla innych, uczenia, inspirowania, odkrywania i dawania nadziei. 
Wielką wartością książki jest bogaty kontekst historyczny i artystyczny. Czytelnik nie tylko poznaje losy Plutyńskiej, ale również dostaje wgląd w życie artystyczne dwudziestolecia międzywojennego, działalność spółdzielni „Ład”, a także początki wielkich indywidualności sztuki współczesnej, takich jak Magdalena Abakanowicz. To wszystko sprawia, że publikacja nabiera wymiaru uniwersalnego – mówi o sile tradycji, wartości współpracy i potrzebie przekraczania granic między sztuką wysoką a rękodziełem. 
Eleonora Plutyńska. Wielka dama polskiej tkaniny to książka nie tylko dla pasjonatów sztuki czy historii, ale dla każdego, kto poszukuje inspiracji w życiorysach ludzi wiernych swoim ideałom. To opowieść o kobiecie, która w ciszy i z dala od blasku fleszy budowała trwały pomnik własnej twórczości i charakteru. Magdalena Stopa oddała jej należne miejsce w polskiej kulturze, pisząc biografię, która zachwyca stylem, rzetelnością i sercem. 
To lektura, która zostawia w czytelniku nie tylko podziw dla talentu i pracy Plutyńskiej, lecz także poczucie, że sztuka ma moc ocalania ludzkiej pamięci, tradycji i sensu życia.

 

niedziela, 5 października 2025

Czerwona woda - Jurica Pavičić

 



Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 6/6
Czerwona woda to powieść, która zachwyca i porusza. Już od pierwszej strony autor wciąga czytelnika w świat pełen tajemnic, emocji i dramatów rozciągniętych na dekady. Jurica Pavičić opowiada historię zaginięcia siedemnastoletniej Silvy. Niby coś zwyczajnego, coś o czym pisało wielu innych autorów. Jak się szybko okazuje, Pavičić stworzył coś wyjątkowego, całkowicie odmiennego od książek, które do tej pory czytałam. Porwanie nastolatki na zawsze odmienia życie jej rodziny i całej lokalnej społeczności. Z pozoru to kryminał, ale w rzeczywistości książka jest czymś znacznie więcej – wielopłaszczyznową opowieścią o pamięci, bólu, przemijaniu i historii, która nieustannie kształtuje ludzkie losy.
Autor zabiera nas do Chorwacji sprzed lat, tej jeszcze bez tłumów turystów i zalewu zdjęć w social mediach. To Dalmacja, zanim stała się celem wakacyjnych marzeń – surowa, autentyczna, zamknięta w codzienności rybaków i mieszkańców małych nadmorskich miasteczek. To także kraj zmuszony doświadczyć szeregu przemian społecznych i politycznych – od upadku komunizmu, przez brutalną wojnę na Bałkanach, po narodziny kapitalizmu. W tle tej wielkiej historii toczy się dramat rodziny Velów, która próbuje żyć z raną, jakiej nie sposób zabliźnić. Autor prowadzi czytelnika przez kolejne dekady, ukazując, jak życie toczy się dalej – mimo ran, które już zawszę będą jątrzyć. 
Każda kolejna epoka historyczna, można rzec, że każde kolejne pokolenie Velów, doświadcza nowych wyzwań. Są nimi: upadek komunizmu, wojna na Bałkanach, narodziny kapitalizmu. To nie tylko historia zaginięcia dziewczyny, lecz także kronika współczesnej Chorwacji, która była miejscem trudnym, naznaczonym niepokojami i dramatycznymi przemianami. Podróżując po Europie zbyt często nie pamiętamy o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat, lub zbyt często nie chcemy o nich wiedzieć. Szkoda. Znajomość historii danego regionu to podstawa do poznawania ludzi, kultury, kraju.
Pavičić w sposób wyjątkowy opisuje miejsca, ludzi i emocje. Morze, skały, zapach soli, ciężkie milczenie – wszystko to tworzy sugestywną atmosferę, która sprawia, że czytelnik niemal fizycznie przenosi się w dalmatyńskie pejzaże. Zniknięcie Silvy jest punktem wyjścia, ale prawdziwym bohaterem powieści staje się czas: nieubłagany, zmieniający nie tylko ludzkie losy, lecz także oblicze całego regionu. To wszystko zmusiło mnie do niezbyt wesołych przemyśleń.
Zaletą książki jest jej niezwykła wielowarstwowość. Z jednej strony to trzymająca w napięciu powieść z kryminalnym punktem wyjścia, z drugiej – psychologiczna analiza rodziny zmagającej się z utratą i poczuciem bezsilności. To także świetnie napisana proza społeczna, ukazująca zmiany polityczne i kulturowe Chorwacji na przestrzeni kilku dekad. Autor łączy w swojej narracji osobiste dramaty z historią całego regionu, dzięki czemu książka nabiera uniwersalnego wymiaru. Wiele aspektów można śmiało przenieść na nasz polski grunt. To także opowieść o tym, że czas nie zawsze leczy rany, a pamięć o bliskich może być zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem.
Czerwona woda nie daje prostych odpowiedzi. To historia pytań, które nigdy nie tracą swojej siły, tragedii, która po latach nadal determinuje życie bohaterów. To książka o tym, że czas nie zawsze leczy rany, a pamięć potrafi być równie bolesna jak sama strata.
Powieść Juricy Pavičića to literatura najwyższej próby. Jest ona poruszająca, pięknie napisana, głęboka psychologicznie i jednocześnie niezwykle obrazowa. Autor udowadnia, że jest mistrzem nie tylko narracji kryminalnej, ale przede wszystkim obserwatorem człowieka i jego miejsca w świecie. Czerwona woda to książka, która zachwyci miłośników ambitnej literatury i na długo pozostanie w pamięci każdego czytelnika. Ta powieść udowadnia, że Jurica Pavičić to jeden z najciekawszych głosów współczesnej literatury europejskiej. Czyta się doskonale. Polecam.


