poniedziałek, 30 stycznia 2017

Siedem spódnic Alicji - Joanna Jurgała-Jureczka

Wydawnictwo Zysk i S-ka, Moja ocena 3,5/6
Nie ukrywam, iż trudno było mi wczytać się w tę książkę. Jakoś nam się niezbyt udawało na początku zgrać. Po mniej więcej pięćdziesięciu stronach było trochę lepiej, ale i tak bez euforii.
To nie było moje pierwsze spotkanie z prozą autorki. Poprzednie książki bardzo przypadły mi do gustu. Nie wiem, dlaczego tym razem było inaczej.
Siedem spódnic Alicji przeczytałam dosyć szybko, ale nie znalazłam tego czego szukałam, tego nieuchwytnego czegoś, co sprawia, iż książkę pamięta się jeszcze długo po odstawieniu jej na półkę. Euforii brak. Nie wiem, może moje oczekiwania były zbyt wysokie, może dzień nie ten. Czasami tak się zdarza.
Autorka opowiada historie o powoli rodzącym się uczuciu, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, o tajemnicach, o tak trudnych kontaktach jakimi z reguły są te w najbliższej rodzinie.
Akcja rozgrywa się w wielu miejscach Europy. Są to m.in. sielskie polskie Stawiska na Śląsku Cieszyńskim, portugalskie Nazare, chorwacki Molunatu. Cechą wspólną jest przepiękne położenie i spora porcja historii, tej niedawnej, jak i liczącej wiele lat. Od razu rzuca się w oczy, iż autorka fascynuje się historią. Udało jej się bardzo zręcznie wymieszać przeszłość z teraźniejszością, tajemnice (małe i duże) z prozą dnia codziennego. Do tego Jurgała -Jureczka dodała garść opisów obyczajów i miejscowych legend. To na plus bowiem te trzy w/w scenerie dodają opowieści zdecydowanego blasku. Znając wcześniejsze książki autorki, byłam przekonana, iż kolorytu dodadzą bohaterowie. Niestety. Tym razem żadna z kreacji mnie nie zachwyciła, żaden z bohaterów nie wzbudził mojej wyjątkowej sympatii. Niby bohaterów jest sporo, niektórzy ciekawi, ale czegoś zdecydowanie im brakuje. Ot zwyczajne postaci, jakich wiele. W związku z tym kreacje bohaterów na minus. Oczekiwałam czegoś więcej.
Na plus poczytuję także intrygujący, niejednoznaczny tytuł i bardzo ładną okładkę, która przyciąga oczy. Jednak parafrazując znane powiedzenie...nie szata zdobi...- nie okładka zdobi książkę, nie ona jest najważniejsza. Dla mnie bardziej liczy się treść. A ta, jak wspomniałam, nie porwała mnie.
Nie mogę napisać, iż książka jest zła, nie mogę też napisać, iż dobra. Niewątpliwie ma ona swoje plusy i minusy. Jednak mimo ogólnego zachwytu, mnie książka nie porwała. Ot przeciętne czytadło, jakich wiele, o którym trudno cokolwiek więcej napisać. Brak tego czegoś, magii, czegoś co sprawi, iż książkę się pochłania i pamięta.  Do was należy decyzja - czytać, czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.