środa, 5 września 2018

Miasteczko Surrender - Caleb Carr

Wydawnictwo Rebis
Recenzja mojego męża.
Książka autora kultowego Alienisty. Niestety, ale Miasteczko... jest zdecydowanie słabsze od Alienisty.
Początek niezły, a dalej wg. zasady im głębiej w las tym gorzej.
Zagadka kryminalna z każdą kolejną stroną mniej zagmatwana (a chyba powinno być odwrotnie). Mniej więcej pod koniec pierwszej połowy wiedziałem kto, jak i dlaczego. Nie ma nic gorszego w kryminale. Pozostała część książki to nudy i to koszmarne. 

Poza tym absolutny brak klimatu. Alienista rozgrywał się w XIX wieku, Carr świetnie oddał w nim ówczesne realia, klimat dusznych, brudnych uliczek, brukowane trotuary, stroje, mentalność ludzi. 
W Miasteczku Surrender akcja rozgrywa się w prowincjonalnym miasteczku i na początku zdaje się, iż klimat będzie równie doskonale oddany, jak w Alieniście. Ale to tylko początkowe pozory. W kreślonej małomiasteczkowej atmosferze brak tego czegoś co sprawiłoby, iż w trakcie lektury czytelnik wręcz zanurza się w tamtejszych realiach, czuje oblepiającą duchotę małej społeczności. 
Poza tym dialogi, jakieś takie nadęte, nie pasujące zupełnie do fabuły. Do tego spora ilość przekleństw. Nie mam nic do wulgaryzmów w książkach o ile są one uzasadnione fabułą. Tu tego związku brak.
Niestety, ale nie dałem rady doczytać do końca. Zmęczyłem (tak, to dobre określenie) mniej więcej 3/4 książki i uznałem, iż wystarczy. Nic nie wróżyło, że w pozostałej części cokolwiek ulegnie zmianie. Ponieważ oceniam tylko w całości przeczytane książki, tym razem ocenę sobie daruję.


2 komentarze:

  1. Szkoda, że książka Cię zawiodła, ale dziękuję za szczerość w recenzji i ostrzeżenie. 😊

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.