piątek, 3 października 2025

Serce za bezcen. Cykl: Tajemnice Kijowa (tom 2) - Andriej Kurkow

 


Wydawnictwo Noir sur Blanc, Moja ocena 5,5/6
Nareszcie, nie mogłam sie doczekać 2. tomu tej wspaniałej serii. 
2. tom jest równie doskonały, jak tom 1. Recenzja tomu 1. (klik). Książka jest pełna smaczków literackich i klimatu przeszłości. Ale napisanie tylko tego byłoby ogromnym uproszczeniem. Serce za bezcen zasługuje na znacznie więcej niż jedno zdanie pochwały. 
Kurkow to zdecydowanie mistrz nastroju. Kolejny raz autor udowadnia, że nie ma sobie równych w konstruowaniu narracji, która jest mieszaniną literatury pięknej i powieści detektywistycznej. Po rewelacyjnym tomie pierwszym – Szpieg wśród przyjaciół – autor powraca do świata, który porwał czytelników. Mamy Kijów roku 1919. Miasto jest rozdarte chaosem rewolucji. Codziennośc zwykłych ludzi jest dramatyczna.
Już w pierwszym tomie poznaliśmy Samsona Kołeczkę. To młody, nieco nieporadny, ale szczery i inteligentny milicjant, który nieoczekiwanie odkrywa w sobie żyłkę śledczego. To właśnie jego postać stała się sercem opowieści i magnesem dla czytelników. Kurkow pięknie namalował obraz miasta – dusznego, niespokojnego, ale i tętniącego życiem. 
W drugim tomie autor jeszcze śmielej sięga po realia historyczne. Są one nie tylko tłem, ale i pełnoprawnym bohaterem powieści. Co cenne, pisarz inspirował się autentycznymi dokumentami bolszewickiej Czeka. Dzięki temu powieść nabiera niezwykłej autentyczności – czytelnik niemal czuje zapach wilgotnych kart akt i ciężar raportów pełnych donosów. 
Samson Kołeczko wraz z niezawodnym towarzyszem Serhijem Chołodnym zostają skierowani do Puszczy-Wodycy, gdzie spod drzwi szopy na jednym z podwórek wypływa tajemnicza kałuża krwi. To początek intrygi, która szybko okazuje się znacznie poważniejsza, niż mogłoby się wydawać. Dochodzenie odbywa się pod czujnym okiem Nikanora Abiazowa – czekisty, którego obecność od początku wzbudza niepokój. Kurkow zręcznie gra na emocjach czytelnika. W trakcie lektury zastanawiamy się kim naprawdę jest Abiazow? Sojusznikiem, przełożonym, a może ukrytym wrogiem, tropiącym sabotażystów w szeregach milicji? 
Nie można jednak zapominać, że Samson to nie tylko śledczy, ale i mężczyzna z krwi i kości. Nasz bohater przeżywa miłosne rozterki. Równie ważne, jak śledztwo jest dla niego zniknięcie Nadii. Poszukiwania ukochanej stają się dla Samsona niezwykle ważne. W niektórych momentach wysuwają się one na plan pierwszy. Wiele się dzieje, a z naszych bohaterów nie spuszcza oka tajna policja. 
Kurkow pisze z lekkością i humorem, ale też z ogromnym szacunkiem do realiów epoki. Jego Kijów nie jest jedynie dekoracją – to żywe, pulsujące miejsce, gdzie historia toczy się na oczach bohaterów. Autor z niezwykłą pieczołowitością odmalowuje zarówno pejzaże miejskie, jak i klimat prowincji. 
Serce za bezcen to wspaniała powieść, która łączy w sobie wszystko, czego można oczekiwać od dobrego kryminału retro: wciągającą intrygę, barwne postacie, historyczny realizm i odrobinę ironii. Ale jest tu również coś więcej – ciepło i sympatia autora wobec swoich bohaterów, a także  refleksja nad tym, jak jednostka radzi sobie z machiną historii i polityki. 
Serce za bezcen udowadnia, że Kurkow nie tylko utrzymał poziom pierwszego tomu, ale nawet go przewyższył. To opowieść, która bawi, wzrusza i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Oba tomy serii są równie doskonałe. Polecam. 

Zapraszam na moje konto na Instagramie (klik)  

 

środa, 1 października 2025

Oślizgłe macki, wiadome siły. Historia Ameryki w teoriach spiskowych - Piotr Tarczyński

 




Wydawnictwo Znak Literanova, Moja ocena 5/6
Piotr Tarczyński od lat udowadnia, że potrafi opowiadać o Ameryce w sposób nieszablonowy. Wraz z Łukaszem Pawłowskim prowadzi Podkast amerykański, gdzie polityka i historia USA ukazywane są z polskiej perspektywy – ale bez uproszczeń i publicystycznych skrótów. Jego najnowsza książka, Oślizgłe macki, wiadome siły idzie o krok dalej: to próba uchwycenia fenomenu Ameryki poprzez… pryzmat teorii spiskowych. Jest to naprawdę niezwykła podróż. 
Tarczyński stawia tezę, że Stany Zjednoczone są krajem zbudowanym nie tylko na Deklaracji Niepodległości czy Konstytucji, ale także na mitach, podejrzeniach i narracjach o spiskach. Od samego początku historii państwa – masonów i Illuminatów, przez paranoję czasów zimnej wojny, po erę internetu i QAnon – to właśnie teorie spiskowe były paliwem dla wyobraźni obywateli. W książce przewijają się zarówno poważne momenty, jak Watergate czy zabójstwo Kennedy’ego, jak i bardziej groteskowe wizje: reptilianie, satanistyczne sieci pedofilskie, UFO w Roswell.
Największą siłą książki jest jej lekkość – autor nie popada w akademicki ton, choć jego przygotowanie merytoryczne jest imponujące. W rozdziałach przeplata anegdoty z analizą kulturową. Dzięki takiej konstrukcji książki lektura przypomina trochę amerykański rollercoaster: od eksperymentów CIA z LSD, przez „tajemnicze” czerwone róże Jackie Kennedy w Dallas, aż po cyfrowe teorie QAnon, które wprost wpływają na politykę współczesnej Ameryki.
Tarczyński przekonująco pokazuje, że teorie spiskowe pełnią funkcję swoistego wentylu społecznego. Są jakby sposobem na oswojenie, okiełznanie chaotycznej rzeczywistości. Amerykanie dzięki nim nadają sens wydarzeniom, które w przeciwnym razie wydawałyby się przypadkowe lub absurdalne. W tym sensie książka nie jest katalogiem „dziwactw”, ale raczej próbą zrozumienia amerykańskiej mentalności.
Oślizgłe macki, wiadome siły można czytać na kilka sposobów: jako wciągającą opowieść historyczną, jako lekcję kulturoznawstwa, albo po prostu jako zbiór fascynujących historii, od których trudno się oderwać. To pozycja obowiązkowa nie tylko dla pasjonatów USA, ale też dla tych, którzy chcą zrozumieć, jak funkcjonuje świat fake newsów, manipulacji i zbiorowych fantazji.
Piotr Tarczyński stworzył książkę błyskotliwą, zabawną i zarazem niepokojącą. Bo choć czytamy o „oślizgłych mackach” z przymrużeniem oka, szybko okazuje się, że spiski kształtują rzeczywistość bardziej, niż chcielibyśmy przyznać. To historia Ameryki w krzywym zwierciadle, ale odbicie, które widzimy, bywa zaskakująco prawdziwe. Polecam, zdecydowanie warto przeczytać. 

 

 

niedziela, 28 września 2025

Zielone wzgórza Afryki - Ernest Hemingway

 



Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena brak oceny

Zielone wzgórza Afryki Ernesta Hemingwaya to książka, w której spotykają się przygoda, literatura i szczerość wyznania. Nie jest to typowa relacja z safari, lecz pełna życia opowieść o świecie widzianym oczami pisarza. Autor to człowieka, który z jednej strony z pasją tropi zwierzynę w Afryce Wschodniej lat trzydziestych, a z drugiej z równą namiętnością tropi sens pisania i rolę literatury. Hemingway udowadnia, że prawdę można uchwycić jedynie poprzez osobiste doświadczenie i uważne wsłuchiwanie się w język i ludzi.
Wg. mnie Zielone wzgórza Afryki to 100% Hemingwaya, niestety. Dlaczego niestety? O tym za moment. 
Na kartach książki obserwujemy relacje autora z towarzyszami podróży – żoną Pauline i miejscowymi przewodnikami. Jednak kwintesencją są relacje pisarza z samym sobą. Obok opowieści o polowaniu, o oczekiwaniu, o chwilach triumfu i porażki, pojawiają się błyskotliwe, a momentami gorzkie refleksje o literaturze, o pracy pisarza, o sztuce uchwycenia tego, co prawdziwe. To właśnie w Zielonych wzgórzach Afryki Hemingway tworzy autoportret człowieka zafascynowanego światem, a zarazem świadomego jego kruchości. To jest także obraz człowieka zafascynowanego polowaniem, niestety. I to boli. Idealny do tej pory autor, człowiek,  okazuje się takim wcale nie być. Nie toleruję polowań dla przyjemności, nie toleruję myśliwych. 
Styl powieści jest niezwykle zwięzły, oszczędny, a jednocześnie niezwykle sugestywny. Sprawia to, że czytelnik przenosi się w samo serce afrykańskiej sawanny. Każdy opis krajobrazu, każde spotkanie ze zwierzęciem, każda rozmowa nabierają intensywności, której nie da się znaleźć w zwyczajnych książkach podróżniczych. Hemingway miał rację, pisząc, że „większość cholernych książek o safari to piekielne nudziarstwo” – jego własna relacja jest zaprzeczeniem tej tezy: dynamiczna, szczera i nieprzewidywalna. 
Zielone wzgórza Afryki to nie tylko zapis przygody, ale też literacka medytacja nad światem, który potrafi być zarówno brutalny, jak i piękny. To książka dla tych, którzy szukają w literaturze refleksji nad człowiekiem i jego miejscem w świecie. Hemingway daje nam coś znacznie więcej niż opowieść o polowaniu, chociaż to niestety jest na pierwszym miejscu. Pisarz ukazuje także  obraz życia, które wciąż inspiruje i zachwyca. Kocham zwierzęta i każdy opis polowania omijałam, nie ukrywam Ale doceniam styl pisarski i zawartość w tekście samego Hemingwaya, jego życia, wnętrza. Za literaturę i przemyślenia daję 5, za opisy polowania -5. Trudno mi jednoznacznie ocenić tę książkę, ale zachęcam do jej lektury, warto.


piątek, 26 września 2025

Dziewczyna z konbini - Sayaka Murata



Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
Dziewczyna z konbini to jedna z tych powieści, w których nie ilosć, a jakosć mają znaczenie. Książka choć niepozorna objętościowo, pozostawia w czytelniku niezwykle silne i dlugotrwałe wrażenie. Sayaka Murata to ceniona japońska autorka. Snuje ona historię, która na pierwszy rzut oka wydaje się prosta i kameralna, a jednak kryje zaskakującą głębię. 
Poznajemy Keiko – trzydziestosześciolatkę, która od osiemnastu lat pracuje w tym samym sklepie typu konbini. Dla wielu byłaby to sytuacja nie do pomyślenia: monotonia, brak awansu, brak „ambicji”. To tak w naszym rozumieniu, zachodnim. Jednak Keiko znajduje w tej pracy nie tylko poczucie bezpieczeństwa, lecz wręcz sens życia. Sklep staje się dla niej jej światem, przestrzenią, w której wszystko ma swoje miejsce. To właśnie uporządkowana rutyna pozwala jej funkcjonować w świecie, który w innych sferach jawi się jako chaotyczny i niezrozumiały. Jestem pewna, iż wielu czytelników w naszej bohaterce ujrzy samych siebie. 
Murata kreśli obraz bohaterki, która nie pasuje do społecznych norm – nie szuka partnera, nie dąży do założenia rodziny, nie pnie się po drabinie kariery. Szczególnie w Japonii jest to nie do pomyślenia. Zamiast tego jest ona „idealnym pracownikiem”. To rozdwojenie osobowości, balansowanie między rolą społeczną a własną, wewnętrzną tożsamością, staje się osią fabuły. Jest to także doskonały pretekst do głębszej refleksji nad tym, jak bardzo nasze życie kształtowane jest przez cudze oczekiwania. Warto się nad tym zastanowić. 
Na szczególną uwagę zasługuje sposób, w jaki Murata portretuje Keiko. Zamiast sztampowej  psychologicznej analizy, otrzymujemy typowo japońską narrację, oszczędną, pełną obserwacji codzienności. W tym minimalizmie tkwi siła. Każdy gest, każde powtarzalne zdanie nabiera znaczenia. W momencie, gdy w życiu Keiko pojawia się mężczyzna, świat bohaterki zaczyna się chwiać. W tym momencie czytelnik staje przed pytaniem: czym właściwie jest normalność i dlaczego tak obsesyjnie jej wymagamy? 
Dziewczyna z konbini to niezwykle ciekawy przykład współczesnej literatury japońskiej. Podobnie jak u Harukiego Murakamiego, którego uwielbiam, codzienność zostaje tu ukazana w sposób niepokojąco obcy, jakby zza szyby. Japońscy pisarze słyną z tego, że potrafią wydobywać z prostych scen – zakupy, praca, rozmowa – głębokie znaczenia i ukryte napięcia. Kultura japońska od lat jest moją pasją, ale i nadal wielką zagadką. Murata doskonale wpisuje się w ten japoński nurt. 
Książka jest krótką, ale intensywną lekturą. Czyta się ją szybko, ale trudno przestać o niej myśleć. To historia, która zmusza do zadania sobie pytania: w jakim stopniu jestem sobą, a w jakim odgrywam role narzucone przez otoczenie? Czy „normalność” to rzeczywista potrzeba, czy tylko społeczna konstrukcja, której ulegamy z przyzwyczajenia i strachu? 
Dziewczyna z konbini to powieść zaskakująca, błyskotliwa i wciągająca. Napisana jest ona z lekkością, a jednocześnie jest aż gęsta od znaczeń. Sayaka Murata proponuje czytelnikowi nie tylko fascynujący portret jednostki wymykającej się normom, lecz także ponadczasową opowieść o samotności, konformizmie i poszukiwaniu tożsamości. Polecam. Jestem zachwycona.

 

środa, 24 września 2025

Queer - William Seward Burroughs

 



Wydawnictwo Filia, Moja ocena 5,5/6
Queer to bardzo dziwna książka, inna, taka, która zmusza do przyzwyczajenia się do sposobu narracji, ale także taka która wciąga od pierwszych stron. Trudno nazwać ją zwyczajną powieścią. To raczej wyznanie, monolog, zapis obsesji i samotności człowieka, który ucieka w opowieści, aby poradzić sobie z rzeczywistością. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z książką napisaną w ten sposób. To jakby porcja anegdot, zwierzeń...więcej nie zdradzę, nie chce psuć elementu zaskoczenia. Gwarantuję, że będziecie bardzo zdziwieni. 
Akcja powieści rozgrywa się w dusznym Meksyku lat 50. XX wieku, gdzie Lee – alter ego autora – błąka się po barach i spelunkach, wśród amerykańskich emigrantów. Lee ciągle szuka miłości. To, co z początku przypomina desperackie działania człowieka zagubionego, szybko odsłania swoją głębię. Jest to historia obsesyjnego uczucia, które miesza się z poczuciem odrzucenia i klaustrofobiczną samotnością. Wiem, brzmi dziwnie. Ale wierzcie mi, warto po tę książkę sięgnąć. 
Queer to z jednej strony wspaniała opowieść miłosna, z drugiej to przejmujący portret outsidera, któremu odmawia się prawa do szczęścia. 
To, co w książce uderza najbardziej, to ton – bezlitosny, tnący niczym nóż, a jednocześnie pełen ironii. Burroughs nie oszczędza ani swojego bohatera, ani czytelników. Jego język jest szorstki,  bardzo dziwny. Do końca lektury nie potrafiłam się do niego przyzwyczaić. 
Charakterystyczna jest też autoironia, która miesza się z dziwnym, wręcz maniakalnym humorem. Pod całą to powierzchnią znajduje się gorzka i smutna refleksja o tożsamości, pożądaniu i niemożności porozumienia się ze światem, czyli temat od zawsze aktualny. Właśnie ta niejednoznaczność sprawia, że Queer czyta się jak dziwną, literacką grę, zabawę, która jest wymagająca.
Ogromnym walorem najnowszego wydania jest przekład Teresy Tyszowieckiej, który pozwala na nowo docenić brutalne piękno prozy Burroughsa. Jej polszczyzna oddaje zarówno intymny, specyficzny ton wyznania, jak i sarkastyczne odcienie narracji. To wszystko sprawia, że książka brzmi świeżo i współcześnie, choć powstała ponad siedemdziesiąt lat temu. 
Queer to książka nie tyle o miłości, co o głodzie bliskości, o rozpaczy podszytej pragnieniem, o świecie, w którym każde uczucie podszyte jest lękiem przed odrzuceniem. Nawet dziś, w XXI wieku, książka ta brzmi jak rewolucja. Jest ona odważna, brutalnie szczera, zarazem piękna i przerażająca. To bez wątpienia jedno z najpiękniejszych „love story” tamtej epoki. 
Burroughs, często niedoceniany, jest tutaj pisarzem wielkiej miary, który potrafi z surowych emocji, ironii i chaosu zbudować powieść niepodobną do żadnej innej. Burroughs zapisał się w historii jako literacki prowokator i buntownik. W Queer pokazuje swoje najciekawsze oblicze.
Queer to książka, którą trudno odłożyć i o której długo nie da się zapomnieć. Jest ona pełna smutku, pragnienia i szorstkiej prawdy o człowieku. Polecam, choć nie ukrywam, nie każdemu ta książka przypadnie do gustu. Jest piekna, ale bardzo specyficzna.


poniedziałek, 22 września 2025

Płonące tajemnice - Hanna Greń

 


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 3,5/6
Płonące tajemnice Hanny Greń to powieść, która od samego początku obiecuje wiele – mroczne beskidzkie lasy, dramatyczna przeszłość bohaterki i tajemnica, której ślady nie znikają nawet w ogniu. To brzmi jak solidna baza pod pełnokrwisty thriller z mocnym tłem obyczajowym. Niestety, choć pomysł wyjściowy jest naprawdę intrygujący, wykonanie pozostawia uczucie pewnego niedosytu. 
Największym atutem książki jest klimat, Autorka potrafi sugestywnie oddać atmosferę górskiej miejscowości, gdzie przyroda wydaje się niemym świadkiem dawnych dramatów. Momentami opis lasów i zgliszcz nabiera niemal symbolicznego znaczenia, a sama sceneria staje się pełnoprawnym bohaterem opowieści. To właśnie w takich fragmentach Greń pokazuje swoje pióro z najlepszej strony. 
Problem w tym, że zamiast skoncentrować się na głównej linii fabularnej, autorka rozdrabnia się na liczne poboczne wątki. Wprowadzane są postacie i epizody, które w teorii mają budować tło, ale w praktyce rozmywają główną intrygę. Chwilami można odnieść wrażenie, że kluczowa historia – dramat dzieciństwa Danuty i mroczne sekrety rodzinnego domu – schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca czasem wręcz zbędnym dygresjom. 
Sama bohaterka jest ciekawie zarysowana, choć jej portret psychologiczny mógłby zostać pogłębiony. Danuta to kobieta naznaczona traumą, która zmuszona jest zmierzyć się z przeszłością. Jej emocje są przedstawione dość powierzchownie, co osłabia potencjał tej postaci. Również rozwiązanie głównej tajemnicy, choć logiczne, okazuje się przewidywalne i nie niesie ze sobą tego efektu zaskoczenia, którego czytelnik oczekiwałby od powieści tego typu. 
Płonące tajemnice to książka, która dobrze rokuje na starcie, ale nie do końca spełnia oczekiwania. Ma klimat, interesujący punkt wyjścia i kilka naprawdę udanych fragmentów, jednak gubi napięcie przez liczne poboczne wątki i brak wyrazistego finału. To lektura „średnio pozytywna” – ani rozczarowująca do cna, ani na tyle mocna, by na długo zapisała się w pamięci. Raczej propozycja dla tych, którzy lubią spokojniejsze tempo, atmosferyczne tło i są w stanie przymknąć oko na niewykorzystany potencjał głównej intrygi.


niedziela, 21 września 2025

Piękna brzydota - Alice Feeney


Wydawnictwo IV Strona, Moja ocena 3-/6
Piękna brzydota Alice Feeney to książka, która z założenia miała być mrocznym, klimatycznym thrillerem psychologicznym, a ostatecznie okazała się historią pełną niewykorzystanych szans i rozczarowujących rozwiązań. 
Pomysł wyjściowy jest naprawdę obiecujący – tajemnicze zaginięcie żony znanego pisarza, otoczona mgłą szkocka wyspa i złudzenie, że utracona miłość nagle pojawia się ponownie. To materiał, który aż prosi się o pełną napięcia i emocji opowieść w stylu Hitchcocka. Niestety, Feeney bardzo szybko gubi potencjał. Fabuła zamiast nabierać tempa, rozmywa się w powtarzalnych opisach żałoby bohatera i przewidywalnych retrospekcjach. Zamiast niepokojącej atmosfery dostajemy serię klisz znanych z innych, kiepskich ksiażek. Co jakis czas mamy zwroty akcji. Gdy już pojawiają, są one na tyle naciągane, takie słabe, że bardziej irytują, niż zaskakują. 
Największym problemem jest jednak konstrukcja bohaterów. Grady, który mógł być fascynującym portretem człowieka na krawędzi obłędu, wypada raczej nijako. Jego emocje opisane są powierzchownie. Abby, wokół której przecież kręci się cała historia, jest obecna jedynie jako mglisty cień, postać w zasadzie nierzeczywista. Całkowicie bez sensu. 
Książce brakuje też płynności narracyjnej. Zamiast rosnącego napięcia mamy liczne dłużyzny, które skutecznie zabijają klimat. Feeney próbuje zbudować aurę tajemnicy, ale robi to w sposób tak przewidywalny, że czytelnik szybko domyśla się, w którą stronę zmierza akcja. 
Trzeba jednak przyznać, że autorka ma lekkie pióro – mimo niedociągnięć książkę czyta się dość szybko, a pojedyncze fragmenty opisujące krajobraz szkockiej wyspy potrafią naprawdę oczarować. To właśnie atmosfera miejsca bywa najmocniejszym i jedynym poytywnym elementem powieści. Szkoda, że Feeney nie pogłębiła tego wątku zamiast wikłać się w niezgrabnie prowadzone zwroty akcji. 
Piękna brzydota to thriller z dobrym pomysłem, który niestety nie został wykorzystany. Zamiast wciągającej opowieści o żałobie, złudzeniach i prawdzie ukrytej na końcu świata, otrzymujemy przeciętną historię, która ani nie trzyma w napięciu, ani nie zostaje w pamięci. To książka dla czytelników poszukujących lekkiego, niezobowiązującego czytadła, ale nie dla tych, którzy oczekują literackiej głębi czy finezyjnie skonstruowanej intrygi.


 

piątek, 19 września 2025

Nomadzi - Iza Klementowska

 


Wydawnictwo Marginesy, Moja ocena 5,5/6
Nomadzi Izy Klementowskiej to książka, która choć formalnie jest reportażem, tak naprawdę wykracza daleko poza jego granice. To nie tylko dokumentacja podróży przez Stany Zjednoczone, ale także głęboka refleksja nad kondycją współczesnego człowieka. To wyjątkowo poruszająca refleksja. 
Autorka przemierza tysiące kilometrów Ameryki. W trakcie podróży poznaje ten kraj obiecany, który jednocześnie jest krajem pełnym sprzeczności, czasami nawet przedsionkiem piekła. Autorka spotyka ludzi, którzy stracili dach nad głową, zmagają się z bezrobociem, migracją, uprzedzeniami czy brakiem akceptacji. Każda z tych historii jest jak fragment mozaiki. Razem układają się one w obraz społeczeństwa naznaczonego nierównościami, ale też w obraz uniwersalnej tęsknoty za miejscem, gdzie można poczuć się bezpiecznym i chcianym. 
Siłą tej książki jest to, że Klementowska nie tworzy tylko pełnej faktów relacji. Jej język, sposób pisania są pełene empatii i wrażliwości, przez co ten reportaż staje się czymś więcej niż zbiorem rozmów i obserwacji. Jest to wyjątkowe doświadczenie czytelnicze, które trafia prosto w serce. Autorka potrafi wsłuchać się w drugiego człowieka, dać mu przestrzeń do opowiedzenia własnej historii jednocześnie nie oceniając go. Dzięki temu każda opowieść brzmi tak przejmująco. 
Nomadzi to również książka głęboko osobista. Klementowska nie ukrywa, że pytania, które stawia swoim rozmówcom, stawia także samej sobie. Refleksje o tymczasowości, przemijaniu, poczuciu obcości i wiecznym poszukiwaniu miejsca na ziemi sprawiają, że treść jest wyjątkowo osobista, momentami wręcz intymna. To sprawia, że czytelnik ma wrażenie obcowania nie tylko z reporterskim zapisem, ale także z literaturą piękną i bardzo osobistą. 
Ogromne wrażenie robi też sposób, w jaki autorka splata losy postaci z szerszym kontekstem społecznym i historycznym. To, co spotyka bohaterów jej książki – bezdomność, bieda, migracja, rasizm – nie jest jedynie sumą przypadków, lecz efektem większych procesów, które kształtują współczesną Amerykę. Te procesy, zmiany kształtują także świat, w którym żyjemy. Dzięki temu Nomadzi są nie tylko zbiorem poruszających historii, ale też ważnym komentarzem do współczesności. A ta współczesność niestety mnie przeraża i zasmuca.
Trudno nie zachwycić się tym, jak Klementowska łączy reporterską rzetelność z literacką wrażliwością. Jej książka jednocześnie boli i koi. Treść boli, bo uświadamia ogrom cierpienia jakie towarzyszy bohaterom; koi, bo przypomina, że nawet w najtrudniejszych okolicznościach można odnaleźć dobro i sens. 
Nomadzi to reportaż wyjątkowy, który na długo zostaje w pamięci. To opowieść o Ameryce, ale także o każdym z nas. Pytanie o to, czym jest dom i gdzie go szukać, jest pytaniem uniwersalnym, przekraczającym granice i kultury. Iza Klementowska stworzyła książkę, która zasługuje nie tylko na uznanie, ale i na miejsce w kanonie polskiego reportażu. Jestem zachwycona i bardzo poruszona. Polecam każdemu myślącemu, wrażliwemu człowiekowi.Izę Klementowską, jej pióro, celne oko, wrażliwość uwielbiam od dawna. Każda książka porusza mnie jeszcze bardziej od poprzedniej, każda wpędza w zadumę. Zachęcam do lektury Nomadów oraz innych reportaży autorki. 

 

wtorek, 16 września 2025

Między książkami - Gabrielle Zevin

 



Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 5-/6
Między książkami Gabrielle Zevin to powieść, która na pierwszy rzut oka wydaje się klasycznym listem miłosnym do literatury. Jednak całość okazuje się historią o samotności, stracie i niespodziewanych szansach, jakie potrafi przynieść życie. 
Autorka przedstawia nam A.J. Fikry’ego – zgryźliwego, rozczarowanego księgarza, który dawno stracił radość życia. Jego codzienność jest monotonna, wypełniona żałobą po zmarłej żonie i poczuciem przegranej. Dopiero kradzież cennego egzemplarza poezji Poego i pojawienie się porzuconej, dwuletniej dziewczynki – zaczynają zmieniać go na nowo. Fikry powoli otwiera się na innych, a wraz z przybyciem Amelii, pracowniczki wydawnictwa, w jego świecie rodzi się także subtelny wątek miłosny. 
Książka jest zdecydowanie ciepła w tonie, pełna uroku i przesłań, które łatwo trafią do czytelników. . Od pierwszej strony widać, że Zevin chciała stworzyć opowieść pokrzepiającą, dającą nadzieję na nowe początki, nawet gdy życie zdaje się już pozbawione barw. I to jej się udało. Między ksiażkami to taki plasterek na zbolałą duszę.  
Jednocześnie trudno nie zauważyć, że fabuła chwilami bywa przewidywalna. Zmiana bohatera z cynicznego samotnika w czułego opiekuna i partnera przebiega według dobrze znanego schematu, przez co niektóre fragmenty tracą na sile. Bywa też nieco zbyt sentymentalnie. Autorka nie zawsze unika patosu, a niektóre wątki (np. zawodowe perypetie Amelii) potraktowane są powierzchownie. A szkoda bo mogły być ciekawym wątkiem.  
Mimo tych niewielkich niedoskonałości Między książkami czyta się bardzo dobrze, a lektura zostawia ciepłe wrażenie i uczucie, że nie ma sytuacji bez wyjścia. To nie jest powieść, która na zawsze zmienia sposób myślenia o literaturze czy o życiu, ale na kilka wieczorów pozwala się zatrzymać i uwierzyć, że miłość – zarówno do ludzi, jak i do książek – może uratować człowieka przed samotnością. 
To dobra, choć nie wybitna historia, która spodoba się czytelnikom ceniącym kameralne powieści obyczajowe, pełne literackich odniesień i ciepła emocjonalnego. Jeśli ktoś szuka głębokiej, psychologicznej analizy czy przełomowej refleksji nad rolą literatury, może poczuć lekki niedosyt. Ale jeśli oczekuje wzruszenia, odrobiny humoru i opowieści o drugiej szansie, ta książka spełni swoje zadanie
. Polecam. 

 

sobota, 13 września 2025

W poszukiwaniu siebie. Każdy ma swoją opowieść do odkrycia - Agnieszka Kozak

 


Wydawnictwo Literackie, Moja ocena 5,5/6
W poszukiwaniu siebie. Każdy ma swoją opowieść do odkrycia to książka, która działa jak balsam dla duszy. Jest ona pełna ciepła, mądrości i refleksji. To nie jest zwykły poradnik psychologiczny ani zbiór suchych wskazówek. To intymna podróż w głąb ludzkiego doświadczenia, oparta na terapeutycznych opowieściach, które otwierają serce i umysł, pokazując, że każdy człowiek nosi w sobie historię wartą zrozumienia i opowiedzenia. 
Autorka, z ogromną empatią i profesjonalizmem, zaprasza nas do świata swoich pacjentów. Poznajemy Martę, która w lustrze widzi piękno, ale wewnętrznie wciąż odczuwa brak akceptacji; Patryka, który przez życie niesie ciężar opuszczenia przez ojca; czy Iwonę, ukrywającą przez lata dramat życia z alkoholikiem. Historie te nie są opisywane po to, by epatować dramatyzmem – wręcz przeciwnie. Autorka wydobywa z nich to, co uniwersalne i terapeutyczne, nadając im formę przypowieści, które każdy z nas może odczytać na nowo we własnym życiu. 
Szczególną wartością książki jest jej symboliczna warstwa. Każdy rozdział to opowieść, której motywem przewodnim jest obraz – „Ostryga”, „Gnom”, „Kryształ” czy „Las”. Te metafory stają się nie tylko drogowskazami, ale i zwierciadłami, w których odbijają się nasze własne doświadczenia, lęki, smutki i radości. Czytelnik dostaje w ręce nie tylko historie, ale i słowa, sformułówania, dzięki którym może lepiej nazwać własne uczucia, lęki i pragnienia. 
Ogromnym atutem jest także styl autorki. Kozak pisze językiem prostym, ale głębokim. Unika psychologicznego żargonu, a jednocześnie nie banalizuje treści. Każda historia jest przystępna, a zarazem skłania do refleksji. To sprawia, że książka nie jest przeznaczona wyłącznie dla osób w kryzysie – równie dobrze mogą po nią sięgnąć ci, którzy chcą po prostu lepiej rozumieć siebie i innych. 
Nie sposób pominąć także warstwy wizualnej. Cudowne obrazy Aleksandry Wagi-Mizery idealnie dopełniają treść. Są subtelne, ale jednocześnie wyraziste – tworzą jakby most pomiędzy słowem a emocją. Dzięki nim książka staje się jeszcze bardziej wyjątkowa, bo angażuje nie tylko intelekt, ale i zmysły. 
Największą siłą tej publikacji jest jednak poczucie obecności autorki. Czytając, ma się wrażenie, że Agnieszka Kozak naprawdę prowadzi nas krok po kroku przez meandry psychiki, z czułością i zrozumieniem. Nie ocenia, nie narzuca gotowych recept. Po prostu towarzyszy. 
W poszukiwaniu siebie to książka, którą trudno czytać szybko. Każda opowieść zatrzymuje, zmusza do zastanowienia, a czasem do wzruszenia. To lektura, która uczy samowspółczucia, daje nadzieję i pokazuje, że nawet z bólu można wydobyć sens. 
To nie jest pozycja, którą po prostu odkłada się na półkę – to książka, do której wraca się wielokrotnie, gdy życie stawia przed nami kolejne pytania. Jej moc polega na tym, że w słowach innych ludzi zaczynamy dostrzegać własną opowieść. Polecam.

czwartek, 11 września 2025

Wady ukryte - Katarzyna Kostołowska

 



Wydawnictwo Książnica, Moja ocena 5,5/6
Wady ukryte Katarzyny Kostołowskiej to literacka uczta, która już od pierwszych stron wciąga czytelnika w wir emocji, tajemnic i nieoczywistych relacji. Autorka, znana z bestsellerowej serii Czterdziestki, udowadnia, że potrafi nie tylko kreślić pełnokrwiste portrety bohaterów, ale też tworzyć fabuły pulsujące napięciem i autentycznością. 
Przenosimy się do Wrocławia, a dokładniej do kancelarii prawniczej na klimatycznym Nadodrzu. To przestrzeń, która z jednej strony kojarzy się z chłodną literą prawa i profesjonalizmem, a z drugiej – na kartach ksiażki– zamienia się w scenę pełną dramatów, namiętności i ludzkich słabości. Drzwi tej kancelarii kryją bowiem nie tylko akta spraw, ale również sekrety jej właścicielek – adwokatki Justyny Maliniak i radczyni prawnej Natalii Zych. 
To właśnie one stają się centralnymi postaciami tej opowieści. Obie są silne, niezależne, błyskotliwe – a jednocześnie kruche i uwikłane w sprawy, o których najchętniej by milczały. Kostołowska ma dar przedstawiania kobiet prawdziwych – takich, które popełniają błędy, które czasem się gubią, ale zawsze próbują odnaleźć własną drogę. Ich losy splatają się w sieci nieporozumień, ukrytych uczuć i bolesnych doświadczeń, które nie pozwalają zasnąć spokojnie ani bohaterkom, ani czytelnikowi. 
Wady ukryte to jednak nie tylko historia o dwóch prawniczkach i ich sekretach. To opowieść o odwadze bycia sobą, o pragnieniu miłości, nawet tej zakazanej, o prawie do szczęścia, które każdy z nas nosi w sercu. Autorka znakomicie balansuje pomiędzy światem paragrafów, a światem uczuć. Kostołowska pokazuje, że jedno i drugie często bywa nieprzewidywalne, a zasady, które miały chronić, potrafią stać się pułapką. 
Atmosfera książki jest gęsta od emocji – od napięcia rodem z thrillera prawniczego, przez nuty romansu, aż po psychologiczną głębię relacji międzyludzkich. To powieść, w której każdy znajdzie coś dla siebie: fani intryg docenią zwroty akcji, miłośnicy historii obyczajowych odnajdą w niej autentyczne emocje, a czytelnicy szukający literatury kobiecej – inspirację i wsparcie. 
Katarzyna Kostołowska po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać nie tylko lekko, ale i mądrze. Jej styl, opisy, klimat są takie, że niemal czujemy zapach parzonej kawy czy ciężar ciszy w kancelaryjnych murach. 
Wady ukryte to dopiero początek nowej serii, ale już dziś można powiedzieć, że zapowiada się ona jako literacki hit. To książka, która nie tylko bawi i wzrusza, ale też daje do myślenia – o tym, ile w nas samych jest niewypowiedzianych tajemnic i jak trudno czasem przyznać się do własnych wad. 
Gorąco polecam – to powieść, którą czyta się jednym tchem.